Wesele hrabiego Orgaza/Rozdział ósmy

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Roman Jaworski
Tytuł Wesele hrabiego Orgaza
Podtytuł Powieść z pogranicza dwóch rzeczywistości
Wydawca F. Hoesick
Data wyd. 1925
Druk Zakłady Graficzne B. Wierzbicki i S-ka
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


POKOCHANIE BOGA
DEUS SEMPER CERTUS[1]
W rozdziale ósmym...



odbywa się ostateczny pojedynek na słowa między oboma miljarderami. Zdała od zgiełku śródmieścia, wśród ruin leżących nad stromym brzegiem rzeki Tajo, o zmroku, na słocie podejmuje Yetmeyer walną próbę wtajemniczenia Havemeyera w istotę swej kosmicznej, zbawczej konstrukcji. Wytacza pan Dawid cały arsenał najciekawszych i najbardziej zasadniczych argumentów. Zaskakuje on kolekcjonera wiadomością, iż pełnomocnicy przeciwników powrócili zdrowo i cało z wyprawy na Wyspę Zapomnienia, przywożąc ze sobą gotową już umowę, zmieniającą dotychczasowy spór między zbawcami twórczej ludzkości na trwałe przymierze i na zapowiadającą znaczne zyski spółkę handlową. Yetmeyer skłania się do podpisania kompromisu, gdyż uważa, że gość jego uczynił już znaczne postępy w duchowem zbliżeniu się do Orgaza i że od ideału oddziela go jeszcze jedynie problem wiary w Boga. Ponieważ kolekcjoner unika wypowiedzenia się na ten temat, szachuje go pan Dawid rewelacją, że musiał przyrzec tancmistrzowi Igorowi Ewarystę za żonę. Rażony jak piorunem tą wieścią, zgadza się Havemeyer, za cenę odwołania związku tanecznicy z baletmistrzem, na przymierze z Dancingiem i wyznaje w końcu pod naporem wydarzeń, iż wierzy w Boga.
Yetmeyer jest uszczęśliwiony tem nawróceniem się kolekcjonera, gdyż może już teraz otworzyć kongres religijny i przystąpić do wykonania wymarzonego „Wesela Orgaza“. Trjumf niespodziewany umożliwia mu bezbolesne przeżycie wypadku ze świnią, która w ciasnej uliczce wpadła cwałem na grubaska, przewaliła go na ziemię i przyprawiła wskutek tego o liczne sińce czy guzy. Poturbowany zbawca przypisuje temu komicznie bolesnemu wydarzeniu znaczenie dobrej wróżby.


W ustroniu, nad rzeką.

