Strona:Leopold Starzeński - Ostatnie polskie łowy.djvu/5

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Cóż za lament słychać w borze
W tym gąszczaku — tuż na przedzie —
Jak się krzaki gną w pokorze!
To król lasów tędy jedzie!
Widzisz? jego łeb olbrzymi —
Z tą koroną ze szczeciny?
Jak samowar nozdrze dymi,
Piany kłębek wypluł siny.
O! Patronie mój Nemrodzie!
Za tę chwilę wielbię ciebie!
Ty — po ziemskim mym pochodzie
Wiele takich daj mi w Niebie!
Strzelcze! — zimno! — broń na oko!
Teraz dzik na połeć rusza —
Mierz w komorę — nie wysoko —
Bo w komorze mieszka dusza.
Kulo moja! — leć co siły!
Nabój prasnął — i wiatr wionął —
Zwierz się zachwiał, jak napiły,
I w gąszczaku znów zatonął.
A psów lament w bliżu taki,
Że się zdają chodzić knieje.