Człowiek darzy zwierzęta karmem i opieką,
One dają co mogą: odzienie owieczka,
Wół pracę, konik siłę, dojna krowa mléko,
Pies posługi domowe, a kura jajeczka.
Nic darmo nie przychodzi na tym bożym świecie,
Więc czémże się odwdzięczy swém rodzicom dziecię,
Za ich trudy, kłopoty? Oto mojém zdaniem,
Dziecko wszystko odpłaci dobrém sprawowaniem.
II.
Oszczędność i sknerstwo.
Nigdy Henryk nie kupił ni ciastek, ni gruszek,
Tak sobie, jak i drugim, wszystkiego żałował;
Nie dał nic, choć go prosił o wsparcie staruszek,
A grosze uciułane starannie wciąż chował.
Czy myślisz, że on dobrze i szlachetnie czynił?
„Nie ojcze.” „A dla czego?” „Przesadą zawinił;
Bo jeżeli oszczędność w rzęd cnót wszyscy kładą,
To sknerstwo bywa zawsze bardzo brzydką wadą.”
Franuś zajęty płochą zabawą,
Hu! hu! hu! wołał, siedząc pod ławą.
„Co Franuś robi?” pyta go Tato.
„Bawię się w pieska!” odpowie na to.
„Źle kto u zwierząt przykładu szuka:
Szczekać, psa sprawa — twoją nauka;
Siadaj więc zaraz za kajecikiem,
Bo piesek, pieskiem — chłopczyk, chłopczykiem.”
IV.
Bajeczka.
Wacuś cały dzień krzyczał w szale niedorzecznym:
„Mów bajkę!” prosi niani idąc do łóżeczka:
„Wacuszek był dziś miłym, uprzejmym i grzecznym...”
Odpowie na to niania: — „A co, wszak bajeczka?”
V.
Obiad i lekcya.
Jaś płakał, że nie dają obiadu czas długi;
Staś płakał, że się zbajał przy nauk osnowie;
Kto z nich był nieszczęśliwszym? Ja myślę, że drugi.
Złe są pustki w żołądku — gorsze pustki w głowie.
„Oddaj!” „Nie dam!” „Zabiorę!” „Nie puszczę!” ”To moje!”
Sprzeczali się Jaś z Guciem krzycząc w niebogłosy,
I rozerwali wątłą laleczkę na dwoje:
Gucio trzymał dwie nogi, Jaś głowę i włosy.
Popłakali się oba. „Płaczcie!” rzecze Tato,
„Nie mogliście żyć w zgodzie — ot wam kara za to.”
VII.
Podróż do Paryża.
Pewien nieuk tak mówił: „Gdy upłyną lata
Pojadę do Paryża, poznam mądrość świata,
Nabiorę form, ogłady...” „Synku! i w Paryżu,”
Rzekł ojciec, „nie potrafią z owsa zrobić ryżu.”
VIII.
Miluś i Kruczek.
W salonie się u pani piękny piesek chował,
Na podwórzu dworowym Bryś pełnił posługi,
Lecz Kruczek strzegł od szkody, a Miluś próżnował:
Który więc wart pochwały — czy piérwszy, czy drugi?
Raz malutka Lucysia nie znająca zgłosek,
Chciała gości omamić pozorem nauki,
Wzięła więc książkę w rękę, i spuściwszy nosek,
Coś barmocze, udając, że pojmuje druki....
Wszyscy w śmiech. A czy wiecie, jaka rzecz się stała?
Oto Lucia naodwrót książeczkę trzymała.
X.
Gosposia.
Zosia przy gospodarstwie zajętą jest bardzo,
Ale stroni od książek; ja ją w krótkiem słowie
Objaśnię: że panienki, co nauką gardzą,
Mimo zalet kuchennych, świat gąskami zowie.
XI.
Zdziś.
Zdziś rzucał gałki. Zkąd gałki? Z chleba.
Marnować Bożych darów nie trzeba,
Bo i ten, który nigdy nie łaknie,
Głodnym być może, gdy chleba braknie!
