Zazulka/Rozdział dziewiętnasty

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Anatole France
Tytuł Zazulka
Wydawca Wydawnictwo J. Mortkowicza
Data wyd. 1915
Druk Drukarnia Naukowa
Miejsce wyd. Warszawa – Kraków
Tłumacz Zofia Rogoszówna
Tytuł orygin. Abeille
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


ROZDZIAŁ DZIEWIĘTNASTY.
KOGO NIESPODZIEWANIE SPOTKAŁ MAJSTER FASTRYGA I JAKĄ PIOSENKĘ WYŚPIEWAŁY PTASZKI KSIĘŻNIE ŻYZNYCH PÓL.

Pierwszą osobą, na którą natknął się Jantarek, stanąwszy na swej rodzinnej ziemi, był stary majster Fastryga, który odnosił marszałkowi zamkowemu czerwone ubranie. Na widok Jantarka poczciwiec wydał okrzyk radości:
— Święty Jakóbie — albo jesteś waszmość jaśnie oświeconym hrabią Jantarem ze Srebrnych Wybrzeży, który utopił się w Błękitnem Jeziorze, będzie temu lat siedem, alboś jego duchem i dyabłem w jednej osobie.
— Nie jestem ani duchem, ani dyabłem, mój zacny Fastryga, — odparł Jantarek, — ale Jantarem ze Srebrnych Wybrzeży, który nieraz zaglądał do waszej budy i prosił o kawałeczki sukna dla lalek księżniczki Zazulki.
Majster Fastryga klasnął w ręce z wielkiego podziwu:
— Toście się nie utopili w jeziorze, jaśnie wielmożny panie! — wykrzyknął. — Toż to mi nowina dopiero! Niema co mówić, wyglądacie doskonale. Mój wnuczek, Piotruś, co to się zawsze prosił na ręce, żeby się wam lepiej przyjrzeć, kiedyście na swoim siwku przejeżdżali razem z księżną panią, wyrósł także na pięknego chłopca, a Bogu najwyższemu dzięki i robotnik z niego nieladajaki. Jakem majster krawiecki, nie dla przechwałki to mówię, jeno że to rzetelna prawda! Oj, będzie się cieszył, będzie, kiedy was ujrzy jaśnie paniczu, bo to nieraz prawił o tem waszem utopieniu różne pocieszne rzeczy. Taki już spryt miał do wszystkiego. Oj, opłakiwaliśmy was, opłakiwali, bo to od małości byliście jaśnie paniczu niezwykłem dzieckiem. Do końca życia nie zapomnę, że kiedym wam raz nie chciał dać igły, boście się nią mogli zakłuć niebezpiecznie, powiedzieliście, że pójdziecie do lasu i narwiecie sobie igieł sosnowych. Jakem majster Fastryga, takeście mi odpowiedzieli. Jeszcze się dziś śmiać muszę, kiedy to sobie przypomnę. Akurat tak, nie inaczej. Mój wnuczek, Piotruś umiał także znaleźć na wszystko doskonałą odpowiedź. Z zawodu jest bednarzem, do usług jaśnie wielmożnego pana!
— Chętnie przyjmę go do służby, ale czy nie moglibyście mnie objaśnić, mój poczciwy Fastryga, co się dzieje z Zazulką i księżną Żyznych Pól?
— A skądżeż wracacie, jaśnie wielmożny panie, że nie wiecie, że księżniczkę Zazulkę porwały Karły, akurat tego samego wieczora kiedyście wy się utopili w jeziorze? Będzie temu prawie lat siedem, jak zamek Żyznych Pól utracił swoje najwdzięczniejsze kwiaty. Księżna pani po dziś dzień nie zrzuciła szat żałobnych. Ja też nieraz powtarzam, że możni tego świata mają swoje utrapienia jak i najlichsi wyrobnicy, po czem łatwo poznać, że wszyscy pochodzimy z rodu Adama i Ewy. Od wielkiej zgryzoty włosy pani naszej okryły się szronem, wszelka wesołość uleciała z jej oblicza. Wierzcie mi, jaśnie panie, że kiedy wiosną księżna pani przechadza się w swojej żałobnej szacie, po szpalerze grabowym, gdzie gnieździ się tyle ptasząt, to każdemu, co spojrzy na nią, zaraz przychodzi na myśl, że najlichszy z tych ptaszków jeszcze jest szczęśliwszy od naszej księżny i pani Żyznych Pól. Ale w strapieniu swem ma przecież jedną pociechę. Wyście paniczu zaginęli bez śladu, ale księżniczka to żyje napewno, gdyż często śni się księżnej pani jak żywa.
