Światła i kwiaty/Rozdział III

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Henryk Sienkiewicz
Tytuł Światła i kwiaty
Podtytuł Myśli zebrane z utworów Henryka Sienkiewicza
Wydawca K. Kozłowski
Data wyd. 1896
Druk W. L. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Poznań
Źródło Skany na Commons
Inne Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ROZDZIAŁ III.
DUSZA LUDZKA. — CHARAKTERY. — UCZUCIA. — NERWOWOŚĆ. — TEMPERAMENT. — GRZECH I CNOTA. — SUMIENIE. — RADOŚĆ I SMUTEK. — NADZIEJA. — NAMIĘTNOŚĆ. — ROZSĄDEK. — EGOIZM. — PRACA I CZYN. — WARTOŚĆ ŻYCIA. — SZCZĘŚCIE. — ŚMIERĆ. — LOGIKA. — PRZECZUCIA.

Każda czysta dusza obawia się, czy spełnia jak należy obowiązek.

Dusza dumna, choć bita nieszczęściem, jak młotem, wstydzi się jęknąć i ból w sobie zamyka, a stąd czuje umęczenie wielkie.

Szczęście jest zawsze tam, gdzie je człowiek widzi.

Jeśli cnota jest błazeństwem, niech mi bogowie pozwolą zostać błaznem na zawsze.

W niedawnych jeszcze czasach, gdy romantyzm kwitnął w sercach i w poezyi, nosiło się swą tragedyą, jak malowniczo drapowany płaszcz, obecnie nosi się ją jak jegerowski kaftanik pod koszulą.

Egoizm ludzki nie zna granic i jestem przekonany, że nawet ludzie moralnie i umysłowo wyrobieni, gdy towarzyszą pogrzebom, towarzyszą im z pewnem uczuciem bezwiednego zadowolenia, że to kogo innego spotkało i że nie ich pogrzebią.

Uczucia są dwojakie: jedne jak skały potężne i niewzruszone, drugie jak strumień, w którym się przejrzeć można.

Cierpieć chwilowo, dla nieprzebranego szczęścia, jest rzeczą zupełnie inną, niż cierpieć dlatego tylko, że taki jest porządek natury.

Gdy się jest między szalonymi, staje się także szalonym, a co więcej, znajduje się pewien urok w szaleństwach.

Są ludzie przeklęci przez los w godzinie urodzenia, dla których jedynem odkupieniem jest śmierć.

Na świecie istnieje tylko jedna logika — logika namiętności. Rozum do czasu tylko przestrzega, a następnie, gdy konie rwą się niepowstrzymanie do biegu, siada na kozioł i pilnuje tylko tego, by się wóz nie potrzaskał.

Ludzie wstydzą się często uczuć bardzo dobrych.

Zawiedziesz się na wszystkiem: kochasz, oszuka cię kobieta; wierzysz, nadejdzie chwila zwątpienia; a nad badaniem przewodu pokarmowego wymoczków, to możesz siedzieć spokojnie do śmierci, i ani się obejrzysz, jak pewnego dnia zrobi ci się głupio jakoś i jakoś ciemno, a to już kres: klepsydra, portret w ilustracyi, mniej więcej głupi życiorys, finita la comedia!

Życie na zewnątrz, bez myśli, dla której się żyje i pracuje i walczy, to także głupstwo. Ale żeby żyć rozumnie i walczyć mądrze, potrzeba trzeźwo patrzeć na rzeczy.

W głodzie znaleziony kawałek chleba znalezionem szczęściem się wydaje.

Jak rozpalone żelazo, gdy upadnie nań kropla zimnej wody, syknie tylko i wnet w parę i nicość ją zamieni, tak i gorąca dusza ludzka. Pod wpływem pierwszego dotknięcia zimnej dłoni rzeczywistości, syknie wprawdzie z bólu, lecz wnet i samą rzeczywistość własnym żarem ogrzewa.

Wy, wielcy ludzie, jesteście pełni prostoty.

