Żywoty Świętych Pańskich na wszystkie dnie roku/Kwiecień/całość

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor ks. Piotr Skarga
o. Prokop Leszczyński
o. Otto Bitschnau
Tytuł Żywoty Świętych Pańskich na wszystkie dnie roku
Podtytuł Kwiecień
Wydawca Karol Miarka
Data wyd. 1910
Miejsce wyd. Mikołów — Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

Intencya na miesiąc Kwiecień.
O zachowaniu młodzieży od złego.

Z

Zakony nasze między wielu innemi tę mają głównie zasługę, że z wielkiem poświęceniem pracują około wychowania i kształcenia młodzieży. Utrzymują one szkoły ludowe i inne zakłady naukowe, którym nie mogą dorównać szkoły państwowe, na wychowanie młodzieży w wierze i dobrych obyczajach wcale niezważające, albo nawet zgubnie na nie wpływające. Za te właśnie dobre szkoły nieprzyjaciele Boga i Kościoła najwięcej na zakony się gniewają; zarazem też się spodziewają, że skoro się im powiedzie wraz z zakonami zniweczyć szkoły katolickie, to młodzież zmuszona będzie uczęszczać do bezwyznaniowych, a raczej bezbożnych szkół publicznych, — tam prędko zobojętnieje na Boga i wiarę, a przejmie się zasadami i dążnościami masońskiemi i socyalistycznemi i ostatecznie całą Francyę odwróci od świętej Wiary katolickiej. Jak tedy zakonom, tak też młodzieży we Francyi grozi wielkie niebezpieczeństwo. Intencya jednak tegomiesięczna nie do samej tylko Francyi się odnosi, ale mamy się modlić o zachowanie młodzieży od złego wogóle we wszystkich krajach, a więc i w naszym zwłaszcza.
Mówi Pismo święte: Młodzieniec wedle drogi swojej, choćby się zestarzał, nie odstąpi od niej; i to samo twierdzi dawne nasze przysłowie: „Czego się garnuszek napije za młodu, tem na starość i skorupa jeszcze cuchnie.“ I dlatego naucza Prorok: Dobrze jest mężowi, gdy nosi jarzmo od młodości swojej; a Paweł św. upomina: A wy ojcowie synów waszych wychowywajcie w karności i grozie Pańskiej. Wogóle rozum i doświadczenie dowodzą, że kto za młodu szczerze przejął się prawdziwą czcią i bojaźnią Pana Boga i nauczył się we wszystkiem, wszędzie i zawsze postępować sumiennie, — taki nie łatwo stanie się złym i przewrotnym człowiekiem; a chociażby kiedy pod naporem pokusy odstąpił z dobrej drogi, to zwyczajnie wcześniej lub później z szczerą skruchą na nią powróci i ostatecznie zbawi duszę swoją. Przeciwnie kto za młodu, czy to z własnej, czy też obcej winy, nigdy Pana Boga należycie nie poznał i stąd też ani z własnem sumieniem szczerze rachować się nie nauczył, taki pospolicie potrzebuje prawie cudu łaski Bożej i nadzwyczaj dobrej woli, żeby w późniejszym przynajmniej wieku się nawrócić; a co smutniejsza, taki też najlepsze swoje i długie nieraz lata marnuje na to, żeby Boga obrażać i ludzi krzywdzić, — a dopiero lichą resztę życia na to obraca, żeby raczej dawne winy jakkolwiek naprawić, niż żeby jeszcze wiele dobrego zdziałać.
A jednak, jak wogóle wiele jest wezwanych, ale mało wybranych; tak samo też między młodzieżą wiele bywa takich, co do dziesięciu i dwunastu lat byli prawdziwie dobremi, Bogu i ludziom miłemi dziećmi, — ale stosunkowo bardzo mało tylko takich, coby w dobrem, to znaczy, w bogobojności i sumienności wytrwali aż do pełnoletności swojej. Jakiż tego powód? Cztery ich tu, co najgłówniejsze wyliczę, mianowicie: 1) zepsuta nasza przez grzech pierworodny natura; 2) niedbalstwo, lub nawet zły przykład rodziców; 3) złe szkoły; 4) zgorszenie.
Najprzód tedy wiemy. że skutkiem grzechu pierworodnego zmysł i myśl serca człowieczego skłonne są do złego od młodzieństwa swego. Żagiew grzechu z nami się rodzi, trwa w nas przez całe życie i dopiero wraz z nami umiera. Wiedział o tem święty Paweł, kiedy narzekał na siebie: nie co dobrego chcę, to czynię; ale złe, którego nienawidzę, ono czynię. Doświadczamy tego i my sami na sobie, ilekroć np. co najlepszego szczerze postanawiamy, a potem za lada pokusą postanowienia swego nie dotrzymujemy. Spostrzegamy to też u dzieci, w których ni stąd ni zowąd pojawia się popędliwość i gniew, ciekawość, kłamliwość i różne inne złe skłonności, których ich nikt nie uczył. Niejeden też z własnego wie doświadczenia, że w dziecinnym już wieku nabył najgorszych nieraz nałogów, których go nikt nie uczył i których całą ujemną wagę dopiero później zrozumiał.
Otóż, ten wrodzony skażonej naszej naturze popęd do złego, jest pierwszym i najgłówniejszym powodem wszelkiego zepsucia, tak u starszych, jak szczególnie i u młodych. Na to obok łaski Bożej jedno jedyne jest lekarstwo, które Chrystus Pan wszystkim bez wyjątku, młodym i starym poleca, mówiąc: Jeśli kto chce za Mną iść, niech sam siebie zaprze. Zaprzeć zaś samego siebie znaczy tyle, co zaprzeć się swoich widzimisię i swoich zachcianek. Im wcześniej i lepiej dziecko nauczy się chętnie i pokornie poddawać swoje dziecinne zapatrywania i zachcianki najprzód pod sąd i wolę rodziców, a następnie pod nieomylną naukę i zawsze święte przykazania tego, którego mu rodzice zastępują, Pana Boga naszego wszechmogącego, tem lepiej i bezpieczniej dla siebie i dla zbawienia duszy swojej wyrobi sobie sumienność i hart duszy. I dlatego to z tak wielkim naciskiem nakazuje Pan Bóg: Czcij ojca twego i matkę twoją, aby ci się dobrze wiodło i abyś długo żył. I dlatego niemasz też większego okrucieństwa nad to, którego dopuszczają się rodzice względem dzieci swoich niemądrze rozpieszczonych, kiedy im we wszystkiem prawie przytakują, dogadzają, ustępują.
Po wtóre, niedarmo Pan Bóg powierzył opiekę i władzę nad dziećmi rodzicom; rodzice też ponoszą wobec Boga i ludzi główną odpowiedzialność, jak za ciało tak więcej jeszcze za duszę każdego ze swych dzieci. Nie mogą jak niegdyś Kain zapytany: gdzie jest Abel, brat twój? odpowiedzieć: Nie wiem; zalim ja jest stróżem brata mego? Z tej odpowiedzialności za każde z dzieci ich nikt i nic zwolnić nie może, bo ją sam Bóg na nich włożył. Ale i władzy nad dziećmi i prawa opiekowania się niemi rodzicom ani Kościół, ani państwo, ani urząd, ani ustawa żadna odebrać, ani uszczuplić nie może bez wyraźnego i wielkiego zgwałcenia postanowienia Bożego, — chociaż i Kościół i urząd ma prawo karać rodziców jak za zaniedbanie swoich względem dzieci obowiązków, tak też za nadużycie swojej nad niemi władzy. A mimo to jakże wiele jest ojców i matek, co zapytani: gdzie twoje dziecko? co ono robi? z kim i czem się bawi? czy rośnie jak w lata, tak też w mądrość i łaskę u Boga i ludzi? muszą z Kainem odpowiedzieć: Nie wiem. — I gorzej jeszcze, ileż to rodziców, od których dzieci ich uczą się przeklinać, — gwałcić Niedziele i święta, — od ojca, poniewierać matkę — od matki, znieważać ojca, — upijać się, i tyle innych złości! A jeśli obcym ludziom grozi Pan Jezus: Ktoby zgorszył jednego z tych małych... lepiej mu aby zawieszono kamień młyński u szyi jego, i zatopiono go w głębokości morskiej; — cóż czeka rodziców, którzy do grzechów przyuczają własne swe dzieci?
Po trzecie, przywodzą młodzież do złego złe szkoły. Szkołyć są potrzebne, bo młodzież wogóle potrzebuje większego wykształcenia, niż je w rodzicielskim domu zwyczajnie otrzymać może; skutkiem tego rodzice, dbający o doczesną też przyszłość swych dzieci, zmuszeni bywają posyłać je do szkół. Niestety, w nowszych zwłaszcza czasach namnożyło się szkół takich, że o nauce w nich nabytej trzeba powiedzieć one słowa Zbawiciela: Cóż pomoże człowiekowi, jeśliby wszystek świat zyskał, a na duszy swej szkodę podjął? Odnosi się to szczególnie do tych szkół, w których 1) Wiary świętej i szczerej pobożności wcale nie, albo w niedostatecznej tylko mierze uczą; 2) nauczyciele i przełożeni ledwie o jakąkolwiek karność szkolną, a o dobre obyczaje poza szkołą prawie nic nie dbają; 3) nauczyciele podczas wykładów twierdzenia przeciwne wierze zachwalają jako prawdy niezbite i zdobycze naukowe, a na domiar złego jawnie okazują, że sami obywają się bez Boga, Kościoła i św. Sakramentów. Gdziekolwiek są takie, a może nawet tylko takie szkoły, tam rodzice i wszyscy zgoła katolicy mają święty obowiązek użyć całego swego wpływu i mienia, pilnie też korzystać z przysługujących im praw obywatelskich np. przy wyborach, żeby zdobyć sobie szkoły dobre i prawdziwie katolickie, w którychby dorastające pokolenia uczyły się dorabiać się nie tylko chleba, ale i Nieba.
Po czwarte, przywodzą młodzież do złego zgorszenia, których w naszych czasach podobno jest już tyle, co niegdyś było w Sodomie i Gomorze. Pełno zgorszenia po wsiach: w karczmach, przy kieliszku i tańcach, przy prządkach, na pastwiskach i schadzkach potajemnych, plugawe rozmowy, żarty itd. itd. Pełno zgorszeń po miastach: w szynkowniach, w teatrach i różnego rodzaju widowiskach, na ulicach, i nieomal wszędzie dokądkolwiek się ruszyć. Pełno zgorszenia po książkach i gazetach, na afiszach porozlepianych na murach, w wystawach sklepowych itp. A wszystkie te zgorszenia pobudzają dorosłych, ale więcej jeszcze młodych do dogadzania i folgowania wszystkim namiętnościom i zachciankom swoim, bez względu na Boga, na sumienie, na zdrowie, na grosz, na wstyd, wreszcie i na uczciwość. I co najsmutniejsza, że w tych naszych czasach namnożyło się bezczelnych jakby apostołów zgorszenia, którzy śmiało nazywają dobre złem, a złe dobrem: bo bojaźń Boga i pobożność nazywają wstecznictwem, a bezbożność i niedowiarstwo oświatą; posłuszeństwo dla rodziców i władzy lizuństwem, a krnąbrność i niekarność męzką samodzielnością; nienawiść klasową i wszelką inną walką o byt i słuszną samoobroną własnej godności i praw swoich zagrożonych, miłość zaś chrześcijańską brakiem odwagi; wyuzdaną rozpustę nazywają wolną miłością i potrzebą natury, nierzetelność zachwalają jako zręczność i umiejętność radzenia sobie w życiu i interesach, a potwarze, obmowy i plotki jako godziwą i dla dobra ogólnego potrzebną krytykę i wyrabianie opinii publicznej. Ta niecna, a niestety wytrwała robota apostołów złego, taki już wywołała zamęt w pojęciach o tem co dobre, a co złe, że nieraz i staremu, a cóż dopiero młodemu, trudno rozpoznać prawdę od fałszu, chyba że posiada gruntowną znajomość zasad katolickich, przejęty jest szczerą bojaźnią Boga, a zarazem często chodzi do spowiedzi i radzi się dobrze doświadczonego i uczonego spowiednika.
W każdym razie jasna jest rzecz, na ile złego biedna nasza młodzież jest narażona i jak wiele ze strony rodziców, wszystkich jej szczerze i po Bożemu przychylnych i jej własnej potrzeba czujności, pracy i modlitwy, aby ją od tego istnego potopu złego na nią czyhającego, uchronić. Więc czujności i pracy, ale najwięcej modlitwy; bo jak mówi Pismo święte: Jeśli Pan nie zbuduje domu, próżno pracowali, którzy go budowali; jeśli Pan nie będzie strzegł miasta, próżno czuwa, który go strzeże.





Kwiecień: poświęcony Tajemnicy zbawienia świata.

1-go Kwietnia.
Żywot świętego Hugona, Biskupa.
(Żył około roku Pańskiego 1130).
H

Hugon święty pochodził z zacnej i wielce pobożnej rodziny. Ojciec jego, Odilon, wstąpił w późniejszych latach do klasztoru Kartuzów, a umierając jako stuletni starzec, miał tę pociechę, że z kapłańskich rąk syna swego przyjął Najświętszy Sakrament. Kiedy jeszcze matka chodziła brzemienną z św. Hugonem, widziała we śnie, jakoby narodziła pięknego chłopczyka, a otóż przyszli Święci i ofiarowali ono dziecię Bogu. Pomiędzy Świętymi, objawionymi we śnie, był także Piotr św. Widzenie to wielce wpłynęło na późniejsze losy Hugona, albowiem rodzice uważali ono zjawisko za objawienie z Nieba, i byli przekonani, że pacholę jest do wielkich rzeczy na świecie powołanem. Skoro chłopiec doszedł odpowiedniego wieku, dali go rodzice do szkół na nauki. Widzenie się ziściło, albowiem Hugon, będąc na Soborze w Awinionie, został wybrany na Biskupstwo gracyanopolskie, mając zaledwie lat dwadzieścia siedm.
Był on wzrostu wysokiego i postaci przyjemnej i skromnej. Długo wymawiał się od przyjęcia takiej godności, zwłaszcza iż jeszcze był stosunkowo młodym. Obawiał się bowiem, aby tak wysokiego dostojeństwa własną winą nie złamał i nie zelżył. Z posłuszeństwa jednakże dla starszych Biskupów i obecnego tamże posła Papieskiego, wkońcu urząd ten przyjął. Przez całe swe życie uważał się jednak za niegodnego takiego zaszczytu i w każdej chwili był gotów urząd swój złożyć. Jeszcze nie będąc konsekrowanym na Biskupa, popadł w ciężką pokusę, dręczącą go powątpiewaniem, i to tak silnie, iż ze zmartwienia popadł w ciężką chorobę. Święty Biskup nie uważał to za nic innego, jak tylko za karę, że przyjął Biskupstwo. Chcąc więc Pana Boga przeprosić, umyślił urząd swój złożyć.
Myślami temi coraz więcej trapiony, zwierzył się wreszcie jednemu braciszkowi, który mu doradził, aby się udał po radę do Papieża, naonczas Grzegorza VIII. Hugon umyślił tak uczynić i zamiar swój niebawem uskutecznił. Usłyszawszy Papież o pokusie, wręcz mu powiedział, że to są nagabywania i chytrości szatańskie. Wyćwiczony w pokusach Papież powiedział mu, że kiedy szatan widzi, że człowieka nie zdoła usidlić, natenczas trapi go pokusami, aby mu rozerwać serce i duszę i tak przywieść go do upadku. Radził mu więc nie rozpaczać, ale owszem z pokorą i uległością przyjąć to dopuszczenie Boże jako krzyż i umartwienie, a grzechu nie ma się obawiać, owszem przez mężne zwalczanie pokusy zyskać zasługę przed Bogiem.

Święty Hugon.

Hugon słowy temi pocieszony, przyjął święcenia Biskupie, i wrócił do swej dyecezyi. Pokusa jednakże nie prędzej go opuściła, aż dopiero na łożu śmiertelnem.
Dyecezya jego była przez poprzednich Biskupów wielce zaniedbaną; nie bvło karności kościelnej, księża jawnie wstępowali w związki małżeńskie, trudniąc się nadto lichwą i kupiectwem. Ponieważ z dóbr Biskupów nie było dochodu, przeto Hugon nieraz musiał z służbą swoją głodu przymierać. Zgorszenie, jakie księża dawali, odbiło się też na ludności, czemu Hugon postanowił zaradzić. Olbrzymia to była praca, a frasunek niemały, gdy zaś widział, że napomnienia jego mało skutkują, bardzo płakał. Ale Pan Bóg jednak mu dopomógł, bo w dwa lata już zaprowadził porządek w kościołach. Widząc teraz jaki taki ład, opuścił wszystko, a wstąpił do klasztoru kluniackiego, aby tam się wyćwiczyć w pokorze i cnotach kapłańskich. Byłby chętnie całe życie tam pozostał, ale Papież zmusił go do powrotu na swoje Biskupstwo. Przejęty świętością klasztornego zacisza, pełnił teraz swe obowiązki tem gorliwiej, stosując się do słów Apostoła, świętego Pawła, to jest z chorymi chorował, a nad grzechem i upadkiem swych owieczek ubolewał. Wielce się weselił, gdy się Kościołowi dobrze działo, a z niczego się więcej nie cieszył, jak kiedy widział ludzi w cnotach postępujących i miłością ku Bogu się przejmujących.
W trzy lata, odkąd Hugon klasztor opuścił, przybył do niego święty Brunon, założyciel Kartuzów, wraz z siedmiu towarzyszami, szukając miejsca na założenie pustelni. Przybycie zaś owo św. Brunona miało styczność z widzeniem świętego Hugona. We śnie bowiem zdawało mu się, że mu Pan Bóg na puszczy zgotował mieszkanie, i że siedm gwiazd do niego go prowadziło. Udał się zatem sam z św. Brunonem na puszczę, i tam wspólnie wyszukali stosowne miejsce na pierwszy klasztor Kartuzów. Zamieszkał odtąd Hugon w nowo zbudowanym klasztorze i najniższe pełnił posługi. Mieszkali wonczas jeszcze bracia zakonni po dwu w swoich celach, i ręczne prace, ochędóstwo, było ich wspólnym obowiązkiem. Ale Biskup sam wszystko robił, tak że się braciszek przed Brunonem na to użalał. Byłby tam nawet całe życie przepędził, ale Brunon mu radził, aby wrócił na stolicę Biskupią, gdyż tam jest potrzebniejszy.
Usłuchawszy onej rady, wrócił do Gracyanopolu, i zajął się odtąd jeszcze gorliwiej swą dyecezyą, aniżeli poprzednio. Słuchając świętego Brunona, jakoby on więcej znaczył, czynił wszystko, co mu tenże doradził. Biskup bowiem umyślił teraz sprzedać wozy i konie, a ze zamiłowania ubóstwa pieszo postanowił obchodzić dyecezyę. Odradził mu to jednakże św. Brunon, powiadając, że za wielkie poniżenie samego siebie jest rodzajem pychy, a przytem przez sprzedaż koni i wozów obraziłby innych Biskupów, którzy byliby jego przykład naśladować zmuszeni; chodząc pieszo po drogach, nadtoby swe siły wyniszczył, oraz głodem i postem utrapił, a wtedy mógłby wpaść w chorobę, którąby sam na siebie sprowadził.
Usłuchał Hugon rady i pozostał na swem Biskupstwie przez czterdzieści lat. Pan dopuścił na niego dwa krzyże, bo cierpienia żołądka i wyżej wspomnianą pokusę. Mimo to Hugon nie ustawał w gorliwości wypełniania swych obowiązków. Modlitwa zaś była jego najmilszą pociechą. W starości, gdy siedział przy obiedzie, kazał sobie co budującego czytywać. Lecz kiedy zachodziły rozczulające miejsca, wtedy tak rzewnemi łzami się zalewał, że nawet obiadu nie tknął. Drudzy bracia kiwali przeto na czytającego, aby szybko przebiegł z czytaniem, iżby się Biskup mógł posilić. Kiedy słuchał kogo spowiedzi, to nieraz tak się nad spowiadającym rozpłakał, iż temuż łzy z włosów na twarz ściekały. Niewiast nie lubił słuchać spowiedzi, a jeśli musiał, to czynił to w konfesyonale widnym wszystkim przytomnym. Tego samego zwyczaju przestrzegał, w rozmowie z niewiastami. Jak ze starszemi paniami chętnie rozmawiał, tak unikał lekkich, wystrojonych dam tego świata. Szczególnie nienawidził obmowy i plotkarstwa, również i sam nowin nikomu nie powiadał, ani też nikogo o nie pytał. Był wielkim jałmużnikiem, ale wpierał tylko ubóstwo, a nie swych przyjaciół. Raz cierpiąc ze służbą niedostatek, sprzedał złoty kielich i pieniądze rozdzielił pomiędzy ubóstwo. Kiedy czeladź na to szemrała, rzekł: „Bądźmy ubodzy z ubogimi, którzy nie zawsze mają to, czego chcą.“
Będąc niepospolitym kaznodzieją, sam miewał kazania, aczkolwiek ból głowy wielce mu w tem przeszkadzał. Nie dbał o to, czy uczeni będą go uważali za uczonego, czy też nie; było to mu zarówno, chciał bowiem, aby był rozumianym od każdego. Sam zawsze wprzódy do swego kazania się stosował i przodował wszystkim, tak duchownym, jak świeckim, przykładem w świętobliwości, modlitwie i umartwieniu.
Kiedy się już bardzo zestarzał, prosił Papieża Honoryusza, aby go zwolnił z Biskupstwa. Ale to nic nie pomogło, bo Papież nietylko go nie zwolnił, ale jeszcze rzekł: „Tyś w swem niezdrowiu pożyteczniejszy, aniżeli zdrowi młodzi.“
Stało się, iż Papież Honoryusz umarł, a na jego miejsce obrano naraz aż dwu Papieży; jednego z poręki cesarskiej, Piotra Leona, drugiego prawnie, Innocentego. Hugon był dawniej wielkim przyjacielem Piotra Leona, ale gdy ten trwał w zarozumiałości, pojechał na Synod do Anicyum, i tam radził, aby Leona wyklęto, bo prędzej Kościół nie będzie miał pokoju, póki będzie w nim zwada. Prócz tego radził, aby wyklęto i cesarza Henryka za uwięzienie Papieża Paschalisa i dane zgorszenie przez mieszanie się do rzeczy kościelnych. Klątwy obie nastąpiły, Innocenty otrzymał swą godność, cesarz natomiast stracił cesarstwo i wszystko, co posiadał. Tak więc chorowity Biskup udowodnił, że w sprawach Kościoła świętego nie wiąże go ani przyjaźń, ani strach przed cesarzem.
Skoro w późnej starości zachorował śmiertelnie, ukazał mu się Anioł, odjął pokusę, ale pozostawił zdwojone teraz cierpienia cielesne. Mimo to Hugon nie narzekał, nie szemrał, i na łożu boleści był prawdziwym wzorem pokory. Nigdy się o nic nie rozgniewał, a posługi innej nie cierpiał, tylko od zakonników. Gdy go w chorobie o co strofowano, wtedy bił się w piersi i prosił o odpuszczenie winy. Chciał nawet, aby go biczowano, ale kiedy nikt na starca targnąć się nie śmiał, odmawiał przeto Psalmy, modlitwy, Litanie i co noc 300 pacierzy. W chorobie niczem innem się nie zajmował, jak tylko rzeczami Boskiemi. Nawet już do rzeczy ziemskich stracił pamięć, ale nie do rzeczy Boskich.
Pewnego razu odwiedził go hrabia Gwidon; święty Biskup na przywitanie zgromił hrabiego, że zbyt wielkie zdarł z ubogich podatki. Jak się o tem chory dowiedział, nie wiadomo, dość, że hrabia obiecał poprawę. Biskup często na pokucie płakał, więc go gromiono, mówiąc, że przecież nikogo nie zabił, ani nie krzywoprzysiągł. Ale Biskup odpowiadał: „Cóż z tego? gdyby nie miłosierdzie Boskie, toby nas zła żądza i próżność już dawno potępić mogła.“
Umarł, licząc lat około ośmdziesiąt, roku 1132, a w poczet Świętych został zaliczonym przez Papieża Innocentego II.

Nauka moralna.

W życiu świętego Hugona napotykamy jedyne w swoim rodzaju objawienie, to jest, że go trapiła pokusa bluźniercza względem Boga, Matki Boskiej i rzeczy Boskich, jako to: nauki o Sakramentach świętych i Świętych Pańskich, aż do samego prawie zgonu. Hugon udał się do Papieża po radę, co czynić, a ten mu powiedział, że to są chytrości i pokusy szatańskie, że walczyć z niemi wypada, ale nie dawać im ucha. Przykra to walka, bo szatan wszelkich dokłada starań, aby człowieka kusić, a chociaż i nie skusi, jak np. świętego Hugona, to jednak rozrywa serce i duszę, trapi wnętrzności i ciało, przyprowadza człowieka do rozpaczy, przez co ciało jego więdnieje, a siły się wyczerpują.
Pokus mamy trzy rodzaje, to jest: 1) od Boga, 2) od szatana, 3) od samych siebie. Bóg nas wprawdzie wprost nie kusi do złego, gdyż jako Najświętsza Istota, czynićby tego nie mógł; sprawia to jednakże w ten sposób, że zabierze nam drogie osoby, lub też, że zubożejemy, chociażeśmy pobożni. Tu pokusa już mniej więcej wychodzi z człowieka samego. Nie szemrzemy przeciw Bogu, jeśli spotka nas co złego z własnej winy, jeśliśmy sami przyczyną naszego nieszczęścia. Ale gdy w tajemniczy sposób Bóg w wyrokach Swych postanowił zabrać matce dziecię, to ta matka nie znając wyroków Boga, narzeka i lamentuje i pocieszyć się nie da. To jest pokusa od Boga, bo Bóg chce od nas bezwarunkowej uległości, czy dobre, czy też złe na nas zesyła. My naszym ludzkim, tępym rozumem nigdy nie zbadamy, czemu Bóg uczynił to tak, a nie inaczej? Bóg najlepiej wie, co czyni, i Jego wyroki są odwieczne.
Bóg zsyła na nas pokusy straszliwe, a to podczas morowego powietrza, gdzie człowiek ani dnia, ani godziny nie wie, kiedy go boleści skrępują i dusza stanie nieprzygotowana przed tronem Najwyższego. My to nazywamy karą Boga, ale jest to raczej pokusa; świat wśród zdrowia i szczęśliwości zwykle o Bogu nie pamięta, — dopiero gdy Bóg sam się przypomni.
Bóg dozwala szatanowi kusić człowieka, ale dodaje zaraz człowiekowi Anioła Stróża, któryby go strzegł od pokus. Z jednej strony odzywa się podszept szatana, z drugiej natchnienie Anioła. Walka ta pomiędzy dobrem a złem nie jest grzechem, chyba, że się człowiek odda w moc szatanowi. Ale jeśli zwycięsko wyjdzie z pokusy, jeśli zawstydzony szatan odejść musi, to nam Bóg tę walkę za zasługę poczyta. Żadna pokusa nie jest grzechem, dopóki się jej dobrowolnie nie oddajemy, dopóki nią chętnie się nie bawimy.
Ale łatwiej szatańskie zwalczyć pokusy, aniżeli pokusy wychodzące od człowieka samego. Złe skłonności i namiętności, wrzące w sercu człowieka, wylewają się na zewnątrz i okazują się w grzechu. Szukamy często umyślnie pokus, już to w przebywaniu w złych towarzystwach, już to w rozmowach szpetnych i bluźnierczych. Kto takich sposobności nie unika, ten sam sobie jest szatanem, a szatan więcej nic nie potrzebuje robić, jak stać na uboczu i pazury z radości zacierać, aby z nim razem całe piekło się weseliło z potępienia jednej duszy. Zaiste, trudno jest człowiekowi walczyć ze złymi nałogami i namiętnościami. Przy pokusie szatana prędzej usłucha głosu Anioła Stróża, aniżeli przy pokusie, na którą sam się człowiek wystawił. Dlatego też Święci Pańscy szukali samotnej, głuchej, bezludnej puszczy, gdzie mieli głównie do walczenia z szatanem, gdyż sposobności do grzechu na puszczy niema, jak np. rozpust, pijatyk, tańców i swawoli. Święci ci chcieli być doskonałymi, i stali się takimi, ale do tego potrzebną im była pomoc Boża i silna wola. Nachodziły ich wprawdzie pokusy, lecz oni je chwalebnie zwalczali, prosząc Boga: „Od myśli nieuczciwych i głupich, a nikczemnych, strzeż mnie Panie!“

Modlitwa.

Wszechmogący Boże, Stwórco nasz i Panie, któryś nam dał przykład w świętym Hugonie, spraw miłościwie, abyśmy za jego przyczyną także mężnie zwalczali szatańskie podszepty, a chętnie słuchali natchnień Anioła Stróża. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, który króluje w Niebie i na ziemi. A.

∗                    ∗
Oprócz tego obchodzi Kościół święty pamiątkę następujących Świętych Pańskich, zamieszczonych w rzymskiem martyrologium:

Dnia 1-go kwienia w Rzymie męczeństwo św. Teodory, siostry Męczennika Hermesa, która pod panowaniem cesarza Hadryana przez sędziego Aureliana została ściętą. Pochowano ją przy Via Salaria obok jej brata. — Tegoż dnia dzień zgonu św. Wenancyusza, Biskupa i Męczennika. — W Egipcie śmierć męczeńska św. Kwinkcyana i Ireneusza. — W Armenii św. Wiktora i Stefana. — W Konstantynopolu uroczystość św. Makarego, Wyznawcy, który za obronę Obrazów świętych został wygnany przez cesarza Leona i na wygnaniu zakończył swe życie. — W Grenoble uroczystość św. Hugona, Biskupa, który przez wiele lat prowadził życie pustelnicze i wsławiony wielu cnotami wstąpił do chwały wiecznej. — W Amiens dzień zgonu św. Waleryka, Opata, którego grób uświetniony został wielu cudami.


2-go Kwietnia.
Żywot świętego Franciszka z Pauli.
(Żył około roku Pańskiego 1464)
W

Włochy bez wątpienia przodują całej Europie pięknością natury, która się tam zawsze pod wiosennem Niebem ludziom uśmiecha. Po całym kraju rozsiane są cytrynowe gaje i pomarańczowe lasy, bujne łany pokrywają doliny, a na stokach gór wspaniałe winnice swą zielonością uweselają okolice. W stronach górzystych natomiast są głuche pustynie, dawniej zamieszkiwane przez pobożnych pustelników, a teraz?... przez rozbójników! W samym mniej więcej środku ciągnie się pasmo gór, zwane Apeninami; w nich to szukał dawniej niejeden ukrycia przed ludźmi, aby być jawnym przed Bogiem.
Były Włochy dawniej podzielone na kilka królestw, księstw i rzeczypospolitych. Pomiędzy królestwami było królestwo neapolitańskie najobszerniejszem. Dziś ono znikło, bo przewrót, który nastąpił we Włoszech w roku 1870, nie tylko wymazał królestwo neapolitańskie z karty geograficznej, ale zagrabił wszystkie ziemie włoskie, nawet i własność Kościoła świętego, tak zwane Państwo Kościelne, ograniczając Papieża tylko na jego mieszkanie w Watykanie.
W dawniejszem królestwie neapolitańskiem leży miasteczko Paula, które wydało słynniejszego męża, a w każdym razie więcej zasłużonego od świeckich rycerzy, choćby się oni nawet cudami męstwa wsławili. Rodzice świętego Franciszka byli pobożni i starali się w dzieciach swych ziarno wiary gruntownie zaszczepić. Spostrzegli, że chłopczyk ma dziwny pociąg do świętobliwości, trwa na modlitwie w ustronnych miejscach i okazuje wielką skłonność do postów. Zauważywszy to rodzice, poślubili go Bogu, a gdy miał lat trzynaście, oddali go do klasztoru świętego Marka. W tymże klasztorze przebył Franciszek rok cały, nie złożywszy ślubów, a po roku przyzwał do siebie rodziców, prosząc ich, aby mu pozwolili odwiedzić relikwie świętego Franciszka w Assyżu, oraz pomodlić się i na innych miejscach. Rodzice nie tylko chętnie na to przystali, ale sami puścili się z synem w pielgrzymkę.
Wróciwszy z pielgrzymki, został Franciszek w domu, trudniąc się ręczną robotą, poszcząc i modląc się ustawicznie, i prowadząc życie zakonne. Prócz tego chodził po całej prowincyi najeżonej ostremi skałami Kalabryi, nauczając ludzi i nigdy na nogi nie przywdziewając obuwia. Mimo to, że deptał po krzemieniach, cierniach, kolczastych roślinach, nigdy nóg nie skaleczył, a pełen zapału wszędzie prawił o bojaźni Bożej. Pan Bóg dał mu też osobliwy dar wymowy, tak, że kiedy z kim rozmawiał, niepodobna było słodkim słowom jego się oprzeć. Nikt ze słuchających go nie odchodził nigdy bez pociechy.

Święty Franciszek z Pauli.

Za natchnieniem Ducha świętego począł w rodzinnem miasteczku budować kościół, choć na to żadnych pieniędzy nie posiadał. Nie zwlekając, wybrał stosowne miejsce na budowę, zakreślił granice fundamentu, i począł sam go kopać. Sąsiedzi to widząc, chcieli się także do chwały Bożej przyczynić i zaczęli znosić cegłę, drzewo i inny materyał. Tym sposobem wnet powstał fundament, a wkrótce i mury już były gotowe. Wtem przychodzi do niego jakiś zakonnik świętego Franciszka z Assyżu, i robi mu wymówki, że to kościół przecież za mały, pokazując przytem, jak świątynia obszerną być winna. Na to odparł Franciszek, że pieniędzy nie ma, na co zakonnik odpowiedział: „A ja mówię, że łaska Boża będzie z twem dziełem!“ Potem ów Franciszkanin porozwalał stojące już mury, i nagle zniknął. Dziwił się temu Franciszek, nie mogąc sobie wytłómaczyć, jakim sposobem mógł on zakonnik poobalać mury, a potem zniknąć, lecz zaraz nazajutrz wszystko było mu jasnem. Pewien pobożny a bogaty pan przybył do Franciszka już wczas rano i wręczył mu tak wielką sumę pieniędzy, że starczyło na wybudowanie większego kościoła. Z tego poznał, że ów wczorajszy zakonnik był sam święty Franciszek z Assyżu. Więc według planu zakonnika niebieskiego budowano dalej. On sam czas wolny od modlitwy poświęcał noszeniu wapna, gliny, cegieł, lub zatrudniał się jakąkolwiek inną robotą ręczną przy budowie kościoła.
Gdy kościół stanął, Pan Bóg w nim uwielbił i świętego Franciszka, bo czartów wyganiał, obłąkanym rozum przywracał, ślepym, chromym, głuchym i niemym cudownie pomagał. Nawet wskrzeszał umarłych, albo tych, którzy za umarłych byli poczytani. Sława tych cudów wreszcie doszła do uszy Papieża Piusa II, który wyznaczył osobnego posła do zbadania tych rzeczy. Kiedy poseł nadjechał i już w drodze dowiedział się o świętobliwości Franciszka, chciał mu rękę ucałować, ale Franciszek mu ją usunął, mówiąc: „Ja winienem twoją rękę ucałować, boś jest kapłanem i sługą Papieskim już trzydzieści i trzy lata!“ Przeląkł się na te słowa poseł, bo Franciszek go nie znał, a jednakże przez Ducha świętego wiedział, co on za jeden. Skoro weszli do skromnej celi Franciszka, począł go poseł wypytywać, jako może, będąc młodym jeszcze, tak surowe wieść życie. Wtedy Franciszek przystąpił do komina, wziął rozpaloną głownię w ręce i rzekł: „Którzy Bogu służą z prawego i doskonałego serca, tym nic nie trudno, a wszelkie rzeczy stworzone są im powolne.“
Głownia w ręku Świętego nic mu nie szkodziła, a poseł tym cudem przerażon, chciał upaść Świętemu do nóg, aby je ucałować. Franciszek jednakże tego nie dopuścił; pożegnawszy go więc, pojechał poseł z powrotem do Papieża, aby mu opowiedzieć, co widział i słyszał.
Pewnego razu przybył do niego Jakób z Tarsyi, bardzo ciężko chory na wrzód przy samem kolanie. Franciszkowi także na razie zdawało się, że wrzód jest nieuleczalnym, przykazał jednakże Jakóbowi mieć mocną wiarę, a sam posłał braciszka do ogrodu po liść jakiś. Wziąwszy następnie pewnego rodzaju proszku, upadł Franciszek przed krzyżem i modlił się, prosząc o zdrowie dla chorego. Wstawszy, posypał sam wrzód, obwinął i kazał wracać do domu. Skoro chory wyjechał, rzekł do żony, która mu towarzyszyła: „Zdaje się, że mi lepiej w nogę!“ Zsiadł następnie z konia i chorą nogą bił o ziemię, a nie uczuwszy bólu, poznał, że był uzdrowiony.
Drugiego cudownie uleczył, który był po całem ciele trądem obsypany. Skoro po krótkiej modlitwie się go dotknął, uzdrowił go natychmiast.
Innego razu przyprowadzili rodzice nieme dziecko przed kościół, którego budową się zajmowano i położyli przed Świętego, aby je uzdrowił. Rzekł tedy do nich: „Wymówcie ze mną po trzykroć Imię Jezus, a niemy za nami powtórzy!“ Skoro z głęboką wiarą na klęczkach zawołali po trzykroć „Jezus“, także niemy wyraźnym głosem słowo to powtórzył i odtąd już począł mówić.
Córce niewidomej Antoniego Kalatyny, także z Pauli pochodzącego, przyłożył na oczy jakieś ziółko, i wzrok jej przywrócił, skoro oczy krzyżem przeżegnał.
Mimo to znalazł przeciwnika w uczonym Bernardynie, Antoniuszu, który jawnie przeciw Franciszkowi występował, powiadając, że Franciszek, będąc laikiem, śmie bezczelnie z ziółek jakichś lekarstwo przysposabiać i w Imię Pana chorym zdrowie przyobiecywać. Ponieważ Antoniusz publicznie to wypowiedział, przeto starsi posłali go do Franciszka, aby się z nim rozmówił. Bernardyn począł zaraz fukać i lżyć Świętego, wymawiając mu nieumiejętność i niewstyd. Słysząc to Franciszek, wcale się nie obruszył, lecz przystąpił do ognia, wziął rozpaloną głownię w gołe ręce, którą gdy ścisnął, a nie sparzył się, uznał Antoniusz, który zresztą był człowiekiem nieupornym, że ma przed sobą Świętego. Padł więc do nóg jego, przepraszając i póty nie chciał wstać, póki błogosławieństwa jego nie otrzymał. Jak dawniej jawnie występował przeciw Świętemu, tak teraz był dla niego pełen zapału. Odwoławszy swój błąd w kościele z ambony, począł sławić jego świętobliwość.
Pewnego razu oświadczyli Świętemu robotnicy, palący wapno na kościół, że się im pewnie od ognia piec obali, na co im tenże odrzekł, iż mają się udać jeść, a on piec opatrzy. Skoro poszli, Święty wlazł w piec, w którym był ogień, poprawił go i całkiem nieuszkodzony z niego wyszedł. Gdy innym razem dwu robotników zostało przytłoczonych podczas roboty zawalającym się murem, reszta zatrudnionych uciekła się o pomoc do Świętego, który przybył na miejsce i kazawszy odwalić kamień, wydobył obu zasypanych żywych i zdrowych.
Franciszek wybudowawszy własny wielki klasztor, nadał mu regułę, którą mu Duch święty podyktował. Potem założył jeszcze wiele klasztorów po rozmaitych okolicach, nawet za morzem. Pewnego razu musiał się udać na wyspę Sycylię. Towarzyszył mu brat jego zakonny, imieniem Tomasz. Skoro stanął nad wybrzeżem i zamierzał wnijść na pokład, nie chciał kapitan okrętowy przyjąć tak ubogo wyglądających ludzi, których nie znał; żądał więc od nich zapłaty z góry. Kiedy zaś tego zapłacić nie mogli, nie przyjęto ich i okręt odpłynął. Lecz Franciszek nie stracił otuchy; ukląkłszy na brzegu morskim, począł się żarliwie modlić. Powstawszy, rozpostarł swój płaszcz na falach morskich, a płaszcz zakonnika przymocował do swego kija jako żagiel, potem obaj na tak przyrządzoną łódź wsiedli, wiatr rozdął ich żagiel, i pożeglowali ku Sycylii. Na szerokiem morzu napotkali okręt, który ich nie chciał zabrać; wtedy tak kapitan, jak i majtkowie nie mogąc wyjść z podziwienia, prosili, aby weszli na okręt, ale Święty miał więcej ufności w Bogu, aniżeli w okręcie choćby najmocniej zbudowanym.
Takie cuda nie tylko słynęły we Włoszech, ale i w oddalonych krajach. Dowiedział się o nich również Ludwik XI, król francuski, który bardzo był chory, i żal mu było życia i korony, a sama myśl o śmierci napełniała go zgrozą. Smutny, że niema nadziei, przyobiecał swemu lekarzowi 10,000 talarów miesięcznie, skoro mu życie utrzyma. Ale gdy wyniszczenie sił stawało się coraz większem, wtenczas udał się do Boga, kazał zarządzić publiczne modlitwy, procesye, pielgrzymki, a nawet kazał relikwie Świętych wnieść do swego pokoju; wszystko to jednak nic nie pomagało. Wyprawił więc do świętego Franciszka posła z prośbą, aby przybył i uzdrowił go, obiecując za to tyle złota i srebra, ile będzie chciał, lecz Święty z pogardą odrzucił owe dary. Wtedy król napisał do cesarza rzymskiego, aby go skłonił do podróży do Francyi, na co tenże odpowiedział, że nigdy żadnemu królowi na rozkaz cudów nie czynił, ani też czynić nie będzie, a wreszcie kto mu każe przedsięwziąć taką daleką podróż, kiedy tu chodzi o nizkie cele, nie o mocną wiarę. Wtedy król napisał do Papieża Sykstusa IV, który świętemu Zakonnikowi nakazał, aby pojechał do króla francuskiego.
Posłuszny rozkazowi udał się do króla, który go przyjął z największą czcią, a nawet padł mu do nóg i błagał o przedłużenie życia. Łagodnie, lecz poważnie odpowiedział Święty: „Najjaśniejszy Panie, my ludzie musimy się poddać woli Bożej; w Jego ręku leży nasze życie i nasza śmierć, a kusić się na zbadanie tajemnic Boskich, gdy tego Bóg nie objawił, byłoby więcej, aniżeli płochością!“
Król umieścił Świętego w swoim pałacu, i często z nim rozmawiał. To obudziło zazdrość w nadwornym lekarzu królewskim, który nie przestawał tyle na Świętego przed królem wygadywać, aż wreszcie Ludwik postanowił doświadczyć jego cnoty; posłał mu więc najprzód zastawę do stołu ze złota i srebra. Ale Święty oddał to natychmiast, mówiąc: „Biedny pustelnik i z drewnianej misy głód zaspokoi.“ Następnie posłał mu król figurę Matki Boskiej z czystego złota, wartości 17,000 dukatów. Lecz Święty i tę figurę odesłał, powiadając: „Nie mam nabożeństwa ani do srebra ani do złota, lecz do Królowej Niebios, której obraz na zwyczajnym papierze tak mi jest miłym, jak ze złota.“ Potem posłał mu najsmaczniejszych potraw, ale Święty ich nie tknął, powiadając, że jego żołądek jest przyzwyczajony do starych śledzi, korzonków i wody źródlanej.
Wreszcie król sam udał się do Świętego i wręczył mu na jego klasztor z przyjacielską twarzą pełną torbę złota. Święty, który podstęp króla zrozumiał, rzekł poważnie: „Najjaśniejszy Panie, byłoby lepiej, gdybyś zamiast dawać z obcego dobra jałmużny, wrócił niesprawiedliwie wydarte majątki, i nie uciskał ludu podatkami, których tenże zapłacić nie zdoła.“ Król się zastanowił, powaga jego przeniknęła go aż do głębi duszy i odtąd nazywał Franciszka „dobrym człowiekiem“, z czego później powstał zwyczaj, że i o najmniejszych braciszkach zakonnych mówiono, że to „dobrzy ludzie.“
Przez zbawienne napomnienia i prośby przyprowadził króla tak dalece, że ten udał się do miłosierdzia Boskiego i umarł na rękach Świętego, w dniu przez tego naprzód oznaczonym. Następca jego Karol VIII nie puścił Świętego od swego boku, chociaż ten tęsknił za swą pustelnią. Wybudował mu owszem wspaniały klasztor, odwiedzał go dziennie, prosił o radę, nawet prosił, aby mu dziecko trzymał do chrztu, iżby je mógł nazwać „synem Ojca Franciszka.“ Ludwik XII, następca Karola, również nie chciał puścić Świętego ze swego domu, wiedząc, jak obfite królewskiej rodzinie i państwu błogosławieństwa w Bogu wyjednywa.
Przeżywszy 10 lat we Francyi, wrócił do swej pustelni. Mając 81 lat wieku, uczuł zbliżający się koniec, i trzy miesiące przed śmiercią zamknął się w celi, aby rozważać wieczność. Zjadliwa febra go opanowała i popchnęła do grobu. W Wielki Czwartek zgromadził w zakrystyi swych braci zakonnych, napominał ich, zobowiązał do zachowania reguły, spowiadał się, a potem boso, z postronkiem na szyi przyjął Komunię św. Nazajutrz, dnia 2 kwietnia roku Pańskiego 1508 zakończył tak zbawienny dla ludzkości żywot. Ciało jego jeszcze w r. 1562 było nienaruszonem; heretycy bezbożni wpadli do kościoła, wydobyli Świętego z grobu i spalili na ogniu z porąbanego krzyża.

Nauka moralna.

Święty Franciszek dał swym klaztorom trzy reguły, jednę dla zakonników, jednę dla świeckich, a prócz tego jako czwartego ślubu wymagał umartwienia ciała postami. Widzimy z tego, jak wielce prawo kościelne o postach szanował, a nawet przez ślub obostrzył. Miał on wielki szacunek dla postów, do których każdy od 21 roku życia swego jest zobowiązany, z wyjątkiem choroby lub bardzo ciężkiej pracy. Jeżeli już dawniej wstrzymywanie się od mięsa było w Kościele o wiele ściślej zachowywanem, aniżeli my teraz posty zachowujemy, to byłoby podwójnie niesprawiedliwie, gdybyśmy chcieli oziębłości, albo lekkomyślności w zachowywaniu przykazania kościelnego stać się winnymi. Smutną zaiste jest rzeczą, że tylu chrześcijan przykazanie to ich obowięzujące przestępuje, a nawet nieuszanowanie tego przykazania ledwie poczytuje sobie za winę. Nie naśladujmy tak złych przykładów i sami siebie nie zwódźmy, tworząc i wymyślając sztuczne powody, zachęcające do lekceważenia tego przykazania kościelnego. Zawstydźmy raczej oziębłych i stroniących od umartwień chrześcijan przez radosne wykonywanie kościelnego rozporządzenia, nawet niekiedy nałóżmy sami post na siebie, chociaż w tym czasie Kościół nie wymaga ani wstrzymywania się od mięsa, ani postu, aby nasze ciało umartwić. Umartwienia są nam do postępowania w dobrem nader pożyteczne. „Modlitwę z postem i z jałmużną więcej niźli skarby złota chować.“ (Tob. 12, 8).

Modlitwa.

Panie, któryś świętego Franciszka tak wielkiem zamiłowaniem postu obdarzyć raczył, daj nam wszystkim, abyśmy przykazanie to zawsze chętnie i z pobożną wiernością wykonywali. Amen.

∗                    ∗
Oprócz tego obchodzi Kościół święty pamiątkę następujących Świętych Pańskich, zamieszczonych w rzymskiem martyrologium:

Dnia 2-go kwietnia uroczystość świętego Franciszka à Paulo, Założyciela Zakonu Minimów, którego Papież Leon X policzył między Świętych z powodu jego nadzwyczajnych cnót i cudów. — W Cezarei w Palestynie dzień zgonu św. Amfianusa, Męczennika; podczas prześladowania chrześcijan za czasów cesarza Galeryusza Maksymiana wyrzucał on prefektowi Urbanowi jego pogaństwo, z powodu tego posieczono go okrutnie biczmi; potem owinięto mu nogi płótnem zmaczanem w oleju i zapalono je; a gdy i te męczarnie przetrwał, wrzucono go wkońcu w morze, i tak przechodząc przez ogień i wodę, dostał się do wiecznej szczęśliwości. — W temże mieście męczeństwo św. Teodozyi, Dziewicy z Tyru; gdy w codopiero wspomnianem prześladowaniu przed sędzią stojących św. Wyznawców bez lęku pozdrowiła i ich prosiła, aby i o niej wspomnieli, gdy przed Bogiem staną, natychmiast ją żołnierze przytrzymali i zaprowadzili przed sędziego Urbana; tenże kazał jej boki i piersi aż do wnętrzności poszarpać a potem wrzucić do morza. — W Lyonie uroczystość św. Nicetyusza, Biskupa, który się daleko wsławił przez swe cnoty i cuda. — W Como we Włoszech pamiątka św. Abundyusza. Biskupa i Wyznawcy. — W Langres uroczysty obchód świętego Urbana, Biskupa. — W Palestynie złożenie zwłok św. Maryi z Egiptu, mającej przydomek grzesznicy.




3-go Kwietnia.
Żywot świętego Ryszarda, Biskupa.
(Żył około roku Pańskiego 1240).
R

Ryszard święty rodem był z Anglii i niebogatych rodziców. Z młodości żaden go nigdy do igrania, ani do tańca namówić nie mógł: pilnował nauk, i w nich, a najwięcej w stateczności obyczajów innych rówieśników przechodził. Stosunkowo jeszcze w młodym wieku stracił rodziców, oddał się więc tem gorliwiej naukom, jako źródłu, z którego czerpał rozkosz i pociechę.
Miał jednego jeszcze brata, ale ten znajdował się w niewoli. Kiedy po niejakim czasie brat jego w wielkiem ubóstwie wrócił, użalił się nad nim Ryszard, chcąc mu w jaki sposób dopomódz. Sam nic nie posiadając, nie mógł mu też nic dać, po długim namyśle znalazł jednakże inny sposób pomocy. Otóż z miłości dla brata porzucił nauki i udał się do niego na robotę jako zwyczajny parobek. Siał, orał, bronował i do żadnej pracy, choćby najpodlejszej się nie lenił. Zauważywszy brat w Ryszardzie tak wielką miłość braterską, połowę roli i mienia swego jemu zapisał.
Zaraz też przyjaciele poczęli nieproszeni myśleć o żonie dla Ryszarda i namówili mu urodziwą i majętną pannę, z którą według w ich mniemania mógłby był żyć szczęśliwie. Gdy się brat o tem dowiedział, począł żałować, że część majętności swej Ryszardowi zapisał. Święty jednakże dał tu świetny przykład miłości i zgody rodzinnej. Mając bowiem zapis braterski w kieszeni, mógł wszystko dla siebie zagarnąć, mimo to przekonawszy się, że brat postępku swego żałuje, odezwał się łagodnie: „Bracie mój najmilszy! proszę cię, nie troszcz się zbytecznie; otóż jakoś ty przeciw mnie szczodrobliwość okazał, masz się na odwrót przekonać, co miłość braterska znaczy. Proszę cię więc, przyjmij zapis z powrotem i zatrzymaj dla siebie rolę i gumna. Co się zaś tyczy oblubienicy, także możesz ją pojąć za żonę, jeśli przyjaciele na to pozwolą, gdyż ja z nią związków małżeńskich na żaden sposób nie zawrę.“
Uboższy jeszcze, aniżeli przedtem, opuścił brata, rolę, przyjaciół i cokolwiek go wiązać mogło, udając się do akademii na naukę do Paryża. Ogołocony z wszystkich zasobów, wstąpił do szkoły wyższej i zamieszkał z dwoma towarzyszami. Pan Bóg starał się o Swego wybranego i zginąć mu nie dozwolił, chociaż mu po ciernistej kazał chodzić ścieżce. Jak wielką była zgoda i ubóstwo owych trzech studentów, dowodzi, że tylko jeden płaszcz posiadali. Sam Ryszard pisze, jak następuje: „Mieliśmy tylko jeden płaszczyk, a gdy kto w nim na lekcyę poszedł, dwu drugich musiało siedzieć w domu. Chodziliśmy kolejno, więc tylko po jednemu na odczyty uczęszczać mogliśmy. Pożywienie nasze składało się z trochy wina i jarzyny ogrodowej; mięsa zaś i ryb zaledwie w uroczyste święta skosztowaliśmy i to jedynie w towarzystwach lub u przyjaciół.“ Ryszard wspominał te czasy ubóstwa z tęsknotą i powiadał, że nie przepędził nigdy milszych chwil.
Z Paryża udał się do Bononii, do Włoch, gdzie przez siedm lat słuchał prawa, a kiedy mistrz zachorował, on w zastępstwie miewał wykłady z takiem powodzeniem i skutkiem, że tenże własną córkę ofiarował mu za żonę. Lecz stało się zupełnie inaczej, bo Bóg do czegoś innego, wyższego powołał Ryszarda; święty Edmund bowiem, ówczesny Biskup Kantuaryjski kanclerzem go swym zamianował. Na tym urzędzie żył bogobojnie, miał serce dla wszystkich jednakie, ale podarków nie odbierał, sprawy rozsądzał sprawiedliwie. Kiedy zaś król francuski Henryk dla zatargów kościelnych wygnał świętego Edmunda z kraju, Ryszard dobrowolnie mu na wygnanie towarzyszył.
Po śmierci Edmunda wrócił Ryszard do kraju i w klasztorze Aureliańskim uczył się Teologii, gdzie poznawszy naukę mądrości Boskiej, został wyświęcony na kapłana i wysłany na probostwo. Tu wkrótce pozyskał serca powierzonych mu owieczek, bo go niezadługo obrano Biskupem Cycestreńskim. Gdy się o tym wyborze król Henryk dowiedział, mniemał, iż ma przyczynę zabrać dobra kościelne, ponieważ Ryszard był niegdyś kanclerzem świętego Edmunda. Jak myślał, uczynił, przywłaszczając majątek Biskupi na korzyść własnej osoby. Upomniał się Ryszard za przyczyną innych Biskupów o wydanie zabranej majętności, ale napróżno. Udał się tedy do Papieża Innocentego IV, i oskarżył króla o nieprawne przywłaszczenie sobie Biskupstwa. Papież zbadawszy sprawę, nie tylko Ryszarda na Biskupstwie potwierdził, ale go nawet osobiście konsekrował.

Święty Ryszard.

Wyświęcał wonczas Papież równocześnie dwu Biskupów. Gdy tedy przy obrządku wyciskał z waty Olej św., tenże dla Ryszarda hojniej się polał. Mówiono więc, że jest on mężem pełnym Ducha świętego. Wróciwszy na Biskupstwo, zastał je złupione, splondrowane, a sam nie miał gdzie mieszkać, bo król ogłosił na niego rozkaz wygnania. Mieszkał zatem w cudzym domu i żywił się żebranym chlebem. Pomimo surowego zakazu przebywania w Biskupstwie, Ryszard nauczał i szafował tam Sakramentami świętymi, gdzie tego było potrzeba. Nie wahał się nawet stanąć otwarcie wobec króla i domagać wydania grabieży, ale chociaż i inni Biskupi sprawę jego popierali, nigdy nic nie wskórał. Stosunek taki sprzykrzył się już nawet kanonikom, ale on z wesołą twarzą ich pocieszał, mówiąc: „Weselmy się z Apostołami, żeśmy się stali godnymi cierpieć na cześć Chrystusa, ponosząc wzgardę i pohańbienie. To wam wszakże obiecuję, że one kłopoty niedługo dobry wezmą obrót.“
Jakoż rzeczywiście Papież zajął się mocniej sprawą Ryszarda i napisał do dwu Biskupów angielskich, aby króla francuskiego do wydania majątku Biskupiego nakłonili, a jeżeli król tego nie będzie chciał uczynić, to w całem królestwie straci na powadze. Pogróżka ona przestraszyła wkońcu monarchę i po dwu latach wrócił Ryszardowi Biskupstwo.
Jako Ryszard przedewszystkiem był wzorem dla swych wiernych w umartwieniach, postach, modlitwach i świętobliwem życiu, mimo to nie było zakątka, do któregoby nie dotarł, nie zważając na trudy. Nie czekał, żeby go gdzie proszono, ale sam przybywał, dokąd go zbawienie dusz ludzkich wzywało. Z jałmużną nie czekał, ażby go o nią proszono, ale sam jałmużnę dawał, mówiąc: „Jeżeli nas Bóg uprzedza w błogosławieństwie, czemuż i my nie mamy uprzedzać potrzeb bliźnich naszych? Drogo u ludzi kupuje, kto za prośbę kupuje!“ Jałmużny te tak były hojne, że brat jego, ów dawny niewolnik, którego teraz do siebie sprowadził, począł upominać, że dochodów nie stanie. Rzekł mu na to Biskup: „Azali przystoi nam pijać ze złotych kubków i jadać na srebrnych misach, podczas kiedy Chrystus na drewnianych i glinianych mrze głód. Mogę się ja także najeść na drewnianej misce i napić z drewnianej czarki! Jeśli nie starczy dochodów, to pobierz wszystko srebro i złoto, posprzedawaj i rozdaj między ubogich. Koń, na którym jeżdżę, także mi za drogi, przeto go sprzedaj, a kup mi tańszego.“
W ten i podobny sposób postępował Ryszard względem ubogich, nawet własnoręcznie ich grzebiąc po cmentarzach. Założył szpital osobny dla chorych kapłanów, i sowicie uposażył we wszystko. Jałmużny jego wielką miały wartość w oczach Boga, a nawet je Bóg po kilkakroć cudem rozsławił, tak iż z jednego chleba nadspodziewanie wielu się najadło i jeszcze wiele ułamków pozostało. Na gołem ciele nosił włosienicę i pancerz żelazny, a z wierzchu przyodziewał się według stanu, ani za bogato, ani za licho. Miał też Święty wiele do czynienia w swem rozległem Biskupstwie, ponieważ pomiędzy niektórych duchownych wkradła się niekarność; niesfornych zatem wyklął niezwłocznie i nigdy już ich do straży swych owiec nie przypuścił.
Pewnego razu powstał pożar i zgorzało mu gumno. Czeladź płakała, bo strata była wielka, ale Ryszard z wesołą twarzą zawołał: „Nie smućcie się, gdyż Pan Bóg nam pozostawił jeszcze dosyć do życia. Zbytek żywności odjął nam zaś dlatego, bośmy byli powinni rozdać to między ubogich. Rozkazuję, żebyście odtąd na ubogich lepsze baczenie mieli.“
Powinowatym swym nigdy plebanii i kościelnych rządów nie dawał, ani ich do żadnych kościelnych urzędów nie przypuszczał, powiadając, że Pan Jezus nie Jana świętego, którego był powinowatym, uczynił pasterzem Swych owiec, ale Piotra. Urzędników własnych ściśle przestrzegał, aby ponad słuszność nic od ludu nie wymagali. W modlitwach kościelnych miłował się do tego stopnia, że kiedy jaki zakonnik przyszedł do niego z modlitwy w kościele, on usta jego całował, mówiąc: „Wdzięcznie jest całować usta, w których woń modlitwy Słowem Bożem i kadzeniem pachnie.“ Tego zwyczaju nauczył się od świętego Edmunda.
Wielce gorliwym był w miewaniu kazań, i nie tylko w swojem, ale i w innych Biskupstwach odzywał się z ambony, słuchał spowiedzi, udzielał rad, cieszył w smutku, wątpiących pokrzepiał i inne niezliczone uczynki pełnił tak świeckie, jak i duchowne. Następnie posłał go Papież z kazaniami do krainy pomorskiej, celem wzywania wiernych do podniesienia oręża przeciw Turkom.
Skołatany na zdrowiu, poszedł chory do kościoła, a słuchając Mszy świętej, padł nagle na ziemię. Skoro go do domu przyniesiono, powiedział niektórym, że to ostatnia jego choroba i że umrzeć mu przychodzi; przepowiedział także dzień i godzinę śmierci. Gdy się już śmierć zbliżała, Ryszard kazał sobie podać krucyfiks z wizerunkiem ukrzyżowanego Chrystusa, i całując rany, mówił tak, jakby sam Chrystusa na własne oczy widział: „Dziękuję Bóstwu Twemu za te sromotne męki, któreś dla mnie podjąć raczył, i za wszystkie dobrodziejstwa, któreś mi wyświadczył. Wiesz bowiem, Panie, iżbym gotów dla Ciebie męki i śmierć podjąć; a jako widzisz serce moje, tak Cię proszę, zmiłuj się nade mną, bo Tobie ducha mego polecam.“
Miał też wielkie nabożeństwo do Najświętszej Maryi Panny; póki sił starczyło, głośno wzywał Matki Boskiej, a kiedy już od pamięci odchodził, prosił kapłanów, aby mu następującą modlitwę w uszy kładli: „Matko miłosierdzia i Matko łaski, broń nas od nieprzyjacielskiej mocy, a w godzinę śmierci racz nas przyjąć do wiecznego dziedzictwa:“ Tak wśród tej modlitwy lekko skonał w pośród otaczających go kapłanów około roku Pańskiego 1243, w 56 roku życia swego, a 9 roku rządów Biskupich. Papież Urban IV policzył go w poczet Świętych. Zwłoki jego spoczywają w Cysteryi, gdzie grób wielu licznymi zasłynął cudami.

Nauka moralna.

W życiu świętego Ryszarda zastanowić nas powinna zaprawdę jego miłość dla brata i zupełne poświęcenie się dla niego. Porzuca nauki, porzuca szkoły, a idzie w pocie czoła pracować do brata na wydźwignienie go z biedy. Żadna praca nie była mu za ciężka, żadna posługa za podła. Sam o siebie właściwie nie dbał, lecz o dobro brata, którego, rzec można, uczynił się niewolnikiem. Rzadka to miłość pomiędzy braćmi i krewnymi, Bóg też Ryszardowi za jego poświęcenie się hojnie wynagrodził. Miłość jego dla brata była tak wielką, że opuścił wszystko: rolę, domostwo, oblubienicę i ojczyznę, byleby brata widział szczęśliwym.
Miłość ta jak czerwona nić ciągnie się przez całe życie świętego Ryszarda, który z czystej miłości ku Bogu w biednych uważał swych braci, a nawet więcej, bo braci Chrystusowych. Sam wyraźnie powiedział: „Iżali my mamy na srebrze jadać i ze złota pijać, kiedy Chrystus na drewnianych misach mrze głód?“ Zaprawdę, godne słowa świętego Biskupa!
Drugi, zadziwiający objaw jest ten, że gdy mu się gumna spaliły, on to poczytał jako karę, ponieważ nie udzielał tyle jałmużn, ile mógł. Człowiekowi wiele w życiu ginie przez rozmaite przygody, a my zwalamy winę na to lub owo. Ale rzadko komu przyszło kiedy na myśl, że zmarnowanie lub utracenie czegoś z majętności jest karą za niedostateczne udzielanie jałmużny! Na myśl taką tylko się szlachetna dusza zdobyć może. Kto napawa oczy swoje złotem i srebrem w skrzyni, a odwraca z pogardą oblicze od ubogich, ten nie wart mieć uczestnictwa z Chrystusem, w jakimkolwiek stanie żyje i pracuje. Jałmużna rozsądnie udzielona nikogo nie zuboży, a przymnaża dostatku duchownego, to jest łaski Bożej, bez której przecież i tak nic dobrego na świecie zdziałać nie można. Udzielanie jałmużny nikogo nie zuboży, a przynosi pożytek na duszy i ciele i rozmnaża majątek, nad którym wtedy czuwa opieka Boża, bo majątek jałmużnika jest śpichlerzem Chrystusowym, z którego On karmi i przyodziewa ubogich. Ileż to grosza idzie na marne! a ileż to łez możnaby nim otrzeć!... Znikłaby bieda i zapanowałby chrześcijański dostatek pomiędzy ludem, i wiele dobrego uczynićby można bliźnim, nie czekając, aż oni o to będą prosili, bo jak święty Ryszard powiada: „Drogo kupuje, kto za prośbę kupuje!“ Komu łzy nie stają w oczach na widok, kiedy kto prosi o jałmużnę, temu te słowa świętego Ryszarda będą ostrą i gorzką przymówką, a biada, gdyby Chrystus Pan na Sądzie ostatecznym zawołał do takich ludzi: „Idźcie ode Mnie przeklęci w ogień wieczny: który zgotowany dyabłu i aniołom jego... Pókiście nie uczynili jednemu z tych najmniejszych, aniście Mnie nie uczynili.“ (Mat 25, 41, 45).

Modlitwa.

