Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 08.djvu/134

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

była, co mam począć?... Który z nich dwóch ma być moim wybranym.
Bilibin zmarszczył czoło i zamyślił się głęboko.
— Nie sądź kochana hrabino, żeś mnie tem pytaniem zaskoczyła niespodzianie. — O tem tylko myślę — odrzucił wreszcie. — Jeżeli poślubisz młode książątko, stracisz na zawsze sposobność pojąć za męża tamtego... Co gorsza, możesz sobie tym czynem dwór narazić... bo wiadomo ci przecie, że jest tam w grze jakieś dalekie pokrewieństwo między nim, a domem panującem w Rosji. Jeżeli przeciwnie poślubisz starego hrabiego, będziesz promieniem słońca, ogrzewającym dni jego ostatnie, szczęściem nadziemskiem... no! a później jako wdowa po tak wielkiej matadorze, tem łatwiej ci przyjdzie zostać małżonką choćby i księcia krwi. Poślubiając wtedy ciebie, nie popełni wcale mezaljansu.
— Oto prawdziwy przyjaciel! — wykrzyknęła Helena nie posiadając się z radości. — Ja bo rzeczywiście kocham równo jednego jak drugiego. Nie radabym sprawić im przykrości. Za ich szczęście oddałabym życie własne.
Bilibin na to już tylko wzruszył miłosiernie ramionami. Na podobną boleść nie znajdywał lekarstwa.
— Szatan nie kobieta! — pomyślał. — Ta niczego nie owija w bawełnę. Chciałaby właściwie poślubić wszystkich trzech naraz.
— Ale, ale! — wtrącił po chwili od niechcenia. — Powiedzże mi hrabino z łaski swojej, jak się twój mąż na tę kwestję zapatruje?
— Ah! zanadto mnie kocha, żeby nie miał zrobić