Roztaj lutowa. Spęczniałe chmurzyska wczesne popołudnie w omacek[2] zagnały i pociarały[3].
Tajo, Tajo!
Zsiniałe, ruchome widmo dni przeszłych.
Przeszłość twem źródłem. Ujściem twem przeszłość.
O kołowrotku zgrzybiały, omszały porwanej przędzy, wód zmarłych przedwcześnie!
Sędziwy Tajo!
Mordacz[4] rudawy, ledwie że sunie.
Lamenci[5] głucho. Odarnowane[6] piargi zlizuje.
Garki dziurawe i zdechłe szmaty niedbale rybaczy[7].
Grzbiet zamrożony i rozchlastany w zaduch papraczki[8] ciepławej, głuchej ochotnie wsuwa.
Kaczorowe[9] barwy pomiędzy filary mostu Marcina zmyślnie rozłożył i daremniny[10] historycznych zdarzeń zbolałemi dziąsły mozolnie żuje.
Tajo opowiadacz, któremu się zdaje, że w schludnem milczeniu nie znajdzie fabuły, że teraźniejszość zahuczeć trzeba. Więc wartościuje, w kleistych wspominkach tapla się jak w chlewie, co wiekuisty żywot ułatwia i przed udarem irracjonalnych skojarzeń chroni.
Maruderskim pląsem omotał zrzęda wiedźmowe stopy nadbrzeżnych ruin, poezem zbawców świata — Havemeyera i Yetmeyera — rozwałęsane, miljarderskie plamy do muru przylepił. Bano de la Cava[11] cienie dwóch przybyszów, sunących spacerem, chcąc nie chcąc przyjmuje na spleśniałą ścianę i zaciapaną nudą swych głazów nadal ocieka.
Żebracze koźlę po nasłoconem czucha[12] się zboczu i pobekuje falsetem sierocym.
— Grunt pod nogami nieustannie tracę... — Havemeyera wyniosła sylweta obawą rzępoli.
— Wśród lotnych osypisk pomyśleń niedbałych może bardzo łatwo każde ludzkie życie zwichnąć obie nogi... — z pod ceratowej, wzdętej peleryny zachrzęści Yetmeyer.
— Chyba spoczniemy na cegłach wilgotnych i poczekamy, dopóki magistrat wybawczych latarni rozjarzyć nie raczy. I to ma być spacer, co hegemonję żołądka normuje i wszelkie chimery z układów nerwowych zgrabnie wysobacza! Wszak nie bawimy w afrykańskiej puszczy, by karkołomne urządzać wyprawy w wąwozy Atlasu.
— Zaszliśmy w ustronie po wtajemniczenie i po rozrachunek.
— Gdzie całą uwagę skupiam bez ustanku, by z zakamarków tej siompawicy[13] na nas nie wyskoczył pożeracz portfelów, toledański puma, kocender[14] — ladaco, bravo — gonidjabeł[15].
— Lubię, gdy przystajesz na życia skrawku, na kruchym gzymsie tympanonu bytu, rozmyślając twardo: czy w tył, czy też naprzód, byle nie runąć w złowieszczą otchłań figlarnej zagadki, przezwanej śmiercią. Wówczas nabrzmiewasz Orgaza świętością.
— Pospolitym strachem. Dla tej mojej maski sposobności szukasz, by za Wszelką cenę zgubę na mnie nasłać w sztucznem oświetleniu usłużnych przypadków.
— Nie, Havemeyer! Ja szukam Orgaza, którym ty jedyny możesz być mi właśnie. Stąd, najcenniejsze pośród serc bijących, to tętno w twej piersi. Widzę, jak z dnia na dzień ten wyraz narasta, który oblubieńca udzieli di łaski w mojej pantomimie. Bródkę przystrzygłeś, jak twój protoplasta i ondolujesz loki jedwabiste.
— W Santo Tome bywam i rolę studjuję. Z trenerem El Greco do nieba wstępuję, jak archanielskiej olimpiady szampion. Rycerza Orgaza poufnie namawiam, by bohaterskie maniery swoje przystosować zechciał do mych kupieckich, naskróś nowoczesnych, a więc pospolitych arcykawałów.
— Hands off od cynicznych, aktorskich pomiarów! W mej pantomimie nie role hoduję z efektem mieszczańskim, nie płatne nastroje erudycją wsparte, żywiołem talentu zlekka połechtane i rozbabrane w sosie popularnym. Ja przemienienie człowiecze gotuję, ocucam religje, historję wskrzeszam. Zaczynam Orgazem, a raczej Orgaza myślowym wyrazem. Nie spekuluję, lecz rozkaz szykuję na masce, na twarzy. Narzędziem jesteś naszej myśli spólnej, Orgaza i mojej. Myśli świętobliwej, która przez śmierć tworzy, w śmierci się odradza. Krwi potrzebuję, która myśl wzbogaca i postaciuje. Napij jej się, napij z El Grec‘a obrazu, aby dusza twoja orną glebą była, na której wiara bujnie się zakłosi...[16].
— Wiara?
— W własne pomyślenie. Urodzić ją możesz wyłącznie ze strachu przed śmierci skinieniem.
— Panie Dawidzie, ktoś do nas się zbliża...
— Nie, to mignął gacek.
— Mam więc siebie z Orgazem na dobre skamracić[17], czyli stać się trupem pozbawionym grozy, a zachwyconym niezbyt pożądaną śmiertelną odmianą? Panie Dawidzie! to same dziwoki[18]. Należę do tych, którzy pańskie sprawki najdokładniej znają. Coś niecoś słyszałem o propagandzie gramofonowej na rzecz bożka Baala w żydowskich ghettach Pittsburga, Chicago, o kanadyjskiem głowy zawracaniu ukraińskim zbirom, o sanatorjum międzynarodowem dla wszelkich matołów czyli o suszarni mózgów nieowocnych na piachach Sahary, o radiostacji okultystycznej na Tybetu zwyżach, o palarni opjum i snów wylęgarni na dnie oceanu Spokojnego prawie, o lunatycznem oswobadzaniu złoczyńców w Guyanie, o fabrykacji — tajnej naturalnie — sztucznego srebra z rojeń obłąkanych malajskich nocy w Batawji na Jawie, o krematorjum choćby tylko samem dla rajskich ptaków, niebieskich urracas[19], dla clarin[19], tenzotli[19] i dla kanarków na Balearach.
— Frijoles, frijoles[20], drogi, zacny panie.
— A mię porównanie niestety mniej smaczne zaczyna wprost trapić, że to szarlatanizm.