Boże najlitościwszy i Panie nasz, który przykładem Swym nas pouczasz, abyśmy Ciebie długo o jałmużnę nie prosili, dajesz bowiem wszystkiego według miary. Uczyń me serce także litościwem, aby na widok nędzarza nie tylko zalało się łzami, ale i hojną jałmużną go opatrzywszy, zyskało wieczną nagrodę w Niebie. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa. Amen.

∗                    ∗
Oprócz tego obchodzi Kościół święty pamiątkę następujących Świętych Pańskich, zamieszczonych w rzymskiem martyrologium:

Dnia 3-go kwietnia w Taorminie na Sycylii dzień pamiątkowy świętego Pankracego, Biskupa, który posłany tamże przez św. Piotra, Apostoła, głoszoną przez siebie prawdę Ewangelii świętej męczeńską krwią swą przypieczętował. — W Tomi w Scytyi męczeństwo św. Ewagryusza i Benignusa. — W Tessalonice śmierć męczeńska św. Agapy i Chionii pod cesarzem Dyoklecyanem; z powodu stanowczego wzbraniania zaparcia się Chrystusa, wrzucono je najpierw do więzienia, by je głodem osłabić, a potem w ogień. Gdy jednak płomienie ich nie naruszyły, oddały wreszcie wśród modlitwy dusze swe Stwórcy. — W Tyrze dzień pamiątkowy św. Wulpiana, Męczennika, którego pod Maksymianem Galeryuszem wsadzono z wężami i psami pospołu do miecha i wrzucono w morze. — W klasztorze św. Medycyusza na Wschodzie uroczystość św. Niceta, Opata, który pod Leonem Armeńczykiem dużo wycierpiał dla czci obrazów świętych. — W Anglii uroczystość św. Ryszarda, Biskupa Chichestru, odznaczonego świętością życia i wielu cudami. — Także pamiątka św. Burgundofory, Dziewicy i Przeorysy. — W Palermo uroczystość św. Benedykta a Sancto Philadelpho, Wyznawcy z zakonu św. Franciszka, zwanego dla czarnego zabarwienia skóry „murzynem;“ Papież Pius VII ogłosił go dla cnót i cudów jego Świętym; dzień śmierci tego Świętego przypada na 4-go kwietnia.




4-go Kwietnia.
Żywot św. Izydora, Biskupa i Nauczyciela Kościoła.
(Żył około roku Pańskiego 630).
O

Około roku 570 opuścił najmłodszy brat świętego Leandra z rozpaczy tajemnie szkołę, sądząc, że nie będzie się mógł wszystkiego nauczyć. Był on wonczas jeszcze żwawem i wesołem chłopięciem, a głowę jego zdobiły śliczne pukle włosów. Strudzony i spragniony usiadł przy studni, gdzie głębokie wydrążenie w kamiennem obmurowaniu tejże zwróciło na siebie jego uwagę.
Przyszedłszy jakaś niewiasta po wodę, pouczyła go, mówiąc: „Oto te krople z wiader spadając długie lata na jedno miejsce, wydrążyły skałę tak gładko i głęboko.“
Izydor, gdyż tak owemu chłopięciu było na imię, odpowiedzią tą cudownie uspokojony, pomyślał sobie: „Jeśli małe krople wody kamień wydrążyć zdołają, dlaczegożbym ja przez pilność i za pomocą Bożą nie miał się wszystkiego nauczyć?“ Po tych słowach powstał, wrócił do szkoły, przeprosił nauczyciela i pozostał w niej nadal. I otóż ten sam Izydor, mający obawę, że się niczego nie nauczy, dostał w 60 lat później na powszechnym Soborze w roku 650 świadectwo, że jest najnowszą ozdobą katolickiego Kościoła i najuczeńszym mężem ostatnich wieków.
Oblókłszy sukienkę duchowną świętego Benedykta, poświęcił się Izydor wyłącznie naukom o rzeczach Boskich. Przy tem był bardzo pobożny i wielce do rozkwitającego zakonu Benedyktynów przywiązany. Świadczą zaś o tem wyborne jego pisma o doskonałości reguły zakonu świętego Benedykta, jako też i obowiązkach zakonników i o ich wielkich zasługach, położonych około rozszerzania wiary w Hiszpanii.
Urodził się święty Izydor w Kartaginie, w Hiszpanii, z rodziców pobożnych, których owoc wychowania dzieci później się pokazał, gdyż czterech synów zostało Świętymi, a między nimi i Izydor. Panami w Hiszpanii byli za czasów Izydora aryańscy Ostrogoci, a król ich Leovigild wielce pastwił się nad katolikami. Wielu Biskupów wtrącił do więzienia, a wielu wygnał za granicę, pomiędzy nimi także św. Leandra, najwaleczniejszego szermierza przeciw bluźnierstwu aryańskiemu.
Młody jeszcze naonczas Izydor wystąpił śmiało z celi zakonnej, a przejęty świętym zapałem i obdarzony niesłychanym darem wymowy, wstępnym bojem zmiażdżył zatwardziałość heretyków; wyjednał odwołanie wygnanych Biskupów, dał Kościołowi swobodę w Hiszpanii, a potem zamknął się znowu w celi klasztornej, aby przez zasługę około przytłumienia aryanizmu nie wkradła się do jego duszy pycha.
Tymczasem barbarzyński i okrutny król Leovigild umarł, a nastąpił syn Rekkared. Król ten sprzyjał katolikom, wielce się przeto gniewał, że Izydor zamknął się w zaciszu klasztornem. Szukano zatem sposobu, aby go na świat wyprowadzić, ale wszystko było napróżno, gdyż Izydor celi swojej porzucić nie chciał.
Dopiero po śmierci Leandra, Biskupa Sewilli, nadarzyła się sposobność. Tak duchowieństwo, jak i lud obrali Izydora Arcybiskupem Sewilli, przemocą wdarli się do jego celi i zanieśli do kościoła. Izydor chciał wnijść na ambonę, aby przeciw wyborowi zaprotestować, ale okrzyki radosne zgromadzonego ludu nie przypuściły go do słowa. Ukląkł przeto i poddał się woli Bożej.
Z przyjęciem urzędu zabłyszczał duch jego w całej Hiszpanii. Ozdobiony roztropnością, gorliwością, łagodnością serca, pełen nauki Boskiej, zaraz po objęciu urzędu rozpoczął swe olbrzymie dzieło pogromienia sekty Aryanów. Będąc przekonany, iż jeżeli lud ma być dobry, jest także koniecznem, aby miał nie tylko dobrych kapłanów, ale i światłych mężów, umiejących Słowo Boże godnie głosić, starał się o wychowanie duchowieństwa zdatnego i zaprowadził po kościołach wspaniałą liturgię, która się nazywa „liturgią moza-arabską.“ W całe wychowanie wiernych wlał zdolności swego ducha, podniósł nauki i doczekał się jeszcze ich owoców. Zakładał klasztory i ożywiał życie zakonne i jak sam duchowieństwo uczył, tak też sam z kazalnicy głosił ludowi Słowo Boże, a dochody swe rozdzielał pomiędzy ubogich. Pisał jeszcze wiele uczonych książek, jak np. „O początku wszechrzeczy.“ Książka ta służyła długi czas w średnich wiekach jako podręcznik do nauki w wysokich szkołach dla księży. Pióro zresztą nie zdoła określić wszystkich dzieł, jakie mąż zdziałał.

Święty Izydor, Biskup.

Jako zachodzące słońce promieniami swemi oblewa cudownie całe przestworze świata jakby na pożegnanie, tak samo zabłysnął zgrzybiały Izydor jeszcze w niebiańskiej piękności w swem Arcybiskupstwie, zanim zstąpił do grobu. Cztery dni przed śmiercią wsparty na ramieniu dwu Biskupów, wszedł do kościoła, dokąd duchowieństwo i wiernych zwołał, poczem tak się do nich odezwał: „Drogie dzieci, miłość moja ku wam nagli mnie jeszcze, — już przed otwartym grobem — abym raz ostatni przemówił do was i powtórzył, czego was nauczałem. Trzymajcie się statecznie świętego katolickiego Kościoła; bądźcie Głowie tegoż Kościoła, Ojcu świętemu w Rzymie wierni, bądźcie posłuszni królowi; tylko bojaźń Boża i pobożność ustalają pomyślność ojczyzny: używajcie tej pomyślności w pokoju i okażcie się godnymi tego daru Niebios!“
Potem złożył z siebie szaty Arcybiskupie, przywdział włosienicę i kazał sobie głowę posypać popiołem. Wzniósłszy ręce i oczy ku Niebu, odbył głośno publiczną spowiedź, którą zakończył prośbą do zgromadzonych: „Bracia! — mówił — módlcie się za mną grzesznikiem, abym, ponieważ sam na to nie zasługuję, za waszą przyczyną odpuszczenia grzechów moich dostąpił. Odpuśćcie mi także, jeżeli kogo obraziłem; przebaczcie, proszę was z serdecznym żalem!“
Na te słowa powstał głośny płacz w kościele, — nikt nie miał nic do odpuszczenia, bo umierający nawet chłoszcząc, jeszcze dobrze czynił. Jeden z Biskupów udzielił mu rozgrzeszenia i podał Ciało Pańskie, które Izydor z taką pokorą i nabożeństwem przyjął, że znowu płacz rozległ się po kościele.
Na zakończenie dał wszystkim duchownym pocałunek pokoju i kazał się potem zanieść do domu. Przez następne trzy dni trzeba go było do kościoła nosić, gdzie trzeciego dnia spokojnie w Panu zasnął. W każdym z tych trzech dni modlił się gorąco, wkońcu mając ręce wzniesione ku Niebu, umarł 4 kwietnia 636 roku, licząc około 80 lat. Z ciała jego wychodziła miła woń, a grób jego zajaśniał licznymi cudami.
Na obrazach przedstawiają świętego Izydora w ubiorze Biskupim, z książką w jednej, a pastorałem w drugiej ręce.

Nauka moralna.

Żywot świętego Izydora jest tak pouczającym, jak rzadko inny. Będąc jeszcze chłopcem, nie rokował wielkich nadziei, owszem zdawało się, że pozostanie nieukiem, nicponiem i że do nauki nie ma chęci! Ach, gdyby tak się było stało, byłby zgubionym, ale Bóg tego Sobie nie życzył. Małej rzeczy użył do otworzenia oczu chłopięcia uciekającego ze szkoły. Małej zaiste rzeczy, a tak obfitej na później w skutkach. I cóż to było? Oto kropla wody! Krople wody uratowały go z tego niebezpieczeństwa i nauczyły go, jaką ma iść drogą, aby się stać wielkim Świętym. I między nami są ludzie narzekający: „Ach, przyzwyczajenie się do prawdziwej pobożności jest mi niemożebnem, popadam bowiem zawsze w te same grzechy, i zawsze się z tych samych grzechów spowiadać muszę. Liczba moich dziennie ponawianych, a zawsze złamanych ślubów się zwiększa: — cóż mam czynić? od kogo się nauczyć?“
Otóż weźmij sobie kroplę wody za nauczyciela.
Kropla wody wydrąża kamień przez to, że zawsze pada na pewien oznaczony punkt kamienia, najakuratniej na to samo miejsce. Gdyby te krople padały na kamień raz tu, raz tam, bez planu, wtedyby ani wieki nie starczyły na jakąkolwiek zmianę w powierzchni, owszem, pokryłyby go tylko ślizkim szlamem. Tak samo dzieje się w życiu ludzkiem. Chcąc przyswoić sobie łagodność serca, dopniemy tego, jeżeli oczy nasze, uwagę i siły żywotne zbierzemy i skierujemy na pewien przedmiot: np. pokory i łagodności serca nabędziesz, skoro siły twe i uwagę na pewien oznaczony punkt życia skierujesz, to znaczy, że mocno postanowisz: w tem lub w owem miejscu, przy tej lub owej okoliczności, względem tej lub owej osoby, lub tych osób być łagodnym, a w tej okoliczności użyjesz tego a tego środka, a gdybyś go miał przestąpić, to sobie sam taką a taką karę nałożysz. Jeśli tylko ogólnikowo postanawiasz: chcę być pokornym, skromnym, łagodnym, bez wyraźnego zakreślenia, gdzie i jak ową oznaczoną cnotę chcesz wykonać, to chrześcijaninie, jesteś podobny do husarza malowanego na papierze, który jedzie na rumaku, dobywa szabli, najeża wąsa, — ale ani nawet muchy nie przestraszy, a cóż dopiero miałby uderzyć! Tylko z określonem przedsięwzięciem wiesz dokładnie, czego chcesz, znasz twego nieprzyjaciela i sposób jego wojowania; skoro tak sobie postąpisz, zwycięstwo będzie pewnem.
Nie koniec na tem, że ta kropla ustawicznie spada, ale ona spada także wytrwale, długo, długo, na jedno i to samo miejsce. W podobny sposób nakazuje nam przezorność postępować sobie przy rozstrząsaniu co wieczór rachunku sumienia, a przynajmniej wieczorem przed spowiedzią poweźmij postanowienie, abyś wytrwale to, co w sobie uważasz za grzeszne, wykorzeniał, a przyswajał sobie cnotę grzechowi temu wręcz przeciwną, wtedy ta cnota zapuści w sercu twojem głębokie korzenie i nie da się tak łatwo wyrwać. Gdybyśmy tylko w przeciągu roku starali się pewien oznaczony błąd z serca wykorzenić, to już wielkich rzeczy dokażemy. Święty Tomasz z Kempis powiada w swej książeczce o Naśladowaniu Chrystusa: „Gdybyśmy tylko co rok jednego błędu się pozbywali, wszyscy byśmy mogli zostać Świętymi!“ Chrześcijaninie, spróbuj jak to pójdzie łatwo. Poweźmij oznaczone postanowienie, ponawiaj je tak długo, dopóki go nie wypełnisz, a wypełnienie to przyniesie ci pociechę.

Modlitwa.

Boże, któryś lud Twój dla wskazywania mu drogi zbawienia wiecznego, obdarzył wielkim sługą Twoim świętym Izydorem, spraw łaskawie, prosimy, abyśmy posiadając go jako mistrza życia chrześcijańskiego na ziemi, zasłużyli sobie mieć go przyczyńcą w Niebie. Amen.

∗                    ∗
Oprócz tego obchodzi Kościół święty pamiątkę następujących Świętych Pańskich, zamieszczonych w rzymskiem martyrologium:

Dnia 4-go kwietnia w Sewilli w Hiszpanii uroczystość św. Izydora, Biskupa, który obfity w cnoty i wiedzę, gorliwością o wiarę katolicką i przestrzeganiem przepisów kościelnych stał się ozdobą Hiszpanii. — W Tessalonice męczeństwo św. Agatopodesa, Dyakona i lektora Teodulusa; obu pod cesarzem Maksymianem i starostą Faustynem utopiono w morzu z kamieniem u szyi dla wiary chrześcijańskiej. — W Medyolanie pochowanie św. Ambrożego, Biskupa i Wyznawcy, który zdumiewającą uczonością i cudami pomiędzy innemi dokonał i tego, że w czasie aryańskiej herezyi pozyskał wierze katolickiej na nowo prawie całe Włochy. — W Konstantynopolu uroczystość św. Platona, Mnicha, który przez długie lata z niezłomną odwagą walczył przeciw heretyckim obrazoburcom. — W Palestynie pamiątka św. Zozymusa, Pustelnika, co pochował ciało św. Maryi Egipcyanki.


5-go Kwietnia.
Żywot św. Wincentego Ferreryusza, Dominikanina.
(Żył około roku Pańskiego 1380).
J

Jeżeli Bóg dozwoli spaść klęskom na Kościół święty, to też zsyła zawsze mężów wielkich duchem, nauką i poświęceniem. Podobnie się też stało w ośmset lat po śmierci świętego Izydora, kiedy Kościół święty w niesłychanych rozterkach się znajdował. Nie dość, że trzech zapaleńców heretyków wystąpiło z nową religią w Anglii, a Hus i Hieronim w Czechach, trzeba jeszcze było, że obrano naraz aż trzech Papieży. Każdy z nich rościł sobie prawo Stolicy Apostolskiej, i każdy wywierał nacisk na duchowieństwo w swym obwodzie będące. Papieżami tymi byli Benedykt XIII, Grzegorz XII, i Jan XXIII.
W czasie tym wzbudził Bóg męża, którego jako kwestarza posłał do Kościoła Swego. Wincenty Ferreryusz, czyli z łacińskiego „Anioł Sądu“ rozwinął sztandar Chrystusowy, zagrzmiał w trąby, obudził śpiących, zachęcił bojaźliwych, wprawił w drżenie wiarołomnych, zapalił uniesieniem wiernych i upokorzył niepoprawnych.
Mąż ten Boży narodził się 1357 roku w Walencyi w Hiszpanii, z rodziców bogatych w cnoty i dobra doczesne. Był smukłego wzrostu, nadobnej twarzy, bystrego rozumu i nader pobożnego serca, zatem stała mu przy jego nauce i znaczeniu rodziców otworem droga do wszystkich wysokich urzędów, rozkoszy i uciech. Wincenty jednakże zamknął się w samotnej celi klasztornej i poświęcił całkiem służbie Bożej. Poświęcenie to umacniał jeszcze dziennie umartwieniem, chętnem posłuszeństwem, pokorną skromnością i gorliwem przykładaniem się do nauk, w których mu też Bóg cudownym sposobem dopomógł.
Po odebraniu święceń użyli go przełożeni do nauki po wyższych szkołach. W Barcelonie uczył filozofii, czyli mądrości życia, z wielkiem powodzeniem; w Leridzie, uczył Teologii z takiem odznaczeniem się, że legat Papieski, Piotr de Luna, nadał mu tytuł doktora. Potem w rodzinnem mieście objaśniał Pismo święte i piastował urząd kaznodziei z nadzwyczajną skutecznością. Jego kazania miały w sobie coś odrębnego, jakąś ożywiającą siłę. Słowa jego płynęły z serca, przeto też trafiały do serc słuchaczy. Nie był to skutek długiej, wytrwałej pracy, lecz jego pięknej, Duchem świętym napełnionej duszy.
W czasie tym zesłał Bóg na niego ciężkie bardzo doświadczenie, z którego jednak zwycięsko wyszedł. Jego powierzchowna piękność zrobiła wielkie wrażenie na sercu pewnej wysokiego rodu pani, ale to wrażenie nie pochodziło z Nieba, lecz z cielesnych jej pożądliwości. Udawszy chorą, kazała Wincentego do siebie poprosić. Gdy Wincenty przybył i rozpoczął swe urzędowanie, oświadczyła mu swoje uczucia. Przelękły kapłan czem prędzej uciekł, a oszukana w swych nadziejach poczęła wrzeszczeć i na Świętego najzjadliwsze miotać obelgi. Wincenty w milczeniu znosił ową cierniową koronę hańby i z ufnością wznosił oczy do Wszystkowiedzącego, który też jego usprawiedliwienie się wziął na Siebie. Ową panią opanował bowiem szatan i straszliwie dręczył, wołając: „Jeśli tu nie przyjdzie ten, który wśród ognia nie doznał obrazy, to nie ustąpię!“ Wiedziano więc o kim tu szatan mówi. Posłano po Wincentego, wskutek którego modlitwy szatan ową panią opuścił, a ona z wielką pokorą publicznie Świętemu wyrządzoną krzywdę przyznała.
W roku 1394 został wspomniany Kardynał Piotr de Luna pod nazwiskiem Benedykta XIII nieprawnie obranym na Papieża, w przeciwieństwie do Ojca świętego Grzegorza XII i mianował świętego Wincentego swym spowiednikiem. Rozdwojenie ono poszło stąd, że pewna część Kardynałów obierała w Rzymie, i tam obrano Grzegorza XII, druga zaś część w Awinionie obrała poza prawem kościelnem Papieża Benedykta XIII. Wincenty z całą gorliwością wpływał na Benedykta, aby ustąpił, stało się jednak, iż ciężko zachorował. Wtedy ukazał mu się Chrystus ze świętym Dominikiem przy boku, mówiąc: „Bądź mężnym, wierny sługo, i pozbądź się wszelkiej obawy. Jam cię wzmocnił w pokucie, z sideł ludzkich i szatańskich wyrwał, tak i na przyszłość z tobą będę postępował i zawsze będę z tobą. Jeszcze w tej godzinie będziesz wolnym od choroby ciała i pozbędziesz się strachu duszy, albowiem pokój w Kościele wnet zakwitnie. Opuszczaj natychmiast dwór Papieża Benedykta, albowiem wybrałem cię Sobie za głosiciela Mojej Ewangelii po Hiszpanii i Francyi. Ty masz ludom Sąd Ostateczny przed oczy przedstawić i bez obawy gromić ich błędy i występki. Przeze Mnie wyjdziesz z wszystkich niebezpieczeństw cało i ujdziesz zasadzek twych nieprzyjaciół. A skoro słowem i uczynkiem przyniesiesz wielkie korzyści, wtedy umrzesz.“

Święty Wincenty Ferreryusz.

Widzenie znikło, a Wincenty w tej chwili powstał z łoża zdrowy. Natychmiast udał się do Papieża, aby rozkaz odebrany od Chrystusa oznajmić i prosić o zwolnienie. Papież obiecywał mu Biskupstwo, nawet wyniesienie na godność Kardynała, ale Wincenty przy swojem obstawał. Wzgardziwszy wszystkimi urzędami i godnościami, prosił jedynie o pozwolenie i pełnomocnictwo głoszenia wszędzie Ewangelii świętej jako misyonarz Apostolski.
Znajdował się zatem Wincenty obecnie na właściwem stanowisku i stał się takim, jakim go Bóg chciał mieć. Z krzyżem w ręku, a z gorącą miłością Boga w sercu rozpoczął swe podróże misyjne, które równych sobie nie znalazły. Przez dwadzieścia i trzy lata aż do końca swego życia przebiegał prowincye Hiszpanii, potem obchodził Francyę, Włochy, Anglię, Szkocyę i Irlandyę, a nawet był w pewnej części Niemiec. Z niebiańską potęgą i porywającą wymową jak Apostoł Pański głosił wszędzie naukę o strasznym Sądzie Ostatecznym. Raz jego głos podobny był grzmotowi niebieskiemu, to znowu łagodny i miły, jak mowa kochającej matki. Skoro stanął na ambonie, wszystkiem się zdawało, że nie patrzą na człowieka, lecz na Anioła. Oczy jego błyszczały i paliły płomieniem, a zaledwie usta otworzył, wszystko wybuchło płaczem, mianowicie kiedy miał kazanie o Sądzie Ostatecznym, o piekle i Męce Jezusa Chrystusa. Najzatwardzialsi grzesznicy padali pod brzemieniem słów jego, głośno błagając o miłosierdzie i przyznawali się publicznie do winy. Żyący w niezgodzie jednali się w obecności wszystkich; przestępcy wszelkiego rodzaju, złodzieje, lichwiarze i mordercy nawracali się. W samej Hiszpanii nawrócił 25 tysięcy żydów, a nawet mahometanie go chętnie słuchali, i nawróciło się z nich 8 tysięcy.
Na jego wezwanie budowano wiele klasztorów, kościołów i mostów przez rwące rzeki. Z wszystkich miast, do których przychodził miewać kazania, wychodzili książęta, Biskupi, prałaci i kapłani z śpiewami naprzeciw niemu. Nawet późniejszy Papież Marcin V i królowie francuski i hiszpanski wychodzili na jego spotkanie procesyonalnie z tych miast, gdzie się właśnie znajdowali. On sam natomiast zwykł był wjeżdżać na ośle, otoczony licznymi sługami, mając oczy ku Niebu zwrócone, albo pokornie spuszczone. Często otaczało jego kazalnicę 80 tysięcy ludzi, a pomiędzy nimi setki pokutników, którzy publicznie za pokutę się biczowali. Ci, którzy go raz słyszeli, już go opuścić nie chcieli. Czasami szło za nim dziesięć do piętnastu tysięcy ludzi, aby go tylko jeszcze raz słyszeć. Dokąd przybył, tam rzemieślnik opuszczał warsztat, nauczyciel zamykał szkołę, a nawet i chorzy nie dali się powstrzymać od słuchania jego nauk. Uwagi także godnem, jak się troszczył o swych słuchaczy. Miał bowiem zawsze przy boku kilku kapłanów dla słuchania spowiedzi nawróconych grzeszników. Prócz tego miał z sobą organy i śpiewaków dla upiększenia nabożeństwa, dalej notaryuszów i pisarzy sądowych, aby w razie zachodzących sprzeczek lub procesów była pomoc; wkońcu miał także kilku uczciwych ludzi świeckich, niejako kwatermistrzów, którzy starali się o żywność i mieszkanie dla słuchaczy.
Zwykle trzy razy dziennie miewał kazania, a głos jego nie ustawał: nawet w zgrzybiałej starości, kiedy był tak słabym, że bez podpory iść już nie zdołał, wchodził jeszcze na ambonę, a wtedy całkiem się odmieniał. Słowa jego płynęły z taką gwałtownością i siłą, jakby jeszcze był w młodzieńczej sile wieku. Mianowicie starał się o wykorzenienie klątw, złorzeczeń i bluźnierstw, jako też rozmaitych herezyi. Na łono Kościoła świętego wróciło przeszło 200 tysięcy heretyków, którzy słyszeli słowa świętego Wincentego.
W Biskupstwie Lausanne (czyt. Lozan) znajdowali się poganie, którzy słońce czcili jako Boga. Skoro się Święty o tem dowiedział, udał się do nich, miewał kazania i cały naród pogański nawrócił.
We Francyi, w pewnej prowincyi znajdowała się dolina, której mieszkańcy tak ze swych występków byli okrzyczani, że ją zwano „doliną potępienia“. Ludzie ci byli wielce zdziczali, a żaden z misyonarzy nie śmiał się do nich puścić; nie tak Wincenty. Skoro się tylko o tem dowiedział, zaraz był gotów dla Chrystusa wszystko ponieść, poszedł do owych przestępców, i w krótkim czasie wszystkich nawrócił. Zmiana była tak widoczną, że odtąd dolinę tę nazywano „doliną czystości.“
Owe cudowne skutki były nie tylko wynikiem jego ognistych i żarliwych kazań, ale także jego cudów i życia świętobliwego. I w tym względzie więc był podobnym do Apostołów i posiadał jak i oni dar różnych języków. Przemawiał tylko w języku hiszpańskim, a mimo to rozumieli go Francuzi, Anglicy, Włosi, Grecy i wogóle wszyscy, którzy go słuchali. Cuda, któremi się wsławił, są niezliczone. Wskrzesił kilku umarłych, rozmnażał cudownie chleb i mąkę, uzdrawiał kaleki, ślepych, niemowy, szalonych i chorych na wszelkie inne choroby. Największym zaś cudem pozostanie, że i najzatwardzialsi grzesznicy się poprawiali, a heretycy wyrzekali się swych błędów i wracali na łono Kościoła świętego.
Sposób życia jego był następujący: Pięć godzin spał na twardem, nędznem łożu, a resztę nocy przepędzał na modlitwie, albo też na czytaniu Pisma św. Rano rychło odprawiał Mszę św. śpiewaną, a następnie miewał 2 lub 3 kazania. Potem zwykł był tych do siebie przypuszczać, którzy chętni byli ręce mu ucałować, bo wszyscy chcieli go widzieć, wszyscy chcieli się go dotknąć. Następnie przynoszono do niego chorych i niemocnych. Uczyniwszy nad nimi znak Krzyża św., odmawiał następującą modlitwę: „Ręce na chorych kłaść będą i uzdrowią je: Jezus, Syn Maryi, Zbawiciel i Pan świata, który cię do świętej katolickiej Wiary powołał, niechaj cię zachowa, uszczęśliwi i od choroby twojej uwolni.“ Na obiad posilał się skromnemi potrawami, gdyż odkąd wstąpił do zakonu, mięsa w ustach nie miał. Z wyjątkiem Niedzieli zawsze pościł, i raz tylko dziennie najadł się do sytości. Podróże swe odprawiał pieszo, albo też jadąc na skromnym osiołku. Pościel jego składała się z słomy i siana i chyba w chorobie przykrywał się wełnianą kołdrą. Co noc biczował się aż do krwi, a chociaż mu ofiarowano wielkie sumy pieniężne, nie przyjął niczego, skoro zaś przyjął, to rozdał między ubogich.
Miał także dar przepowiadania przyszłości. I tak przepowiedział czas śmierci swej matki, siostry, i króla sycylijskiego. Pomimo, że Bóg go tak wielkimi cudami uwielbił, i świat cały był pełen chwały jego, był Święty jednakże zawsze posłusznym, jak dziecko, i tak pokornym, że nie mógł znaleźć słów, aby swoją duchową nędzę i swoje grzechy opłakiwać.
Tak więc sam żywot jego był najlepszem kazaniem; nie dziw zatem, że tak wielkie czyny mógł zdziałać. Mając lat 62 i wyczerpawszy całkowicie swe zdrowie, poradzono mu, aby wrócił pod łagodne Niebo Hiszpanii. Rady tej Wincenty usłuchał i zabrał się natychmiast do powrotu. Dojechał jednakże tylko do Vannes, miasta położonego w Burgundyi, gdzie musiał pozostać. Mieszkańcy dowiedziawszy się, że Święty jest znowu pomiędzy nimi, ucieszyli się wielce, ale radość ich zamieniła się w przerażenie, gdy usłyszeli słowa, że nie przyjechał mieć kazanie, tylko — umrzeć. Wtedy powstał płacz i narzekanie, lecz Święty ich pocieszał. Spostrzegłszy, że choroba jego się wzmaga, przyjął Sakramenta św. W czasie swej bolesnej choroby na gwałtowną gorączkę, najmniejsza skarga nie wyszła z ust jego, lecz modlił się do Boga, aby mu pozwolił pić z kielicha Syna Swego. Przepowiedział, że dziesiątego dnia umrze, a kiedy ten nadszedł, nastąpiło konanie, a jak za całego życia, tak i przy śmierci z chętną radością i uległością w Bogu wszystko przyjmował. Ponieważ obywatele się obawiali, aby po śmierci ciała jego nie wywieziono, przeto kazali się zapytać, gdzie chce być pochowanym. Święty odpowiedział spokojnie: „Wiecie, żem ja ubogi mnich i niegodny sługa, dla tego nie troszczę się o pochowanie ciała mego, tylko o zbawienie duszy. Aby jednak zachować porządek i spokój, o których wam tyle razy mawiałem, proszę was, udajcie się do przeora najbliższego klasztoru od waszego miasteczka, niech on w tym względzie rozstrzygnie.“
Potem kazał sobie czytać Mękę Pańską, zmówił Psalmy pokutne, i zasnął w Panu 5 kwietnia 1419 roku. Księżniczka francuska Joanna obmyła własnoręcznie ciało zmarłego, a woda, której do tego użyła, jako też ubiory i pasek Świętego, zdziałały liczne cuda. Ciało jego spoczywa w kościele katedralnym w Vannes.
Na obrazach przedstawiają go w ubiorze dominikańskim z wyobrażeniem słońca na piersi, albo też w zwyczajnem dominikańskiem odzieniu, mającego kazanie do chrześcijan, żydów i pogan. Papież Kalikst III zaliczył go roku Pańskiego 1455 w poczet Świętych.

Nauka moralna.

W kazaniach swych używał św. Wincenty historyi i przypowieści pożytecznych, pamiętnych ku zbudowaniu. Raz, dając przykład, tak mówił na kazaniu: Nie wszyscy umiecie czytać, ale ja was wszystkich czytać nauczę. Była jedna niewiasta, która nie znała liter, tylko pacierz umiała, a jednak idąc do kościoła, ustawicznie książki nosiła, na które patrząc, zawsze się upłakała. Spytał ją jeden, coby w tych książkach tak nabożnego czytała, a ona rzekła: Wy na moich nie umiecie, ja też na waszych czytać nie umiem. Pokazawszy mu wreszcie na długie prośby, znalazł w nich cztery tylko karty: jednę białą, drugą czerwoną, trzecią czarną, czwartą pozłocistą. Zadziwił się on człowiek i rzekł: Prawdziwie, ja tu czytać nie potrafię, bo nic pisanego tu niemasz. Ona odpowiedziała: Ja na tej karcie białej czytam czystość i niewinność Najświętszej Panny, a także moją, którą wzięłam na chrzcie: i płaczę za grzechy moje, żem duszę mą tak piękną, na chrzcie krwią Bożą obmytą, grzechami pomażała i taką szpetną i czarną uczyniła. — Na czerwonej czytam o Ciele Pana mego Jezusa, które było za grzechy moje przy biczowaniu, koronowaniu i krzyżowaniu skrwawione: i płaczę Męki Jego dla mnie podjętej. — Na czarnej czytam ciemności i męki piekielne, wspominając potępionych, iż już czasu teraz do pokuty nie mają, i płacząc, proszę Pana Boga, aby się to i ze mną nie stało. — Na pozłocistej zaś czytam Rajskie rozkosze, z płaczem do nich wzdychając. — Otóż widzicie, jak Duch św. ją czytać nauczył! Tak i wy wszyscy umieć możecie.

Modlitwa.

Boże, któryś raczył Kościół Twój uświetnić zasługami i kazaniami św. Wincentego, Wyznawcy, daj nam sługom Twoim, abyśmy z przykładów życia jego zbawiennej nabyli nauki i od wszelkich przeciwności za jego pośrednictwem wybawieni zostali. Przez Jezusa Chrystusa, Pana naszego. Amen.

∗                    ∗
Oprócz tego obchodzi Kościół święty pamiątkę następujących Świętych Pańskich, zamieszczonych w rzymskiem martyrologium:

Dnia 5-go kwietnia w Vannes w Bretanii uroczystość św. Wincentego Ferreryusza z zakonu kaznodziejskiego, który potęgą swej wymowy i cudami nawrócił tysiące niewiernych do Chrystusa. — W Tessalonice męczeństwo św. Ireny, Dziewicy; po dłuższem więzieniu przeszyto ją strzałami i spalono, gdyż przeciw zakazowi cesarza Dyoklecyana przechowała Pisma święte; wyrok śmierci wydał na nią ten sam starosta Dulcytyusz, który już poprzednio siostry jej: Agapę i Chionię zamordować kazał. — Na wyspie Lesbos śmierć męczeńska 5 św. Męczenników. — Tego samego dnia pamiątka św. Zenona, Męczennika; po zdarciu zeń skóry powleczono ciało jego smołą i wrzucono go w ogień. — W Afryce uroczysty obchód św. Męczenników, którzy pod aryańskim królem Genzerykiem w dzień Wielkanocny pomordowani zostali w kościele. Lektor, śpiewający właśnie Alleluja, zabity został strzałą przeszywającą mu szyję.


6-go Kwietnia.
Żywot świętej Julianny, Zakonnicy.
(Żyła około roku Pańskiego 1258).
W

Wyznawam Tobie Ojcze, Panie Nieba i ziemi, żeś te rzeczy zakrył przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je malutkim.“ (Mateusz 11, 25). Modlitwę tę dziękczynną wzniósł Jezus i za Juliannę, która się urodziła r. 1193 w Retinnes przy Leodyum. Rodzice jej byli majętni nie tylko w dobra doczesne, ale i w dobra wieczne.
Mając lat zaledwie pięć, utraciwszy rodziców, została Julianna oddaną zakonnicom w Kornelibergu na dalsze wychowanie. Okazywała nienasyconą żądzę wiedzy i niezwykły zmysł pobożności. W krótkim czasie nauczyła się na pamięć psałterza, i czytywała z głębokiem pojęciem tak Pismo św. jak i pisma świętych Augustyna i Bernarda. Do żadnej pracy się nie leniła, owszem najniższa praca była jej tem milszą. Pościła bardzo surowo, a ze swych czynności tworzyła niejako bezustanną modlitwę, i miała największą pociechę w Jezusie w Przenajświętszym Sakramencie i w Jego Najśw. Matce Maryi. Gdy siostry na nią nalegały, aby jadła, i pytały, co lubi, wtedy odpowiadała z nadobnym uśmiechem: „Lepszego chciałabym“ — przez co chciała wyrazić, że pragnie jak najprędzej przystąpić do Komunii świętej, albowiem na niej spełniły się słowa Pisma świętego: „Którzy Mnie pożywają, głód zawsze mają, a którzy Mnie piją, pragnienie zawsze mają.“
Prośbie jej o przyjęcie do zakonu chętnie zadosyćuczyniono, a po śmierci przeorysy obraną została na tę godność, choć się to nie zgadzało z jej pokorą i dziewiczą skromnością. Dobroć Boska wspomagała ją tu widocznie, albowiem udzieliła jej daru przewidywania przyszłości i spraw dziejących się w oddaleniu, a nawet daru przenikania serc i myśli ludzkich, jakoby w nich czytała. Z roztropną miłością macierzyńską kierowała swe duchowe siostry na wązkiej drodze do doskonałości, i wielu uciśnionym, chorym i w pokusach będącym dopomagała tak modlitwą, jak radą.
Tymczasem czysta jej dusza dojrzała do wielkiego dzieła, do którego Opatrzność Boska ją wybrała. Już od szesnastego roku widywała w czasie modlitwy cudowne zjawisko: Zdawało jej się bowiem, że widzi księżyc w całym blasku swej pełni, mający na jednej stronie tarczy ciemne miejsce, jak gdyby wyłamane. Tego widzenia nie mogła sobie wytłómaczyć, i z czasem stawało jej się przykrem, bo gdy klękała do modlitwy, stawało jej zaraz przed oczyma i mimo usiłowania pozbyć się widzenia nie mogła. Wreszcie uważała to za pokusę, modliła się gorąco i prosiła inne zakonnice o przyczynę, aby Bóg dobrotliwy od tego ją uwolnić raczył. Ale zjawienie nie znikło; prosiła więc Jezusa ze łzami, aby jej dał poznać, czy zjawisko ma jakie znaczenie, albo czy jest tylko pokusą.
Wreszcie sam Jezus Chrystus dał jej takie oświadczenie: „Księżyc oznacza Kościół katolicki, czarna plama na tarczy wyraża brak uroczystości na cześć Najśw. Sakramentu, którą to uroczystość pomiędzy wiernymi na całym świecie zaprowadzić należy. Wolą Moją jest, aby na pamiątkę zaprowadzono szczególnie uroczyste święto, albowiem w Wielki Czwartek wierni więcej rozmyślaniem Męki Mojej są zajęci!“ Polecił jej zarazem rozgłosić to po całym świecie. Julianna pokornie wymawiała się swoją niegodnością i słabością, prosząc gorąco, aby słodki Jezus zechciał jakiego uczonego i świętego Kapłana do tego zadania wybrać. Milczała więc, ale widzenie to trwało ciągle przez dwadzieścia lat. Odprawiwszy wkońcu ze łzami swe modlitwy, doniosła o swem objawieniu rozmaitym dygnitarzom kościelnym i uczonym, którzy się wszyscy z tego cieszyli, a Biskup w Leodyum już w roku 1246 naznaczył dzień uroczystości i obchodzenie jej w swej dyecezyi zalecił. W ten sposób obchodzono pierwszy raz uroczyście „Boże Ciało.“ Julianna rozgłosiła sprawę tę i w szerszych kołach, przeto radość z nowego nabożeństwa była wielka, ale nie miało się obyć i bez burzy. Tysiące poczęły się pytać: „Poco znowu nowe święto? Czy nam dziennie Msza święta nie wystarczy? Owóż znowu święto więcej, i to jeszcze święto z poręki marzycielki, z poręki wybujałej fantazyi zakonnicy!“
Ponieważ piekło nie mogło uroczystości przeszkodzić, przeto straszliwie mściło się na Juliannie, używszy do tego zarozumiałego i złośliwego kapłana, który się nawet wcisnął w zarząd jej klasztoru. Ponieważ Julianna mu nie chciała powierzyć dokumentu fundacyjnego, przeto ów niegodziwy człowiek oskarżył ją w Leodyum o kradzież, a obywateli tak podburzył na nią, że przemocą do klasztoru wtargnęli i siostry sponiewierali. Julianna wprawdzie wcześnie uciekła, ale ją ścigano z jednego miejsca na drugie, aż wreszcie znalazła schronienie w Fasses. Wkrótce jednakże ciężko zachorowała; przyjmując tę chorobę z rąk Jezusa, z uległością i dziękczynieniem, zakończyła żywot doczesny 5 kwietnia 1258 roku w piątek o tej samej godzinie, o której Zbawiciel wisiał na krzyżu. Jej czysty duch uleciał do Nieba, ale grób jej wnet licznymi zasłynął cudami.
Z śmiercią Julianny nie upadła uroczystość, owszem wzmogła się wielce. Prowincyał bowiem Dominikanów, Hugo, został tymczasem Kardynałem, a Papieżem Jakób z Troyes, który pod imieniem Urbana IV wstąpił na Stolicę Apostolską. Papież ten rozgorzał jeszcze większym zapałem do uroczystości Bożego Ciała przez cud zaszły w Bolsenie. Pewien pobożny, ale niestałego usposobienia kapłan zaczął podczas Mszy świętej powątpiewać, czy w przemienionej Hostyi znajduje się Jezus Chrystus, Pan Nieba i ziemi z Ciałem Swem, Bóstwem i człowieczeństwem. Odprawiał właśnie kapłan ten Mszę świętą, kiedy go znowu ogarnęło silne powątpiewanie. Aliści z Hostyi podczas Podniesienia zaczęły ściekać krople krwi na korporał. Przerażony tymże wypadkiem, chciał ten przypadek zataić i korporał złożył, ale krew przesiąkła przez korporał i wszędzie pozostawiła okrągłe znaki, podobne zupełnie do Hostyi, a cztery krople upadły nawet na marmurowe stopnie. O zatajeniu teraz już myśleć nie było można, przeto kapłan ów zmuszony był rzecz tę wyższej donieść władzy. Przerażony tem i wielce zaniepokojony, pobiegł do poblizkiego Orvieto, do Papieża Urbana IV, który tam właśnie bawił, i ze skruchą serdeczną wyznał swoje dawniejsze powątpiewania, jako i teraźniejsze przestępstwo. Papież Urban zbadał dokładnie sprawę, przekonał się na krwią zbroczonym korporale o prawdziwości niniejszego cudu, i nie zwłócząc ogłosił w roku 1264 Bullę, mocą której uroczystość Bożego Ciała w pierwszy czwartek po uroczystości Trójcy Przenajświętszej obchodzić nakazał.
Bóg zatem słabą niewiastę wybrał, aby w tajemniczy sposób przez nią spowodować zaprowadzenie uroczystości Bożego Ciała, a kiedy i to jeszcze nie pomogło, cudem w Bolsenie stwierdził Swą obecność pod postacią Hostyi. Dziś nabożeństwo Bożego Ciała należy do najwspanialszych i uroczystość odbywa się bardzo solennie po całym świecie.

Nauka moralna.

Święta Julianna, będąc jeszcze małą sierotką, kochała Jezusa pod postacią chleba i wina. Zapewne i ty, chrześcijaninie, pałasz miłością ku Jezusowi, ale Mu za mało oddajesz szacunku w Przenajświętszym Sakramencie. Po wszystkich kościołach Jezus już od setek i tysięcy lat zawsze jest na ołtarzu utajony. I w naszym parafialnym kościele zawsze jest obecnym, a dla kogożby tu przebywał, jak tylko dla wszystkich razem parafian i dla każdego z osobna, więc i dla ciebie? Na cóż tu przebywa, tylko żeby nas strzegł, pocieszał, uszczęśliwiał, a za to nic więcej nie wymaga, jak wzajemnej od ciebie miłości. Ale czemuż Go zaniedbujesz? na czem to polega? Zapewne na tem, że wprawdzie wierzysz, iż Chrystus jest utajony w Przenajświętszym Sakramencie jako prawdziwy Bóg i człowiek, ale nie zastanawiasz się nad tem, czem się On dzień i noc, całe lata i setki lat trudni? Ty się gorliwie sprawami krewnych i sąsiadów zajmujesz, ale nie dbasz, co Zbawiciel świata Jezus Chrystus w kościele czyni. A ten Jezus jest twoim bratem, twoim Zbawicielem, twoim najlepszym przyjacielem i sąsiadem.
Cóż czyni przedewszystkiem Jezus ustawicznie w Przenajświętszym Sakramencie jako prawdziwy Człowiek? Otóż to samo, co uczynił owego pamiętnego 25 marca, kiedy nastąpiła Jego tajemnica wcielenia: On się modli! Składa Bogu w Trójcy świętej jedynemu w imieniu wszystkich ludzi najdoskonalszą i najmilszą modlitwę chwały, dziękczynienia, prośby, przyczyny, — czyni to w największem upokorzeniu, w postaci Hostyi — baranka na zabicie wiedzionego — okrytego ranami na rękach, nogach, boku, głowie; czyni to dla ciebie z tem samem usposobieniem, z jakiem wyrzekł raz do św. Gertrudy, gdy przed krzyżem Jego klęczała: „Spojrzyj na Mnie, z szat obrany, wzgardzony, na całem ciele pokaleczony, mając wszystkie członki wywichnięte ze stawów, z miłości ku tobie wisiałem na krzyżu; i nadal jest płomień miłości Mojej tak samo gorący, że gdyby było potrzeba, to abyś ty sama jedna wiecznej szczęśliwości dostąpiła, wydałbym się znowu na takie same męki, jakie za świat cały cierpiałem!“ W Najświętszym Sakramencie nie poucza cię już słowami, gdyż te możesz czytać w Ewangelii świętej, lecz własnym, żywym przykładem cnót swoich, które w twoim stanie możesz i powinieneś naśladować. Rozważ tylko Jego posłuszeństwo dla godnych i niegodnych kapłanów, dla pobożnych i świętokradzką Komunię przyjmujących. Rozważ Jego czystość, jako Swej białej sukni niewinności nigdy nie zmienia i ołtarza nigdy nie opuszcza, chyba aby lud błogosławić, łaknących nakarmić, chorych nawiedzić, konającym przybywać z pomocą. Rozważ Jego łagodność, Jego milczenie, Jego skrytość, Jego umartwienie itd. Wszystko to, wszystko dla ciebie, chrześcijaninie, a ty Go nie miłujesz tak, jakeś powinien.
Co Bóg czyni ustawicznie na ołtarzu jako prawdziwy Bóg? Na to pytanie odpowiada Przenajdroższa Matka Marya najjaśniej w Magnificat. (Łuk. 1, 46-55). Oto jest On nieskończenie bogaty i wszechmocny. On ci może wszystko dać, czego tylko jako dziecko Boga potrzebować lub życzyć sobie będziesz. On jest najmędrszym, przeto wie co dla ciebie jest najużyteczniejszego, najlepszego, tak że możesz się zupełnie na Jego mądrość spuścić. On jest samą dobrocią i miłosierdziem i chce ci dać dostatki, chce cię prawdziwie i wiecznie uszczęśliwić. Ach, jak to dobry Jezus jest zamknięty i skurczony, dopóki ty nie przyjdziesz, nie ściągniesz ręki twojej i nie dozwolisz Mu Jego darów w sercu twem nagromadzić.
Miej litość nad Jezusem tak wielce cię miłującym, albowiem jak żydzi nie chcieli uznać Syna Bożego, za co ich spotkała klątwa, tak i ciebie piekłoby nie minęło. Piekło jest ciemne i straszliwy w niem ogień trwa na wieki, jeśli nie będziemy korzystali z obecności Pana Jezusa w Przenajświętszym Sakramencie. Otóż On czeka na ołtarzu, dopóki się kto z parafian nie zbliży, — ach, jak Go Serce musi strasznie boleć, gdy czeka nadaremnie, i wtedy po długiem, próżnem czekaniu, woła żałośnie: „Jeruzalem, Jeruzalem, ilekroć razy chciałem zgromadzić syny twoje jako kokosz kurczęta swoje pod skrzydła zgromadza, a ty nie chciałoś.“ (Mat. 23, 37).

Modlitwa.

Boże i Ojcze niebieski, któryś przez wcielenie Syna Swego i ustawiczny pobyt Jego na naszych ołtarzach chciał nam dać Pośrednika, udziel nam łaski, abyśmy z pośrednictwa tego wiernie korzystali, a potem do Nieba się dostali. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa. Amen.

∗                    ∗
Oprócz tego obchodzi Kościół święty pamiątkę następujących Świętych Pańskich, zamieszczonych w rzymskiem martyrologium:

Dnia 6-go kwietnia w Rzymie uroczystość pamiątkowa św. Ksystusa, Papieża i Męczennika, rządzącego Kościołem Bożym pod cesarzem Hadryanem; pod Antoniuszem Piusem doznał radośnie śmierci doczesnej, by posiąść Chrystusa. — W Macedonii męczeństwo św. Tymoteusza i Dyogenesa. — W Persyi pamiątka 120 Męczenników. — W Askalonie dzień śmierci św. Platonida, Męczennika z 2 towarzyszami. — W Kartaginie uroczystość św. Marcellina, który wśród obrony wiary katolickiej przeciw heretykom ofiarował życie. — W Rzymie uroczystość św. Celestyna, Papieża; potępił on herezyę Nestoryusza, Biskupa Konstantynopolskiego i wypędził Pelagiusza; za jego upoważnieniem odbył się także Sobór w Efezie przeciw herezyi tegoż samego Nestoryusza. W Irlandyi uroczystość św. Celsusa, Biskupa, poprzednika św. Malachiasza. — W Danii pamiątka św. Wilhelma, Opata, słynnego z cnót i cudów swoich.


7-go Kwietnia.
Żywot świętego Hermana Józefa.
(Żył około roku Pańskiego 1256).
Z

Z jaką rozkoszą spogląda Niepokalanie Poczęta na tych, którzy Jej w niewinności i czystości duszy dziecięcą cześć oddają, można się przekonać z żywota Hermana Józefa. Urodził się tenże Święty roku 1200 w Kolonii nad Renem z uczciwych, ale ubogich rodziców. Chłopcem będąc, we wszystkiem był posłuszny rodzicom, a mimo zawsze wesołego i rzeźkiego usposobienia, nie było widać u niego nic lekkomyślności lub pustoty. Ust swoich nie splamił żadnem złem słowem, zawsze się trzymając na osobności i obyczajnie się zachowując. Gdy liczył lat siedm, posłanym został do szkoły, gdzie był pilnym uczniem i najlepsze robił postępy. Pobożni rodzice już od samej małości wpoili w dziecko czułe i rzewne nabożeństwo do Najświętszej Panny. Kiedy szedł do szkoły, udawał się w modlitwach swoich do Matki Bożej, ofiarował Jej wszystkie swe prace i poświęcał Jej wszystkie godziny wytchnienia. Gdy szkoły nie było, a współtowarzysze igrali, Herman udawał się do kościoła poświęconego czci Maryi. Tam stał piękny obraz Matki Boskiej, przedstawiający Najświętszą Pannę z Dzieciątkiem Jezus. Przed tym obrazem padał zawsze na kolana i w dziecinnej prostocie rozmawiał raz z Maryą, raz z Dziecięciem Jezus. Podawał także Dzieciątku swój chleb, albo jabłka, które miał od rodziców. Niebieska Królowa cieszyła się z tej tak dziecinnej miłości i z nabożeństwa jego. Razu pewnego podał Dzieciątku piękne czerwone jabłuszko i prosił Matkę Boską, aby kazała Dziecięciu je przyjąć. Ku nieopisanej też radości rączka Dziecięcia się wysunęła naprzód i odebrała podarek. Ucieszyło to wielce chłopca, a cześć jego i uszanowanie dla Najświętszej Panny wzrastały codziennie. Ale i Marya okazała się dlań coraz łaskawszą. Kiedy pewnego dnia wolnego od szkoły według zwyczaju poszedł do kościoła, aby się z najukochańszą Matką rozmówić, ujrzał w jasnym blasku Królowę Niebios w żywej postaci. Stała ona na chórze, a obok Niej klęczał święty Jan w postaci chłopca i igrał z Dzieciątkiem. Herman stanął osłupiały, nie mogąc się napatrzeć temu widokowi. Wtedy Matka Boska skinęła na niego i wezwała, aby się doń zbliżył. Herman ucieszony, poskoczył do chóru, ale drzwi zastał zamknięte, zasmucony przeto zawołał: „W jakiż sposób się tam mam dostać, kiedy drzwi są zaparte a ja nie mam drabiny?“ Nakazała mu tedy Matka Boska, aby próbował, czy mu się nie uda przejść przez kraty, najeżone u góry ostrymi kolcami, przyrzekając zarazem, iż mu przy tej przeprawie pomoże. Zaczął się więc Herman wspinać, gdy się zaś zmęczył i siły go opuścić miały, podała mu Najświętsza Panna rękę i przyciągnęła do Siebie. Mimo to skaleczył się Herman na piersiach, która to rana z początku prawie niewidzialna, wielkie mu na przyszłość sprawiła przykrości.

Święty Herman Józef.

Skoro się tedy chłopczyk znalazł na chórze, pozwoliła mu Matka Boska pobawić się z nadobnem Dzieciątkiem Jezus, i napomniała, aby z takiej sposobności odniósł pożytek. Nieśmiało, ale z sercem pełnem rozkoszy bawił się Herman z Dzieciątkiem Jezus, a Marya z lubością na to patrzała i podziwiała uniżenie się Jezusa, Zbawiciela świata. Zabawa trwała aż ku wieczorowi, a że następowały Nieszpory, przeto Herman musiał tą samą drogą wynijść, którą wszedł; podała mu tedy Marya Panna rękę, a Herman zeszedł na dół. W późniejszem życiu opowiadał, że za te wszystkie niebieskie rozkosze, jakiemi się uraczył, jeszczeby tysiąc takich ran chciał sobie zadać.
Rodzice Hermana tymczasem coraz bardziej podupadali, a wkońcu tak zubożeli, że nie mieli mu nawet za co kupić stosownych książek do szkoły, ani potrzebnej odzieży i obuwia. Herman byłby też musiał porzucić nauki, gdyby Najświętsza Marya Panna nie była mu cudownie dopomogła. Było to zimą, mróz był trzaskający, a Herman nie miał obuwia. Uciekł się tedy do Maryi. Zaledwie wszedł do kościoła, wezwała go Matka Boża do Siebie i zapytała, czemu przy tak ostrym mrozie chodzi boso. „Ach — rzecze Herman — nie mam bowiem ani obuwia, ani też pieniędzy na nie.“ „Idź przeto — odzywa się Najśw. Panna — do tego kamienia, podnieś go, a pod nim znajdziesz tyle pieniędzy, ile potrzebujesz na trzewiki.“ Natychmiast pobiegł chłopczyk do wskazanego kamienia, podniósł go i znalazł pieniądze; z dziecięcą przeto prostotą dziękował Maryi. Ale Matka Boża jeszcze więcej dobrego mu chciała uczynić, przeto rzekła: „Ilekroć zapotrzebujesz pieniędzy, przychodź z zaufaniem na to miejsce, a zawsze tyle znajdziesz, ile koniecznie potrzebujesz.“ Herman zastosował się też do tego, i zawsze znajdował, co mu było potrzeba. Chciał wprawdzie rzecz tę w tajemnicy zachować, ale współuczniowie go podpatrzyli i także postanowili z tego korzystać. Na próżno jednak kamień podnosili, gdyż dla nich pieniędzy tam nie było, a zresztą Matki Boskiej tak nie miłowali, jak Herman. Cud ten byłby niepodobnym do wiary, gdyby go Herman na śmiertelnem łożu nie był zeznał.
Mając lat dwanaście, wstąpił do klasztoru św. Norberta, zbudowanego na puszczy premonstrateńskiej. W tymże klasztorze musiał nasamprzód obsługiwać refektarz, czyli klasztorną izbę jadalną, a potem dostał urząd zakrystyana. Teraz nabożeństwo jego do Maryi się wzmogło a skutkiem tego i Marya jeszcze przychylniejszą dla niego się stawała. Często go też w widzialnej postaci pouczała i chętnie słuchała jego pytań. Ponieważ Herman całe noce na modlitwie przepędzał, przeto i tu ukazała mu się Najświętsza Panna w takim blasku, że cela jego jaśniała przecudnem światłem. Szczególniej podobała się Najświętszej Dziewicy jego nieskalana dziewiczość. Aby go za to nagrodzić, dodała mu do jego pierwotnego imienia Herman jeszcze piękne imię Józef i zaręczyła się z nim. Rzecz ona miała się zaś tak: „Współuczniowie pomiarkowawszy, że lubi anielską czystość, dali mu imię Józef, na cześć dziewiczego Oblubieńca Najśw. Maryi Panny. Herman czując się niegodnym tego imienia, nie chciał, aby go tak nazywano. Nie dali się jednakże współuczniowie powstrzymać, i nadal Józefem go zwali. Postanowił przeto Herman oskarżyć ich przed starszymi. Poprzedniej nocy czuwał na modlitwie, sen go jednakże zmorzył i ujrzał się we śnie w tym samym kościele, gdzie ujrzał po raz pierwszy Najświętszą Pannę. Marya przywołała go, a gdy Dziecię Jezus tak nadobnie do niego się uśmiechało, prosił o pozwolenie pobawienia się nieco. „Najukochańsza Matko — wołał — daj mi na chwilkę Dziecię Twoje!“ Marya chwilę się wahała, ale ponieważ Herman prosić nie przestawał, podała mu Dzieciątko, mówiąc: „Weźmij Mego Syna, którego w czasie ucieczki do Egiptu także oblubieniec Mój niósł. Wraz z tym ciężarem przyjmij wszakże nadaną ci już nazwę św. Józefa i nie wzdrygaj się więcej to imię nosić, któryś tak wielce pragnął tego, co w imieniu tem jest zawarte, to jest dziewiczej czystości i obcowania z Jezusem i Maryą.“
Słowa te Królowej Niebios takie wrażenie na nim wywarły, że odtąd chętnie dawał się mianować imieniem Józef tak przez współuczniów, jak i przez wszystkich ludzi, i od tego czasu ma dwa imiona: Herman Józef. Matka Boska chciała jednakże Hermanowi Józefowi większą jeszcze łaskę okazać, pragnęła bowiem połączyć się z nim uroczyście. Pewnej nocy, kiedy Herman Józef jak zwyczajnie spędzał czas na modlitwie przy wielkim ołtarzu, ukazała mu się prześliczna dziewica w kościele, odziana błyszczącem odzieniem, otoczona z lewej i prawej strony dwoma pięknymi młodzieńcami, toczącymi następującą rozmowę:
„Z kim zaślubimy tę dziewicę?“ — rzecze pierwszy. „Z nikiem innym — przerywa drugi — tylko z obecnym tu braciszkiem.“ Pierwszy też to potwierdził, poczem się zbliżył do Hermana Józefa. Tenże początkowo wielce przestraszony, wkońcu przystąpił do widzenia, cały będąc rumieńcem wstydu oblany. Gdy się zbliżył do Królowej Niebios, rzekł jeden z nich: „Dla ciebie jest Ona na Oblubienicę przeznaczoną, masz też z Nią być zaręczonym.“ Królowa Niebios milczała, ale z przychylnej twarzy poznać było, że się na słowa młodzieńca zgadza.
Herman Józef tedy bardzo się zmieszał i pokornie przemówił: „Kimże jestem, abym się mógł z taką Dziewicą zaręczyć? nawet myśl o tem już byłaby zarozumiałością. Uważam to sobie za najwyższy zaszczyt, jako najniższy sługa wstąpić w służbę Królowej Niebios, alem nie godzien nazywać się Jej oblubieńcem.“ Podczas gdy tak się wymawiał, pochwycił jeden z młodzieńców jego prawicę i włożył ją w rękę Najświętszej Panny, mówiąc poważnie: „Tę Dziewicę oddaję tobie jako Oblubienicę, ma Ona do Ciebie należeć, jak niegdyś należała do świętego Józefa, żywiciela Boskiego Dzieciątka.“ Po tych słowach włożyła Marya Hermanowi Józefowi na palec pierścień, — i w ten sposób ściśle się z nim połączyła.
Czytelnik zapewne się zdumieje na tyle cudownych łask, których Herman Józef dostąpił, trzeba jednakże dodać, iż zasłużył on na nie jak najzupełniej, gdyż życie jego było życiem Anioła. Ciało swoje trzymał w umartwieniu, pościł bezustannie, sypiał mało i to na twardem tylko posłaniu z kamieniem pod głową. Zawsze zwykł był mawiać: „Czas tego życia jest czasem pokuty.“ Mimo, że tak wielkich łask dostąpił, sądził jednakże, że jest wart pogardy. Pewnego razu napotkawszy wieśniaka, rzekł do niego: „Uderz mnie w twarz!“ Kiedy ten zdumiony pytał o przyczynę, odpowiedział Herman Józef: „Ponieważ jestem stworzenie pełne grzechów i zdrożności.“ Ulubionemi jego słowami bywało: „Na większą wzgardę zasłużyłem, aniżeli ponoszę.“ Nosząc wciąż nędzne, łatane odzienie, zwykł był mawiać: „Jam niczego lepszego nie wart.“
Podczas kiedy Marya ducha jego krzepiła niebieskiemi rozkoszami, ciało jego ulegało licznym boleściom, a mianowicie poprzednio już wspomnianej ranie na piersiach, która następnie straszne cierpienia mu sprawiała. Od pokus również nie był wolnym, ale z wszystkich wychodził zwycięsko. Zostawszy kapłanem, podwoił gorliwość w wypełnianiu wszystkich cnót. Mianowicie reguły zakonnej przestrzegał jak najściślej, a jego modlitwa była tak gorąca, że często godzinami wpadał w zachwycenie. Mianowicie działo się to, kiedy czytał Mszę św. Wtedy częstokroć stał nieruchomy, zmysłów pozbawiony przy ołtarzu otoczony blaskiem Niebieskim a na ołtarzu gorejących świec przez ten czas nie ubywało więcej, jak podczas każdej innej Mszy świętej.
Krótko przed śmiercią jego prosiły zakonnice w Hoven, aby Herman Józef przybył do nich pouczyć je w czasie Wielkiego Postu.
Herman Józef za pozwoleniem Opata pełen radości udał się do Hoven, albowiem miał widzenie, że tam umrze. Zaledwie wszedł do wnętrza klasztoru, zaraz kijem naznaczył na progu miejsce na podłodze i rzekł: „Tu mnie pochowajcie!“ Aż do połowy Wielkiego Tygodnia był przy zdrowiu, ale później musiał się położyć, owładnięty gwałtowną febrą. W czasie swej choroby miał długie zachwycenie. Skoro przyszedł do siebie, rzekł: „Ach, Jezus mój jest nieubłagany; nie mogę tego otrzymać od Niego, o co proszę.“ Ale o co prosił, o tem nikt się nie dowiedział, bo nikomu tego nie powiadał. Przyjąwszy Sakramenta święte, umarł z wesołą twarzą w Czwartek po Wielkiejnocy w dniu 7 kwietnia 1236 roku i pochowano go w oznaczonem miejscu. Kiedy po niejakim czasie ciało jego podniesiono, aby go przewieźć do macierzyńskiego klasztoru, znaleziono je całkiem nienaruszone, pomimo, że już upłynęło siedm tygodni od pogrzebu. Grób jego licznymi zasłynął cudami.
Na obrazach przedstawiają Hermana Józefa jako chłopczyka, klęczącego przed obrazem Matki Boskiej i podającego Dzieciątku Jezus jabłko.

Nauka moralna.

Wielkie to zaiste szczęście posiadać łaskę Matki Boskiej. Wszyscy Święci tej łaski pragnęli i czuli się szczęśliwymi, jeżeli ją posiadali. Tego bowiem, którego Marya Panna kocha, kocha też i Pan Bóg, więc każdy taki ma obietnicę wiecznego żywota. Jakim sposobem mógłbyś sobie chrześcijaninie zjednać takową przychylność i miłość? Tem, że będziesz naśladował Hermana Józefa; nie w celu, abyś osięgnął takie łaski, jakich on dostąpił, lecz z prostoty serca czcij i uwielbiaj Maryę. Herman Józef nie pragnął odznaczenia, nie pragnął niczego innego, jak tylko służyć Maryi. Ale aby Maryi służyć, cóż czynić należy i w czemże mamy go naśladować?
Herman Józef żywił w sercu swem gorące nabożeństwo do Maryi i czcił Ją jako Matkę, a to i my przecież uczynić możemy. Dalej żył wstydliwie, skromnie i czysto; wystrzegał się bowiem nawet najmniejszej myśli wykraczającej przeciw świętej czystości. Wstydliwymi, skromnymi i czystymi za łaską Bożą i my być możemy, mianowicie, kiedy swoje pięć zmysłów poskromnimy i unikać będziemy wszelkiej okoliczności do grzechu, a zawsze gotowymi będziemy do ucieczki pod opiekę Maryi. Herman Józef był zawsze bardzo pokornym, pogardzał wszelką chwałą i nie dowierzał sobie w niczem. Pokornymi także być możemy, a nawet powinniśmy, jeśli nędzę naszą zważymy. Zatem we wszystkiem można tego Świętego do pewnego stopnia naśladować. Pamiętajmy zawsze słowa Pisma świętego: „Błogosławieni czystego serca: albowiem oni Boga oglądają“ (Mat. 5, 8).
Kilku rzymskich młodzieńców odmawiało następującą krótką modlitewkę do Maryi o czystość, do której to Papież Pius IX przywiązał 100 dni odpustu za każdorazowe odmówienie po „Anioł Pański“, a zupełny raz w miesiąc po przyjęciu Sakramentów św.

