Wojna i pokój (Tołstoj, 1894)/Tom VIII/XXIV

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Lew Tołstoj
Tytuł Wojna i pokój
Tom VIII
Wydawca J. Czaiński
Data wyd. 1894
Druk J. Czaiński
Miejsce wyd. Gródek
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Война и мир
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom VIII
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XXIII.

Helena pojmowała doskonale, że kościół katolicki nie stawiałby jej żadnych przeszkód w sprawie rozwodowej z szyzmatykiem. Zostawały jednak trudności do zwalczenia ze strony władz cywilnych w samem państwie. Aby tych sobie nie narazić, ksiądz Joubert dotąd lawirował, nie dając jej pod tym względem stanowczej odpowiedzi.
Postanowiła zatem, przygotować zwolna do tego towarzystwo. Doprowadziła do gwałtownego wybuchu zazdrości swojego drugiego, w wieku podeszłym wielbiciela, i odegrała z nim tę samę komedję, co przedtem z księciem krwi państwa ościennego. Zrazu zdumiał się ów dostojnik, nie pojmując wcale, jakby mógł poślubić kobietę, której mąż dotąd żyje. Dzięki jednak pewności Heleny, z jaką mu tę możliwość tłumaczyła i on zaczął inaczej zapatrywać się na tę kwestję drażliwą. Nie byłaby z pewnością tak łatwo sprawy wygrała piękna hrabina, okazując najlżejsze wahanie, lub bodaj cień skrupułu. Ona jednak, nie czyniąc z tego żadnej tajemnicy, bez żenady, od niechcenia, z naiwną dobrodusznością, opowiadała wszystkim swoim serdecznym przyjaciołom (to jest całemu Petersburgowi), że oświadczyli się jej jednocześnie najuroczyściej, ekscelencja S. i owe książątko zagraniczne. Kocha ich obu jednakowo, całem sercem i nie wie którego wybrać, aby drugiego nie zasmucić. Wieść o rozwodzie z Piotrem rozeszła się po mieście lotem błyskawicy. Nie jeden byłby może coś miał przeciw temu; ona atoli tak tę kwestję postawiła, że zaczęto się zastanawiać już nie nad możliwością rozwodu, tylko nad tem szczegółem niesłychanie interesującym, którego ma wybrać z dwóch ubiegających się o jej piękną rączkę? Starą ekscelencję czy młodego księcia krwi? Nie pytano wcale, czy rozwód dostanie? Chodziło o to tylko jej znajomym, który z dwóch przedstawia dla niej świetniejszy los i większą korzyść, tak moralną jak i materjalną. Znaleźli się wprawdzie zacofańcy, którzy po cichu... bardzo cichutko... bąkali coś niecoś o profanacji nierozerwalnego związku małżeńskiego... znaleźli się jednak w tak małej liczbie, że ich zdanie było iście „głosem wołającego na puszczy“. Zakrzyczano ich zdanie, zmuszono do milczenia, nikt bowiem nie chciał uchodzić za głupca i za człowieka nie umiejącego wznieść się po nad tak błahe przesądy, nie do przebaczenia w lepszem towarzystwie.
Jedna Marja Dmytrówna Afrasimow pozwoliła sobie wyłajać ją i zelżyć publicznie, ze zwykłą u niej szorstką i rubaszną otwartością.
Na balu u Apraksinów spotkawszy się oko w oko z Heleną, odezwała się do niej swoim głosem grubym a donośnym.
— Słyszę, że chcesz wyjść powtórnie za mąż, mimo że Bestużew dotąd żyje w najlepsze? Czy sądzisz kochaneczko, żeś wpadła na coś nowego? O! bynajmniej. Wyprzedziły cię w tem oddawna wszystkie... ulicznice!
Po tych słowach Marja Dmytrówna, ruchem energicznym podwinęła bufiaste rękawy, i... pokazała jej plecy. Pomimo trwogi, którą przejmowała całe towarzystwo, Marję Dmytrównę uważano ogólnie za narwaną i niepoczytalną. Z całej tej jej reprymendy, zapamiętano jedynie ostatnią obelgę, rzuconą w twarz pięknej hrabinie i podawano sobie z ust do ust ów wyraz aż nadto dosadny, pośmieszkując się złośliwie z obu kobiet.
Książę Bazyli, który od pewnego czasu tracił pamięć najzupełniej i powtarzał raz po raz jedno i to samo, mówił zawsze do córki, skoro ją gdzie spotkał:
— Helenciu, proszę cię na słówko... Dochodzą mnie wieści o twoich pewnych zamiarach... o... no! domyślasz się przecie o czem chcę mówić? skoro tak, dowiedz się dziecko drogie, że serce ojcowskie nie posiada się z radości, iż nakoniec... tyleś biedaczko wycierpiała... ale proszę cię usilnie, radź się li twego serca własnego tym razem. Oto co ci chciałem powiedzieć...
I przyciskał ją do piersi, nibyto dla pokrycia wzruszenia, które wcale nie istniało.
Bilibin nie stracił był dotąd reputacji człowieka nader rozumnego i najdowcipniejszego w całem mieście. Był to typ przyjaciela zupełnie bezinteresownego, jakich miewają dość często damy wielkoświatowe. Tacy nie zmieniają nigdy roli, zachowując wiecznie tę samą taktykę. Dnia pewnego, w ścisłem kółku „najserdeczniejszych“, wykładał w salonie pięknej hrabiny Bestużew jak on zapatruje się na tę kwestję.
