Przejdź do zawartości

Anielka w mieście/Obcy ludzie

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Janina Zawisza-Krasucka (opr.)
Tytuł Anielka w mieście
Podtytuł Powieść
Data wyd. 1934
Druk Drukarnia „Rekord”
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cała powieść
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


28. Obcy ludzie.


Jaki jednak świat był pełen rzeczy nieoczekiwanych i pięknych! W zadumie siedziała Anielka znowu przy oknie w przedziale kolejowym, widziała uciekające z przed oczu pola i lasy, ciągle nowe, ciągle inne i pragnęła jechać tak dalej bez celu, byleby tylko podążać do przepojonej błękitem swobody.
W jednem z większych miast pociąg zatrzymał się na całą godzinę. Anielka chciała to wykorzystać, aby obejrzeć miasto i zwiedzić sławną katedrę, o której tyle już słyszała. Walizka jej jednak była bardzo ciężka, oddać zaś jej na przechowanie Anielka żadną miarą nie chciała. Skąd można wiedzieć, że walizki jej nie zamienią i że nie dostanie wzamian jakiejś innej, nie należącej do niej? Dźwigała więc walizkę i parasolkę, rozglądała się dookoła ciekawie i szła w zamyśleniu krętemi ulicami miasta. Z pewnością przyjemnie byłoby tutaj zamieszkać na stałe.
Nagle przyszło jej na myśl, że może się spóźnić na dworzec i że pociąg bez niej odjedzie dalej. Co ją właściwie obchodziła sławna katedra, skoro miała jeszcze tyle godzin podróży przed sobą!
Ale, gdy wróciła na stację, przekonała się, że pociąg jej ciągle jeszcze stał na tem samem miejscu, a ludzie tak się doń tłoczyli, że co chwilę ktoś inny Anielkę popchnął. Pociąg nie ruszył jeszcze nawet wtedy, gdy Anielka siedziała w przedziale i znowu poczęła wyglądać przez okno. Jednakże tem się teraz nie martwiła. Przecież była pewna, że prędzej, czy później, pociąg pojedzie dalej, a największem zadowoleniem przejmowała ją myśl, że ma znowu miejsce przy oknie.
Im bardziej pociąg oddalał się od miasta, tem trudniej Anielce było zrozumieć otaczających ją pasażerów, którzy mówili jakimś dziwnym djalektem, zupełnie dla niej obcym. Dookoła toczyła się rozmowa jadących ludzi, jedni zadawali pytania, drudzy na nie odpowiadali. Wymachiwano rękami w powietrzu, które zdawały się również coś wypowiadać, jakby same słowa nie wystarczały. Cóż to byli za ludzie? O czem tak wesoło opowiadali? Pola, lasy, pagórki, doliny i rzeki wszystko zniknęło nagle Anielce z przed oczu. Teraz tylko szeroko rozwartemi oczami obserwowała otaczających ją ludzi, pragnąc wyczytać wszystko z ich twarzy, bo przecież mowy ich nie rozumiała. Mówili chyba również po polsku, tylko tak jakoś dziwnie, prędko i niewyraźnie! Czy Anielka kiedyś tego języka się nauczy?
Przejęta zdziwieniem, zapomniała zupełnie o dwóch jajecznych plackach, które dostała na drogę od mistrza piekarskiego Bączka. Miasto K., pani Bielawska, fabryka czekolady, wszystko to było już daleko poza nią. Chwilami miała wrażenie, że ta podróż jej trwa całe tygodnie, że od tygodni wielu siedzi na swem miejscu przy oknie, w przedziale kolejowym i oburącz trzyma swą walizkę.
Zabłysła gdzieś w oddali srebrzysta wstęga rzeki, na widnokręgu pojawiły się wyraźne kontury pagórków, zamajaczyły wieże kościelne i dachy kamienic miasta. Dojeżdżała do celu! Trzeba było wysiadać. Wstrzymała oddech w piersiach, a serce poczęło bić, jak na trwogę. Co ją tutaj czekało?