Modlitwa.

O moja Władczyni! o moja Matko, pomnij, żem Twój! Zachowaj mnie i strzeż mnie jako własność Swoją.

∗                    ∗
Oprócz tego obchodzi Kościół święty pamiątkę następujących Świętych Pańskich, zamieszczonych w rzymskiem martyrologium:

Dnia 7-go kwietnia w Rouen uroczystość św. Jana Chrzciciela de la Salle, Wyznawcy, założyciela zakonu Braci Szkolnych, zajmującego się szczególnie ubogą dziatwą szkolną, czem zyskał wielkie zasługi wobec Kościoła i społeczeństwa. — W Afryce śmierć męczeńska św. Epifaniusza, Biskupa, oraz świętych Donata i Rufina z 13 towarzyszami. — W Synopie w Poncie pamiątka 200 Męczenników. — W Cylicyi uroczystość pamiątkowa św. Kalliopiusza, Męczennika, przybitego pod prefektem Maksymianem po różnych mękach głową na dół do krzyża, przez co zdobył wspaniałą palmę męczeńską. — W Aleksandryi męczeństwo św. Peleuzyusza, Kapłana. — W Nikomedyi pamiątka św. Cyryaka i 10 towarzyszy jego. — W Rzymie uroczystość św. Hegezypa, który niezadługo po śmierci Apostołów przybył do Papieża Aniceta do Rzymu i pozostawał tamże do pontyfikatu Eleuteryusza; napisał historyę Kościoła od śmierci Chrystusa Pana do dni swoich zupełnie prostym językiem, aby oznaczyć tem usposobienie tych, których sposób życia naśladował. — W Weronie uroczystość pamiątkowa św. Saturnina, Biskupa i Wyznawcy. — W Syryi pamiątka świętego Afraatesa, Pustelnika, broniącego za czasów cesarza Walensa wiary katolickiej cudami swymi.


8-go Kwietnia.
Żywot świętego Alberta, Patryarchy Jerozolimskiego.
(Żył około roku Pańskiego 1214).
H

Hetman rzymski zburzył Jerozolimę w roku 71 po nar. Chr. W czasie pożaru w mieście wrzucili żołnierze do wnętrza świątyni z zemsty na żydów rozpalone głownie i tak owa wspaniała świątynia spaliła się do szczętu. Miasto zniknęło i spełniło się proroctwo Jezusowe, że ze wspaniałej Jerozolimy nie pozostał kamień na kamieniu. Jest to rzeczą historycznie udowodnioną, iż Tytus zabronił żołnierzom tykać się świątyni. Czy jednak sprawców pożaru wynalazł i ukarał według wielkości przestępstwa o tem historya nie pisze. Kiedy Rzymianie ze zburzonej Jerozolimy ustąpili i nic nie pozostawili tylko kupy zawalisk i stosy trupów, najprzód wrócili po górach i lasach rozpierzchli chrześcijanie, aby trupy pogrzebać; za nimi dopiero ośmielili się przybyć starozakonni żydzi i pobudowali tam sobie domy.
Nie trwało jednak długo, a żydzi w Palestynie podnieśli bunt przeciwko Rzymianom. Rozgniewany cesarz Adryan zabronił przeto żydom pod karą śmierci osiadać w starej Jerozolimie, zbudował miasto nowe, ale już nie na tem samem miejscu, gdzie stało pierwsze. Aby zohydzić chrześcijaństwo kazał Adryan na górze Kalwaryi kłaniać się Wenerze, a na miejscu, gdzie był grób Chrystusa, zbudował świątynię Jowisza, chcąc tym sposobem święte Miejsca chrześcijaninom uczynić niedostępnemi.
Trwało to przez stopięćdziesiąt lat. Na tronie rzymskim zasiadł cesarz Konstantyn Wielki, a pogaństwo przytłumiono. Matka cesarza, święta Helena, udała się sama do Jerozolimy, aby odszukać krzyż Chrystusowy, a gdy go znalazła, wybudowała na Kalwaryi wspaniałą świątynię, zwaną kościołem świętokrzyskim. Konstantyn zaś, pobożny jej syn, zbudował nad grobem Zbawiciela wspaniałą świątynię i odtąd chrześcijanie mogli swobodnie zwiedzać i czcić święte miejsca, na których Chrystus cierpiał i umarł. Pobożni chrześcijańscy Biskupi mieli od tego czasu Jerozolimę za stolicę, a w roku 451 zostało Biskupstwo jerozolimskie wyniesione na godność Patryarchatu. Godność ta była i jest po Papieskiej w hierarchii kościelnej najwyższą.
Setki tysięcy pielgrzymów szło rok rocznie ze wszystkich krajów i okolic do Grobu świętego w Jerozolimie, gdzie poczyniono stosowne zakłady i szpitale do ich przyjmowania i wyżywienia. Trwało to aż do roku 638, kiedy Arabowie, zawzięci nieprzyjaciele chrześcijaństwa, pod swym hetmanem Omarem zdobyli Jerozolimę. Ale i wtenczas wolno było chrześcijaninom za opłatą pieniężną zwiedzać święte miejsca. Skoro jednakże w roku 1073 Turcy zdobyli święte Miasto, wtedy święte miejsca zbezczeszczono, a chrześcijanie byli wystawieni na okropne uciski i poniewierki. Tylko za wielką opłatą mogli pielgrzymi dostać się jeszcze do Miasta świętego, aby pomodlić się i zapłakać u Grobu Chrystusa.
Wonczas wzbudził Bóg męża, nazwiskiem Piotra z Amienu. Ten długi czas przebywał w Ziemi świętej, i widząc okropny ucisk chrześcijan, szukał pomocy po całej prawie Europie, wszędzie wzywał wiernych, a chrześcijanie po jego pełnych zapału kazaniach przyoblekli białe płaszcze z czerwonym krzyżem. „Bóg chce!“ wołał lud wszystek, wołali dostojnicy i prostaczkowie, chcąc też do Ziemi świętej ruszyć, aby Grób Pański z rąk niewiernych odebrać. Wszędzie, po wszystkich krajach i ziemiach można było widzieć krzyżowców w swych strojach. Którykolwiek z poddanych przyjął płaszcz i krzyż, zostawał wolnym, a wyżsi znowu radzili nad tą ważną wyprawą.
Pomiędzy doradcami znajdował się też niejakiś Gotfryd Bouillon. Tenże zebrawszy wojsko złożone z ośmkroćstotysięcy dobranego żołnierza, podjął pierwszą wyprawę, a po trzech latach zdobył rzeczywiście Jerozolimę i Grób święty w moc swoją dostał.
Stolicy Patryarchatu przywrócono dawną świetność i odtąd chrześcijanie mogli bezpiecznie zwiedzać święte miejsca i nabożeństwa swoje odprawiać. Przez ośmdziesiąt pięć lat mieli katolicy chrześcijanie Grób święty w posiadaniu, a Patryarchowie jerozolimscy wykonywali tu swój święty urząd. Trwało to do roku 1185, kiedy to Turcy znowu zdobyli Jerozolimę. Patryarcha Monako musiał się ratować ucieczką, a chrześcijanie wystawieni byli na rozliczne uciemiężenia. Monako umarł w mieście Akra, dokąd się był schronił, i chrześcijanie tak w Palestynie jak i w nadgranicznych krajach nie mieli pasterza. Pogardzali też nimi Turcy i uciskali ich jak najsurowiej. Tylko za ogromne sumy przypuszczali chrześcijan do Miejsc świętych, tak że odwiedzanie Grobu Pańskiego stało się wprost niemożebnem.
W utrapieniu tem zwrócili chrześcijanie uwagę na Alberta, Biskupa w Vercelli i jego obrali Patryarchą.
Urodził się tenże Święty w mieście Parma ze szlachetnych i bogobojnych rodziców. Otrzymawszy staranne wychowanie, będąc jeszcze młodzieńcem, wstąpił do klasztoru, gdzie dla swej pokory i posłuszeństwa powszechną między braćmi zjednał sobie miłość, a nawet wybrany został na Przeora. Sława cnót jego wnet się rozeszła, przeto chrześcijanie palestyńscy obrali go na Patryarchę. Albert wzbraniał się przyjąć tejże godności i dopiero na wyraźny rozkaz Papieża na to się zgodził. Wówczas dwadzieścia lat już kierował swą trzodą jako wierny pasterz i dobry ojciec, gdy go na tę godność obrali. Z powodu rozkazu Papieża nie wahał się teraz onej godności przyjąć, albowiem słyszał, że będzie wielkie musiał znosić prześladowania, a nawet może śmierć męczeńską za Chrystusa poniesie. Wsiadł zatem na okręt i pojechał do Akry, gdzie zmarły Patryarcha jerozolimski tymczasowo Stolicę Patryarchatu ustanowił. Zaledwie przybył na miejsce, wypytał się pilnie o stan chrześcijan w Ziemi świętej, usłyszał jednakże tylko skargi i narzekania. Święty Albert nie stracił wszakże otuchy. Ufny w pomoc Jezusa Chrystusa objeżdżał Ziemię świętą, pocieszał utrapionych, pokrzepiał wiernych i wielu odstępców wróciło na łono Kościoła. Turcy przeto go znienawidzili i prześladowali; a jego życie było ustawicznem męczeństwem, jednakże nigdy nie tracił odwagi. Chrześcijanie kochali go, jak ojca, a wkońcu nawet i sami Turcy musieli w nim uszanować wielką świętobliwość. Przez ośm lat sprawował Albert swój święty urząd, krocząc po cierniach i głogach — aż, właśnie: w samo Podniesienie św. Krzyża, z tyłu przy ołtarzu włócznią został przebity. Stało się to roku Pańskiego 1214. Morderca wykonał swój czyn krwawy z zemsty, byłto bowiem bezbożny, niepoprawny człowiek i bluźnierca, którego Patryarcha kilka razy łagodnie napomniawszy, wyklął wreszcie ze społeczeństwa Kościoła świętego. Chrześcijanie, mianowicie zaś Karmelici, którym nowe reguły przepisał, opłakiwali gorzko śmierć jego.

Nauka moralna.

Do Kościoła Grobu Pańskiego należą te miejscowości, gdzie święty Albert tyle razy prosił Chrystusa o zmiłowanie dla swej trzody, — gdzie tyle razy rozmyślał Mękę Pańską i ją opłakiwał, gdzie już miliony pokutujących pielgrzymów znalazło odpuszczenie grzechów, pociechę i spokój, — gdzie był sam Grób święty Zbawiciela ze szczytem Kalwaryi, gdzie Chrystus był ukrzyżowanym, gdzie Jego krzyż stał, i gdzie było nabalsamowane Ciało Jezusa Chrystusa, i wiele innych świętych Miejscowości. Wszystko to nazywa się Kościołem Grobu Pańskiego i miejscowości te w sobie zawiera. Roku 1808 spalił się Kościół święty do szczętu, jednakże inne Miejsca święte ocalały cudownie. Pogorzelisko odbudowano na nowo wspaniale, a sam Grób święty, w którym spoczywało Ciało Zbawiciela, posiadają katolicy.
Grób Pański jest sześć stóp długi, 3 stopy szeroki i 2 ½ stopy wysoki; jest wykutym w skale i powleczony pięknym, białym marmurem; stanowi on ołtarz, na którym czcigodni Franciszkanie codziennie Mszę św. odprawiają. Ponurość kościoła oświetloną jest pięćdziesięciu wiecznemi lampami, które się we dnie i w nocy palą. Na prawo od wchodu do kościoła znajduje się szczyt Kalwaryi, a w miejscu tem znajduje się ołtarz. Niedaleko stąd znajduje się skała, która się rozpękła przy śmierci Zbawiciela. Później znowu jest miejsce, gdzie Chrystus był ukrzyżowanym i kamień, na którym Ciało Jego było nabalsamowane. W kościele Grobu Pańskiego znajduje się także miejsce, gdzie święta Helena krzyż Pański odszukała i żołdactwo o szaty Chrystusa losy rzucało, gdzie Jezus Najświętszej Maryi Pannie, Aniołom i świętym niewiastom się ukazał, jako też cząstka słupa kamiennego, przy którym był biczowany.
Nie wszystkie święte miejsca są w ręku katolików, bo podzielone są pomiędzy: katolików, Ormian i Greków. Grobu Pańskiego strzegą OO. Franciszkanie dniem i nocą, dlatego ich też nazywają „stróżami Grobu.“ Do swego ubogiego klasztoru przyjmują wszystkich pielgrzymów, myją im nogi, dają im pożywienie i starają się zasłonić ich przed napaścią Turków. Klucze kościoła Grobu Pańskiego ma w ręku starosta turecki, a ci, którzy chcą kościół zwiedzić, muszą wielkie pieniądze opłacać. Turcy są łakomi; nieraz się przeto zdarzało, że biedni, z jałmużny żyjący Ojcowie wielkie sumy wykładać musieli, aby tylko ujść prześladowania.
We wszystkich katolickich krajach zbierają składki na Grób Pański i utrzymanie stróżów jego; chrześcijaninie, i ty nie bądź ostatnim w złożeniu kwoty odpowiedniej funduszom twoim. Wszakże to idzie o chwałę Bożą! Ponieważ nie łatwo nadarzy ci się sposobność zwiedzenia Ziemi świętej, przeto odprawiaj pilnie Drogę krzyżową i wyobraź sobie, jakobyś był na miejscu, gdzie Chrystus cierpiał. Rozmyślanie Męki Pańskiej jest najlepszem lekarstwem na zbolałą duszę, jest ogniem, przy którym serce twoje miłością ku Jezusowi rozpalić możesz. „Miłość bliźniego złego nie czyni. Wypełnienie tedy zakonu jest miłość.“ (Rzym. 13, 10).

Modlitwa.

Wszechmogący wieczny Boże, któryś z miłości ku rodzajowi ludzkiemu własnego jednorodzonego Syna zesłał na ziemię! Jego życie, począwszy od Wcielenia aż do chwalebnego Zmartwychwstania, — było pasmem boleści, ostatnie jednakże cierpienia, aż do skonania były najsroższe, i te też chcę rozpamiętywać i płakać nad niemi. Daj mi, Boże, ducha zdolnego do rozważania męki +Syna Twego Jezusa Chrystusa, Pana naszego. Amen.

∗                    ∗
Oprócz tego obchodzi Kościół święty pamiątkę następujących Świętych Pańskich, zamieszczonych w rzymskiem martyrologium:

Dnia 8-go kwietnia w Aleksandryi śmierć męczeńska św. Edezyusza, brata św. Apfaniusza; gdy podczas prześladowania chrześcijan pod cesarzem Maksymianem Galeryuszem zapytał otwarcie sędziego pogańskiego jak może odważyć się porzucać lwom poświęcone Bogu dziewice, został przez zbirów pojmany, w najokrutniejszy sposób umęczony i wreszcie wrzucony w morze. — W Afryce męczeństwo świętych Januarego, Maksyma i Makarego. — W Kartaginie pamiątka św. Koncessy, Męczenniczki. — Tego samego dnia uroczystość św. Herodiona, Asynkryta i Flegona, których Apostoł Paweł wspomina w liście do Rzymian. — Pod Koryntem uroczystość św. Dyonizego, powołanego uczonością swą i oświeceniem w sprawach wiary pouczać nie tylko własnych dyecezyan, ale listami nawet Biskupów innych miast i krajów; przytem posiadał tak wielki szacunek przed Papieżami rzymskiemi, że listy ich czytać kazał co Niedzielę publicznie w kościele. Żył pod Markiem Antoniuszem Verusem i Lucyuszem Aureliuszem Commodusem. — W Tours uroczystość pamiątkowa św. Perpetuusa, Biskupa, słynącego daleko nadzwyczajną świętością. — W Ferentino dzień zgonu świętego Redempta, Biskupa, którego wspomina św. Grzegorz, Papież. — W Com o uroczystość świętego Amantyusza, Wyznawcy i Biskupa.


9-go Kwietnia.
Żywot świętej Maryi Egipcyanki, Pokutnicy.
(Żyła około roku Pańskiego 520).
Ż


Żywę Ja, mówi Pan Bóg, nie chcę śmierci niezbożnego, ale żeby się nawrócił niezbożny od drogi swej a żył. Nawróćcie się, nawróćcie się od dróg waszych bardzo złych.“ (Ezech. 33, 11). Tak przypomina nam Bóg przez Proroka własne słowa, które wyrzekł mianowicie w łaski pełnym czasie Wielkanocnym. Marya Egipcyanka usłuchała tych słów na radość Nieba i ziemi.
Zgrzeszyć jest wielkiem nieszczęściem a tem większem, gdy grzesznik uporczywie zatwardziałym pozostaje. Jednakże Pan „nie chce śmierci grzesznika, tylko aby się nawrócił i żył.“ Grzesznik, choćby największy, dostąpi miłosierdzia, jeżeli się nawróci i uda znowu do Boga.
W pewnym klasztorze Ziemi świętej żył mąż bogobojny, imieniem Zozymas, który z natchnienia Ducha świętego postanowił Post Wielki przepędzić na puszczy. Bóg go natchnął, aby obecny klasztor opuścił, a udał się do klasztoru nad Jordanem. Tam poznawszy, że inni zakonnicy jeszcze powściągliwiej i świętobliwiej żyją, aniżeli on, ślubował odtąd zawsze Wielki Post na puszczy przepędzać. Wiernie też ślubu dotrzymał i on i drudzy, którzy się do niego przyłączyli. Pościli surowo, nakazanej surowszej reguły nie mieli, jak w klasztorze, więc kiedy w Palmową Niedzielę wracali do klasztoru, jeden drugiemu nie powiadał, jak pościł i jak się umartwiał.
Razu pewnego ujrzał na puszczy jakby jakieś widziadło, bardzo pośpiesznie przed nim uchodzące. Przestraszony przeżegnał się i spostrzegł, iż była to jakaś postać ludzka. Jakoż była to niewiasta, która przed nim uciekała. Zozymas sądząc, iż to być musi człowiek Boży, począł nieznajomego gonić, a gdy już był blizko niego i tchu mu zabrakło, zawołał: „Sługo Boży, czemu uciekasz przede mną starcem, który cię już dogonić nie mogę. Poczekaj i udziel mi twego błogosławieństwa, bo nie napróżno Bóg ciebie i mnie tu zesłał. Zaczekaj przeto z miłości Imienia Tego, dla którego tu mieszkasz i który żadnym grzesznikiem nie gardzi!“ Nie uczyniła tego jednak postać uchodząca, aż gdy skryła się w gęste krzaki, tak się odezwała: „Ojcze Zozymasie, rzuć płaszcz twój biednej grzesznicy, jeśli chcesz aby rozmówiła się z tobą.“

Święta Marya Egipcyanka.

Sługa Boży słysząc się nazwanym po imieniu, przeląkł się, bo owa niewiasta nigdy go nie widząc, ani znając, tylko za sprawą Ducha Bożego poznać go mogła. Rzucił więc płaszcz, sam się odwrócił, a niewiasta okrywszy się nim, przystąpiła do niego. „Czemuż chcesz widzieć nędzną i grzeszną niewiastę?“ zapytała. Lecz Zozymas padłszy na kolana, prosił ją o błogosławieństwo; toż samo żądała jednakże i nieznajoma, mówiąc: „Tyś jest kapłanem, sługą sprawującym u ołtarza tajemnicę, ty mi przeto masz błogosławić.“ Słowa te jeszcze bardziej Zozymasa przejęły, widział bowiem, że nie tylko zna jego imię, ale i o jego kapłaństwie wie z Ducha świętego. „Matko — zawołał przeto — nie wedle stanu, ale zasług i łaski jest zacność ludzka. Proszę więc, błogosław mi!“ Widząc ona niewiasta upór jego, zawołała: „Błogosławiony Bóg, który zbawienie ludzkie obmyśla.“ „Amen!“ rzekł na to Zozymas i oboje powstali. Następnie pytała go, co słychać w świecie. Zozymas odrzekł, że za Bożą pomocą i modlitwą Świętych Pańskich panuje spokój w chrześcijaństwie. „Lecz — mówił dalej, — abym nie napróżno wyszedł tak daleko w puszczę, proszę cię o modlitwę.“ „Tyś jest kapłanem i ty za mnie modlić się powinieneś, kiedy jednak każesz, chętnie to uczynię.“ Obróciwszy się więc na wschód, uklękła i modliła się, a modlitwa jej tak była żarliwą, że jak później ów Zozymas pod przysięgą zeznawał, widział ją kilka razy w powietrze się unoszącą. Zozymas na widok ten począł się obawiać, sądząc, że może zły jaki duch przyszedł go kusić, ale ona niewiasta sama rozpoczęła mówić i uwolniła go od przykrych myśli. „Widzisz przed sobą wielką grzesznicę, niegodną, aby słońce ją ogrzewało. Wolałabym pod ziemię się schować, aniżeli tobie powiedzieć, com ja za jedna. Jednakże Bóg kroki twoje tu skierował, abyś przeszłe moje życie wiedział.“ „Powiedz więc, matko — zawołał Zozymas — powiedz, bo nie napróżno wyprawił mnie Pan z cichej celi klasztornej na puszczę i dał pomoc do gonienia ciebie!“
„Jestem rodem z Egiptu, i Bóg w młodości mojej wielkimi mnie opatrzył darami ducha i ciała, ale niestety, darów niegodnie nadużywałam. Zaledwie licząc lat dwanaście, opuściłam pobożnych rodziców i udałam się do stołecznego miasta Aleksandryi, aby się tam oddać rozpuście. Przez siedmnaście lat walałam się w błocie występku, — nie dla zarobku, bom miała z ręcznej pracy dosyć na utrzymanie, lecz jedynie, aby złym namiętnościom dogodzić. Raz w jesieni ujrzałam, że wielu pielgrzymów wybiera się na pielgrzymkę do Jerozolimy, aby tam uczcić drzewo Krzyża świętego. Przyłączyłam się zatem do pielgrzymów na okręt wsiadających, i dotąd dreszcz mnie przechodzi na wspomnienie, jakiem zgorszeniem stałam się dla wszystkich podróżnych. W Jerozolimie żyłam tak występnie jak w Aleksandryi.
Gdy nadeszła uroczystość „Podwyższenia Krzyża św.“, udałam się wraz z innymi również do kościoła. Ustroiłam się pięknie, we włosach zatknęłam różę, a gors cały miałam wysadzony błyszczącemi perłami. W przysionku kościoła ciżba była wielka, wszyscy wchodzili do wnętrza całować Krzyż, tylko ja nie mogłam. Kusiłam się wnijść raz, drugi, trzeci i czwarty, ale zawsze mnie jakaś niewidzialna siła odepchnęła. Wtedy zawołałam gniewliwie: „Czemu to drudzy mogą wnijść, a mnie nie wolno?“ W tej jednak chwili promień łaski Boskiej wpadł do duszy mojej, i uznałam przepaść swych grzesznych zdrożności. Pełna wstydu i żalu ukryłam się w kąciku przedsionka, gdziem rzewnie płakała. Naprzeciw mnie na ścianie wisiał obraz Matki Bożej. Przypomniawszy sobie, iż Najświętszą Pannę nazywają „Matką Miłosierdzia“ i „Ucieczką grzeszników“, zawołałam: „Matko Miłosierdzia, zlituj się nade mną, która jako największa grzesznica kiedykolwiek istniejąca, tem większe właśnie mam prawo Twego pośrednictwa. Czuję, żem niegodna tych łask, jakie Pan Bóg dziś zlewa na świętobliwe dusze, oddające cześć Drzewu Krzyża świętego; otrzymaj mi jednak tę łaskę, abym również mogła ujrzeć to Drzewo święte, na którem Syn Twój a Zbawca mój wylał Krew Swoją za moje zbawienie, za co Ci przyrzekam udać się na puszczę, abym tam już przez całe życie opłakiwała moje zbrodnie.“ Powstawszy z bijącem sercem, mogłam już wnijść do kościoła i zbliżyć się do Drzewa Krzyża świętego, przed którym wyrzuciłam z włosów róże i zdarłam z siebie perły, wołając: „Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, zmiłuj się nade mną, daj mi umrzeć dla Ciebie, która dla Ciebie nie żyłam!“ Od Krzyża udałam się znowu na modlitwę przed obraz Matki Boskiej i gorzko płakałam. Postanowiłam szczerze pokutować za me przeszłe życie, i prosiłam Najśw. Maryę Pannę, aby mi wskazała miejsce pokuty. Wtedy usłyszałam wyraźny głos: „Idź za Jordan, tam znajdziesz spokój!”
„Jakiś obcy człowiek dał mi trzy srebrne pieniądze, za które kupiłam trzy chleby, i jeszcze wieczorem stanęłam nad Jordanem, gdzie znalazłszy kościół pod wezwaniem św. Jana Chrzciciela, przepędziłam w nim noc całą na opłakiwaniu moich grzechów. Nazajutrz z rana wyspowiadawszy się i przyjąwszy Komunię świętą, szłam z trojgiem chleba na puszczę, po drodze ustawicznie płacząc i tu oto w tej głuchej puszczy oczekuję, czy mnie Bóg do Siebie nie powoła.“
Wtedy zapytał Zozymas onej niewiasty, jak długo już na puszczy przebywa, a ona mu odrzekła: „Mniemam, że już temu lat czterdzieści siedm. Chleba przyniesionego z sobą miałam na kilka lat, bo się zesechł jak kamień. Mieszkaniem mojem jest jaskinia w skale, żywię się korzonkami, piję wodę i od czterdziestu siedmiu lat po raz pierwszy dziś widzę oblicze ludzkie. Czas przepędzałam na płaczu za przeszłe grzechy moje i w rozmyślaniu o rzeczach ostatecznie mnie oczekujących.“
Potem Zozymas pytał jeszcze „czy zmiana tak nagła nie była jej ciężką?“ Na co ona westchnąwszy, rzekła: „Przez siedmnaście lat ciężkie przeszłam koleje, bo szatan trapił mnie pokusami, stawiając mi przed oczy rozkosze zmysłowości. Boję się wspomnieć o tem, aby pokusy nie wróciły z powrotem.“ „Nie bój się — odrzekł Zozymas — już one nie wrócą. Ale co czyniłaś w pokusach?“ „Padłam czasem na ziemię, leżąc dzień i noc, póki skutkiem obrony Bogarodzicy pokusa nie minęła. Przez siedmnaście lat żyłam korzonkami puszczy i wodą źródlaną. W wilgoci deszczowej zgniło moje odzienie, a skwar słoneczny wypalił resztę żądzy ciała we mnie. Teraz już jestem jakby ususzona i nie potrzebuję wiele, wszakże nie samym chlebem człowiek żyje, ale i Słowem Bożem.“ Słysząc ją Zozymas przytaczającą Słowa Pisma świętego, zapytał, czy je ma i czy umie czytać. „Nie umiem — odrzekła — a przez czterdzieści siedm lat żadnego człowieka nie widziałam!“ Wtedy Zozymas padł na kolana i zawołał: „Błogosławiony Bóg, który takie dziwne rzeczy sprawuje!“ Poczem mu znowu owa niewiasta rzekła: „Otom ci powiedziała wszystkie sprawy moje, proś za mną Boga, a w rok, jeżeli Bóg da, nie chodź na puszczę z bracią bo wiem, że nie będziesz tego mógł uczynić. Czekaj na mnie, bo chcę z ręki twojej w Wielki Czwartek przyjąć Ciało Pańskie, gdyż od czasu, jak wyszłam na puszczę, jeszcze nie komunikowałam. Powiedz prócz tego Janowi, starszemu klasztoru świętego Jana, że tam wiele naprawy potrzeba, ale nie mów mu tego pierwej, aż ci Bóg to rozkaże.“
Następnie niewiasta poprosiwszy Zozymasa o kapłańskie błogosławieństwo, udała się na puszczę, a Zozymas ucałowawszy ziemię, gdzie się owa niewiasta modliła, wrócił z płaczem do klasztoru.
W następnym Poście, gdy się bracia gotowali w podróż na puszczę, Zozymas się rozchorował i wyjść z nimi nie mógł. Wyzdrowiawszy, udał się w Wielki Czwartek nad Jordan, żaląc się w duszy, że nie godzien jest patrzeć w ono oblicze anielskie tej niewiasty. Tak myśląc, szedł z Najświętszym Sakramentem nad rzeką Jordan. Ujrzał wreszcie Maryę, która przeżegnawszy wodę, przeszła po niej jak po suchej ziemi. Spowiadała się z całego życia, komunikowała, a potem zawołała: „Teraz puszczasz sługę Twego Panie, w pokoju, według słowa Twego.“ (Łukasz 2, 29). Potem zwróciwszy się do Zozymasa, rzekła: „Przyjdź do mnie, ojcze, jeszcze raz na puszczę w to samo miejsce, gdzieś mnie po raz pierwszy widział.“ I znowu cudownie suchą nogą przeszła przez wody Jordanu, i zniknęła mu z oczu. Zozymas zmartwiony, że się ani nawet o imię niewiasty nie pytał, wrócił do klasztoru, ale tem się pocieszał, że ją za rok miał ujrzeć. Jakoż wybrawszy się w następnym roku, znowu poszedł szukać w puszczy nieznajomej pustelnicy. Znalazł ją, ale już martwą, a ciało jej było tak świeże, jakby wczoraj ducha wyzionęła. Na piasku znalazł wypisane następujące wyrazy: „Pogrzeb, ojcze Zozymasie, ciało nędznej Maryi Egipcyanki; oddaj ziemię ziemi, a módl się za mną, która umarłam zaraz po odebraniu Komunii z rąk Twoich.“ Gdy Zozymas modlił się i płakał, a zabierał się do pogrzebania ciała, ujrzał z głębi puszczy nadchodzącego ogromnego lwa. Osłupiał z przerażenia, lecz zwierz ten przybliżył się do ciała Świętej, a polizawszy jej nogi i wygrzebawszy wielki dół w ziemi, odszedł spokojnie. Następnie pochował Zozymas ciało świętej Pustelnicy, odśpiewawszy Psalmy żałobne i wrócił do klasztoru, gdzie wszystko to, cośmy tu opisali, jak najwierniej opowiedział, a jeden z braci zaraz spisał, aby przechować je dla potomności. Relikwie jej znajdują się w różnych kościołach, a głowę z wielką czcią przechowują w Neapolu.

Nauka moralna.

Chrześcijaninie, zapewnieś z podziwieniem czytał, jak mogła grzesznica Marya tak surowy wieść żywot na puszczy, i pytałeś się niezawodnie samego siebie, czy Bóg rzeczywiście tak surowej pokuty od grzesznika wymaga. Pokutą nazywa się w rzeczywistości żal za popełnione po Chrzcie świętym grzechy, bez którego to żalu nikt do Nieba wnijść nie może. Od tej pokuty i ty także nie jesteś wolnym; codziennie powinieneś walczyć przeciw złym skłonnościom i namiętnościom, codziennie też powinieneś stawać się lepszym. Walka ta wiele kosztuje trudów i utrapienia; jeżeli pracę nad poprawą siebie samego zaniedbujesz, jeśli żyjesz oziębły i zatwardziały, nie myśląc o tem, aby z serca swego wyrwać chwast grzechu i stawać się coraz podobniejszym Jezusowi Chrystusowi, który cię do naśladowania Siebie wzywa, wtedy zostaniesz na wieki potępiony. Marya poszła na puszczę pokutować; ty tego czynić nie potrzebujesz, bo masz zawsze czas i środki do pokuty stosowne. Pokutę jednak czynić powinieneś, chcąc być zbawionym. Nie wystawiaj sobie jednakże, aby ta pokuta była tak wielce surową. Niektórzy ludzie słysząc wyraz „pokuta“, zaraz myślą o umartwieniu ciała, o postach; myślą, że pokutnicy powinni prowadzić nader smutny i surowy żywot i odmawiać sobie przyjemności darów Bożych. Pokuta nie pomaga wtedy nic, jeżeli się grzesznik nie naprawi, nie zmieni trybu swego życia, nie nawróci się szczerze do Boga. Pierwsza owa pokuta nie jest tak ciężką i straszliwą, owszem wlewa w serce pociechę i wewnętrzną radość. Albowiem ilekroć razy zwyciężysz samego siebie, ilekroć razy pozbywasz się jakiego błędu, a przyswoisz sobie w to miejsce cnotę, następuje radość i pokój w Duchu świętym. Jest jednakże jeszcze inna pokuta, którą odbywali Święci, chociaż ich grzechy przez zasługi Jezusa Chrystusa były zmazane. Po Sakramencie Pokuty następuje rozgrzeszenie, ale nie z wszystkich grzechów i kar wiecznych. Pozostaje bowiem owa doczesna kara, za którą Święci nawet przy najdrobniejszych grzechach surowo pokutowali i surowe na się nakładali umartwienia. Dlatego też Marya pokutnica prowadziła na puszczy tak surowy żywot; Bóg nie wymaga wprawdzie od człowieka tak nadzyczajnej pokuty, ale wymaga zawsze, abysmy za grzechy nasze zadosyćuczynili. Dzienne umartwienia, zgryzoty, kłopoty przyjmować należy cierpliwie jako karę Niebios, powinniśmy je znosić w duchu pokuty. Jeśli kto oświecony łaską Ducha świętego, pozna, jak ciężko Boga grzechami obrażał, to będzie się starał na wszelkie sposoby, ową obelgę zmazać, i w świętym zapale sam pokutnik nałoży sobie umartwienia, a wtedy znajdzie w tem pociechę, bo taka pokuta pochodzi z miłości Boga i słodzi wszelkie gorycze.
Nie obawiaj się, chrześcijaninie, pokuty, boć nie możesz być zbawionym, jeśli nie będziesz za grzechy pokutował. Jezus Chrystus umarł wprawdzie za grzechy całego świata, przeszłe i przyszłe, a zatem i twoje, ale ty dostąpisz owoców pokuty tylko wtenczas, kiedy z Chrystusem będziesz pokutował! Uciekajmy się do miłosierdzia i miłości Jezusa Chrystusa, który dla nas tak okrutne męki podjął z miłości, abyśmy się stali godnymi owoców Jego zasług.

Modlitwa.

Panie Jezu Chryste, któryś św. Maryę Egipcyankę za pośrednictwem Najświętszej Matki Twojej od razu wywiódł z otchłani grzechów i do wysokiej doprowadził świętobliwości, spraw za jej przyczyną i przez jej zasługi, abyśmy we wszelkich duszy naszej potrzebach uciekając się do Matki miłosierdzia, Twojego miłosierdzia na wieki dostąpili. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, który króluje w Niebie i na ziemi, po wszystkie wieki wieków. Amen.

∗                    ∗
Oprócz tego obchodzi Kościół święty pamiątkę następujących Świętych Pańskich, zamieszczonych w rzymskiem martyrologium:

Dnia 9-go kwietnia w Antyochii świętego Prochora, jednego z siedmiu pierwszych dyakonów; odznaczony wiarą i cudami pozyskał koronę męczeńską. — W Rzymie dzień zgonu św. Męczenników Demetryusza, Koncessa, Hilarego i towarzyszów. — W Syrmium męczeństwo 7 św. Dziewic, które wspólnie za cenę własnej krwi okupiły życie wieczne. — W Cezarei w Kapadocyi dzień pamiątkowy św. Eupsychiusza, który z powodu zburzenia świątyni bogini Fortuny pod Julianem Apostatą otrzymał koronę męczeńską. — W Afryce uroczystość massylitanickich Męczenników, w których rocznicę zgonu św. Augustyn wypowiedział mowę pamiątkową. — W Amidzie w Mezopotamii uroczysty obchód św. Akacyusza, Biskupa, który nawet naczynia kościelne kazał stopić i sprzedać, by za otrzymaną sumę wykupić niewolników. — W Rouen pamiątka św. Hugona, Biskupa i Wyznawcy. — W S. Diè uroczystość św. Marcela, Biskupa, słynnego wielu cudami. - W Judei uroczystość pamiątkowa św. Maryi Kleofasowej, krewnej Najśw. Maryi Panny. - W Rzymie przeniesienie relikwii św. Moniki, matki św. Augustyna, Biskupa: zostały one przez Papieża Marcina V sprowadzone z Ostyi do Rzymu i z czcią wielką umieszczone w kościele świętego Augustyna. — W Mons w Hennegau uroczystość św. Waldetrudy, której życie odznaczało się świętością i cudami.


10-go Kwietnia.
Żywot świętej Mechtyldy, Przeorysy.
(Żyła około roku Pańskiego 1280).
Ś


Święta Mechtylda, rodzona siostra świętej Gertrudy, pochodziła ze starożytnej szlacheckiej rodziny w Saksonii. Miejscem jej urodzenia było miasto Eisleben. Skoro tylko się narodziła, była blizką śmierci i trzeba się było z chrztem pośpieszyć. Kapłan zaś udzielający chrztu, rzekł rodzicom: „Czegoż się obawiacie, dziewczę to nie tylko nie umrze, ale dożyje nawet późnego wieku i Świętą zostanie!“
Jakoż już od lat dziecięcych dawała Mechtylda dowody wielkiej świętobliwości. Unikała bowiem wszelkich dziecięcych rozrywek, aby tylko serce swe niepokalanem zachować, a mając lat siedm, została oddaną do poblizkiego klasztoru w Rodersdorfie na wychowanie. Święty spokój, jaki w klasztorze panował, jako też wesołe i uprzejme twarze pobożnych zakonnic, ich obyczajność i skromność zrobiły na Mechtyldzie głębokie wrażenie. Tu — pomyślała sobie — pozostanę i zdala od świata i jego uciech będę służyła Panu Jezusowi.
Natychmiast więc poprosiła o przyjęcie do zakonu, a chociaż matka temu się opierała, Mechtylda jednak w klasztorze pozostała, oświadczając, że już progów jego nie przestąpi. Wkońcu matka musiała zezwolić, a Mechtylda, chociaż wtedy jeszcze małe dziewczę, poczęła z całą ścisłością zachowywać reguły zakonne i dążyć do świętości. Przedewszystkiem ćwiczyła się w pokorze; cokolwiek jej nadano, to wypełniła sumiennie i ochotnie. Wszystkim w klasztorze chciała usługiwać, i właśnie najpodlejsze prace były jej najmilszemi. Pomimo delikatnego usposobienia ciała, nie chciała jadać mięsa, ani pijać wina, a ciało swe wystawione na pokusy zawsze trzymała w skromności, chroniąc się wszelkiego rozgłosu. Nie chciała nic znaczyć, zawsze chciała być ostatnią i najmniejszą, i nikomu innemu, jak tylko Bogu, przez to podobać się starała. W ten sposób przeżyła w ukryciu i cichości swe lata panieńskie.
Gdy doszła dziewiczego wieku, złożyła uroczyste śluby zakonne, i całkiem się poświęciła swemu najmilszemu Oblubieńcowi. Gorliwość jej odtąd się powiększyła, ale także i łaski, które od Boga otrzymała. Chrystus Pan bowiem często ukazywał się Mechtyldzie, i zawsze dawał jej wielce pocieszające objawienia. Oto niektóre z nich: Kiedy Mechtylda rozmyśliwała Mękę Pańską i doszła do miejsca, gdzie Jezus tak niewinnie od niesprawiedliwego sędziego został osądzonym, ukazał jej się Zbawiciel, mówiąc: „Pójdź ze Mną na sąd!“ Wziąwszy ją z Sobą w duchu, zawiódł przed Ojca niebieskiego. Wtedy z ust wszystkich Świętych usłyszała sąd swego dotychczasowego życia: jako nieraz była leniwą w miłości ku Bogu, jako nie chodziła zawsze w światłości niebieskiej i często nosiła się z niepotrzebnemi myślami. Skoro Święci przestali, odezwało się wszelkie stworzenie, że jest niegodną sługą Boga; Mechtylda tedy przelękła się. Jezus zaś zwróciwszy się do Ojca, rzekł: „Na wszystkie te skargi odpowiem Ja za nią, albowiem ją miłuję.“ „Cóż Cię spowodowało do tego, abyś ją miłował?“ zapytał Ojciec niebieski. Na to rzekł Jezus: „Moje wybranie.“ Wtedy Mechtylda odważyła się nieśmiało ofiarować Ojcu niebieskiemu Jezusa za swoje przewinienia, którą to ofiarę Bóg przyjął jako zadosyćuczynienie i przebaczył jej wszystko.
Duszo chrześcijańska, ofiaruj i ty Ojcu niebieskiemu za grzechy twoje Jezusa Chrystusa, mianowicie po Komunii świętej, kiedy Jezus mieszka w sercu twojem.
Pewnego razu smuciła się Mechtylda, że nie zawsze od Boga otrzymany czas użytecznie spędziła i łask Boskich nie szanowała. Wtedy rzekł Jezus do niej: „Uspokój się, oto Ja nagrodzę twą winę i twoje opuszczenia.“ A kiedy Mechtylda jeszcze nie przestała oskarżać się o niewdzięczność, wtedy rzekł Jezus do niej: „Jeśli Mi pozostaniesz zupełnie wierną, to dla ciebie będzie korzystniej, ażebym Ja te winy i opuszczenia wziął na Siebie, aby tylko Moje Imię i chwała była głoszoną.“

Święta Mechtylda.

Innego razu po Komunii świętej widziała, jak Jezus wyjął jej z piersi serce i całkiem ze Swojem Sercem połączył, mówiąc: „Chciałbym, aby tak serca ludzi w pragnieniu ze Mną były połączone; aby człowiek sam niczego nie pragnął, tylko swe pragnienia według Mego Serca zastosowywał, tak jako dwa wietrzyki w jeden się zlewają. Zatem ludzie, zabierający się do jakiego przedsięwzięcia, powinni w łączności ze swoją miłością mówić: „Panie, w łączności z Twoją miłością, przez którą chciałeś pracować i ciągle jeszcze w duszach działasz, także i na mnie pracę tę włożyłeś; daj, abym dzieło to doprowadził do skutku na chwałę Twoją i na mój pożytek.“ W ten sposób — dodał Jezus — człowiek łączy się w duchu miłością ze Mną.“
Innym razem ukazał jej Jezus suknię, w którą każdy człowiek przyobleczony być musi, jeśli chce wnijść na gody weselne. Była to suknia biała, wyszywana złotem i purpurą. Przytem słyszała głos: „Ta jest szata godowa, która przygotowana dla wiernych. Kolor biały oznacza czystość serca, kolor purpurowy pokorę, a kolor złota miłość. Kto chce taką mieć szatę, musi posiadać czyste serce, i nigdy go najmniejszą grzechową winą nie splamić. Żadna rzecz — rzekł Jezus do Mechtyldy — nie sprawia Mi tyle przyjemności, jak serca ludzkie. Ale pomimo, że mam skarb nieprzebrany, serc Mi niedostaje.“ Wtedy ujrzała przed sobą Jezusa w krwawem odzieniu i usłyszała: „Tak samo, jakem się na ołtarzu krzyża ofiarował Ojcu niebieskiemu za grzechy świata, z tą samą miłością i teraz jeszcze stoję przed Ojcem i ofiaruję Mu na zadosyćuczynienie Swoje męki i cierpienia; i nic nie jest Mi milszem, jak kiedy grzesznik się do Mnie nawróci i żyje!“
Mechtylda prosiła raz Jezusa, aby ją przygotował godnie na uroczystość Bożego Ciała, na co jej Zbawiciel odpowiedział: „Jeśli Mnie chcesz przyjąć, opatrz wprzódy mieszkanie twojej duszy, ażali tam niema ścian powalanych i zabrudzonych. Od wschodu uważaj, czyliś była pilną lub opieszałą w rzeczach tyczących się Boga, jako to: w chwale Boga, dziękczynieniu, w zachowywaniu przykazań Jego; z południowej strony mieszkania twej duszy spojrzyj, czyliś czciła Matkę Moją i Świętych, i o ileś się poprawiła wskutek ich przykładów i nauki; ze strony zachodniej uważaj pilnie, jak byłaś pokorną, posłuszną, cierpliwą w niesprawiedliwości; ze strony północnej uważaj, jak wierną byłaś Kościołowi świętemu i jak postępowałaś względem swych bliźnich, czyś ich umartwienia kochała z czystej miłości, jakoby były twoje własne, i czyś się pilnie modliła za grzeszników i będących w potrzebie. A jeśli w której z tych stron w swem dusznem mieszkaniu znajdziesz jaki błąd, napraw go przez pokorną pokutę i zadosyćuczynienie.“
W czasie Wielkanocnym rozważała Mechtylda, jakie skarby z wszystkiego dobrego wypływają. Wtedy rzekł jej Jezus: „Pójdź i zobacz najmniejszego z Świętych w Niebie, a z tego nauczysz się poznać źródło dobrego.“ Kiedy Mechtylda w zachwyceniu ujrzała się w Niebie, wyszedł naprzeciw niej jakiś mężczyzna pięknie przyodziany, z jasnymi włosami, średniej postaci, miłego wejrzenia i bardzo wystrojony. Zapytała go przeto Mechtylda, kimby był. Odpowiedział na to zapytany: „Byłem na ziemi rozbójnikiem i zbrodniarzem i nigdy nic dobrego nie uczyniłem.“ „Jakimże więc sposobem wszedłeś do radości niebieskich?“ pytała Mechtylda. Na to odpowiedział: „Wszystkie me zbrodnie popełniałem nie ze złośliwości, lecz z przyzwyczajenia, albowiem rodzice mnie do żebraniny z młodości przyuczali. Przed śmiercią pokutowałem, żałowałem za grzechy, zjednałem sobie miłosierdzie i tylko dobroć Boga mnie tu umieściła.“ Potem pokazał Świętej wszystkie skarby, które Bóg z miłosierdzia Swego na niego zlać raczył. Z tego wielce się cieszyła i poznała owo źródło w najmniejszym Świętym w Niebie.
Pewnego razu podczas Mszy świętej ujrzała Jezusa na tronie, jako Króla wspaniałości, z którego boków dwa jak kryształ czyste, wonne strumienie spływały. W tych strumieniach widziała obraz łaski przebaczenia grzesznikom, i łaski duchowej pociechy, jakiej każdy przez pokorne słuchanie Mszy świętej dostępuje. W czasie Podniesienia i podczas schowania Przenajśw. Sakramentu Pan Jezus powstał z tronu, i widziała jak własnoręcznie ofiarował Swoje Serce w postaci pełnej, przezroczystej lampy. Lampa ta płynęła na wszystkie strony bardzo szybko, a chociaż przelewała się gęstemi kroplami, jednakże z lampy nic nie ubywało. Przez to dał jej Jezus do zrozumienia pełność Swego Serca i chociaż zawsze na świat strumienie z niego wychodzą, jednakże pozostaje pełnem wszelkiej szczęśliwości i nigdy łask nie ubywa.
Innego razu w czasie Mszy świętej widziała w kościele serca wszystkich obecnych przywiązane do świętego Serca Jezusowego, również w postaci lamp. Pomiędzy temi były lampy przymocowane do Serca Jezusowego, pełne i gorejące, inne wisiały niejako słabo przymocowane, i były przewrócone, na znak, że się nic w nich nie znajduje. Przez pierwsze rozumiała serca tych, którzy nabożnie są przytomni Mszy świętej; ale w lampach przewróconych uważała serca wszystkich tych, którzy zaniechali serca swe wznieść z nabożeństwem ku Jezusowi.
Kiedy pewnego razu modliła się w czasie Wielkanocnym, przejęły ją słowa wstępu: (Introitus) „Pójdźcie błogosławieni Ojca Mego“ wielką radością i rzekła do Pana: „Ach, gdybym i ja pomiędzy owymi błogosławionymi mogła się znajdować i usłyszeć Twój słodki głos wzywający mnie do Nieba.“ Natychmiast usłyszała głos: „Wiedz, żeś jedną z pomiędzy nich i abyś nie wątpiła, oddaję w zadatku Me Serce na mieszkanie i ucieczkę, abyś nigdy nie potrzebowała szukać gdzie indziej pociechy, mianowicie w godzinę śmierci.“ Od tego czasu pałała gorącem nabożeństwem do Serca Jezusowego i mawiała w swej prostocie: „Gdybym miała opisać wszystkie te dary, które z tego Serca czerpać można, żadna książka na świecie objąćby ich nie zdołała.“
Żywot swój przepędziła na samych rozmyślaniach i niebieskich objawieniach, lecz umiała być i czynną dla dusz ludzkich. W krótkim czasie bowiem po swych ślubach zakonnych posłaną została do Bawaryi do klasztoru w Diersen, aby objąć urząd przeorysy, gdzie przykładnem swem życiem, jako też łagodnością i pokorą niezadługo zdołała klasztor postawić na wysokim szczeblu świętobliwości.
Wówczas zakradła się w klasztorze Edelstetten, położonym między Ulmem a Augsburgiem, wielka oziębłość; Biskupi przeto, chcąc temu zaradzić, posłali tamże Mechtyldę. W stosunkowo krótkim czasie udało jej się też zaprowadzić porządek, oziębłe serca rozgrzać, a gorące zapalić. Czas cały przepędzała z siostrami na modlitwie, rozmyślaniu i pracy ręcznej. Za posłanie służyła jej garść słomy, pożywieniem jej był chleb i jarzyna, które sobie jeszcze obostrzała. Była zawsze milczącą, a tak pełna żalu i skruchy, że ustawicznie miała łzy w oczach. Mianowicie chętnie dopomagała ubogim i cierpiącym, modliła się za grzeszników, i wszystkim, komu było potrzeba, niosła pomoc i pociechę. Przez całe swe życie cierpiała bardzo na ból głowy, ale cierpienia owe znosiła z uległością, nigdy się na nie nie skarżąc, chyba że dla wielkiego bólu musiała wraz z siostrami zaniechać nabożeństwa.
Dożywszy pięćdziesięciu i siedmiu lat wieku, a spełna pół wieku przebywszy w zakonie, uczuła, że się zbliża czas rozstania się jej z tym światem. Przez trzy lata przed śmiercią ból głowy był nieznośny, w którym to czasie pielęgnowała ją jej siostra Gertruda. W dzień zgonu zdołała tylko te słowa wymówić: “O dobry Jezu! o dobry Jezu!“ Słowa te ciągle powtarzała, oczekując z radością godziny śmierci. W ostatniej chwili ukazał się jej Jezus Chrystus i rzekł: „Pójdź błogosławiona!“ Na to, przypominając Zbawicielowi obietnicę, powiedziała: „A gdzież mój zadatek?“ „Nie lękaj się śmierci — rzekł Zbawiciel — bo masz Serce Moje jako ucieczkę i wieczny przybytek, a dnia, którego cię do Mych przybytków zabiorę, masz Mi je znowu oddać i Serce to jako świadectwo sama z sobą przynieść.“ Tak oddała Święta Jezusowi serce, to znaczy, gorącą miłość, którą On w jej sercu rozpalił, albowiem odtąd w wiecznej wspaniałości w Niebie z Nim jest połączoną.
Umarła dnia 19 listopada 1302 roku. Święta Gertruda widziała jej duszę ulatującą we wspaniałem odzieniu jako śliczną dziewicę, która objęła Zbawiciela i z ran Jego zdawała się ssać słodycz.

Nauka moralna.

Święta Mechtylda nic dobrego sobie samej nie przypisywała, lecz tylko łasce Bokiej. Objawień swoich byłaby nawet nie spisała, gdyby jej przełożeni do tego nie byli nakłonili i gdyby chwała Boża i zbawienie bliźnich na tem nie zyskały. Poniżenie siebie nawet przy najwyższych łaskach ze strony Boga, jest znakiem prawdziwej świętości, przeto też wszyscy Święci siebie samych za nic mieli. W żaden sposób nie dali się uwieść swym cnotom i dobrym uczynkom, jakie wykonywali, ani cudowną łaską nie dali się również zepchnąć z toru pokory. Patrzali jedynie na swoje błędy, słabości i niedoskonałości, i oskarżali się o nie przed Bogiem. Jak to zawstydzającem jest dla nas, jeśli łaski, pochodzące z naszych dobrych uczynków, tak często sobie bierzemy za przedmiot naszych pochlebnych rozmyślań, chwalimy się z nich i chętnie przyjmujemy uznania i pochwały drugich ludzi, czy one są szczere czy nie. O, jak daleko jesteśmy jeszcze od prawdziwej pokory oddaleni! Posłuchajmy, jak święty Paweł w tym względzie upomina: „Powiadam wszystkim, którzy między wami są, żeby nie więcej rozumieli, niżli potrzeba rozumieć; ale iżby rozumieli wedle mierności, jako każdemu Bóg udzielił miarę wiary.“ (Rzym. 12, 3).

Modlitwa.

Udziel łaskawie, o Panie Jezu Chryste, abyśmy przy wszystkich czynnościach tylko Twoją chwałę mieli na oku, i jako święta Mechtylda w niczem sobie nie dowierzali, a w naszej słabości prosili Ciebie o łaskę i pomoc do żywota wiecznego. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa. Amen.

∗                    ∗
Oprócz tego obchodzi Kościół święty pamiątkę następujących Świętych Pańskich, zamieszczonych w rzymskiem martyrologium:

Dnia 10-go kwietnia uroczystość Proroka Ezechiela, zabitego przez sędzię ludu izraelskiego w Babilonie, gdyż ganił powrót Izraelitów do bałwochwalstwa; pochowany został w grobowcu Sema i Arfaxada, przodków Abrahama; liczni pielgrzymi przybywają tamdotąd aby się modlić. — W Rzymie dzień zgonu bardzo wielu św. Męczenników, których Papież Aleksander ochrzcił podczas uwięzienia swego. Ich wszystkich kazał prefekt Aurelian wywieźć spróchniałym okrętem na morze i tam z kamieniami u szyi potopić. — W Aleksandryi męczeństwo św. Apolloniusza, Kapłana i pięciu innych, pogrążonych w morzu za prześladowania Maksymiana. — W Afryce śmierć męczeńska św. Terencyusza, Afrykana, Pompejusza i towarzyszów, pod cesarzem Decyuszem przez prefekta Fortuniana biczowanych, torturowanych i dręczonych innemi męczarniami, aż wreszcie ścięciem życie swe zakończyli. — Tego samego dnia uroczystość św. Makarego, Biskupa Antyochii, czcigodnego cnotami i cudami. — W Valladolidzie w Hiszpanii świętego Michała de Sancti z zakonu Trynitarzy Bosych od wykupywania niewolników; odznaczał się czystością życia, przedziwnem usposobieniem pokutniczem i miłością Boga. Papież Pius IX policzył go w poczet Świętych i ustanowił jako uroczystość jego dzień 5 lipca.


11-go Kwietnia.
Żywot św. Leona Wielkiego, Papieża i Nauczyciela Kościoła.
(Żył około roku Pańskiego 460).
Ś


Święty Leon, z narodu włoskiego, poświęcił się z młodości stanowi duchownemu. Będąc zaś archidyakonem rzymsko-katolickiego Kościoła, został przez Papieża Sykstusa III wysłanym do Francyi, z poleceniem pojednania dwu wielkich hetmanów, których niezgoda Kościołowi świętemu wielce szkodziła. Stało się, że gdy tamże był zajęty swem posłannictwem, Papież Sykstus umarł, a w miejsce jego obrano Leona najwyższą Głową Kościoła roku 440 w sierpniu, czego się wcale w swej nieobecności ni spodziewał. Wybór jego przyjęto z wielką radością, uznając w Świętym wielkie talenta i zdolność kierowania łódką Piotrową.
Pomimo, że na trudne dla Kościoła natrafił czasy, przezornością swą jednakże zdołał zaprowadzić ład i porządek. Wszystkim przyświecał czystością serca, miał rozsądek zdrowy, mądrość doskonałą, w przygodach myśl nieustraszoną, język powściągliwy i jasną wymowę. Starał się zaś żyć tak świętobliwie, że nie tylko grzechu, ale nawet i cienia jego się wystrzegał. W nocy i we dnie trudnościami urzędu swego zajęty, oddawał się pisaniu i kazaniom. Stałość charakteru utwierdzał w ten sposób, że chociaż miał w urzędzie swym wielkie trudności, to jednak serca swego nie zmieniał, i o nim to prawdziwie można powiedzieć: „Sprawiedliwy jako lew śmiały, bez bojaźni będzie.“ (Przyp. 28, 1).
Za Papiestwa Leona wyruszył na zdobycz okrutny Attyla, król Hunnów, którego zwano „biczem Bożym.“ Splondrowawszy już Turcyę, Illyryę, Macedonię, Niemcy i Grecyę, postanowił najechać Włochy, Rzym zdobyć i zburzyć go podobnież. Miasto Akwin broniło się przez trzy lata, poczem według swych guślarskich przepowiedni wróżąc sobie Attyla z odlotu bocianów zwycięstwo, przypuścił szturm okropny, miasto zdobył, mieszkańców pozabijał i wszelką majętność złupił; następnie ruszył na Rzym. Papież wiedząc, że siły jego za słabe przeciw hufcom pogańskim, postanowił sam z pomocą Bożą nieprzyjaciela pokonać. Ubrany przeto w świetny ubiór Papieski, stanął przed Attylą nad rzeką Padem, wziąwszy poprzednio kilku panów rzymskich z sobą i prosząc świętych Piotra i Pawła o pomoc. Będąc wówczas już w podeszłym wieku, wyglądał z mocno posiwiałym włosem prawdziwie jak Święty, skąd znowu jego słowa zmiękczyły króla Attylę. Wystawił mu Leon dobitnie i jasno okropność i niesłuszność najazdu, nadmieniając przy tem, iż go Bóg za to kiedyś ukarze. Słowa one też wielce Attylę przestraszyły, zwłaszcza gdy jeszcze po obu stronach Leona ujrzał dwu mężów, godzących na niego, jeśli w tej chwili nie usłucha. Pożegnawszy się następnie z Papieżem, wrócił z wojskiem do Węgier i już rozlewem krwi się nie trudnił. Kiedy się temu wielce dziwiono, a nadto dano mu do zrozumienia, że wobec Papieża się bojaźliwym okazał, odparł Attyla: „Nie widzieliście, że obok Papieża stała nadziemska postać z dobytym mieczem, grożąc mi śmiercią, skoro woli męża tego nie uczynię zadosyć.“
Tak więc ten Wielki Leon, Papież, świętością swą zdziałał, czego cała Europa dokazać nie mogla. Uporawszy się prawie w sposób cudowny z nieprzyjacielem zewnętrznym, musiał zwrócić oczy na Wschód, bo tam wichrzyć poczęło dwu odszczepieńców, jeden Patryarcha aleksandryjski, imieniem Nestoryusz, a drugi, mnich carogrodzki, nauczając, że w Chrystusie są dwie natury, człowiecza i Boska, i że Marya Panna nie jest Bogarodzicielką. Nestoryusz i Eutyches zwołali nadto Sobór do Efezu, na który posłów Papieskich z ledwością przypuścili. Tenże nieprawnie zwołany Sobór, zowie się rozbojem efeskim, o czem przeczytać można na stronie 153 w opisie żywotu świętego Flawiana, który jako Patryarcha carogrodzki przeciwko bluźnierstwu wystąpiwszy, został tak sponiewierany, iż wskutek tego umarł.

Święty Leon Wielki.

Panował naówczas cesarz Teodozyusz II, który sprzyjał innowiercom, i Papieżowi na jego wezwanie, aby zgromadził kościelny Sobór powszechny, stawił opór. Bóg go też skarał, bo jadąc raz konno, spadł z konia i zabił się. Po nim nastąpił dzielny hetman Marcyan, który zaślubiwszy cesarzową Pulcheryę, okazał się znowu powolnym na wezwanie Papieskie. Zwołał przeto powszechny Sobór do Chalcedonu, miasta położonego z drugiej strony cieśniny konstantynopolskiej. Na Sobór ten zjechało się 630 Biskupów, a Papież wyprawił w swojem zastępstwie Biskupów Pascharyna i Lucencyana, jako też kapłanów Bonifacyusza i Bazyliusza. Sprawa była bardzo trudna, bo jakże dociec tajemnicy dwu natur w Chrystusie, jeśli nie przez wiarę, i to koniecznie przez mocną wiarę. Leon kazał zatem przez posłów odczytać list swój pisany do Floryana, zbijający błędy Eutychesa i Nestoryusza, a list ten tak wszystkich przejął, że jednogłośnie zawołano: „Piotr święty przez Leona mówi! Taka jest wiara katolicka, takie jest wyznanie Apostolskie, tak my wszyscy wierzymy!“ Dalej uznali Stolicę rzymską głową wszystkich Kościołów, a Biskupi Papieża potomkiem Piotra św., wprost po duchu od niego pochodzącym i namiestnikiem Chrystusowym ogłosili.
Wkrótce potem Genzeryk król Wandalów, zdobywszy Afrykę, wkroczył do Włoch z licznem wojskiem i zagroził Rzymowi jeszcze straszniejszem zniszczeniem aniżeli to, którego uszedł ze strony Attyli. Święty Leon wiedział dobrze, że Genzeryk był aryaninem, zawziętym wrogiem katolików, a także doszły go były wiadomości, z jakiem barbarzyństwem obchodził się z Biskupami w Afryce. Jako dobry Pasterz nie wahał się jednak narazić na widoczne niebezpieczeństwo. Udał się do obozu Genzeryka i tyle na nim wymógł, że przy zajęciu Rzymu wojska jego nie dopuściły się ani morderstwa, ani rabunku kościołów, a skarby kościelne oszczędzone zostały.
Po oddaleniu się z Rzymu Genzeryka, św. Leon zajął się najtroskliwiej nieszczęsnym ludem, srodze klęską najścia tych barbarzyńców dotkniętym. Wykupywał zabranych do niewoli, wspierał hojnemi jałmużnami ubogich, nawiedzał chorych, pocieszał strapionych, a wszystkich pobudzał do pokuty, upatrując w klęsce jaka kraj cały spotkała, słuszną karę Bożą za grzechy jego mieszkańców.
Przytem zwrócił swoje starania ku odbudowaniu gmachów publicznych, a szczególnie kościołów, przez najezdników uszkodzonych albo zburzonych. Własnym kosztem zbudował kościół przy drodze Apijskiej, pod wezwaniem św. Kornelego, Papieża i Męczennika. Odnowił kościoły św. Piotra, św. Pawła i św. Jana Lateraneńskiego, nadal ustanowił kapelanów, jako stróżów przy grobie świętych Apostołów. Wystawił nowy klasztor obok Bazyliki św. Piotra, i prawie wszystkie kościoły w Rzymie zaopatrzył w bogate, srebrne sprzęty kościelne.
Dzieł treści religjinej, pierwszorzędnej wartości pozostawił nadzwyczaj wielką liczbę, a mianowicie około dwieście kazań na główne święta w roku, i sto czterdzieści Epistoł czyli Odezw dogmatycznych, w których z genialnemi zdolnościami, jakiemi go Pan Bóg obdarzył, wyjaśnia najgłębsze tajemnice Wiary świętej.
Przed każdem pisaniem długo się modlił, a niekiedy i posty do tego przydawał. Wygotowawszy list dogmatyczny do świętego Flawiana o wcieleniu Słowa Bożego, położył go na relikwiach świętego Piotra, ścisły post zachowując przez dni czterdzieści, i prosił książęcia Apostołów, aby w liście tym poprawił, cokolwiek było niewłaściwego, ażeby go mógł rozesłać do wszystkich dla nauki wiernych Biskupów. Po upływie dni czterdziestu, znalazł list w niektórych miejscach poprawiony, a święty Piotr ukazawszy się stanął przed nim i powiedział: „Czytałem go i poprawiłem.“
Leonowi świętemu Rzym zawdzięczał wielkość, moralność i potęgę. Był on ojcem tak wielkich jak małych, tak bogatych jak ubogich. Przez dwadzieścia i jeden lat panował w czasach burzliwych, kiedy była rzeczywista potrzeba łódką Piotrową zręcznie kierować. Żadne niebezpieczeństwo, żadna przeciwność nie złamały jego odwagi, ani ufności w Jezusa, którego nadewszystko miłował; ustawicznie modlił się o jedność Wiary świętej i wykorzenienie herezyi. Ubogich uważał jako nieocenione członki Jezusa, i rocznie kazał rozdawać między ubóstwo olbrzymie sumy. A chociaż go wszyscy czcili jako prawdziwego zbawcę, w sercu swojem zawsze uważał się za niegodnego.
Zbliżyła się wreszcie godzina rozstania się z tym światem. Święty Leon był już w bardzo podeszłym wieku, gdy śmierć jego nastąpiła w dniu 10 listopada roku 461. Papież Sergiusz przeniósł święte Zwłoki jego dnia 11 kwietnia 697 do Katedry świętego Piotra, a Benedykt XIV zaliczył go w poczet Świętych Pańskich roku 1744. Dla wspaniałych mów, kazań, nauk i listów, które po sobie pozostawił, nazwał go Kościół święty przez Benedykta XIV Nauczycielem Kościoła świętego. Kościół święty nazywa Leona Świętym Pańskim, historya dodała mu przydomek: Wielki, a Koncylia i Sobory Biskupie zowią go Filarem i niewzruszoną Opoką prawdy.

Nauka moralna.