Są istoty wrażliwe, szlachetne i kochające, które zdolne są do największych poświęceń, ale które w życiu i w zetknięciu się z jego rzeczywistością mało znajdują szczęścia, dając naprzód więcej, niż mogą otrzymać. Ten rodzaj ludzi ginie też teraz i myślę, że jakiś dzisiejszy naturalista mógłby powiedzieć o nich, że zgóry są na śmierć skazani, bo przychodzą na świat z wadą serca — zadużo kochają.

Tak narody całe, jak i pojedyńczy ludzie, przez rozmiłowanie się zbytnie w samych sobie, dochodzą do tego stopnia głupoty, że nawet na wady swoje patrzą przez szkła różowe, jakoby na coś takiego, co szczególniejszy stanowi ich przymiot, którym górują nad innymi.
Objaw tej słabości w pojedyńczych ludziach każdemu zaobserwować nader łatwo.

W każdej przyszłości jest coś, co chwilami przejąć może niepokojem najodważniejszą duszę, — choćby to, że ta przyszłość nadejdzie dopiero.

Kto jest dobry, ten ma prawo życia; zatem — nie należy wątpić o sobie.

Wszystko marność i marność! a na końcu śmierć!

Trzeba, żeby człowiek miał się z kimś wszystkiem podzielić. Potem musi być śmierć — dobrze! ale gdzie się zaczyna śmierć, tam się ludzka głowa kończy.
Tymczasem trzeba mieć komu to oddać, co człowiek ma i zdobywa — czy to pieniądze, czy zasługę, czy sławę... Jeśli są dyamenty na księżycu, to wszystko jedno, bo niema nikogo, ktoby uznał, że one coś warte. Tak samo i człowiek musi mieć kogoś, ktoby go uznawał.

Niepewność stanowi często ponętę życia. Kto nie gra w kości, nie przegra mienia, a jednak ludzie w kości grywają. Jest w tem jakaś rozkosz i jakieś zapomnienie.

Gdyby nie ów egoizm, który przedewszystkiem własną utratę i własne opuszczenie ma na myśli — ludzie, zwłaszcza wierzący w zagrobowe życie i w zagrobowe szczęście, nie żałowaliby umarłych.

Musi być jakiś cel, jakieś zadanie poważne, które, spełnione w sposób cny i prosty, prowadzą do uspokojenia duchowego. To uspokojenie jest duszą życia i bez niego nie ma ono (krótko mówiąc) sensu.

Większość ludzi woli chodzić po ziemi, niż wspinać się na szczyty.

Nie znam zakątka ziemi, w którymby tylu marnowało świetne zdolności, co u nas, — w którymby ci nawet, którzy coś dają, dawali tak mało — tak niesłychanie mało, w stosunku do tego, co im Bóg dał.

Życie, jakie ono jest, tajemnicze, czy nie tajemnicze, musi być wypełnione szeregiem prac i czynów.
Jeżeli jest niepodobieństwem odpowiedzieć sobie na rozmaite: »dlaczego?«, — to jednak należy coś robić — sam czyn bowiem może być do pewnego stopnia odpowiedzią. Może być niedorzeczną, ale przynajmniej człowiek, który tak odpowiada, zrzuca z siebie odpowiedzialność.

Na dobrych ludzi, jak i na każdego może przyjść nieszczęście; ale za to, jak im dobrze, tak, dalibóg, nikomu nie jest lepiej.

Szlachetne dusze płacą za ufność wdzięcznością, podłe — pogardą.

Rozumieć a umieć się powściągnąć, to dwie rzeczy różne.

Nędznik nie potrzebuje przynajmniej walczyć ze sobą i może dać sobie folgę.

Nieszczęście ma to do siebie, iż stoi, a człowiek, czy chce, czy nie chce, musi iść w przyszłość, więc odchodzi od niego coraz dalej. Wlecze się wprawdzie za człowiekiem nić bólu i pamięci, ale coraz cieńsza, albowiem siła rzeczy jest taka, że żyje się jutrem.

Miłosierdzie Boże jest dla złych, nie dla dobrych.

Jest w tem boleść pomieszana z pewną pociechą, że ludzie, którzy zostają, myślą i czują w dalszym ciągu za swoich zmarłych.