— Raczej reconquista[21], szanowny panie! — Wyobraź sobie: ja konkwistador, następca Kolumba, Korteza, Pizarra, Loyoli, Cervanta... Podbojów nie wiodę, lądów nie odkrywam. Religje zdobywam. Nie systematy, obrządki, wierzenia, lecz uczuć kosmicznych samum zadzierżyste rozpętać pragnę w łbach ludów powszednich. Zgliwiałych wierzeń ikony złociste, sekciarskie kokony, zabalsamowane marzenia wieczyste wskrzesić muszę, schłostać i gnać na oślep w międzynarodową wędrówkę miłowań, w pielgrzymkę do źródlisk, gdzie sens żywobycia[22] na człowieczej ziemi: twórczości zamieć, rozkosz, rozgoń[23], żmuda.
— I dlatego właśnie ja mam psieć[24] na słocie?
Typowy Anglosas. O wygodzie duma, gdy gna do ataku. Wyspa Zapomnienia... All right! pański pomysł. To inzularna wzorowa konstrukcja. Pranarodowa. Arsenał szykujesz, czaisz się do skoku. Musisz napaść wreszcie, by poczuć, że jesteś. Zwycięstwo twoje możliwe jedynie w udałej zaczepce, zamaskowanej czcigodną obroną. Od wieków sposobisz doskonałe twory na ten raid korsarski. Przymierza udajesz z Francją czy z Japonją, do Niemców się mizdrzysz. Jesteś łagodny, ściśliwy[25], rozumny, arcypokojowy, a właściwie czekasz, aż będziesz gotowy do niezawodnych, zwycięskich rozbojów. Wdzięcząc się i czuląc jak chomik biedota, dla twych zawojowań świat cały przemieniasz w schludny, zimny śpichlerz. Musisz napastować, by nikt do wybrzeży twoich nie podszedł i byś zwycięsko mógł nadal siedzieć, gdzie dotąd siedzisz. I stąd tyglem jesteś wydoskonalonym przetworów solidnych.
— Wielkiej Brytanji i Stanów Północnych metafizyczna czcigodna postawa.
— Zastosowana do geografji niezmiennie kosmicznej. Ja również zachowam te przekazania, które potężnia[26] dawna iberyjska ześciboliła[27] w kształty pojmowania obowiązującego po dziś dzień mą rasę. Prawego jankesa nazwisko dźwigam Wprawdzie bez odrazy, ale metys jestem pod każdym względem i na każdym kroku. Ojciec haciendado[28] krwi semi­‑hiszpańskiej, natomiast matka piękność indjańska w Tehuantepec­‑stanie prym ongi wiodła między dziewicami, przeznaczonemi na eksport do wiosek sztucznych w Lunaparku pod miastem Hamburgiem, gdzie mieszkańcami na rozpłód i pokaz mogą dzikusy być sami wyłącznie.
— Mi jefecito![29] pantomimowy i religijny! Na czele Armady zapewne nowej śmiałkować[30] zechcesz wkrótce przeciw Anglji!
— Każdy czyni swoje i samemu sobie. O to właśnie chodzi. Gdy rezerwoary są przepełnione pracy wynikami, surowców nadmiary wnet się wymykają na walne spotkanie, a z tego zderzenia i z tej chaosu generalnej próby zazwyczaj koszlawe oraz zakrwawione reguły powstają nowego ładu. Twórczym przymusom kosmicznych żywiołów nie przeciwstawisz kaprawych zażaleń ludzkiej mizeroty. Więc jeśli zderzenie i poczubienie formacij skończonych oraz wyczerpanych jest nieuniknione, to niechaj nastąpi poprostu nadzianie anglosaskich promów na spotworniałą tamę Mongołów. Niech Zachód uderzy przed Wschodu powstaniem i niech doskonałe będzie to spotkanie. Znacznie, znacznie prędzej, niźli się spodziewasz, przyjdzie katastrofa zapładniająca, a zatem błoga. Ja i mnie podobni musimy się poddać tej, co w żyłach płynie, przypieczętowanej wiekową powtórką, zupełnie swojskiej i nieuchronnej: półwyspu koncepcji. Według Ganiveta[31] jest jeszcze lądowa, czyli trzecia z rzędu obok inzuilamej, właściwej tobie, lecz o niej kiedyś na kongresie powiem. Otóż półwyspu zwycięska postawa możliwa jedynie przez ocalanie, ciągłe prostowanie i oczyszczanie niepodległości. Pociąga za sobą produkowanie niebezpieczeństw sztucznych podczas pokoju i zaprawianie obywateli do latającej po kraju guerilli[32] przy spółudziale stałym rozboju. Zrozum, co ja czynię: nic mniej i nic więcej, jak tylko czujnością nahalnej konstrukcji myśl niepodległą statecznie bronię przed inwazjami zaborczych szablonów. To tradycyjne Iberyjczyka zobowiązanie.
— Teraz pojąłem, dlaczego to na mnie, miast zbroi rycerskiej hrabiego Orgaza, śmiertelnicę[33] wkładasz!
— Szczyci się ma rasa, że syn jej Servet[34] krwi obieg odnalazł. A krwi upuszczaczy, sławetnych, przebiegłych, mamy co niemiara. Jednego wymienię: doktora Sangredo. Jankes dziś już jestem bezwzględnie poprawny i mieszaniec wierny Stanom Zjednoczonym, ale narodowych trzymam się przekazań. W stosunku do pana okrucieństwa moje wciąż w zanadrzu chowam, choć płatasz mi figle i jesteś krnąbrny. Nie tracę nadziei, że twojej aorty rytm przyśpieszyć zdołam, że schidzofrenię[35] kolekcjonerską i bohaterską przez odżywianie mózgową treścią wkrótce pokonam, że rolę w „Weselu“ przed banalnością, czysto aktorską, zgrabnie osłonię i wiarę Orgaza w myśl twórczą, własną sprowadzę do serca twego bezboleśnie, poczem dopiero w uroczystym ślubie na twarz ją wywabię.
— Bohaterskości śliczne mauzoleum wystawię, urządzę, byle na czas jakiś przynajmniej raczyła pośród rupieci poleżeć spokojnie i zatłuszczoną swoją dostojność wyprowadzić chciała z każdego czynu i z każdego słowa.
— Zgadzam się potulnie. Nazwijmy inaczej: myślenia rycerskość. Była nieodzowna za Torquata Tassa, doprowadziła do wypraw krzyżowych i dziś nam kulturę musi również wskrzesić, która po wojnie do piekieł wstąpiła. Myśl niepodległa i świętobliwa...
— Wyśmieje cię każdy, powie, żeś szołowierz[36].