Żywot świętego Leona przedstawia nam ustawiczną walkę w obronie Kościoła świętego. Urząd Papieża jest świętym, ale zapewne niema urzędu, któryby więcej odpowiedzialności miał na sobie. Władza Papieska jest władzą moralną, duchowną. Mocarze tego świata mogą z wojskiem wyruszyć w pole, toczyć bitwy po bitwach, zawojować kraje i siłą oręża zmusić narody do podległości. Tymczasem urząd Papieski nie ma siły zbrojnej, któraby zdolna była wywrzeć nacisk, lecz potęgę moralną. Nim Zbawiciel wstąpił do Nieba, rzekł do Apostołów: „Dana Mi jest wszystka władza na Niebie i na ziemi. Idąc tedy nauczajcie wszystkie narody, chrzcąc je w Imię Ojca i Syna i Ducha świętego. A oto Ja jestem z wami po wszystkie dni, aż do skończenia świata!“ (Mat. 28, 18-20). Chrystus Pan rządzi Kościołem niewidzialnie, lecz to rządzenie z widocznych skutków poznać można.
Leon święty mocą niewidzialną pobił dwu nieprzyjaciół zewnętrznych: Attylę i Genzeryka, i wykorzenił bluźnierczą sektę Eutychesa i Nestoryusza, którzy twierdzili, że Pan Jezus nie jest razem Bogiem i Człowiekiem; nie wiedzieli oni o skutkach swego kacerstwa, i gdyby na tronie Papieskim nie był naonczas siedział Leon Wielki, byłaby ich fałszywa nauka niezawodnie całą owczarnię zaraziła. „Oto Ja jestem z wami aż do skończenia świata.“ (Mat. 28, 20). Pocieszające zaiste to przyrzeczenie samego Zbawiciela, gdyż bez pomocy Jego nie mogliby nic wielkiego i dobrego ludzie zdziałać. Ale Kościół jest nieomylnym, bowiem Chrystus Pan sam Swoim Kościołem rządzi. Wprawdzie już Pan Jezus Piotrowi świętemu zaręczył, że „bramy piekielne Kościoła przemódz nie zdołają“, jednakże i na Kościół przychodzą różne dopuszczenia, a wtedy Ojciec święty ma wielkie, ważne i święte zadanie. Powinniśmy zatem czcić, szanować i głosu Ojca świętego słuchać, bowiem już pierwsi chrześcijanie modlili się za następcę Chrystusa Pana, to jest za Piotra świętego: „Piotra chowano w ciemnicy. Lecz modlitwa bez przestanku działa się od Kościoła ku Bogu za nim.“ (Dzieje Apost. 12, 5).

Modlitwa.

Wysłuchaj, prosimy Cię, Panie, prośby nasze, które zanosimy w uroczystość świętego Leona, Wyznawcę Twojego i Papieża i niech wsparci zasługami tego, któremu dano było tak godnie Ci służyć, dostąpimy odpuszczenia wszystkich naszych grzechów. Przez Pana naszego, Jezusa Chrystusa. A.

∗                    ∗
Oprócz tego obchodzi Kościół święty pamiątkę następujących Świętych Pańskich, zamieszczonych w rzymskiem martyrologium:

Dnia 11-go kwietnia w Rzymie uroczysty obchód św. Leona, Papieża i Wyznawcy, zwanego dla znakomitych cnót i zasług Wielkim. Za niego odbył się Sobór w Chalcedonie, na którym potępił przez Legata swego błędnowierstwo Eutychesa; potwierdził także uchwały tegoż Soboru. Gdy nadał wiele zbawiennych praw i napisał mnóstwo znakomitych dzieł, zmarł w pokoju jako dobry pasterz zasłużony wielce wobec Kościoła Bożego i całej owczarni Chrystusowej. — W Pergamos w prowincyi Azyi pamiątka św. Antipasa, którego św. Jan w tajemniczem objawieniu nazywa „wiernym świadkiem;“ pod cesarzem Domicyanem zamknięto go we wnętrzu rozpalonego, żelaznego wołu, gdzie też zakończył swoje męczeństwo. — W Salonie w Dalmacyi męczeństwo św. Domniona, Biskupa z 8 żołnierzami. — W Gortynie na Krecie uroczystość pamiątkowa św. Filipa, Biskupa, męża bogatego w cnoty i nauki, strzegącego pod Markiem Antoniuszem Verusem i Lucyuszem Aureliuszem Commodusem powierzonego mu Kościoła tak przed wściekłością pogan, jak przed zasadzkami heretyków. — W Nikomedyi uroczystość św. Eustorgiusza, Biskupa. — W Spalato uroczystość pamiątkowa św. Izaaka, Biskupa i Wyznawcy, którego cnoty wymienia św. Grzegorz, Papież. — Pod Gazą w Palestynie dzień zgonu św. Barsanufiusza, Pustelnika, żyjącego pod cesarzem Justynianem.


12-go Kwietnia.
Żywot świętego Makaryusza, Partyarchy Antyocheńskiego.
(Żył około roku Pańskiego 1000).
M

Makaryusz, z rodu Ormianin, prędko w nauce i cnotach chrześcijańskich postęp uczyniwszy, na godność Patryarchy Antyocheńskiego wyniesiony został.
Na tym wysokim urzędzie nie odmienił się w pokorze, owszem dążył do coraz dalszych postępów, ćwicząc się gorliwie w świętobliwości. Z pokorą też wielką wszystkim służył, na sercu się każdemu uniżając. Miał w sobie ludzkość, połączoną z poważnością, twarz zawsze między ludźmi wesołą i we wszystkich postępkach swoich osobliwą uczciwość. Świeckiemi rzeczami umiał mądrze gardzić, widząc jakie oszukanie jest tych, którzy się na honory spuszczają. Nauczył się przestawać na tem, czem sam był, a czego utracić nie mógł, bo kto sam sobie wystarcza, wszystko ma. Pokarmy jego były proste, służące potrzebie a nie rozkoszy. Występkami i grzechami ludzkimi się brzydził, ale ani się o nie ciekawie nie pytał, ani też nazbyt surowo nie karcił, a pokutującym łatwo odpuszczał. Nie był porywczy do gniewu, lecz prędki do miłosierdzia. W nieszczęściu trwały i stateczny, w szczęściu pokorny i ostrożny. Przez całe życie starał się wszystkim dobrze czynić, nikomu nie szkodzić, od krzywdy bronić. Mimo to taił cnoty swoje, jako drudzy z grzechami czynią, chodząc ustawicznie w sukni z grubej, wielbłądziej sierści, lecz Bóg sługę Swego cudownie uwielbić raczył. Modląc się bowiem Makaryusz tajemnie za złości ludzkie, zwykł był przy tem wiele łez wylewać, od których chustka jego mocno była zmoczoną. Działo się to już od wielu lat, a nikt o tem nie wiedział, prócz Boga, — „który widzi w skrytości, odda tobie.“ (Mat. 6, 18). Zdarzyło się bowiem, iż pewien trędowaty miał widzenie, jakoby został uzdrowionym, skoroby się chustką tą potarł. Jakoż udał się do Świętego, prosząc o udzielenie owej chustki za złości ludzkie łzami napuszczanej. Skoro zaś chory ją otrzymał i nią się potarł, natychmiast zdrowie odzyskał.
W domu swym żywił i utrzymywał Makaryusz wielu ubogich, ale z pokory serca nigdy żadnej zasługi przed Bogiem mieć nie chciał. Bóg jednak o słudze Swym nie zapomniał, i skryte jego dobre uczynki daleki rozgłos miały. Zląkł się Mąż święty, dowiedziawszy się o tem, wiedząc, że sława łatwo w pychę podnieść się może. Zatem coraz więcej odsuwał się od świata, dworu żadnego nie trzymał, wszystko ubogim i nędzarzom rozdając.
Myśląc o doskonalszym jeszcze żywocie, zdał prawa swe do Patryarchatu Eleuteryuszowi, dla siebie tylko święcenie Biskupie zachowując, czego naturalnie złożyć nie mógł. Urząd bowiem pasterski powierza się osobie, a czy ta osoba godnie stanowi swemu odpowie, to już od niej zależy. Patryarcha, wyświęcony jako Biskup, składa swój urząd, aby się doskonalić jeszcze w cnocie! Wyzuwszy się więc z wszystkich ziemskich dóbr i dochodów, opuścił Stolicę Patryarchatu, chcąc żyć ubogim wraz z ubogimi. Wonczas miał jeszcze rodziców żyjących, przyjaciół i dostatki, mimo to w młodych jeszcze stosunkowo latach, udał się do Ziemi świętej, gdzie prawdę Ewangelii żydom i innym niewiernym opowiadał, wziąwszy z sobą czterech towarzyszów duchownych: Jana, Piotra, Dawida i Konstantyna. Wszakże zamiast nawrócenia się i uznania Słowa Bożego, pojmali żydzi Świętego, tak go ubiczowawszy, że aż ciało od kości odpadało. Bili go i dręczyli wołając, aby to co powiedział, odwołał. Ale w rzeczach Boskich odwołania niema dla żadnego Świętego. Makaryusz z cudowną cierpliwością zniósł męki, przeto żydzi, gdy ich woli uczynić nie chciał, wtrącili go do więzienia, i tam rozpiąwszy na podłodze, ukrzyżowali! Lecz, o cudo! gwoździe nie chciały młotowi być posłuszne i skrwawione wyskakiwały. Szaleni, rozpalony kamień włożyli na piersi Świętego, i zostawili pod strażą, mniemając, że już go dobiją.
Tymczasem Święty weselił się z onych mąk dla Chrystusa podjętych. Bóg też cudem chciał żydom zaślepione oczy otworzyć, bowiem uleczył rany jego, więzienie napełnił światłością, i otworzywszy zapory, dozwolił Świętemu jawnie ciemnicę opuścić. Strażnicy, którzy nad ciemnicą, w której Makaryusza ukrzyżowano, światłość niebieską i cudowne uleczenie widzieli, cud ten jawnie zeznali, poczem wraz z żydami, którzy Świętego ukrzyżowali, nie tylko o przebaczenie, ale także o chrzest poprosili. Setki ludu padały do nóg Świętego, prosząc o nauczenie drogi zbawienia. Święty nie omieszkał sprzątnąć żniw i zwieźć je do gumien Pańskich, bo setki chrzcił dziennie i nauczywszy ich prawd wiary, prawemu Bogu pozyskał.
Wkrótce licznie gromadził się lud około niego, żądając odeń na przemian nauki, pomocy lub chrztu, a sława jego rozchodziła się mimo jego woli coraz dalej. Stało się też, iż za pomocą Bożą otworzył w Jerozolimie uszy pewnemu głuchemu od urodzenia. Gdy następnie ów głuchy począł to uzdrowienie wysławiać, zląkł się Święty o swą pokorę, pomny nadto, iż sława przeszkadza do doskonałości, i pożegnawszy ówczesnego Biskupa Jerozolimskiego, któremu było na imię Jan, postanowił udać się do Zachodniej Europy, aby tamtejszych mieszkańców, żyjących rozwioźle, wzywać i nakłaniać do pokuty.
Chcąc jednakże Święty tamże się dostać, musiał przeprawić się przez morze. Nowe go wszakże utrapienie czekało, i to od własnych rodziców, którzy będąc zamożnymi, najęli drabów w celu powstrzymania Makaryusza z żądaniem, aby wrócił na Stolicę, a w przeciwnym razie gwałtem mieli go przywieźć z sobą. Stało się jednakże inaczej. Kiedy bowiem drabowie zamierzali się targnąć na Świętego, nagle pousychały im ręce. Przerażeni tym cudem, błagali go przeto o przebaczenie, prosząc o przywrócenie zdrowia, co się też za przyczyną świętego Makaryusza stało.
W długiej pielgrzymce zaszedł tedy Święty aż do Bawaryi, gdzie cały rok przeżył z krajowcami, a wszyscy, którym Słowo Boże opowiadał, otrzymali ducha ewangelicznego i ochrzceni zostali. Mieszkał też w domu niejakiego Adalbertusa, którego małżonka ciężką niemocą była złożona. Święty litując się nad chorą i widząc tak w niej jak i mężu szczerą wiarę, umoczył krzyż swój w wodzie, z której kilka kropli za wstawieniem się Świętego wyleczyły niemocną. Uradowany Adalbertus, wielkie pieniądze chciał mu ofiarować, czego oczywiście Święty przyjąć nie chciał. Zabobonna wszakże służba sądząc, że potęga cudów polega na jego wyżej wspomnianej chustce, postanowiła ją ukraść. Lecz sam Bóg świętokradzkiego czynu dopuścić nie pozwolił. Skoro się bowiem zbrodniarze chustki dotknęli, w straszliwą gorączkę popadli, i wrzeszcząc o pomoc, całowali nogi Świętemu, prosząc o wyleczenie, co też za jego przyczyną niebawem nastąpiło. Przepełnieni skruchą, sami tedy głosili sławę świętego Męża, opowiadając ją publicznie. Sława ta jednak Świętego znowu stąd wygnała; Makaryusz bowiem, nie chcąc próżnej chwały i tylko czci Boskiej szukając, udał się do Torbaku, gdzie wonczas panowała ogromna zawziętość między ludnością. Wnet Krzyżem świętym jedność przywrócił, tak iż owa okolica słusznie mogłaby go nazywać swym Apostołem.
Podróżami i niewczasami zwątlony, przyszedł wreszcie do Gandawy i udał się do klasztoru świętego Bawona, gdzie go Opat Erembold z wielką miłością przyjął. Szczęśliwe ono miasto, w którem klasztor tak mu się upodobał, iż w nim zamieszkać postanowił człowiek, którego ormiańska ziemia i Stolica antyocheńska i inne krainy zatrzymać nie mogły. Mieszkając tedy w Gandawie, obchodził kościoły, w każdym ofiarę Mszy świętej z towarzyszami odprawiając i za lud Pana Boga prosząc. Lubo nie rozumiał ich języka, jednak swemi świętemi modlitwami i ofiarami wielce był pożyteczny. Cokolwiek mu dawano, wszystko obracał na ubogich. Gdy następnie lud zewsząd począł się do niego zbiegać, on wielu z nich dotykaniem, błogosławieniem lub przeżegnaniem z ciężkiej niemocy uwalniał. Chcąc się zaś stamtąd udać z powrotem do Armenii, zachorował na nogę i miał dziwne widzenie, w którem od św. Bawona uleczonym został.
Wyzdrowiawszy, zamierzał dawniejsze przedsięwzięcie wykonać, ale mu Pan Bóg tamże żywota jego koniec przeznaczył. Onego czasu zaraza w Gandawie powstała; chrosta jakaś ludziom na podniebieniu wyrastała, której jeżeli zaraz balwierz nie rozciął, wnet chory umierał. Postanowili zatem duchowni procesye, litanie i post przez trzy dni. Wysłuchał ich też Pan Bóg, ale w zamian utracili Makaryusza. Tenże cierpieniem tem zarażony, przygotował się na śmierć, oświadczając zarazem, iż krom niego nikt już na tę zaraźliwą chorobę nie umrze. Przepowiednia jego się spełniła, gdyż trzeciego dnia postu, skoro procesyę odprawili, oddał ducha Zbawicielowi swemu roku Pańskiego 1012.
Grób jego zasłynął wkrótce licznymi cudami, którymi Bóg wszechmogący Swego Świętego uwielbił.

Nauka moralna.

Jak piękny przykład daje nam pokora świętego Makaryusza! — Dla tej cnoty opuścił zaszczytne stanowisko, jakie zajmował na Stolicy Biskupiej, obawiając się, żeby sława jego w cnocie tej mu nie szkodziła. Opuścił świat z jego uciechami, krewnych i przyjaciół, udając się do Ziemi świętej, ażeby tam żydów Wierze świętej pozyskać i w cnocie pokory się dalej doskonalić.
A chociaż za opowiadanie Ewangelii przez zawziętych żydów został pojmany, biczowany, a nawet na podłodze rozpięty i do niej przybity, jednakowoż w Wierze swej świętej się nie zachwiał, za co go Bóg z ran cudownie uleczył i z więzienia uwolnił, skąd znowu wiele żydów do Wiary świętej się nawróciło. Pomny na słowa Zbawiciela: I odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowjcom“, dręczycielom nie tylko krzywdy sobie wyrządzone odpuścił, ale nawet się za nich modlił. Święty Makaryusz daje nam swojem nader świętobliwem życiem najlepszy przykład; ażaliż go i my nie możemy naśladować? Owszem, bądźmy stali w wierze, pokorni, miłujmy Boga nadewszystko, a bliźniego naszego jako siebie samego. Jeżeli owo najprzedniejsze przykazanie zawsze w pamięci mieć będziemy, zyskamy sobie pewno, jak i święty Makaryusz, Królestwo niebieskie. „Błogosławieni cisi i pokornego serca, albowiem oni posiędą Królestwo niebieskie.“

Modlitwa.

Ojcze niebieski, któryś przez świętobliwe życie św. Makaryusza dał nam przykład, jak i my żyć powinniśmy, udziel nam łaski, abyśmy w prawdziwej pokorze tu na ziemi postępując, po śmierci dostali się do Królestwa niebieskiego. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa. Amen.

∗                    ∗
Oprócz tego obchodzi Kościół święty pamiątkę następujących Świętych Pańskich, zamieszczonych w rzymskiem martyrologium:

Dnia 12-go kwietnia w Weronie męczeństwo św. Zenona, Biskupa, rządzącego Kościołem tym wśród zaburzeń i prześladowań z przedziwną wiernością i wytrwałością, a pod Gallienuszem zdobył palmę zwycięską. — W Kapadocyi dzień zgonu świętego Saby, Gota, wrzuconego po wielu okrutnych katuszach do rzeki za czasów cesarza Walensa, gdy Atanaryk, król Gotów, prześladował chrześcijan; w tym samym czasie otrzymało według sprawozdania św. Augustyna wielu chrześcijańskich Gotów koronę męczeńską. — W Bradze w Portugalii uroczystość św. Wiktora, Męczennika; chociaż nie był jeszcze ochrzconym, wzbraniał się jednak pokłonić bałwanowi i wyznał niezwykle mężnie swą wiarę w Chrystusa. Dlatego został po różnorodnych mękach ścięty i tak zasłużył sobie na chrzest własną krwią swoją. — W Fermo pamiątka świętej Wisyi, Dziewicy i Męczenniczki. — W Rzymie uroczysty obchód św. Juliusza, Papieża, broniącego z wielkim zapałem wiary katolickiej przeciw aryanom, a po wielu chwalebnych czynach, znakomity świętobliwością, zasnął w Panu. — Pod Gap we Francyi uroczystość pamiątkowa św. Konstantyna, Biskupa i Wyznawcy. — W Pawii dzień zgonu świętego Damiana, Biskupa.


13-go Kwietnia.
Żywot świętego Hermenegilda, Króla i Męczennika.
(Żył około roku Pańskiego 586).
K

Król Westgotów W Hiszpanii, imieniem Leowigild, heretyckiej wiary aryańskiej, miał z żony swej Teodozyi, która była katoliczką, dwóch synów: Hermenegilda i Rekkareda. Tych matka pragnęła wyćwiczyć w wierze swojej, choć byli ochrzceni po aryańsku. Na nieszczęście, Pan Bóg zabrał ją rychło ze świata, i obaj bracia dostali się pod opiekę macochy, niewiasty złej i aryanki. Król oddał starszemu synowi koronę i rządy nad Sewillą, a za żonę dał mu Ingondę, córkę króla Frankońskiego. Ta była katoliczką, ale macocha umyśliła przeciągnąć ją na aryanizm, zaczem niczego nie zaniedbywała, by młodą panią odwieść od prawdziwej wiary. Zrazu udawała wielką życzliwość i miłość, a gdy to nie prowadziło do celu, poczęła z niej szydzić, na ostatku dokuczać okrutnie. Królewna zniosła to wszystko cierpliwie, nie przestając modlić się za męża, by mu Bóg dał łaskę prawej wiary. Jakoż Hermenegild patrząc na cierpliwość i niezachwianą wiarę swej cnotliwej małżonki, wyrzekł się błędów aryańskich i wrócił na łono Kościoła. Rozgniewał się o to srodze ojciec, a wyzuwszy się z uczuć ojcowskiej miłości, synowi odebrał tytuł królewski, i obległ go z licznem wojskiem w stolicy. Katolików prześladował, wtrącając do więzienia Biskupów i kapłanów, i zabierając im dobra kościelne.
Hermenegild widząc, że nie podobna sprostać przemocy, z 300 wiernymi panami uciekł tajemnie do warownego miasta Ossate. Ale ojciec zdobywszy i tę warownię, spalił ją. Hermenegild szukał ratunku w kościele, do którego się schronił. Ojciec kazał mu przez brata Rekkareda powiedzieć że mu wszystko przebaczy, jeżeli dziś przyjdzie i będzie prosić o łaskę.

Święty Hermenegild.

Królewicz nie myśląc o zdradzie i o złamaniu przysięgi — bo ojciec oznajmił mu to pod przysięgą — wyszedł z kościoła, rzucił się ojcu do nóg, błagając o odpuszczenie. Ale wiarołomny ojciec kazał syna okuć w ciężkie kajdany, wrzucić do ciemnej wieży, pókiby się wiary katolickiej nie zaparł. Hermenegild wolał wycierpieć wszystkie męki, niżeli wiary odstąpić, prosząc zarazem Pana Boga o łaskę wytrwania. Próżne były usiłowania i obietnice ojcowskie, próżne groźby, na które Hermenegild zwykł mawiać: Ojcze mój, nie zapomnę nigdy dobroci twojej i powinnej tobie czci i miłości ale za koronę ziemską nie chcę i nie mogę postradać korony niebieskiej, i gotowym życie utracić, aniżeli się Bogu mojemu sprzeniewierzyć.
Gdy nadeszły święta Wielkanocne, ojciec do syna zamkniętego w więzieniu wyprawił jednego Biskupa aryańskiego, który mu miał po raz ostatni oznajmić wolę królewską, i to ułaskawienie, pod warunkiem wyrzeczenia się wiary katolickiej. Hermenegild taką mu dał odpowiedź: Nigdy za królestwo ziemskie nie wyrzeknę się Królestwa wiekuistego, nigdy też duszy mojej nie zmażę odstępstwem. Wstydź się, że w szatach pasterza dusz wiedziesz lud na zatracenie. Leowigild tą odpowiedzią do żywego dotknięty, wydał wyrok śmierci na własnego syna i w sam Wielki Piątek kazał mu ściąć głowę. Niedługo po dokonaniu tej zbrodni król i ojciec bezbożny srogo był prześladowany zgryzotami sumienia, a umierając prosił świętego Leandra, Biskupa, żeby młodszego syna Rekkareda w wierze katolickiej wyćwiczył. Ten też nawrócił się wraz z całym ludem.

Nauka moralna.

Zauważyć tu winniśmy dziwną zatwardziałość Leowigilda, który uznawszy, że wiara katolicka jest prawdziwie Boską, jednakże się do niej nie skłaniał, a to z obawy ludności aryańskiej, która gotowaby go była tronu pozbawić. Przeniósł wielkość doczesną nad wielkość wieczną, chociaż dokładnie o tem był poinformowany. Łatwo heretyków przekonacie, przemawiając do ich rozumu, ale przełamać ich uporu nie można. Heretycy nawet chętnie lubią słuchać wywodów wiary katolickiej, ale cóż z tego, kiedy napróżno; żaden się tak łatwo nie przekona, a tem więcej nie porzuci swych błędów. Grzesznik opuszczony od Boga może powstać, ale tylko za łaską Boga: „Ujrzawszy jedno figowe drzewo przy drodze, przyszedł do niego: i nie znalazł nic na niem, jedno tylko liście, i rzekł mu: Niechaj się nigdy z ciebie owoc nie rodzi na wieki. I uschła zaraz figa. A ujrzawszy uczniowie dziwowali się, mówiąc: Jakoć natychmiast uschła?“ A odpowiadając Jezus, rzekł im: Zaprawdę, powiadam wam, jeślibyście mieli wiarę, a nie wątpilibyście, nie tylko to z figowem drzewem uczynicie, ale też, gdybyście górze rzekli: podnieś się, a rzuć się w morze, stanie się.“ (Mat. 21, 19-21).
Tu Zbawiciel przyrównuje heretyków do uschłej figi, którą przeklął, ponieważ nie rodziła owocu. Biada, jeśli czas przeklęcia minie i drzewo uschnie! Wtedy owocu wydawać nie może i bezużytecznie zawadza na świece.
Święty Hermenegild był poprzednio heretykiem, i tylko za staraniem katolickiej swojej małżonki wrócił na łono Kościoła, za co nawet poniósł śmierć męczeńską. Mamy tu godny naśladowania przykład dla wszystkich niewiast; ileż to dobrego zdziałać może pobożna małżonka! Jeśli nikomu, to jej zapewne uda się sprowadzić męża na drogę cnoty. Jej przykład, cierpliwość, łagodność i napomnienia, — są środkami, które męża zdolne do prawdziwej wiary nawrócić i w niej umacniać. „Także i żony niech będą poddane mężom swoim: aby też, jeśli którzy nie wierzą słowu, przez wspólne z żonami mieszkanie bez słowa pozyskani byli, obaczywszy czyste w bojaźni obcowanie wasze.“ (1 Piotr 3, 1).

Modlitwa.

Boże, któryś świętego Hermenegilda Męczennika Twojego, nauczył przekładać koronę niebieską nad ziemską, spraw, pokornie prosimy, abyśmy za jego przykładem ziemskiemi dobrami gardząc, o wieczne się starali. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, który króluje w Niebie i na ziemi po wszystkie wieki wieków. Amen.

∗                    ∗
Oprócz tego obchodzi Kościół święty pamiątkę następujących Świętych Pańskich, zamieszczonych w rzymskiem martyrologium:

Dnia 13-go kwietnia w Sewilli w Hiszpanii uroczysty obchód św. Hermenegilda, syna aryańskiego króla Gotów Leowigilda. Ten kazał go dla wiary katolickiej wrzucić do więzienia. Kiedy tamże w święto Wielkanocne wzbraniał się przyjąć komunii z ręki aryańskiego Biskupa, został na rozkaz odstępnego ojca zabity i zyskał tak jako król i Męczennik zamiast ziemskiego, królestwo niebieskie. — W Pergamos w Małej Azyi dzień zgonu św. Kurpa, Biskupa z Tyatiry, dyakona jego Papylusa, siostry jego Agatoniki, znakomitej niewiasty i św. Agatodora, ich służącego, jako też wielu innych, którzy po rozlicznych mękach za uświęcające wyznanie wiary otrzymali koronę męczeńską pod Markiem Antoniuszem Verusem i Lucyuszem Aureliuszem Commodusem. — W temże samem prześladowaniu doznał w Rzymie śmierci męczeńskiej wielce uzdolniony filozof Justyn. Już poprzednio oddał wymienionym cesarzom dwie rozprawy broniące Wiary świętej, a także ustnie zwycięsko jej bronił; później został przez cynika Krescencyusza, którego niemoralne życie zganił, podstępnie oskarżony jako chrześcijanin i otrzymał w nagrodę wierności w wierze koronę męczeńską. — Tegoż samego dnia męczeństwo świętych: Maksyma, Kwinktyliana i Dadasa podczas prześladowania Dyoklecyana. — W Rawennie uroczystość św. Ursusa, Biskupa i Wyznawcy.



14-go Kwietnia.
Żywot świętej Lidwiny, Panny.
(Żyła około roku Pańskiego 1430).
P

Przed pięciu set laty żył w Holandyi, w miasteczku Schiedam, szlachcic jeden, ale tak podupadły, że dla utrzymania rodziny swojej musiał przyjąć miejsce stróża nocnego. Miał czterech synów. W samą zaś Niedzielę Palmową roku 1380, gdy w kościele czytano Pasyę, Pan Bóg dał im córeczkę, która na Chrzcie świętym otrzymała imię „Lidwina“, co w holenderskim języku oznacza „płacząca z boleści.“ Będąc jeszcze młodziutką panienką, starało się dla jej urody kilku młodzieży z wyższego stanu o jej rękę, ale ona prosiła Boga, żeby serce jej od wszelakiej miłości ziemskiej zachował.
Rodzice chcieli ją zmusić do zamężcia, lecz odpowiedziała im stanowczo, że ziemskiego oblubieńca nigdy mieć nie będzie, i że jeśli nie przestaną nakłaniać ją do tego, wtedy uprosi sobie u Pana Boga taką szpetną powierzchowność, że dla wszystkich stanie się obrzydzeniem. Zostawili ją przeto rodzice w pokoju.
Lidwina w najrychlejszej już młodości okazywała bojaźń Bożą, a w siódmym roku przejęła się gorącem nabożeństwem do Najświętszej Maryi Panny. Nosząc braciom strawę, zwykła po drodze regularnie wstępować do kościoła, aby odwiedzić tamże umieszczony, pięknie wykonany obraz Matki Bożej, skąd znowu nabożeństwo jej do Bogarodzicy coraz więcej wzrastało. Pewnego razu zatrzymała się na modlitwie dłużej, jak zwykle, przeto matka poczęła ją łajać. Kiedy jednakże Lidwina matce oświadczyła, iż była w kościele i obraz tą razą zdawał się do niej uśmiechać, pobożna ona niewiasta nie czyniła córce więcej wyrzutów.
Razu jednego poszła z towarzyszkami na ślizgawkę, według obyczaju kraju swego. Stało się, że jedna panienka wziąwszy wielki zapęd na łyżwach, uderzyła na Lidwinę, która padła na kupę lodu i złamała sobie żebro. Od tego czasu, gdy żaden lekarz żebra nie mógł naprawić, Lidwina zapadła w ciężką niemoc, z której już nie powstała. Paliło ją nieznośne pragnienie, a napiwszy się wody, musiała zwracać. Śliczną tę panienkę choroba wkońcu tak zmogła, że jako robak musiała się czołgać na kolanach i rękach. Potem nie zdołała już wstawać o własnej mocy, i trzydzieści i trzy lata przeleżała w łóżku. W czasie tym tak mało używała pokarmu, że prawie niepodobieństwem się wydaje. Wciąż musiała leżeć na wznak i tylko głową i lewą ręką ruszać mogła, a prawa ręka tak wyschła, że tylko na kilku żyłach ciała jeszcze się trzymała. Odleżała się też zupełnie, i porobiły się rany, w których się lęgło robactwo, na które nie było żadnej rady. Później przyrzuciła się wodna puchlina, febra, gorączka, ból głowy i zębów, co wszystko trwało aż do śmierci. Oślepła całkiem na prawe oko, a lewem światła znieść nie zdołała, bo się zaraz krwawiło, więc we dnie i w nocy musiała leżeć w ciemnej komorze.
Pewnego razu pokłóciło się dwu mężczyzn, i jeden drugiego chciał przebić mieczem. Zagrożony, nie wiedząc co począć, schronił się do komórki, w której leżała Lidwina, gdzie napastnik także przyleciał. Matka powiedziała, że uciekającego tu niema, Lidwina jednakże zeznała, że jest, bojąc się kłamstwem Boga obrazić. Napastnik jednakże ściganego nie widział, a Lidwina tym sposobem uniknęła grzechu kłamstwa. Za zdradzenie tajemnicy uderzyła ją matka w twarz, na co chora odrzekła, że tylko prawdą zdołała ocalić tego, który się do niej uciekł.
Po śmierci matki sprzedała Lidwina tę trochę odzieży, która po niej pozostała i rozdała ubogim, choć sama nic nie miała. Roku jednego nastała tak ciężka zima, że Lidwina na swem nędznem posłaniu ze słomy marzła, nawet łzy jej w oczach zamarzały.
I nie dosyć na tych cierpieniach. Kilku dworzan książęcych chciało na własne oczy oglądać chorą Lidwinę, o której rozmaite wieści chodziły. Przyszli z wielkim hukiem i wrzawą, odsunęli zuchwale zasłonę, zapalili światło, przytykając do oczu, lżyli od najgorszej, nawet zdarli z niej kołdrę, i pożgali ją nożem na trzech miejscach, że wiele krwi wyciekło.

Święta Lidwina.

Ostatniego roku cierpiała na straszną chorobę kamienia, że od boleści zgrzytać musiała zębami i w jednej godzinie po kilka razy omdlewała.
W czasie swej choroby udzielała rad nie tylko świeckim ale i duchownym osobom. I tak pewien zacny mąż wpadł w pokusę szatańską, chcąc się powiesić. Odradzał mu to spowiednik, lecz wszystko napróżno, aż wreszcie ów człowiek uciekł się do Lidwiny. Nauczywszy go ona pokory, skruszyła mu serce, ale nie wiele to pomogło, gdyż grzesznik koniecznie obstawał przy swojem postanowieniu. Gdy zaś spowiednik grzechu jego nie chciał wziąć na siebie, ona to uczyniła. Gdy się następnie zbrodniarz ów wieszał, zerwali mu czarci powróz i wrzucili go pod ławę.
Była także napełniona Duchem świętym. Dowiedziała się bowiem pewnego razu, pomimo że nigdzie nie mogła wyjść, iż niejaki Rogerus, wielki pijanica i zawadyaka w jej obronie policzek odebrał. Tenże zdziwiony, skąd o tem Lidwina dowiedzieć się mogła, uznał w niej Duchem świętym napełnioną istotę, zaprzestał pijaństwa i odtąd bogobojny wiódł żywot.
Wreszcie zmiłował się Bóg nad tą Męczennicą i zabrał ją ze świata. Zrazu jak każdy chory pragnęła gorąco wrócić do zdrowia, i niekiedy bardzo się niecierpliwiła, widząc towarzyszki swoje, które ją odwiedzały, przy zdrowiu i czerstwości. Płakała też, nie chcąc się dać pocieszyć. Spowiednik jednak pouczył ją, jak ma się zatapiać w rozważaniu gorzkiej Męki Chrystusa Pana, bo tylko tam może znaleźć pokrzepienie. Z początku nie miała do tego jakoś żadnej ochoty, i wnet zaprzestała. Za namową spowiednika, żeby się przemogła, poczęła się ćwiczyć w tem nabożeństwie, i z czasem tak w niem zasmakowała, że mówiła: „Gdybym przez odmówienie jednego Zdrowaś Maryo mogła zdrowie odzyskać, nie uczyniłabym tego.“ Tem nabożeństwem zabawiała się we dnie i w nocy, przyczem takiej doznawała słodkości i pociechy, że częstokroć nie czuła już boleści i zdawało się jej, że to sam Chrystus Pan za nią cierpi. Również czuła tak wielką miłość do Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie, że z żalu za dawniejsze swoje oschłości, i z miłości całymi dniami płakała, jak dawniej płakała z bólu i niecierpliwości. Tak tedy, jakoby dwoma ramiony trzymała Pana swego i Zbawiciela, to jest rozpamiętywaniem Męki Pańskiej i Komunią świętą, z oną oblubienicą Pańską w Piśmie św. mogła mówić: Miły mój jest snopem myrry na sercu mojem. Jak bowiem myrra zachowuje od gnicia, tak duszę jej one rozważania zachowywały od niecierpliwości i narzekania.
Dusza Lidwiny stawała się coraz czystszą, i z czasem miewała niebieskie widzenia. W ostatnim roku życia widywała raz po raz krzak róży, zrazu maleńki, ale rozrastający się zwolna w drzewo okazałe. Anioł-Stróż powiedział jej, że nie prędzej umrze, aż wszystko pąkowie rozkwitnie. Spowiednik, któremu wszystko opowiadała, pytał ją, czy się już wszystkie róże otworzyły. Trzy miesiące przed śmiercią powiedziała mu tedy, że krzak już zupełnie wyrósł i wszystek kwitnie, przeto się teraz niedalekiej śmierci spodziewa. W nocy Zmartwychwstania Pańskiego miała znowu widzenie. Gdy przyszła do siebie, komórka jej napełniona była nadzwyczaj miłą wonnością; Lidwina mówiła też, że w Niebie słyszała śpiewanie Alleluja, i że sama już wnet śpiewać będzie z Błogosławionymi, co się w trzy dni potem stało. Zasnęła w Panu roku 1433.

Nauka moralna.

Czytając opis życia świętej Lidwiny mamy nie tylko przykład, jak chrześcijanin cierpieć powinien, ale jak ma zesłane na siebie krzyże znosić. Wprawdzie nikt nie jest obowiązanym prosić o boleści i choroby i cudze grzechy brać na siebie, ale jeśli Bóg z wysokiego Nieba ześle na chrześcijanina doświadczenia, ten je powinien znieść z uległością i cierpliwością. Niechajby natura twoja wzdrygała się na ciężkość boleści i długość choroby, zawsze pamiętaj, że co z ręki Boga pochodzi, jest dobrem. Bóg najlepiej wie, co ma czynić i na kogo krzyż Swój włożyć. Jakiego zaś krzyż ten jest rodzaju, to winniśmy woli Boskiej pozostawić. Może on jest doświadczeniem, może pokutą, a może nawet i karą. Szukaj wtenczas pociechy w rozważaniu Męki Pańskiej i przystępuj często do Sakramentu Ołtarza. To jest jedyna jeszcze droga, którą należy postępować. Wszakże sam Zbawiciel dał nam przykład, na jakiej drodze szukać należy Nieba. Lecz nie tylko świętą Lidwinę Pan Bóg doświadczał; było jeszcze wielu innych cierpieniami dotknionych ludzi: Job sprawiedliwy, Tobiasz, który, jak w Starym Testamencie piszą, rażony został ślepotą. Oni wszyscy nawiedzenie swoje z pokorą i uległością znosili, bo wiedzieli, że co z woli Boga, to zawsze dobre. Job też wyleczył się z trądu, Tobiasz odzyskał wzrok. Chociaż takie doświadczenie trwa długo, chociaż bolesne, zawsze pamiętać należy, że „kogo Bóg miłuje, na tego krzyżyki zsyła.“
Piszą w jej żywocie, iż jeden bardzo wielki grzesznik przyszedł do Lidwiny, spowiadając jej się i prosząc o radę. Ona zaś w tem dopomódz mu obiecując, zadała tylko, aby w skrusze i pokorze wszystko czynił, co do zbawienia duszy będzie koniecznem. Najprzód kazała mu więc przez całą noc leżeć na wznak na gołych deskach. On jednak przysposobił sobie miękkie posłanie, a gdy tak leżał, taka go wzięła tęskność, że myślał, iż już jest w piekle. Nazajutrz pobiegł do Lidwiny podziękować jej za pokutę, a potem zupełnie nowe rozpoczął życie.

Modlitwa.

Daj nam, o Panie Jezu Chryste, abyśmy za przykładem świętej Lidwiny we wszystkich naszych cierpieniach rozważali Mękę Twoją świętą i nigdy nie zapominali, że droga krzyżowa prowadzi do wspaniałości wiecznej. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, który żyjesz i królujesz na wieki wieków. Amen.

∗                    ∗
Oprócz tego obchodzi Kościół święty pamiątkę następujących Świętych Pańskich, zamieszczonych w rzymskiem martyrologium:

Dnia 14-go kwietnia uroczystość świętego Justyna, którego pamiątkę wczoraj wspomniano. — W Rzymie przy drodze Apijskiej męczeństwo świętych Tyburcyusza, Waleryana i Maksyma pod cesarzem Aleksandrem i prefektem miejskim Almachiuszem. Dwaj pierwsi nawrócili się na upomnienia św. Cecylii, otrzymali Chrzest święty od św. Urbana, Papieża i zostali po okrutnem biczowaniu mieczem ścięci; Maksym, podkomorzy prefekta, został tak zachęcony i wzmocniony stałością tych św. Wyznawców i objawieniem niebiańskiem, że radośnie dał się tak długo biczować dla wiary Chrystusa kulami ołowianemi, aż ducha wyzionął. — W Terni dzień zgonu św. Prokulusa, Biskupa i Męczennika. — Także śmierć męczeńska św. Domniny, Dziewicy i jej towrzyszek. — W Aleksandryi pamiątka św. Tomaisy, Męczenniczki. — Tak samo uroczystość św. Ardaliona; podczas gdy jako aktor naśladował szyderczo św. Tajemnice chrześcijan, został nagle we wnętrzu tak przemieniony, że wiarę swą nie tylko wyznał słowami, ale potwierdził także ofiarowaniem życia swego. — W Lyonie dzień pamiątkowy św. Lamberta, Biskupa i Wyznawcy. — W Aleksandryi św. Fronta, Opata, którego życie błyszczało cnotami i cudami. — W Rzymie uroczystość św. Abundyusza, nadzorcy kościoła świętego Piotra.


15-go Kwietnia.
Żywot świętego Saby, Męczennika.
(Żył około roku Pańskiego 368).
Ś


Święty Saba, z pochodzenia będąc Gotem, poniósł śmierć męczeńską roku Pańskiego 372, licząc zaledwie lat 38 i żył za panowania Walentyniana w i Walensa. Było to wonczas, kiedy pogańscy Gotowie wśród wypraw wojennych weszli w styczność z Rzymianami i poznali chrześcijaństwo. Pomiędzy Gotami, którzy naukę Chrystusa przyjęli, znajdował się i Saba, odznaczający się przedewszystkiem cnotami i gorliwością w wierze chrześcijańskiej. Gorliwości tej dał dowody szczególniej wtedy, kiedy król Gotów Atanaryk w obawie przed coraz wzrastającą liczbą zwolenników chrześcijaństwa, do którego miał wstręt, postanowił wytępić religię chrześcijańską w swem państwie pogańskiem. Nakazał tedy zmuszać chrześcijan do spożywania mięsa, które było ofiarowane bożkom, na znak, że zrzekają się chrześcijaństwa.
Gdy św. Sabie taki rozkaz objawiono, oświadczył, że woli raczej umrzeć, niż wyprzeć się Chrystusa przez spożycie owego mięsa, ofiarowanego bogom. Odważny ten i szlachetny przykład wzmocnił w wierze towarzyszy jego, którzy i wtedy nie dali się obałamucić, kiedy im przedłożono do spożycia mięso bogom pogańskim nie ofiarowane, albowiem Saba im oświadczył, że takie wprowadzenie w błąd nie jest dozwolonem i równa się wyparciu się Chrystusa. Rozsrożeni tem oświadczeniem poganie, wypędzili go i zaledwie uszedł z życiem.
Był to mąż w wierze prosty, nabożny, w posłuszeństwie ochoczy, cichy, w mowie nieumiejętny, ale nie w nauce. Z wszystkimi pokój zachowując, i za prawdą obstając, i usta bałwochwalskie zamykając, nie był pyszny, lecz spokojny, łagodny, do wszystkiego dobrego skłonny. W kościele śpiewał i o kościół pilnie się starał, pieniędzmi gardził, w potrzebie tylko ich używając, trzeźwy, powściągliwy, towarzystwem niewieściem nie bawiący się, postów i modlitwy pilnujący, próżnej chwały się strzegący, wszystkich do dobrego życia pobudzał i całą wiarę zachował, a często w obronie jej występował.
Kiedy więc później prześladowanie chrześcijan z podwójną srogością na nowo się rozpoczęło, schwytano nasamprzód Sabę, którego najwięcej miano na oku.
Sąsiedzi jego uniewinniali się, mówiąc, że między nimi niema ani jednego chrześcijanina, ale Saba nie był zdolny do takiego przeniewierstwa i wyrzekł: za mnie nie przysięgajcie, albowiem ja wyznaję Chrystusa Pana. Tedy oni zataili swych powinowatych i wydali Sabę, mówiąc, iż to jedyny chrześcijanin, który wśród nich żyje. Pojmanego zapytał tedy król, czy ma jaką majętność? gdy mu jednakże odpowiedziano, że tylko to ma, w czem chodzi, wzgardził nim, i kazał go z więzienia wyrzucić, mówiąc: taki nie może mi ani dopomódz, ani przeszkodzić.
Nastąpiło potem trzecie prześladowanie. Gdy był blizkim dzień Wielkanocny, biegł Saba do pewnego miasta, szukając kapłana, aby z nim dzień święty przepędzić; znalazł też niejakiegoś Zanzalę i z nim Uroczystość na modlitwie przetrwał.
Trzeciego wszakże dnia przybył do owego miasteczka Akarydus, syn księcia Rotesta z wielką gromadą ludzi bezbożnych. W nocy pojmawszy śpiącego Zanzalę wraz z Sabą, wsadzili kapłana na wóz, a Sabę rozebrawszy do naga, uwiązali i wlekli po gęstem i ostrem cierniu za koniem, bijąc go przytem kijmi, w taki to okrutny sposób postępując sobie ze sługami Bożymi. Atoli odwaga Saby była niezłomna i drwił z męczarni, jakiemi chciano go zniewolić do wyrzeczenia się Chrystusa.
Ponieważ nie znaleziono na ciele jego radnych śladów poprzedniego znęcania się nad nim, przeto wydał król rozkaz, aby go utopiono.

Święty Saba.

Żołnierze mający wypełnić rozkaz króla, wahali się zrazu, podziwiając Saby odwagę i stałość, przeto powzięli ku niemu współczucie. Namyślali się też, czyby go nie puścić na wolność, lecz Saba zawołał: „Czemuż się ociągacie i nie wypełniacie rozkazu, jaki wam dano? Widzę ja to, czego wam dojrzeć nie dozwolono. Oto przede mną stoją i wam niewidzialne postacie, które mnie do wiecznej chwały zabiorą, a czekają tylko, aż dusza moja z ciałem się rozłączy.“ Przywiązano go zatem do osi od wozu i wrzucono w rzekę piątego dnia po Wielkiejnocy.
Ciało tego świętego Męczennika wyciągnęli siepacze z wody i pozostawili nad brzegiem, nie myśląc o pochowaniu, ale za to zabrali je chrześcijanie, a dowódca Soranus posłał ten skarb kosztowny do Kapadocyi, swego kraju rodzinnego, gdzie zwłoki jego z wielką czcią pochowano.

Nauka moralna.

Święty tenże Męczennik przedstawia najdoskonalszy wzór prawości charakteru. Nienawidził on fałszu, udawania i obłudy. Mówił tylko to, co czuł, krótkiemi słowy, a nie znał, co to bojaźń przed ludźmi. Mógł był łatwo uniknąć prześladowania, gdyby udał, że spożywa mięso ofiarne, ale podobna obłuda była dlań wstrętną. Czuł, że oko Boga przenika serce ludzkie. Gdyby się stał obłudnym, byłby żył kilka lat dłużej, ale cóżby się było stało przy śmierci jego? Czy mógłby pełen ufności stanąć przed obliczem Sprawiedliwego? Pamiętaj o tem, duszo chrześcijańska i postępuj podług twego sumienia i podług niezmiennych przykazań Boskich i Kościoła świętego. Serce, usta i czyny zawsze u ciebie niechaj będą w zgodzie. Co wobec Wiary świętej uznajesz za prawe i dobre, to mów, to czyń i tego broń, to otaczaj opieką bez bojaźni i wahania, a Bóg, który kocha prawość, z upodobaniem w serce twoje wejrzy. Obłudą ludzi oszukasz, ale Boga przenigdy. Winienbyś się samego siebie wstydzić, gdybyś był obłudnym i szedł podwójną drogą.
Szczególniej w czasie obecnym koniecznem jest, ażeby chrześcijanin-katolik wyznawał Wiarę swą świętą w słowie i w czynie. O jakże wielu trzyma się wiary katolickiej wewnętrznie, ale na zewnątrz stara się uchodzić niby za oświeconych — z drugiej strony iluż to ludzi na świecie, którzy wewnętrznie żadnej już wiary nie posiadają, ale zewnętrznie zachowują wszelkie obrządki katolickie, uczęszczają na nabożeństwa, przyjmują nawet Sakramenta święte, chcąc być uważanymi za katolików, chociaż w sercu odpadli od wiary. Powiedz, kochany Czytelniku, czy to nie jest niegodziwością? Czy Jezus takich obłudników kiedyś uzna za Swoich? Cóż tedy uczynić zamyślasz? Czy chcesz być prawym i otwartym, lub czy też tak niegodziwą kierować się obłudą? — Chcesz być chrześcijaninem-katolikiem, to bądź nim całkowicie, prawdziwie i otwarcie, jak św. Saba, a Bóg będzie z tobą.

Modlitwa.

O Panie Jezu, który wyrzekłeś, „kto nie jest ze Mną, ten jest przeciwko Mnie“, przyrzekam Ci, że zawsze stać będę otwarcie i niezłomnie po stronie prawdy. Otwarcie, bez wahania i trwogi, bez obłudy chcę być wyznawcą Twego Kościoła św., błagam Cię przeto o Twą pomoc w tem mem przedsięwzięciu. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, który króluje w Niebie i na ziemi. A.

∗                    ∗
Oprócz tego obchodzi Kościół święty pamiątkę następujących Świętych Pańskich, zamieszczonych w rzymskiem martyrologium:

Dnia 15-go kwietnia w Rzymie męczeństwo szlachetnych niewiast Bazylissy i Anastazyi; jako uczenice Apostołów wyznały stanowczo i nieulęknione swą wiarę; dlatego zostały za cesarza Nerona ścięte, gdy im poprzednio wycięto język i nogi odrąbano. — Tego samego dnia uroczystość świętych: Maro, Eutychesa i Wiktoryna, Męczenników; dla wiary wygnani zostali najpierw z błog. Flawią Domicylą na wyspę Ponza, otrzymali jednak pod cesarzem Nervą znowu wolność. Ponieważ jednak bardzo wielu innych nawrócili do Wiary św., zostali podczas prześladowania Trajana przez sędzię Waleryana różnymi rodzajami śmierci ukarani. — W Persyi śmierć męczeńska świętych Maksyma i Olympiadesa, bitych pod cesarzem Decyuszem knutami i kulami ołowianemi, ostatecznie także i na głowę tak długo, aż ducha wyzionęli. — W Ferentino pamiątka świętego Eutychiusza, Męczennika. — W Myrze w Lycyi dzień zgonu św. Krescentego, który życie swe zakończył w płomieniach. — Tak samo męczeństwo św. Teodora i Pauzylipa, męczonych pod cesarzem Hadryanem.


16-go Kwietnia.
Żywot świętego Lamberta, Męczennika.
(Żył około roku Pańskiego 710).
U

Urodził się św. Lambert w Trajekcie nad rzeką Mozelą. Do stanu duchownego mając pociąg, został kapłanem, a w tym stanie, dając dowody życia bogobojnego, doczekał się w niezadługim czasie wysokich godności. Miał także i w dziecięctwie dobry przykład, albowiem wychował się u świętego Teodora, Biskupa i Męczennika. Po tym wielce czczonym opiekunie objął Lambert Biskupstwo trajektańskie. Sprawował rządy dyecezyi swej bardzo sprawiedliwie, szczepił dobre, a wykorzeniał złe obyczaje, to też ludziom niegodziwym stał się solą w oku, i gdy zabito króla francuskiego Hilderyka, nieprzyjaciele jego uzyskawszy chwilowo władzę, wygnali Lamberta z Biskupstwa. Zniewolony ustąpić, udał się do klasztoru Stabuleńskiego, i w nim przemieszkał lat siedm w wielkiej życia świętobliwości, poddając się pilniej nad innych regule zakonnej.
Objął potem berło królewskie Pipin, mąż wielce pobożny, wielki miłośnik i obrońca kościelnej służby Bożej, a na wojnach szczęśliwy bojownik. Usłyszawszy o wysokich cnotach Lamberta, wyprawił do niego posłów z prośbą, aby wrócił na Biskupstwo. Długo się Lambert ociągał z opuszczeniem klasztoru, aż nareszcie uległ prośbom i wrócił do dyecezyi, widząc w tem wolę Bożą. W dawnej jego Stolicy Biskupiej przyjęto go z wielką czcią, on zaś ku zbawieniu owieczek swoich, dając sam przykład cnót i nauki, nakłaniał innych do cnoty i tym sposobem pomnażał liczbę wiernych wyznawców. Do Teksendyi, gdzie jeszcze pogaństwo kwitnęło, pojechał i wszystkich tam Panu Bogu do Wiary świętej pozyskał.
Atoli niezłomna stałość jego w cnotach chrześcijańskich niejednej mu przysparzała boleści i przykrości, a największe poniósł z przyczyny króla Pipina.
Ów monarcha, jakeśmy już wyżej zaznaczyli, był wzorem wszystkich cnót chrześcijańskich, ale przytem jednę miał wielką słabość, której przezwyciężyć nie zdołał. Obok własnej żony upodobał sobie nierządnicę, nazwiskiem Alpaidę, i tej żadnym sposobem od siebie oddalić nie chciał. Perswadowali mu inni Biskupi, ponieważ jednakże wiedzieli, iż król wielkie zresztą świadczy łaski i dobrodziejstwa dla Kościoła, a przytem zacnego był charakteru, nie chcieli mu, czynić przykrości ostrem wystąpieniem i tak milcząc na stosunek ten przez szpary patrzeli.

Święty Lambert.

Nie tak postąpił sobie Lambert, Biskup i kapłan żarliwy w służbie Boskiej. Ten niczem nie dał się skłonić do milczenia; widząc złe, jakie się działo, nasamprzód tajemnie króla przestrzegał i prosił, przyczem król obiecywał poprawę, ale obietnicy nigdy nie dotrzymał. Co widząc Alpaida, obawiająca się wpływu Biskupa Lamberta na króla, wysłała do niego brata swego, Dodona, męża pełnego sławy i znaczenia, i prosiła Biskupa, aby jej króla nie odstręczał. Biskup Lambert śmiało odpowiedział, że jako sługa Boży do grzechu dopomagać nie myśli. Natenczas Dodon chwycił się sposobu podstępnego, nasadził dwu młodzieńców, Gallusa i Ryolda, aby ci poddanym i ludziom służebnym Biskupa Lamberta wszelkie możliwe wyrządzali krzywdy. Biskup ich raz po raz upominał, ale ci w zapalczywości swej nie ustawali, mając skryte poparcie u Dodona i Alpaidy. Cierpiał tedy ów Mąż święty, Bogu tę krzywdę polecając, i jak mógł, łagodził to, co przeciwnicy nabroili. Długo jednak ten stan nieznośny trwać nie mógł, stronnicy bowiem Biskupa, ludzie możni i rycerscy, widząc tak wielkie bezprawia, zniecierpliwili się i obudwu krzywdzicieli zabili.
Dodon z namowy Alpaidy całą sprawę zwalił na Biskupa i postanowił się zemścić.
Tymczasem król Pipin, będąc we wsi Jopilii, wezwał do to siebie Biskupa Lamberta, podając za powód, że chce się z nim rozmówić o sprawach publicznych; w istocie zaś zależało mu na tem aby go przebłagać. Na przybycie Biskupa przygotował wielką ucztę, na którą też przybyła Alpaida, szukając sposobu przejednania Biskupa. Podczas uczty biesiadniczej podczaszy królewski przyniósł puhar z napojem, a król kazał go podać najprzód Biskupowi, na wzór Maksyma, cesarza, który w taki sam sposób uczcił św. Marcina, iż kapłan miał pić pierwej, a on z kapłańskiej dopiero ręki otrzymać puhar z błogosławieństwem. Widząc to wojewodowie i dworzanie królewscy, także z ręki Lambertowej pić chcieli, prosząc o błogosławieństwo, a gdy ręce podnosili, on podawał puhar każdemu. Wtem też i Alpaida rękę podniosła, chcąc pić z jego błogosławieństwem. Gdy jednak Biskup jej rękę zobaczył, cofnął puhar i obróciwszy się do króla, skarżył się na jej chytrość, mówiąc: „Nigdy z tobą uczestnictwa mieć nie będę, ani jej nie pobłogosławię.“ Po tych słowach wstał od stołu, a owa wesoła biesiada smutkiem się zakończyła.
Kiedy Biskup tego samego dnia chciał wyjechać od króla, posłał król za namową Alpaidy do niego, prosząc aby przybraną żonę jego pożegnał i tak nie odjeżdżał.
Lambert z wielką stanowczością na to odpowiedział: „Królu, oświadczam przed Jezusem, żywotem i nadzieją moją, iż nigdy z cudzołożnicą uczestnictwa mieć nie będę, gdyż zakazał Apostoł łączyć się z takiemi. Ciebie zaś królu w tym grzechu pogrążonego bardzo żałuję, iż zwrócić chcesz na siebie gniew Boży.“
Po tych słowach Biskupa Alpaida zrozumiała, że Biskup w żaden sposób ułagodzić się nie da. Przyzwała zatem brata swego Dodona i tem usilniej go namawiała, aby Lamberta zabił.
Dodon uległ prośbom drugiej tej Herodyady, i gdy potem Biskup w Leodyum zamieszkał, a odprawiwszy nabożeństwo w swem mieszkaniu ze sługami się zamknął, przybiegł Dodon zbrojno z ludźmi, dobywając się do domu Biskupiego. Czeladź Biskupia się porwała, broniła wstępu jak mogła; Biskup także z łoża powstawszy, za miecz chwycił, ale namyśliwszy się, na bok go porzucił, a potem na modlitwę krzyżem upadł, a owi rozbójnicy dokonali czynu krwawego, zabijając Biskupa, dwu synowców jego i wszystkich ludzi przy nim będących. Ciało świętego Męczennika przewieziono do Trajektu, gdzie je z wielką czcią przyjęto. Gdy kondukt z ciałem przebył rzekę, tłoczyli się ludzie, aby je ucałować.
Pan Bóg chcąc dać poznać jak się brzydzi grzechem Alpaidy, nierządnicy, za której namową święty Męczennik życie utracił, okazał ten cud, iż żadna niewiasta nierządem splamiona, chcąca porówno z innymi ciało Świętego ucałować, do zwłok tych przystąpić nie mogła. Rozgłosił się i drugi cud: święty Lambert ukazał się po śmierci podskarbiemu królewskiemu, Amalgusylowi, mówiąc: „Idziemy z Rzymu, nawiedziłem Dodona i towarzyszów jego; rozlana krew niewinna woła o pomstę.“ Wkrótce przepowiednia się ziściła. Dodon zachorował i umarł śmiercią straszliwą. Zgniłe kiszki przez usta mu wychodziły z wnętrzności, a tak go czuć było, iż musiano go bez pogrzebu w rzekę wrzucić; ten zaś, który Biskupa własną ręką zabił, zginął z ręki rodzonego brata swego, z którym się powaśnił. Rok nie upłynął, a wszyscy, którzy z Dodonem owo morderstwo popełnili, poginęli, lub popadli w chorobę gorszą od śmierci.
Mieszkańcy Leodyum, mając wielkie nabożeństwo do tego Świętego, i życząc sobie mieć go tam, gdzie krew jego była rozlana, wyprosili sobie, aby ciało jego przeniesiono do tego miasta. Odtąd niejednym cudem zasłynęło ono miejsce, i do tego miasta przeniesiono także Stolicę Biskupią.

Nauka moralna.

Główną podstawą charakteru świętego Lamberta, Męczennika, była stałość w powziętem przekonaniu o nadanem mu posłannictwie umoralnienia ludzi i sprowadzenia ich z drogi występków na drogę cnoty. Od stałego postanowienia tego nic go odwieść nie zdołało, żadne nagrody, żadne łaski, jakiemi możni tego świata obsypać go chcieli. Postanowił iść otwarcie drogą cnoty i tę wpajać we wszystkich, a tam, gdzie nie mógł bezprawia przełamać, wolał ponieść nawet śmierć męczeńską, aniżeli uchylić się od obowiązku, jaki mu wypełniać sumienie nakazywało.
Piękny to przykład do naśladowania, niechaj go naśladują ci, którzy zrazu piękne i cnotliwe mają postanowienia, ale u których potem słabość ludziom wrodzona przeważa.

Modlitwa.

Racz Panie ustalić w nas postanowienia cnotliwe, abyśmy za Twą pomocą stale znosili i pokonywali wszelkie trudności, iżbyśmy potem osiągnąć mogli szczęśliwość wieczną, jaką obiecałeś wiernym i stałym Twoim wyznawcom. Przez Pana naszego, Jezusa Chrystusa, który z Bogiem Ojcem i Duchem św. żyje i króluje na wieki wieków. Amen.

∗                    ∗
Oprócz tego obchodzi Kościół święty pamiątkę następujących Świętych Pańskich, zamieszczonych w rzymskiem martyrologium:

Dnia 16-go kwietnia w Rzymie dzień zgonu św. Benedykta Labre, Wyznawcy, odznaczającego się wielkiem zaparciem siebie i dobrowolnem ćwiczeniem w największem ubóstwie. — W Koryncie śmierć męczeńska św. Kaliksta i Choryzyusza, pogrążonych z 7 innymi w morzu. — W Saragossie w Hiszpanii cierpienie 18 św. Męczenników: Optata, Luperkusa, Sukcesyusza, Martialisa, Urbana, Julii, Kwinktyliana, Publiusza, Fronta, Feliksa, Cecyliana, Ewencyusza, Prymitywa, Apodemiusza i 4 innych, którym miało być na imię Saturnin. Wszyscy oni umęczeni zostali na różny sposób pod starostą Dacyanem; chwalebne ich męczeństwo uwiecznił Prudencyusz w swych poezyach. — Tamże śmierć męczeńska św. Enkraty, Dziewicy, której najpierw porozdzierano ciało, oderznięto piersi i wyrwano wątrobę, a potem wrzucono na pół martwą do więzienia, gdzie pokaleczone jej ciało przeszło powoli w zgniliznę. — W tem samem mieście męczeństwo świętych Kajusa i Kremencyusza; po kilkakrotnem wyznawaniu wiary dozwolonem im było w nagrodzie za wierność w wierze spełnić kielich cierpień. — W Leodyum pamiątka św. Lamberta, Męczennika. — W Palencyi pamiątka św. Turybiusza z Astorgi, Biskupa; za pomocą św. Leona, Papieża wyrugował herezyę Pryscyliusza z całej Hiszpanii, a po świętym, cudami obfitującym żywocie zasnął spokojnie w Panu. — W Bradze w Portugalii uroczystość św. Fruktuoza, Biskupa. — Tego samego dnia pamiątka św. Paterna z Avranches, Biskupa. — W Belgii w Walencyi uroczystość św. Drogo, Wyznawcy. — W Sienie w Toskanii uroczystość św. Joachima z zakonu Serwitów.


