Strona:Wacek i jego pies.djvu/32

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mień, na którym wisiały blaszanki, wcinał mu się w ciało. Mikuś przyglądał się chłopakowi z uwagą, a widząc, że Wacek usiadł na pieńku, parsknął nagle i począł krążyć wśród drzew.
Po chwili szczeknął jeden tylko raz.
Wacek posłyszał natychmiast głuchy tupot nóg i częstsze już poszczekiwania pędzącego gdzieś kundla.
Zerwał się z pieńka i wyszedł z gąszcza. Spostrzegł biegnącego zająca.
Wkrótce spomiędzy drzew wypadł za nim Mikuś. Mknął całym pędem.
Chłopak zdziwił się.
Psy nigdy nie biegają tak, jak pędził Mikuś.
Kundelek, prawie płaszcząc się przy ziemi, sadził dużymi skokami, wlokąc po śniegu opuszczoną kitę.
Wacek nie wiedział, że tak właśnie ścigają zdobycz dzikie wilki.
Mikuś zabiegł szarakowi drogę z boku i zmusił go zawrócić do zagajnika.
Mknął teraz jeszcze szybciej, pozostawiając za sobą biały obłok śniegu.
Zając był już przy pierwszych drzewkach, gdy Mikuś uczynił nagle ogromny skok.
Szarak mając przed sobą zwarty gąszcz, skoczył, żeby przesadzić pierwsze haszcze.
Nie udało mu się to jednak.
Opadł na śnieg i zatrzymał się na jedno okamgnienie.
W tej samej chwili nadążył pies.
W powietrzu mignęło podrzucone wysoko ciało zająca.