Przejdź do zawartości

Ubogi i Bogaty (Grimm, 1930)

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
>>> Dane tekstu >>>
Autor Bracia Grimm
Tytuł Ubogi i Bogaty
Podtytuł Bajka
Pochodzenie Skarbnica Milusińskich Nr 65
Wydawca Wydawnictwo Księgarni Popularnej
Data wyd. 1930
Druk „Renoma“
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Elwira Korotyńska
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron
SKARBNICA MILUSIŃSKICH
pod redakcją S. NYRTYCA.



BRACIA GRIMM
UBOGI i BOGATY
BAJKA
Spolszczyła
E. Korotyńska.
z ilustracjami
Z. Szyszko-Bohuszówny.


WYDAWNICTWO KSIĘGARNI POPULARNEJ
w WARSZAWIE.

Druk. „RENOMA“, Warszawa, Karmelicka 17





Dawnemi czasy kiedy to Bóg jeszcze obcował z ludźmi i między nimi przebywał, wędrując z miejsca na miejsce zmęczył się bardzo i postanowił u kogoś w chacie przenocować.
Właśnie przechodził koło dostatniego budynku należącego do zamożnego gospodarza i pomyślał:
— Temu kłopotu nie sprawię, bo jest bogaty, pójdę doń zapukać.
Stanął więc przed drzwiami i ujął za klamkę.
— Kto tam i czego włóczy się po nocach? — zawołał głos ostry gospodarza chaty.
— Ubogi podróżny prosi o nocleg i łyżkę strawy, — odezwał się nieśmiało przybyły.
— Nie mogę cię przyjąć, — zawołał niemiłosierny bogacz — gdybym chciał każdego nakarmić, musiałbym sam wziąć kij żebraczy do ręki.
Moje izby pełne ziarna do przebrania i warzyw, nie mam gdzie ci posłania ułożyć.
Idź, szukaj bogatych!
To mówiąc zamknął z trzaskiem drzwi chaty i dobry Bóg musiał iść dalej i miłosiernego szukać serca.
Doszedł do małej ubogiej chatki i lekko zapukał.
Otwarły się drzwi na całą szerokość i dłoń litościwa biedaka ujęła drżącą rękę wędrowca i wprowadziła go do izby.
— Pójdź w moje ubogie progi, zjedz z nami skromny posiłek i nie odchodź w tę noc ciemną i straszną — odezwał się głos cichy i serdeczny, — błogosławieństwem jesteś dla nas zmęczony wędrowcze.
Wszedł Stwórca do chatki litościwego człowieka a witany przez żonę gospodarza i zapraszany do stołu, usiadł na twardej nędzarzy ławce i czuł się szczęśliwy i przejęty wdzięcznością.
Gospodyni wydoiła kozę, aby trochę okrasić kartofle i postawiła przed wędrowcem, któremu to biedne pożywienie smakowało ogromnie, gdyż widział, że z serca mu dane i, że twarze obojga małżonków jaśniały szczęściem i zadowoleniem, iż mogą ugościć strudzonego i dać mu wypoczynek.
Po kolacji wywołała kobieta do kącika swego dobrego męża i poradziła aby ustąpić gościowi łóżka.
— Biedak to zdrożony, stary, niech więc położy się spać wygodnie, my możemy przespać się i na słomie.
— Ależ naturalnie, — odpowiedział poczciwy człowiek, — przyniesiemy snop słomy i ułożymy się na podłodze, pościel mu dobrze łóżko i niech śpi w spokoju.
I podszedł do podróżnego i prosił go, aby zechciał położyć się w ich łóżku i dobrze po trudach dnia wypocząć.
Dobry Bóg opierał się tej prośbie, nie chciał bowiem pozbawiać poczciwych ludzi ich wygodnego posłania, ale tak prosili, tak błagali drogiego gościa, że musiał w końcu przystać i położył się do łóżka, podczas gdy oni posłali sobie na podłodze i wkrótce smacznie zasnęli.
Nazajutrz już o świcie byli na nogach, aby podróżnemu coś do zjedzenia przygotować.
Kobieta ugotowała śniadanie i jak tylko ocknął się ze snu podróżny, zasłała ubogi stół czystą serwetą i poprosiła go na śniadanie.
Po spożyciu mleka i chleba, gość wybierać się począł do drogi.
A gdy już stał we drzwiach izdebki, obrócił się ku miłosiernym gospodarzom i rzekł:
— Ponieważ byliście tak litościwymi dla mnie, wyraźcie trzy życzenia, jakie w swem sercu nosicie a wypełnione będą natychmiast.
Rzekł ubogi: — Czegoż mamy życzyć sobie bardziej nad błogosławieństwo Boże i aby służyło nam zdrowie do końca życia, żebyśmy mogli zawsze na chleb zapracować.
Co do trzeciego życzenia, to doprawdy niczego już chyba więcej nie potrzebujemy.
— A nie chciałbyś mieć nowego domku? stary zawalić się może... — spytał gość.
— O, tak! bardzobym tego pragnął... — zawołał gospodarz, — ale jeślibym tego nie mógł otrzymać, to i tak byłbym zadowolony.
Wtedy jednem słowem wszechmocnem zmienił Bóg stary dom na nowy i pobłogosławiwszy dobrych ludzi puścił się w dalszą drogę.
Było już koło południa kiedy zbudził się bogacz.
Wyjrzał oknem i zdumiał.
Przed oczyma jego zarysował się śliczny, nowy, z czerwonych cegieł zbudowany domek na miejscu ubogiej walącej się chaty biedaka.
Patrzał nie wierząc swym oczom, wreszcie zawołał żony i powiedział:
— Wytłomacz mi tę zmianę! Jeszcze wczoraj wieczorem stała nawprost naszego budynku nędzna, waląca się chata, a dziś widzę śliczny nowy domek.
Biegnij czemprędzej i dowiedz się, co to znaczy!..
Poszła i zapytała biednego gospodarza, jak się to stało?
Ten szczerze opowiedział o wszystkiem.
Kobieta pobiegła czemprędzej do domu i opowiedziała całą historję mężowi, który zawołał zrozpaczony: — Czemuż nie wiedziałem o tem! Przecie ten podróżny był przedtem u mnie i prosił o nocleg... Czyż mogłem wiedzieć, że jest tak wszechmocny...
— Siadaj na konia i jedź czemprędzej! — zawołała kobieta — możesz go jeszcze dognać, idzie pieszo, więc daleko napewno nie uszedł... Gdy go dogonisz, poproś aby spełnił nasze trzy życzenia!
Usłuchał bogaty swej żony, dosiadł konia i pędem puścił się w drogę. Dogoniwszy mniemanego podróżnego wytłomaczył mu, że nie mógł go u siebie ugościć, gdyż klucz zaginął, a gdy znalazł nie było go już pod drzwiami, nie mógł więc do domu swego zaprowadzić.
I prosił obłudnie, aby wracając z podróży zaszedł do nich, a będą bardzo szczęśliwi.
Bóg zna dobre myśli człowieka i przenika głębię jego serca, wiedział więc, że to kłamstwo, ale udał, że wierzy i obiecał do niego zachodzić, gdy będzie w tej okolicy.
— A czy nie mógłbyś mi użyczyć łask, jakto uczyniłeś memu sąsiadowi? — zapytał bogaty.
— Owszem, ale to ci wyjdzie na złe! — odparł podróżny — lepiej nie proś!
Ale bogacz zaczął myśleć nad tem, czegoby żądać, chciał bowiem koniecznie skorzystać jak i ubogi z łaski nieznanego człowieka. Nie chciał Bóg czekać na jego namyślanie się i rzekł:
— Jedź sobie do domu z powrotem, a trzy twoje życzenia w drodze wyrażone, wypełnią się z pewnością.
Zadowolony jechał do domu obmyślając sobie życzenia i radując się w duszy z tego, co będzie mógł sobie uprosić.
Jechał myśląc uporczywie, naraz koń zaczął wierzgać i podskakiwać a to z tego powodu, że zadumany jeździec wypuścił z rąk cugle i koń niepowstrzymywany niczem robił sobie, co chciał. Bogacz poklepał konia po szyi i łagodnie chciał go uspokoić, mówiąc:
— Uspokój się Liziu, uspokój moja droga!
W odpowiedzi na to koń wyżej jeszcze podskoczył, o mało nie zrzucając z siodła swego pana.
Rozgniewał się okrutnie i krzyknął:
— A bodajeś kark złamał, niecnoto!
Ledwie to wyrzekł — koń padł, zrzucając go z siodła i gdy przerażony bogacz chciał mu pomódz podnieść się, spostrzegł, że koń już nie żył.
— Oho! już jedno życzenie przepadło! — zawołał. — Ale to nic! Mam jeszcze dwa życzenia w zapasie, da się więc to jeszcze naprawić.
Zdjął z konia siodło, bo będąc skąpy, żałował i tego zostawić i dźwigał w upał straszliwy ciężar na plecach.