Zleciał z drzewa Henryczek i leżał jak długi,
Wstał, obmacał swe kości — nic, zdrowiutkie ciało,
A więc pnie się swawolnik na jabłoń raz drugi,
I znowu rym! aż w stawach coś mu zatrzeszczało.
Chce się podnieść — nie może: Stracił w nogach władzę!
Ręce ma połamane i rany na głowie....
Choć się czasem złe uda, powtarzać nie radzę:
Póty dzban wodę nosi.... Wszak znacie przysłowie?
XIII.
Bieg czasu.
Edzio ziewał nad książką, uczył pilnie Janek.
Wtém w klasie zadzwoniono, powstały z ław dzieci:
„Ah! jak długo,” rzekł piérwszy — „ciągnął się ten ranek!...”
„Jak szybko,” wołał drugi — „czas nam dzisiaj leci!..”
„Czas,” rzecze nauczyciel — „chodem jednakowym
Postępuje po torze przeznaczeń wiekowym;
Lecz chwile dla próżniaków wolno zwykle płyną,
Dla chętnych zaś do pracy dzień zda się godziną.”
XIV.
Rozum.
„Dla czego nie mam skrzydeł? fruwałbym jak ptaszek,
Czemu płetw nie posiadam? byłbym rybką w wodzie.”
Tak mówił raz do ojca rozżalony Staszek,
Przypatrując się ruchom stworzonek w przyrodzie.
„Nie zazdrość ptaszkom lotu, ” odpowie mu Tato, —
„Ani rybkom pływania, nierozważne dziécię:
Brak ci płetw i skrzydełek, lecz masz rozum za to,
A rozum człowiekowi daje wyższość w świecie.
XV.
Brzydki Zdziś.
Grzeczny Zdziś nie był pięknym: „Dźwigać się z tym nosem!
Miéć gębę tak szeroką i patrzyć ukosem,
Nie chciałbym za nic w świecie!” mówił Grześ do Taty.
„Choć on w powab ubogi, lecz w cnotę bogaty,
A najbrzydszy,” rzekł ojciec, „wyznać ci to muszę,
Ślicznym się wydać może, gdy ma piękną duszę.duszę.”
XVI.
Juleczka.
„Proszę o kawę, mateczko!”
„Przeżegnaj się wprzód, Juleczko:
Źle, kiedy kto przy ocknieniu,
Myśli zaraz o jedzeniu.”
XVII.
Hukanie.
„Hu! ha!” krzyczał Stasiek, Z siłą głosu całą,
Aż od tych płochych igraszek Gardło go bolało.
„Za niesforne twe narowy, Masz karę chłopczyku,
Bo głos służy do rozmowy, Nigdy zaś do krzyku.”
XVIII.
Komar.
Nie mógł długo sen skleić powiek Tadeuszka,
Gdyż komar mu natrętny wciąż brzęczał u uszka:
„Byłeś we dnie,” rzekł Ojciec, „do natręctwa skorym,
Za to ci owad usnąć nie daje wieczorem!”
XIX.
Dwa psy.
Azor był psem jak mało — wiernie panu służył,
Bryś znowu leżąc w budzie, ciągle oczy mrużył.
Pan widząc co się dzieje, nakarmił Azora,
A zaś Brysia leniwca wypędził ze dwora:
Piérwszy smaczne je kąski, z głodu zdycha drugi,
Gdyż zawsze błąd ma karę — nagrodę zasługi.
XX.
Wybredna Zosia.
Zosia w czasie obiadu nastroiła minkę:
„Nie chcę zupy, rosołu — wolę legominkę!”
„Wybredzać Zosiu w jadle, to obraza nieba;
Są tacy, co nie mają nawet kąska chleba.”
Myszka zwąchawszy zdala woń smacznego jadła,
Poszła chrupać słoninkę i w pułapkę wpadła;
Wypadek ten niech służy za przykład dla młodzi,
Jak smutnym jest los tego, kto na cudze godzi.
XXII.
Głupi i mądry.