Za balustradą peronu stał elegancki pan w czarnym sztywnym kapeluszu na głowie. W ręku trzymał białą chusteczkę, którą wesoło powiewał w powietrzu. Anielka przeraziła się. Postawiła swą walizkę na chodniku peronowym, dobyła z kieszeni chustkę i również z całych sił zaczęła nią powiewać.
Ale co powie temu wytwornemu panu, gdy się do niej zbliży? Długo jednak zastanawiać się nie mogła, bo pan ów podskoczył do niej, chwycił walizkę, i oddał ją jakiemuś służącemu w liberji, rozkazując zanieść do powozu. Anielka musiała wsiąść również i znalazła się całkiem nieoczekiwanie u boku jasno ubranej damy, która zupełnie się do niej nie odzywała. Powóz ruszył z miejsca, jadąc przez miasto szerokiemi, przystrojonemi zielenią ulicami. Anielka z przerażenia i nieśmiałości lękała się głowę podnieść wgórę. Dopiero w obszernym jasnym pokoju, gdy stanęła przed młodą panią, leżącą na zarzuconej poduszkami kanapie i gdy spojrzała na jej miłą uśmiechniętą twarz, poczęła odważniej opowiadać o swej podróży.
Ciągle jednak odczuwała dziwne onieśmielenie. Nigdy w swojem życiu nie widziała tak pięknej pani, o tak rozumnych błękitnych oczach, o takich miękkich, wijących się włosach, które nadawały jej twarzy wyraz niewinności dziecięcej. Dlaczego tę panią mąż wnosił na rękach na wyższe piętro? Czy nie mogła chodzić? Anielka widocznie całkiem bezwiednie zadała to pytanie wymownem spojrzeniem.
— Podczas jazdy konno uległam nieszczęśliwemu wypadkowi, — odpowiedziała pani Rage z bolesnym uśmiechem, — dlatego właśnie muszę mieć teraz Anielcię przy sobie. Pomoże mi Anielcia tu wszystko w domu do porządku doprowadzić?
Więc to nowa chlebodawczyni tak do Anielki przemawiała? Anielka z podziwem spojrzała na nią i wybąkała:
— Naturalnie, bardzo chętnie.
Już w owej chwili Anielka dałaby się porąbać za panią Rage, która zjawiła się na drodze jej życia, jak anioł dobroci, zesłany prosto z nieba.
— Żeby tak ją Stasiek zobaczył, — przyszło na myśl Anielce. — Stasiek!
Zaprowadzona przez jakąś kobietę, weszła Anielka do jasnej kuchni, gdzie nad kominem suszyły się kiełbasy, a małe drzwi po przeciwległej stronie prowadziły do pokoiku, który odtąd miał być pokoikiem Anielki. Na stoliku pod ścianą, dostrzegła kwiaty w wazonie, łóżko było przykryte śnieżno białą koronkową kapką, a z okna widziało się zielone rozłożyste drzewa. Więc to była rzeczywistość?
Anielka codziennie pokryjomu oczekiwała nadejścia czegoś, co jej ten rozsłoneczniony świat nagle przysłoni i przeniesie zpowrotem do mrocznej, ponurej atmosfery w mieszkaniu państwa Bielawskich. Oczekiwania jednak były płonne, bo nic takiego jakoś się nie zjawiało.
Pan Rage za każdym razem serdecznie całował swą żonę, wychodząc do swej kancelarji adwokackiej, a gdy do domu przychodził, zawsze jej coś przynosił w upominku i Anielka słyszała w pokoju wesołe śmiechy. Wszystko tonęło tu w zadowoleniu i wesołości, zazwyczaj żartowano, jakby ci ludzie nic ciężkiego nie przechodzili w życiu. A przecież pani Rage nie mogła chodzić, będąc przytem młodą i piękną i posiadając tyle szlachetności, że Anielka zawsze myślała o tem, iż podobnie szlachetnej osoby w swojem życiu nigdy nie widziała. Widok bezradności fizycznej pani Rage sprawiał dotkliwy ból Anielce. Aby swej chlebodawczyni sprawić przyjemność, Anielka zawsze wcześnie kończyła swą pracę gospodarską, a potem już tylko zajmowała się chorą. Każda pochwała pani Rage posiadała dla niej o wiele więcej wartości, niż wszystkie suknie razem, które jej pani Bielawska darowała.
