Zazulka/Rozdział osiemnasty

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Anatole France
Tytuł Zazulka
Wydawca Wydawnictwo J. Mortkowicza
Data wyd. 1915
Druk Drukarnia Naukowa
Miejsce wyd. Warszawa – Kraków
Tłumacz Zofia Rogoszówna
Tytuł orygin. Abeille
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


ROZDZIAŁ OSIEMNASTY.
STRASZNA PODRÓŻ KRÓLA MIKRUSA.

Opuściwszy studnię wiedzy, król Mikrus przeszedł do swego skarbca i tu ze skrzyni, której klucz miał zawsze przy sobie, wyjął sygnet i wsunął go na palec. Kamień, wprawiony w ów pierścień, lśnił tajemniczym blaskiem; był to kamień magiczny; — wkrótce dowiecie się więcej o jego czarnoksięskich własnościach.
Król Mikrus wstąpił potem do swego pałacu; na ramiona narzucił płaszcz podróżny, stopy obuł w buty o grubych podeszwach, w dłoń ujął potężny kostur i począł iść, mijając ludne ulice, szerokie gościńce, wsie i miasteczka, galerye porfirowe, kopalnie nafty i groty kryształowe, łączące się ze sobą wązkimi przesmykami.
Szedł pogrążony w zadumie, czy marzeniu, szepcząc do siebie jakieś słowa bez związku. Nie przystawał ani na chwilę. Jeśli drogę zagradzały mu góry, wspinał się na ich szczyty. Jeśli u stóp jego rozwierały się przepaście, zstępował w ich głąb. Wpław przepływał jeziora, bez wahania zapuszczał się w straszliwe wąwozy, ciemne od trujących wyziewów siarki. Był tak upartym turystą, że nie wahał się nawet stąpać po rozpalonej lawie, na której buty jego znaczyły głębokie doły. Wreszcie zapuścił się w ponure jaskinie, gdzie przez szczeliny skalne sączyła się kropla po kropli woda morska i spadała wielkimi łzami na nierówny grunt, tworząc lepkie, gęste jeziorka, w których niezliczona ilość skorupiaków wzrastała do potwornych rozmiarów. Olbrzymie kraby, ogromne langusty i komary trzeszczały złowrogo i pozostawiwszy pod stopami krasnoludka pogniecione łapy, umykały w głąb pieczar, budząc po drodze ohydne jaszczury i smoki, które raptownie rozwierały setki chciwych ramion i żygały z ptasich dziobów cuchnącym jadem. Ale król Mikrus nie zwolnił kroku, przeszedł całą pieczarę, czepiając się wykrotów jej ścian i nie bacząc na potwory, pełzające tuż za nim, zatrzymał się dopiero, gdy udało mu się namacać dłonią w sklepieniu okrągły, nieco odstający, głaz. Wtedy dotknął go swym sygnetem i natychmiast głaz runął z straszliwym łoskotem, a pieczarę zalało światło dzienne, pod którem pierzchnęły w popłochu potwory podziemne.
Wysunąwszy głowę przez otwór, ujrzał król Mikrus Jantarka ze Srebrnych Wybrzeży, który w swem szklanem więzieniu biadał nad niemożliwością wydostania się na ziemię i połączenia się z Zazulką. Król Mikrus przedsięwziął tę okropną podróż, by przyjść z pomocą więźniowi Boginek wodnych, ale Jantarek nie przeczuwał szlachetnych zamiarów króla Mikrusa i ujrzawszy wielką kudłatą głowę z krzaczastemi brwiami i długą brodą, przyglądającą mu się z głębi szklanego leja, sądził, że mu grozi nowe niebezpieczeństwo. Machinalnie sięgnął po miecz, bo zapomniał, że skruszył go o lodowatą pierś królowej o zielonych oczach. A król Mikrus przyglądał mu się z wzrastającem zajęciem.
— Ba! — mruknął wreszcie, — toż to jeszcze zupełne dziecko.
I nie mylił się król Mikrus. Jantarek był rzeczywiście dzieckiem pełnem prostoty i tylko dzięki swej nieświadomości nie uległ rozkosznym i śmiertelnym pocałunkom królowej Błękitnego Jeziora. Arystoteles z całą swoją wiedzą nie byłby wyszedł z Kryształowego Pałacu tak obronną ręką.
Widząc, że niema miecza, Jantarek rzekł:
— Pocoś tu przyszedł, łbie kosmaty? Po co czyhasz na mnie, skoro nie wyrządziłem ci nic złego?
Na co król Mikrus odparł tonem na poły szorstkim, na poły jowialnym:
— Mój maleńki, nie możesz wiedzieć czy wyrządziłeś mi jaką krzywdę, bo nie znasz ani przyczyn, ani skutków wszechrzeczy, nie znasz wogóle filozofii. Ale dajmy temu pokój. Jeżeli opuszczenie tego leja nie sprawi ci przykrości, chodź ze mną...
Bez chwili wahania ześliznął się Jantarek w dół po gładkiej ścianie szklanego więzienia i stanąwszy nad otworem przemówił do swego wybawcy:
— Jesteś waszmość dzielnym człowiekiem, i kochać będę waści do końca życia. Ale czy nie wiadomo waszmości, gdzie przebywa Zazulka, księżniczka Żyznych Pól?
— Wiele rzeczy jest mi wiadomych — odparł na to karlik — ale bardzo nie lubię, żeby mnie zanudzano pytaniami.
Jantarek zamilkł zawstydzony i w milczeniu wstępował za swym przewodnikiem w głąb ciemnej pieczary, gdzie pełzały polipy i skorupiaki. Niespodziewanie król Mikrus odezwał się z lekkim przekąsem:
— Wybacz, piękny rycerzyku, że droga, którą cię wiodę, nie jest wybrukowana należycie.
— Droga, wiodąca do wolności, jest zawsze piękna — odparł na to Jantarek — i nie zbłądzę z niej pewno, idąc śladami mego dobroczyńcy.
Król Mikrus przygryzł wargi. Kiedy doszli do galeryi porfirowej, karlik wskazał Jantarkowi kręte schody wykute w skale, a służące Krasnoludkom do wydobycia się na ziemię.
— Oto dalsza twa droga — rzekł. — Żegnaj.
— O, nie żegnaj mnie panie — odparł Jantarek — lecz pozostaw mi nadzieję ujrzenia cię jeszcze. Życie me należy do ciebie i życiem całem pragnąłbym odwdzięczyć ci się za dobrodziejstwo, które mi wyświadczyłeś.
Na co król Mikrus odpowiedział:
— Wierz mi, że wyzwoliłem cię z więzienia nie dla ciebie samego. I lepiej będzie, jeżeli nie spotkamy się więcej, gdyż zaprawdę nie moglibyśmy żyć w przyjaźni.
— Nie sądziłem, że wyzwolenie me sprawi mi tyle cierpienia. A jednak tak jest. Żegnaj mi waszmość — odparł Jantarek z powagą i prostotą.
— Szczęśliwej drogi! — krzyknął za nim szorstko król Mikrus.
Schody podziemne zawiodły Jantarka aż ku opuszczonej kopalni, oddalonej od zamku Żyznych Pól zaledwie o milę drogi.
Król Mikrus skierował się ku swemu państwu, mrucząc:
— Zaiste, młodzieniaszek ten nie posiada ani bogactw, ani wiedzy Krasnoludków. Nie wiem zaprawdę, za co go kocha Zazulka, chyba może za jego młodość, piękność, wierność i odwagę.
I uśmiechał się pod wąsem, jak uśmiechają się ludzie, którym udało się wypłatać komuś doskonałego figla. Przechodząc koło domku Zazulki, wsunął wielką swą głowę przez okienko, tak jak przed kilku godzinami wsunął ją w otwór szklanego leja i dojrzawszy Zazulkę, pochyloną nad krosnami i zajętą wyszywaniem srebrnych kwiatów na przejrzystej zasłonie, zawołał:
— Raduj się, Zazulko!
— Daj ci Boże, maleńki królu Mikrusie — odpowiedziała Zazulka — byś nigdy nadaremnie nie pragnął niczego i byś nigdy niczego nie żałował!
Może król Mikrus byłby i miał czego pragnąć, ale żałować nie miał czego naprawdę. Wobec tego zjadł z apetytem wieczerzę, a posiliwszy się kilkunastu bażantami nadziewanymi truflami, przywołał Fik-Mika.
— Dosiądź swego kruka Fik-Miku — rzekł — i pośpiesz do księżniczki Krasnoludków. Donieś jej, że Jantar ze Srebrnych Wybrzeży, który przez długie lata był więziony przez mieszkanki Błękitnego Jeziora, powrócił dzisiaj do zamku Żyznych Pól.
Zaledwie to wyrzekł, Fik-Mik na czarnym kruku wzbił się w powietrze.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Jacques Anatole Thibault.