Poczciwy krawiec plótł jeszcze to i owo, ale Jantarek go nie słuchał. Zastanowiła go wiadomość, ze Zazulka jest w niewoli u Krasnoludków.
— Karliki uwięziły Zazulkę w podziemiach górskich — dumał. — Karlik również wyzwolił mnie z Kryształowego Pałacu. Widocznie nie wszystkie ich plemiona mają te same obyczaje. Mój wybawca nie ma napewno nic wspólnego z Karłami, które porwały moją siostrę.
Sam nie wiedział co sądzić o tem wszystkiem, wiedział tylko jedno, że musi jaknajśpieszniej wyswobodzić Zazulkę.
Kiedy przechodzili przez miasteczko, wszystkie kumoszki przystawały na widok Jantarka i wychylały się z progów domostw, dopytując się nawzajem, kim może być ten młody rycerz i dziwiąc się jego wielkiej urodzie. Najostrożniejsze z pośród nich, poznawszy w młodzieńczyku Jantarka ze Srebrnych Wybrzeży, rzuciły się do ucieczki, kreśląc znak Krzyża św. Były pewne, że widzą upiora.
— Trzebaby — szeptała pewna stara babka — pokropić go wodą święconą, a pewnikiem rozleje się mazią, albo zniknie w siarczanym dymie. Oj, nie wypuści on z dyabelskich pazurów majstra Fastrygi, aż po uszy zanurzy go w kotle piekielnym!
— Gadajcie zdrowi, matko! — zaśmiał się jakiś mieszczanin — z młodego panicza akurat taki nieboszczyk jak ze mnie, albo z was! Lica ma jak róże, i widzi mi się że nie z tamtego świata wraca, tylko z jakiego królewskiego dworu. Ludzie wracają z dalekich podróży, o czem nas przekonał koniuszy Szczerogęba, który po ośmiu latach wrócił z Rzymu, w sam dzień Ś-go Jana.
A Młynarzówna Jagniesia, która długą chwilę z zachwytem patrzyła na Jantarka, rzuciła się na kolana w dziewiczym swym pokoiku i wzniósłszy oczy ku obrazowi świętej dziewicy, modliła się gorąco: — Daj Najświętsza Panienko, bym dostała męża kubek w kubek podobnego do tego młodego rycerza!
Wieść o powrocie Jantarka podawana z ust do ust, dotarła aż do zamku Żyznych Pól. I oto nagle serce księżnej, przechadzającej się po sadzie, zabiło gwałtownie, bo zdało jej się, że wszystkie ptaszki z grabowego szpaleru nucą:

Kwiwit, kwiwit hu! hu! hu!
synaczek Twój przybrany
Jantarek ze Srebrnych Wybrzeży
cir, cir, cir, hu! hu! hu!
idzie tu! idzie tu!

Na ścieżce ukazał się Szczerogęba; skłoniwszy się ze czcią przed księżną, rzekł:
— Ośmielam się wam oznajmić, miłościwa pani, że młody hrabia Jantar ze Srebrnych Wybrzeży, którego zgon opłakiwaliście przez lat siedem, powrócił do zamku Żyznych Pól. Na cześć jego ułożę nową pieśń.
A ptaszki wyśpiewywały na wyścigi:

Kwiwit, kwiwit hu! hu! hu!
Idzie tu! idzie tu!
Jantarek
ze Srebrnych Wybrzeży!

A gdy wreszcie księżna ujrzała dziecię, które kochała jak rodzonego syna, wyciągnęła ku niemu obie dłonie i bez zmysłów runęła na ziemię.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Jacques Anatole Thibault.