— Potrafię wymusić... Myśl, odskrobana z pod obywatelskiej lawy frazesów, z pod pedregale[37], czyli z pod paskudnych opinji jęzorów, ona, ona tylko zdoła w człowieku świadomość wywiercić, świadomość kosmiczną, zgoła zbyteczną wszelkim manekinom, mrówczym wiercipiętom, lataczom, partaczom i innym zbiorowych wypocin mamidłom, tysiącznym wymoczkom apetytów, chwytów, rozczuleń i zgrzytów... Kosmiczna świadomość!.. Skarbiec samotnika. Nikomu dostępny i tajemniczy, jak zwyż Kordyljerów. Dłutowanie słychać... Ktoś wali, wciąż wali, młotem­‑błyskawicą... niemal wyuzdanie. Czuwa i wykuwa w zadumanych chmurach, w zieleni spachniałej, na stalowej fali prawdęolbrzyma. Nie ugniecioną przez jakichś szachrajów nibyto konieczność niby narodową, ale na marmur stężałą, zmądrzałą, zbryzgamą potem najweselszych szaleństw, rozpłomienioną jak flor de cacao[38], a wyczuloną jak noworodka z galaretki ciało... dziejową rolę.
— Uducha[39] cię dławi, jeszcze się ukrztusisz...
— Niepodległość kocham, abyś o tem wiedział! Jak niewolnik żyję w ojczyźnie przybranej, wśród pobratymców tamtejszych i tutaj wszędzie szarpany, podskubywany, zawsze obabrany tą bezmyślnością, która im służy, rozszwargotaną i chichotliwą. Morałów siklawą we mnie chlustają plwając wokoło cuchnącym charkotem gruźliczych patosów. Na moją chwałę wszystko się obróci! Człek niespętany, nieposkromiony ekskomuniką, czy karną ustawą, ’ naganą gazety czy orderu chwałą — spółżyję z epoką, którą sam kształtuję, szczwanym demokratom poprostu na przekór, zaś zadąsanej i rozbuchanej przyjaciół zgraj i ku wiecznej żałobie.
— Hola! Na co, po co? Co to znaczy tworzyć? Tej funkcji nie ufam. Człowiek nie do tego. Mózg umie zaledwie składać, kombinować. Musi na pierwiastkach opierać się znanych, do celów praktycznych je przystosować i opiłować, a czasem tylko nieco ryzykować. Dlaczegóż twórczości używać przesady, skoro sprawa prosta i na kompilacji to wszystko polega, co stanowi nowość? Rolę jednostki w zadaniu spostrzegam, by z pracy gromadnej wartości wyławiać, upostaciować, nieco uprzystojnić i z powrotem tłumom na żer oddawać. To nie jest twórczość, lecz tenisowa dość nudna zabawa. Gromada play ryczy, a indywidualność ready stęka! Niebawem już może wszystkich was przekonam, że nie ma twórczości, że jest odbijanie, w dodatku dość żmudne, piłek umysłowych z garści do garści.
— Wulkan i ocean. Hiszpanja — Brytanja. To nasze kontrasty. Albo wybuchnę i wody twe zdławię, albo mię zgasisz potopem twej nudy. Zbiorowość romańska sama z siebie formy obowiązującej i przymusowej w układzie wszechświata nie ustali nigdy. Musi podpalaczy mieć fajerwerków i dręczycieli w kształtowaniu sprawnych, czyli man jaków niesamowitych, mnie wielce podobnych. Z tęczowo barwnej, wirującej bani galijskich środowisk nikt na rozpłodek wyłowić nie zdoła romantycznych cacek, cebulek marzenia czy kwietnych pyłków. Tu musi samotnik sam z siebie dać kiełki na wszelki zarodek, jak bajki czarodziej, sam musi zarybić społeczny basen, który skądinąd jest aparatem zachwycającym i niezawodnym. Jednostki zlecenie zbiorowość wykona nieskazitelnie, przepysznie i dzielnie, poczem znów spoczywa kokieteryjnie, żądna dalszego, twórczego gwałcenia. Romańska produkcja — to romans dwupłatowy jest marzyciela czy rozpustnika z gromadą cnotliwą, u Anglosasów zaś rodzi {{kor|ku turę|kulturę solidna społeczność i niemowlęta jednostce powierza na wychowanie, udoskonalenie lub rozwydrzenie. Z pomysłów jednostki żyje ma społeczność, a waszą jednostkę dzielna jej gromada w myśl swą przyodziewa. Różnicę wybijam, ażeby zaznaczyć, jak bardzo troskliwie o udział zabiegam wzoru dżentelmena anglosaskiego w moich plebejskich, meksykańskiego cowboya, wichrzeniach.
— Słyszysz, jak światówki[40] skoczne z operetki ktoś wygwizduje?
— Tem lepiej dla nas. Pewność zyskujemy, że nikt nie szpukuje[41]. „Wyznanie wiary“ czytałeś Newmana? Jemu zawdzięczam, co obecnie czynię. Na tierra tamplada[42] powojennej ery zakładam inspekt a, niepodległej myśli sadzonki wlepiam, by religijne zeszły sentymenty. Wcale to nie będzie lekka krotochwila z sukcesem prawdy, której klatki trzeba, aby uwierzyć w nią chciała widownia, lecz borba szczera i wielki rwetes pod gołem niebem, bez nadprzyrodzonej łaski suflera. Massa Havemeyer! — prostacka afera o samoistnienie, o sens równowagi z prawdziwym człowiekiem, na spólnej tratwie twórczego chcenia. I tu jest droga, na którą wstępuję — droga do Boga!..
— Zabraniec[43] jesteś i wcale nie widzisz, jak z niemrawych nurtów coś wciąż się wychyla i podsłuchuje czy skrada się ku nam.
— Do nory czmycha przyrzeczny padalec lub patroluje łódka celnika w poszukiwaniu premjowych procentów od kontrabandy. Zwierzeń mych końca cierpliwie dosłuchaj. Ja cię wtajemniczę, a ujrzysz światło na dalszą drogę o wiele pewniejsze od racjonalizmu ckliwego płomyka... Oparłszy człowieka o myśl niepodległą, o religijną miłość do wszechświata, metafizyczną zakończę imprezę pełnym akordem. Nie spocznę pierwej, aż mi się uda u ludzi rozdmuchać czy też rozpętać, a w razie potrzeby, jak cepak[44] wykudlić[45], wyfilutować[46]. jak jaki urwis, wygłupić[47] jak żebrak, lub wyświergolić jak skoczne kusidło[48], czy ostatecznie wręcz wyklamkować[49]... pokochanie Boga.
— Wstyd blędzić[50] doprawdy, panie Dawidzie, tak zadufały[51] same koszały...