17-go Kwietnia.
Żywot świętego Innocentego, Papieża.
(Żył około roku Pańskiego 353).
I

Innocenty był rodem z Alby, miasta włoskiego. Ojciec jego Kwincyusz, bogaty Rzymianin i szlachetnego rodu, mieszkał potem w Tortonie, w Liguryi. Mając wielkie wpływy, wyrobił sobie u cesarza Maksymiana pewność, że nie będzie ani ścigany ani prześladowany za to, że został chrześcijaninem, jakkolwiek Dyoklecyan nakazał okrutne i krwawe prześladowanie chrześcijan. Kwincyusz opuścił potem miasto i zamieszkał w swej posiadłości wiejskiej, ażeby w cichości dopomagać chrześcijanom, chować w ziemi ciała świętych Męczenników i opisywać starannie ich zaszczytną walkę z pogaństwem.
Ze śmiercią Kwincyusza i jego małżonki — oboje umarli po krótkiej chorobie w podeszłym wieku — ustała opieka cesarska dla pozostałego po nich syna Innocentego, który naówczas liczył lat 22 życia. Kapłani pogańscy szczęśliwi, że odtąd sycić się będą nienawiścią jaką pałali ku Kwincyuszowi, a którą przenieśli na syna, oświadczyli namiestnikowi: „Jeżeli domu Kwincyusza nie spalisz, a syna jego życia nie pozbawisz, to bogowie w gniewie swym okropnym całą Tortonę w gruzy zamienią.“ Leon przeraził się tą pogróżką, kazał Innocentego wziąć na tortury i biczować. Potem go zapytał: Dawno już ojciec i ty gardziliście bogami? zmień teraz przekonanie i złóż im ofiarę; powiedz mi także, gdzie się podziały skarby ojca twego i pisma, które on w godzinach nocnych spisywał? Innocenty nie chciał złożyć ofiary bogom i nie dał żadnego wyjaśnienia. Leon kazał go tedy wrzucić do więzienia, morzył głodem przez dni kilka, a potem znów polecił go zapytać, czy złoży bogom ofiarę, lub czy w ten sposób chce nadal żyć w szczęściu i zaszczytach, lub czy chce nadal się opierać, by umrzeć potem w męczarniach?
Kazał mu Innocenty odpowiedzieć, że przenigdy fałszywym bogom ofiary nie złoży i zawsze służyć będzie jedynemu Bogu prawdziwemu. Biczowano go przeto znowu, poczem Leon sprawę jego przedłożył cesarzowi Dyoklecyanowi; ten rozkazał zabrać majątek Kwincyusza, a syna jego spalić, jeśli bogom ofiary nie złoży, szlachectwo zaś jego okryć hańbą na wstyd wszystkim chrześcijaninom.
W nocy poprzedzającej spełnienie tego okrutnego wyroku, objawił się Innocentemu we śnie zmarły ojciec i tak doń przemówił: „Synu, uciekaj natychmiast do Rzymu, tam osoba i majątek twój będą bezpieczne, albowiem niezadługo obaj cesarze ustąpią i zakończy się prześladowanie chrześcijan.“ Kiedy się obudził, zastał drzwi więzienia otwarte, a stróżów głębokim snem uśpionych; uciekł następnie do Rzymu, gdzie go Papież Melchiades z wielkimi przyjął honorami.
Tymczasem pierwszy z cesarzy rzymskich, który przyjął wiarę Chrystusa, Konstantyn Wielki, wzmocniony w wierze przez ukazanie się mu cudownie błyszczącego Krzyża świętego na Niebie, odniósł stanowcze zwycięstwo nad Maksencyuszem w roku 312, i na Kapitolu w Rzymie zatknął Krzyż święty na znak, że okrutne prześladowanie chrześcijan doszło do końca, a stolica pogaństwa, która 300 lat rozlewała potokami krew chrześcijan, zwyciężona Boską siłą Krzyża świętego, odtąd będzie na ziemi stolicą chrześcijaństwa, państwa Bożego.
Cesarz Konstantyn Wielki, otworzył chrześcijaninom wszystkie więzienia, oddał im zabrane majątki i pozwolił budować kościoły, a w nich odprawiać nabożeństwo. Innocenty, posunięty przez Papieża Sylwestra na godność Biskupią, dla cnót wielkich i zasług około Kościoła św., odzyskał cały zabrany majątek, a miasto rodzinne Tortonę jako Stolicę Biskupią. W niestrudzonej gorliwości i ojcowskiej miłości Apostoła, gromadził rozproszonych chrześcijan, budował dla nich własnym kosztem wspaniałe kościoły, poganom z wielkim skutkiem głosił Ewangelię świętą, usuwał bożków i obsługę pogańską i już po kilku latach miał tę miłą pociechę, że odtąd w całej dyecezyi, oczyszczonej z resztek pogaństwa, zamieszkiwali gorliwi chrześcijanie. Święty ten rozwój tem się wyjaśnia, że Biskup przy całej pracy duszpasterstwa nieraz noce przepędzał na modlitwie, że ściśle posty zachowywał, bezustannie otwartą miał rękę dla ubogich, i chorym śpieszył z pomocą, a przy tem że miał w wysokim stopniu dar czynienia cudów, uzdrawiając chorych i nawiedzonych przez czarta, wskrzeszając nawet umarłych.
W końcu swego pełnego zasług żywota, dotknięty został bolesnem doświadczeniem, w którem cnota jego zajaśniała cudownym blaskiem.
Mieszkała bowiem w Tortonie wdowa młoda i piękna, która całe życie spędzała na modlitwie, poście i na udzielaniu jałmużny. Najmilszą jej pracą było czyścić i przyozdabiać kościół i starać się o czystą bieliznę kościelną. Zawsze była pierwszą i ostatnią w służbie Bożej, a często wiele godzin w nocy przepędzała na modlitwie.
Ponieważ Innocenty mimo wieku podeszłego także często noce na czuwaniu przepędzał w kościele, przeto zaczęto go posądzać o blizkie stosunki miłosne z ową wdową. Sędziwy Biskup, słysząc o tych pogłoskach, zrazu pomijał je milczeniem. Gdy jednakże oszczerstwa one nie ustawały, poprosił — siedząc na tronie Biskupim — pewnej mroźnej Niedzieli, ową wdowę wobec duchowieństwa i ludu, aby mu przyniosła węgli na rozgrzanie ciała. Wdowa pośpieszyła i za sprawą Ducha świętego żarzące węgle przyniosła w fartuchu. Klęknąwszy u stóp Świętego, trzymała te węgle całą godzinę, nie spaliwszy sobie sukni. Potem sam Innocenty, żarzące węgle wziął w obie ręce i również je trzymał godzinę bez boleści i szkody. Wszyscy obecni nie mogli wyjść z podziwu nad tak widocznym cudem. Jednocześnie i Pan Bóg okazał się obrońcą tych dwojga Świętych, najzajadliwszych potwarców nagłą ukarawszy śmiercią. Reszta z nich w ogromnym przestrachu prosiła Biskupa na klęczkach, aby winę przebaczył i za nich się modlił, iżby nie dotknęła ich także ręka Boska.
Obrany potem Papieżem, lat 15 święty Innocenty na Papiestwie przeżył, słynąc wielkiemi cnotami. Bazyli Wielki, jego cnotom się dziwiąc, listy do niego pisywał i rady u niego zasięgał. Orozyusz, stary a zacny pisarz kościelny, porównywał go z Lotem, iż go Pan Bóg do Rawenny wyprowadził, gdy Rzym Gotowie zburzyć mieli, tak samo jak Lota, gdy Sodoma miała być ukarana. Do jego się sądu także uciekał Chryzostom święty gdy z namowy cesarzowej źli Biskupi wygnali go z Carogrodu, za którego krzywdę wyklął był cesarza Arkadyusza, żonę jego Eudoksyę, Patryarchę aleksandryjskiego Teofila i innych wszystkich na jego wygnanie zezwalających Biskupów.
Taką to powagę zjednał sobie Innocenty święty. Kiedy roku Pańskiego 353 rozstał się z tym światem, aby z ręki sprawiedliwego Sędziego otrzymać koronę zasług, liczna już trzoda wiernych wyznawców wiary w głębokim smutku pogrążona, uczciła grób jego.

Nauka moralna.

Któraż z wielu wysokich cnót świętego Innocentego — miły Czytelniku — najwięcej ci się podoba? Porównaj je wszystkie w umyśle i badaj ich wartość, która ci się zda najcenniejszą? Niezawodnie oddasz pierwszeństwo dobroci serca i cichej cierpliwości, z jaką znosił ciężkie potwarze, które miotały na niego własne, najwięcej ukochane owieczki, jego duszpasterstwu powierzone, albowiem cześć i dobre imię najcenniejszym są skarbem człowieka. Że zaś tak wielka krzywda i boleść łatwo i ciebie dotknąć może, przeto ucz się od świętego Innocentego znosić je cierpliwie. Najlepszym środkiem na to jest milczenie podwójne: milczenie sumienia i milczenie ust.
l. Jeżeli sumienie twoje milczy, jeżeli się nie czuje winnem żadnego występku przeciwko Bogu i bliźniemu, wtedy słodki spokój i zadowolenie serca obroni cię przeciwko kłuciom języków zjadliwych oraz przeciwko wszelkim napaściom wielomównej zawiści, albowiem spokojne sumienie jest zawsze łagodnem uspokojeniem. Niechajby wszelkie złe namiętności w ludziach spisknęły się przeciwko tobie, czemże ci zaszkodzą u Boga, jeśli się czujesz bez winy? Sławy twej nie naruszą, tak, iż wraz z św. Pawłem w ciszy serca tryumfować będziesz: „Albowiem ta jest pochwała nasza, świadectwo sumienia naszego!“ (2 Kor. 1, 12). Jeśli serce twe milczy i nie oskarżą ciebie, to rozważ uspokajające zapytanie tego samego Apostoła: „Któż przeciw nam skargę podniesie? Bóg, który usprawiedliwia? Któż nas potępi? Jezus Chrystus, który umarł, a który zmartwychwstał i siedzi po prawicy Ojca, który także za nas się wstawia? Jeśli twoje sumienie milczy, to nie masz powodu do oburzania przeciw oszczercom, albowiem nie tobie szkodzą, ale sobie samym; nie ciebie, lecz siebie samych nieszczęśliwymi czynią. Jeśli twoje sumienie milczy, to spoglądaj ku Niebu, skąd Ojciec niebieski każe słońcu wschodzić ponad dobrymi i złymi, a deszczem skrapia porówno sprawiedliwych jak i niesprawiedliwych.
2. Jeśli usta twe milczą, wtedy najskuteczniej się bronisz przeciwko wszelkim potwarzom, wtedy jesteś godnym czci uczniem Jezusa Chrystusa. Patrz, oto Boski twój Pan i Mistrz fałszywie był oskarżony i spotwarzony przed Kaifaszem, Piłatem i Herodem. Spotwarzali Go kapłani i uczeni pisarze, mający wielkie znaczenie, których wiarogodność uważano za niewątpliwą. A jakże bronił się Jezus? Oto milczał, albowiem ten tylko zwykł się bronić, kto się obawia o zwycięstwo. Przyznasz, z wszelką czcią patrząc na milczącego Jezusa, że milczenie jest najskuteczniejszą obroną; albowiem sędziowie niesprawiedliwi, jak wogóle ludzie, którzy chętniej złego niż dobrego słuchają o bliźnim, nigdy sprawiedliwem uchem nie wysłuchają twej obrony i dlatego mowa twoja na nic się nie zda. Atoli powiesz, gdy milczę, to ludzie tem więcej czują się uprawnionymi milczenie moje uważać za potwierdzenie zbrodni wymyślonej. — Cóż tedy czynić? Czy masz uważać twą sprawę za przegraną? Człowieku bez winy, czy nie masz obrońcy, któryby za tobą przemawiał, któryby niewinność twoją skutecznie brał w obronę? O, raduj się, wprawdzie nie mamy teraz obrońcy, któryby za nami przemawiał wobec sędziego niesprawiedliwego, ale za to „rzecznika mamy u Ojca, Jezusa Chrystusa sprawiedliwego.“ (1 Jan 2, 1). Jezus za nami przemawia w Niebiesiech, jeśli my pełni miłości ku Niemu milczymy na ziemi. Jemu zatem pozostaw twą sprawę, Jemu obronę twej niewinności, a bądź bez troski, On się upomni o twoje prawa.

Modlitwa.

Najsłodszy Jezu Chryste, Panie przedwieczny! oczerniono mnie niesłuszenie, chcąc mi szkodzić u bliźnich moich, Ty znasz skrytości serca mojego, do Ciebie się zatem udaję z ufnością, oraz z prośbą najpokorniejszą. Milczeć będę na niesprawiedliwości, któremi mnie dotykają, ale Ty bądź obrońcą moim przed tronem Boga Najwyższego. Amen.

∗                    ∗
Oprócz tego obchodzi Kościół święty pamiątkę następujących Świętych Pańskich, zamieszczonych w rzymskiem martyrologium:

Dnia 17-go kwietnia w Rzymie pamiątka św. Aniceta, Papieża, który w prześladowaniu Marka Aureliusza Antonina i Lucyusza Verusa otrzymał palmę męczeńską. — W Afryce dzień zgonu św. Mappalicyusza; jak święty Cypryan stwierdza w swym okólniku do Męczenników i Wyznawców, zyskał z wielu innymi koronę męczeńską. — Tamże pamiątka św. Fortunata i Marcyana, Męczenników. — W Antyochii męczeństwo św. Piotra, Dyakona i sługi jego Hermogenesa. — W Kordowie męczeństwo św. Eliasza, Kapłana i świętych Pawła i Izydora, Mnichów. — W Vienne uroczystość świętego Pantagatusa, Biskupa. — W Tortonie pamiątka św. Innocentego, Biskupa i Wyznawcy. — W Citeaux we Francyi obchód pamiątkowy św. Stefana, Opata, najpierwszego z żyjących w pustym Citeaux, który radośnie przyjął św. Bernarda, gdy tenże z towarzyszami swymi przybył do niego. — W klasztorze Casa Dei w dyecezyi Klermonckiej pamiątka św. Roberta, Wyznawcy, założyciela i pierwszego Opata tegoż klasztoru.


18-go Kwietnia.
Żywot świętego Apolloniusza, Męczennika.
(Żył około roku Pańskiego 189).
P

Po śmierci cesarza Marka Aureliusza, który chrześcijan okrutnie prześladował, miał Kościół święty 12 lat spokoju, albowiem Kommodus, syn jego i następca, jakkolwiek był złym człowiekiem i księciem krwi chciwym, jednakże chrześcijan ochraniał; skłaniała go zaś do tego nałożnica jego, imieniem Marcya. Nie była wprawdzie chrześcijanką, ale szanowała nauki chrześcijan i podziwiała ich wierność, stałość, oraz posłuszeństwo dla władzy, jakie chrześcijaństwo wyznawcom swym zawsze zalecało.
Gdy miłosierdzie Boskie używało tej grzesznej niewiasty za narzędzie, ażeby wiernym udzielić krótkiego wypoczynku wśród mąk i prześladowań, okazywali chrześcijanie tem swą wdzięczność, iż gorliwie starali się pogan zjednywać dla wiary i czci prawdziwego Boga i Zbawiciela. Odnosili oni piękną nagrodę za te starania, albowiem pozyskiwali licznych nowych wyznawców w najwyższych stanach i w najznakomitszych rodzinach. Perłą zaś między nowonawróconymi był senator Apolloniusz. Będąc bardzo bogatym, miał wielkie znaczenie skutkiem swego stanowiska urzędowego, a jeszcze więcej skutkiem wysokiego wykształcenia umysłowego i był ogólnie szanowany dla swego szlachetnego charakteru. Chrześcijanie podsunęli przeto temu uczonemu mężowi Pismo święte; z początku czytał je z ciekawości, ale gdy nauki i zasady w niem zawarte znalazł tak pięknemi, wzniosłemi i sprawiedliwemi, tak uszlachetniającemi serce i duszę, starał się poznać je dokładnie. W celu tym uczęszczał na kazania i nauki kapłanów chrześcijańskich i zawiązał nawet stosunek z ówczesnym Papieżem, Eleuteryuszem. Ponieważ jego dążenie ku rozpoznaniu prawdy było rzetelne, otwarte, ponieważ miał dobre chęci, łaska przeto Boska oświeciła jego duszę, a on z wielkiem pragnieniem zbawienia przyjął Chrzest święty, jako narodzony odtąd do nowego, błogiego żywota w Jezusie Chrystusie.
Apolloniusz stał się wkrótce świetnym się wzorem chrześcijańskiej miłości Boga i bliźniego. Przejęty najżywszą wdzięcznością za uzyskaną świadomość prawdy i za łaskę, starał się przyjaciół i współobywateli zjednywać dla chrześcijaństwa, i pozyskał też wielu wpływem swego znaczenia, przykładem i łagodnem sercem.
Czart znienawidził jednakże tego gorliwego sługę Bożego i umiał pomiędzy służbą jego wyszukać narzędzie, które Apolloniusza zrobiło Męczennikiem.
Niegodziwym tym zdrajcą owego dobrotliwego pana był własny niewolnik, imieniem Severus, który doniósł naczelnikowi przybocznej gwardyi cesarskiej, że Apolloniusz jest chrześcijaninem.

Święty Apolloniusz.

Istniała naówczas jeszcze ustawa Marka Aureliusza, iż każdy, o kim sędziemu doniosą że jest chrześcijaninem, a który nie chce potem złożyć ofiary bogom pogańskim, ma być śmiercią karany.
Ustawa ta była szczególniejszem znamieniem sprawiedliwości w czasach ówczesnych, jaką wymierzali Rzymianie chrześcijaninom. Opiewała ona: „Ktokolwiek oskarżony, że jest chrześcijaninem, nie złoży bogom ofiary, ten ma być śmiercią karany: ktokolwiek zaś w ten sposób zawini, że oskarży innego o należenie do liczby chrześcijan, ten za tę skargę również śmiercią ma być karany.“ Z tego powodu Perennis donosiciela Severusa kazał na miejscu tak kijmi zbić. że śmierć nastąpiła; jednocześnie kazał wszakże oskarżonego Apolloniusza stawić przed sądem. Przytem zaczął go usilnie namawiać, aby ze względu na urząd i na własną godność zrzekł się chrześcijaństwa i tym sposobem życie własne ocalił. Święty Męczennik podziękował za ową życzliwość, oświadczył wszakże jednocześnie, iż gotów jest raczej śmierć ponieść, aniżeli zaprzeć się Zbawiciela. Na to oświadczył mu Perennis, że stawić go każe przed całym senatem, którego Apolloniusz był członkiem, i tamże miał oświadczyć, jaką wiarę wyznaje. Apolloniusz odrzekł z radością: „Dziękuję za ten zaszczyt, ale nie tylko przed całym tym wysokim senatem, lecz wobec całego świata chętnie wyznam, iż wierzę w Jezusa, Syna Bożego, Zbawiciela mego.“
Bez zwłoki spisał Apolloniusz wyznanie wiary i obronę, o której dziejopisarze Euzebiusz i święty Hieronim, znający to pismo, mówią z podziwem. W piśmie tem Apolloniusz dowodzi z przekonywającą jasnością z jednej strony o bezpodstawności i niemoralności religii pogańskiej, z drugiej strony broni Boskiej prawdy i zbawiennej potęgi wyznania chrześcijańskiego; poczem pismo to odczytał wobec zebranego senatu z płomiennym wyrazem niezłomnego przekonania. W czasie tego czytania zapanowała zupełna cisza, a senatorowie przeciw onym twierdzeniom i słowom nie zdołali wystąpić.
Perennis, czując potężny wpływ słów Apolloniusza, a obawiając się niepomyślnych dla pogaństwa skutków, starał się usilnie skłonić go do zaparcia się Chrystusa. „Lubo wysoko cię szanujemy, szlachetny senatorze — mówił Perennis — mimo to nie możemy cię uwolnić, ponieważ jesteś oskarżony o należenie do chrześcijan, a nadto sam się do tego przyznałeś, czem znowu sam na siebie wyrok wydałeś; jeden jest tylko jeszcze sposób ocalenia: oto wstąp choćby na chwilę do świątyni naszej i złóż ofiarę bogom, abyś chociaż pozornie okazał, że powróciłeś do wiary ojców; w sercu możesz mieć przekonanie dowolne.“
Odrzekł na to ze szlachetnem oburzeniem Apolloniusz: „Dziwię się, że wysłuchawszy mej obrony, możesz jeszcze ode mnie żądać takiego wybiegu i zaparcia się tej świętej Wiary i każesz mi splamić się czynem podłej obłudy, choćby tylko pozornie i na czas krótki. Wiem, że macie taką ustawę, i że ja stosownie do niej śmierć ponieść muszę, atoli już od dawna było mem najgorętszem życzeniem nie tylko cierpieć za mego Jezusa, ale nawet życie dać Mu w ofierze.“ Poczem zaklinał jeszcze długoletnich towarzyszy i współpracowników w służbie rządowej, aby wyrzekli się wiary pogańskiej, a przyjęli wiarę, która zawiedzie ich do szczęśliwości niebieskiej.
Znaczna liczba senatorów wzruszoną była do głębi temi słowy szlachetnego przyjaciela, ale bojaźń ludzi i miłość rodziny, obawa utraty zaszczytnych urzędów, oraz przywiązanie do wygód życia doczesnego, były u nich silniejszemi, niż pragnienie wyznania prawdy chrześcijańskiej, i dlatego potwierdzili wyrok śmierci, jaki Perennis wydał na najszlachetniejszego senatora. Apolloniusz przyjął wyrok ten z radością i sam udał się na miejsce spełnienia wyroku. Tam oświadczył jeszcze, jak wielką radością jest przejęty, iż umiera chrześcijaninem, modlił się głośno do Boga o nawrócenie Rzymu, skłonił sam głowę pod miecz katowski, i zeszedł z tego świata dnia 18 kwietnia roku 186.

Nauka moralna.

W dzisiejszych „wysoko oświeconych“ czasach wziętoby za złe, nawet za hańbę, takiemu mężowi, jakim był święty Apolloniusz, gdyby słuchał kazań w kościele i mówionoby: „Jeżeli tak dalece jeszcze jesteś zacofanym, że cię zaciekawia nauka o wierze katolickiej, to czytaj w domu Pismo św. i inne książki religijne, ale słuchanie kazań pozostaw ludziom pospolitym i ograniczonego umysłu.“ Święty Apolloniusz innego był przekonania, i to z dwóch przyczyn:
1. Każdy katolik jest obowiązany słuchać kazania, albowiem tak nakazał Jezus Chrystus, Stwórca i Zbawiciel. On Sam stał się człowiekiem, i jako człowiek głosił Boską Ewangelię, aby Go słyszeć mógł lud Izraelski, a nie napisał żadnego artykułu wiary, któryby ludzie czytać mieli w domu. Zanim powrócił do Ojca niebieskiego, mówił do Apostołów: „Dana Mi jest wszystka władza na Niebie i na ziemi. Idąc tedy nauczajcie wszystkie narody.“ (Mat. 28, 19). „Kto was słucha, Mnie słucha.“ (Łuk.10, 16). „Opowiadajcie Ewangelię wszystkim stworzeniom." (Marek 16, 15).
Nie nakazał im też: „Piszcie do wszystkich ludów, dajcie wszystkim stworzeniom, tak uczonym mężom stanu, jak i ludziom pospolitym do rąk książki religijne, aby czytali.“
Dalej mówi Jezus Chrystus: „Wszelki tedy, który słucha tych słów Moich i czyni je, równa się mężowi mądremu.“ (Mat. 7, 24). Jezus z Nieba poruszył młodego Saula wołaniem: „Szawle, Szawle, przecz Mnie prześladujesz“, ale go nie pouczył, lecz kazał mu pójść do kapłana Ananiasza: „A tam ci powiedzą o wszystkiem, co masz czynić.“ (Dzieje Apost. 22). Korneliuszowi ukazał się Anioł, nie, aby go pouczyć we wierze, lecz aby mu powiedzieć, by Szymona Piotra prosił o pouczenie. Zatem jest to zgodne z wolą Bożą, aby każdy człowiek poznał prawdy zbawienia.
2. Każdy katolik obowiązany jest słuchać kazań, albowiem tylko przez to wzmocnić się może na duchu. Jezus mówi tak: Jam jest chleb żywota: kto do Mnie przychodzi, łaknąć nie będzie: a kto wierzy we Mnie, nigdy pragnąć nie będzie.“ (Jan 6). Do tego chleba żywota, do Jezusa, przychodzi katolik tylko wtedy, kiedy przybywa do kapłana, aby go słuchać, aby w Niego wierzyć, i aby tak być nasyconym. O duchownych mówi Jezus wyraźnie: „Nie wy jesteście, którzy mówicie, ale Duch Ojca waszego, który mówi w was.“ (Mat. 10, 20). Tak, jak koniecznem jest, ażeby katolik duszę napawał Słowem Bożem, tak samo też jest koniecznem, ażeby słuchał kazania. Niechaj się nie tłómaczy: „Już tak często słyszałem, jak objaśniano artykuły wiary i Sakramenta święte, przeto nie widzę potrzeby chodzić na kazanie.“ To tak samo, jakby powiedział: „Bardzo często jadłem już obiady i wieczerze, więc nie widzę potrzeby jeść obiadu nadal.“ Gdzież jest katolik taki, który nic nie zapomina, który w religii nie potrzebuje dalszej nauki, który nie potrzebuje zewnętrznej zachęty, i któryby miał zawsze pewną broń na pogotowiu na wszystkie przypadki i pokuszenia?

Modlitwa.

Wszechmogący, wieczny Boże, udziel nam łaski, abyśmy za przykładem świętego Apolloniusza zawsze byli gotowi wyznawać wiarę, do której nas powołałeś, nawet wtedy, kiedy nam grozi hańba, prześladowanie i śmierć. Nigdy Ciebie zaprzeć się nie odważymy, ani nawet pozornie, lecz zawsze tylko z tego szczycić się będziemy i radować szczęściem, iż jesteśmy wyznawcami Twego świętego Imienia. Amen.

∗                    ∗
Oprócz tego obchodzi Kościół święty pamiątkę następujących Świętych Pańskich, zamieszczonych w rzymskiem martyrologium:

Dnia 18-go kwietnia w Rzymie męczeństwo św. Apolloniusza, Senatora, za panowania cesarza Commodusa i prefekta miejskiego Perenniusza. Oskarżony przez jednego z niewolników o chrześcijaństwo, miał zdać sprawę ze swej wiary. Napisał przeto znakomitą rozprawę i odczytał ją w publicznem zgromadzeniu, został jednak mimo to uchwałą senatu skazany na śmierć za Chrystusa. — W Mesynie męczeństwo św. Eleuteryusza, Biskupa z Illyrikum i matki jego Antii; ponieważ słynął daleko ze świętego życia swego i cudów zdziałanych, został pod cesarzem Hadryanem rozciągnięty na rozpalonym ruszcie żelaznym, zanurzony w kotle pełnym wrzącego oleju, smoły i żywicy i wreszcie lwom porzucony, lecz nie poniósł przytem szkody. Na końcu ścięto go razem z matką jego. — Tamże pamiątka św. Koreba, Prefekta, który po nawróceniu przez św. Eleuteryusza został ścięty mieczem. — W Brescyi dzień zgonu św. Kalocera, nawróconego przez świętych Faustyna i Jowitę; za Hadryana przetrwał zwycięsko chwalebną walkę za Wiarę świętą. — W Kordowie uroczysty obchód św. Perfekta, Kapłana, zabitego przez Maurów za występowanie jego przeciw Islamowi. — W Medyolanie uroczystość świętego Galdina, Biskupa i Kardynała, który po ognistem kazaniu przeciw heretykom oddał Bogu ducha. — W Toskanie przy Monte Senario pamiątka błog. Amideusza, Wyznawcy, jednego z 7 założycieli zakonu Serwitów, odznaczającego się gorejącą miłością ku Bogu.


19-go Kwietnia.
Żywot świętego Leona, Papieża.
(Żył około roku Pańskiego 1054).
D

Dzieje Kościoła świętego wspominają z wielką radością rok 1002 i dzień 21 czerwca, w którym narodził się syn imieniem Brunon hrabiemu Dachsburgowi z Dolnej Alzacyi, spokrewnionemu z królami i cesarzami. Ciało dzieciątka tego było pokryte małymi krzyżykami, co przypisywano modlitwie matki jego Helwigi, która codzień cierpienia Jezusa z wielkiem przejęciem rozpamiętywała. Pięcioletniego, uzdolnionego chłopczyka oddano potem na wychowanie do Biskupa Berchtolda w Toulu, gdzie wkrótce zajaśniał świetnymi postępami w naukach, i przytem był przykładem dla wszystkich w pobożności, pokorze i usłużności. Za powołanie życia obrał sobie stan kapłański, do którego się z całą żarliwością przysposobił drogą modlitwy, usilnej pracy umysłowej, codziennego odwiedzania szpitali i chorych, przyczem skrycie udzielał ubogim obfitej jałmużny. Zostawszy dyakonem zniewolony był udać się na dwór kuzyna swego, cesarza Konrada II, gdzie wzbudził ogólny podziw skromnością w obcowaniu z ludźmi i nieposzlakowaną czystością obyczajów.
Kiedy Biskup z Toulu w roku 1025 obowiązany był dać cesarzowi posiłki na wojnę do Włoch, oddał nad nimi dowództwo młodemu Brunonowi. Posłuszny jak dziecko, poddał się temu przykremu dla siebie rozkazowi i ścisłą karnością, mądrą roztropnością, nieustraszoną odwagą zjednał sobie sławę, iż go nazwano Aniołem i opiekunem własnych żołnierzy, a postrachem nieprzyjaciół. W czasie tej wyprawy wojennej umarł Biskup Toulu, a Brunona jednomyślnie obrano jego następcą.

Święty Leon.

Jakkolwiek czuł się niegodnym tak wysokiego urzędu, mimo to chętnie zamienił miecz bojowy na laskę pasterską. Pierwszem jego staraniem było naprawić obyczaje duchowieństwa i zaprowadzić ścisły porządek po klasztorach. Wspierany przez dobrych współpracowników, podniósł uroczystość służby Bożej, i będąc sam muzykalnym, ulepszył muzykę kościelną. Gorliwość jego o zbawienie dusz była niestrudzoną i codziennie przy ołtarzu wylewał łzy w modlitwie za swe owieczki, codziennie w pokorze umywał nogi kilku ubogim, którym nawet posługiwał u swego stołu. Nieprzyjaciół i zawistnych, którzy go przed cesarzem oczernili, pokonał cierpliwością i łagodnością. Corocznie odbywał pielgrzymkę do Rzymu, aby Głowie Kościoła katolickiego w najgłębszej pokorze zdawać sprawę z urzędowania i aby u świętych Apostołów Piotra i Pawła dla dyecezyi swej uprosić błogosławieństwo.
W roku 1048 umarł Papież Damazy II, a Rzymianie prosili cesarza Henryka III o godnego następcę na Stolicę świętą. Cesarz powołał wszystkich książąt i Biskupów do Wormacyi, między którymi i Brunon się znajdował. Gdy go wszyscy jednomyślnie na Papieża obrali, wzbraniał się wszystkiemi siłami przyjąć tę godność; ale, że jego łzy i prośby na nic się nie zdały, uprosił sobie trzy dni namysłu, i te przepędził na bezustannej modlitwie, czuwaniu i poście. Stanąwszy następnie przed całem owem świetnem zebraniem, ukląkł i spowiadał się publicznie z wszystkich grzechów żywota swego, ażeby, jak sądził, tym sposobem wielkością grzechów zebranym książętom i Biskupom dowieść, iż się omylili w wyborze jego osoby, i że nie powinni obstawać przy mężu niegodnym owego stanowiska. Pokorą jego wszyscy tak byli wzruszeni, iż z nim razem płakali, wołając: „Takiego męża nie powinna być pozbawiona Stolica Papieska!“ Brunon zniewolony był skłonić się do tych żądań, ale przystał tylko pod warunkiem, że tak duchowieństwo jak i lud rzymski wybór ten potwierdzą.
Opatrzywszy i uporządkowawszy wszystko w dyecezyi, którą dotąd rządził, ubrał się w skromne szaty pielgrzyma i w towarzystwie kilku Biskupów, oraz wysoko cenionego Hildebranda, przeora z Clugny — późniejszego sławnego Papieża Grzegorza VII, — udał się pieszo w podróż do Rzymu. Przybywszy tamże boso, oświadczył Kardynałom i ludowi: Jeżeli wam to nie miło, iż mnie Papieżem obrano, to chętnie powrócę w me strony rodzinne. Omylił się w swych nadziejach, albowiem wszyscy go powitali Papieżem i osadzili na Stolicę świętą jako Leona IX.
Silną ręką ujął ster łodzi Piotra świętego, miotanej silnemi burzami.
W owym czasie, jak zaraza szerzyło się świętokupstwo, tj. wielki upadek obyczajów pomiędzy najwyższą klasą i pomiędzy duchowieństwem, które oddawało się porubstwu. Leon natychmiast zwołał Synod do Rzymu, ponowił ustawy kościelne przeciwko tymże występkom i ukarał winnych. Następnie wyruszył w podróż do górnych Włoch, Niemiec, Francyi, Alzacyi i Renem w górę aż do jeziora Bodeńskiego; przewodniczył na Synodach w tychże krajach, łagodził spory i bez utrudzenia naprawiał złe, napominał i karał. Wiekopomną pamiątkę ojcowskiej miłości pozostawił w urządzeniu i rozszerzeniu tak zwanego pokoju Bożego. W rozporządzeniu tem między innemi był warunek, że od każdej środy do poniedziałku rana nie wolno było użyć przemocy nawet pod pozorem, że się szuka zadosyćuczynienia za doznaną krzywdę.
Wróciwszy do Rzymu zwołał roku 1050 po Wielkanocy Sobór powszechny, na którym potępił mylną naukę kapłana Berengara, który zaprzeczał obecności Jezusa Chrystusa w Hostyi świętej. Ponieważ Berengar sam osobiście na Soborze się nie stawił, przeto Papież udał się we wrześniu na nowy Sobór do Vercelli, potępił tam powtórnie nową naukę Berengara i przytem spalić kazał szkodliwą księgę Jana Scotusa Erigeny. Z powrotem wracał przez Alzacyę; w Augsburgu spotkał się z cesarzem Henrykiem III, oraz z wielu duchownymi i świeckimi książętami, tym polecił gorąco troskę o Kościół święty, potem udał się do Dolnych Włoch, aby tam załagodzić spory Normanów z ludnością krajową, co mu się wszakże nie udało.
W roku 1052 zniewolił go do podróży do Niemiec zatarg pomiędzy cesarzem Henrykiem a królem węgierskim, Andrzejem, pomiędzy których chciał wstąpić jako rozjemca, ale nic nie uzyskał.
W roku 1053 odbył Synod w Rzymie z powodu Patryarchy Michała Caerulariusza w Konstantynopolu. Pełne zasług prace jego przerwali Normanowie, którzy dopuszczali się wielkich okrucieństw w posiadłościach Papieskich. Leon zebrał wprawdzie mały oddział wojska, ale przez cesarzy opuszczony, przegrał bitwę pod Civitellą i dostał się nawet w niewolę, w której jednak nieprzyjaciele z wielką czcią go otaczali. W tej niewoli trwającej 9 miesięcy zajaśniała świętobliwość Leona. Dniem i nocą modlił się, pościł i pracował w grubem odzieniu pokutnika na korzyść Kościoła świętego, a kiedy się kładł na krótki spoczynek, legł na gołej ziemi z kamieniem pod głową.
Wycieńczony uciążliwemi podróżami, pracami pełnemi trosk i dolegliwemi cierpieniami, przeczuwał, że koniec życia jego się zbliża i wyraził życzenie, aby mógł umrzeć w Rzymie. Normanowie zanieśli go przeto tamdotąd w lektyce; po krótkim spoczynku kazał się zanieść do kościoła świętego Piotra, duchowieństwo i lud upominał jak najrzewniej i modlił się długo za Kościół święty, za jego przyjaciół i nieprzyjaciół. Następnie wszystkich oddaliwszy, przebył sam w kościele noc całą na łożu. Nazajutrz otoczony ludem i duchowieństwem, położył się na twarz przed ołtarzem i modlił się godzinę; przeniesiony na łoże, spowiadał się przed Kardynałami publicznie, przyjął Sakramenta święte i zasnął snem wiecznym dnia 19 kwietnia 1054, mając lat 52. Świat katolicki opłakiwał tego Ojca ukochanego, a Jezus Chrystus wielu cudami wsławił świętobliwość Swego wiernego namiestnika.

Nauka moralna.

Prawdziwie nie małą jest rzeczą uklęknąć na wielkiej sali wobec cesarza i dworu jego, wobec Arcybiskupów i Prałatów, wobec książąt i innych znakomitości potężnego państwa i głośno spowiadać się z grzechów żywota swego. Czy miałbyś, kochany Czytelniku, również wolę i odwagę do tego? Uczynił to przed ośmiuset kilkadziesiąt laty Biskup z Toulu, a uczynił to wobec zebrania, w którem najdostojniejsze osoby były jego krewnymi, większa część przyjaciołmi, a wszyscy znajomymi. Jednakże mógł on to uczynić, albowiem w sercu pokornym był jak Jezus, kiedy świętego Jana wraz z innymi grzesznikami prosił o udzielenie Chrztu świętego w rzece Jordanie, i jak Marya, kiedy w świątyni Jerozolimskiej z innemi niewiastami składała ofiary oczyszczenia. Ażeby przy łasce Boskiej być prawdziwie pokornym, winieneś pilnie umysł i wolę w tej cnocie ćwiczyć i kształcić.
1. Ćwiczysz zaś umysł twój w pokorze, ilekroć siebie samego lekceważysz. Święty Paweł mówi: „Napominam każdego z was, iżbyście się wyżej nie cenili niż przystoi, a sądzili siebie samych ze skromnością.“ Święty Leon poszedł za tą nauką, nie przeceniał się i istotnie uważał się za niezdolnego i niegodnego, by zostać Papieżem i rządzić Kościołem jako Jego głowa, albowiem przedewszystkiem myślał o swoich grzechach, o swojej słabości. Pamiętaj także bezustannie o własnych grzechach, gdy inni cię chwalą i obdarzyć chcą jakimkolwiek zaszczytnym urzędem. Dalej ćwiczyć będziesz umysł twój w pokorze, jeżeli nie będziesz miał zbytniego zaufania do własnej umiejętności i doświadczenia, przeciwnie, gdy u innych zasięgać będziesz rady i nauki; jeżeli ani myśleć ani mówić będziesz, iż sam wiesz, co masz czynić; jesteś dosyć rozumnym, starym, doświadczonym... Święty Leon pilnie odbywał Synody i zebrania, na których bliźnich, współpracowników, Biskupów i Prałatów prosił o rady. Przy wykonywaniu postanowień i ustaw miał wielką ufność w pomocy Boga. Czyń to samo, a umysł twój wzmocni się w pokorze.
2. Wolę twą ćwiczysz w pokorze, ilekroć stłumisz w sobie pragnienie zaszczytów i jakiegolwiek odznaczenia, jeżeli, ilekroć powstanie w tobie uczucie upodobania w uznaniach i pochlebstwach, ofiarujesz to wszystko Bogu, a sam żałować będziesz za popełnione grzechy, jeżeli często stosować się będziesz do przepisu Jezusa Chrystusa, który opiewa: „Ktobykolwiek między wami chciał większym być, niech będzie sługą waszym. A ktoby między wami chciał pierwszym być, będzie sługą waszym.“ (Mat. 20, 26. 27). Tak czynił święty Leon, nie rozkazywał on z góry, ani piśmiennych rozkazów w świat nie wysyłał, lecz sam odbywał uciążliwe podróże i był troskliwym sługą innych. Nie wstydź się naśladować tak wielkiego sławnego Papieża!
Nadal winieneś ćwiczyć wolę twą w pokorze, jeżeli w milczeniu zniesiesz niepowodzenia i zelżywości i postąpisz tak jak mówi Jezus: „Miłujcie nieprzyjacioły wasze: dobrze czyńcie tym, którzy was miłują w nienawiści, a módlcie się za prześladujących i potwarzających was.“ (Mat. 5). Prawo to uznasz może za twarde, a środek za gorzki, ale za to słodką ci będzie zapłata za pokorę, a powstanie radość w sercu twem, że Pan Bóg łaskawie spojrzał na cichość twoją.

Modlitwa.

Największą moją pociechą jest wiara, że Ty Jezusie najsłodszy jesteś obecnym w Sakramencie świętym i chcesz być pożywieniem duszy mojej. Racz utrzymywać we mnie tę żywą wiarę i udziel mi łaski, abym w godzinę śmierci przyjął Ciebie godnie, jako zadatek wiecznej szczęśliwości. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, który króluje w Niebie i na ziemi. Amen.

∗                    ∗
Oprócz tego obchodzi Kościół święty pamiątkę następujących Świętych Pańskich, zamieszczonych w rzymskiem martyrologium:

Dnia 19-go kwietnia dzień zgonu św. Timona, jednego z 7 pierwszych dyakonów; najpierw osiadł pod Bereą jako posłannik wiary, później udał się głosząc wszędzie Słowo Boże do Koryntu, został tamże (według podania) wrzucony przez żydów i pogan do ognia, nie poniósłszy przytem szkody i zakończył wreszcie życie na krzyżu. — W Melitinie w Armenii męczeństwo św. Hermogenesa, Kajusa, Expedita, Aristonika, Rufusa i Galata, którzy równocześnie otrzymali koronę zwycięstwa. — W Colliure przy Pirenejach śmierć męczeńska św. Wincencyusza. — Tego samego dnia uroczystość św. Sokratesa i Dyonizego, zabitych włóczniami. — W Jerozolimie pamiątka św. Pafnucego, Męczennika. W Kanterbury w Anglii męczeństwo św. Elfega, Biskupa. — W Antyochii w Pirydyi wspomnienia św. Jerzego, Biskupa, zmarłego dla obrony czci obrazów na wygnaniu. — W Rzymie uroczystość św. Leona IX, Papieża, którego cnoty i cuda dopomogły mu do najwyższej chwały. — W klasztorze Lobbes uroczystość pamiątkowa św. Ursmara, Biskupa. — We Florencyi pamiątka świętego Krescencyusza, Wyznawcy, ucznia św. Zenobiusza, Biskupa.



20-go Kwietnia.
Żywot błogosławionego Jana Prandoty, Biskupa.
(Żył około roku Pańskiego 1260).
B

Błogosławiony Jan Prandota Odrowąż, syn Radosława Odrowąża, a krewny świętych Jacka i Czesława, otrzymał od samej kolebki staranne i bogobojne wychowanie, a wykształcony w filozofii i Teologii, poświęcił się stanowi duchownemu. Zostawszy kapłanem, nie tylko starał się o własną doskonałość swemu stanowi odpowiednią, ale także pilnie pracował nad udoskonaleniem bliźnich swoich. Wisław, Biskup krakowski uczynił go dlatego archidyakonem katedry krakowskiej, na którem to stanowisku powszechną miłość i szacunek sobie zjednał. Po śmierci zaś Wisława jednogłośnie Biskupem obrany, na tęż godność poświęcony został od Fulkona czyli Pełki, Arcybiskupa gnieźnieńskiego r. 1242. Tu okazał się godnym następcą świętego Stanisława, Biskupa i Męczennika, którego kanonizacyę od Innocentego IV, Papieża, roku 1253 uzyskał. Wierny swemu monarsze Władysławowi Wstydliwemu, za upoważnieniem Papieskiem, ogłosił wojnę krzyżową na obronę ziemi krakowskiej i sandomierskiej; dyecezyę krakowską sumiennie zwiedzał, wszędzie grzechy umarzał, a cnotę chrześcijańską szczepił. Wystawił dla chorych szpital z kościołem świętego Ducha w Krakowie, a w Biskupicach kościół świętego Marcina. Gdy po drugim napadzie Tatarów w r. 1260 cały nieomal kraj leżał w gruzach, Prandota, jako dobry pasterz, obrócił wszystko, co mu od grabieży pozostało, na potrzeby swych biednych i zgłodniałych owieczek.
Był bowiem wielce nabożny, na sługi Boskie hojnie łaskawy, na sieroty dobroczynny, przeto szpitale i kościoły bogacił, skąd go też powszechnie ojcem ubogich nazwano.
Świętą Kunegundę i błogosławioną Salomeę namówił pobożny ten Biskup zbawiennemi radami na świętą służbę Bożą i postrzygł je. Gdy później Salomea w przedziwnych cnotach żywot zakończyła, bogobojny ten pasterz ciało jej, z którego likwor jakiś dziwnie przyjemny sączył, łzami oblawszy, następnie pogrzebał i grób jej dla pewności pieczęcią swoją obwarował. Nadto objawieniami od Boga był obdarzony, między któremi to było osobliwe, kiedy modląc się po śmierci świętego Jacka, krewnego swego, widział św. Stanisława Biskupa i Aniołów niosących duszę jego do Nieba.
Bezustanne prace podejmowane dla chwały Bożej i zbawienia bliźnich, jako też posty, modlitwy, a nadto rozmyślanie o Zakonie Pańskim we dnie i w nocy, całe życie jego zajęły. Po takich pracach dopuścił nań Pan Bóg ciężką i długą chorobę, którą z cierpliwością i zupełnem poddaniem się woli Bożej znosił, wołając z Psalmistą Pańskim: „Biednyż ja, bo mieszkanie moje przedłużyło się.“ Pragnął bowiem być rozwiązanym z więzów tego ciała, a żyć z Chrystusem. Zbliżyła się wreszcie chwila przezeń tak upragniona. Wysłuchawszy z gorącem nabożeństwem Mszy świętej w kościele katedralnym na Wawelu, święte Sakramenta ze łzami w oczach przyjął, a skończywszy wszystkie modlitwy kapłańskie, do domu zaniesiony, duszę czystą oddał Stwórcy swemu roku 1266, rządziwszy dyecezyą krakowską lat 24.
Święte jego zwłoki złożono najprzód w katedrze, w środku kaplicy świętych Apostołów Piotra i Pawła; a skoro Pan Bóg przez błogosławionego Prandoty przyczynę wiele cudów zdziałał, Erazm Kretkowski, archidyakon krakowski, przeniósł szczątki w ścianę tejże kaplicy, dodawszy odpowiedni napis grobowy. Obecnie są złożone w kaplicy Jana Kazimierza, a Prałaci Krakowscy z upragnieniem czekają, póki święta Stolica Apostolska na publiczne oddawanie czci przynależne się Świętym Pańskim w Kościele Boskim nie zezwoli. Bogu zaś. który sług Swoich na Niebie chwałą jest i koroną, sława i uwielbienie przez wszystkie wieki.

Nauka moralna.

Kąkol wzrosły na polu gospodarza, nieprzyjaciel, który go wsiał między ziarno, sen, w którym gdy ludzie zasnęli, nieprzyjazny człowiek miał porę wsiać to zielsko szkodliwe, wszystko to jest figurą skutków, które szatan czyhający na zgubę ludzką, w duszach ludzkich sprawia. Żeby się zaś powszechnemu temu nieprzyjacielowi zbawienia ludzkiego wszystkie zasadzki nie udały, trzeba przełożonym ustawicznie czuwać i nad sobą, i nad trzodą, którą im Opatrzność Boska w straż oddała. Przełożeni powinni czuwać nad sobą, gdyż nad ich zgubą i upadkiem czart pilniej czuwa, niż nad podwładnych i dlatego silniej na nich napada, wszystkich używając sposobów do ich pokonania, wiedząc zarazem, iż po porażce pasterza „rozproszą się owce trzody.“ (Mat. 26, 31). Oto jest, co nam oczy otworzyć i co nas pobudzić winno do ustawicznego czuwania na najmniejsze serca naszego poruszenie, żebyśmy nic takiego nie dopuścili, coby je skazić i niewinność jego naruszyć mogło.

Błogosławiony Jan Prandota.

Aby zaszczepić w serce nasze miłość Boga i bliźniego, a z nią wszystkie cnoty, trzeba ustawicznie odcinać dzikie latorośle z namiętności naszych się zjawiające, jak mówi święty Augustyn: „Wyrzuć namiętność, zaszczep miłość.“ Trzeba mieć zawsze na pamięci przytomnego Boga i do Niego udawać się z prośbą o czujność, by szatan nie mógł między dobre ziarno łask Boskich zasiać kąkolu poduszczeń jego. Pomyśl teraz, czy czuwałeś tak nad sobą? — Ale nie tylko trzeba przełożonym czuwać nad sobą, lecz także z równą troskliwością nad duszami im powierzonemi. Oczy przełożonego powinny być ciągle otwarte na potrzeby dusz jemu powierzonych. Bóg cię postanowił nad duszami podwładnych twoich, abyś ich strzegł od nieprzyjaciół, przestrzegał i bronił tak, żeby, gdy który z podwładnych twoich zostanie zwyciężony, nie tobie, lecz jemu wina przypisana być mogła. A gdy która dusza z twojej winy zginie, wtenczas ty musisz się Bogu swoją duszą wypłacić. — Obowiązków swoich nie zapominaj nigdy z pilnością wykonywać, czuj zawsze, żeś jest stróżem dusz tobie powierzonych, żebyś kiedyś nie musiał zdać ciężkiego rachunku, jeśliby która dusza z twego lenistwa zginęła. Zastanów się nad życiem twojem przeszłem; podobno, kiedyś snem niedbalstwa zasypiał, przyszedł nieprzyjaciel duszny i nasiał kąkolu między twoją pszenicę. O jak wiele wkradło się przez twoje niedbalstwo zgorszenia, obojętności, jak wiele świąt Pańskich zgwałcono, pijaństwa, złodziejstwa i innych szkaradnych występków popełniono. Powinieneś czuwać ciągle bezustannie. Święty Augustyn, mając kazanie o świętym Cypryanie, wspomina o jego pasterskiej czujności. „Rzecz podziwienia godna — mówi on — iż święty Cypryan po odłożeniu dekretu jego na dzień następny widział lud zgromadzony wieczorem, który miał czekać do dnia następnego. Troszcząc się o młodzież tam zebraną, prosił, aby miano wielką baczność na skromne zachowanie się młodzieży.“ A ty, czy masz taką czujność?
I Każdy przełożony obowiązany jest nadal do miłości Boga i żarliwości, a zwłaszcza w tem, co do jego władzy należy, gdyż na nim spoczywa odpowiedzialność jego podwładnych; atoli ta cnota, aby była doskonała, ma posiadać trzy przymioty: to jest, aby pochodziła z miłości, aby się roztropnością rządziła, i aby łagodnością umiarkowaną była. Miłość jest początkiem prawdziwej żarliwości, bo fałszywa żarliwość pochodzi z fantazyi lub z wrodzonej gorączkowości, albo z sekretnej pychy. Taką żarliwość pochodzącą z miłości, posiadał błogosławiony Jan Prandota. Żarliwość powinna się rządzić roztropnością, która na tem polega, aby rozpocząć od siebie, od własnego zbawienia; wielki to jest błąd, chcieć innych uświętobliwiać, a siebie zaniedbać.
Staraj się więc o duchowne i doczesne dobro poddanych, bo tem właśnie różni się chrześcijanin od poganina. Widząc bowiem w swych poddanych bliźniego, czuwa nad nim i myśli o jego potrzebach doczesnych, jako też duchownych. Zły to pan i gospodarz, co obowiązku tego nie spełnia.

Modlitwa.

Boże i Panie mój, racz łaskawie to sprawić, abyśmy za przykładem błogosławionego Jana Prandoty starali się tobie służyć, wiernie przykazania Twe wypełniając, a tem samem na zbawienie wieczne sobie zasłużyli. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, który króluje w Niebie i na ziemi, po wszystkie wieki wieków. Amen.

∗                    ∗
Oprócz tego obchodzi Kościół święty pamiątkę następujących Świętych Pańskich, zamieszczonych w rzymskiem martyrologium:

Dnia 20-go kwietnia w Rzymie dzień zgonu św. Sulpicyusza i Serviliana, Męczenników, zyskanych Wierze św. naukami i cudami św. Domicyli, Dziewicy; ponieważ wzbraniali się ofiarować bożkom, zostali w prześladowaniu Trajana skazani na śmierć przez prefekta miejskiego Aniana. — Tego samego dnia śmierć męczeńska św. Wiktora, Zotykusa, Zenona, Acyndyna, Cezareusza, Seweryanusa, Chryzofora, Teonasa i Antonina, którzy pod Dyoklecyanem po różnych mękach chwalebnie ukończyli walkę. — W Tomi w Scytyi dzień pamiątkowy św. Teotyma, Biskupa, czczonego dla nadzwyczajnej świętości i cudów nawet przez niewiernych barbarzyńców. — W Embrunn we Francyi uroczystość św. Marcelina, pierwszego Biskupa tegoż miasta; na rozkaz Boży przybył tamże ze swymi towarzyszami, św. Wincencyuszem i Domninem z Afryki i nawrócił na wiarę Chrystusa większą część mieszkańców Alp morskich pouczaniem i nadzwyczajnymi cudami, trwającymi dotychczas. — W Auxerre we Francyi pamiątka św. Marcyana, Kapłana. — Tegoż samego dnia uroczystość pamiątkowa św. Teodora, Wyznawcy, który od szorstkiej sukni pokutnej przezeń noszonej otrzymał przydomek Trychina; posiadał szczególną siłę cudotwórczą, mianowicie przeciwko złym duchom. Z świętego ciała jego sączy dotąd jeszcze balsam, a za użyciem jego wielu chorych przyszło do zdrowia. — W Montepulciano uroczystość św. Agnieszki, Dziewicy z zakonu Kaznodziejskiego, sławnej swymi cudami.


21-go Kwietnia.
Żywot świętego Anzelma, Arcybiskupa.
(Żył około roku Pańskiego 1109).
Ś


Święty Anzelm, jeden z najświętobliwszych i najznakomitszych w wieku dwunastym Biskupów, urodził się w królestwie Piemonckiem, w mieście Aoście, roku Pańskiego 1033. Był synem hrabiego Gondulfa i Ermerberyi, pochodzących z najszlachetniejszych rodzin Lombardyi. Po przedwczesnej śmierci matki uległ wpływom światowym i poszedł na bezdroża, co ściągnęło na niego gniew ojca. Wkrótce jednakże zwrócił się z tych dróg zgubnych, ponieważ zaś ojciec mimo to nie dał się przejednać pociągnęło to Anzelma, wonczas szczerze już nawróconego, tem bardziej do Pana Boga. Wyrzekłszy się znacznego majątku, a nawet i ojczyzny, udał się do Francyi.
Po dojrzałym namyśle wstąpił roku 1066 do klasztoru Beceńskiego (du Bec), reguły św. Benedykta, gdzie był Opatem sławny z świętobliwości i nauki Lanfrankus. W krótkim czasie wyrobił sobie w klasztorze taki wpływ, że gdy po trzech latach Lanfranka mianowano Opatem w Caen, Przeorem i kierownikiem jednogłośnie Anzelma obrano.

Święty Anzelm.

Niepojętą jest rzeczą, z jak wielką ofiarnością i siłą Anzelm pracował dzień i noc, by zadosyćuczynić obowiązkom. Wprawdzie kilku zakonników było niezadowolonych z tego szybkiego wyniesienia jego na godność Przeora, ale słodka jego łagodność i rozumna troskliwość potrafiła zamienić niechęć w życzliwe zaufanie. Młodego i utalentowanego, ale namiętnie opornego zakonnika Osberna tak umiał skłonić pod jarzmo reguły zakonnej, że ten nie tylko przyjmował z pokorą napomnienia i upokorzenia, ale nawet upraszał o nie jak o łaskę. Szkoła klasztorna na pod jego kierunkiem doszła do takiej sławy, że Francya, Anglia, Belgia i Niemcy najlepszych synów mu nadsyłały i Bec stał się zbiorowiskiem najświetniejszych talentów.
Mimo przeciążenia pracą, silny jego umysł wynajdywał wolne chwile do pisania nieśmiertelnych dzieł i prawdziwie wzniosłym duchem przejętych rozumowań, wzbudzających podziw w całej Europie. Imię Anzelma zasłynęło szeroko i daleko, a Papieże, królowie, Biskupi, książęta, kapłani i zakonnice nasyłali go prośbami, by im udzielał rad, przestróg i pociech; serce jego natomiast pełne miłości i czynne ręce jego nie zaznały, co to znużenie.
Po śmierci Opata obrano w jego miejsce jednomyślnie Anzelma. Trzy dni opierał się przyjęciu tej godności, aż nareszcie skłonił się do usilnych prośb. Powołany na tę godność klasztorną, stał się dla współbraci jednocześnie ojcem i matką i przyświecał swym świętobliwym żywotem jako wzór wszystkich cnót. Wkrótce zniewolony był przedsięwziąć podróż po Anglii, która równała się niejako tryumfowi, ale jemu samemu stała się początkiem walk i cierpień. Król tego kraju, Wilhelm Rudy, był nieokrzesanym, niesprawiedliwym i okrutnym księciem, bezwzględnie gwałcącym prawa Kościoła świętego i krzywdzącym go na majątku. Rozpasany w namiętnościach i samowoli, umyślnie kilka Biskupstw nie obsadzał, by dochody z nich zabrać dla siebie; inne Stolice Biskupie rozdawał tym, którzy mu najwięcej za nie płacili, a ludowi, zamiast godnych duszpasterzy, dawał za zwierzchników podłych służalców; na klasztory nakładał ciężkie opłaty, lub je łupił doszczętnie, nie ochraniając nawet umarłych w grobowcach i zabierał z świętych Relikwii cenne klejnoty. Wśród tych nadużyć zachorował śmiertelnie, a obawa przed Sądem Bożym skłoniła go do uczynienia ślubu, że jeżeli wróci do zdrowia, odda Kościołowi majątek, prawa i przywileje. Wyzdrowiał istotnie i pierwszym jego krokiem do naprawy było, iż roku 1093 mianował Anzelma Arcybiskupem Kanterburyjskim. Święty opierał się temu cała siłą, wkońcu jednak musiał uledz nie tylko woli monarchy i duchowieństwa, ale i całego ludu.
Zaledwie jednakże utrwalił swe zdrowie, złamał natychmiast dane słowo królewskie, ponowił dawne rabunki, oświadczając zarazem, że nigdy nawet żadnemu Papieżowi nie przyzna ni prawa ni władzy w swem państwie. W niecnych tych postanowieniach wspierali go niestety Biskupi, którzy tron jego otaczali.
Tedy Anzelm śmiało stawił opór krzywoprzysięzcy, bronił ile zdołał zagrożonych klasztorów i zakładów i potępiał bezprawia. Wilhelm natomiast traktował go z niesłychanem lekceważeniem i gwałtem chciał go pozbawić godności Arcybiskupa; lecz najznakomitsi mężowie w państwie stanowczo się temu oparli. Z tego powodu udał się król do Papieża, a oświadczając pozornie uległość wobec niego, przyrzekł nawet płacić roczną daninę, jeżeli Anzelmowi godność tę odejmie. Papież jednak nie dał się obałamucić i okazał mężnemu bojownikowi prawdziwie ojcowskie dowody przychylności. Król wpadł tedy w gniew szalony, skąd nawet życie Anzelma zawisło na włosku. Uniknął niebezpieczeństwa i wyjechał do Rzymu, aby tam zasięgnąć rady i pomocy dla Kościoła w Anglii. Wszędzie zaś, kędy przejeżdżał, przyjmowany był z czcią i radością.
W jesieni roku 1100 zginął król Wilhelm od strzały na polowaniu, a następca jego Henryk I, nie omieszkał powołać Anzelma jako Prymasa napowrót do Anglii, wyznając, że mu brak takiego męża.
Z najżywszą radością powitano Świętego powracającego do kraju, który też przez 3 lata w spokoju wykonywał duszpasterstwo. Po tym czasie i król Henryk I złamał przysięgę, mianował sam Biskupów i Opatów, nadając im pierścienie i pastorały. Anzelm z całą stanowczością i powaga karcił i opierał się krzywdom wyrządzanym najświętszym prawom Papieża i Kościoła św.
Zanim zatarg ten był załatwiony, powrócił starszy brat króla, Robert, z Ziemi świętej i groził, że siłą miecza zajmie tron królewski. Henryk I dostał się w opały, albowiem szlachta i wojsko zawahało się w wierności i tylko pod tym warunkiem przyrzekło wierności dochować, jeżeli król złoży przysięgę, że praw państwa i Kościoła świętego do końca życia nie naruszy. Henryk I przysiągł.
Robertowi udało się tymczasem zjednać sobie pewną część szlachty. Anzelm natomiast powagą i siłą zdołał na Robercie wymódz, że tenże dobrowolnie z kraju ustąpił. Tę największą przysługę odpłacił Henryk świętemu Anzelmowi czarną niewdzięcznością i szlachetnemu obrońcy tronu pozostawił do wyboru — albo przystanie na to, że sam Anzelma Arcybiskupem zamianuje, a Anzelm następnie miał wszystkich przez króla zamianowanych Biskupów i Opatów konsekrować — albo kraj niezwłocznie opuścić. Anzelm na to odparł, że ani tego ani owego nie uczyni, lecz tak działać będzie, jak mu godność dawno nabyta nakazuje, to jest: że zostanie wiernym i posłusznym swej prawowitej władzy kościelnej i praw jej bronić nie przestanie.
Że jednakowoż tak Biskupi jak Opaci, starając się jedynie o łaski u króla, swego Arcybiskupa opuścili, a starania jego o dobre stosunki z królem skutku nie odniosły, przeto Anzelm po raz drugi z sercem skrwawionem opuścił Anglię i udał się do Ojca świętego do Rzymu. Papież Paschalis II potwierdził Anzelma jako Prymasa Anglii i ponowił groźbę wyklęcia z Kościoła nie tylko tych, którzyby nieprawnym sposobem ustanawiali duchownych, ale także wszystkich, którzyby takich nieprawnych godności stali się uczestnikami. Henryk pienił się ze złości; Anzelm tymczasem cierpiał, a modlił się bezustannie za swych prześladowców, błagając zarazem o ocalenie Kościoła świętego w Anglii; prośby jego zostały też wysłuchane. Henryk z obawy przed wyklęciem i przed niebezpieczeństwem nowej wojny z bratem Robertem, zaniechał niesprawiedliwości, zrzekł się prawa mianowania Biskupów, Anzelmowi zwrócił wszelkie zabrane majątki i uprosił go, aby do Anglii powrócił.
Skłonił się Anzelm do życzeń króla i powrócił do Kanterbury, gdzie król uczcił go wysoko, nadając mu w razie nieobecności króla prawo zastępcy w państwie.
Sędziwy Prymas strawił ostatnie siły życia na ojcowskiej trosce o dobro Kościoła świętego, ze szczególniejszą mądrością gojąc rany i usuwając wkorzenione nieporządki. W godzinę śmierci upraszał o łaskę, aby go złożono na odzieniu pokutniczem, posypanem popiołem, na którem też oddał ducha Bogu dnia 21 kwietnia 1109 roku. Liczne cuda uwieczniły jego pamięć pełną sławy, a Papież Klemens XI w roku 1720 zaliczył go w poczet Nauczycieli Kościoła świętego.

Nauka moralna.

Gdy święty Anzelm jeszcze był przeorem w Bec, uskarżał się pewnego dnia przed nim rektor zakładu wychowawczego dla chłopców, że uczniowie jego są nieokrzesanymi, brutalnymi i bez wszelkich szlachetnych uczuć. „Trzymam ich ostro i karcę surowo, a mimo to stają się codzień gorszymi, ograniczam ich we wszelki możliwy sposób, aby się nie popsuli, a wszystko to nie pomaga.“ Anzelm dał mu taką naukę: „Mój drogi! jeżeli chcesz młode drzewko zasadzić w ogrodzie, a jeżeli ci nie wystarcza wysokie ogrodzenie i zamknięte drzwi przed szkodliwemi zwierzętami i odejmiesz mu jeszcze świeżego powietrza a ściśniesz jego gałęzie, tak aby się poruszać nie mogły — jakże to drzewo będzie wyglądało po kilku latach? Czy da ci owoc? To samo dzieje się z twymi chłopcami wobec twej przesadzonej surowości. Uważając zaś ciebie za niemiłosiernego stróża więzienia, nie mają też ku tobie miłości. Karami do paragrafów zastosowanemi przenigdy nie zdołasz stawić zapory gwałtownym porywom i wybrykom młodzieży, a więc winieneś gorycz surowości zaprawić słodyczą ojcowskiej łagodności.“
„Chciałbym jednakże ich wykształcić na mężów poważnych“, odparł w swej obronie rektor. Na to Anzelm: „Bardzo słusznie, pamiętaj jednakże, iż ludzie dorośli, mający silne zęby, pogryzą chleb twardy, ale jeśli takiego chleba chcesz dać dziecku, które jeszcze zębów nie ma, to winieneś chleb ten wprzód rozmoczyć w mleku, bo inaczej dziecko udusisz. Tak jak ciało ludzkie stosownie do wieku swego wymaga odpowiedniego starania oraz różnorodnego pożywienia pod względem dobroci i ilości, tak samo wymaga tego i dusza. Silnej duszy wystarcza pożywienie twarde i suche np. boleść i niedola, ale dusza, która w służbie Bożej jeszcze się nie utwierdziła, wymaga mleka — jak mówi święty Paweł; — z taką winniśmy się obchodzić łagodnie i życzliwie, nęcić ją wesołością i delikatnie usuwać wszelkie niedostatki — słowem: z uczniami twymi nie powinieneś się obchodzić, jak z zakonnikami, którzy już są dojrzałymi, lecz winieneś się zniżyć do ich istoty młodzieńczej: winieneś zostać dzieckiem, aby ich zjednać Bogu za łaską Jego.“ Rektor uznawszy z pokorą dotychczasowe błędy, poszedł za światłą radą Anzelma i zmiana ta w całym zakładzie błogie wydała owoce.
Pewnego dnia spostrzegł Anzelm chłopca bawiącego się w ten sposób ptakiem, że mu przywiązał nitkę do nóżki i raz go puszczał w powietrze, a potem znów ściągał ku sobie. Święty ów z wielkim smutkiem przypatrując się tej zabawce, pragnął z głębi serca, aby się nitka zerwała — co też nastąpiło. Chłopiec trząsł się ze złości, a Anzelm rzekł do towarzyszy: „W taki sposób igra szatan z wielu młodzieńcami, skłaniając ich do pychy, skępstwa, nieczystości itp. Serce młodzieńcze, wytrzeźwiwszy się, doznaje zgryzoty, dręczone jest niepokojem i obawą, wzdycha do wolności i obiecuje poprawę, ale szatan ciągnie znów za nitkę, drażni i pcha do nowej chuci i szatańską napawa się radością w tem szamotaniu się uwięzionego młodzieńca. Jedynie tylko skuteczne działanie łaski Bożej i szczera modlitwa jest zdolną przerwać tę nić, a my cóż lepszego czynić możemy, jeśli nie ratować tych nieszczęśliwych zapomocą przestrogi, rady i modlitwy?“

Modlitwa.

Boże, któryś lud Twój, dla wskazania mu drogi zbawienia wiecznego, obdarzył świętym Anzelmem, wielkim sługą Twoim, spraw łaskawie, prosimy, abyśmy posiadając go jako mistrza życia chrześcijańskiego na ziemi, zasłużyli sobie mieć go przyczyńcą w Niebie. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, który żyje i króluje na wieki wieków. Amen.

