Ostatnie polskie łowy

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
>>> Dane tekstu >>>
Autor Leopold Eugeniusz Starzeński
Tytuł Ostatnie polskie łowy
Pochodzenie Łowiec, rok LIX, nr 1-2.
Wydawca Małopolskie Towarzystwo Łowieckie
Data wyd. 1 stycznia 1938
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron


OSTATNIE POLSKIE ŁOWY
przez
LEOPOLDA Hr. STARZEŃSKIEGO



Hej! dalej w bory! Nemroda dzieci!
Już czas do pracy! Rzucajcie łoże!
Różana zorza od wschodu świeci
A szron się rozległ w koło — jak morze. —
Wietrzyk już przedarł nocnej mgły szaty —
W jej srebrnych ramach, jak gdyby w dymie
Tam widne lasy w zwierza bogate —
To bór jodłowy na wzgórzu drzemie.
Spieszmy je zbudzić pieśnią ogarów,
Najmilszą uchu strzelca muzyką,
I zawitajmy pośród tych jarów
Z naszą drużyną krwi chciwą, dziką.

Patrz! jak wspaniały orszak się rozwija —
Że aż myśliwska raduje się dusza —
Widzisz jak rumak tam rumaka mija,
To polska dziatwa tak na łowy rusza. —
Bo my nie strzelcy, jakich dziś tak wiele,
Co to z niemiecka, a z czeska potrosze,
Co to strzelają skowronki, chruściele,
Albo w zwierzyńcach bażancie kokosze;
Ni tacy, co to polują dla tonu,
I z krzesła zwierza strzelają z za krzaka,
Lub z psiarnią karłów przybyłych z Albionu
Gonią na polach nędznego szaraka.
O! nie! innego nam potrzeba zwierza!
My dziś ostatnia drużyna dobrana
Ostatnia — jakby z ostępów Nieświeża,
Z Radziwiłłowskiej szkoły — lub Rejtana.
Poznasz — to orszak w łowach wyćwiczony,
Pod każdym rumak się miota i pryska,
W ręce każdego sztuciec doświadczony,
Z boku kordelas wyostrzony błyska.
Naszych praojców — łowców zgasłe cienie
Z obłoków na nas dziś patrzą — szczęśliwi,
Że w ślad ich kroczy młode pokolenie,
I szepcą z dumą: To polscy myśliwi!


Młodzieży miejska! wątła, zniewieściała,
Ciebie dym cygar kasynowych kryje —
O żal mi ciebie, żeś nie doświadczała,
Jak serce strzelca pośród boru bije. —
Porzućcie szachy, karty i bilary
Młodzieńcy! z starców bladością na twarzy —
A tam poznacie nowe życia czary,
O których knieja duszy łowca gwarzy, —
Poznacie, że tu milej śród pogoni
Matować dzika niźli w szachach króla,
I że daleko milej uchu dzwoni
Kula z ołowiu niż bilaru kula, —
Że pierś swobodniej oddycha śród jarów,
Niż śród najlepszej gry karcianej weny, —
Że milsza piosnka dobranych ogarów,
Niż Orfeusza i pięknej — Heleny.

Dalej w pochód! Patrz! — na prawo
Jakiż zapust to prześliczny!
Tu się możem okryć sławą,
To myśliwski grunt klasyczny.
Tą ścieżeczką pomkniem skrycie...

Lecz... cóż tak parskają konie —
Wietrzą zwierza! Ha! widzicie
Hieroglify te na szronie?
Nie hieroglif to Mosanie!
Oko strzelca wnet odczyta,
Skoro tylko spojrzy na nie:
To odyńca są kopyta!
To trop świeży!... Zagraj stary
Wietrzy — z drążka już się zrywa.
Chłopcze! — puścisz stąd ogary!
Wnet mu piosnkę się zaśpiewa!
My od kopców zajedziemy,
Gdzie parowy się krzyżują —
Od granicy tam staniemy —
A trzej — skrzydła niech pilnują!
Dalej! dalej! koniu mój!
Tam nas czeka krwawy bój!

Słyszysz? — Zagraj się odzywa,
Już naszczekał u barłogu, —
Dzik się tego nie spodziewa,
Że go ktoś powita w progu. —
Już głos drugi... trzeci... czwarty...
Kwintet... sextet... ba!... chór cały!...
Te ogary rwą, jak czarty!
Już z barłogu go wygnały!
Jakaż cudna to muzyka!
Czyżby Mozart taką stworzył?
Złóż tu strzelca nieboszczyka —
A z pewnością wnet by ożył.
Jak uroczo tam śpiewają!
Dzik się wymknął — więc „crescendo“,
To znów „piano“, gdy trzymają
I już tuj — tuj, przy nas będą. —
Jak bolesne słychać jęki! —
Pies na dziczym skonał zębie. —
Zeskocz z konia. — Broń do ręki!
I jak posąg stój przy dębie!


Cóż za lament słychać w borze
W tym gąszczaku — tuż na przedzie —
Jak się krzaki gną w pokorze!
To król lasów tędy jedzie!
Widzisz? jego łeb olbrzymi —
Z tą koroną ze szczeciny?
Jak samowar nozdrze dymi,
Piany kłębek wypluł siny.
O! Patronie mój Nemrodzie!
Za tę chwilę wielbię ciebie!
Ty — po ziemskim mym pochodzie
Wiele takich daj mi w Niebie!
Strzelcze! — zimno! — broń na oko!
Teraz dzik na połeć rusza —
Mierz w komorę — nie wysoko —
Bo w komorze mieszka dusza.
Kulo moja! — leć co siły!
Nabój prasnął — i wiatr wionął —
Zwierz się zachwiał, jak napiły,
I w gąszczaku znów zatonął.
A psów lament w bliżu taki,
Że się zdają chodzić knieje.


Więc za tropem! Dalej w krzaki!
Tam się coś strasznego dzieje!
W szronie tropy wyciśnięte,
Krwawe strugi aż skąpały
Krzewiów listki — mrozem ścięte,
Jak w purpurę się ubrały.
Dalej nieco u stóp drzewa
Psiarnia szarpie coś z zapałem,
I tryumfu hymny śpiewa
Nad drgającem króla ciałem.
Jeszcze kłami drzew konary

Rąbie — miota w różne strony —
Bo z wściekłością Zagraj stary
Szczeć wydziera mu z korony.
Wiec kordelas ostry błysnął...
Król na martwem legł posłaniu.
Kłami klasnął — nozdrzem świsnął —
Młodą brzóskę ściął w skonaniu. —
I drużyna nasza cała
Przyszła. — Trąbki w chór zagrały —
Psiarnia wyciem zaśpiewała —
I to króla pogrzeb cały. —




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Leopold Eugeniusz Starzeński.