Kompromis i wtajemniczenie.

— Ato­‑tso powrócił z Onczidaradhe w samo południe...
— Co? Kiedy? Którędy?
— Powtarzam: dzisiaj jeszcze przed obiadem. Najkrótszą drogą, bo napowietrzną przybyli obaj...
— A kardynał Nino?
— Pozostał na wyspie, na „Zapomnienia“ twojej własnej wyspie, w „Pałacu lodowym“. Miewa się dobrze, przesyła ukłony... Ja nie tęsknię za nim... jest mi niepotrzebny.
— Czyżby?... I co, i co jeszcze?
— Evenement żadne nie zasługuje na wymienienie. Chyba drobiazg taki zbyt mało znaczny, a mianowicie, że pakt już zawarty i podpisany między naszymi powiernikami...
— Pakt? Kompromis marny. Przed rozegraniem sportowej zabawy!
— Sportem jest wszystko. Sportem być może walki poniechanie, sportem pojednanie, sportem rozpoznanie wszelkiej konieczności, sportem akt... wiary...
— Zbyt słabe mam serce, panie Dawidzie, do tak ryzykownych i wyczerpujących ćwiczeń zabawowych.
— Masz być Orgazem. Bronisz się zawzięcie, ale powoli wchodzisz w przeznaczenie, które przyroda nakłada na ciebie, dawszy ci twarz świętą. Rycerski jesteś i rolę weselną spełnisz do ostatka. Przez samą więc wdzięczność i przez łagodność, która we mnie mieszka, nie chcę okrucieństwa. Wyzywasz mię wprawdzie przez upór, swywolę, lecz prawdziwe męstwo nie odpowiada na zbytki ryzyka[52]. Regenerację Havemeyera na conde Orgaiza przeprowadzę składnie, zgodliwie, pogodnie i dlatego właśnie za paktem jestem, który między nami zaskoki[53] usuwa, przez co umożliwia, bym do twojej duszy wdrobił[54] ulubienie[55] szelestów wszechświata...
— Mój tułumbasie![56] Niejednokrotnie stwierdziliśmy obaj, żeśmy sprzeciwniki[57]. Do pantomimy mimo to staję, jako że przegrody wymurowane stanowią podnietę, niejako harcerską, do przeskakiwania. Bardzo mię ciekawią wyniki działania na opak, na przekór samemu sobie. Szanowny zbawca nienasytny jednak i chciałby poprostu mię zagrabusić[58], wierzchować[59] nademną. Bronię się, jak mogę, bo nie umiem stchórzyć ani oczu wapnić[60], gdy mocowanie o przekonanie podjąłem z kimkolwiek. O jakimś pakcie między świętoszkami dwoma przybocznymi wspomniałeś to­‑owo. Nie znam szczegółów i nie rozumiem dlaczego saddhus raportu winnego dotąd mi nie złożył, ale rozumiem, że pojednanie odmiennych celów czy walne przymierze jest niemożliwe. Tu przypominam, co mi na myśl wchodzi, sentencję Spinozy z „Ethica“, dzieła zapomnianego: „Quae reis nihil commune inter se habent, earum una alterius causa esse non potest“[61]. A tak się rzecz miewa z „Przedśmiertnym Dancingiem“ i z lodowatą „Wyspą Zapomnienia“.
— Myli się waszeć! Sknarzyć[62] nie zamierzam, lecz pragnę udobrzyć[63] między nami zadry[64]. Cel pański przyspólny[65] moim zamiarom: obaj wykaraskać[66] musimy kulturę, która w powojenne zapadłszy wertepy, cierpi na rupturę, nędzny ma trawieniec[67] i przestrzelone wszystkie cztery łapy. Dancing czy wyspa — to tylko figury nieco odmienne tej samej ochoty. Można więc spróbować, czy ten wartogłowiec[68] (na myśli mam dancing) nie chciałby się wklepać[69] w wyspę bladolicą (twój pałac lodowy!) oraz czy ożenek konstrukcij myślowych pożycie stworzy trwałe i wzorowe? Dancing w związki wejdzie z rozpędem jurnym, wyobraźniowym, a więc i rozpłodnym, wyspa natomiast z posagiem godnym (własny dach nad głową, pełna niezależność, wierni poddani, olbrzymia flota, chmara samolotów, zalotne galerje, a nadewszystko pierwszorzędny sprycik). Przebudowa mózgów przez myśli spłodzone w marjażu wytwornym i w rodzinnem cieple. Prawdziwa kołyska dla noworodka cywilizacji wielkoksiążęcej, twórczości kosmicznej i religijnej. Jeżeli już mamy borykać się z sobą, to chyba w małżeństwie, jako przystoi na amerykańskie, pierwszorzędne firmy. Wesele Orgaza przemienić się może we wszechświatowe, huczne weselisko. Po przedstawieniu „Tańca trzech uśmiechów“, wyruszym gremjalnie z całym inwentarzem, lądami, morzem, powietrzem, pod ziemią w strefy lodowe, by uruchomić wspólny nasz byznes metafizyczny...
— Jakto? w te zaświaty mają zdążać ludzie?
— Za myśli wędrówką wędrówka narodów. Ruch, ożywienie, pątników wyprawy, kosmosu mikroby wirujące wszędzie. Fantastyczne zyski, zwłaszcza przewozowe taryfy bajeczne! Złożym towarzystwo: nieprześcignione a latające nasze cygara i śmigające pod wodą pijawki, łodzie pneumatyczne, psychiczne pocztówki. Ucisk gwałtowny na biegun północny konfigurację ziemi odmieni, złagodzi klimat, niedźwiedzie białe i foki sumiaste wnet uspołeczni. Natłok szczegółów zgrabnie ujmuje prawnicza osnowa wspomnianej umowy.
— Wątpię, czy pielgrzymi nieznanym rozrywkom nosów odmrożenie, zupełnie pewne, poświęcić zechcą...
— Program ogłosimy. Najsamprzód w Dancingu wtajemniczenie przez tańcowanie i przez pantomimy, poczem pałacowe i przymusowe klecenie pomysłów w dobroci puszystej lub iglastej złości. Onczidaradhe zaimponował dyplomatycznie doskonałym gestem, przystosowanym do wkorzenionej w kosmiczną wiarę chińskiej racji stanu. Traktat podpiszę pod jednym warunkiem.
— Miałbym ich więcej.
— Wyćwiery[70] zapewne. Ja otrzeźwione postawię pytanie, a pan odpowie.
— Ja także jedno mam zapytanie i słyszeć chcę pierwszy Dawida rękojmię.
— Uwziątki[71] nie znam, w kości grać nie umiem, pierwszeństwo gościa skwapliwie szanuję, przeto już słucham.
— Przez prostą ciekawość radbym się dowiedzieć, coby pan powiedział, gdybym za cenę wtajemniczenia najpotulniejszego i podpisania cudackiej umowy, pannę Ewarystę zażądał dla siebie?
— Oferta spóźniona. Będzie turbunek[72]. Nie dalej, jak dzisiaj o Ewarysty rękę poprosił mistrz Podrygałow.
— Ten ścigacz[73], ten szudrak?[74].
— Zachciwniś[75] z parna, panie Havemeyer! Misterjum moje dużo na tem zyska, gdy ballerina wraz z baletmistrzem stworzą jedno stadło. Podrygałow wdowiec, jest ojcem dzieciom, w dancingu potrzebnym, a dogorywa Prakseda niania. Sprawa przesądzona. Prawie równocześnie z rokowaniami naszemi tutaj, w szpitalnej celi zrękowinową ucztę wydaje ukraińska dziewka dla swego pana i jego bachorów, dla narzeczonej i dla Omara. Zamknięte kółko. Nas nie proszono, jakkolwiek rachunek ja muszę wyrównać. Policzą za świństwo bajońskie sumy. Wyobraź pan sobie, jak menu opiewa: barszcz białoruski, tutejsze salami i ryż ze śmietaną. Kaukazkie wino. Miserere pewne.
