Targowisko próżności/Tom I/XXXVI

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor William Makepeace Thackeray
Tytuł Targowisko próżności
Tom I
Rozdział Pomiędzy Londynem a Chatam
Wydawca J. Czaiński
Data wyd. 1914
Druk J. Czaiński
Miejsce wyd. Gródek Jagielloński
Tłumacz Brunon Dobrowolski
Tytuł orygin. Vanity Fair: A Novel without a Hero
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom I
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

XXXVI.
Pomiędzy Londynem a Chatam.

Podróżując jak przystoi wielkiemu magnatowi, Jerzy przyjechał do Londynu i zatrzymał się w pysznym hotelu przy Cavendish-Square, gdzie pół tuzina murzynów było na jego rozkazy. Joe i Dobbin byli podejmowani jak książęta. Służba hotelowa nisko się kłaniała przed Osbornem, który miał manjery wielkiego pana, szczególnie przy stole, pomiędzy winami jak prawdziwy znawca przebierał.
Joe chciwie zupę żółwią zajadał, podczas gdy Dobbin był niejako przerażony zbytkiem i znacznemi wydatkami przyjaciela. Korzystając z chwili kiedy Joe chrapał w fotelu po objedzie, poczciwy kapitan wyznał Jerzemu swoje obawy i przedstawił mu smutne następstwa nieoględnej rozrzutności.
— Całe życie podróżowałem wygodnie, jak człowiek dobrze urodzony — odpowiedział Jerzy — a dziś tem więcej nie myślę zmienić zwyczajów, i dopokąd będę mieć ostatni grosz w kieszeni, nie ścierpię żeby mojej żonie na czem zbywało.
Po tak kategorycznej odpowiedzi Dobbin nie próbował już więcej przekonywać Jerzego że zupa żółwia nie zapewni szczęścia Amelji.
Niezadługo po objedzie Amelja objawiła nieśmiało chęć odwiedzenia matki w Fulham, na co Jerzy krzywiąc się zezwolił. Amelja pobiegła do swej ogromnej sypialni, którą zajmowała potem siostra cesarza Aleksandra, włożyła prędko szal i kapelusz i przechodząc znowu przez salę jadalną, rzekła do męża:
— Jakto? więc ty nie jedziesz ze mną?
Jerzy dał odmowną odpowiedź, nie ruszając się z miejsca; biedna kobieta spojrzała na niego z łagodnym wyrzutem, a kiedy lokaj Osborna oznajmił że powóz czeka już na dole, zeszła smutnie po schodach w towarzystwie kapitana i wsiadła do powozu. Lokaj Jerzego szepnął woźnicy że powie mu dokąd ma jechać gdy się trochę od hotelu oddalą, bo w obec galonowanej służby nie śmiał wymawiać tak skromnego i nieznanego adresu.
Dobbin odszedł do siebie, a w drodze myślał o tem jakby mu było przyjemnie znaleść się w powozie obok Amelji. Jerzy był widocznie innego zdania; bo po odjeździe żony poszedł do teatru, zostawiając uśpionego Józefa Sedley, który się późno w nocy obudził i kazał się odwieść do domu, gdzie pozwolił się włożyć do łóżka.
W skromnem mieszkaniu pani Sedley łzy radości potokami płynęły. Biedna, stęskniona matka wybiegła do bramy na spotkanie córki, której ukazanie się wielkim nabawiło kłopotem pana Clapp, w szlafroku polewającego róże w ogródku. Uciekając w popłochu Clapp zawadził nos w nos o grubą dziewczynę, która leciała z kuchni dla powitania dawnej panny Amelji.
Matka i córka przez dłuższy czas ani słowa do siebie wymówić nie mogły; pan Sedley nawet był głęboko wzruszony i mocno Amelję przyciskał do serca. Pomówiwszy kilka słów z matką i córką, wyszedł po cichu żeby im zostawić większą swobodę.
