Wrażenia więzienne/Pawiak/X

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Gustaw Daniłowski
Tytuł Wrażenia więzienne
Wydawca Księgarnia Polska
Data wyd. 1908
Druk Drukarnia Narodowa w Krakowie
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
"B"
By połamać politycznemu kości nie tknąwszy go nawet palcem, wystarczy wsadzić go pomiędzy kryminalnych. Nienawiść mętów społecznych, alfonsów, bandytów, złodziei do politycznych, a zwłaszcza bojowców jest dość świeżej daty i schodzi się co do czasu z datami artykułów tych organów prasy, które usiłowały ostrą akcyę rewolucyjną zidentyfikować z działalnością opryszków, by ją przez to zbeszcześcić i w opinii publicznej wdeptać w błoto.

Czego nie umieli, czy też nie chcieli odróżnić pewni dziennikarze, — odróżniają doskonale nożowce i zbiry.
Bandyta — to ich kolega; bojowiec — śmiertelny wróg.
Za mojej bytności na Pawiaku, gdzie skutkiem olbrzymiej liczebnej przewagi politycznych — kryminalni musieli być potulni, zdarzyło się jednak, że wsadzeni na trzeci oddział dwaj polityczni, zostali zmuszeni pod groźbą obicia na klęczkach wygłosić przysięgę:
— „Nie będziesz ścigał, lecz czcił złodzieja i jego kochankę...“
Bo istotnie nikt tak nie tępił i nie tępi bandytyzmu, jak rewolucya, świadoma szkód, jakie przynosi podszywająca się pod jej hasła zbrodnia.
Już po pierwszym strejku powszechnym w Warszawie, gdy ostatnich dni wypuszczona na miasto zgraja zniszczyła witryny Marszałkowskiej i rozgrabiła sklepy, krwawy chrzest w dzielnicach robotniczych sprawili im garbarze.
Szczegółów tej rozprawy nie znam, ale dowiedziałem się, jakie walki toczyły się na Woli.
O „krwawej Woli“ czytaliśmy nieraz w Kuryerku, ale najtajniejsza fantazya reporterów nie sprostała rzeczywistości.
Dzielnica ta była poprostu w posiadaniu garści opryszków, którym steroryzowana i bezbronna ludność płaciła stały haracz z dobrobytu, krwi, a nieraz czci.
Opowiadano mi naprzykład jak w biały dzień, w niedzielę, w oczach wychodzącego z kościoła tłumu znani wszystkim z nazwisk i przydomków nożowcy porwali przechodzącą kobietę, wciągnęli do ogrodu i tam sprawili tak zwany „manifest“, to jest kolejne gwałcenie a nikt nie śmiał pospieszyć na ratunek, wiedząc, że zginie. To też pierwszą akcyą zorganizowanej nielicznej bojówki stało się załatwienie rachunków z bandytami.
Walka była zażarta i ciężka, bandyci bowiem uzbroili się również w brauningi i nie dawali pardonu.
Ale wyszkoleni bojowcy zaczęli brać wkrótce górę. Zginęło kilku najwybitniejszych dowódców zbrodniarzy jak Rywal, Ogier i t. d.
Ogier trzymał się stosunkowo najdłużej, był to bowiem człowiek niezwykłej siły fizycznej, sprytny i odważny. Polowania na niego nie udawały się; w krytycznych chwilach krył się, by pojawić się znowu i grasować w dalszym ciągu.
Na krótko jednak przed amnestyą zyskał sobie osobistego już wroga w jednym z bojowców, z którym się zetknął w prowincyonalnem więzieniu.
Ogier dowiedziawszy się, że polityczny z Woli znajduje się w celi, dobrawszy towarzysza, wtargnął do niej nocą, by wydrzeć bojowcowi oczy. Zamiar się nie udał, chłopak wczas się zbudził, a będąc zwinnym, wymykał się ustawicznie z rąk oprawców udaremniając wykonanie operacyi, skończyło się na podrapaniu twarzy i ciężkim pobiciu.
Gdy po manifeście wrócili obaj na Wolę — zaczęło się wzajemne „odgrywanie“ — ściganie się w zemście.
Ostatni jej akt odbył się w następujących okolicznościach: chłopak jechał na ślub kolegi, gdy dano mu znać, że w pobliżu oblężono Ogiera. Młodzieniec mając jedynie sztylet, gdyż rewolwer zostawił, opuścił natychmiast orszak i pobiegł na wskazane miejsce.
Przed bramą domu z dwoma rewolwerami w ręku, w groźnej postawie widniał Ogier, w przyzwoitej odległości z laskami stała grupa robotników. Broni nikt nie miał.
Ogier zobaczywszy bojowca cofnął się do bramy i zamknął się, przewidując niebezpieczeństwo.
Blokada trwała z godzinę, wreszcie zniechęcony tłum się rozszedł, uparty chłopiec jednak został, sztyletem zaostrzył kij od miotły i uzbrojony jak w pikę postanowił czatować.
Jakoż na koniec skrzypnęła furtka, wysunął się Ogier, spojrzał w jedną stronę, a gdy zwrócił twarz w drugą otrzymał straszny cios w same oko...
Zawył, oślepiony strzelił kilkakrotnie na wiatr i począł uciekać.
Gonili się długo przeskakując parkany, aż za ostatnim, prowadzącym już w pole — Ogier upadł.
Bojowiec siadł na płocie, nie wiedząc, co czynić.
Bandyta, trzymając brauning tuż przy piersi, fiksował go krwawym okiem, mrucząc: „chodź tu ścierwo!...“
Chłopak nie kazał na siebie długo czekać, błyskawicznym susem rzucił się zbrodniarzowi na piersi i, osmolony chybionym strzałem wbił mu sztylet w serce.
Tak zginął Ogier.
Rozproszeni i przerażeni jego podkomendni wynieśli się do śródmieścia, gdzie czują się bezpieczniejsi, a mając pod bokiem redakcye, mogą się informować:
Kto winien jest temu, że szerzy się bandytyzm?



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Gustaw Daniłowski.