— O księcia się boję, zbyt wydelikacony. Żeby czerwonka ich wszystkich porwała, prócz dziewicy drogiej. Za wszelką cenę musisz unicestwić tę dziką chimerę. Nigdy nie pozwolę. Cud Ewarysta i ten pokraka, ten wypłosz[76], ten urwa![77] Każdy musi zdudzieć[78], ujrzawszy tę parę! By wszelką niejasność natychmiast usunąć, oświadczam wyraźnie, że ja z Ewarystą muszę się ożenić i to zaraz jutro.
— Powoli, ostrożnie. Łożnica rozkoszna oczekiwała hrabiego Orgaza tuż po wykonaniu ślubnego tańca. Sam nie chciał i zwodził, aż się doigrał...
— Wszystko mi jedno. Jeśli w pantomimie stanąć mam jak rycerz myślowo dzielny i świętobliwy, to zapowiadam, że oblubienica i tanecznica skobiecić się[79] nie śmie z żadnym innym samcem. Dalej, że warunkiem wtajemniczenia mojego w Orgaza jest Yetmeyera gwarancja pisemna, zabezpieczająca me wyłączne prawo, jako małżonka panny Ewarysty. Dixi!
— Od początku chciałem. Szkowrozić[80] wolał nasz kolekcjoner i ślabać[81] gębą. A teraz truda[82]. Świeżą parę rozbić? Gniew rosjanina nieocenionego na siebie ściągnąć? Pantomima stanie. Niebezpieczeństwo i cena zbyt droga. Mógłbym się podjąć takiego szaleństwa również pod warunkiem...
— Jakże męczące podłaziny[83] twoje! Czołgasz się jak wąchacz![84].
— A więc pod warunkiem, który precyzuję: Na pytanie twoje, czysto erotyczne, epikurejskie, ja z konieczności, niby talmudysta, pytaniem odpowiem, metafizycznem, ojcowskiem, praludzkiem. Sam w oświadczeniu zgotujesz los sobie.
— Pod brodę sadlistą[85] raz uwiąż śliniaczek[86] i przestań wątczyć[87]. Wymiętoś pytanie!
— Dobrze ci poganiać. Rozklapić[88] umiałeś twoje czaple nogi i dumasz wygodnie, gdy twój towarzysz ledwie ustać może. Otóż proszę pana... Jakby to powiedzieć... Był ongi Orgaz. Rycerz kościoła, myśli katolickiej. Cały się wkołysał w poszept tej świętości i cały puklerzem jej się opancerzył. Nakrył sobą wiarę, poczem od tej wiary jednym susem wdzięcznym odbił się jak orzeł z wyniosłej chojny[89] i do nieba wstąpił. Cytujesz Spinozę. Propositio ósma tej samej księgi, którąś ty powołał, opiewa dosłownie: „Omnis substantia est necessario infinita“[90]. Orgaz się nie skończył. Z tej samej materji Hevemeyer powstał, jako ciąg dalszy. Dowód jest na twarzy. Kosmiczna logika zapędza obecnie kolekcjonera, by powrócić raczył do swojej pierwotnej, rycerskiej treści. Ja się upominam o prawo substancji. Substancja wędruje, często się przebiera, przez wieki grasuje, w nich się deformuje, ale nie zatraca sensu swojej treści. Zostaje jej wyraz niezmienny, istotny. Substancja twoja, to własność Orgaza. Więc cechy twoje i pomyślenia pochodzą wszystkie z właściwości jego. Podstawa spoina psychiczna, mózgowa i atomiczna, zapaskudzona przez wieków namuły. A Orgaz wierzył!...
— Co robił Orgaz? Pożycz mi zapałki. Kapuśniaczek siąpi[91], zagasił mi fajkę.
— Orgaz w Boga wierzył!...
— Cowerkottowe palta są marne w ostatnich czasach. Fason głupawy, mydlinowa barwa, nie odpierają deszczowej napaści, lecz ślęgną[92] jak gąbka.
— Oddaj cesarzowi, co jest cesarskie. Kupiec firmowy i głośny miljarder dług musi spłacić swemu protoplaście. Dług podstawowy, wynikający z nieracjonalnej uczuć gospodarki. Wnieść trzeba opłatę na amortyzację długów kosmicznych. Zwróć Orgazowi, co Orgazowe!
— Mógłbyś raz wreszcie wyrzypić[93] pytanie, o które chodzi, miast głosić kazanie biblijno-bankowe, finansujące drobnomieszczańską uczciwość, dość rzadką.
— Bacon w rozprawie wybitnie gładkiej, tytułem upstrzonej: „De la Dignite et de l‘Accroissement des Sciences“ stwierdza wyraźnie: „La prolongation de l‘expérience peut avoir lieu de deux maniéres: par répétition ou par extension“. Ja, który ciebie, dostojny gościu, bez przerwy doświadczam, chętnie poniecham maniery drugiej, czyli rozszerzenia umizgów do pana na okrucieństwo, co kardynał Nino bezwzględnie zaleca i poprzestanę na repetycji arcyślamazarnej, innemi słowy: na wbijaniu ćwieków do głowy upartej, ale dbam o pewność, że głowa nie spadnie, nie straci kierunku, że siedzi mocno na wierzącym kręgu...
— Tezy, hipotezy, literatura, naukowe sztuczki. Ja nadsłuchuję, czy wynurzenie o Ewaryście jakie nie padnie.
— Na ślubnym kobiercu, podczas pantomimy przy tobie stanie i już nie odejdzie, jak długo sam zechcesz. Ale dziewicę poślubić może i uwieść z sobą w życie zmarszczone i nadszczerbione jedynie ten Orgaz, który jest czysty i rzeczywisty, Orgaz, który wierzy w istnienie Boga!
— W najbliższych dniach bankiet zaręczynowy wydam w barwach prerij. Chcę zapowiedzieć związek oficjalnie, by wkoło padł postrach na konkurentów ewentualnych. Mężczyźni wszyscy na tem przyjęciu muszą oślepnąć. W tym celu na oczy tych spozieraczów założę opaski gumowe, wlepne[94], by mojej rozkoszy nikt nie mógł zgwałcić spojrzeniem chwackiem.
— Przedtem jednak trzeba być kawalerem, przysposobionym do służby Boskiej, czyli Orgazem godnym ubóstwionej i kompanionem imprezy mojej. Orgaz wierzy w Boga, i Ewarysta i ja sam wierzę...
— No i cóż z tego? Pytania nie słyszę, pytania nie stawiasz a ściuchajdy[95] same na konserwy składasz w ugrzecznioną puszkę mej cierpliwości, gdzie same skwaszone kłębią się niesmaczki.
— Kongres się zbliża. Międzynarodowe, społeczne niesnaski wyzyskać muszę na rzecz propagandy religijnych orgij. Nie mogę już dalej odsuwać terminu. Czeka pantomima, czeka „Wesele“ i Ewarysta. A Orgaza nie ma. Ciągle jeszcze nie ma. Do Orgaza aktor przysposobiony i uzbrojony w pogotowiu stoi. Dotąd wcale nie wie, gdzie Orgaz istnienie swoje zaczyna. Na wiary ściernisku bosemi stopami twardo stanąć trzeba. Pytam wobec tego:...
— Czuję, że zadnice[96] obie przemoczyłem.
Zbawca papulaty[97] i czerwieniaty[98] naćmyrał się[99] zbytnio, jest rozkiwany, tępta[100] nogami odrewniałemi od niedogody, jak kępiak[101] na wydmie obwiesił konary sczuchranej zadumy. Rdzawe zapytanie, jak zdradliwy chechłak[102], w garści ukrywa, by je wprost w serce Orgaza­‑ciaracha[103] wrzepić[104] lada chwila. Na twarzy wybrańca inactwa[105] dogląda i hatłamajki[106] z duszy mu wygania. W kałużę wstąpił, w której piłowiny[107] wielkiego gadania o wtajemniczeniu powoli toną pożółkłe, spienione. Cały upaciany[108] mr. Yetmeyer dychawiczną czkawką stawia pytanie:
— W jedynego Boga, w Boga — myśl — początek, w Boga — ukochanie, w Boga — stworzyciela, twe źródło, twe ujście... wierzysz Havemeyer?