Głupi gębę rozdziawił. Ah jak to nie ładnie:
Przez ów otwór kto jeszcze rozum mu wykradnie!...
„Próżny strach,” — rzecze mądry — „niech otwiera usta,
Można wrot nie zamykać gdy stodoła pusta”.
XXIII.
Dwie laleczki.
„Dziwne gusta są twoje Marcysiu: nie sposób
Tę brudną od świeżutkiéj przekładać laleczki,”
„Ja ją wolę, bo nową mam od obcych osób,
A stara jest podarkiem najdroższéj Mateczki.”
XXIV.
Płochość ukarana.
Zosia widząc sic w strojnéj, jedwabnéj sukience,
Nie chciała podać ręki ubogiéj panience;
„Płochość ta,” rzecze Mama — otrzyma swą karę,
Bo przez cały rok nosić będziesz suknie stare.
Pies szczeka, kotek miauczy, beczy zaś owieczka,
Nigdy grzeczna panienka żyjąca przykładnie;
Jeśli więc nie przestanie wciąż beczyć Juleczka
Nazwą ją ludzie owcą — a co? czy to ładnie?
XXVI.
Kominiarz.
„Nie lubię kominiarza.” „Dla czego?” „Bo czarny
A zaletą jest schludność i czystość odzieży;”
„Jego zczernił trud ciężki, nie szał zabaw marny:
To człek pracy, a takich szanować należy.”
XXVII.
Lekarstwo.
Objadłszy się zażywał Marcinek lekarstwo:
„Pfe!” stękał z miną kwaśną, skrzywioną, ponurą
„Jakie to jest paskudne!” Wiń własne obżarstwo,
Przez nie musisz w chorobie poznać się z miksturmiksturą.
XXVIII.
Kotek.
Zabrudzony Leonku, spojrz proszę na kotka
Jak on muska swą łapką mordeczkę kosmatą,
Niechaj cię nie zawstydza ta schludna istotka!
A czy wiesz co masz zrobić? „Mam się umyć TatTato.”
„Nianiu włóż mi pończoszkę, gdzie moja sukienka?
Ściągnij pas, daj trzewiczki.” „Wstydź się!” powie Mama,
„Skończyłaś już pięć latek: tak duża panienka
Winna przy ubieraniu radzić sobie sama.”
XXX.
Igraszka i zajęcie.
„Źle gdy się bawią błotem chłopcy lub dziewczynki,”
Mówił ojciec do syna, on zaś rzecze na to:
„Lepię z błota jak garncarz z gliny, miski, rynki,
Jestem więc rzemieślnikiem kochany mój Tato.”
Malec co bez pożytku walał swoją odzież
Sądząc że tem popiera społeczeństwa sprawę,
Robił jak owa z życiem igrająca młodzież
Która czynem nazywa bezmyślną zabawę.
XXXI.
Litera A.
Pewien chłopczyk dziwaczną się odzywał mową,
Gdyż zawsze A powiedział nim wymówił słowo:
A pójdę! A zostanę! A siądę! A zrobię!
„Wiesz synku,” rzecze ojciec, „co ja powiem tobie?
Zmień to A choćby na B, bo chętnie uwierzę
Żeś treść nauk przy pierwszéj zakończył literze.”
Dostał Staś funt karmelków: Władki, Franki, Józie
Kręcili się wciąż przy nim nadstawiając buzie;
Brakło cukrów, wnet wszyscy czmychnęli na ganek,
A w pokoju ze Stasiem został tylko Janek.
„Tyś przy mnie,” rzecze Stasio — „choć nic nie zostało,
Ciebie więc przyjacielem mogę nazwać śmiało.”
XXXIII.
Pestki.
„Na co pestki są w fruktach? — pestek nikt nie jada”
Pytał Tadzio, „to tylko dla zębów zawada!”
„Bo z pestek rosną drzewa, bez nich Tadeuszek
Nie jadłby wisien, śliwek, jabłek ani gruszek.”
XXXIV.
Lalka i konik.
„Ja wolę,” rzecze Julcia, „lalkę od konika,
Gdyż lalka zawsze grzeczna, konik czasem bryka.”