Zło, jak fala, odbija się od brzegu i wraca.
Ale może także wrócić jako zgryzota i jako żal, a wówczas Pan Bóg poprzestaje na takiej pokucie i więcej nie karze.

Są położenia, w których trzeba być oportunistą względem własnego sumienia.

Na błocie siadać — może tylko ptactwo błotne.

Człowiek zawsze może wstąpić na lepszą drogę — póki żyje.

Jest pewna odwaga w powiedzeniu: moja bezwzględna wina! — i kto tę odwagę ma, temu jeszcze coś zostało.

Jeśli życie jest bezsensem, niema dobrej racyi, by na bezsens pozwolić — chyba przez ciekawość, do jakiego stopnia dojść może.

Ci nawet, którzy za życia byli zawsze bardzo kochani, odchodząc, pozostawiają za sobą żal, że jeszcze nie dość byli kochani — ze wszystkich najcięższy.

Niech co chcą mówią, jest jednak w otwartem wyznaniu winy jakieś rozbudzenie się uczciwości, jakaś odwaga, jakiś zwrot, jakiś jęk żalu, który, jeśli nie odkupuje winy, to przynajmniej może odkupić duszę.

O jaka to męka mieć do czynienia z cnotą nieubłaganą i zimną jak litera prawa!

Majtkowie twierdzą, że czasem, gdy morze bardzo jest rozhukane, woła coś na nich wśród nocy i ciemności po nazwisku.
Jeżeli nieskończoność morska może tak wołać, to być może, że gdy się człowiek zestarzeje, woła także na niego i inna nieskończoność jeszcze ciemniejsza i bardziej tajemnicza, a im jest bardziej zmęczony życiem, tem milsze są mu nawoływania. Ale by ich słuchać, trzeba ciszy.
Prócz tego — starość lubi się odosobniać, jakby w przeczuciu grobu.

Zdawkowa dobroć i uprzejmość mogą płynąć także z egoizmu, który chce, żeby mu wesoło było i spokojnie.

Rozum to jest latarka, którą sobie musi świecić i cnota i dobroć i serce — inaczej mogą sobie porozbijać nosy, a co gorzej, porozbijać nosy drugim.

Nadzieja czegoś od każdego jutra wygląda — inaczej nie możnaby żyć.

Jest to niechybnie ratunkiem dla człowieka, iż w danym razie nie mogąc się obronić ogółowi nieszczęścia, broni się pojedyńczym jego szczegółom.

Co za fałszywe pojęcie, że uczuciowość ludzi nowożytnych zmniejsza się. Czasem myślę, że jest przeciwnie. Kto nie ma dwóch płuc, ten gwałtowniej oddycha jednem, a nam odjęto wszystko, czem dawniej człowiek żył — pozostawiono tylko nerwy bardziej rozdrażnione i bardziej wrażliwe, niż u dawnego człowieka. To inna rzecz, że brak czerwonych kulek w naszej krwi będzie wytwarzał uczucia nienormalne i chorobliwe: tragedya uczuciowa ludzka raczej się przez to zwiększy niż zmniejszy. Zwiększy się dlatego, że dawny człowiek, w razie zawodu miłosnego mógł znaleść pociechę czy to w religii, czy w poczuciu obowiązków społecznych, dzisiejszy już jej nie znajduje. Dawniej w zapędach uczuciowych hamulcem bywał charakter, dziś charaktery nikną i muszą niknąć z przyczyny sceptycyzmu, który jest czynnikiem psychicznym rozkładającym. Stoczył on, jak bacillus duszę ludzką — zmiękczył ją i zniweczył jej oporność na fizyologiczne zachcenia nerwów, które nadomiar wszystkiego są chore. Człowiek dzisiejszy wszystko uświadamia, a na nic nie umie poradzić.

Jaka to licha i nędzna miara rozsądek, gdy przyjdzie nim mierzyć albo rzeczy bardzo wielkie, albo genialne, albo pełne grozy. Ten rozsądek, który tak dobrze posługuje w zwykłych warunkach życia, staje się wówczas starym błaznem, jak Polonius. Zdaje mi się, że również zwyczajna mieszczańska etyka nie może być miarą dla wielkich namiętności.