— Ach! jak mi gorąco! — jęczał — ale to nic, mam jeszcze dwa życzenia, przejdę i wszystko będzie dobrze. Idąc i uginając się pod ciężarem siodła myślał, o coby to prosić w swych pozostałych życzeniach.
— Jeślibym był bawarskim chłopem pragnąłbym napewno piwa dużo, dużo piwa i wkońcu pragnąłbym mieć całą beczkę piwa.
Takie byłyby napewno życzenia bawarczyka. Uginając się pod ciężarem siodła i uprzęży pomyślał ze złością:
— Co też moja żona tam robi? Naturalnie, siedzi sobie spokojnie w chłodzie, nie dźwiga niczego, jak ja nieszczęsny, niczem się nie frasuje...
Nie tak jak ja!
I gdzież tu sprawiedliwość? Jeden upada ze znużenia a drugi spędza czas w bezczynności.
Jakżeż chciałbym, żeby siedziała bez możności powstania z siodła, na którem ja dotychczas siedziałem! I żebym ja tylko mógł ją zwolnić.
Ledwie skończył zeskoczyło mu z niesionego tłomoka siodło i znikło natychmiast.
Zrozumiał, że to drugie życzenie też jest spełnione.
Pozostało jedno, jedyne... Nad niem zastanowić się musi, to jedno winno być zrobione z zastanowieniem.
Biegł więc ile miał siły, aby dobiedz prędzej do domu i obmyślić ostatnie życzenie.
Nie myślał już o niczem, on tam obmyśli w spokoju, a życzenie to musi być czemś nadzwyczajnem, żeby uszczęśliwić go na całe życie...
Nie będzie tak niemądry, jak jego ubogi sąsiad, aby prosić los o jakieś marne bytowanie i wcale mu niepotrzebne błogosławieństwo. On w życzeniu swem pomieści cały ogrom szczęścia i bogactw bez miary...
— Hop! hop hop! — skakał pomimo ciężaru bogacz — a to mi się udało! Choć jedno mam tylko życzenie, ale ono pomieści więcej dobra niż tego biedaka całe trzy życzenia! Hop! hop! hop!
I pędził, przeskakując rowy, przesadzając płoty, odmłodzony i wesół nad miarę.
Nie myślał ani na chwilę, że siodło umknęło z jego pleców, aby spełnić drugie życzenie i, że przyjdzie mu co innego zrobić...
Już zdaleka usłyszał krzyk i jęki żony, wpadł do izby i cóż zobaczył? Na środku siedziała, jakby przybita do jego siodła krzycząca w niebogłosy kobieta i napróżno usiłowała unieść się z podłogi.
Zrozumiał nieszczęście, ale bardzo się tem nie przejął. Samolub to był okrutny.
Rzekł więc do niej: — Nie martw się, nie krzycz, siedź cicho na tem siodle przez całe życie, a ja cię za to osypię bogactwem, o jakiem nie marzyłaś nigdy w swem życiu.
Co ci to szkodzi, że zamiast biegać po izbie i po podwórzu, odpoczywać będziesz, otoczona dostatkiem i wszystkiem czego tylko zapragniesz...
— Ach! ty barania głowo! — zawołała zirytowana kobieta — i na cóż mi te wszystkie obiecywane bogactwa i dostatki, jeśli mam się nie ruszyć z siodła i jak kaleka siedzieć przez całe życie?...
Z twych ust padło życzenie, abym ruszyć się z siodła nie mogła, musisz więc teraz ostatnie pozostałe życzenie obrócić na uratowanie swej żony od nieszczęścia, które z twej przyczyny mnie dosięgło... Ach! jakiś ty zły i niegodziwy.
Namyślał się sknera jeszcze, co robić, żal mu było ostatniego życzenia, ale widząc, że niema innego ratunku dla oswobodzenia żony od tej ciężkiej niewoli — wyraził chęć, aby zeszła z owego siodła.
Natychmiast wstała bez trudu, wymyślając w dalszym ciągu mężowi, który też nie pozostał jej dłużny.
Tak więc z tych trzech życzeń wynikły tylko wymysły, kłótnie i strata konia.
Ubogi zaś żył szczęśliwie i bez troski z dobrą swą żoną, a zgoda panowała do końca życia.
Każdy z nich otrzymał to, na co zasłużył.

KONIEC


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Bracia Grimm.