Ciekawe, że nawet z gotowaniem Anielka doskonale dawała sobie radę. Kupowania produktów też się nauczyła po kilku wyprawach na targ z sąsiadką z niższego piętra. Każdą wolną chwilę przepędzała Anielka przy pani Rage, która ogromnie lubiła słuchać jej opowiadań. Anielka zazwyczaj siadywała na niskim stołeczku przy kozetce, na której leżała chora, szyła pod jej kierunkiem i nie przestawała opowiadać o rozmaitych przygodach z czasów swego dzieciństwa. A w niedzielę wolno jej było czytać zazwyczaj książki, albo też wyjść na kilka godzin na spacer.
Jak drzewko obsypane rozwijającem się pąkowiem, tak młodość Anielki rozwijała się w atmosferze tego pogodnego nowego życia. Nawet policzki zaokrągliły jej się i zarumieniły już w ciągu kilku tygodni. U państwa Rage mogła najadać się do syta i po raz pierwszy w życiu wolno jej było samej sobie chleb krajać.
Niczego wogóle nie zamykano przed Anielką, cieszyła się bowiem bezwzględnem zaufaniem chlebodawców. Nic więc dziwnego, że troszczyła się o wszystko do nich należące, jak o swoje, zupełnie samodzielnie prowadząc gospodarstwo. Poprostu Anielka czuła się odpowiedzialna zato, że jej tyle serdeczności i dobroci okazywano.
Gdy pewnego dnia na blasze w kuchni znalazła monetę pięciozłotową, śpiesznie zapukała do drzwi gabinetu pana Rage, aby zakomunikować, że prawdopodobnie kominiarz, który był wczoraj, aby kuchnię wyczyścić, przez zapomnienie zostawił pięć złotych. Pan Rage roześmiał się serdecznie.
— Te pięć złotych ja zostawiłem dla kucharki, aby dalej czyniła takie same postępy w gotowaniu.
Anielka uczuła, że staje nagle przed zagadką trudną do rozwiązania.
Czyż dziwić się można, że w takiem otoczeniu powróciła jej dawna dziecięca wesołość i że coraz częściej teraz śmiała się i śpiewała? Tutaj nie potrzebowała się kryć z niczem, mogła radować się życiem tak samo swobodnie, jak radują się ptaszęta na wiosnę, wśród zieleniejących konarów drzew.
Częstokroć i pani Rage z Anielką śpiewała, wówczas, gdy Anielka siadywała przy niej, pochylona nad szyciem lub cerowaniem. Nieraz pani Rage prosiła, aby Anielka ustawiła przy jej kanapie stalugi i całemi godzinami wówczas biedna chora malowała. W takich chwilach Anielka miała sposobność obserwować swą panią.
— Zupełnie sprawia wrażenie dziecka, — myślała, — a mimo to posiada tyle zdrowego rozsądku. Prawdopodobnie ta dobroć czyni ją taką piękną. Ach, żebym i ja kiedyś była taka, jak ona!
Najbardziej dziwiła się Anielka niezwykłej pogodzie usposobienia pani Rage. Mimo to jednak, gdy pani Rage tak długie godziny w samotności pracowała, dostrzegała Anielka na jej twarzy tajemniczy wyraz bólu, chociaż spojrzenie wciąż było jasne, pogodne i radosne. Wówczas przychodziło na myśl Anielce, że przecież życie daje dużo zadowolenia i że zawsze po każdym smutku musi nastąpić radość. Tylko silni i odważni ludzie mogą być w nieszczęściu tak pogodni, jak pani Rage. Szacunek Anielki dla młodej chlebodawczyni wzrastał z dnia na dzień. Niemal każde życzenie starała się wyczytać z jej oczu, aby zasłużyć wzamian za słówko pochwały. Wszystko, co przy chorej robiła, sprawiało jej przyjemność. Jedyne pragnienie, jakie teraz posiadała było, aby chorej udostępnić to wszystko, czego sama spełniać nie mogła.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Janina Zawisza-Krasucka.