Przejdź do zawartości

Wacek i jego pies/Rozdział piąty

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Ferdynand Ossendowski
Tytuł Wacek i jego pies
Wydawca Seminarium Zagraniczne
Data wyd. 1947
Druk Drukarnia św. Wojciecha
Miejsce wyd. Poznań
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Rozdział piąty
MIKUŚ POLUJE


Nazajutrz rano Siwikowa posłała Wacka do miasteczka.
Chłopak niósł dwie duże blaszanki pełne mleka, przerzucone przez ramię.
W ręku miał spore zawiniątko z chlebem i serem. Gospodyni poleciła mu odnaleźć synów, pracujących na szosie.
— Oddasz im chleb i ser, a także tę butelkę z mlekiem — pouczała, wkładając mu ją do kieszeni kurtki.
Wacek prawie codziennie nosił śniadanie dla młodych Siwików ii wiedział, gdzie należy ich szukać.
Partia naprawiająca szosę zmieniła miejsce, gdyż roboty prowadzono coraz gdzie indziej.
Wacek wyszedł na polną drogę i skierował się w stronę lasu.
Wkrótce dogonił go zdyszany i ucieszony na jego widok Mikuś.
Merdał kitą i raz nawet podskoczył, by liznąć przyjaciela w nos.
Tego dnia od rana mróz tężał, a zimny wiatr podnosił białą kurzawę i zgrzytał badylami na ścierniskach.
Wacek, przygarbiony pod ciężarem baniek z mlekiem, szedł szybko. Kiedy dotarł do małego zagajnika, wszedł do gąszcza i zrzucił z ramienia ciężar. Chciał wypocząć trochę. Bolało go ramię, a rzemień, na którym wisiały blaszanki, wcinał mu się w ciało. Mikuś przyglądał się chłopakowi z uwagą, a widząc, że Wacek usiadł na pieńku, parsknął nagle i począł krążyć wśród drzew.
Po chwili szczeknął jeden tylko raz.
Wacek posłyszał natychmiast głuchy tupot nóg i częstsze już poszczekiwania pędzącego gdzieś kundla.
Zerwał się z pieńka i wyszedł z gąszcza. Spostrzegł biegnącego zająca.
Wkrótce spomiędzy drzew wypadł za nim Mikuś. Mknął całym pędem.
Chłopak zdziwił się.
Psy nigdy nie biegają tak, jak pędził Mikuś.
Kundelek, prawie płaszcząc się przy ziemi, sadził dużymi skokami, wlokąc po śniegu opuszczoną kitę.
Wacek nie wiedział, że tak właśnie ścigają zdobycz dzikie wilki.
Mikuś zabiegł szarakowi drogę z boku i zmusił go zawrócić do zagajnika.
Mknął teraz jeszcze szybciej, pozostawiając za sobą biały obłok śniegu.
Zając był już przy pierwszych drzewkach, gdy Mikuś uczynił nagle ogromny skok.
Szarak mając przed sobą zwarty gąszcz, skoczył, żeby przesadzić pierwsze haszcze.
Nie udało mu się to jednak.
Opadł na śnieg i zatrzymał się na jedno okamgnienie.
W tej samej chwili nadążył pies.
W powietrzu mignęło podrzucone wysoko ciało zająca.
Zakotłowało się pod sosenkami i — biała kurzawa śnieżna natychmiast ukryła wszystko.
Gdy śnieg opadł, Wacek zobaczył Mikusia. Pies trzymał nieżywego już szaraka za kark i wlókł go za sobą.
Wkrótce znikł w gąszczu.
— No, teraz to nieprędko zjawi się! — uśmiechnął się do siebie chłopak. — Dogoni mnie dopiero, kiedy zje zająca.
Zarzuciwszy bańki na ramię i zabrawszy pakunek z śniadaniem dla Siwików, Wacek wyszedł znowu na drogę.
Ledwie jednak ruszył nią, z zagajnika natychmiast wynurzył się Mikuś. Wysoko zadarłszy głowę, niósł w pysku swoją zdobycz.
Stanął przed chłopcem i położył przed nim na śniegu zająca.
Patrzał mu przy tym w oczy i raz po raz merdnął kitą.
Wacek zrozumiał, że kundelek oddaje mu swoją zdobycz.
Pogłaskał więc Mikusia po grzbiecie i umieścił zająca pomiędzy bańkami.
Szli dalej.
Mikuś krążył i węszył dokoła.
Przystawał czasami, uważnie obwąchiwał, badał ślady na śniegu.
Były tam ślady zajęcy, lisa, łasicy, ale najwięcej — kuropatw, szukających po ścierniskach pożywienia.
Jedno stadko ich z furkotem i krzykiem zerwało się z miedzy.
Mikuś aż drgnął, stanął, uniósł głowę wysoko i parsknął.
— Ależ z takiego kundelka mógłby być dobry pies myśliwski — pomyślał Wacek.
Pamiętał dobrze panów, polujących z wyżłami koło wsi, gdzie Wacek mieszkał z tatusiem i matulą w swojej zagrodzie.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Ferdynand Ossendowski.