∗                    ∗
Oprócz tego obchodzi Kościół święty pamiątkę następujących Świętych Pańskich, zamieszczonych w rzymskiem martyrologium:
Dnia 21-go kwietnia w Kanterbury w Anglii uroczystość św. Anzelma, Biskupa; święte życie jego i wielka uczoność błyszczały daleko. — W Persyi dzień zgonu św. Symeona, Biskupa Seleucyi i Ktezyfonu. Na rozkaz króla Persów Sapora został pojmany, okuty w ciężkie żelazne kajdany i stawiony przed niesprawiedliwych sędziów; ponieważ jednak nie chciał kłaniać się słońcu, ale publicznie i nieustraszenie zdał świadectwo o Jezusie Chrystusie, musiał najpierw długi czas cierpieć ze 100 innymi (częściowo Biskupami, kapłanami i klerykami różnego stopnia) w ciasnem więzieniu. Kiedy później Ustazanes, wychowawca króla, odpadły poprzednio od wiary a przez Symeona znowu nawrócony, wytrwał stale śmierć męczeńską, przyszła dnia następnego w sam Wielki Piątek i kolej na niego z wszystkimi towarzyszami. Najpierw przebito wszystkich mieczem przed jego oczyma, podczas czego dodawał im odwagi, a wkońcu został sam ścięty. Z nim cierpieli między innymi także czcigodni kapłani Abdechalasz i Ananiasz; dalej Puzycyusz, naczelnik sztukmistrzów dworskich; ponieważ dodawał odwagi chwiejącemu się Ananiaszowi i wstrzymał go od wyparcia się Wiary świętej — ponieść musiał szczególnie okrutną śmierć, gdyż przebito mu kark i przezeń wyrwano od tyłu język; po ojcu poszła na śmierć córka jego, poświęcona Bogu dziewica. — W Aleksandryi pamiątka św. Aratora, Kapłana i św. Fortunata, Feliksa, Sylwiusza i Witalisa, zmarłych w więzieniu za wiarę. — Tak samo ponieśli za Dyoklecyana śmierć męczeńską św. Apollo, Izacyusz i Krotates. — W Antyochii uroczystość św. Anastazyusza Synaity, Biskupa.



22-go Kwietnia.
Żywot świętej Opportuny, Siostry Przełożonej.
(Żyła około roku Pańskiego 770).
Ś


Święta Opportuna urodziła się w mieście Seez kraju Normandziego i pochodziła z rodu królewskiego. Jeszcze dzieckiem będąc, okazywała wielką żarliwość w modlitwie i szczególniejszą miłość ku Jezusowi i Maryi. Wyrosła i zakwitła niesłychanym wdziękiem, i wyraz niewinności zajaśniał na jej obliczu pełnem rozumu, płomień świętej miłości dodał jej różowej cery, z jej ócz niebieskich błyskała dobroć serca, piękne kształty ciała uzupełniały cały wdzięk jej postaci. Była ona perłą, o którą się współubiegała najszlachetniejsza młodzież, ale ona pragnęła tylko Jezusa. Pewnego dnia w kościele usłyszawszy słowa Ewangelii świętej: „Idź i sprzedaj wszystko, co twego, rozdaj pomiędzy ubogich, a pójdź za Mną“, uczuła taki zachwyt w zastosowaniu się do tego głosu, że powróciwszy do domu, padła na kolana przed rodzicami, błagając: „Zaklinam was w Imię Jezusa, którego słowa dopiero co słyszałam w kościele, nie mówcie mi nic więcej o ziemskim oblubieńcu, postanowiłam bowiem stanowczo ofiarować się tylko Jezusowi, memu Oblubieńcowi w Niebiesiech.“ Rodzice zgodzili się z jej postanowieniem i dziękowali Bogu, że im dał tak dobre dziecię.
Tymczasem młodzież usilne czyniła starania o jej osobę, ale Opportuna krótko im odpowiedziała: „Już znalazłam Tego, którego ukochałam, Jemu wierną pozostanę i nigdy Go nie opuszczę.“ Rodzice pozwolili jej wstąpić do zakonu Benedyktynek w Montreuil. Kilka niewiast klasztornych widziało, jak Anioł Stróż towarzyszył jej przy wstąpieniu w progi klasztorne, a brat jej Chrodegard, Biskup Seezu, którego serdecznie kochała, pobłogosławił ją w czasie ślubów zakonnych.
W klasztorze codzień i co godzinę pamiętała o przestrodze Pana: „Uczcie się ode Mnie, żem jest cichy i pokornego serca“(Mat. 11, 29) i w tej szkole życia wielkie czyniła postępy, przytem zachcenia ciała bezustannie trzymała na wodzy, nigdy nie pożywała mięsa, nie piła wina, co środę i piątek nie brała pożywienia do ust, w Niedzielę spożywała chleb jęczmienny i kawałek ryby. Na zapytanie, czemu tak ściśle pości, odpowiadała: „Adam i Ewa dla samej chęci używania utracili Raj, przeto winniśmy się starać, aby przez posty doń powrócić.“ Matkę Boską czciła dziecięcą miłością i przywiązaniem, we wszystkich czynach dopraszała Jej błogosławieństwa i wstawienia się do Boga; we wszystkich zwątpieniach i zmartwieniach upraszała Ją o radę.
Po śmierci przełożonej tego klasztoru jednomyślnie obrano ją następczynią. Wzbraniała się ile zdołała przyjąć tę godność, ale prośby Sióstr były silniejsze i skłoniły ją do przyzwolenia. Zostawszy przełożoną, podwoiła surowość tylko dla siebie samej i usilnie starała stać się kochającą Matką dla swych podwładnych. Bacząc troskliwie, aby im na niczem nie zbywało, nie mniej była czynną w pouczaniu i podnoszeniu serc do większej gorliwości w służbie Bożej. Chorych i słabowitych w klasztorze otaczała troskliwością, a ubogim i nieszczęśliwym poza klasztorem zawsze okazywała wielką szczodrobliwość. Żadne zajście nie zdołało przerwać jej łagodności, nigdy nie widziano jej wzburzonej, nigdy z ust jej nie usłyszano słowa przykrego.
Przykry kielich goryczy zesłał jej Bóg wieścią o smutnej śmierci ukochanego jej brata, Chrodegarda. Odbył on pielgrzymkę do Rzymu i do Jerozolimy, a tymczasem zarząd Biskupstwa powierzył bratu ciotecznemu Chrodobertowi, który niestety niecnie nadużył położonego w nim zaufania. Rozszerzył pogłoskę, że Biskup, brat, umarł w drodze i sam przywłaszczył sobie godność Biskupią. Kiedy Chrodegard powrócił po 7-miu latach niebytności i wstąpił do Siostry Opportuny, udał Chrodobert radość z jego powrotu i zrzekł się władzy Biskupiej, ale jednocześnie wysłał skrytobójcę, który Biskupa zamordował w pobliżu klasztoru. Mordercą był krewniak Biskupa, którego tenże podawał do chrztu i wiele mu dobrodziejstw wyświadczył. Opportuna szczerze opłakiwała smutny zgon brata, ale Bóg ją pocieszył objawieniem, że zabity dostał się do Nieba, jako Męczennik dla sprawiedliwości. Kiedy ciało Biskupa chciano przenieść do klasztoru, najsilniejsi mężczyźni nie mogli tego dokonać, wtem nadeszła Opportuna, wzięła ciało brata bez wysiłku na barki i drogie te zwłoki sama zaniosła do kościoła; uważano to za cud oczywisty. Śmierć brata wywołała w Opportunie pragnienie dostania się do Nieba i w gorącej modlitwie prosiła Jezusa, aby jej zesłał koniec żywota.
Bóg wysłuchał jej prośb, odznaczywszy ją jeszcze wielu cudami w uzdrawianiu chorych i cierpiących. W bolesnej chorobie przeczuła blizki zgon; zawołała tedy Siostry klasztorne, padła wszystkim do nóg, prosiła o przebaczenie i dawała im zarazem zbawienne rady i zachęty. W ostatnich dniach życia doznawała objawień niebieskich, jakie miewała często za swego żywota. Nagle jasność i wonność zapachu napełniły mieszkanie umierającej i ujrzała święte Dziewice Męczennice Cecylię i Łucyę, którym obok Matki Boskiej szczególniejszą cześć oddawała, jako bohaterskim zachowawczyniom dziewiczej czystości. Konająca Opportuna pytała ich, czegoby Najśw. Panna od niej żądała i otrzymała odpowiedź: „Dziewicza Matka Boska oczekuje twego przybycia, abyś się na wieki połączyła z Chrystusem.“ Po tem objawieniu przybył i czart w straszliwej postaci. Opportuna zawołała głośno do obecnych: „Patrzcie, oto szatan, który mnie chce zaniepokoić, módlcie się razem ze mną i dopomóżcie mi go tu stąd wypędzić.“ Po gorącej modlitwie rzekła silnym głosem: „W Imieniu Jezusa Chrystusa rozkazuję ci szatanie, odstąp — ty oblubienicy Jezusa nie pokonasz, tak jakeś pokonał Ewę.“ Szatan pokonany zniknął, a święta Dziewica milcząc w boleściach, oczekiwała pociechy z Nieba. Podczas kiedy głęboko stroskane Siostry na klęczkach odmawiały modlitwy, nagle zawołała przełożona okrzykiem radości: Patrzcie, najmilsza Marya Panna zbliża się, aby mnie zabrać z Sobą! Polecam się Jej opiece. Wzniosła obie ręce, jakby tę postać niewidzialną objąć chciała do ucałowania — i dusza jej uleciała z ciała dnia 22 kwietnia 770 roku.
Pochowano ją obok brata, a grób jej zasłynął rozlicznymi cudami.

Nauka moralna.

Niezawodnie spodobało ci się — Czytelniku — że święta Opportuna już przy wstąpieniu do klasztoru okazała jasny i stanowczy zamiar wyrobienia w sobie cnoty łagodności. Wielka w tem jest mądrość zawarta; od pierwszego dnia wiedziała, do czego dążyła, znała cel, którego chciała dopiąć modlitwami, pokutą i całą czynnością w życiu. Czy i ty takim samym ożywiony jesteś zamiarem? Czy wiesz dokładnie, jaką cnotę szczególniej chciałbyś sobie przyswoić? Jaka szczegółowa cnota jest przedmiotem modlitwy twojej, twych starań i zabiegów, twego rachunku sumienia? Czy może dotąd podobnym jesteś do wybrednego smakosza, który pożąda wszelkich potraw, a w żadnej nie smakując, wkońcu wątleje na słabość w żołądka? Tak się stanie z tobą, gdy przewracać będziesz karty to tej, to owej księgi, raz zakosztujesz tej, raz drugiej cnoty, a wkońcu wszystkie dla siebie uznasz za nieodpowiednie. Utrwal zatem w sobie pewną oznaczoną cnotę; może i tobie, jak świętej Opportunie spodoba się łagodność chrześcijańska.
1. Łagodność jest piękną cnotą. Święty Paweł nazywa łagodność ozdobą wybrańców Boga. Jest ona potęgą, jakiej nabiera dusza do znoszenia z cierpliwością wszelkich przeciwności, do obchodzenia się z dobrocią z osobami nieprzyjaźnie ku nam usposobionemi do zachowania wesołego uczucia umysłu naszego. Równa się ona gładkiej powierzchni wody, w której przegląda się spokojna cisza jasnego Nieba gwiaździstego. Jakże miłą i piękną jest łagodność Chrystusa, kiedy od Judasza nakłoniony obmywa mu nogi, lub pozwoli się całować przez tego nędznego zdrajcę w Gethsemane i na hańbę Mu wyrządzoną nic więcej nie mówi, jak: „Przyjacielu, pocoś przyszedł?“ Jakże niezrównanie pięknie świeci łagodność w obliczu Jezusa, kiedy spogląda na Piotra w chwili, gdy ten się Go po trzykroć zaparł! A ten Piotr, jakże wymownemi słowy sławi później wobec chrześcijan Boską łagodność Jezusa: „Albowiem na to wezwani jesteście: bo i Chrystus ucierpiał za nas, zostawiając Wam przykład, abyście naśladowali tropów Jego. Który grzechu nie uczynił, ani znaleziona była zdrada w uściech Jego. Który gdy Mu złorzeczono, nie złorzeczył: gdy cierpiał, nie groził: lecz się poddawał niesprawiedliwie sądzącemu.“ (1 Piotr 2, 21-23). Cóż sądzisz, czy tej cnoty nie znajdujesz dla siebie piękną i pożądania godną?
2. Łagodność jest cnotą i tobie potrzebną. Jasną jest rzeczą, że chrześcijanin bez cnoty łagodności nie zdoła wypełnić obowiązków ani względem Boga, ani wobec bliźnich. Albowiem czemże będzie bez łagodności, bez stałego panowania nad swemi uczuciami? Niezdolnym jest zebrać myśli w modlitwie, ani uważnie rozważać prawd Boskich, ani też łączyć woli swojej z wolą Bożą i serce jego pełnem będzie niepokoju i miejscem, gdzie się gromadzą jego zmysły, jego uczucia, jego namiętności; może być wszystkiem: obłudnym Faryzeuszem, ambitnym uczonym w piśmie, zniewieściałym Saduceuszem ale nie uczniem Jezusa ani dzieckiem Ojca, który jest w Niebiesiech. Jeśli masz jeszcze jakie wątpliwości co do potrzeby łagodności, to wspomnij na naukę Jezusa: „Jeśli cię kto uderzy w prawy policzek twój, nastaw mu i drugiego. A temu, który się chce z tobą prawem rozpierać, a suknię twoją wziąć, puść mu i płaszcz... Miłujcie nieprzyjacioły wasze: dobrze czyńcie tym, którzy was mają w nienawiści, a módlcie się za prześladujących i potwarzających. Abyście byli synami Ojca waszego, który jest w niebiesiech.“ (Mat. 5. 39. 40. 44).

Modlitwa.

Stwórco niebieski! Przez pośrednictwo św. Opportuny dodaj nam siły, abyśmy wzrastali w cnocie łagodności, nikomu nie narazili się niecierpliwością, ani szukaniem zwady, a skromnymi byli wobec bliźinich naszych. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa. Amen.

∗                    ∗
Oprócz tego obchodzi Kościół święty pamiątkę następujących Świętych Pańskich, zamieszczonych w rzymskiem martyrologium:
Dnia 22-go kwietnia w Rzymie przy drodze Apijskiej dzień zgonu św. Sotera, Papieża i Męczennika. — Tamże uroczystość św. Kajusa, Papieża, który pod Dyoklecyanem odebrał koronę męczeńską. — W Smyrnie pamiątka św. Uczni Pana Jezusa imieniem Apellesa i Lucyusza. — Tegoż samego dnia uroczystość bardzo wielu Męczenników, jacy w rok po śmierci wspomnianego wczoraj św. Symeona, również w Wielki Piątek po różnych miejscowościach państwa perskiego straceni zostali przez króla Sapora dla wiary chrześcijańskiej. W walce tej cierpiał najpierw rzezaniec Acades, szczególny ulubieniec króla; potem Biskup Milles, wyróżniający się swem świętobliwem życiem i cudami; dalej Biskup Akeprimas z kapłanem swoim Jakóbem, jako też kapłani Aitala i Józef, oraz dyakoni Azadanes i Abdierusz wielu klerykami; również Biskupi Mareas i Bicor z 20 innymi Biskupami 250 klerykami, bardzo wielu mnichami i poświęconemi Bogu Dziewicami; między ostatniemi znajdowała się też siostra św. Symeona Tarbula i jej towarzyszka, które przywiązano do pali, przerznięto piłą na poły i tak w najokrutniejszy sposób umęczono. — Także w Persyi męczeństwo św. Parmeniusza, Helimena i Chryzotelusa, jako też św. Łukasza i Mucyusza, Dyakonów, których zwycięskie walki zawarte są w aktach Męczenników Abdona i Sennena. — W Aleksandryi dzień zgonu św. Leonida, Męczennika, który cierpiał pod cesarzem Sewerem. — W Lyonie uroczystość św. Epipodyusza, pochwyconego z towarzyszem jego Aleksandrem w prześladowaniu pod Antoniuszem Verusem i ściętego po okrutnych mękach. — Pod Sens uroczystość świętego Leona, Biskupa i Wyznawcy. — W Anastazyopolu dzień pamiątkowy świętego Teodora, Biskupa, sławnego wszędzie wielu cudami swymi.



23-go Kwietnia.
Żywot świętego Wojciecha, Biskupa i Męczennika.
(Żył około roku Pańskiego 950).
P

Przed lat tysiącem, w pierwszej połowie X wieku, leżał na pograniczu Czech i Polski warowny gród Libice, otoczony wokoło rozległemi i licznemi włościami.
Panem Libic był w owe czasy Sławnik, mąż znakomitego rodu i wielkich cnót, po którym została liczna rodzina Sławników, składającą się z siedmiu braci; oto ich imiona: Sobiebór, Spicymir, Dobrosław, Poraj, Czesław, Wojciech i Radym.
Ojcem św. Wojciecha był ów Sławnik, spokrewniony z cesarzami rzymsko-niemieckimi, a matką Strzeżysława, rodzona siostra królowej polskiej Dąbrówki. Święty Wojciech był więc ciotecznym bratem króla polskiego Bolesława Chrobrego.
Św. Wojciech był chłopięciem niezwykłej urody i nadzwyczaj żywej wyobraźni.
Ojciec oddał go na wychowanie Arcybiskupowi magdeburskiemu Albertowi, który wnet pokochał młodzieniaszka dla jego czystych obyczai i wielkiej pilności w naukach.
Gdy Wojciech dorósł i obok niezwykłej pobożności okazywał wyraźne powołanie do stanu duchownego, wyświęcił go Arcybiskup na kapłana, poczem wyprawił go do ojczyzny.
Właśnie w tym czasie umarł był w Pradze Biskup Thietmar, przeto książę czeski, Bolesław Srogi, jednomyślnie z kapłanami i z ludem, zapragnął, aby Wojciech był następcą Thietmara. Młody kapłan, posłuszny przełożonym, został Biskupem praskim; jako Biskup zaś wyświęcił na kapłana najmłodszego swego brata Radyma, który był odtąd nieodstępnym towarzyszem Wojciecha aż do jego śmierci męczeńskiej, a po niej został pierwszym Arcybiskupem polskiego Kościoła.
W Czechach panowało wtedy straszne zepsucie; cnotliwy Biskup, cały oddany Bogu i swoim owieczkom, czynił nadludzkie wysiłki, aby zbłąkany naród przywieść do upamiętania, do pokuty. Sam świecił ludowi najwspanialszym przykładem: pościł, martwił swoje niewinne ciało, każdą wolną chwilę przepędzał na gorącej modlitwie, nawiedzał więźniów i chorych, miewał żarliwe kazania, wszystkie dochody swoje rozdawał ubogim, poprzestając na lichej strawie i nędznej odzieży; lecz wszystkie te cnotliwe czyny zamiast wzruszyć grzeszny naród i przywieść go do poprawy, budziły tylko coraz większą nienawiść ku Biskupowi, bo jego świętobliwy żywot był najsroższym wyrzutem dla zbrodniczego społeczeństwa.

Święty Wojciech.

Widząc św. Wojciech, że jego usiłowania nie przynoszą pożądanych owoców, po sześciu latach ciężkiej a daremnej pracy opuścił Pragę, postanowiwszy odbyć pielgrzymkę do Ziemi św., aby u grobu Zbawiciela żebrać miłosierdzia dla zatwardziałych współziomków. Udał się wprzód jednak do Rzymu do Ojca świętego, aby ten zwolnił go z pasterskich obowiązków, a gdy otrzymał, czego pragnął, puścił się wraz ze swym bratem Radymem w podróż. Po drodze wstąpił do Kassynu, do klasztoru Benedyktynów; tu pobożny Opat jął odradzać Biskupowi daleką, a pełną niebezpieczeństw pielgrzymkę do Ziemi świętej, nakłaniając go natomiast do życia zakonnego. Święty Wojciech uznawszy w tej radzie cnotliwego męża wolę Bożą, wrócił się do Rzymu, a odbywszy nowicyat w klasztorze św. Bonifacego i Aleksego, reguły św. Benedykta, wraz z bratem przywdział habit zakonny w 890 r.
Jak na Stolicy Biskupiej, tak teraz w celi klasztornej świecił Wojciech rozlicznemi cnotami, mianowicie pobożnością, gorliwem spełnianiem obowiązków i pokorą, pełniąc najniższe posługi w klasztorze. Już cztery lata pędził pobożny żywot w ciszy klasztornej, gdy naraz zjawiło się w Rzymie poselstwo z Pragi, z pokorną a gorącą prośbą do Ojca świętego, aby powagą swoją zniewolił świętego Wojciecha do powrotu na Stolicę Biskupią. Papież przychylił się do usilnych próśb skruszonych Czechów i polecił pokornemu zakonnikowi, aby udał się napowrót do opuszczonych owieczek; dodał jednak, że gdyby nie chciał iść za głosem swego pasterza, wolno mu będzie porzucić już na zawsze niewdzięczną owczarnię. Na rozkaz Papieża i przełożonych, opuścił posłuszny zawsze kapłan miłe w klasztorze schronienie, i udał się do Pragi w towarzystwie Radyma i dwunastu zakonników.
Posłowie owi wysłani do Rzymu, na czele których był Krystyn, brat panującego księcia czeskiego, przyrzekli w imieniu całej dyecezyi poprawę, a mieszkańcy Pragi ucieszeni powrotem świętego Biskupa, przyjęli go z oznakami wielkiej czci i radości, oraz z nie mniejszą wystawnością i przepychem. Ale niedługo było tej poprawy.
Wkrótce po przybyciu Biskupa do Pragi, umarł Bolesław Srogi, pozostawiwszy rządy synowi swemu Bolesławowi Rudemu. Młody książę wielkim był przyjacielem możnej rodziny Wrszowców, którzy z dawna mieli w nienawiści ród Sławników i przy każdej sposobności na jego zgubę godzili. Zdarzyło się, że małżonka pewnego bogatego pana, ścigana przez swego męża, który ją za przeniewierstwo chciał zabić, schroniła się do kościoła, pod opiekę Biskupa. Na mocy przywilejów Kościoła, nie pozwolił jej wydać święty Wojciech, gdyż w tych czasach największego zbrodniarza nie wolno było porywać od stopni ołtarza i skazać na śmierć; w kościele każdy był bezpieczny, nikt go tknąć nie śmiał.
Lecz rozwścieczona zgraja nieprzyjaciół rodziny Biskupa, depcąc prawo, wyłamała drzwi wbrew wszelkim przywilejom, wpadła do świątyni, zamordowała występną niewiastę, a całej rodzinie Sławników zgubę poprzysięgła, że ledwo Biskup zdołał ujść konno z miasta, którego mieszkańcy mając na czele rodzinę Wrszowców, dopuszczali się teraz jeszcze większych niż dawniej występków i gwałtów. Jeden z braci Sławników, Sobiebor udał się o pomoc do cesarza Ottona III, jako najwyższego zwierzchnika Czech, który wtedy wojował wraz z Bolesławem Chrobrym nad Elbą. Król polski żywił od dawna wielką cześć i miłość dla słynącego z cnót Biskupa Wojciecha, a stąd gotów był wszystko uczynić dla jego rodziny.
Gdy więc cesarz nie śpieszył zaraz z pomocą dla Sławników, Bolesław przyjął Sobiebora w poczet najznakomitszych swoich rycerzy i obsypał go łaskami; lecz dobroć ta monarchy polskiego nie uratowała nieszczęśliwej rodziny św. Wojciecha, ale jeszcze złe powiększyła. Wrszowcy bowiem pod pozorem, że Sobiebor uciekł się do nieprzyjaciela kraju (choć niebawem sam książę czeski szukał przytułku u Bolesława Chrobrego a cały naród czeski błagał jego pomocy), podburzywszy przeciw Sławnikom wielu, napadli ich ziemie, a zniszczywszy je ogniem i mieczem, obiegli zamek Libice; bracia Sławnikowie bronili się dzielnie, ale wkońcu ulegli przemocy. Wrszowcy zdobywszy gród, wymordowali czterech braci świętego Wojciecha wraz z ich żonami, dziećmi i krewnymi; w ten sposób wytracili całą rodzinę. Dowiedziawszy się o nieszczęściu Sobiebor, bawiący przy boku Bolesława, nie miał już teraz dla kogo żądać pomocy, ani poco wracać do kraju, do Czech ojczystych; pozostał też na zawsze w Polsce, gdzie mu król darował mnogie włości. Od tego to brata świętego Wojciecha wywodzi swój początek rodzina Poraitów.
Tymczasem prześladowany Biskup uszedłszy z Pragi, pomnąc na pozwolenie Ojca świętego, że w razie opuszczenia nieposłusznej trzódki może iść tam, gdzie go serce powiedzie, udał się z powrotem do klasztoru w Rzymie, gdzie przez cztery lata w spokoju służył Bogu. Byłby też tu już pewnie pozostał na zawsze, gdyby nie przybycie do Rzymu cesarza Ottona III na koronacyę; z Ottonem, który poznawszy świętego Wojciecha, pokochał go całem sercem i wielbił z całej duszy, przybył Arcybiskup moguncki, metropolita Biskupów praskich; ubolewał on ciągle i żalił się, że święty Wojciech opuścił Pragę, przez co w niej złość i występki coraz bardziej będą wzrastały; a teraz przybywszy do Rzymu, zabiegami swymi to sprawił, że wygnany haniebnie Biskup, słuchający zawsze rozkazów przełożonych, raz jeszcze, na żądanie Papieża, postanowił udać się do niewdzięcznej swej dyecezyi. To sobie przecież uprosił, że mu wolno było wysłać przodem posła do Pragi z zapytaniem, czy go tam chcą mieć swoim Biskupim.
Po koronacyi tedy Ottona III razem z nim i nieodstępnym bratem Radymem, opuścił święty Wojciech Rzym i udał się najpierw do Moguncyi, ulegając gorącym prośbom cesarza, który z każdym dniem coraz więcej kochał i czcił świętego męża. Przez dwa miesiące bawiąc na dworze Ottona, w dzień nauczał jego i dwór cały, noce zaś przepędzał na żarliwej modlitwie i różnych umartwieniach ciała. Stąd też odbył pielgrzymkę do Francyi do grobu świętego Marcina w Tulonie i do grobu św. Benedykta w Floryaku. Nareszcie żegnany z serdecznym żalem przez cesarza, udał się Biskup ku czeskiej granicy, wysławszy naprzód z zapytaniem, czy ziomkowie pragną jego powrotu. Lecz ci zatwardziali grzesznicy odpowiedzieli z urąganiem, że wcale nie pragną go widzieć u siebie. Równocześnie otrzymał wieść o okrutnem wymordowaniu braci swoich z ich rodzicami.
Z zakrwawionem sercem, wzgardzony przez kraj własny, odstąpił od granicy Czech, a udał się do sąsiednich Węgier, niedawno nawróconych, gdzie panował książę Giejza z małżonką swoją Adelajdą, ciotką rodzoną Bolesława Chrobrego. Dawno już czuł św. Wojciech gorące pragnienie poświęcenia się nawracaniu pogańskich ludów, ale wola Ojca świętego i przełożonych stawała na przeszkodzie temu pragnieniu. Teraz dopiero mając pozwolenie udania się, gdzieby go serce wiodło, przybywszy do Węgier, jął nauczać z wielką gorliwością, a skutki tej szczerej pracy były zadziwiające. Wielu, bardzo wielu pozyskał dla Chrystusa, wielu nawrócił i ochrzcił; w pracy tej Apostolskiej dopomagali mu pilnie Radym i kilku kapłanów. Następnie przeniósł się z towarzyszami do Krakowa, gdzie również gorliwie i z wielkim skutkiem krzewił chrześcijaństwo.
W jesieni roku 996 przybył wreszcie na dwór Bolesława Chrobrego do Gniezna, a że monarcha polski dawno już pragnął przybycia św. Biskupa, to też przyjął go z niezwykłą radością i czcią, a otoczył synowską miłością i głębokiem uwielbieniem. Tu bawiąc przez całą zimę, nauczał i chrzcił św. Wojciech w okolicy stolicy państwa polskiego, pracując z niezmordowanym zapałem, to też niezwykłych dokazał nawróceń i niejednego zatwardziałego grzesznika przywiódł do upamiętania, a jednocześnie nauczył Polaków ślicznej pieśni do Matki Boskiej, zaczynającej się od słów: „Bogarodzica Dziewica“, którą to pieśń starożytną w katedrze gnieźnieńskiej, u grobu świętego Apostoła po dziś dzień co Niedzielę i święto śpiewają młodzi klerycy, kształcący się na kapłanów.
Król Bolesław porozumiawszy się ze swoim upragnionym gościem, czynił przygotowania do Apostolskiej wyprawy nad morze Bałtyckie, dokąd sięgały jego ziemie zostające jeszcze w pogaństwie, gdzie gorliwy Apostoł pragnął nieść światło prawdziwej wiary.
Na początku wiosny święty Wojciech pożegnawszy króla Bolesława, który rad byłby świętego Biskupa na zawsze u siebie zatrzymał, puścił się w towarzystwie Radyma i drugiego jeszcze kapłana Benedykta, Wisłą do Gdańska, gdzie jak wszędzie wielu nawrócił i ochrzcił. Poczem opuściwszy Gdańsk, wsiadł na statek z dwoma towarzyszami oraz z trzydziestu zbrojnymi mężami, których mu król przydał do obrony i popłynął morzem aż do ujścia rzeki Pregli, w miejsce, gdzie dziś Królewiec leży. Wysiadłszy na ląd, odesłał straż zbrojną królowi polskiemu, a sam, oddawszy się w opiekę Bogu, z Radymem i Benedyktem udał się z biegiem rzeki do najbliższej osady, pragnąc jak najprędzej zacząć głosić Ewangelię św. Lecz mieszkańcy dowiedziawszy się, w jakim celu przybyli trzej pielgrzymi, podnieśli wrzaski, a lżąc i złorzecząc, precz mężom tym iść rozkazali; jeden nawet z zuchwalszych uderzył św. Wojciecha wiosłem tak silnie, że go towarzysze na poły zemdlonego podnieśli z ziemi.
Tak niegościnnie przyjęci, opuścili nieszczęśliwych zaślepieńców, a podążyli do innej osady, gdzie doznali lepszego przyjęcia; aliści i tu, skoro święty Apostoł jął mówić z zapałem, iż przyszedł, aby pogańskiej ludności dać poznać prawdziwego Boga i wskazać drogę do zbawienia, powstało ogólne oburzenie, zaczęto pielgrzymom grozić śmiercią, jeżeli natychmiast nie opuszczą osady, a wreszcie wsadzono wszystkich trzech w łódź i wywieziono na sąsiednie wybrzeże.
Święty Wojciech postanowił naradzić się z towarzyszami, czyby nie lepiej było udać się do innych plemion słowiańskich, mniej zatwardziałych; powstawszy zaś o brzasku dnia 23 kwietnia z miejsca, gdzie ich poganie porzucili, udali się brzegiem morza w dalszą podróż, skracając sobie drogę śpiewaniem psalmów Dawidowych. Około południa przyszli do wspaniałego lasu, wśród którego znajdowała się piękna równina; tu Radym odprawił Mszę, na której święty Wojciech przyjął Komunię świętą. Poczem znużeni bardzo drogą, pokrzepiwszy się odrobiną miodu, położyli się, aby nieco wypocząć i mocno zasnęli. Nie wiedzieli oni, że miejsce to zwane Romowe, poświęcone było pogańskim bożkom i pod karą śmierci nie wolno było na nie wstępować obcemu.
Nagle zbudziły śpiących mężów Bożych głośne okrzyki wściekłości i grozy; liczna zgraja krajowców, spostrzegłszy obcych przybyszów śpiących na świętem polu, rzuciła się na nich i wśród złorzeczeń i obelg skrępowała nielitościwie powrozami i zawiodła przed swego arcykapłana Krywe. Ten dowiedziawszy się o przewinieniu pielgrzymów zawrzał strasznym gniewem, a mszcząc się za zniewagę, wyrządzoną bałwanom, uderzył włócznią w piersi świętego Wojciecha. Apostoł wzniósł ręce do Nieba i w gorącej modlitwie polecał łasce i miłosierdziu Bożemu zaślepionych pogan, którzy idąc za przykładem arcykapłana, siedmiu włóczniami przeszyli ciało tego, co im niósł zbawienie. Święty Biskup upadł z rozkrzyżowanemi rękoma na ziemię i czystego swego ducha wyzionął; rozwścieklony zaś motłoch jął rąbać szczątki Męczennika a głowę zatkniętą na dzidę zaniesiono w tryumfie do swej osady; tam też poprowadzono związanych, Radyma i Benedykta, ale niebawem poganie rozciąwszy im pęta, pozwolili wolno odejść i opuścić swą ziemię.
Obaj świadkowie męczeństwa świętego Apostoła udali się do króla Bolesława Chrobrego, który z niewymowną boleścią dowiedział się o śmierci wielce umiłowanego sługi Bożego. Przejęty ciężkim żalem i gorącem pragnieniem uczczenia św. Męczennika, wysłał Chrobry posłów do Prusaków, aby za zapłatą ciało Biskupa wydali. Poganie zgodzili się na żądanie króla polskiego, ale pod warunkiem, że dostaną tyle srebra, ile zwłoki będą ważyły. Bolesław pragnąc za jakąbądż cenę odzyskać święte szczątki, gotów był oddać nawet więcej, niż chciwi Prusacy żądali, ale Bóg cud uczynił, gdyż ciało świętego Wojciecha okazało się lekkie jak piórko, że poganie niewiele kruszczu dostali i nieomal darmo musieli święte zwłoki oddać.
Wykupione ciało sprowadził monarcha polski w granice swego państwa i z największą czcią złożył najpierw w trzemeszeńskim kościele kanoników regularnych, osadzonych tam jeszcze przez Mieczysława I. Następnie dnia 20 października 999 roku, pobożny król Bolesław przeniósł zwłoki świętego Wojciecha do swej stolicy Gniezna i pochował je w kościele katedralnym, wspaniały grobowiec świętemu Męczennikowi wystawiwszy.
Wkrótce imię świętego Apostoła Prusaków rozbrzmiało po całej Polsce, a nawet i w sąsiednich krajach chrześcijańskich, gdyż Bóg wsławił sługę Swego licznymi cudami, które się u jego grobu działy. To też na początku roku tysiącznego cesarz Otton III, dotknięty głęboko śmiercią swego przyjaciela i nauczyciela, wybrał się z Rzymu, w świetnym orszaku Biskupów, kapłanów, dostojników kościelnych i rycerzy, na pielgrzymkę do Gniezna i grób świętego Biskupa z wielką pobożnością nawiedził; całą drogę, odkąd ujrzał wieże świątyni gnieźnieńskiej, szedł Otton pieszo i boso. Ale największą czcią i miłością otoczyli Polacy pamięć swego św. Apostoła: w licznych potrzebach uciekali się do orędownictwa świętego Wojciecha, a nigdy nie napróżno; idąc do walki z nieprzyjaciółmi Wiary św. śpiewało rycerstwo polskie pieśń „Bogarodzica Dziewica.“
Chociaż tysiąc lat blizko upłynęło od śmierci świętego Męczennika, po dziś dzień liczne pielgrzymki, w dniu 23 kwietnia, śpieszą do Gniezna, gdzie w katedralnym kościele wznosi się piękny grobowiec wielkiego Patrona kraju naszego.
Nie stracił nic na tem święty Wojciech, że Prażanie z nauki i pracy jego korzystać nie chcieli. Bóg bowiem wynagrodził go tak dobrze, jak gdyby był z najlepszym skutkiem pracował. Niech Bóg będzie jedynym celem prac i zabiegów twoich, a nie będziesz się potrzebował troszczyć o to, jak ci się powiodą. Wówczas choćbyś ani nagrody, ani wdzięczności od ludzi nie doznał; choćbyś nawet nie widział upragnionych owoców twej usilnej pracy, nic na tem nie stracisz; bo w każdym razie czekać cię będzie bogata i pewna zapłata u Boga.

Nauka moralna.

Święty Wojciech zaprzestał śmiechu do końca życia, gdy był obecnym przy śmierci Biskupa, swego poprzednika, a który umarł, ciężko sobie wyrzucając zdrożności, jakich jako Biskup za życia się dopuszczał. Jakże okropnym i straszliwym musi być zgon dla samego grzesznika, jeżeli świadka owych boleści moralnych, nad łożem stojącego na całe życie przestrasza. Dla świętego Wojciecha żywa pamięć tej okropnej śmierci była bezustanną podnietą do sposobienia się przez całe życie na śmierć bez wyrzutów sumienia. I ty, Czytelniku miły, użyj tego wybornego środka i miarkuj sobie z rozwagą, jak straszliwy czekałby cię koniec, gdybyś życia twego nie wiódł zgodnie z przepisami, jakie nam Jezus Chrystus zostawił.

Modlitwa.

Twoje miłosierdzie, prosimy Cię, Panie Jezu Chryste, święty Wojciech, Biskup i Męczennik niech nam wyjedna, abyś nam i grzechy nasze litościwie odpuścił, i łaski, o które prosimy udzielił. Przez Pana naszego, Jezusa Chrystusa. Amen.

∗                    ∗
Oprócz tego obchodzi Kościół święty pamiątkę następujących Świętych Pańskich, zamieszczonych w rzymskiem martyrologium:

Dnia 23-go kwietnia dzień zgonu świętego Jerzego, którego Kościół Boży czci jako chwalebnego świadka pomiędzy Męczennikami. — W Walencyi we Francyi śmierć męczeńska św. Feliksa, Kapłana i św. Fortunata i Achilleusza, Dyakonów. Zostali oni wysłani tamże przez św. Ireneusza, Biskupa Lyonu, aby głosili Ewangelię i pozyskali już większą część mieszkańców tegoż miasta wierze Chrystusowej, gdy kapitan Korneliusz kazał ich uwięzić i bardzo długo biczować. Następnie połamano im nogi i powiązano na koła. Potem rozciągnięto ich na torturach i równocześnie dręczono dymem. Wreszcie zakończono żywot ich mieczem. — W Prusach męczeństwo św. Wojciecha, Biskupa Praskiego, który głosił Ewangelię w Polsce i na Węgrzech. — W Medyolanie pamiątka św. Marolusa, Biskupa i Wyznawcy. — W Toul we Francyi uroczystość św. Gerarda, Biskupa.


24-go Kwietnia.
Żywot świętego Jerzego, Męczennika.
(Żył około roku Pańskiego 303).
P

Podobnie, jak onego czasu rycerz Jerzy w legionach cesarskich wybitne zajmował stanowisko, tak samo teraz cały świat chrześcijański czci go jako najcenniejszego świadka krwawego w zastępie ukoronowanych Świętych Pańskich. Chrześcijanie, tak na Wschodzie, jak na Zachodzie, pobudowali pod jego opieką kościoły, klasztory, a na cześć jego poustawiali posągi i pourządzali zakony, Anglia zaś dzień jego imienia ustanowiła świętem uroczystem. Rzeczpospolita wenecka obrała go sobie za Patrona, Ruś obrazu jego użyła za herb państwowy, rycerstwo wieków średnich czciło go jako Opiekuna i składając przysięgę, składało ją w imieniu świętego Jerzego, w Bawaryi wreszcie zakon obrony Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny oddano pod jego opiekę.
Najcenniejsze niestety dokumenty o życiu jego świętem i cierpieniach gdzieś zaginęły i mamy tylko następujące o nim wiadomości:
Jerzy, rodem z Kapadocyi, po wczesnej śmierci męczeńskiej ojca swego, który w spadku wielki mu pozostawił majątek, wiódł z matką życie pobożne w Jerozolimie. Mając lat 20, obrał zawód wojskowy pod panowaniem cesarza Dyoklecyana i wkrótce osobistem męstwem i wielką nauką doszedł do najwyższych godności. Gdy Dyoklecyan postanowił wytępić chrześcijaństwo w całem państwie, przedłożył ten plan zebranej Radzie i żądał potwierdzenia.
Każdy z mężów składających Radę pochwalał ten zamiar cesarza, Jerzy tylko stanowczo się oparł i oświadczył bez ogródki, że nie widzi powodu, czemu chrześcijanie mają być tępieni, kiedy nauka ich jest rozsądną, ich prawo święte, ich życie bez skazy, ich wierność wobec państwa bez nagany. Wszystkich obecnych zadziwiła ta obrona i podejrzywali Jerzego, iż sam został chrześcijaninem. Wyrazili mu przeto zdziwienie, jak on, posiadający w wysokim stopniu łaskę cesarza, może się sprzeciwiać temu zamiarowi, i jak śmie bronić szkaradnego zabobonu chrześcijan i ich tajnych występków i knowań, a pogardzać wielkością i potęgą bogów — lżyli zarazem w sposób najokropniejszy religię chrześcijańską i jej Założyciela, nazywając Go głową oślą i koronowanym złoczyńcą.
Na słowa te powstał Jerzy pełen oburzenia i głosem podniesionym oświadczył: „Oświadczam, iż jestem chrześcijaninem! Pełen radości i uszczęśliwienia czczę jedynie prawdziwego Boga i za żadną inną łaskę, ani za jakiekolwiek inne doczesne względy czci tej nigdy się nie wyrzeknę, a za największą łaskę sobie poczytam, jeśli to moje wyznanie będę mógł potwierdzić przelaniem krwi własnej. Że wy zaś o religii chrześcijańskiej i o jej Założycielu z taką pogardą mówicie, kładę to na karb waszej nieświadomości.“

Święty Jerzy.

Potem następującemi słowy przemówił do Dyoklecyana: „Cesarzu, przestań nienawidzić chrześcijan i nie wydawaj niesprawiedliwych rozkazów prześladowania ich. Ty sam wątpisz o skuteczności własnej wiary, albowiem bożki twoje nie są bogami. Jeden tylko jest Bóg prawdziwy, a tym jest Jezus Chrystus. O, gdybyś Jego wyznał, dałby ci większe i szczęśliwsze państwo niż je posiadasz obecnie!“ Dyoklecyan straszliwie oburzony, że mąż, pełen życia, którego charakter szlachetny wysoko nauczył się cenić — jest chrześcijaninem, w gniewie kazał go rozpiąć na kole. Okrutnie umęczonego, mającego ciało strasznie poszarpane, wrzucono następnie do więzienia. W nocy objawił mu się Jezus Chrystus, zagoił jego rany i rzekł: „Bądź stałym w wierze, albowiem przez ciebie wielu się do Mnie nawróci!“
Kiedy nazajutrz Jerzy całkiem zdrów i nietknięty stanął przed cesarzem a lud pełen podziwu nad tym cudem, wielbił Boga chrześcijan, zapytał go Dyoklecyan z utajoną złością: „Powiedz mi, jaką sztuką cudotwórczą utrzymałeś się przy życiu i jesteś nienaruszony po doznanych katuszach?“ Jerzy odpowiedział, że niesłusznie nazywa to sztuką cudotwórczą, co jest wszechmocnością i dobrocią Boga. Dyoklecyan rozjątrzony odpowiedzią Jerzego, kazał siepaczom oćwiczyć go i usta mu poszarpać. Święty Męczennik tortury te zniósł z wielką cierpliwością. Tedy odezwał się cesarz do swego otoczenia: „Nie wierzę, aby ta cierpliwość mogła być naturalną, uważam ją za sztukę czarnoksięską.“ Zausznicy przywtórzyli cesarzowi i radzili mu, aby kazał zawołać najsławniejszego czarnoksiężnika Atanazyusza i polecił mu zniweczyć te czary. Atanazyusz próbował wszelkich sposobów, ale mu się nie udało. Tedy zapytał cesarz Jerzego: „Skąd masz taką siłę, że i tego mistrza pokonałeś?“ Jerzy wyznał: „Tę siłę mam od Jezusa Chrystusa, który leczy wszystkie choroby na ziemi, On umarłych wskrzesza, a wyznawcom Swoim udziela mocy czynienia i takich cudów.“ Zapytał potem cesarz Atanazyusza, coby sądził o tych słowach Jerzego? Ten odpowiedział: „Jerzy kłamie, albowiem bogowie nigdy jeszcze umarłego nie wskrzesili, ale jeżeli tego dokaże, to sam uwierzę w Boga jego.“
Rzekł tedy cesarz do Jerzego: „Jeżeli wskrzesisz umarłego, to i ja uwierzę w twego Boga!“ Święty odpowiedział: „Jakkolwiek wiem, cesarzu, że nie uwierzysz, to mój Bóg prawdziwy za mojem się wstawieniem umarłego wskrzesi, aby lud weń uwierzył.“ Natychmiast przyniesiono trumnę z ciałem zmarłego. Jerzy pomodlił się głośno do Boga, a umarły powstał, padł Jerzemu do nóg i podziękował mu, iż go wybawił z wielkich mąk; jednocześnie napomniał wszystkich obecnych usilnie, aby wyrzekli się pogaństwa, gdyż inaczej pójdą na potępienie wieczne. Wskutek tego zadziwiającego cudu Boskiego nawróciło się wielu pogan, a pomiędzy nimi najpierwszy Atanazyusz, który oświadczył, że odtąd każdej chwili gotów umrzeć za Chrystusa.
Dyoklecyan pozostał zatwardziałym i powziął podejrzenie, że Jerzy z Atanazyuszem do spółki czarów tych dokonali, tenże zaprzeczył jednak cesarzowi publicznie i zawstydził go wobec całego ludu. Z tego powodu rozkazał cesarz, aby go razem z dopiero co wskrzeszonym ścięto, a Jerzego kazał wrzucić do więzienia. Nowonawróceni poganie odwiedzali tamże Świętego, który ich nauczał Wiary świętej i przygotowywał do chrztu; uzdrowił także wielu chorych, których mu przyprowadzono.
Dyoklecyan wszelkimi sposobami starał się nawrócić Jerzego do pogaństwa; kazał go przyprowadzić do siebie i z wszelką łaskawością i dobrocią przyrzekł mu, że go uzna za syna i podzieli z nim rządy, jeżeli Jerzy bogom złoży ofiary. Jerzy na to odpowiedział: „Owszem, zgadzam się na to, pójdziemy do świątyni i zobaczymy, czy bogowie twoi ofiarę ode mnie przyjmą.“ Cesarz uradowany, w otoczeniu dworu całego i ludu udał się do świątyni, gdzie Jerzy zapytał posągu Apollina: „Czy jako bóg chcesz przyjąć ode mnie ofiarę, jaka przynależy jedynie Bogu prawdziwemu?“ i zrobił przytem znak Krzyża świętego. Wtedy czart zamiast posągu tego odpowiedział: „Nie, nie, nie chcę od ciebie ofiary, albowiem nie jestem Bogiem, lecz aniołem strąconym z Nieba.“ Jerzy mu pogroził: „Jak śmiesz tutaj jeszcze pozostawać, skoro ja tutaj, jako sługa Boga prawdziwego jestem obecnym?“ Natychmiast usłyszano, jak czart wyjąc, uciekł — posągi pospadały z ołtarzy i potrzaskały się na drobne kawałki. Stąd kapłanów pogańskich opanowała wściekłość, zawyli straszliwiej niż czarci, uderzyli na Świętego i żądali od cesarza, aby tego czarownika niebezpiecznego śmiercią ukarał. Dyoklecyan trząsł się ze złości, mówiąc: „Nędzniku jakiś, tak to się wywdzięczasz za moją dobroć?“ Jerzy odpowiedział: „Cesarzu, wszakże ci krzywdy najmniejszej nie wyrządziłem; otóż bogowie twoi nie chcieli przyjąć ofiary ode mnie, przeciwnie, wyznali publicznie, że nie są bogami lecz czartami, zatem i ty wzgardź nimi!“
W tej pełnej znaczenia chwili ośmieliła się także i Aleksandra, cesarzowa — która potajemnie dotąd była chrześcijańską — prosić cesarza, aby poprzestał cześć oddawać złym duchom i nie prześladował świętobliwych sług Boga prawdziwego.
Dowiedziawszy się jednak cesarz, że i Aleksandra jest chrześcijanką, wydał rozkaz pochwycenia jej razem z Jerzym i ścięcia im głów. Pełni radości poszli oboje na śmierć i ścięto ich w roku 303.
Świętego Jerzego przedstawiają zwykle jako rycerza w zbroi — niekiedy na koniu — mającego u stóp zabitego smoka. Jestto symbol męstwa chrześcijańskiego, które uzbrojone pancerzem sprawiedliwości, tarczą wiary, hełmem zbawienia, mieczem ducha, zwycięża smoka piekielnego, ojca kłamstwa i niewiary i za to odbiera od Jezusa Chrystusa koronę zwycięstwa.

Nauka moralna.

Jeśli jaki liberał, który ma się za światłego, śmiać się będzie z ciebie, że cześć oddajesz świętemu Jerzemu, jako jednemu z czternastu świętych Przyczyńców; jeżeli szydzi z ciebie, że, czcząc tego Świętego, pozbawiasz Boga jedynie Jemu przynależnej czci, i że tym sposobem popadasz w pogaństwo, oddając cześć obrazom, to odpowiedz po prostu: My katolicy czcimy Świętych Pańskich dlatego, że są Świętymi. A czy wiesz, kim jest Święty? Świętym jest chrześcijanin, katolik, członek wielkiej rodziny Boga, której niewidzialną głową jest Jezus Chrystus, a widzialną Papież rzymski; jest on naszym bratem, lub siostrą naszą w Chrystusie, przez Chrzest święty zjednoczony z nami oraz przez tę samą miłość, tę samą wiarę, tę samą nadzieję, tę samą łaskę i Komunię świętą.
Uzasadnioną zatem jest rzeczą, iż ze czcią i uszanowaniem pamiętamy o tych, którzy w tak chwalebny sposób nas wyprzedzili. Chwalimy żydów, którzy pamięć Patryarchów swych Abrahama, Izaaka, Jakóba, Józefa szanują, ale ganimy tych, którzy Husowi, Lutrowi i innym posągi stawiają.
Świętym dalej jest taki katolik, który żyje świętobliwie, tj. który do końca życia z odwagą czyni dobrze a brzydzi się złem; który wiernie wypełnia przyrzeczenie dane na Chrzcie świętym, wyrzeka się czarta i jego spraw, który wyznaje wiarę w Trójcę świętą. Czyż nie mamy się radować, że takich bohaterów i bohaterki w miłości Boga i bliźniego nazwać możemy braćmi i siostrami? Katolicy mają prawo czcić tych wielkich przodków, których Pan Bóg za ich wzniosłe czyny powołał do chwały Swojej świętej.
My katolicy czcimy tych Świętych z wdzięczności, albowiem oni są naszymi największymi dobroczyńcami. Jakążby była wiara nasza, nasze nabożeństwo i nasza nauka, gdyby tylu świętych Papieży nie było kierowało łodzią Chrystusa, gdyby tylu świętych Męczenników nie było przelało krwi za Chrystusa, gdyby tylu świętych Ojców Kościoła nie było spisywało nauk i Ewangelii, gdyby tylu świętych Misyonarzy nie było przedsięwzięło najniebezpieczniejszych podróży, gdyby tylu bohaterów miłości chrześcijańskiej nie było utworzyło zakładów nauki i wychowania?
Czem byłaby Europa bez świętego Leona I, bez św. Benedykta, bez św. Karola Wielkiego, bez św. Grzegorza VII, bez św. Franciszka z Assyżu, lub św. Ignacego Loyoli?
Dopóki świat wdzięczność uważać będzie za piękną cnotę, dopóty cześć dla Świętych pozostanie słodkim obowiązkiem.
Katolicy czczą Świętych także i z wdzięczności ku Jezusowi Chrystusowi. Nie mielibyśmy wcale Świętych i żadnego czcić nie moglibyśmy, gdyby Słowo Boskie nie było się stało Ciałem, nie było zesłane na ziemię, na śmierć skazane, na krzyż przybite, nie było zmartwychwstało i nie było potem zesłało Ducha świętego — dalej, gdyby Jezus nie był Kościoła świętego ustanowił, nie był udzielił siedmiu Sakramentów świętych i nie był nam wpoił nadziei, że wszyscy możemy być dziećmi Boga.
Zatem cześć oddając Świętym, dopiero prawdziwie czcimy niesłychaną dobroć i miłosierdzie Boga i modlimy się do Tego, który tymi Świętymi jest otoczony.

Modlitwa.

O Boże mój! Ty chcesz, abym był zbawionym; potrzeba jeszcze, abym i ja tego chciał szczerze i zastosował się do woli Twojej, a za łaską Twoją dojdę do celu mych życzeń. Zatem całe życie moje powierzam opiece rąk Twoich, błagając Cię, Boże, abyś pragnienie Nieba we mnie zawsze ożywiał i utwierdzał. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, który króluje w Niebie i na ziemi po wszystkie wieki wieków. Amen.

∗                    ∗
Oprócz tego obchodzi Kościół święty pamiątkę następujących Świętych Pańskich, zamieszczonych w rzymskiem martyrologium:

Dnia 24-go kwietnia w Sevis w Graubünden męczeństwo św. Fidelisa z Sigmaringen z zakonu Kapucynów, przybyłego w te strony dla głoszenia wiary katolickiej; przytem został przez heretyków pochwycony i zabity; Papież Benedykt XIV policzył go w poczet Świętych Pańskich. — W Rzymie uroczystość św. Saby, Kapitana. Oskarżony o odwiedzanie uwięzionych chrześcijan, wyznał przed sędzią otwarcie swą wiarę; tenże kazał osmalać go pochodniami i wrzucić w naczynie pełne roztopionej smoły; skoro tamże nie poniósł szkody, nawróciło się na ten cud 70 mężów, którzy potem wszyscy dla stałego wyznawania swej wiary mieczem pościnani zostali; Saba sam został utopiony i tak pozyskał palmę męczeństwa. — W Lyonie uroczystość pamiątkowa św. Aleksandra za panowania Antoniusza Verusa. Po dręczącem więzieniu został przez okrutnych oprawców tak strasznie ubiczowany, iż żebra i wewnętrzne narządy ciała zostały ogołocone; wkońcu przybito go do krzyża i tam wyzionął ducha swego. Z nim umęczonych zostało jeszcze 34 innych, jednakże uroczystość ich obchodzą w inne dni. — Tegoż samego dnia uroczystość pamiątkowa św. Euzebiusza, Neona, Leoncyusza i Longina z 4 towarzyszami, ściętych za Dyoklecyana po strasznych męczarniach. — W Anglii pochowanie św. Mellita, Biskupa, co przez św. Grzegorza jako głosiciel Wiary św. tamdotąd wysłany, nawrócił Wschodniosasów razem z ich królem. — W Elwirze w Hiszpanii uroczystość świętego Grzegorza, Biskupa i Wyznawcy. — W Brescyi pamiątka św. Honoryusza, Biskupa. — W Irlandyi uroczystość pamiątkowa św. Egberta, Kapłana i Męczennika, świecącego przedziwną pokorą i wstrzemięźliwością. — W Reims pamiątka św. Bony i Dody, Dziewic.


25-go Kwietnia.
Żywot świętego Marka, Ewangelisty.
(Żył około roku Pańskiego 68).
D

Dziś składamy z radością hołd podzięki, czci i miłości świętemu Markowi, jako Ewangeliście naszego Zbawiciela drogiego, Jezusa Chrystusa, a brzmi ten głos jego jeszcze po dziś dzień od jednego krańca świata do drugiego. Najstarsze podania dają nam wiadomości dokładne o życiu i działaniu tego wielkiego Świętego w Europie, Azyi i Afryce, ale nie zadowalają one ciekawości naszego serca o tyle, o ile chcielibyśmy poznać czyny tego pełnego zasług męża, który nam napisał drugą z czterech Ewangelii.
Święty Piotr (1 Piotr 5, 13) nazywa go synem, niezawodnie dlatego, że go nawrócił i ochrzcił w pierwszy dzień Zielonych Świątek. Wymowa jego i gorliwość ku Jezusowi Chrystusowi spowodowały świętego Piotra, że go wziął z sobą do Rzymu w roku 42 jako towarzysza podróży. Przez to stał się uczestnikiem nieśmiertelnej sławy, że dopomógł księciu Apostołów do utworzenia pierwszej, najsławniejszej gminy chrześcijańskiej (Rzym. 1, 8) w stolicy świata i tym sposobem zamienił pogański Rzym na Stolicę całego chrześcijaństwa. Kiedy Piotr w r. 49 zniewolonym był powrócić do Antyochii, zlecił Markowi troskę i opiekę nad nowonawróconymi. On to na prośby chrześcijan rzymskich spisał, co Piotr im ustnie głosił, aby mieli życie i nauki Jezusa w ciągłej pamięci. Piotr po powrocie przejrzał to pismo, uznał je za zgodne z prawdą i nakazał, aby je odczytywano na zebraniach chrześcijan. Dlatego też Ewangelię tę nazywają Ewangelią świętego Piotra.
Wielkie zasługi Marka dla Kościoła św. we Włoszech skłoniły Piotra świętego do posłania go około roku 50 jako Apostoła do Afryki. Przybył statkiem do Libii i zjednywał dla Chrystusa miasto za miastem, prowincyę za prowincyą, aż do Górnego Egiptu. Świętość jego życia i sława jego cudów budziła wszędzie chęć zbawienia. Głównym celem jego posłannictwa była Aleksandrya, z rzędu drugie, a z ruchu handlowego pierwsze miasto naówczas w świecie. Kiedy przybył do Aleksandryi i podarte sandały dał do naprawy szewcowi Anianowi, zdarzyło się, że ten przy tej robocie przebił sobie palec szydłem. Zawołał tedy w boleści: „Ach, jedyny Boże!“ Zadziwiony tem westchnieniem Marek, poślinił zraniony palec i rzekł: „W Imię Jezusa niechaj ręka twoja się zagoi!“ rana natychmiast się zagoiła; szewc podziękował i zawołał: „Zaklinam cię, mężu przez Boga zesłany, pozostań w domu sługi twego i spożywaj z nim razem, albowiem okazałeś mu miłosierdzie.“ Marek odrzekł pełen wzruszenia: „Bóg niechaj ci za to udzieli chleba niebieskiego i błogosławieństwo Boże niechaj tutaj zamieszka!“ Anian pytał: „Kimże ty jesteś?“ Marek: „Jestem sługą Jezusa, Syna Bożego!“ Anian: „Tego chciałbym chętnie zobaczyć.“ Marek: „Pokażę ci Go“, i zaczął głosić Boską naukę Jezusa, poczem Anian z rodziną uwierzyli i otrzymali Chrzest święty.
Działanie jego Apostolskie dziwnie było błogiem. W krótkim czasie liczba i naboźność chrześcijan wprawiała pogan w zdumienie, a kapłani pogańscy zapragnęli krwi świętego Marka. Mimo to nie spoczął; natchniony przez Boga poznał ich niecne zamiary; Aniana zamianował Biskupem, a innych towarzyszy jego kapłanami i dyakonami, potem cofnął się w głąb kraju, gdzie przebył jeszcze dwa lata i coraz więcej zjednywał wyznawców dla Chrystusa. Potem udał się do Rzymu, gdzie odwiedził św. Piotra w więzieniu. Powrócił potem pełen tęsknoty do Aleksandryi, aby śmierć pośród swoich ponieść za Chrystusa. W mieście tem znalazł liczbę wiernych znacznie powiększoną i utwierdzoną w życiu pobożnem.

Święty Marek, Ewangelista.

Żyd Philon, sławny dziejopisarz czasów ówczesnych, pisze o tych chrześcijaninach: „Kwitnący stan tego Kościoła podobny był do pola pełnego kwiatów. Co dawniej było pustynią, teraz stało się Rajem. Nie tylko mężczyźni wiedli życie pobożne, ale i słabe niewiasty i delikatne dziewice, sędziwi starcy i małe chłopcy były utwierdzone cnotami nad wiek swój dziecięcy i okazywali siłę niezwykłą. Ze stałą odwagą tłumili w sobie silne pokusy namiętności i żyli, jak Aniołowie, w takiej czystości obyczajów, jak gdyby natura nie była im dała ciała pełnego ułomności.“
Kapłani szybko wyśledzili obecność Marka, którego cuda blaskiem swym osłabiały ich znaczenie i temu nieznośnemu cudotwórcy śmierć poprzysięgli. Nasadzili skrytobójców, którym udało się odnaleźć świętego Marka pośród wiernych właśnie w dzień Wielkanocny, odprawiającego Mszę świętą. Natychmiast obwiązali mu powroem szyję i wlekli go po ziemi przez miasto, tak, że krew jego zabarwiła ulice, a kawały ciała zostawały na kamieniach.
Św. Marek wśród tych katuszy nie przestał wołać radośnie: „Dziękuję Ci, Jezu Chryste, żeś mnie uznał godnym cierpieć za Twoją chwałę.“ Wieczorem wrzucili na pół umarłego do najbrudniejszego więzienia i radzili nad tem, jakąby mu śmierć zadać.
W nocy objawił się Markowi Jezus, orzeźwił go i pokrzepił, poczem wierny sługa błagał: „Zabierz, Panie, duszę moją w spokoju, a nie pozbawiaj mnie łaski Swej!“ Jezus na tę prośbę odrzekł Markowi: „Spokój tobie Marku, Ewangelisto Mój!“
Z brzaskiem dnia wpadli poganie do więzienia i wlekli go znowu przez ulice po kamieniach, lżąc go i męki zadając po drodze, dopóki Aniołowie nie zabrali duszy jego do wiecznej szczęśliwości niebieskiej. Stało się to dnia 25 kwietnia roku 68.
Zabójcy chcieli spalić ciało Świętego, ale straszliwa burza rozpędziła ich na wszystkie strony. Chrześcijanie zanieśli ciało ze czcią na miejsce swego zebrania i pochowali tamże. W roku 815 przewieziono te drogie relikwie do Wenecyi, wdzięczna zaś Rzeczpospolita wenecka obrała Świętego za Patrona kraju i w herbie zamieściła św. Marka z lwem i księgą Ewangelii św. z napisem: „Bóg z tobą Marku, Ewangelisto Mój!“ Nad ciałem jego zbudowano kościół świętego Marka, który dotąd powszechny wzbudza podziw.
Świętego Marka malują w towarzystwie lwa jak głosi Ewangelię głosem wołającego na puszczy, tak jakby się odzywał rykiem tego króla zwierząt: „Czyńcie pokutę!”

Nauka moralna.

Na Wschodzie, gdzie św. Marek Ewangelista przez chwalebne czyny swe, a potem śmierć męczeńską do rozkwitu chrześcijaństwa się przyczynił, wdzięczni wyznawcy Jezusa już od najdawniejszych czasów święcą jego uroczystość procesyami, prawdopodobnie zaś rozpoczęła się ona w Patryarchacie Aleksandryjskim. Cześć Bogu należna nakazywała, aby te procesye odbywały się głównie w miejscu, gdzie świętego Męczennika na powrozie wleczono przez ulice.
Na Zachodzie procesye świętego Marka z następującego powodu się upowszechniły: W roku 589 rzeka Tyber wystąpiła z brzegów i kiedy woda potem opadła, pozostał po niej głęboki, cuchnący muł, z którego wyziewów wywiązało się później morowe powietrze i tak się srożyło, że mało która rodzina nie była niem dotkniętą. Papieżem był wówczas Grzegorz Wielki; pełen troskliwości w sercu błagał Boga wśród łez i postów o zmiłowanie, a lud napominał, by się naprawił i pokutę czynił; urządził przy tem publiczne nabożeństwa. Lud podzielony na siedm oddziałów, wychodził codziennie z siedmiu kościołów, a potem łączył się w kościele Matki Boskiej na modlitwę ogólną. Po trzech dniach takich procesyi i błagań zaraza zupełnie ustała.
Z wdzięczności za to miłosierdzie Boskie odbywano odtąd rocznie tę procesyę i połączno ją z procesyą świętego Marka, przeto Kościół święty dotąd jeszcze w dzień ten ją obchodzi. Uroczystość tego Świętego przypada na dzień 25 kwietnia, na dni wiosenne, a zatem w czasie, kiedy pola, łąki i ogrody pokryte zielonością i kwieciem, kiedy stroskany rolnik z obawą spogląda w stronę, skądby mu mogła grozić burza, niszcząca jego płody. Wtedy to wiara usposabia człowieka i czyni go najwięcej skłonnym do zanoszenia modłów do Stwórcy, aby pobłogosławił jego nadziejom na obfite żniwo, chronił je od burz powietrznych, oraz zachował kraj od chorób zaraźliwych, drożyzny, wojen i innych klęsk, mienie rolnika niszczących.
Z wiosną mają ludzie pełno zatrudnień, a troska o byt doczesny tak silnie zajmuje ich uwagę, że mniej dbają o żywot wieczny. Jakże tedy mądrze kieruje sprawą tą Matka troskliwa, Kościół św. katolicki, jeżeli dzieci swe z krzyżem zbawienia na czele wywodzi na zielone łany wiosenne, oczy ich zwraca ku Niebu i przypomina im następujące słowa Jezusa Chrystusa: „Nie troszczcież się tedy, mówiąc: Cóż będziem jeść, albo co będziem pić, albo czem się będziem przyodziewać; bo tego wszystkiego poganie pilnie szukają. Albowiem Ojciec wasz niebieski wie, że tego wszystkiego potrzebujecie. Szukajcież tedy naprzód Królestwa Bożego i sprawiedliwości Jego: a to wszystko będzie wam przydane.“ (Mateusz 6, 31—33).
My niewdzięczni obrażamy Boga dobrotliwego często grzechami naszymi i niegodziwościami i zniewalamy Go, aby nas wiódł do posłuszeństwa rozmaitemi klęskami i nawiedzeniami, ale jeśli pokorą i pokutą staramy się uprzedzić Jego karę, jeżeli staramy się przebłagać Go w publicznych procesyach, to i On okazuje nam miłościwe serce ojcowskie, które się chętnie da ułagodzić i które siedmdziesiąt siedm razy chętniej przebacza, niż karze.
W tym duchu łącz się corocznie z tą wspaniałą procesyą świętego Marka, zmów w dniu tym nabożnie Litanię do Wszystkich Świętych i wzbudź w sobie słodką nadzieję, że droga przez żywot doczesny połączy cię z Świętymi w Niebie ku wiecznej szczęśliwości.