Świnia — dobry omen.

Wzgórzystem przejściem tuż nad urwiskiem i nad głowami wybiedzomemi obu miljarderów kadeckiej szkoły sunie parada. Wracają z ćwiczeń. Orkiestra się piekli. Świdrują ucisz[109] fujary, klarnety. Mgławica­‑śmietana została przez werble ubita na pianę. Błyskają latarki. A gardła junackie fanfaronują:

„Dajda, rajda tomty — dada tada romty,
Dojdo rojdo tamty — dodo todo ramty,
Dejde rejde tumty — dede rede rumty,
Dujdu rujdu temty — dudu rudu remty,
Dyjdy ryjdy timty — dydy rydy rimty“.

Nikt nie odpowiada. Jaskot[110] już wsiąknął w przedmiejskie fafoły[111] Wybleszczył[112] oczy wiary nauczyciel i uszu nadstawia. Omacnica[113] zdradna na grzbiet mu skoczyła, szyję oplotła i już się szykuje, by zbawcę zagardlić[114]. Zsiniał, napęczniał, ale do ostatka chce kolekcjonera ciepciucha[115] wybadać.
Niedoszły Orgaz oniemiał i zmartwiał. Omglił się fajką i kamaszkami sfrancuziałemi w kołbani[116] babrze.
Rzeka klajdosi[117], szryz[118] topniejący krechci[119] jak tafta.
Przed Yetmeyerem w dalecznej ostronie[120] kosmosu harhara[121] zwolna się otwiera. Jest przeorana i użyźniona. Na oba kolana w błocko upada i szczęśliwości wieczystej woniaczki[122] pachając[123] łakomie, w ucho wybrańca ponawia pytanie:
— Orgazie szczęsny, Orgazie niedoszły, czy wierzysz... w Boga?.. W Boga Ewarysty?..
Wystawinoga[124] powstał pozorzysty[125].
— Ogłupieć można w ślakwie[126] zatraconej. Pójdźmy ku miastu! Oświetlona droga!..
Niebo szaruży[127], hargusi[128] Tajo. Na uspy[129] weszli. Gibas[130] dąży przodem. Jednacz[131] zgnębiony kaczka się[132] za nim. Wschodowiec[133] biczuje. W trząskim[134] ile toną. Raz wraz kamyczki, stąpaniem strącone, kulają się w rzekę i zaczepiają fale pośnione. Pacuk[135] na but skoczył Havemeyera i jak oparzony strzelił do graźni[136].
— Wprost nie rozumiem. Odemnie wymagasz nadzwyczajności za Ewarystę, a jednocześnie bez żadnych skrupułów Podrygałowowi dajesz ją za żonę! Czemże jest ten chłystek?
Wstępuję pod górę, uliczką stromą. Niemiłosierny bruk starożytny. Ślizgota[137] dręczy. Kudłas[138], aferzysta z piekarni przydrożnej, zwąchał szopówkę[139], gna jak szalony tam i z powrotem, jazgoce chrypliwie. A zaduszliwy[140] i zamyśliwy[141] wiary plantator ledwie że drepce za swym rycerzykiem.
— Ja panu powiem. Rosjanin jest ważny, bo wtajemniczony rychlej od waszmościa. Podrygałow... szatan. On wierzy bardziej, niż ktokolwiek inny. Najoczywistsze oddanie się Bogu przez protest zgryźliwy i nieprzytomny. Lecz nie wykluczam, że baletmistrza może spotkać zawód. Mógłbym ostatecznie tego bolszewika wystrychnąć na dudka. Przekonany jestem, że odszkodowanie przyjmie z ochotą. My wyznawcy Boga do wszelkich ustępstw jesteśmy skłonni, ale wśród swoich, podkreślam wśród swoich. Gdyby więc odpowiedź, której oczekuję, wciąż oczekuję... choćby dlatego, że pozór zwycięstwa od czasu do czasu jest wprost niezbędny, witaminy skrzepią w zwapniałych żyłach... Otóż gdyby Orgaz, prawdziwy, udzielny wszedł w pantomimę, widzów twarzą nabrał i na religijne wypędził pastwiska, miałby wabną żonę, a jabym częstację[142] sprawił po weselu, jakiej nie było na królewskich dworach i na pamiątkę wtajemniczenia wstawiłbym w dancingu najwspanialszą izbę: Camera degli Sposi...[143] Maliznę[144] tylko zrozumieć należy, a mianowicie, że nasze kollegjum czcicieli religji unika, jak ognia, osądu strasznego, który inkwizycję spotkał najniesłuszniej: „Ci serviano di Dio, e non serviano a Dio[145]“. Polecam panu na dni najbliższe lekturę wskazaną i aktualną do poduszeczki z mej bibljoteczki: Lorenzo Valla „De voluptate ac de vero bono“[146] oraz Pontano Ferranty I., znanego poety: „De amore coniugali[147] i „De prudentia“[148] i „Asinus“[149] także...
Coraz marniej drepce, pałąkowemi przebiera nóżkami.
Od introligatora po scenie domowej i po zasadniczem nieporozumieniu wygnana została nieco rozjuszona sędziwa, czcigodna, szerokobara, familijna grula[150]. Jest nieprzytomna i oburzona, więc w świat szeroki na oślep cwałuje. Fatum zrządziło, że na papconia[151] dancingowego, na Yetmeyera, z rozmachem wpada, grzbietem podjeżdża pod rozkrocze jego, porywa ze Bobą dżokeja­‑grubasa, kilka kroków dźwiga i zrzuca w końcu, niby tobołek, na krawędź chodnika tuż przy latarni, naprzeciw fryzjera. Na krzyż się zwalił i głucho jęknął. Jest zagwazdrany[152] czerwoną glinką, zsiniały, zmięty. Bok ma bolawy[153], więc jak czerwiatka[154] na wznak się rozłożył i nóżętami oraz rączkami wymownie porusza. Opasłe liczko cierpotę[155] wyraża, a łezki w oczach garną się do światła. Próżno zabiega kawaler­‑chudziara[156], by zbawcę dźwignąć — jest słabosilny. Pomoc nie nadchodzi, jakkolwiek w pobliżu urwisów banda, na płycie kamiennej puszczając frygę, wyje jak w dżunglach dzikich słoni stado na widok tygrysów.
— Wypadek niezwykły, wprost alegoryczny. I skweres znaczny, zwołać trzeba ludzi, siłaczy wybitnych, by w portantinie[157] pana unieśli. Kości są całe?
— Proszę, Havemeyer, nie trudź się pan zbytnio! Poleżę, odmoknę, odsapnę, odzipnę. Tyle spoczynku mojego na ziemi, de mię Świnia, przypadkiem zesłana, gdzieś w błoto potrąci. Myślę jednak sobie, żebym wnet się porwał na równe nogi i nie czuł upadku, gdybym odpowiedź ową upragnioną mógł usłyszeć zaraz... Wszak i ja odpowiedzi panu dłużny jestem. A tak, to nic nie wiem, czego się trzymać i jak z Podrygałowem sobie postąpić...
— Skoro już konieczne i niemal zbawienne dla uzdrowienia...
— Szczęście przynosi spotkanie ze świnią. Zauważyłem niejednokrotnie, wcale a wcale nie będąc przesądnym. Wiesz o czem myślę? Gdyby tak się stało, że pan, do wierzących wliczony wyjątków, uzyskałbyś prawo, by ten cud nieziemski, Ewarystę moją, pojąć za małżonkę, przez skórę czuję, poprostu widzę paraoptycznie, że wzorem kochanka mógłbyś być dla wszystkich ożenionych samców. Jak o Karolu III, Burbonie, również i o tobie pisanoby z wdziękiem: „il n‘avait point de lit dans son appartement, tant il était exact a coucher dans celui de la reine“. Nie żartuję wcale, jestem przekonany. O królewiczu mój urodziwy i zakochany, powiedzże raz wreszcie, czy ty wierzysz w Boga?

Wyznanie wiary.

Wytworniś stoi o latarnię wsparty. Otrzepał kapelusz, kołnierz starannie postawił od płaszcza, rękawice wkłada, machnął laseczką i odpowiada bez zająknienia:
— Wierzę.
— Co słyszę? Możliwe? Wierzysz, ty wierzysz?..
— Tak jakoś się składa, że właściwie wierzę. Myślą nie doszedłem, tylko przez uczucie, że tak być powinno, że lepiej będzie... bliżej Ewarysty...
Zamilkł. Wyprostowany, oczyma ściga ponury koloryt niewidzialnego obrazu Ribery. I posępnica[158] na kolekcjonera obliczu się ścina.
U nóg mu się tarza Yetmeyer szczęśliwy, pogruchotany, a uśmiechnięty.
— Tem lepiej, tem pewniej!.. Orgazie przedziwny, wtajemniczony i świętobliwy!.. Chwało ty moja i moje marzenie!.. Mówiłem, że Świnia to powodzenie... Mamy „Wesele“. Najistotniejsze. Podwójne, huczne. Gotowe misterjum... Odżyje religja... Kupię maciorę za każdą cenę, byłem ją poznał. Tę samą, tę samą. Nie chcę żadnej innej. Wypchaną jak mumja umieszczę w zbiorach, pobudzających do szczęsnych rozmyślań. Mój fetysz, talizman, dobrodziejka moja!..
Havemeyera buty zlizuje, za nogawki targa. I sam do siebie niezrozumiale bez ustanku dźwięda[159].
Zaś obok fryzjera, tuż przy wystawie opasek na wąsy i odmian szamponu do mycia głowy, sprawny najemnik w białej płótniance i w zielonym kasku ogromny afisz czerwono­‑-żółty do muru przylepia:

Ku upamiętnieniu
I.
Międzynarodowego Kongresu religijnego
w
Dancingu Przedśmiertnym
Wielka Pantomima:
WESELE HRABIEGO ORGAZA.
Mistrzowskie dzieło sztuki baletowej
skomponowane przez D. Yetmeyera.
W głównych rolach:
Oblubienica: Donna Ewarysta
Oblubieniec: Mr. Havemeyer, miljarder
z New­‑Yorku.
Zupełnie możliwe groźne wydarzenia.

Wrepecił[160] się wreszcie w uliczkę wózeczek na wielkich dwóch kołach, przez parszywego osiołka ciągniony. Wywoził śmiecie i opróżniony powraca na nocleg. Do zgniłej skrzyni przygodnej biedki introligator, pomocnik fryzjera i ulicznicy zapakowali wielkiego zbawcę nowego świata. Poturbowany a nieuszkodzony gzi się radośnie ze samym sobą, jako przystoi na dostojnego arcypasterza uczuć religijnych. Pomazaniec jego przy osiołku kroczy. Jadą na „Wesele“.