Służący Jerzego patrzył z pogardą na pana Clapp zabierającego rydel i polewaczkę z ogrodu; ukłonił się jednak grzecznie, gdy pan Sedley zbliżył się do niego zapytując o zięcia, a dowiadując się czy konie pana Joe dobrze służyły w drodze z Brighton do Londynu i przeszedł jak zwykle do narzekań na Bonapartego. Służąca wyniosła tymczasem szklankę wina, bo staruszek chciał koniecznie żeby lokaj jego zięcia pokrzepił się nieco; i nakoniec wsunął mu w rękę pół gwinei, którą kamerdyner włożył do kieszeni z wyrazem pogardy i zadziwienia.
— Wypij no tę szklankę wina za zdrowie twojego pana i twojej pani — mówił stary Sedley — a nie zapomnij, Trotter, wypić za nasze zdrowie jak wrócisz do domu.
Dziewięć dni zaledwie minęło od czasu kiedy Amelja opuściła to ubogie mieszkanie, a jej się zdawało że lata przeszły od chwili kiedy się z rodzicami pożegnała. Patrząc na smutną i osamotnioną matkę, przypominając sobie niedaleką jeszcze przeszłość, łzy i niepokoje w owych godzinach, kiedy uczucie miłości wyłącznie było zawładnęło jej istotą, biedna Amelja zarumieniła się pomimo woli i uczuła się upokorzoną, bo wyrzucała sobie obojętność dla rodziców, niewdzięczność nawet z jaką przyjmowała ich troskliwe około siebie starania wówczas, kiedy całą siłą przywiązała się była do jednej nadziei, która jej może wkrótce gorzki zawód zgotować miała. Sama przed sobą wyznać musiała że doszedłszy do kresu swych życzeń, nie czuła się wcale ani spokojniejszą, ani szczęśliwszą.
Zwykle się dzieje, że kiedy powieściopisarz swego bohatera i bohaterkę do ołtarza doprowadzi, zasłona nagle spada; jak gdyby cały dramat był skończony, jak gdyby troski, niepokoje i walka z życiem nie śmiały tej granicy przekroczyć! Niestety! i tu nie zawsze po różach stąpać przychodzi!
Dla uczczenia tak miłego gościa pani Sedley chciała zrobić coś nadzwyczajnego. Ochłonąwszy z pierwszego wrażenia, pobiegła do kuchni, gdzie miss Flannigan, służąca z Irlandji rodem, i oboje państwo Clapp przesiadywali zwykle. Mistress Sedley zajęła się natychmiast przyrządzeniem doskonałej herbaty z wybornemi ciastkami i kompotu z pomarańcz, żeby swoją kochaną Amelję jak najlepiej nakarmić. Każdy wyraża jak może swoje przywiązanie do uczucia dla ukochanych istot.
Podczas kiedy matka krzątała sie w kuchni, Amelja pobiegła do małego pokoiku na górze, gdzie tak niedawno jeszcze tyle wzruszeń doznała, tyle nocy bezsennych przepędziła. Widok białego łóżeczka które nieraz łzami zrosiła, obudził w niej uczucie, jakiego się doznaje przy spotkaniu dobrego przyjaciela, z którym się dawno nie widziało. Grzebiąc się w dawnych wspomnieniach, ujrzała przed sobą idealną Jerzego postać, tak jak go kiedyś sobie wyobrażała. Jakże tu wyznać, choćby przed sobą tylko, różnicę rzeczywistości od ideału? Kobieta kochająca, która wolny wybór zrobiła, musi przejść przez wiele cierpień, wiele doznać zawodów, zdrad i upokorzeń, nim odważy się zrobić podobne wyznanie.
Każdy niemal sprzęt w tem cichem ustroniu przypominał Amelji czułą, macierzyńską troskliwość jakiej niedawno jeszcze była przedmiotem; gdy przeciwnie myśl o wspaniałem łożu z adamaszkową kotarą, wznoszącem się jak katafalk w ponurej sypialni przy Cavendish Square, przejmowała ją strachem. Zdawało się jej przytem że błyszczące oczy i złośliwy uśmiech Rebeki wszędzie ją ściga. Miotana jakimś tajemnym niepokojem, Amelja uklękła przy dawnem swojem łóżeczku i nie wiemy jak długoby tak pozostała, gdyby nie oznajmiono jej że herbata gotowa. Amelja zeszła ze spokojem w duszy i z pogodą na twarzy, — nie myśląc już prawie o zielonych oczach Rebeki i o zimnem obejściu się Jerzego. Chcąc w około siebie roztoczyć promienie szczęścia, biedna kobieta zdawała się zupełnie szczęśliwą. Uściskawszy serdecznie rodziców, Amelja odjechała do swego wykwintnego hotelu i z uśmiechem na ustach spotkała Jerzego powracającego z teatru.
