Strona:Wacek i jego pies.djvu/34

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Mikuś aż drgnął, stanął, uniósł głowę wysoko i parsknął.
— Ależ z takiego kundelka mógłby być dobry pies myśliwski — pomyślał Wacek.
Pamiętał dobrze panów, polujących z wyżłami koło wsi, gdzie Wacek mieszkał z tatusiem i matulą w swojej zagrodzie.


Rozdział szósty
KRZYWDY WACKA


Przypomniał sobie chłopak jeden straszny dzień. Żołnierze weszli do ich domu i zaczęli zabierać wszystko.
Matula płakała gorzko, ale tatuś schwycił siekierę i chciał bronić swego domu i mienia.
Wtedy żołnierze rzucili się na niego, wyrwali mu siekierę z rąk, wywlekli na podwórko i zastrzelili.
Matula zawodziła rozpaczliwie. Wacek drżał ze strachu i zgrozy, ale milczał.
Żołnierze wypchnęli ich na drogę i kazali iść precz.
Wtedy to właśnie porzuciła Wężykowa z synkiem własny dom, gdzie niczego nie brakowało cichym, pracowitym i uczciwym ludziom.
Długo się potem tułali to tu, to tam, aż zabrnęli do tej wioski i tu pozostali.
Wacek przypomniał to sobie, a w sercu chłopaka wzbierać zaczęła nienawiść przeciwko mordercom ojca, sprawcom niedoli matuli i jego sieroctwa.