„Tak, ale konik żywy, je siano, obroczek,
A lalka nic nie umié prócz mrużenia oczek.”
„Że gusta wasze różne nie tajne przed nikim:
Wszakże Julcia panienką, a Franuś chłopczykiem.”
Głupi ciągle pytania dawał bezsensowe:
Dla czego człek śpiąc chrapi czasami bezwiednie?
Dla czego patrząc w górę trzeba podnieść głowę?
Dla czego ciemno w nocy a zaś jasno we dnie?
Czemu włosy siwieją u podeszłych osób?
Czemu darmo nie dają swych towarów kupcy?..
Mądry zaś słysząc bajdy, odpowie w ten sposób:
„Dla tego by się mieli czemu dziwić głupcy.”
XXXVI.
Dobra córeczka.
„Wszyscy jadą posłuchać muzyki Bilsego
Ty zaś w domu zostajesz?.. „Zostaję.” „Dla czego?”
„Bo Mama trochę słaba, więc wam powiem szczerze
Że miléj z nią czas spędzić niż być na spacerze.”
XXXVII.
Ktoś.
Pokrywać swoje błędy miała zwyczaj Zosia
Zwalając każdą winę na jakiegoś Ktosia Ktoś zawsze płatał figle, robił w domu zamęt, Ktoś szarpał w sztuki książki, rozlewał atrament,
Gubił chustki, darł odzież, tłukł półmiski, szklanki,
Psuł meble, walał ściany, rozrywał firanki...
„Powiedz,” szepnie córeczce Ojczulek do ucha Ktosiowi by nie broił — on ciebie usłucha;
A gdyby nie chciał czynić co poleci Zosia,
To sama ukaraną zostaniesz za Ktosia.”
XXXVIII.
Wieś i miasto.
„Przekładam wieś od miasta!” Stefanek zawoła
„Ja zaś wolę żyć w mieście niźli pośród sioła,”
Rzecze Henryk do brata: „Gdy różne są zdania,
Kędy lepiéj jest mięszkaćmieszkać niech rozstrzygnie Mania.”
Zagadnięta Siostrzyczka tak odpowie na to:
„Wszędzie dobrze gdzie można być z Mamą i Tatą.”
XXXIX.
Kaprysy.
Z niegrzecznymi istna heca Wszystkiego im trzeba:
Szybki z okna, kafla z pieca I gwiazdeczki z nieba;
Lecz gdy każdy z nich bez miary Kaprysić jest gotów,
Niedostaną skutkiem kary Najprostszych przedmiotów.
XL.
NiedźwiadekNiedźwiadek.
Piotruś miał taki zwyczaj że każde pytanie
Zbywał mrukiem, nie dając żadnéj odpowiedzi;
Trwało to dosyć długo, kiedy raz cyganie
Przywiedli dwóch tańczących na kiju niedźwiedzi,
Mruczą oba — zdziwiony Piotruś pilnie słucha
Ale nic nie rozumie. Ojciec będąc świadkiem
Tej sceny: „To zwierzątka,” szepnie mu do ucha:
„Jeśli chcesz iść w ich ślady, nazwą cię niedźwiadkiem.”
XLI.
Gra w młynka.
Kręcił się z figlów Franuś i to w jedną stronę
Nareszcie buch na ziemię! rozbił głowę o piec:
Bąk tylko lub furgałka z ręki wypuszczone
Wirują tak bezmyślnie, — nigdy grzeczny chłopiec.
XLII.
Grubas.
Oj grubas z tego chłopca, gdy wyjdzie na ganek
Staje się pośmiewiskiem dla prostego ludu...
A wiecie z czego utył ten niezdara Janek?
Bo tylko jadł, pił, chrapał, stroniąc wciąż od trudu.
XLIII.
Zła zabawa.
„Bawmy się w łapy: Kto wytrzymać zdoła
Najwięcéj pytek, ten wygra. „Powoli!”
Wchodząc do klasy profesor zawoła:
„Złą zwykle bywa zabawa co boliiboli.”