Dzień następny był ważniejszym przez Jerzego poświęcony interesom. Bilard, karty i inne wydatki osłabiły tak dalece jego finanse, że musiał się zgłosić do plenipotenta swego ojca dla odebrania należnych mu resztek ojcowizny i dla zaopatrzenia w brzęczącą monetę wypróżnionego już woreczka. Dwa tysiące, które miano mu wypłacić, nie mogły wystarczyć na długo, ale Jerzy liczył na to że serce ojca nie jest tak twarde jak opoka, że wawrzyny i sława wojenna skruszyć go zdołają i że nakoniec przyjdzie czas że i w kartach fortuna uśmiechnąć się musi.
Temi nadziejami rozkołysany Jerzy pozwolił znów żonie pojechać do rodziców, upoważniając ją przytem do zwidzenia główniejszych przybytków mody i elegancji, ażeby mistress Osborne mogła się pokazać w obcym kraju tak jak przystoi kobiecie wyższego towarzystwa. Mistress Sedley nie małą była w tem Amelji pomocą. Otoczona rojem uprzejmych modystek i szwaczek, zacna ta dama przeniosła się wyobraźnią w lepsze czasy i jeździła od magazynu do magazynu powiększając coraz liczbę swoich sprawunków. Amelja nawet nie okazywała się na to obojętną, tak dalece, że wszystkie czarne myśli, jakie wojna nasunąć mogła, rozproszyły się jakby za uderzeniem czarodziejskiej różczki. Bo i o cóż można się było niepokoić? Któżby jeszcze mógł był wątpić że dumny Korsykanin ulegnie w obec koalicji europejskich mocarstw, genjuszu Wellingtona, etc, etc. Statki przewoziły codziennie do Gandawy i Brukseli sam kwiat towarzystwa londyńskiego, co nadawało tej wyprawie pozór miłej i przyjemnej rozrywki. W takiem to usposobieniu Amelja przepędziła dzień cały, targując i wybierając pod przewodnictwem matki świetne i gustowne stroje, zdolne nie w jedno serce rzucić ziarno zazdrości.
Jerzy tymczasem rozparty w powozie kazał się zawieść do Bedfort-Row, gdzie znajdowało się bióro notarjusza Higgs. Nim wprowadzono go do gabinetu notarjusza, Jerzy miał czas zmierzyć dumnem spojrzeniem każdego z tych skrobaczy papieru. Uderzając szpicrutą po końcach lakierowanych trzewików, raczył zniżyć się na chwilę do tego stopnia, że myślał sobie o losie tych nieszczęśliwych gryzipiórków, których miał przed oczyma, a z których każdy przewyższał go o wiele zdrowym rozumem i znajomością ludzi. Uśmiech politowania przebiegł po ustach biedaków kiedy Jerzemu drzwi do gabinetu pana Higs otworzono.
Jerzy spodziewał się że notarjusz ma polecenie od ojca działać w duchu pojednawczym; czując się więc niejako panem pozycji, przybrał dumną i inponującą postawę, co przy zupełnie chłodnej powierzchowności pana Higgs dosyć śmiesznie wyglądało.
— Zechciej pan usiąść — powiedział notarjusz, jestem za chwilę na usługi pana. Panie Joe — dodał — przynieś mi pan papiery.
— To powiedziawszy zaczął znów pisać.
Po chwili drzwi się otworzyły. Joe wniósł spory zwój papierów i wręczył je notarjuszowi. Jak tylko formalności na piśmie dopełniono, Osborne wyszedł i udał się do domu handlowego Bullock et Comp. na którego imię weksel wydano.
Wieczorem Fryderyk Bullock oznajmił swemu przyszłemu teściowi że Jerzy odebrał cały swój kapitał. Pan Osborne przysięgał uroczyście że interesa pieniężne i wydatki Jerzego bynajmniej go nie obchodzą.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: William Makepeace Thackeray i tłumacza: Brunon Dobrowolski.