Modlitwa.

Boże, który łaską Swoją św. Marka wzniosłeś do godności Ewangelisty, udziel i nam łaski, o którą Cię prosimy, abyśmy za jego wskazówkami w nauce Ewangelii świętej coraz więcej się utrwalali i skutkiem jego wstawienia się za nami uwolnieni byli od wszelkiego złego. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, który króluje w Niebie i na ziemi. Amen.

∗                    ∗
Oprócz tego obchodzi Kościół święty pamiątkę następujących Świętych Pańskich, zamieszczonych w rzymskiem martyrologium:

Dnia 25-go kwietnia w Aleksandryi uroczystość św. Marka, Ewangelisty. Jako uczeń i tłómacz św. Piotra, Apostoła, napisał w Rzymie na prośbę współwyznawców swą Ewangelię; zabrał ją potem z sobą do Egiptu i założył tam w Aleksandryi kazaniem swem Kościół; później został dla wiary swej schwytany, związany i wleczony po kamieniach i skałach; potem wrzucono go do więzienia. Tamże pokrzepił go najpierw Anioł, a wreszcie ukazał mu się nawet sam Zbawiciel i powołał go do wspaniałości niebieskiej w ósmym roku rządów cesarza Nerona. — W Rzymie w kościele św. Piotra procesya przebłagalna. — W Syrakuzie śmierć męczeńska św. Ewodyusza, Hermogena i Kallista. — W Antyochii pamiątka św. Stefana, Biskupa, któremu za cesarza Zenona heretyccy przeciwnicy Soboru Chalcedońskiego częstokrotnie dokuczali, a wreszcie wrzucili go do rzeki Orontes. — Tamże męczeństwo św. Filona i Agatopodosa, Dyakonów. — W Aleksandryi uroczystość św. Aniana, ucznia i następcy św. Marka na stolicy Biskupiej, który obfity w cnoty zasnął w Panu. — W klasztorze Lobbes dzień zgonu św. Ermina, Biskupa i Wyznawcy.


26-go Kwietnia.
Żywot świętego Marcelina, Papieża.
(Żył około roku Pańskiego 304).
Z

Za panowania cesarza rzymskiego Dyoklecyana szerzyło się ogromnie prześladowanie Kościoła Bożego. Naówczas nauka Chrystusa tak się była przyjęła pomiędzy ludnością, że poganie, a szczególniej kapłani pogańscy, lękając się własnego upadku, zdołali wmówić w Dyoklecyana, iż chrześcijanie są jego największymi nieprzyjaciołmi. Cesarz uległ tym namowom i rozkazał tępić chrześcijan gdziekolwiek ich znaleziono. Tak więc przez dni trzydzieści zabijano w państwie rzymskiem i w dalszych krajach, gdzie tylko władza Dyoklecyana sięgała, po siedmnaście i więcej tysięcy chrześcijan. Nie oszczędzano nikogo, byle tylko wpadł w podejrzenie, że jest chrześcijaninem, tak, iż miasta niektóre zupełnie opustoszały.
W czasie tym okropnym dla chrześcijan umarł Papież Gajus, słowiańskiego rodu, z Dalmacyi pochodzący, krewny Dyoklecyana, cesarza. Po nim objął tron Papieski Marcelin, Rzymianin z ojca Projekta.
Gdy Dyoklecyanowi doniesiono o Marcelinie, jako chrześcijaninie i jako mężu, wywierającym wielkie wpływy na współwyznawców, nie chciał wierzyć i postanowił sam się przekonać o prawdziwości tego doniesienia. Podburzony jeszcze namowami Urbana, najwyższego kapłana pogańskiego, kazał Dyoklecyan Marcelina pojmać i prośbami, obietnicami, a wkońcu postrachem wymógł na nim, że tenże udał się z cesarzem do świątyni Westy i Izydy i tam własną ręką posypał kadzidło na tlejące ognisko na ofiarę bogom.
Wstępu tego do świątyni pogańskiej dostrzegło kilku kapłanów i dyakonów chrześcijańskich; przelękli się i od progu nawróciwszy, pobiegli do swoich, by im oznajmić ten smutny upadek Marcelina. Wielu chrześcijan zebrało się przed świątynią i jawnem się stało, iż Dyoklecyan kładł na Marcelina drogą szatę, oświadczając mu swoją przyjaźń.
Zasmucił się wielce z tego wszystek Kościół Boży, iż najwyższy pasterz chrześcijan tak nizko upadł w ich oczach, czyniąc, od czego poprzednio sam współwyznawców odwodził, i wielu Męczenników Wierze świętej pozyskał, a do mężnej śmierci za Chrystusa doprowadzał. Wszystko tedy duchowieństwo chrześcijańskie zebrało się na Synod w Sennuessie, w Kampanii. Tam sto ośmdziesięciu Biskupów radziło nad sprawą Kościoła Bożego, a głównie nad złożeniem z urzędu Marcelina.
Dowiedział się o tem Marcelin, a natchniony Duchem świętym, sercem skruszonem począł ciężko żałować grzechu swego; przywdział włosienicę, w żalu wielkim i pokorze poszedł sam do Sennuessy do owych zebranych Biskupów, gdzie wyznał błąd swój i upadek i oddał się pod sąd i ukaranie. Oni zgodnie mu wszyscy odpowiedzieli: „Sam się osądź i sam się karz, najwyższy kapłanie, ustami własnemi potępiony, własnemi też usprawedliwiony będziesz. Najwyższa Stolica od nikogo sądzoną być nie może.“ Tedy Marcelin sam się potępił, mówiąc: „Odsądzam się od kapłaństwa, którego nie jestem już godzien, a zaklinam wszystkich, by, gdy umrę, ciała mego nie pochowali, albowiem niegodnem jest, by w ziemi leżało.“ Naówczas Biskupi mu rzekli: „Piotr święty, przodek twój, także upadł, a jednak go żaden Apostoł nie potępił, ale łzami i pokutą dostąpił zmiłowania Pańskiego.“
Temi szlachetnemi i godnemi Biskupów słowy, Marcelin na duchu pokrzepiony, powrócił zupełnie nawrócony do Rzymu, gdzie miał zaraz sposobność naprawić grzech, który był popełnił. Udał się do cesarza Dyoklecyana, rzucił mu pod nogi ową drogą szatę, w którą go tenże był ubrał, żalił się potem przed nim na ów grzech, który za jego namową był popełnił, ofiarując bogom, a jednocześnie sławił przed nim Chrystusa, jako Boga prawego. Dyoklecyan, rozgniewany tą zuchwałością Marcelina, nakazał go wziąć na długie męki, a potem ściąć. Rozkaz Dyoklecyana wykonano i wzięto Marcelina na męki. Z nim razem ponieśli śmierć chrześcijanie: Klaudyusz, Cyryn i Antonin, a prowadził ich Marcelus, kapłan, który po Marcelinie na Papiestwo wstąpił. Tego Marcelin uprosił, aby ciała jego nie pochował, gdyż sądził, iż za ono zaparcie się Chrystusa niegodnym jest pogrzebu.
Tak tedy za Chrystusa Marcelin krew przelawszy, upadek swój nagrodził, w krwi dla Chrystusa obmył zmazaną szatę swego sumienia i stał się miłym Bogu i godnym korony męczeńskiej.
Ciało jego przez trzydzieści dni niepochowane leżało, albowiem żaden chrześcijanin z powodu owej prośby pochować go nie chciał.
Potem Piotr święty ukazał się we śnie Marcelusowi, następcy na Papiestwo, i pytał go czemu ciała poprzednika tak długo nie chowa, na co mu tenże odpowiedział: „Boję się klątwy jego, którą rzucił na wszystkich, którzyby ciało jego pochować chcieli.“ Święty Piotr rzekł: „Nie pamiętasz, co napisano: Kto się poniża, podwyższon będzie: idźże, a pogrzeb go i połóż wedle mnie.“ Co też Marcelus niezwłocznie uczynił.
Rządził Kościołem Marcelin przez lat dziewięć na chwałę Bogu nieśmiertelnemu, którego sławią Święci po wszystkie wieki.

Nauka moralna.

Rozważ sobie — Czytelniku — jak ci Biskupi, zebrani w liczbie 180 w Sennuessie, Papieża swego sądzić nie chcieli, wiedząc, iż sądzić nie powinni synowie ojca, poddani przełożonego; prosili go oni tylko, aby się sam osądził. Z tego wyrozumiesz, jak wysoko naówczas już ceniono zwierzchność Papieską na Stolicy Piotra świętego. Papież, jako najwyższa głowa całego chrześcijaństwa, popełnić może grzech, jak inny człowiek, ale dopóki na tym urzędzie jest i z urzędu Apostolskiego wyrokuje i uczy jako namiestnik Chrystusa, nigdy zbłądzić nie może, choćby był najgorszym. Na to ma obietnice Chrystusowe, iż jest opoką wyznania tajemnic wiary, która dla Kościoła ani zachwiać się, ani zbłądzić nie może. Stąd też nieraz się pokazało, iż kapłani, zanim wstąpili na Stolicę świętą, mieli niektóre błędy nie zgadzające się z Kościołem, skoro zaś na Papiestwo wstąpili, wnet się w nich upamiętali. Tym, którzy Boga miłują, wszystko do pokuty służy, i gdy z grzechu się oczyszczają, to ten sam grzech przynosi im pożytek, albowiem poznawszy i porzuciwszy złe, stają się w cnotach gorętsi i doskonalsi. Tak sprawdzają się słowa o Panu Bogu, jako o ścisłym gospodarzu, iż tam zbiera, gdzie nie rozsypał, tam żnie, gdzie nie siał. Pan Bóg grzechu nie sieje, to jest nie przyczynia się do niego, a przecież cześć wielką ma z tego grzechu, gdy Święci Jego w pokucie po tym grzechu lepszymi się stają i lepiej Mu służą po grzechu, niż przed grzechem. Bóg nadewszystko! to przekonanie było zadaniem późniejszego życia świętego Marcelina, Męczennika. Temu przekonaniu poświęcił on też wszystkie przeszłe szczęśliwości doczesne, jakie mu ofiarowano.
Bóg też, jako najwyższa, najdoskonalsza istota, jako Stwórca i Zbawiciel nasz, ma przedewszystkiem prawo do naszej miłości: z wielkiej czci ku Niemu winniśmy też wszystko to, co mamy najmilszego na ziemi, porzucić i iść za Jego wezwaniem. Do takiego przekonania doszedł ów święty Męczennik i dlatego raduje się w Niebie szczęściem wiekuistem.

Modlitwa.

Boże mój, kiedyż się nauczę kochać Cię najdoskonalej? Oczyść serce moje z wszelkiego przywiązania do stworzeń, jeśliby to miało być zawadą dla mnie w miłości ku Tobie, albowiem tylko Ty jedynie posiadać masz moją miłość nieograniczoną. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa. Amen.

∗                    ∗
Oprócz tego obchodzi Kościół święty pamiątkę następujących Świętych Pańskich, zamieszczonych w rzymskiem martyrologium:

Dnia 26-go kwietnia w Rzymie męczeństwo św. Kleta, Papieża, drugiego następcy św. Piotra w rządach Kościołem; otrzymał koronę męczeńską w prześladowaniu chrześcijan za Domicyana. — Tamże dzień pamiątkowy św. Marcelina, Papieża który pod Maksymianem wraz z Klaudyuszem, Cyrynem i Antoninem został ścięty dla Wiary świętej; prześladowanie było wtedy tak niezwykle gwałtowne, że w ciągu jednego miesiąca 17000 chrześcijan uwieńczonych zostało koroną męczeńską. — W Amazei w Poncie śmierć męczeńska św. Bazyleusza, Biskupa; za cesarza Licyniusza oddał chwalebnie swe życie. Ciało jego wrzucono do morza, lecz na objawienie niebieskie znalazł je Elpidifor i uczciwie pogrzebał. — W Bradze w Portugalii pamiątka św. Piotra, Męczennika, pierwszego Biskupa owego miasta. — W Vienne uroczystość św. Klarencyusza, Biskupa i Wyznawcy. — W Weronie uroczystość św. Lucyda, Biskupa. — W klasztorze St. Riquier pamiątka św. Ryszarda, Kapłana i Wyznawcy. — W Troyes uroczystość św. Eksuperancyi, Dziewicy.


27-go Kwietnia.
Żywot świętej Zity, Służebnicy.
(Żyła około roku Pańskiego 1272).
N

Na górze Sagrati w ziemi włoskiej stoi kaplica na cześć świętej Zity. Kamienie do budowy kaplicy wzięto z domku, w którym się święta Zita urodziła. Jak ubogi domek wiejski zamienił się niejako w kościół, tak stało się i z osobą świętej Zity, bo z ubogiej służebnicy stała się Świętą. Żywot jej jest doskonałym wzorem dla służebnic.
Zita była córką ubogiej wieśniaczej rodziny i przyszła na świat przy końcu XIII wieku we Włoszech, w miejscowości położonej w okolicy miasta Luki. Od młodości odznaczała się bogobojnością, i dość było tych słów matki: „To się Panu Bogu podoba, lub nie podoba“, aby córka była we wszystkiem powolna. Mając lat dwanaście, poszła w służbę do jednej zacnej rodziny w mieście Luka. Zaprowadził ją ojciec do miasta, dając po drodze upomnienia i wskazówki, jak się ma zachowywać. Służba była z razu ciężką, bo panienka tęskniła za matką i za domem rodzinnym, a w tak młodym wieku nie znając roboty, od innej czeladzi była wyśmiewaną. Ale ta służba była dla niej dobrą szkołą. Wstawała rychło rano, żeby, nie zaniedbując swych obowiązków, mogła dzień w dzień Mszy świętej wysłuchać. Mając nieco wolniejszego czasu, obracała go na modlitwę i pobożne rozmyślania. Pobożność nie przeszkadzała jej bynajmniej w służbie; przeciwnie tem pilniejszą była w swych obowiązkach, gdyż im więcej rozpamiętywała sobie żywot Pana Jezusa, tem więcej uczyła się cierpliwości, cichości i pokory. Polecała się gorąco Najświętszej Panience, prosząc Ją o dar zaparcia się, czystości i zdania się we wszystkiem na wolę Bożą. Pokus bała się, pomnąc na swą słabość, ale też ufała mocno, że Bóg dobrej jej woli nie odmówi łaski, mocy i męstwa. Dzień w dzień wzbudzała w sobie dobrą intencyę i pracowała nad przezwyciężeniem gniewu, zmysłowości i lenistwa. Tak czuwając i pracując nad sobą, zwolna stawała się coraz doskonalszą. Latem i zimą chodziła boso w prostej płóciennej sukience, nieraz na gołej ziemi sypiała, w jedzeniu wstrzemięźliwa, odmawiała sobie najlepszych potraw, by je ubogim rozdać, bo modlitwa i jałmużna była niejako jej namiętnością. Surowa dla siebie, dla drugich uprzejma i wyrozumiała. W jednym i tym samym domu pracując przez lat 48, ani jednego razu nie zasłużyła na słuszną skargę lub naganę. W pracy, którą uważała za obowiązek, tak się kochała, że nawet na starość nigdy nie próżnowała, mówiąc: Sługa niepracowita nie może się Bogu podobać; fałszywa to pobożność, która stroni od roboty. Dla niej praca nie była trudem, bo pomnąc na obecność Pana Boga i jednocząc się z Męką Pana Jezusa, praca jej była ustawiczną modlitwą i służbą Bożą. Chociaż dla każdego była usłużną i rada innym pomagała, jednak inne sługi nie cierpiały jej zrazu dla jej wielkiej skromności. Nie mogąc jej na swą stronę przeciągnąć, zarzucały jej w oczy obłudę, że chce się państwu swemu przypodobać. Cokolwiek robiła, tłómaczono na opak, przekręcano co mówiła, dokuczano jej szyderstwy i zniewagą, wreszcie rzucano na nią potwarze, by ją u państwa podać w nienawiść. Osoby zwyczajne za takie zelżywości odpłacają się rade złorzeczeniem i klątwą; tego Zita nie czyniła nigdy, lecz mawiała: Odpuśćcie mi, by wam Pan Jezus odpuścił, a nie gniewajcie się tyle, bobyście Go obrazili. Inni w takiem położeniu porzuciliby służbę: Zita zaparła się samej siebie, wzięła na się krzyż swój, szła za Panem Jezusem, ćwicząc się i doskonaląc w cierpliwości, cichości i miłości nieprzyjaciół, a im ją więcej świat odganiał, tem więcej u Boga szukała pociechy. Wreszcie Pan Bóg, który sercami kieruje, sprawił, że i czeladź i państwo poznali się na niej i poczęli ją szanować i poważać.

Święta Zita.

Zita umyśliła pozostać na zawsze w stanie panieństwa, więc pilnie strzegła oczu, by nie spotkać nic takiego, coby złe myśli mogło obudzić, stroniła od próżnej mowy i od poufałości z mężczyznami, a wobec niebezpieczeństw szukała obrony i pokrzepienia w częstem przyjmowaniu Sakramentów św. Jak mężnie i statecznie broniła swej niewinności, pokazuje następny wypadek. Czeladnik jeden w tymże domu, człowiek rozpustny a zuchwały, zapalił się nierządną miłością do Zity. Wszedł do alkierza, w którym zastał ją samuteńką, począł ją namawiać, wkońcu gwałtem porwał ją w objęcia, a gdy nie chciał jej puścić, podrapała go srodze po całej twarzy. W pewnych razach wolno jest dać sobie wziąć mienie, nawet i życie; ale gdy chodzi o cnotę czystości, trzeba się bronić do ostateczności, krew nawet swą wylać, niżeli dać się zhańbić. — Pan zobaczywszy sługę z podrapaną twarzą, pytał go, skąd to ma. Zita nie chcąc kłamać, opowiedziała szczerze wszystko, co zaszło, chociażby była wolała milczeć.
Rozumiejąc wielką wartość stanu panieńskiego, starała się, by i inni umieli go cenić, więc, gdzie się dało, ostrzegała towarzyszki, by się tak ślepo nie kwapiły do zamążpójścia, przypominając, że żona miłość swą dzielić musi między Bogiem a mężem, że nieraz trafiwszy na złego człowieka, musi mu być podległą, że wychowanie dziatek to ciężki obowiązek i wielka odpowiedzialność. Mówiła jeszcze i to, że kto się zmysłowością, a nie wolą Bożą rządzi, nie może liczyć na pomoc Pana Boga.
Z tem wszystkiem nie gardziła bynajmniej temi, które skarb niewinności utraciły, idąc w miłości chrześcijańskiej tak dalece, że osoby trudniące się tem haniebnem rzemiosłem przyjmowała do siebie na nocleg, dawała posiłek, własnego łóżka odstępowała, sama na gołej ziemi leżąc. Czyniła to, chcąc tem łatwiej osoby takie upomnieć i na prawą drogę naprowadzić.
Im lepiej państwo tę świętą Służebnicę poznawało, tem większe miało do niej zaufanie, zawierzając jej wszystek nadzór nad całym domem, a nawet nad własnemi dziatkami. Było to niełatwe zadanie, bo nie tylko liczna tam była czeladź, lecz nadto w onych czasach wojen domowych, mnóstwo się ludu zbrojnego cisnęło do domu tak znakomitej rodziny, jaką było jej państwo. Zita musiała pamiętać o wszystkiem, śpiżarnię zaopatrywać, czeladzi roboty wydzielać, każdemu dawać, co mu się należało. Wpośród tych niepokojów i uciążliwości umiała zachować spokój duszy, we wszystkiem pomnąc na Boga, przy pracy modląc się i pracując z modlitwą w sercu i w ustach. Nie kontentowała się, jak inni, zewnętrzną tylko stroną życia chrześcijańskiego: pobożność jej była dziwnie głęboka i wewnętrzna. Nie należała do tych, które chętniejsze są do odmawiania modlitwy, niżeli do darowania urazy, chodzenia do kościoła, niżeli powinności stanu wypełnić, dawania jałmużny, niżeli zatrzymać w sobie słowo obraźliwe lub zmysły utrzymać na wodzy.
Św. Zita dbała przedewszystkiem o wychowanie dzieci państwa swojego. Choć ani czytać, ani pisać nie umiała, jednak wiedziała jak dzieci te prowadzić do szkoły Chrystusowej; uczyła je podnosić serce do Boga, chodzić w świętej Jego obecności, zawsze prawdę mówić, uczyła litować się nad ubogimi, kochać ojca i matkę, czcić sędziwość, zaszczepiała w serca tych niezepsutych dziatek nasienie cnotliwości słowem i przykładem.
Będąc przełożoną nad czeladzią, w niczem nie dała uczuć swej wyższości, nikomu a nikomu nie zatruwała życia, przeciwnie była przyjaciółką i uciechą każdemu, kto się przed nią w swej niedoli poskarżył. Inne robią rzemiosło z oczerniania, Zita widząc państwo na czeladź zagniewane, wstawiała się za nią, błagała o miłosierdzie, a nieraz z taką natarczywością, że pan uciekał, by go nie zniewoliła do natychmiastowego darowania winy.
Miłując Boga z całego serca, a wiedząc, że największem nieszczęściem jest grzech, bardzo się o dobro i o duszne zbawienie czeladzi starała, ale nie z nieroztropną gorliwością i ciągłem pobożnem gadaniem i gderaniem, lecz dobrym przykładem, modlitwą, czekając sposobnej pory do uprzejmego odezwania się do serca. Widząc co zdrożnego, milczeniem i surowszem spojrzeniem karciła, natomiast odzywała się z całą mocą, gdy ktoś szarpał dobre imię bliźniego lub nieprzystojnie się odezwał.
Choć sama uboga, serdecznie się litowała nad ubogimi, upominając, by nie tracili przed Bogiem cnoty ubóstwa, narzekając na los swój, czyniąc jałmużny z myta swego lub z tego, co jej państwo darowało, i prosząc innych za ubogimi. Czasu jednego w święta Bożego Narodzenia wybierała się na „pasterkę“, a choć było srogie zimno, chciała iść w zwykłem swem lekkiem ubraniu. Pan jej siedział z całą rodziną przy kominie, grzejąc się, i rzecze: Jakże to na taki mróz chcesz iść do kościoła w latowem ubraniu? Toć tu przy rozpalonym kominie chłodno. Weź kożuch mój, ale go przynieś z powrotem do domu. Mówił tak, wiedząc, że Zita dałaby ubogiemu ostatnią prawie koszulę. U bramy kościoła spotkała starca na poły zmarzłego i stękającego po cichu. Pyta go Zita, co mu jest, a on nic nie mówił, bo odpowiedzą był widok nędzy jego i nagości. Rzecze Święta: Weź kożuch, oddasz mi go po skończonem nabożeństwie. Wychodzi z kościoła po Mszy świętej, starca nie widzi, i próżno go szukała. Zrobiło się jej żałośnie, że nie posłuchała swego pana, ale zrazu nie śmiała owego nędzarza posądzać o nierzetelność, więc nie traciła nadziei, że jej kożuch odniesie. Pan robił jej wyrzuty, mówiąc, że to nie może się Panu Bogu podobać, gdy się z cudzego daje jałmużnę, bo to grzech. Zita łajanie ono przyjęła z pokorą, przyznając, że źle sobie postąpiła. Pan gniewał się i gniewał i fukał aż do samego południa; wtem puka ktoś do drzwi — starzec on z pod kościoła odnosi kożuch. Mówiono powszechnie, że to był Anioł. Wiele innych jeszcze cudownych rzeczy opisanych jest w żywocie tej Świętej.
Państwo tak świętą ową sługę szanowali i kochali, że ją nie za sługę, lecz za przyjaciółkę mieli, a na starość kazali jej wszelkiej pracy zaniechać, a oddać się wyłącznie bogomyślności. Nie przystała na to, pracę mając sobie za powołanie i obowiązek stanu, tem więcej, że praca nie przeszkadzała jej bynajmniej w obcowaniu z Bogiem. Powtarzała, ilekroć przyszło mówić o tem: Ręce przy robocie, serce u Boga. Tak tedy aż do końca wierną pozostała swemu stanowi ta skrzętna Marta, a oraz i bogomyślna Marya. Umarła wreszcie w r. 1272 owa prawdziwie Chrystusowa służebnica, od młodości aż do końca przez lat 60 pozostając na służbie u tego samego państwa. Jeżeli do kogo, to do niej rzekł Pan Jezus: „Sługo wierna i dobra, iżeś była wierną nad małem, postanowię cię nad wielą — wnijdź do radości Pana twojego!“

Nauka moralna.

Matka świętej Zity, chociaż była prostą chłopką, zasługuje jeszcze po dziś dzień na cześć w świecie już dlatego samego, że w delikatne serce dziecięcia wpoiła tę mądrą przestrogę: „Czyń zawsze tylko to, co się Bogu podoba.“ — A cóż podoba się Panu Bogu? Na to pytanie odpowie ci katechizm: „Bogu podoba się Jego własna istota i szczęśliwość Jego stworzeń.“
Jeden z artykułów wiary katolickiej opiewa, że Bóg w samym Sobie jest wieczny, niezmienny, nie mający żadnych potrzeb; Święty, że znikąd inąd, jak tylko z samego Siebie otrzymać może przyrost w wielkości, piękności majestatu i świętości. Podziwiając tę świętość Boga, woła Psalmista z radością: „Tyś jest Bogiem moim, albowiem dóbr moich nie potrzebujesz!“ (Ps. 15). Skutkiem tego najwyższe zadowolenie Bóg tylko w samym Sobie znajduje. Atoli, dlaczegoż Pan Bóg stworzył świat i ciebie, kiedy w Swej istocie jest świętym i bez jakichkolwiek potrzeb? Duch św. odpowiada ci na to w Księdze Mądrości: „Wszystkiego tego dokonał Pan Bóg dla samego Siebie;“ to znaczy, że Pan Bóg stworzył świat z najczystszej miłości, aby samego Siebie, wszechmocność, mądrość, dobroć i świętość Swoją okazać we własnych stworzeniach i przez to uczynić stworzenia te uczestnikami świętości Swej i dlatego też Bóg ma upodobanie w tych stworzeniach, że widzi w nich odbłysk Swej własnej doskonałości i od nich odbiera cześć i chwałę. Z pełnym radości zachwytem śpiewa królewski piewca: „Niebiosa rozpowiadają chwałę Bożą, a dzieła rąk Jego oznajmuje utwierdzenie.“ (Ps. 18). Tak istotnie: Światłość i ciemności, gwiazdy i morze, lód i ogień, góry i doliny...“ sławią Boga. Jedynie Aniołowie i ludzie mają rozum i wolną wolę, a zatem zdolność, że mogą z pełnem przekonaniem i radością serca bezrozumnym istotom udzielić głosu i razem z niemi sławić Majestat Boga, a pełniąc ten swój obowiązek, czynią to, co się Bogu podoba.
Bóg ma upodobanie w szczęśliwości swych stworzeń, czyli raczej chce, aby one miały udział w Jego świętości.
O wieczna dobroci Boga najdobrotliwszego! Zwierzęta bezrozumne radują się świętością Boga przez to, że bezwiednie wypełniają wolę Boga świętego, a rozumne istoty, jak Aniołowie i ludzie przez to stają się uczestnikami świętości Boga, że wypełniają świętą wolę Bożą z rozumem i radością w sercu. Prawdę tę wypowiada Jezus następującemi słowy: „Mój pokarm jest, abym czynił wolę tego, który Mię posłał, abym wykonał sprawę Jego“ (Jan 4, 34), a nam nakazuje jeszcze przed prośbą o chleb powszedni modlić się: „Ojcze nasz, któryś jest w Niebiesiech: Bądź Twa wola jako w Niebie tak i na ziemi.“ (Mat. 6, 9. 10).
Mądrość, miłość i dobroć Boga wybrała dla każdego człowieka stan, powołanie i stosunki, w których najpewniej stać się może uczestnikiem Jego świętości. Mówmy zatem wspólnie z świętą służebnicą Pańską, Zitą: „Tak się Panu Bogu spodobało“ i pełni łagodności, dźwigając ciężar życia dla Jezusa Chrystusa, postępujmy od cnoty do cnoty, aż ujrzymy Boga w Syonie.

Modlitwa.

Boże, któryś świętą Zitę w stanie służebnym zostającą, przez doskonałe spełnianie obowiązków jej stanu do wysokiej doprowadził doskonałości, spraw łaskawie, prosimy, przez jej zasługi, abyśmy obowiązki stanu naszego przez wzgląd na wolę Twoją przeznaczającą nam takowe, wiernie spełniając, służyć Ci mogli w Niebie na wieki. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa. Amen.

∗                    ∗
Oprócz tego obchodzi Kościół święty pamiątkę następujących Świętych Pańskich, zamieszczonych w rzymskiem martyrologium:

Dnia 27-go kwietnia w Nikomedyi dzień zgonu św. Antymusa, Biskupa, co za Dyoklecyana zyskał dla wiary Chrystusa chwałę męczeństwa przez ścięcie; w ślad za nim poszła prawie cała jego owczarnia: jedni zostali ścięci, drudzy wrzuceni w ogień, a inni wsadzeni na łodzie i w morzu utopieni. — W Tarsie w Cylicyi dzień męczeństwa św. Kastora i Stefana. — W Rzymie złożenie do grobu św. Anastazego, Papieża; bogaty mimo wszelkiego ubóstwa i pełen Apostolskiego zapału dla Kościoła Bożego, nie miał być długo, jak pisze św. Hieronim, własnością Rzymu, aby stolica świata nie została zburzoną pod takim duszpasterzem, gdyż niezadługo po zgonie jego zajęli Rzym Goci i splondrowali. — W Bolonii uroczystość św. Tertuliana, Biskupa i Wyznawcy. — W Brescyi uroczystość św. Teofila, Biskupa. — W Konstantynopolu pamiątka św. Jana, Opata, oświadczającego się za Leona Izauryjczyka całą potęgą za czcią obrazów. — W Tarragonie uroczystość błogosł. Piotra Armengaudyusza z zakonu Najświętszej Maryi Panny od wykupienia niewolników, który w Afryce wycierpiał przy wykupowaniu chrześcijan bardzo wiele przykrości a wreszcie w klasztorze S. Maria de Pratis zakończył życie błogosławioną śmiercią. — W Limie w Peru uroczystość św. Turybiusza, Arcybiskupa, którego dzień zgonu obchodzony bywa 23 marca. — W Luka we Włoszech uroczystość błog. Zity, Dziewicy, odznaczonej życiem cnotliwem i obfitującem w cuda; jej uroczystość przełożoną została przez Papieża Leona X na dzień dzisiejszy.


28-go Kwietnia.
Żywot świętego Wita, Męczennika .
(Żył około roku Pańskiego 350).
Z

Za panowania cesarza Dyoklecyana żyli w Sycylii nabożni małżonkowie chrześcijańscy, Modest i Krescencya. Bogaty senator Hylas, który nie wiedział, że oni są chrześcijaninami, przyjął Krescencyę za mamkę i wychowawczynię synka swego Wita (w Niemczech nazywano go Veitem, we Włoszech Gwidonem). Krescencya przyjęła ten obowiązek i z przyzwoleniem męża Modesta dała dziecię ono ochrzcić, a oboje ślubowali potajemnie, że chłopca wychowają w prawdziwej wierze z wszelką troskliwością i wiernością. Krescencya klęczała z prawdziwą miłością matki przy kołysce tego dziecka, dzięki składając Bogu w jego imieniu za Chrzest święty, i błagała Boga o utrzymanie chłopca w cnotach, jakie w niego wpajała. Skoro mały Wit umiał już ręce składać nauczyła go modlitwy i opowiadała mu z całą serdecznością o Jezusie Chrystusie, o dobroci Stwórcy, o piękności Nieba, o brzydocie grzechu i o straszliwych mękach w piekle za grzechy popełnione.
Nauki te, oraz dobry przykład cichego spokoju i bojaźni Bożej, jakiej dowody dawali Modest i Krescencya, zakorzeniły się głęboko w niewinnem sercu dziecka, które wyrosło też na rozumnego chłopca, pełnego anielskiej słodyczy.
Kiedy Wit dostał się znów pod opiekę ojca, sprawił mu wielką radość, był bowiem bez nagany, uczciwy, posłuszny i skromny, okazując nadto piękne przymioty umysłu i serca. Nie wiedział atoli ojciec, że syn był chrześcijaninem. Dopiero, kiedy Wit skończył rok 12 życia i znakiem Krzyża świętego wpływał i uzdrawiał ociemniałych, głuchoniemych, chorych i przez czarta nawiedzionych, odgadł ojciec tajemnicę i gdy na syna nalegał, otrzymał od niego zupełnie otwarte wyznanie, że tylko Bóg chrześcijański jest Bogiem prawdziwym i że on tylko w tego jedynego wierzy, ale nigdy ojcu nie wyznał, kiedy i jakim sposobem poznał i nauczył się kochać tego Boga.

Święty Wit.

Hylas pełen boleści i zarazem gniewu, nie szczędził pieszczot, przyrzeczeń, łez, a nawet groźb, ażeby syna nakłonić do udania się do świątyni pogańskiej i do złożenia bogom ofiary, ale Wit stanowczo się temu oparł, mówiąc: "Ojcze, gdybyś wiedział, jak wielkim i dobrym jest Bóg chrześcijan, natychmiast błagałbyś Go i czcił sam, a porzucił bogów pogańskich", któremi to słowy Wit rozgniewawszy ojca, aż do krwi przezeń wysmagany został. Młodzieniaszek wszystko jednakże zniósł z cierpliwością i nawet za chłostę podziękował.
Hylas, nie wiedząc sobie rady, zwierzył się z tem przed przyjacielem, namiestnikiem Waleryanem i uprosił go, aby Witowi kazał stawić się przed sobą i nastraszył go cesarską godnością; sądził bowiem, że powaga sądu chłopca ustraszy. Atoli Wit przed wysokim tym urzędnikiem stanął z taką odwagą, bronił tak dzielnie wyznania swego chrześcijańskiego, że Waleryan sądził, iż tylko surowością zdoła jeszcze coś zdziałać i skłonić chłopca do ofiary bogom pogańskim. Kazał go tedy biczować i odesłał następnie ojcu chłopca na pół żywego, z zapewnieniem, że ta chłosta na zawsze wypędzi mu złą krew chrześcijańską i wpoi w głębokie od biczowania rany cześć dla bogów pogańskich.
Wit cudownie szybko wyleczył się z ran, dziękował Bogu z radością za łaskę, iż dozwolonem mu było cierpieć dla miłości Chrystusa i nie tylko nie powziął urazy dla ojca, ale odtąd okazywał mu jeszcze więcej synowskiego przywiązania i posłuszeństwa.
Tymczasem ogłoszono okrutne ustawy Dyoklecyana przeciwko chrześcijanom, grożące śmiercią męczeńską każdemu chrześcijaninowi i temu, któryby chrześcijanina brał w opiekę. Hylas, aby okazać przywiązanie do rządu i zabezpieczyć rodzinę przed oskarżeniem, że wspiera chrześcijan, postanowił własnego syna oddać sądowi pogańskiemu, ale Opatrzność Boska ocaliła niewinną ofiarę jego szaleństwa. Modest i Krescencya, na których nie zważano, gdyż byli ubogimi i nic nieznaczącymi, postarali się o usunięcie Wita i ocalenie go przed niebezpieczeństwem utraty życia; wywabili potajemnie drogiego sobie chłopca z domu rodzicielskiego, do którego on i tak już skutkiem owego okrutnego postanowienia ojca nie należał, zabrali go z sobą na małym statku do Dolnych Włoch i wylądowali szczęśliwie na wybrzeżu Lukanii, w dzisiejszej prowincyi włoskiej Principato. - Krótki atoli czas tylko pozostawali w ukryciu.
Syn cesarski bowiem był nawiedziony jednocześnie przez czarta, który oświadczył, że tylko Witowi się podda i ustąpi na jego zaklęcia, a przytem zdradził miejsce jego pobytu. Cesarz Dyoklecyan natychmiast powołał Wita z opiekunami do Rzymu i prosił młodzieńca o uwolnienie syna od mocy czartowskiej. Posłuszny wezwaniu, przybył Wit, położył księciu rękę na głowie, zrobił znak Krzyża świętego i w Imię Jezusa Chrystusa rozkazał czartowi ustąpić. Wśród okropnych przekleństw miotanych na Wita szatan ustąpił, a książę ozdrowiał natychmiast. Cesarz natomiast pełen radości oświadczył: „Tobie i opiekunom twoim udzielę łask najwyższych, będziecie opływali we wszystko, czego tylko pożądacie, lecz pójdżcie, abyśmy złożyli bogom ofiary dziękczynne“, na co Wit odrzekł z całą otwartością: „Twoich skarbów, cesarzu, nam nie potrzeba, gdyż dość jesteśmy bogaci, będąc w łasce u Boga naszego, który w nagrodę da nam żywot w Królestwie Niebieskiem; twoim bogom zaś nigdy ofiary nie złożymy.“ Takie otwarte oświadczenie obraziło dumnego cesarza, zaniepokoił się, że wybawca księcia ma być znienawidzonym chrześcijaninem, a zapomniawszy, co Wit przed chwilą dlań uczynił wyrzekł z urąganiem: „Zobaczymy, czy Bóg wasz dość będzie potężnym, aby was ocalić przed kłami lwów moich?“ Bez zwłoki też wywiedziono Wita z Modestem i Krescencyą na środek areny lwom na poszarpanie. Wypuszczono 3 lwy i te z okropnym rykiem wpadły na nich - ale gdy Wit zrobił znak Krzyża świętego, natenczas owe dzikie bestye złagodniały i pokładły się u ich nóg. Rozsrożony Dyoklecyan sądząc, iż to czary, rozkazał te troje ofiar wrzucić w ołów roztopiony, ale i z tej katuszy wyszli oni cało, chwaląc Boga. Zgrzytając zębami ze złości, rozkazał cesarz, aby ich wzięto na tortury i męczono w najokrutniejszy sposób! Wśród mąk powstała straszliwa burza z piorunami i błyskawicami, a ziemia się wstrzęsła. Sędziów i widzów opanował strach okrutny, przeto szukali ocalenia w ucieczce. Tymczasem Męczennicy zakończyli życie, a niewiasta chrześcijańska Florencya, korzystając z tej chwili popłochu, uniosła ciała trzech świętych Męczenników i chrześcijanie z wielką czcią je pochowali.
W roku 836 relikwie świętego Wita przewieziono do klasztoru Korvey nad Wezerą, skąd rozeszła się wieść o nich i cześć im oddawano w całych Niemczech. Dużo osad w Bawaryi i Austryi nazwano od jego imienia „Sanct Veit.“
Święty Wit należy do grona czternastu świętych Przyczyńców i jest Patronem tych nieszczęśliwych chorych, którzy cierpią na kurcze i tak zwaną wielką chorobę.

Nauka moralna.

Czternastoletni, a już koroną męczeńską ozdobiony święty Wit jest dowodem wpływu wychowania prawdziwie chrześcijańskiego i zarazem dowodem, że i ubodzy ludzie, jak Modest i Krescencya dobrze dzieci wychowywać zdolni.
Na czemże polega ta tak wielka sztuka? Oto na dwóch warunkach:
Każdy wychowawca chrześcijański (ojciec, matka, ksiądz lub nauczyciel) winien przedewszystkiem uważać dziecko za istotne dziecko. Jest ono z natury obrazem i podobieństwem Boga; przez Chrzest staje się synem lub córką Ojca niebieskiego, bratem lub siostrą Jezusa Chrystusa, a świątynią Ducha świętego. Za pomocą przyrodzonych zdolności i zarazem łask nadprzyrodzonych, jeżeli wykształcą się one na wzór Jezusa, jest to dziecko zdolne oglądać Majestat Boga, to jest Jego istotę, wielkość, piękność, godność i dostojeństwo. Wychowawca prawdziwie chrześcijański będzie się zawsze strzegł wpoić w dziecko cośkolwiek nowego, a obcego jego istocie, nie odpowiadającego, jego przeznaczeniu, on nie ma wpajać, lecz wychowywać, tj. wywoływać w dziecku siły i zdolności, dotąd uśpione, pielęgnować i wzmacniać.
Modest i Krescencya wywoływali w chłopcu, oddanym im w opiekę, rozum i wolę, siłę wiary, nadziei i miłości ku Bogu, i to tym sposobem, że mu bez przestanku opowiadali o Ojcu Niebieskim, o Jego dobroci i piękności, o Jezusie pełnym potęgi, ubóstwa i pokory. To co Witalis pięknego, prawdziwego i dobrego słyszał z ich ust, to widział w ich uczynkach, w ich nabożeństwie, we wdzięczności i zadowolonem sercu za dary Boskie, w łagodności ich obcowania i w życzliwości ich ku bliźnim.
Modest i żona jego tak wychowując Wita, codziennie wzrastali w łasce Boga i małego wychowanka za sobą pociągali. Na tem to głównie opiera się wpływ wychowania chrześcijańskiego.
Wychowawca zawczasu rozpocząć winien wychowanie dziecka. Do tego skłania go nauka Kościoła katolickiego o grzechu pierworodnym. Nauka ta głosi, że każde dziecko rodzi się już z tym grzechem i dopiero Chrzest święty grzech ten maże, ale słabość rozumu i woli, skłonność do zmysłowości; wszakże tę niekorzyść wynagradza naturalnymi przymiotami wiary, nadziei i miłości wcielenia się w istotę Jezusa. Chrześcijański wychowawca stara się zatem zawczasu wywołać w dziecku wszelkie siły umysłowe i zwrócić je ku Bogu, zanim przyrodzone skłonności grzeszne i zmysłowe w nim się obudzą i utrwalą; uchyla zatem wszystko to uważnie z przed ich oczu i uszu, coby je podsycało i żywiło. Tym sposobem dziecko wzrasta w znajomości i miłości dobrego, a wyrósłszy na młodzieńca, chociaż wystawione jest potem na rozmaite pokusy, nie tylko im nie ulega, ale je nawet stanowczo pokonywa.
Istotnie, gdyby Modest i Krescencya nie byli wychowania tego rozpoczęli tak wcześnie, to Wit w domu rodzicielskim nie byłby zdołał wystąpić z taką wielką miłością ku Bogu i nie byłby pozyskał korony męczeńskiej.

Modlitwa.

Boże wszechmocny! Jeśli nas nawiedzasz nieszczęściami, to wzmacniaj nas łaską Swoją, abyśmy je cierpliwie znosili, a utrwalali się w dobrem i zdołali najcięższe ofiary ponieść, jak owi święci Męczennicy dla Twojej czci, a naszego zbawienia. Przez Pana naszego, Jezusa Chrystusa, który króluje w Niebie i na ziemi. Amen.

∗                    ∗
Oprócz tego obchodzi Kościół święty pamiątkę następujących Świętych Pańskich, zamieszczonych w rzymskiem martyrologium:

Dnia 28-go kwietnia uroczystość świętego Pawła od Krzyża, założyciela zakonu Pasyonistów, który 18 października zasnął w Panu. — W Rawennie męczeństwo św. Witalisa, ojca św. Gerwazego i Protazego. Dlatego, że pochował z przynależną czcią relikwie św. Ursycyna, został na rozkaz konsularza Palinusa schwytany i rozciągnięty na torturach; następnie wrzucono go do głębokiej jamy i zasypano kamieniami i bryłami ziemi; tak dostał się chwalebnie jako Męczennik do Chrystusa. — W Medyolanie uroczystość św. Waleryi, Męczenniczki, małżonki św. Witalisa. — W Atinie śmierć męczeńska św. Marka, który wyświęcony poprzednio przez św. Piotra na Biskupa, głosił tamże wszędzie Ewangelię św.; koronę męczeńską otrzymał podczas prześladowania Domicyana za starosty Maksyma. — W Aleksandryi uroczysty obchód świętej Teodory, Dziewicy. Ponieważ wzbraniała się ofiarować bożkom, oddano ją do domu rozpusty. Jednakże pewien chrześcijanin, imieniem Didym uwolnił ją, gdyż za pomocą Bożą udało mu się zamienić z nią ubranie. Później za Dyoklecyana zostali obaj równocześnie przez starostę Eustracyusza skazani na śmierć i tak otrzymali społem koronę męczeńską. — Tegoż samego dnia męczeństwo św. Afrodyzego, Karalippa, Agapiusza i Euzebiusza. — W Panonii pamiątka św. Pollio, Męczennika z czasów cesarza Dyoklecyana. — W Pruzie w Bitynii śmierć męczeńska św. Patrycego, Biskupa i św. Akacyusza, Meandra i Polyena. — W Taragonie w Hiszpanii uroczystość św. Prudencyusza, Biskupa i Wyznawcy. — W Corfinium we Włoszech uroczystość pamiątkowa św. Pamfiliusza, Biskupa Valvy; odznaczała go wielka miłość ubogich i dar cudotwórstwa; kości jego spoczywają w Sulmonie.




29-go Kwietnia.
Żywot świętego Piotra, Męczennika.
(Żył około roku Pańskiego 1252).
Ś


Święty Piotr, jeden z pierwszych Męczennikow z zakonu Ojców Dominikanów, urodził się w Weronie, mieście włoskiem, około roku Pańskiego 1205, z rodziców należących do herezyi Katarów i Manichejczyków, której członkowie pod pozorem wyznawania czystej wiary chrześcijańskiej oddawali się największym niecnotom i żyli w okrutnej niezgodzie z Kościołem świętym katolickim. Mimo, że byli wyznawcami sekty, posyłali utalentowanego chłopca do szkoły katolickiej w tej myśli, że dziecko z nauk katolickich nie odniesie wrażenia głębszego i że nauka domowa potem wszystko zatrze, coby oni uważali za niezgodne z własnemi przekonaniami. Ogromnie się jednakże zawiedli w swem oczekiwaniu. Piotr bowiem z wielkiem upodobaniem przykładał się do nauk i do nabożeństwa katolickiego, a daremne były potem usiłowania rodziców chcących wpoić weń inne przekonanie.
Młodzieniec ten mając lat szesnaście, pełen zdolności udał się do Bolonii na uniwersytet, zamieszkawszy u krewnych, również będących heretykami. Ci wiedząc, że nic szkodliwszego dla wiary, jak życie wyuzdane, wystawiali go na wszelkie pokusy cielesne, ale święty Anioł Stróż jego dopomógł mu do ich przezwyciężenia, tak jak dopomógł owym trzem niewinnym młodzieńcom w piecu ognistym w Babilonie. Utrwalony w łasce Bożej, mając obawę przed słabością własnego ciała, uprosił świętego Dominika, który naówczas świat zadziwiał cnotami, aby go przyjął do zakonu, jaki niedawno był założył. Złożywszy śluby zakonne, umartwiał ciało najsurowszą pokutą i zaparciem się siebie samego, poszcząc i przebywając noce bezsenne na bezustannej modlitwie, tak, że wkrótce stał się wzorem wszystkich zakonników.
Zostawszy kapłanem, starał się usilnie o gruntowne poznanie Pisma świętego i odtąd, jako misyonarz, przebiegł większą część Włoch, a kazania miewał tak przekonywające, że tysiące grzeszników i zbłąkanych nawracał; tym sposobem sława jego stawała się coraz głośniejszą.
Naraz czynność jego misyonarska się przerwała. Bóg obdarzył go nadzwyczajną łaską; wierny swemu przyrzeczeniu wyrażonemu w tych słowach: „Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą“ (Mat. 5, 8), często Piotr miał objawienia Jezusa i Matki Boskiej, z którymi rozmowy toczył o sprawach dotyczących zbawienia. Tak samo zdarzyło się i w klasztorze w Como, gdzie święty Piotr przebywał.
Jeden z braci zakonnych słysząc w celi Piotra świętego kilka głosów, zaciekawiony zajrzał przez dziurkę od klucza do owej celi i spostrzegł postać kobiecą. Pełen gniewu pobiegł do przeora i obwinił Piotra świętego, że nie stosuje się do ścisłych zakazów Zakonu i niewiasty nawet w celi swej potajemnie przyjmuje. Na to obwinienie zawezwano Piotra przed całe zgromadzenie zakonników. Piotr w pokorze wielkiej tej łaski Nieba, jakiej dostępował, nie chciał objawić i zamiast obrony, padł na ziemię, wołając: „Któż z was jest bez grzechu i któżby nie miał potrzeby, iżby mu przebaczono!“ Przeor słowa te Piotra wziął za przyznanie się do winy i skazał go na więzienie w klasztorze w Ankonie. Skazany w milczeniu poddał się wymierzonej nań karze i znosił cierpliwie ciężką karę więzienną, jedynie w cichej modlitwie żaląc się Ojcu Niebieskiemu na swe boleści.

Pewnej nocy, gdy przed Krzyżem świętym klęcząc, wzdychał: „O najsłodszy Jezu! Czy nie wiesz, iż jestem niewinny, czy nie odpowiesz za mnie, który z miłości ku Tobie milczałem? Czem zasłużyłem na te cierpienia?“ Nagle Ukrzyżowany skłonił głowę i rzekł: „A czemże Ja zawiniłem, iż Mnie na krzyżu przybito? Ucz się cierpliwości przez rozpamiętywanie Moich boleści, z któremi twoich porównać nie możesz!“ Tem odezwaniem się Jezusa zawstydzony, a
Nasi święci Patronowie.
zarazem na duchu pokrzepiony Piotr, upraszał Piotr o większe jeszcze cierpienia. Lecz Pan Bóg położył koniec jego cierpieniom i objawił niewinność uwięzionego. Natychmiast też Piotra uwolniono z więzienia i przywołano z powrotem do Como, gdzie go z wielką czcią przyjęto w klasztorze.
Święty Piotr, Męczennik.

Z podwójną gorliwością udał się na misyę. W kościołach, w których miewał kazania, brakło zwykle miejsca, tak, że często prawić był zniewolony pod gołem Niebem. Z osady do osady wiódł go lud jakby w procesyi, całował jego ręce i suknie, błagał go o błogosławieństwo i przynosił mu chorych, aby ich uzdrowił. W ten sposób sława jego pobożności i cnót szerzyła się coraz dalej.
Tego heretycy nie mogli przenieść na sobie i jeden z nich zawołał: „Widzicie jak Piotr nam szkodzi, a głupi lud pociąga za sobą tworzeniem cudów; powinniśmy zniweczyć tę wiarę w jego cuda. Mam plan gotowy: udam, że jestem chory i poproszę, aby mnie uzdrowił. Pobłogosławi mnie tedy, a ja powiem, iż w tej chwili ozdrowiałem; lud rozraduje się tym cudem, poczem ja dopiero wyjawię, iż nigdy chorym nie byłem, a wy mi to poświadczycie; cud jego będzie tedy czystem oszustwem, a lud wypadkiem tym zawstydzony i przeszłe jego cuda uzna za oszukaństwo.“ Plan ów spodobał się wszystkim heretykom, a wnioskodawca wziął szczudła, przywlókł się na nich przed Piotra i pełen obłudy zawołał: „Święty Ojcze, jestem bardzo schorzały, uzdrów mnie, tak jak innych uzdrawiałeś!“
Piotr natchniony Duchem świętym odrzekł: „Jeśli jesteś istotnie chorym, to uproszę Pana mego Jezusa, aby cię uzdrowił; jeśli wszakże jesteś zdrów, to niechaj na ciebie ku zbawieniu duszy twej ześle chorobę istotną!“ Oszust w tej chwili padł na ziemię, dręczony gwałtowną febrą. Pokrewni zanieśli go do domu, przywołali lekarzy, znosili mu lekarstwa, ale nic mu nie pomogło, a lekarze niezadługo zapowiedzieli, że musi umierać. Wtedy żałując za swój czyn niegodziwy, otwarcie przyznał się do zamierzonego oszustwa, poprosił Piotra do siebie, wyrzekł się herezyi, a Święty modlitwą swoją znów go w jednej chwili uzdrowił.
Za wielkie zasługi poniesione dla dobra Kościoła św. mianował go Papież w roku 1234 generalnym inkwizytorem Medyolanu. Urząd ten wkładał takie obowiązki, że Piotr miał czuwać nad czystością wiary, heretyków miał oddawać pod sąd, któryby ich karał, a majątki ich zabierał; podejrzanych o herezyę miał z Kościoła wyklinać, a gdyby się nie pogodzili z Kościołem świętym w ciągu roku, to mieli być uważani za otwartych heretyków i stosownie karani. Piotr do pomocy urzędu tego nie miał nic innego, jak tylko przekonywającą wymowę, z którą głosił Ewangelię Jezusa Chrystusa.
Urząd ten sprawował Piotr z zadziwiającą mądrością i głęboką nauką. Często oświadczył heretykom, że się rzuci w płomienie, jeśli oni to samo uczynią, ażeby zbadać, po czyjej stronie jest prawda Boska, ale ci zatwardziali przeciwnicy, zamiast się poddać próbie, jeszcze zaciętszymi się stawali, a wkońcu sprzysięgli się nawet na życie jego. Święty znał ich zamiary i w jednem z kazań wyrzekł publicznie: "Wiem o tem, że heretycy wielką sumę pieniędzy ofiarowali tym, którzy mnie zabiją, ale niechże o tem wiedzą, iż mnie uczynią najszczęśliwszym, jeśli mi dadzą sposobność umrzeć za wiarę; o tę łaskę zawsze gorąco Boga prosiłem. Atoli nieprzyjaciele moi są w błędzie, jeśli sądzą, że się ode mnie uwolnią, albowiem po śmierci jeszcze silniej im się dawać będę we znaki, niż za życia!“
Po dwóch tygodniach istotnie napadli go zbójcy, nasadzeni przez heretyków, i to na drodze pomiędzy Como a Medyolanem. Jeden z nich, Karinus nazwiskiem, uderzył go dwakroć siekierą w głowę i ogłuszył, a towarzysza jego, brata Dominika, przebił puginałem. Święty Piotr ogłuszony zrazu uderzeniem siekiery, powstał po chwili, ukląkł i odmawiał głośno Apostolskie wyznanie wiary, umoczył jednocześnie palec w ranie i własną krwią wypisał na ziemi słowa: „Wierzę w Boga Ojca.“ Po chwili pchnięcie sztyletem, zadane przez zbójcę, przysporzyło Niebu jednego Męczennika.
Święty Piotr zakończył żywot doczesny w roku 1252 mając lat 46.
Na grobie jego tak liczne działy się cuda, że Papież Innocenty IV już w rok później przyjął go w poczet Świętych. Skutkiem jego przyczynienia się liczni heretycy powrócili na łono prawowitego Kościoła świętego, a wielu bardzo znakomitych mężów upraszało, aby ich przyjęto do Zakonu świętego Dominika. Nawet sam zabójca Piotra świętego, Karinus, został zakonnikiem w klasztorze w Turli i za zbrodnię ciężko pokutował.
W ten sposób zemścił się Piotr święty na swych mordercach, spełniając zarazem dane za życia przyrzeczenie.

Nauka moralna.

Jak żyjemy, tak umieramy. Święty Piotr, będąc jeszcze chłopcem, zapytany przez wuja: „Czegoś się w szkole nauczył?“ odpowiedział: „Wierzę w Boga Ojca wszechmocnego, Stworzyciela Nieba i ziemi“, i wygłosił zaraz cały skład Apostolski. Kiedy wuj surowo mu zakazał powtarzać te słowa, odpowiedział śmiało: „Wierzę w Boga Ojca...“ Przy śmierci ostatnie jego słowa były: „Wierzę w Boga Ojca...“ — Można więc o nim wraz z Pismem świętem powiedzieć, że żył z Wiary.
Naśladuj Piotra świętego gorliwie w tym dla ciebie tak ważnym obowiązku i ożywiaj w sobie zawsze Wiarę świętą.
Przez to, że codziennie o ile obowiązki życia twego i usposobienie twoje na to pozwoli, zastanawiać się będziesz nad jednym lub nad drugim artykułem wiary, tak jakby ci go sam Jezus Chrystus wygłosił. Jeżeli np. idziesz na Mszę świętą, to rozpamiętywaj sobie: „wierzę w Jezusa Chrystusa, który się narodził z Maryi Panny, umęczon pod Pontskim Piłatem, ukrzyżowan, umarł i pogrzebion...;“ jeśli rano się obudzisz, to rozważ: Jezus, wstąpiwszy w Niebo, „siedzi po prawicy Ojca...;“ jeśli idziesz na przechadzkę i napawasz się pięknym jakim widokiem, to mów sobie: „Wierzę w Boga Ojca wszechmogącego, Stworzyciela Nieba i ziemi;“ gdy kończysz robotę wieczorem, mów: „skąd przyjdzie sądzić żywych i umarłych;“ gdy idziesz do spowiedzi, mów: „wierzę w Ducha świętego, w grzechów odpuszczenie;“ w bogate skutkami swemi łaski świętego Sakramentu Pokuty. Gdy oko twoje spostrzeże zbytek ludzi młodych, albo bogatszych, a ciebie także chęć do zbytku przejmie, to wspomnij sobie: „wierzę w ciała zmartwychwstanie i żywot wieczny“, oraz „w słodycz Ciała i Krwi Pańskiej, które bierzesz do ust w Sakramencie Komunii św.“
Temi codziennemi rozmyślaniami i pilnemi ćwiczeniami wywalczy sobie umysł twój, przy niezachwianej wierze, drogę z ciemności usiłowań i zmysłowości doczesnej do światła objawienia Boskiego, tak, iż oko twoje zobaczy, ucho twoje usłyszy, a serce uczuje to, czego nie uczuje żaden z ludzi, którzy wiary nie mają, chociażby byli jak najmędrszymi.
Ożywiaj wiarę w sobie tem, iż postępować będziesz za wskazówkami, jakie ci dają artykuły wiary, albowiem Jezus Chrystus głosił Ewangelię św. i nauczył cię rozpoznawać rozmyślne kłamstwa i ułudy tego świata, aby te święte prawdy, które głosił, dały ci moc do postępowania po wązkiej ścieżce ku Niebu, ku powiększeniu chwały Jego. Stąd też wypływa, iż katolik żywą wiarą przejęty, przy zatrudnieniu, jakie mu powołanie jego daje, odbiera nagrodę wieczną- a katolik nie mający tej wiary, chociażby tak samo usilnie codziennie pracował na utrzymanie życia, nie tylko nagrody wiecznej nie osięgnie, ale przeciwnie karę wieczną poniesie.
Korzystaj zatem pilnie z powyżej wyszczególnionych sposobów ożywienia wiary w sobie i wzbogacenia umysłu twego i przy każdej okazyi rozważaj pilnie artykuły wiary i idź za zachętą, jaką one wywołują w twej wolnej woli.

Modlitwa.

Wszechmogący Panie i Boże mój, spraw łaskawie, prosimy Cię, abyśmy stale trzymali się Wiary św. głoszonej przez świętego Piotra, Męczennika Twojego, który za jej rozszerzanie stał się godnym otrzymania palmy męczeńskiej. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, który króluje w Niebie i na ziemi, po wszystkie wieki wieków. Amen.

∗                    ∗
Oprócz tego obchodzi Kościół święty pamiątkę następujących Świętych Pańskich, zamieszczonych w rzymskiem martyrologium:

Dnia 29-go kwietnia w Medyolanie męczeństwo św. Piotra z zakonu kaznodziejskiego, któremu nienawiść heretyków do wiary katolickiej śmierć zgotowała. — Pod Pafus na Cyprze uroczystość św. Tychika, ucznia św. Pawła, Apostoła, nazywającego tegoż w listach swych najukochańszym bratem, wiernym sługą i współpracownikiem w Panu. - W Cirta w Numidyi uroczystość pamiątkowa św. Agapiusza i Sekundyna, Biskupów i Męczenników; gdy już dość długo pozostawali na wygnaniu, rozpoczęło się waleryańskie prześladowanie chrześcijan, w jakiem wściekłość pogan zwróciła się na zachwianie stałości wiernych. Przy tej sposobności pomnożyli także i obaj wymienieni Biskupi blask swej godności chwałą męczeństwa. Z nimi cierpieli: żołnierz Emilian, poświęcone Bogu Dziewice Tertula i Antonia oraz pewna matka ze swemi bliźniętami. — Tegoż dnia śmierć męczeńska siedmiu rozbójników, nawróconych przez św. Jazona, którzy jako Męczennicy pozyskali życie wieczne. — W Brescyi uroczystość św. Paulina, Biskupa i Wyznawcy. — W klasztorze Clugny dzień pamiątkowy św. Hugona, Opata. — W klasztorze Molesme uroczysty obchód św. Roberta, pierwszego Opata z Citeaux.


30-go Kwietnia.
Żywot świętej Katarzyny Seneńskiej.
(Żyła około roku Pańskiego 1380).
C

Cześć i chwała Bogu przedwiecznemu, który się objawił tak cudownie, dobrotliwie, mądrze i pełnym miłosierdzia przez Dziewicę św. Katarzynę z Sieny.
Rodzice jej byli zwyczajnymi farbiarzami, a z dwudziestu pięciorga dzieci ona była najmłodszą. Urodziła się jako dzieciątko wątłe, ale bardzo piękne i miłe, będąc rozkoszą całej tej licznej rodziny. Już od lat dziecięcych okazywała bystrość umysłu i szczególniejszą miłość i cześć ku Najświętszej Maryi Pannie. Przebywała chętnie na osobności, biczowała się dla umartwienia ciała, modliła się często, a jadła bardzo mało, będąc przytem milczącą, a zawsze wzorem skromności. Przykładem dobrym tak wpływała na inne rówieśnice, że, przebywając z nią, zrzekały się rozrywek i biegania bez celu, a modliły się wraz z nią gorąco.

Licząc zaledwie lat siedm, już Najśw. Maryi Pannie ślubowała dozgonną czystość dziewiczą (we Włoszech i w innych krajach południowych niewiasta o wiele rychlej dojrzewa, niż u nas w zimnej strefie, tak, że dwudziesto kilkoletnie dziewczyny należą tam już do starszych) i prosiła Matki Boskiej o wstawienie się do Jezusa, iżby ją przyjął za oblubienicę. Kiedy skończyła lat dwanaście życia i wyrosła bardzo pięknie, rodzice chcieli ją wydać za mąż.
Święta Katarzyna Seneńska.