— Słuchajno Bilibin — zaczepiła go Helena, lubiąca takim jak on wypróbowanym przyjaciołom mówić „ty“, przyczem uderzyła go poufale po ramieniu, swoją śliczną rączką, na której cienkich paluszkach połyskiwało mnóstwo kosztownych pierścieni. — Poradź mi, jakbym ci siostrą była, co mam począć?... Który z nich dwóch ma być moim wybranym.
Bilibin zmarszczył czoło i zamyślił się głęboko.
— Nie sądź kochana hrabino, żeś mnie tem pytaniem zaskoczyła niespodzianie. — O tem tylko myślę — odrzucił wreszcie. — Jeżeli poślubisz młode książątko, stracisz na zawsze sposobność pojąć za męża tamtego... Co gorsza, możesz sobie tym czynem dwór narazić... bo wiadomo ci przecie, że jest tam w grze jakieś dalekie pokrewieństwo między nim, a domem panującem w Rosji. Jeżeli przeciwnie poślubisz starego hrabiego, będziesz promieniem słońca, ogrzewającym dni jego ostatnie, szczęściem nadziemskiem... no! a później jako wdowa po tak wielkiej matadorze, tem łatwiej ci przyjdzie zostać małżonką choćby i księcia krwi. Poślubiając wtedy ciebie, nie popełni wcale mezaljansu.
— Oto prawdziwy przyjaciel! — wykrzyknęła Helena nie posiadając się z radości. — Ja bo rzeczywiście kocham równo jednego jak drugiego. Nie radabym sprawić im przykrości. Za ich szczęście oddałabym życie własne.
Bilibin na to już tylko wzruszył miłosiernie ramionami. Na podobną boleść nie znajdywał lekarstwa.
— Szatan nie kobieta! — pomyślał. — Ta niczego nie owija w bawełnę. Chciałaby właściwie poślubić wszystkich trzech naraz.
— Ale, ale! — wtrącił po chwili od niechcenia. — Powiedzże mi hrabino z łaski swojej, jak się twój mąż na tę kwestję zapatruje?
— Ah! zanadto mnie kocha, żeby nie miał zrobić dla mnie wszystkiego, czego zażądam. — W swojej próżności bezgranicznej, Helena była przekonana że i Piotr rozkochany w niej do szaleństwa.
— Ha, ha, ha! — wybuchnął Bilibin. — Paradną jesteś droga hrabino!... Kocha cię więc tak dalece, że aż pragnie z tobą rozwodu?
I Helena śmiechem mu zawtórowała.
Do osób wątpiących o legalności i możliwości związku drugiego, póki mąż pierwszy nie umrze, należała w pierwszym rzędzie matka Heleny. Pożerała ją zazdrość niesłychana, na myśl o przyszłych córki świetnych losach. Ona już o niczem podobnem marzyć nie mogła nieboga! Zaczerpnęła więc rady pewnego duchownego rosyjskiego, czy rozwód jest kiedykolwiek dozwolony? Duchowny odpowiedział jej kategorycznie, powołując się na tekst jednej z ewangielji, który odbiera wszelką nadzieję kobiecie zamężnej, żeby mogła pomyśleć o drugim związku, póki pierwszy mąż żyje. Uzbrojona temi argumentami, niezbitemi w jej oczach, pospieszyła do córki. Przybyła wcześnie z rana, aby tem pewniej rozmówić się z nią sam na sam. Helena wysłuchała jej najspokojniej, uśmiechając się tylko ironicznie.
— Zaręczam ci — matka uparcie powtarzała — że taki czyn jest surowo karany.
— Ah! nie plotłaby mama takich bzdurstw... nic a nic się na tem nie rozumiesz. W mojem położeniu, mam przeciwnie święty obowiązek...
— Ależ moja droga...
— Ależ pozwól mama, że przecież Ojcu świętemu przysłuża prawo rozwiązywać co tylko zechce, tu na ziemi. Że też mama nie rozumie czegoś tak prostego.
W tej chwili jej dama do towarzystwa wpadła zapowiedzieć, że jego książęca mość czeka w salonie.
— Nie, nie, powiedz mu, że go nie chcę widzieć, żem na niego wściekle zagniewana, za to, że mi słowa danego nie dotrzymał, że...
— Hrabino, wypada rozgrzeszyć grzesznika szczerze skruszonego, i który w dodatku obiecuje poprawę — wycedził w tej chwili tonem wielko-pańskim, stanąwszy w drzwiach budoaru, wysoki, jasno-kościsty blondyn, o rysach ostrych i nieprzyjemnych.
Matka Heleny zerwała się natychmiast z najniższym dworskim ukłonem, którego nowo-przybyły nie raczył nawet zauważyć. Rzuciła okiem na córkę i wyszła majestatycznie z budoaru.
— Może ona i słusznie mówi? — powtarzała w duchu stara księżna, której skrupuły ulotniły się bezpowrotnie na widok księcia krwi. — Ma słuszność niezawodnie! Że też to my za młodu nie domyślały się nawet czegoś podobnego! A to przecież rzecz tak prosta! — dodała wsiadając do powozu.

· · · · · · · · · · · · · · · · · · · ·

Na początku miesiąca sierpnia, była już w toku sprawa rozwodowa pięknej hrabiny Bestużew. Napisała do swego męża... „który tak ją kochał!“... donosząc mu że zdecydowała się nareszcie oddać rękę hrabiemu S., jak również o jej przejściu na łono rzymskiego Kościoła. Żądała w końcu od niego, żeby wypełnił rubryki, tyczące się ich aktu rozwodowego, według formułek przepisanych, co mu wskaże ten, którego posyła do niego z owemi papierami:
„A teraz kończę, drogi mój przyjacielu, prosząc Boga gorąco, żeby osłaniał cię dalej swojem skrzydłem opiekuńczem“.
„Twoja zawsze szczera przyjaciółka — Helena“.
List ów Piotr odebrał w sam dzień bitwy pod Borodynem.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Lew Tołstoj i tłumacza: anonimowy.