Beztroska filozofja fertycznej pliszki.

Pod okap latami od lat nieczyszczonej i filującej, a wielce pamiętnej kosmicznie­‑komicznem zderzeniem Zbawcy z świnią rozjuszoną, trzęsidupka[161] wpadła i przykucnęła. Zasłocone piórka suszy racjonalnie i postępowo. Ptaszyna fertyczna i rezolutna. Beksać nie lubi, trelować nie umie. Natomiast specjalność upatrzyła sobie w bezpojęciowej, skocznej filozofjti. Zna wszystkie teorje o przyszłem życiu. Tak sobie, tak sobie. Teraźniejszości na nich nie buduje. Obrotnym zadeczkiem merda, wymachuje. Cierka[162] i cuduje[163]. Same sentencje wy heblowane, inkrustowane, spomadowane czy opieprzone. Al fresco, aż giorno... W „Dancingu przedśmiertnym“ jeszcze ani razu nie była dotąd, a kocha Boga i wierzy w Niego. Taka wykształcona przez własne gardziołko...

Deus semper certus.






  1. Bóg zawsze pewny.
  2. Szara godzina.
  3. Powalać, zbrukać
  4. Wielki gębacz.
  5. Lamentuje.
  6. Obłożone darnią.
  7. Łowi.
  8. Czas dżdżysty i błotnisty.
  9. Mieniące się jak szyjka kaczora, zielonawo­‑czarno­‑błękitne.
  10. Rzeczy bezwartościowe.
  11. Ruiny starożytnego kąpieliska w Toledo.
  12. Drapie się, wspina.
  13. Drobny a gęsty deszcz z mgłą.
  14. Włóczęga.
  15. Niegodziwiec.
  16. Pokryje się kłosami.
  17. Spoufalić.
  18. Dziwne rzeczy.
  19. 19,0 19,1 19,2 Podzwrotnikowe, śpiewające ptaki.
  20. Rodzaj doskonałej fasoli.
  21. Odzyskanie.
  22. Życia.
  23. Rozsyłanie na wszystkie strony.
  24. Być wystawionym na niewygody.
  25. Oszczędny.
  26. Potęga.
  27. Zeszyć ladajako.
  28. Właściciel ziemskiego majątku.
  29. Mój szefie.
  30. Wyzywać do walki.
  31. Angel Ganivet, nowoczesny pisarz polityczno­‑filozoficzny w Hiszpanji i propagator aktywnego stoicyzmu.
  32. Walka partyzancka.
  33. Koszula śmiertelna.
  34. Uczony fizjolog hiszpański.
  35. Rozszczepienie jaźni, z greckiego języka σχίζειν schidzein — rozłupywać.
  36. Szalbierz.
  37. Zastygła wierzchnia warstwa lawy wulkanicznej.
  38. Myrodia funebris.
  39. Duszność.
  40. Popularne melodje.
  41. Straszy.
  42. Ziemia umiarkowana.
  43. Człowiek, którego dusza na czas pewien została zabrana, ekstatyk.
  44. Gbur.
  45. Wytargać za włosy.
  46. Zmamić.
  47. Wywieść w pole.
  48. Ptaszek wołowe oczko.
  49. Wystarać się o co z trudnością.
  50. Bredzić.
  51. Zarozumiale.
  52. Śmiałka.
  53. Przeszkody.
  54. Wrzucać kawałkami.
  55. Miłość.
  56. Grubas.
  57. Przeciwnicy.
  58. Porwać gwałtem.
  59. Przewodzić komuś.
  60. Bielić wapnem.
  61. Z pośród dwóch rzeczy, które nie posiadają nic ze sobą spólnego, nie może stać się jedna przyczyną drugiej.
  62. Prosić dokuczliwie.
  63. Ułagodzić.
  64. Drzazgi, różnice.
  65. Wspólny.
  66. Wydobyć.
  67. Żołądek.
  68. Szaleniec.
  69. Zakochać się niestosownie.
  70. Grymasy.
  71. Upór.
  72. Kłopot.
  73. Mężczyzna, uganiający się za kobietami.
  74. Obszarpaniec.
  75. Łakotniś.
  76. Pustak.
  77. Oszust.
  78. Ogłupieć.
  79. Przestać być panną.
  80. Dokazywać.
  81. Hardo odpowiadać.
  82. Zmartwienie.
  83. Osaczanie.
  84. Szpieg.
  85. Tłusty.
  86. Serwetka.
  87. Przewlekać wątek.
  88. Usiąść, rozkraczywszy nogi.
  89. Jodła.
  90. Każda substancja z konieczności jest nieskończona.
  91. Mży.
  92. Moknąć, nasiąkać wilgocią.
  93. Wykrztusić.
  94. Ściśle przylegające.
  95. Zbieranina.
  96. Pośladki.
  97. Tłusty na twarzy.
  98. Zaczerwieniony.
  99. Namęczyć się.
  100. Tupać.
  101. Smreczek krzaczasty.
  102. Tępy nóż.
  103. Szlachcic.
  104. Wbić.
  105. Zmiany.
  106. Rzeczy drobne.
  107. Opiłki.
  108. Uwalany.
  109. Cisza.
  110. Hałas.
  111. Brudy.
  112. Wytrzeszczył.
  113. Straszydło nocne.
  114. Zadusić.
  115. Człowiek o słabym charakterze.
  116. Kałuży.
  117. Plecie głupstwa.
  118. Kra, ale nie z lodu, lecz z śniegu tylko.
  119. Szumi.
  120. Ustroniu.
  121. Coś rozlegle niezgrabnego.
  122. Kwiat woniejący.
  123. Wąchać.
  124. Pyszałek.
  125. Okazały.
  126. Słota.
  127. Słoci.
  128. Szumi.
  129. Usypiska gór.
  130. Wiotki człowiek.
  131. Rozjemca.
  132. Chlupać, toczyć się, jak kaczka.
  133. Wschodni wiatr.
  134. Grząski.
  135. Szczur.
  136. Rozpadlina w skale.
  137. Ślizgawica.
  138. Pies kudłaty.
  139. Kuna kamionka.
  140. Astmatyczny.
  141. Roztargniony.
  142. Poczęstunek.
  143. Komnata związków małżeńskich.
  144. Drobiazg.
  145. Posługują się Bogiem, a nie służą Bogu.
  146. O tem, co rozkoszne i prawdziwie dobre.
  147. O miłości małżeńskiej.
  148. O rozumie.
  149. Osioł.
  150. Stara świnia.
  151. Człowiek niezgrabny.
  152. Zanieczyszczony.
  153. Bolący.
  154. Zepsuty owoc, który sam z drzewa spada.
  155. Cierpienie.
  156. Chudy.
  157. Lektyka.
  158. Melancholja.
  159. Mantyczyć.
  160. Tłuc się, turkotać.
  161. Pliszka.
  162. Ćwierka.
  163. Wymyśla (komuś).





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Roman Jaworski.