W tym celu nakłaniała ją matka, aby się pięknie ubierała, włosy trefiła jak inne, nosiła ozdoby na szyi i wogóle, aby sposobami przypodobania się podnosiła wdzięk niewieści. Atoli Katarzyna pożądała tylko Jezusa, ubierała się skromnie, a najpiękniejsi młodzieńcy z jej otoczenia nie budzili w niej najmniejszych uczuć zalotnych. Matka rozkazała zatem starszej zamężnej siostrze Bonawenturze, aby Katarzyną się zaopiekowała i nakłoniła ją do strojniejszych ubiorów; Katarzyna uległa wprawdzie prośbom i namowom siostry, nie chcąc jej martwić, ale kiedy ona wkrótce nagle umarła, Katarzyna bardzo się zatrwożyła, a potem do końca życia nie mogła sobie wybaczyć, że tak łatwo dała się nakłonić do wybredności w strojach. W dalszem następstwie rodzice, siostry, bracia, krewni, dokładali wszelkich starań, aby Katarzynę skłonić do pokazania się w świecie, ale ona na pokucie ze łzami w oczach prosiła Jezusa w modlitwie, aby jej dopomógł oprzeć się naleganiom; ucięła nawet piękne, długie warkocze, i głowę chustką przykryła. Matka spostrzegłszy to, zawołała w gniewie: „Ty niegodziwa, czy tym sposobem chcesz postawić na swojem? Chociażby serce twoje pęknąć miało, to musisz iść za mąż; włosy i tak ci mimo woli twojej urosną, a spokoju mieć nie będziesz, dopóki nie przychylisz się do naszych żądań.“ Groźbę tę wykonano z całą surowością, izdebkę jej zamknięto, odprawiono sługę, a jej rozkazano posługiwać w domu. Codziennie nasłuchać się musiała wyrzutów i napominań i doznawała pogardy, ale to wszystko nie złamało jej postanowienia; znosiła wszelkie przykrości z anielską cierpliwością, a pełna wesołości wypełniała obowiązki służebnicy; w sercu swem zaś zgotowała sobie izdebkę, w której zajęta pracą ręczną, rozmawiała z Oblubieńcem, Jezusem. Dopomagając ojcu, matce i braciom w ich zatrudnieniach, wystawiała sobie, że czci przez to Boga Ojca, Matkę Boską i świętych Apostołów; noce spędzała na rozmyślaniach i nabożnych modlitwach.
Skutkiem objawienia z Nieba utwierdzona w chęci przyobleczenia się w suknię zakonną, oświadczyła rodzicom i rodzeństwu: „Już dzieckiem będąc, zaręczyłam się z Panem Jezusem i odtąd Boga więcej słuchać będę, niż ludzi; chcecie mnie zatrzymać w domu, to wam chętnie według sił moich służyć będę, a jeśli mnie dla moich przekonań z domu wydalicie, to wiedzcie, że znalazłam potężniejszego Oblubieńca i Opiekuna, który o mnie pomyśli.“ Stanowczość tej mowy wszystkich w podziw wprawiła, odpowiedziano jej przeto cichemi łzami. Ojciec, który już dawno podziwiał nabożność córki, przerwał milczenie: „Daleką od nas niechaj będzie myśl, dziecko ukochane, iżbyśmy się mieli sprzeciwiać woli Bożej; przyznajemy, że nie z lekkomyślności, lecz że z miłości ku Bogu zrobiłaś postanowienie, idź zatem za ślubem, który uczyniłaś, i jak cię Duch św. natchnął, a módl się za nami.“
Katarzyna zgłosiła się do zakonu Dominikanek, ale z wielką trudnością uzyskała wstęp, albowiem była za młodą, mając dopiero lat ośmnaście; dawniej bowiem zakonnice nie żyły wspólnie w jednym klasztorze, lecz każda siostra żyła w domu i ubierała się tak, że na białych sukniach nosiły czarne płaszcze; co Niedzielę tylko zgromadzały się w kościele Dominikanów, by tam usłyszeć Słowo Boże i przystępować do Sakramentów świętych. Z tego powodu do zakonu tego przyjmowano tylko wdowy i starsze dziewice.
Katarzynie w domu rodzicielskim dano osobną izdebkę, w której odtąd samotne wiodła życie pokutnicze, żyjąc tylko o suchym chlebie i surowych jarzynach, modląc się co noc do godziny drugiej, i spoczywając na gołych deskach. Przez pierwsze trzy lata nie wymówiła słowa, wyjąwszy przy spowiedzi. Często objawiał się jej Pan Jezus i utrwalał ją w postanowieniach, ale obok pociech nasyłał na nią rozmaite pokusy; czart za dopuszczeniem Boskiem kusił ją najniemoralniejszymi obrazami i nasuwał jej nieczyste myśli. Jednocześnie dusza jej błąkała się w ciemnościach, czując się pozbawioną Boskiej pomocy i pociechy. Kiedy Jezus jej się znów objawił, skarżyła się przed Nim temi słowy: „O najsłodszy Oblubieńcze mój, gdzież byłeś wtedy, kiedy dusza moja dręczona była wielkiemi okropnościami i pokusą?“ Jezus pocieszał ją temi słowy: „Byłem w sercu twojem!“ „Jakże mogłeś przebywać — rzekła Katarzyna — w sercu pełnem brzydoty i myśli nieczystych?“ „Ten brud ciebie nie zanieczyścił — pouczył ją Jezus — albowiem ty się nim brzydzisz, ale gdybym Ja nie był z tobą, byłabyś myślom tym nieczystym uległa.“
Za pozwoleniem rodziców poświęciła się obsłudze chorych, a ubogim udzielała jałmużny dość obficie; przy wszystkich datkach miała na myśli słowa: „Wszystko dla miłości Twojej, o Jezu mój, udzielaj mi nadal błogosławieństwa!“ Bóg miłosierdzie jej wsławił wielu cudami. Często w rękach jej wzrastały datki, często bez wysilenia ciała tak wielkie ilości pożywienia i napoju do ubogich roznosiła, że pod tym ciężarem byłby się ugiął najsilniejszy mężczyzna.
Kiedy pewnego dnia wyczerpała na jałmużnę wszelkie zapasy, a pozostało kilku jeszcze ubogich nie obdarzonych, natenczas pełna ufności w pomoc Jezusa przystąpiła do próżnej beczki od wina, odkręciła kurek i oto najprzedniejsze wino lać się poczęło w podstawione naczynie, a ona niem zgromadzonych ubogich obdzieliła do sytości.
Żebrakowi pewnemu, nie mając nic przy sobie, podarowała srebrny krzyżyk, który odjęła od różańca. Następnej nocy objawił się jej Jezus i pokazując jej krzyżyk ozdobiony klejnotami, zapytał: „Córko Moja, znaszli ten krzyż?“ Katarzyna uśmiechnąwszy się, odpowiedziała: „Tak, ale wczoraj jeszcze nie był tak piękny.“ Jezus na to: „Dałaś Mi go wczoraj z miłości, miłość go więc tak ozdobiła — w dzień Sądu Ostatecznego oddam ci go wobec wszystkich Aniołów i ludzi, albowiem żaden uczynek miłosierdzia twego w dniu tym nie będzie zatajonym.“
O jej miłości dla ubogich przytoczymy tylko jeden z wielu przypadków: Pewna uboga niewiasta cierpiała na raka w piersi i każdy unikał jej dla nieznośnego smrodu, jaki ciało jej wydawało. Katarzyna czuła także obrzydzenie, ale aby się przezwyciężyć, czyściła te okropne rany, obwięzywała je i nawet ustami ich dotykała.
Kobieta ta, zamiast jej się wywdzięczyć, obczerniała ją jeszcze wobec ludzi, że Katarzyna wiedzie życie niemoralne. Kiedy siostry tę niecnotę Katarzynie wymawiały, odpowiedziała tylko temi słowy: „Za łaską Chrystusa jestem dziewicą!“ Kiedy i matka Katarzyny dowiedziała się o tych oszczerstwach, zawołała w gniewie: „Czyż ci już dawno nie zakazałam troszczyć się o tę śmierdzącą babę? Odwdzięcza się za twoją troskliwość tem, że ci cześć odbiera! Przestanę cię uważać za córkę, jeśli jeszcze do niej pójdziesz!“ Katarzyna matce padła do nóg i rzekła: „Najdroższa matko, Bóg grzesznikom za ich niewdzięczność także dobrem odpłaca, a Jezus im na krzyżu w tej samej chwili przyniósł zbawienie, kiedy Go prześladowali i lżyli. Jeśli chorą opuszczę, to zmarnieje ona bez opieki; może Pan Bóg ześle jej jeszcze łaskę, iż błędy swe uzna.“ Istotnie, tak się potem stało, gdyż niewiasta owa wszystkie oszczerstwa publicznie odwołała.
Następnie objawił się Katarzynie Pan Jezus i pokazał jej dwie korony, jednę złotą, a drugą cierniową i rozkazał jej wybór uczynić. A ona odpowiedziała: „Wprawdzie ofiarowałam Ci już, Panie, wolę moją, lecz jeśli mam wybierać, to wybieram koronę cierniową, aby się stać Tobie podobną.“ I wcisnęła koronę cierniową na głowę, a od tego czasu czuła bezustanny ból głowy.
Większą miłością niż ku chorym na ciele pałała Katarzyna święta ku chorym duszom grzeszników. Jezus pokazał jej dawniej piękność duszy nawróconej, od tego też czasu największą miała troskliwość w jednaniu grzeszników z Bogiem.
Najlepszy dowód dziwnej potęgi jej pośrednictwa u Boga daje nam Papież Grzegorz XI, który polecił trzem Dominikanom, aby słuchali spowiedzi tych tylko grzeszników, jakich święta Katarzyna zniewoliła do czynienia pokuty, a Dominikanie ci nie mieli chwili odpoczynku, tak wielką była liczba pokutujących.
Sława tych cudownych łask świętej Katarzyny brzmiała po całej Europie, a Opatrzność Boska wybrała skromną córkę farbiarza, aby zmienić bieg wypadków dziejowych.
Zamieszanie kościelne i polityczne było natenczas we Włoszech bardzo wielkie; Papieże już od 70 lat nie rezydowali w Rzymie, lecz w Awinionie we Francyi, a rewolucya groziła państwu kościelnemu upadkiem. Wtedy to zasłynęła owa zakonnica z Sieny, która słowem i pismem powstrzymała wybuch rewolucyi, a potem wyruszyła w poselstwie do Awinionu, do Papieża Grzegorza XI, aby uprosić zdjęcie klątwy z miasta Florencyi. Papież przyjął ją łaskawie i rzekł do niej: „Abyś wiedziała, jak szczerze pragnę spokoju, zatem powierzam go w twoje ręce, zalecam ci wszakże, abyś miała baczenie na cześć Kościołowi świętemu przynależną.“
Katarzyna powróciła z pojednawczymi zamiarami do Florencyi, ale układy rozbiły się o wiarołomność i nieufność mieszkańców.
Zasługą Katarzyny świętej było wszakże, iż Papież Grzegorz XI w roku 1377 przeniósł Stolicę napowrót do Rzymu, gdzie po 14 miesiącach umarł.
Następca jego Urban XI z powodu zbytniej srogości i bezwzględności w karceniu wszelkich nadużyć, zniewolił przeciwników, iż wybrali Klemensa VII drugim jednoczesnym Papieżem i tym sposobem rzucił siew niezgody i klątwy.
Wtedy to znów Katarzyna święta starała się z wielką odwagą zniszczyć ten posiew złego. Pisywała wzruszające listy do Kardynałów najwięcej winnych temu zgorszeniu i do kilku książąt, aby ich nakłonić do zgody; pisała nawet do Papieża, któremu z szlachetną otwartością udzielała napomnienia, aby złagodził szorstkość usposobienia i panował odtąd nie jak ostry karciciel, lecz jak ojciec, pełen miłości, a oporu nie starał się przełamywać surowym gwałtem, lecz łagodną stanowczością.
Papież przyjął to napomnienie bardzo łaskawie i powołał ją do Rzymu z prośbą, aby mu rad swych udzielała.
Katarzyna święta modlitwą i rozumną odwagą dużo zdziałała. Młode swe życie oddała Bogu na ofiarę za Kościół święty i Pan Jezus przyjął ją łaskawie. Bolesne choroby i ciągłe pokusy szatana wycieńczyły jej ciało tak dalece, że podobniejszą była do kościotrupa, niż do człowieka.
Pełna radości, po należytem przygotowaniu się na drogę wieczności, oczekiwała śmierci, która też nadeszła w końcu kwietnia roku 1380 w trzydziestym trzecim roku jej życia. Po jej śmierci uwidoczniło się na jej ciele pięć krwawych blizn, jakie nosiła dla Chrystusa.
Z powodu licznych cudów policzył ją Papież Pius II roku 1461 w poczet Świętych Pańskich. Oprócz świętego przykładu w cnotach pozostawiła święta Katarzyna cenne pisma, jako to: sześć rozprawo prawdziwej pobożności, jednę mowę o Zwiastowaniu Najświętszej Maryi Panny i 364 listów dotyczących spraw religii i Kościoła św., co wszystko świadczy o wielkiej sile jej ducha.

Nauka moralna.

Cóżby się było stało z Katarzyną i jej pięciu wielkiemi zdolnościami dla Nieba i dla ziemi, gdyby matka jej była wpłynęła na nią i skłoniła ją do życia światowego?
Jakże postępują zwykle matki, gdy chcą wyprowadzić córkę w świat i zabezpieczyć jej byt doczesny?
Oto, ażeby zainteresować mężczyzn i uwydatnić wdzięki piękności swych córek, stroją je nieoględne matki w świecidełka, złoto, perły lub inne mniej cenne ozdoby, stosowne do stanu i majątku, zamiast je stroić w upodobanie skromności i zasmakowanie w dobrych obyczajach, albowiem nic więcej dziewicy nie zdobi, jak skromna sukienka i obyczajność. Zatem dziewico, jakiegokolwiek stanu jesteś, staraj się, abyś przenosiła wdzięk naturalny nad najkosztowniejsze stroje!
Dalej, wy matki, które macie obowiązek wychowywać córki na rozsądne i obyczajne niewiasty, troskliwe i wzorowe żony i matki, nie wódżcie córek tych bezustannie z jednego balu na drugi, z jednej rozrywki na drugą, niechaj w domowem pożyciu zawczasu nawykają do powołania, które je czeka w latach dojrzalszych. Na tym bowiem zanadto ruchliwym torze życia rozwijają się w młodzieży niewieściej straszliwe namiętności, jako to: pycha, zazdrość, gniew, zawiść, upór, chęć zemsty i rozdzierają serce, a tym sposobem unieszczęśliwiają na całe życie te, które w wyścigu o palmę piękności uchylić się musiały przed piękniejszemi nad nie.
Matki, które na ofiarę tych namiętności późniejszych córki wychowują, ciężki rachunek sumienia przed Stwórcą kiedyś zdać będą zniewolone. Niechaj to mają na uwadze, a zawsze niechaj im stanie w pamięci owa wielka Święta, Katarzyna Seneńska, która przez całe życie tak wielkim świeciła przykładem skromności i pobożności.

Modlitwa.

Panie Jezu Chryste, który świętych Wyznawców Twoich wiodłeś do Nieba po rozmaitych drogach, ale zawsze przez cierpienie i smutki, prosimy Cię, udziel nam łaski, abyśmy w przeciwnościach światowych ich przykład mieli przed oczyma i życiem pełnem umartwień i ofiar zasłużyli sobie na chwałę wieczną. Amen.

∗                    ∗
Oprócz tego obchodzi Kościół święty pamiątkę następujących Świętych Pańskich, zamieszczonych w rzymskiem martyrologium:

Dnia 30-go kwietnia w Rzymie uroczysty obchód św. Katarzyny Seneńskiej, Dziewicy z zakonu kaznodziejskiego, odznaczającej się świętem życiem i wielu cudami; Pius II policzył ją w poczet świętych Dziewic. — W Lambezie w Numidyi dzień zgonu św. Maryana, Lektora i św. Jakóba, Dyakona. Pierwszy już poprzednio w prześladowaniu Decyusza odparł zwycięsko wszelkie zaczepki wiernem wytrwaniem przy wierze; później jednakże został powtórnie schwytany z św. Jakóbem. Po wielu okrutnych cierpieniach, wzmocnieni dwukrotnem pocieszeniem z Nieba, ponieśli nareszcie z wielu innymi śmierć męczeńską. — Pod Saintes pamiątka św. Eutropiusza, Biskupa i Męczennika, który św. Klemensa, Papieża wyświęcił na Biskupa i wysłał do Galii na głoszenie Ewangelii; gdy już wiele lat piastował swój urząd, rozbili mu wrogowie imienia Chrystusa głowę i dopomogli tem do korony zwycięskiej. — W Kordowie męczeństwo św. Amatora, Kapłana, Piotra, Mnicha i św. Ludwika. — W Nowarze śmierć męczeńska św. Wawrzyńca, Kapłana i dziatek wziętych przezeń na wychowanie. — W Aleksandryi pamiątka św. Afrodyzyusza, Kapłana, umęczonego z 30 towarzyszami. — W Efezie męczeństwo św. Maksyma, który w decyańskiem prześladowaniu chrześcijan otrzymał koronę zwycięską. — W Fermo pamiątka św. Zofii, Dziewicy i Męczenniczki. — W Neapolu w Kampanii uroczystość św. Sewera, Biskupa; między innymi cudami wskrzesił umarłego, aby tenże świadectwem swem dowiódł fałszerstwa i nieprawdy kłamliwego wierzyciela. — W Evorei w Epirze dzień pamiątkowy świętego Donata, Biskupa, błyszczącego za czasów cesarza Teodozyusza świętobliwem swem życiem. — W Londynie, stolicy Anglii, uroczystość św. Erkonwalda, sławnego wielu cudami.


Uroczystość Wniebowstąpienia Pańskiego.
(W Czwartek na szóstym tygodniu po Wielkiejnocy).
(Nastąpiło roku Pańskiego 33).
P
LEKCYA (z Dziejów Apostolskich rozdział 1, wiersz 1—11).

Pierwsząm mowę uczynił, o Teofilu, o wszystkiem, co począł Jezus czynić i uczyć aż do dnia, którego rozkazawszy Apostołom przez Ducha świętego, których obrał, wzięt jest; którym też Siebie Samego po Swej Męce stawił żywym w rozmaitych dowodziech, przez czterdzieści dni się im ukazując i mówiąc o Królestwie Bożem. A z nimi jedząc rozkazał im, aby nie odchodzili z Jeruzalem, ale czekali obietnicy Ojcowskiej, którąście (prawi) słyszeli przez usta Moje. Albowiem ci Jan chrzcił wodą, a wy będziecie chrzceni Duchem świętym po niewielu tych dni. A tak którzy się byli zeszli, pytali Go, mówiąc: Panie, zali przywrócisz w tym czasie Królestwo Izraelowi? I rzekł do nich: Nie wasza rzecz jest znać czasy i chwile, które Ojciec w Swej władzy położył; ale weźmiecie moc Ducha świętego, który przyszedł na was, i będziecie Mi świadkami w Jeruzalem i we wszystkiej żydowskiej ziemi i w Samaryi i aż na kraj ziemi. A to rzekłszy, gdy oni patrzali, podniesion jest, a obłok wziął Go od oczu ich. A gdy pilnie patrzali za Nim do Nieba idącym, oto dwa mężowie stanęli przy nich w białem odzieniu, którzy też rzekli: Mężowie Galilejscy, czemu stoicie, patrząc w Niebo? Ten Jezus, który wzięt jest od was do Nieba, tak przyjdzie, jakoście Go widzieli idącego do Nieba.

EWANGELIA (Mar. rozdz. 16, wiersz 14—20).

Na ostatek onym jedenaście (Apostołom) społem u stołu siedzącym ukazał się Jezus i wymawiał niedowiarstwo ich i zatwardzenie serca, iż tym, którzy Go widzieli, iż zmartwychwstał, nie wierzyli. I mówił im: Idąc na wszystek świat, opowiadajcie Ewangelię wszemu stworzeniu. Kto uwierzy i ochrzci się, zbawion będzie, a kto nie uwierzy, będzie potępion. A cuda tych, co uwierzą, to naśladować będą. W Imię Moje czarty będą wyrzucać, nowymi językami będą mówić, węże będą brać, a choćby co śmiertelnego pili, szkodzić im nie będzie. Na niemocnych ręce będą kłaść, a dobrze się mieć będą. A Pan Jezus, potem jako do nich mówił, wzięty jest do Nieba i siedzi na prawicy Bożej. A oni wyszedłszy, przepowiadali wszędy, a Pan dopomagał i utwierdzał mowę przez cuda poza idące.


Czterdzieści dni przebywał Zbawiciel wśród Swych uczniów; potem wrócił do Ojca Swego w Niebiesiech. Zawiódłszy uczniów na Górę Oliwną, dał im tam ostateczne Swe zlecenie: „Idąc na wszystek świat, opowiadajcie Ewangelię wszemu stworzeniu.“ Tam wskazał im, jaką drogą mają prowadzić ludzi do Nieba: „Kto uwierzy i ochrzci się, zbawion będzie, a kto nie uwierzy, będzie potępion.“ Obiecuje wiernym cuda na stwierdzenie prawdy Swej nauki: „A cuda tych, co uwierzą, to naśladować będą. W Imię Moje czarty będą wyrzucać: nowymi językami będą mówić. Węże będą brać: i choćby co śmiertelnego pili, szkodzić im nie będzie: na niemocne ręce będą kłaść, a dobrze się mieć będą“ (Mar. 16, 15-19). Tam udzielił im, a przez nich Swemu Kościołowi błogosławieństwa po wszystkie wieki. Potem wzniósł się w ich oczach w górę i wstąpił w Niebo. „A gdy pilnie patrzali za Nim do Nieba idącym: oto dwaj mężowie stanęli przy nich w białem odzieniu. Którzy też rzekli: Mężowie Galilejscy, czemu stoicie, patrząc w Niebo? ten Jezus, który wzięty jest od Was do Nieba, tak przyjdzie, jakoście Go widzieli idącego do Nieba.“ (Dzieje Apostolskie 1, 10. 11).

Wniebowstąpienie Pańskie.

Chrystus Pan własną siłą w Niebo wstąpił. Tą samą siłą, którą powstał z martwych, wzniósł się do Nieba. Nie jak Henoch wzięty przez Boga, nie jak Eliasz usunięty z ziemi, nie jak Najświętsza Panna siłą Bożą wniebowzięta, nie! — wrodzoną siłą własnego Bóstwa wzniósł się do Nieba, i dlatego też Kościół sławi Go jako Tego który wniebowstąpił, i jako Tego, przez którego święta Panna wniebowziętą została.
W tym tryumfalnym pochodzie towarzyszyli Panu wszyscy ci, którym ogłosił w przedpieklu Ewangelię świętą. Skruszywszy pęta tych dusz sprawiedliwych, wprowadził je do Nieba i oswobodził je z niewoli. Tak więc Ten, którego żydzi wyszydzili i zelżyli, został prawdziwym i rzeczywistym Królem i wśród pieni „Hosanna“ dusz przez Siebie oswobodzonych, wszedł tryumfalnie do niebieskiej Jerozolimy.
Wstąpił zaś Chrystus na Niebiosa, aby obchodzić uroczysty tryumf nad śmiercią i piekłem i po mnogich cierpieniach wejść do Swej chwały. Sam się poniżył, stawszy się posłusznym aż do śmierci, a śmierci krzyżowej. Dlaczego i Bóg wywyższył Go, i darował Mu imię, które jest nad wszelakie imię: Aby na Imię Jezusowe wszelkie kolano klękało, niebieskich, ziemskich i podziemnych.“ (Filip 2, 8-11).
Ale nie tylko, aby wejść do sprawiedliwej chwały, wzniósł się Pan Jezus w Niebiosa, lecz także, aby być naszym Pośrednikiem i Orędownikiem wobec Ojca. W tym przecież celu zstąpił na ten świat i cierpiał za nas niewymownie. Dokonał dzieła, a łaska, którą nam zjednał, miała się stać udziałem ludzi. Pomoc Boska miała zejść do nas, a aby nam ją zesłać, uniósł się Syn w Niebiosa. Wolą Jego było, abyśmy mieli pomoc w swej słabości i Pośrednika, w którymbyśmy mogli pokładać zaufanie. Tym Pośrednikem, tym Orędownikiem u Ojca chciał być Ten, który wszystko zniósł i wycierpiał jedynie w tym celu, abyśmy się z ufnością do Niego zbliżać mogli. Do tego zachęca nas też Apostoł św., mówiąc: „Patrząc na Jezusa, przodka i kończyciela wiary, który mając przed Sobą wesele, podjął krzyż, wzgardziwszy sromotę, i siedzi na prawicy Stolicy Bożej. Albowiem uważajcie Tego, który takowe przeciwieństwo od grzeszników podejmował przeciw Sobie: abyście nie ustawali, osłabiawszy na duszach waszych.“ (Żyd. 12, 2—3). Nie tylko chciał nam pomódz i wstawiać się za nami do Ojca, ale chciał nam zgotować mieszkanie, w którem miał nas przyjąć, gdy dokonamy walki i żywota doczesnego i dochowamy wiary. Mieszkanie nasze odpowiednie będzie zasługom naszym, a Sam Pan nasz do niego nas wprowadzi, jak to obiecał, mówiąc: „W domu Ojca Mego jest mieszkania wiele. Jeśliby inaczej, powiedziałbym wam był: Albowiem idę gotować wam miejsce. A jeśli odejdę, i zgotuję wam miejsce: Przyjdę zasię i wezmę was do Mnie Samego: Iżbyście, gdziem Ja jest, i wy byli.“ (Jan 14, 2-3). Ten powrót Chrystusa zdarzy się w Dniu Ostatecznym, gdzie każdemu stanie się według uczynków jego, gdzie źli pójdą na wieczny ogień, a sprawiedliwi usłyszą słowa: „Pójdźcie błogosławieni Ojca Mego, otrzymajcie Królestwo wam zgotowane od założenia świata.“ (Mat. 25, 34).
Jeśli zaś mówimy: „Chrystus powstał z martwych, wstąpił na Niebiosa i siedzi po prawicy Ojca, tj. doznaje tej samej chwały, czci i uwielbienia“, wtedy nie należy tego rozumieć o Jego świętem Bóstwie, lecz o świętem Jego Człowieczeństwie. Bóstwo Jego nie wyszło z Niebios, lecz pozostało w nich nawet wtedy, gdy Człowieczeństwo Jego cierpiało na Górze Oliwnej i skonało na krzyżu. Jeśli przeto Apostoł święty mówi: „Wzbudziwszy Go z martwych, i posadziwszy na prawicy Swojej na Niebiesiech: Nad wszelkie księstwa i władzę i moc, panowanie i wszelkie imię, które się mianuje nie tylko w tym wieku, ale też i w przyszłym. I wszystko poddał pod nogi Jego: A Jego dał głową nad wszystkim Kościołem“, (Efez. 1, 20—22), wtedy te słowa mają to znaczenie: Że Jezus Chrystus i jako Człowiek ma udział w mocy i chwale Majestatu Bożego. Wzniósł się bowiem w Niebo z ciałem człowieczem, z duszą ludzką i Swemi pięciu świętemi Ranami. Nie było to inne ciało, jak tylko to, co w grobie legło; nie była to inna dusza, jak ta, która na krzyżu odłączyła się od ciała i zstąpiła do przedpiekła po dusze oczekujące od wieków Odkupiciela. Tym sposobem tylko mogła ludzkość odzyskać utraconą godność. Bóstwo przyoblekło posłać ludzką, aby człowieczeństwo z Sobą wznieść do Nieba.
Uroczystość Wniebowzięcia Pańskiego, jak to już święty Augustyn pisze, ustanowioną była przez samych Apostołów. Słusznie też święty Bernard upomina nas, abyśmy ją obchodzili z takiem nabożeństwem i przejęciem się, jak uroczystości Bożego Narodzenia i Zmartwychwstania Pańskiego, gdyż jest ona, dowodzi dalej ten Święty, jakoby dokończeniem i uzupełnieniem tych wielkich Tajemnic. Owszem, niektórzy z Ojców św. utrzymują, że uroczystość dzisiejsza wszystkie inne uroczystości Kościoła naszego przechodzi, gdyż jest pamiątką chwili stanowczego odzyskania nam przez Syna Bożego Nieba, do którego Pan Bóg stworzył człowieka na początku świata, a do którego grzech pierwszych naszych rodziców zamknął nam był drogę.

Nauka moralna.

W miejscu, z którego się Chrystus wzniósł do Nieba, wyciśnięte były dwa ślady, które oba oglądał jeszcze Hieronim św. Teraz widać tylko jeden jeszcze, drugi zabrali Turcy i umieścili w jednym ze swych meczetów. Te dwa odciski mają tę właściwość, że przystają do każdej stopy. Cóż to ma znaczyć? Nic innego, jak tylko to, że każdy powinien i może iść w ślad nauki Chrystusowej. Jak Chrystus Pan wzniósł się ciałem w Niebiosa, tak winien każdy chrześcijanin wznieść się duszą do Nieba. Stąd też przy każdej Mszy świętej Kościół nawołuje: „Sursum corda“ (w górę serca). Wznieście oczy i serca ku Niebu, pomni na słowa Apostoła: „Nasze obcowanie jest w Niebiesiech: Skąd też Zbawiciela oczekiwamy, Pana naszego Jezusa Chrystusa.“ (Filip 3, 20). Tam jest prawdziwa Ojczyzna nasza. Niebo bowiem jest ojczyzną naszą; ziemia miejscem wygnania. Nie można tam dojść bez trudów, ale nagroda czekająca nas jest wielką. Jest to nagroda Abrahama, do którego Bóg rzekł: „Jestem zapłatą twą zbytnie wielką.“ (1 Mojż. 15, 1). Sam Pan Bóg jest obiecaną nam nagrodą, niebieskie rozkosze, wiekuiste szczęście, oto nagroda nasza. Niema nagrody bez trudu i zasługi; niema zwycięstwa bez walki, niema powodzenia bez wysilenia. Nie szczędźmy niczego, aby otrzymać taką nagrodę. Błogosławiony mąż, który zdzierżywa pokusę, bo gdy będzie doświadczony, weźmie koronę żywota, którą obiecał Bóg tym, którzy Go miłują.“ (Jak. 1, 12).

Modlitwa.

Spraw miłościwie wszechmogący i wieczny Boże, abyśmy wyznając w dniu dzisiejszym Syna Twojego Jednorodzonego Odkupiciela naszego cudowne Wniebowstąpienie, duszą, sercem i umysłem w Niebie przebywali. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa. Amen.


Uroczystość Zesłania Ducha św. czyli Zielonych Świątek.
(Druga niedziela po Wniebowstąpieniu Pańskiem).
(Nastąpiło około roku Pańskiego 33).
A
LEKCYA (z Dziejów Apostolskich rozdział 2, wiersz 1-11).

A gdy się spełniły dni Piędziesiątnicy, byli wszyscy wespół na temże miejscu. I stał się z prędka z Nieba szum, jakoby przypadającego wiatru gwałtownego, i napełnił wszystek dom, gdzie siedzieli. I ukazały im się rozdzielone języki jakoby ognia, i usiadł na każdym z nich z osobna. I napełnieni byli wszyscy Duchem św. i poczęli mówić rozmaitymi językami, jako im Duch święty wymawiać dawał. A byli w Jeruzalem mieszkający żydowie, mężowie nabożni ze wszego narodu, który jest pod Niebem. A gdy się stał ten głos, zbliżało się mnóstwo i strwożyło się na myśli, że każdy słyszał ich swym językiem mówiących. A zdumiewali się wszyscy i dziwowali, mówiąc: Iżali oto ci wszyscy, którzy mówią, nie są Galilejczycy? A jakośmy słyszeli każdy z nas swój język, w którymeśmy się urodzili? Partowie i Medowie i Elamitowie i mieszkający w Mezopotamii, w żydowskiej ziemi, i w Kapadocyi, w Poncie i w Azyi, we Frygii i w Pamfilii, w Egipcie, w stronach Libii, która jest podle Cyreny, i przychodniowie rzymscy, żydowie też i nowo nawróceni, Kreteńczycy i Arabczycy, słyszeliśmy ich mówiących języki naszymi wielmożne sprawy Boże.

EWANGELIA (Jan rozdz. 14, wiersz 23—31).

Onego czasu rzekł Jezus do Swych uczniów: Jeśli Mnie kto miłuje, będzie chował mowę Moją, a Ojciec Mój umiłuje go, i do niego przyjdziemy, a mieszkanie z niego uczynimy. Kto Mnie nie miłuje, mów Moich nie chowa, a mowa, którąście słyszeli, nie jest Moja, ale Tego, który Mię posłał, Ojca. Tom wam powiedział, u was mieszkając. Lecz pocieszyciel Duch święty, którego Ojciec pośle w Imię Moje, On was wszystkiego nauczy i przypomni wam wszystko, cokolwiekbym wam powiedział. Pokój zostawuję wam, pokój Mój daję wam; nie jako dawa świat, Ja wam daję. Niech się nie trwoży serce wasze, ani się lęka. Słyszeliście, żem Ja wam powiedział: odchodzę i przychodzę do was. Gdybyście Mnie miłowali, wzdybyście się radowali, iż idę do Ojca, bo Ojciec większy jest, niż Ja. I terazem wam powiedział przedtem, niż się stanie, iżbyście, gdy się stanie, wierzyli. Już wiele z wami mówić nie będę, albowiem idzie książę świata tego, a we Mnie nic nie ma, ale iżby świat poznał, że miłuję Ojca, a jako Mi Ojciec rozkazanie dał.


Święto Zesłania Ducha świętego jest tak dawne, że czasu jego zaprowadzenia oznaczyć nie podobna; już święty Augustyn mówi, że należy do uroczystości, które obchodzi cały okrąg ziemski. Nazwa Zielone Świątki pochodzi od zwyczaju, że w tym dniu umajano domy i kościoły gałęziami i posypywano posadzkę tatarakiem. W języku kościelnym zowie się ten dzień „Pentecoste“, dzień pięćdziesiąty, w którym Izraelici święcili pamięć ogłoszenia woli Pańskiej na górze Synai i obchodzili obrzęd dożynków. My w tym dniu święcimy pamiątkę Zesłania Ducha świętego na Apostołów. Dzień ten jest jakoby dniem narodzin Kościoła.
Skoro bowiem Chrystus Pan nieskończoną zasługą posłuszeństwa nas zbawił, naturalny stąd wniosek, że owoc tego zbawienia winien być naszym udziałem. Łaska Boża jest skarbem, który nie tylko jest dla nas przeznaczonym, ale i wypłaconym nam być winien. Chrystus Pan podobny jest królom i mocarzom ziemskim. Jak królowie mają swój skarb i swych jałmużników, którzy są szafarzami ich dobrodziejstw dla biednych, tak ma Chrystus, Król niebieski, skarb i skarbnika Swego. Skarbem jest Kościół katolicki, skarbnikiem Duch święty.
Łaskę Kościoła otrzymujemy tylko w obrębie Kościoła. Tylko Kościołowi katolickiemu obiecany jest Duch święty. Duch św. jest duchem prawdy (Jan 16, 13), Kościół zaś filarem prawdy. (1 Tym. 3, 15). Duch Boży przeto może tylko przemieszkiwać w Kościele.
Duch święty jest trzecią osobą Bóstwa, Bogiem tak prawdziwym, jak Ojciec i Syn. Istocie Jego nic Boskiego nie braknie. Ma tę samą moc, potęgę i chwałę, jak Ojciec i Syn. Tę współistotność wypowiada Pismo święte w słowach: „Ojciec, Słowo i Duch święty: A Ci trzej jedno są.“ (1 Jan 5, 7). Jak Ojciec jest od wieków i Syn od wieków zrodzony, tak odwiecznym jest Duch św., ale pochodzi On razem od Ojca i Syna. Uczy tego wyraźnie sam Zbawiciel, mówiąc: „Gdy przyjdzie Pocieszyciel, którego Ja wam poślę od Ojca, Ducha prawdy, który od Ojca pochodzi.“ (Jan 15, 26). W innem miejscu powiedział: „Wszystko, cokolwiek ma Ojciec, Moje jest. Dlategom powiedział: Że z Mego weźmie, a wam opowie.“ (Jan 16, 15). Duch święty pochodzi przeto od Ojca, ale Syn Go posyła. To, co On obwieszcza, jest własnością Ojca i Syna. Duch więc musi pochodzić od Ojca i Syna zarazem; i dlatego też nazywamy Go Duchem, nie dlatego, jakoby Ojciec i Syn nie byli Duchami, lecz ponieważ pochodzenie Ducha od Ojca i Syna najstosowniej porównać można z tchnieniem Bożem.
Lubo więc Duch święty jest wszędzie, będąc Bogiem, przedewszystkiem jest w Kościele i duszach sprawiedliwych. Jest to podobna obecność, jak obecność Chrystusa w Przenajśw. Sakramencie Ołtarza. Jak Chrystus mocą Swego Bóstwa napełnia Niebo i ziemię i jest jako Bóg i Człowiek obecny w Przenajśw. Sakramencie Ołtarza, tak Duch święty przemieszkuje w Kościele i duszy ludzkiej w ten sposób, że dusza nie otrzymuje łask Ducha świętego, lecz Ducha świętego wraz z Jego łaską i staje się przybytkiem żywego Boga.

Ten tedy Duch Boży, który wraz z Ojcem i Synem dokonał czynu stworzenia i zbawienia, zstąpił w pięćdziesiąt dni po zmartwychwstaniu Pańskiem w serca uczniów, którzy się byli zebrali na wspólną modlitwę. Zstąpił na nich w kształcie
Zesłanie Ducha świętego.
języków płomienistych, które osiadły na głowach Apostołów wśród szumu wiatru i trzęsienia ziemi, zupełnie tak, jak się pojawił Pan Bóg na górze Synai. Strach przeniknął mieszkańców Jerozolimy, a odwaga i ufność ożywiła serce uczniów i chwalili Pana. Słyszeli żydzi Apostołów sławiących Boga, każdy w swym języku. Piotr wystąpił po raz pierwszy publicznie i głosił naukę ukrzyżowanego Chrystusa, a w tym dniu dało się ochrzcić 3000 ludzi i działy się cuda i znaki. Odtąd pozostał Duch Boży przy Kościele, oświecał i nauczał Kościół i kapłanów, pocieszał, umacniał, uświęcał wiernych i zlewał w ich serca pełnią łask Swych.

Te działania Ducha świętego na dusze ludzkie nazywamy darami Ducha św. Nie są one cnotami, ale zdolnościami, któremi człowiek dochodzi do cnót, nazywającemi się znowu owocami Ducha św.
Takich darów mamy siedm. Wylicza je Izajasz Prorok, mówiąc o Mesyaszu, pierwowzorze wszech doskonałości, a zarazem naszym pierwowzorze: „I odpocznie na Nim Duch Pański, duch mądrości i rozumu, duch rady i mocy, duch umiejętności i bogobojności i napełni Go duch bojaźni Pańskiej.“ (Izajasz 11, 2. 3).

Rozważmy te dary:
1. Darem mądrości jest dar uznania, że jednego nam tylko potrzeba, tj. poznać Boga i osięgnąć zbawienie.
2. Dar rozumu polega na zdolności zrozumienia poszczególnych prawd objawionych. O ten dar prosić nam potrzeba przed nauką chrześcijańską, przed słuchaniem Słowa Bożego, przed czytaniem ksiąg budujących.
3. Dar rady czyni człowieka zdolnym do wybrania w razach wątpliwych tego, co jest dobre.
4. Dar mocy jest darem wykonania tego wszystkiego dobrego mimo wrodzonej ułomności.
5. Dar umiejętności jest darem rozpoznania złud szatańskich i wynalezienia właściwej drogi zbawienia.
6. Dar pobożności jest tym darem, im mocy którego znajdujemy szczęście jedynie w Bogu, nie w rozkoszach tego świata.
7. Dar bogobojności jest dar zbawiennej obawy przed Sądem Bożym i lękania się wszelkiego grzechu.
Owocami Ducha świętego są cnoty, których człowiek nabywa, współdziałając z darami Ducha świętego. Paweł Apostoł wylicza ich dwanaście. (Gal. 5, 22): „A owoc Ducha jest: 1. miłość (Boga i bliźniego), 2. wesele (w Bogu), 3. pokój (z ludźmi i z sobą), 4. cierpliwość (w przeciwnościach), 5. dobrotliwość (łagodność), 6. dobroć (serca), 7. cierpliwość (wytrwałość), 8. nieskwapliwość (wybaczenie uraz), 9. wiara (czyli wierność w służbie Bożej), 10. skromność (nieunoszenie się namiętnością), 11. wstrzemięźliwość (powściągliwość dla miłości Boga), 12. czystość (w myślach, słowach i uczynkach).

Nauka moralna.

Życie każdego Świętego jest świadectwem owoców Ducha świętego, gdyż (jak mówi święty Franciszek Salezy), „życie takie nie jest niczem innem, jak Ewangelią głoszoną przez czyny.“
Jeśli Duch święty zamieszkał w duszy, wtedy ona jest podobną do przybytku świętego, do wybranego naczynia Boskiego miłosierdzia, w które spływa balsam łaski Bożej. Człowiek jest w oczach Boskich drogocennem naczyniem, póki to naczynie jest czyste. Grzech dopiero zanieczyszcza je; grzech jest jakby rdzą pozbawiającą je połysku, a razem z tym połyskiem niknie upodobanie Boga. Jeśli przeto Duch święty pozostaje tylko w duszy człowieka, póki taż dusza jest wolną od ciężkiego grzechu, to grzech śmiertelny wypłasza Ducha świętego i znieważa przybytek Pański; wtedy dusza nie jest domem Bożym, lecz podobną jest do jaskini łotrów, gdyż złe popędy i namiętności owładnęły ją, ogołociły z łaski Bożej i zabijają w niej duchowe życie. Grzech śmiertelny jest jakby świętokradztwem i duchowem znieważaniem świątyni, które ściąga na siebie sądy Boże. „Kto Kościół Boży zgwałci“, pisze Apostoł, zatraci go Bóg. Albowiem Kościół Boży święty jest, którym wy jesteście.“ (1 Kor. 3, 17).
Chrześcijanin przeto chcący wiedzieć, jaki jest stan jego duchowej świątyni, winien się zapytać: Czyż w mem życiu widać owoce Ducha św.? Czy mam dary Ducha św.? Gdzie niema owoców, tam też nie może być mowy o darach. W takim razie niema innej rady, jak pojednać się ze Zbawicielem drogą szczerego żalu i skruchy i przystępowaniem do św. Sakramentu Pokuty. Ale bądźmy potem ostrożni i zachowajmy, cośmy otrzymali, gdyż Pan uzdrowił trzydziestoletniego chorego, ale napomniał go: „Już nie grzesz, abyć się co gorszego nie stało.“ Słuchajmy natchnień i bądźmy baczni, gdy do nas Duch święty przemawia. Gdy nas niepokoi sumienie, gdyśmy nie zadowoleni z siebie samych, gdy przyjdą nam na myśl Sądy Boże, gdy wspomnienia młodości w nas się ocucą, gdy nauki rodziców i duszpasterzy przyjdą nam na pamięć, gdy rozpomnimy, czem byliśmy dawniej, a czem teraz jesteśmy, gdy poczujemy w sobie chęć walczenia ze złymi popędami, gdy litość i współczucie zachęcą nas do czynów miłosierdzia, gdy szlachetne zamiary i postanowienia powstaną w duszy naszej, wtedy bądźmy pewni, że Duch święty do nas przemawia. Idźmy za jego głosem, jeżeli pragniemy przypodobać się Bogu. Pomnijmy na słowa Pawła św.: „Którzykolwiek Duchem Bożym rządzeni są, ci są synami Bożymi.“ (Rzym. 8, 14).

Modlitwa.

Boże, któryś w dniu dzisiejszym serca wiernych oświecił Duchem św., daj, abyśmy w tym Duchu rozumieli, co jest dobre i zawsze się radowali pociechą Jego. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, który króluje w Niebie i na ziemi. Amen.


Uroczystość Trójcy Przenajświętrzej.
(Pierwsza niedziela po Zesłaniu Ducha świętego).
(Ustanowioną została około roku Pańskiego 1320).
O
LEKCYA (z listu do Rzymian rozdział 11, wiersz 33—36)

O głębokości bogactw, mądrości i wiadomości Bożej! Jako są nieogarnione sądy Jego, i niedościgłe drogi Jego? Bo któż poznał umysł Pański? Albo kto był rajcą Jego? Albo kto Mu pierwej dał a będzie mu oddano? Albowiem z Niego i przezeń i w Nim jest wszystko. Jemu chwała na wieki. Amen.

EWANGELIA (Mat. rozdz. 28, wiersz 18—20).

Onego czasu rzekł Jezus do Swych uczniów: Dana Mi jest wszelka władza na Niebie i na ziemi. Idąc tedy, nauczajcie wszystkie narody, chrzcąc je w Imię Ojca, i Syna i Ducha świętego, nauczając je chować wszystko, com wam kolwiek przykazał; a oto Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata.


Chociaż wszystkie Niedziele i wszystkie święta i uroczystości w roku całym, mają na głównym celu oddanie czci Trójcy Przenajświętszej, gdyż wiemy to i wyznajemy, że Pan Bóg, do którego wszelką cześć religijną odnosimy, jest jeden w trzech Osobach, słusznie jednak ustanowioną została osobna na to uroczystość. Stałym jest i powszechnym w Kościele zwyczajem stanowić święta na szczególne uczczenie najważniejszych tajemnic wiary naszej, i na podziękowanie Bogu za największe Jego łaski. Owóż, najszczytniejszą tajemnicą wiary katolickiej jest tajemnica Trójcy Przenajświętszej, a jednem z największych dobrodziejstw dla nas, jest objawienie jej ludziom i obdarzenie wiernych wiarą w tę świętą, a tak wzniosłą, i według niektórych, niedostępną samemu rozumowi ludzkiemu prawdę. Uroczystość dzisiejszą obchodzono już w niektórych miejscach od jedenastego wieku. Opat Rupert, w dziele swojem o obrzędach kościelnych, wydanem na początku wieku XII, wspomina o niej, jako o uroczystości już powszechnie przyjętej, i wszędzie obchodzonej. Jednak postanowioną wyraźnie i nakazaną całemu Kościołowi, została dopiero przez Papieża Jana XXII, około roku 1320.
Ponieważ tajemnica Trójcy Przenajśw. jest najwyższą tajemnicą wiary naszej, na której wszystkie inne się opierają i przez nią wszystkie inne się tłómaczą, wyłożymy tu w krótkości naukę o niej Kościoła świętego.

Trójca Przenajświętsza.

Objawienie Boże uczy nas, co zresztą i sam rozum naturalny przyznaje, że Bóg jest jeden: Stworzyciel Nieba i ziemi. Nie mając początku i końca, jest Istotą najwyższą, Najświętszą, niezmienną, wieczną, nieograniczoną, nieskończoną, niepojętą: słowem niewymownej dla języka ludzkiego doskonałości. Posiada wszelką władzę i potęgę, wszelką mądrość i dobroć, sprawiedliwość i miłosierdzie; a także zażywa Sam w Sobie najwyższej chwały, i najwyższego szczęścia. Jest początkiem i arcywzorem i końcem wszystkiego co tylko istnieje; wszystkie światy, i na nich wszystkie twory i ziemskie i niebieskie w porównaniu z Jego majestatem, są jakby pyłek prochu, albo raczej jakby były niczem, jakby ich wcale nie było.
Lecz chociaż Bóg jest tylko jeden, i niemożliwem jest, aby było kilku Bogów, bo w takim razie musiałaby być między nimi różnica, mimo to nie jest w Bóstwie Swojem, jakby powiedzieć, usamotnionym. Wiara bowiem uczy nas, że w Bogu jedynym co do Jego istoty nierozdzielnej i nie składającej się z żadnych części, są nazwane tak językiem kościelnym: Trzy Osoby a jak to wyraża język grecki trzy hypostazye to jest trzy osobistości, trzy odrębności, które dla ułatwienia sobie o tem pojęcia nazywany Ojcem, Synem i Duchem św. Bóg jest Ojcem, o ile jako Istota odwieczna, odwiecznie Siebie Samego poznając, wydaje w Sobie Samym Swój obraz, a który jest Mu tak najzupełniej podobny, że aż zupełnie jest Mu równym, zupełnie jest takim-że Bogiem jak nim jest Bóg, który rodzi w Sobie to poznanie Siebie. Bóg jest Synem, o ile tym sposobem od wieków poznany przez Siebie, jest Swoim własnym, najdoskonalszym, a więc równym oryginałowi, który obrazuje, obrazem. Jest nakoniec Duchem św., Duchem miłości, o ile Bóg Ojciec widząc od wieków w Sobie Swój rodzący się z Niego Obraz, który zowiemy Synem Jego, miłuje Go całą potęgą Boskiej Swojej miłości, i o ile tenże Obraz Jego niby Syn stając się Jemu równym Bogiem, podobnąż miłością granic niemającą, bo Boską, miłuje swego Ojca, i stąd wydają z Siebie w Sobie od wieków i ciągle, tę trzecią Osobę, tę trzecią Swojej jedynej istoty odrębność.
Niemasz wątpliwości, że Pan Bóg objawił był tę tajemnicę Patryarchom i Prorokom Starego Zakonu. Jakoż znajdujemy bardzo wzniosłe i wyraźne tegoż świadectwa w księgach Pisma Bożego, które oni układali za szczególnem natchnieniem i pod ciągłym wpływem Ducha świętego, a mianowicie w księgach Rodzaju, w Psalmach, w Przypowieściach, w Eklezyastyku i w wielu Prorokach. Nie ogłaszali jednak tej tajemnicy żydom, których byli nauczycielami, gdyż znając ich skłonność do bałwochwalstwa, obawiali się, aby słysząc o trzech Osobach w Bogu, nie wzięli Ich za trzy bóstwa odrębne, i nie wpadli w błędy, w które powpadały były wówczas wszystkie inne ludy. Przytem pojęcie Tajemnicy Trójcy Przenajświętszej, zawsze przechodzące ograniczony rozum ludzki, tem bardziej nieprzystępnem się okazywało przed wcieleniem się drugiej Osoby tejże Trójcy Przenajświętszej, czyli przed przyjściem Syna Bożego na ziemię. Na ogłoszenie też, to jest odsłonienie przed ludźmi tak szczytnej prawdy, potrzeba było aż takiego Mistrza, takiego Nauczyciela, jakim był sam Zbawiciel, i Jemu to dopiero powierzyła Trójca Przenajświętsza posłannictwo odkrycia tej prawdy ziemianom. W istocie bowiem ścisły zachodzi związek pomiędzy tą tajemnicą a tajemnicą Wcielenia i Odkupienia. Bo jakżebyśmy zrozumieć zdołali, że Bóg Ojciec zesłał Boga Syna Swojego na ziemię, aby nas odkupił, i że Bóg Syn stał się pośrednikiem i pojednawcą naszym przed Ojcem Swoim, gdybyśmy nie wiedzieli, że w Bogu jest Ojciec i Syn, którzy są dwoma pierwszemi Osobami Trójcy Przenajświętszej? I jakbyśmy zrozumieć mogli, że Bóg Syn wysłużył nam i zesłał niewymownej ceny dar Boga Ducha świętego, aby uzupełnić dzieło naszego uświęcenia przez wlanie w dusze nasze tegoż Boga Ducha świętego, gdybyśmy nie wiedzieli, że On jest trzecią Osobą w Bogu?
To też Pan Jezus często w Ewangeliach świętych wspomina o tych trzech Boskich Osobach, wymieniając pierwszą Osobę w Bóstwie jako Ojca Swego, z którego to powodu żydzi Mu bluźnili, oskarżając zarazem, że Zbawiciel śmie ogłaszać się Synem Bożym, a Boga Swoim Ojcem mianuje. Powtóre naucza najwyraźniej, że Sam jako Bóg, jest Bogu Ojcu współistotnym, równym we wszystkiem, twierdząc, że cokolwiek posiada Sam, posiada to Jego Ojciec, a cokolwiek posiada Ojciec, toż samo i On posiada; że kto Jego widzi, widzi i Ojca, gdyż On jest w Ojcu, a Ojciec w Nim; że to co Mu dał Ojciec, jest rzeczą granic nie mającą, i że On i Ojciec są jedną i tąż samą Istotą, są jednem i temże samem. Po trzecie mówi w bardzo wielu miejscach o Osobie Ducha świętego, i ogłasza Jego Bóstwo, zowiąc Go Duchem Prawdy, którego świat przyjąć nie może, gdyż ani go zna ani widzi; nadal oświadcza, że potrzeba jest, aby Sam odszedł dla zesłania tego Boskiego Ducha, i przyrzeka, że będzie prosił o Niego Ojca Swojego, jako o dar godności niezrównanej, o Pocieszyciela najwyższego i najdoskonalszego, który zastąpi Jego własną nieobecność na ziemi. Mówi też po czwarte i o wszystkich trzech Osobach razem, co potwierdzają następujące słowa: Pocieszyciel Duch święty, którego Ojciec pośle w imię Moje, on was wszystkiego nauczy. (Jan 14, 26). I znowu: Gdy przyjdzie Pocieszyciel, którego Ja wam poślę od Ojca, On o Mnie świadectwo dawać będzie (Jan 15, 26); i nakoniec jak najwyraźniej mówiąc: Idąc tedy nauczajcie wszystkie narody, chrzcząc je w Imię Ojca i Syna i Ducha świętego. (Mat 28, 19).
Księgi Dziejów Apostolskich są podobnież napełnione nauką o tajemnicy Trójcy Przenajświętszej, a szczególnie Ewangelia i listy świętego Jana, który głównie wyświecał Bóstwo Zbawiciela. W tych mówi on pomiędzy innemi: Trzej są, którzy świadectwo dają na Niebie, a tymi są: Ojciec, Słowo to jest Syn i Duch święty, a ci trzej jedno są. (1 Jan 5, 7).
Święty Paweł w listach swoich także wyświeca Bóstwo Syna i Ducha świętego, i współistotność trzech Osób Trójcy Przenajświętszej. Św. Augustyn w tem znaczeniu bierze ten ustęp z listu tego Apostoła do Rzymian, gdzie mówi on: Albowiem z Niego to jest od Boga, i przezeń, i w Nim jest wszystko. Jemu chwała na wieki (Rzym. 11, 36); i te trzy wyrażenia od Niego, przez Niego i w Nim, stosuje do trzech Osób w Bogu.
Wiele też i Soborów powszechnych, wiarę w tajemnicę Trójcy Przenajświętszej najwyższą swoją powagą utwierdziło, i już najwznioślejsza prawda ta dziś jest w najspokojniejszem posiadaniu Kościoła Bożego, a każdy z nas niejako z mlekiem ją wyssa. Prośmy więc tylko Boga, aby nas w wierze nie w nią utwierdzać raczył, gdyż we wszystkiem, co się tyczy Wiary świętej, tylko za łaską Jego serca nasze mogą się jej prawdami przejąć, a żadne ludzkie wywody i dowody, bez tego, na nic się nie przydadzą.

Nauka moralna.

Prośmy gorąco Boga, aby nam dał żywą wiarę, jak we wszystko co nas Kościół naucza, tak i w tajemnicę Trójcy Przenajświętszej, abyśmy trwając w tej Wierze świętej aż do śmierci, zasłużyli sobie oglądać Przenajświętszą Trójcę w przyszłem życiu, co właśnie stanowi wieczną szczęśliwość i wieczne uciechy.
Oddawszy zaś hołd uszanowania Trójcy Przenajświętszej, zastanówmy się nad tem, że istnienie nasze i wszystko, cokolwiek mamy, jest darem tejże Trójcy; a zatem pomyślmy, z jaką Ją wdzięcznością wielbić i wychwalać mamy. Żebyśmy się silniej pobudzali do tego, przypomnijmy sobie, iż zostaliśmy ochrzceni i odrodziliśmy się na Synów Bożych i Kościoła świętego nie w Imię jednej Osoby, ale całej Trójcy Przenajświętszej; Ojca, Syna i Ducha świętego — iż uczyniliśmy uroczyste wyznanie i przyrzeczenie, że wierzymy w Trójcę Przenajświętszą Boga naszego, od którego jedynie, jako początku i końca wszystkiego dobra, zależeć mamy: i dlatego całej Trójcy Przenajświętszej, jako początkowi, od którego wszystko mamy i końcowi, do którego wszystko dążyć powinno, winni jesteśmy wszystką cześć, chwałę i uwielbienie. Kościół święty postanowił, aby uroczystość Trójcy Przenajświętszej była końcem wszystkich tajemnic i dopełnieniem wszystkich w ciągu roku uroczystości, aby nam przypomnieć, że całe życie nasze od początku aż do końca powinno być na chwałę i uwielbienie Trójcy Przenajświętszej i abyśmy tak żyjąc, zasłużyli przez całą wieczność czcić Ją, kochać i wielbić. Poznajmyż dobrze tę prawdę i na nowo poświęćmy się Trójcy Przenajświętszej. Ofiarujmy Jej wszystkie trzy władze duszy naszej: pamięć naszą Ojcu przedwiecznemu, rozum nasz Synowi jednorodzonemu i wolę Duchowi świętemu. Prośmy Ojca przedwiecznego, aby wyrugował z myśli naszej wszystkie próżności tego świata — prośmy Syna jednorodzonego, aby uświęcił nasz rozum światłem Swej mądrości, któreby nas prowadziło przy pochodni wiary drogą zbawienia wiecznego; prośmy Ducha świętego, aby poświęcił wolę naszą przez gorącą miłość Boga, aby nas nic od Niego odłączyć nie mogło: „Łaska Pana naszego Jezusa Chrystusa, i miłość Boża, i społeczność Ducha świętego niech będzie z wami wszystkiemi. Amen. (2 Kor. 13, 13).

Modlitwa.

Wszechmocny, wiekuisty Boże, któryś uznał Swe sługi za godne, aby wyznawając prawdziwą wiarę, poznały chwałę wiekuistej Trójcy i wielbiły w mocy chwały jedność: Daj, abyśmy utwierdzeni w tej wierze od wszelkich przeciwności ubezpieczeni zostali. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, który króluje w Niebie i na ziemi. Amen.


Uroczystość Bożego Ciała.
(Czwartek po świętej Trójcy).
(Ustanowioną została około roku Pańskiego 1264).
B
LEKCYA (z pierwszego listu do Kor. rozdz. 11, wiersz 23—29).
Bracia! Ja wziąłem od Pana, com też wam podał, iż Pan Jezus nocy, której był wydan, wziął chleb, a dzięki uczyniwszy, łamał i rzekł: Bierzcie a jedzcie! To jest Ciało Moje, które za was będzie wydane. To czyńcie na Moją pamiątkę. Także i kielich po wieczerzy, mówiąc: Ten kielich Nowy Testament jest we Krwi Mojej. To czyńcie, ilekroć pić będziecie, na pamiątkę Moją. Albowiem ilekroć będziecie ten chleb jedli i kielich pili, śmierć Pańską będziecie opowiadać, aż przyjdzie. A tak, ktobykolwiek jadł ten chleb, albo pił kielich Pański niegodnie, będzie winien Ciała i Krwi Pańskiej. Niechajże doświadczy samego siebie człowiek, a tak niech je z chleba tego i z kielicha pije. Albowiem, który je i pije niegodnie, sąd sobie je i pije, nie rozsądzając Ciała Pańskiego.
EWANGELIA (Jan rozdz. 6, wiersz 55-59).

Onego czasu rzekł Jezus do żydów: Ciało Moje prawdziwie jest pokarme, a Krew Moja prawdziwie jest napój. Kto pożywa Mego Ciała, a pije Moją Krew, we Mnie mieszka, a Ja w nim. Jako Mnie posłał żyjący Ojciec, i Ja żyję dla Ojca: a kto Mnie pożywa, i on żyć będzie dla Mnie. Ten jest Chleb, który z Nieba zstąpił, nie jako ojcowie wasi jedli mannę i pomarli. Kto pożywa tego Chleba, żyć będzie na wieki.

Oddanie czci Najświętszemu Sakramentowi.

Uroczystość Bożego Ciała ustanowiona jest celem oddania czci Panu Jezusowi utajonemu w Najśw. Sakramencie. Już od czasów Apostolskich obchodzono pamiątkę ustanowienia Przenajśw. Sakramentu w Wielki Czwartek. Ale dzień ten poświęcony jest przeważnie na rozpamiętywanie cierpień Zbawiciela, jest to więc czas nieodpowiedni do godnego obchodzenia tak wielkiej i radosnej tajemnicy. W połowie XIII wieku (1230 roku) żyła w mieście Leodyum, położonem w Belgii, pewna pobożna zakonnica, imieniem Julianna, która przejętą była szczególniejszą czcią ku Panu Jezusowi, utajonemu w Najświętszym Sakramencie. Jej to objawił też Pan Bóg, że pragnie, aby w Kościele było ustanowione osobne święto na pamiątkę ustanowienia Przenajśw. Sakramentu. To święto zaprowadzono najprzód w dyecezyi Leodyum 1246 roku, a Papież Urban IV polecił je w roku 1264 obchodzić w całym katolickim świecie w pierwszy czwartek po oktawie Zesłania Ducha świętego czyli Zielonych Świątek
Celem tej uroczystości jest wyrażenie żywej wiary w obecności Chrystusa Pana w Najświętszym Sakramencie i oddanie Mu publicznie hołdu. Głównym zaś punktem dzisiejszej uroczystości jest publiczna procesya, przy której Kościół rozwija wszelki możebny przepych. Ustawia się cztery ołtarze w czterech punktach wioski, lub miasta, stroi się je kwiatami i światłem i śpiewa przy nich początki czterech Ewangelii. Wśród bicia dzwonów, śpiewu radosnych pieśni, z krzyżem na przodzie, z chorągwiami postępuje orszak pobożnych od ołtarza do ołtarza.
Przez tę procesyę chce zatem Kościół święty wyrazić:
1) Swą żywą i niezachwianą wiarę w obecność Pana Jezusa pod postacią Najświętszego Sakramentu i chce całemu światu objawić Swą radość z tego powodu.
2) Obchodzi Kościół przez to tryumf; oprowadza swego Boskiego Oblubieńca naokoło świątyni, by pokazać światu, że Kościół katolicki jest jedynym prawdziwym Kościołem, o którym już przy założeniu Go Zbawiciel powiedział, że z Nim i w Nim pozostać chce i pozostanie po wszystkie wieki.
3) Składa przez to Kościół publicznie dzięki za niezliczone dobrodziejstwa, któremi go Bóg obsypał. Procesya ta jest zarazem aktem zadosyćuczynienia za rozliczne bluźnierstwa i obelgi wyrządzone Panu Jezusowi, utajonemu w Najśw. Sakramencie od złych i niewdzięcznych ludzi. Z tego powodu powinien w procesyi tej każdy wziąć udział.
4) Procesya ona jest obrazem miłości dobrego pasterza. Opuszcza On Swoje Tabernakulum i wychodzi szukać i zapraszać wszystkich na ucztę niebiańską.
5) Śpiewa się przytem początki czterech Ewangelii na oznaczenie, że nauka o Przenajświętszym Sakramencie gruntuje się na Ewangelii i że Kościół święty w tym Przenajświętszym Sakramencie czerpie siłę do opowiadania i szerzenia Ewangelii po całym świecie.
Święto Bożego Ciała obchodzi się z oktawą, tj. przez ośm dni. Przez cały ten czas wystawia się w kościele rano w czasie Mszy świętej, a gdzie niegdzie i podczas Nieszporów Przenajświętszy Sakrament, przyczem, jeśli jest odpowiednia liczba ludzi, urządza się po kościele procesyę.
Procesya Bożego Ciała dała początek rozlicznym procesyom z Najśw. Sakramentem. Po wielu kościołach odbywają się podobne procesye po kościele lub cmentarzu kościelnym częściej do roku, zwłaszcza tam, gdzie są jakieś Bractwa. Do tych procesyi przywiązał Kościół święty wiele odpustów dla zachęcenia wiernych do brania udziału w takowych.

Nauka moralna.

Cuda, które Pan Jezus czyni w Najśw. Sakramencie są takie, że je może rozumieć tylko Ten sam, który je czyni, gdyż Najśw. Sakrament to zbiór wszystkich cudów Bożych. Choć inne Sakramenta pod względem skutków łaski Bożej są cudowne, ale istota ich, z której się składają, nie zawiera żadnego cudu; i tak woda użyta do chrztu, choć oczyszcza duszę, jednak pozostaje jak była i przedtem wodą; ale Najświętszy Sakrament zawiera w sobie cud Przemienienia postaci Chleba w postać Ciała i Krwi Chrystusowej. Jednocześnie Pan Jezus jest w Niebie na prawicy Ojca i na ziemi w Najświętszym Sakramencie i w każdym z oddzielna Komunikancie i w każdej cząstce oddzielonej Krwią, duszą i Bóstwem. I czyliż Wszechmocność Boska mogła się w czemkolwiek więcej uwidocznić, jak w tem, że to jedno Ciało może być w jednym i tym samym czasie na tak wielu miejscach po wszech krańcach świata w każdej konsekrowanej Hostyi?.
Najświętszy Sakrament jest wynalazkiem samej mądrości Boskiej. Bo w czemże się więcej ta mądrość uwydatnić może, jak na zgodzie dwu rzeczy z sobą przeciwnych? Ukrywa swój Majestat Boski w postaci chleba, że Go tylko wiarą poznajemy; a w tem okazuje nieskończoną miłość ku nam, aby materyalne i cielesne serca nasze do siebie pociągnąć. Ciało Jego Najświętsze przybiera smak chleba, aby się stał pokarmem naszym, gdyż w inny sposób nie odważylibyśmy się pożywać Boga.
Moc Twoja, Boże, jest niepojęta i dziwne wynalazki mądrości i dobroci Twojej. Lecz czy i to nie dziwna, że tak nędzne stworzenie, jakiem ja jestem, może się sprzeciwiać Wszechmocności Twojej i że serce moje dotąd sprzeciwia się dobroci i mądrym wynalazkom Twoim? Nie mniej to jest podziwienia godnem, nad te wszystkie cuda, które w tym Sakramencie ręka Twoja sprawuje widzieć, że serce ludzkie tak się sprzeciwia mocy Twojej Boskiej, a będąc z natury miękkie i użyte, tu się twardem staje, że tak wielkie cuda, które dla niego czynisz, zupełnie go nie poruszają. Lecz po tak wielu cudach mocy Twojej uczyń, mój Zbawicielu, jeden dobroci Twojej cud, abyś skruszył tę twardość i zniszczył przeszkody, które nie dopuszczają korzystać ze skutków miłosierdzia Twego. Ponieważ Pan Bóg tak wiele cudów czyni dlatego, aby się z tobą złączył, słusznie, abyś używał wszelkich starań i pracy do godnego przyjęcia Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie; bo jeżeli dotąd nie odnosiłeś tych skutków, jakie wypływają z przyjęcia Najświętszego Sakramentu, to jest: czystość sumienia, wolność od grzechu, postęp w świętobliwości, to wina pochodzi z ciebie samego. Proś w ciągu tej oktawy o łaskę poznania siebie samego, aby te skutki spłynęły na twą duszę.

Modlitwa.

Boże, któryś nam w tym przecudownym Sakramencie pamiątkę Męki Twojej pozostawił, daj nam, prosimy pokornie, przenajświętszą Tajemnicę Ciała i Krwi Twojej tak czcić i wielbić, abyśmy pożytków zbawienia Twojego na sobie jak najobficiej doznali. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa. A.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autorów: Otto Bitschnau von Tschagguns, Prokop Leszczyński, Piotr Skarga.