Nie ma nic straszniejszego, jak cierpieć biernie.

Świat nie składa się z samych łotrów i hypokrytów, ale w znakomitej części składa się z ludzi lekkich i bezmyślnych — i ten oportunizm, godzący cudzołóstwo z pojęciem honoru i uczciwości, nie jest niczem innem, jak bezmyślnością. W czem bowiem może rozgrzeszać zwyczaj człowieka, który uznaje niemoralność i głupotę tego rodzaju? — Dla durnia, wiarołomstwo może być wesołym wypadkiem; dla człowieka umiejącego poważnie myśleć, jest łotrostwem tak dobrze przeciwnym etyce, jak złodziejstwo, jak podpisywanie cudzych nazwisk na wekslach, jak łamanie przysięgi, jak łamanie słowa, jak oszustwo w handlu lub w kartach.

Co za przywilej mają ważne powody, by każdy musiał się do nich stosować?

Dusza ludzka jest jak pszczoła, która szuka słodyczy nawet na gorzkich kwiatach. Najnieszczęśliwszy człowiek stara się wycisnąć choć odrobinę szczęścia nawet z własnej męki i by to uczynić, chwyta za lada cień za lada pozór. Czasem myślę, że ta niepohamowana potrzeba jest dowodem, iż nam się jeszcze coś należy po śmierci. Jestem przekonany, że pesymizm wymyślono także gwoli tej potrzeby, dla pociechy, jaką mogło sprawić ujęcie ogólnej niedoli w filozoficzną formułę. Było to zaspokojeniem dążenia do świadomości i prawdy, szczęście zaś nie jest niczem innem, jak szeregiem zaspokojeń.

Bywają ludzie inteligentni, ale bez energii; inni mają energię, ale bez delikatności serca.

Najtrudniej jest porzucić szczęście, które nietylko jest upragnione, ale i zaczęte.

W życiu zewnętrznem trzeba mieć spokojny chleb — prawda? Otóż w życiu wewnętrznem tak samo.

Niechęć, tak jak miłość, potrzebuje mieć blizko osobę, przeciw której się zwraca.

Jak się z czego zrobi zasadę, to człowiek się jej trzyma, choćby przez ambicyę.

Śmierć jest taką otchłanią, że choć wiemy, iż trzeba do niej zstąpić, to jednak ilekroć zstąpi ktoś z naszych blizkich i kochanych, nam, pozostałym na brzegu, dusza się rozdziera z trwogi, żalu, rozpaczy. Wszystkie rozumowania kończą się na tej krawędzi i chce się tylko krzyczeć o ratunek, który nie może przyjść znikąd. Jedynym ratunkiem, jedyną pociechą mogłaby być wiara, ale kto nie ma tej świecy, ten może poprostu oszaleć na myśl o takiej wiecznej nocy.

Jest w świecie jeden czynnik, z którym się nikt w swoich planach i w swojem działaniu nie liczy, a przez który wszystko się może rozbić, zawieść, popsuć — to głupota ludzka.

W każdym z nas siedzi dwóch ludzi, z których drugi krytykuje to, co robi pierwszy.

Wyrachowanie polega na tem, żeby nie żałować na to, co warte.

Są dwie kategorye ludzi: jedni nie robią sobie z niczego nic i sposób postępowania stosują przygodnie do każdej okoliczności, drudzy mają pewien system, którego się mniej więcej konsekwentnie trzymają.

Czyny człowieka mogą być czasem okrutne, a człowiek może nie być okrutnikiem.

Kto czysty wychodzi z przybytku zepsucia, tem większa jego zasługa.

Jaskrawa suknia częstokroć głębokie rany pokrywa.

Całe życie ludzkie, dzieje powszechne, wszelkie filozofie, są w gruncie rzeczy tylko walką ze śmiercią nieustaną, rozpaczliwą, zupełnie zrozumiałą i jednocześnie bezdennie głupią i bezcelową, bo z góry straconą.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autorów: Henryk Sienkiewicz, Władysław Rabski.