Targowisko próżności/Tom I/XIV

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor William Makepeace Thackeray
Tytuł Targowisko próżności
Tom I
Rozdział Miss Matylda Crawley u siebie
Wydawca J. Czaiński
Data wyd. 1914
Druk J. Czaiński
Miejsce wyd. Gródek Jagielloński
Tłumacz Brunon Dobrowolski
Tytuł orygin. Vanity Fair: A Novel without a Hero
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom I
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

XIV.
Miss Matylda Crawley u siebie.

Podczas kiedyśmy towarzyszyli Jerzemu w wycieczce do City, podróżny powóz, machinalnie wjeżdżał w dziedziniec pięknego domu w Park-Lane, okolicy uprzywilejowanej eleganckiego świata. W głębi karety siedziała kobieta z marsem surowym na czole, z ustami zaciśniętemi i z lokami uwięzionemi zielonym woalem. Okna powozu były zamknięte. Opasły pudel, którego głowę lub język widać było zawsze w jednem albo w drugim oknie, leżał tym razem na kolanach swej pani. Liczni słudzy zebrani przed gankiem wyjęli z powozu jakąś niekształtną bryłę, wydobyli z pod niezliczonych szalów, mantyl i burnusów pannę Matyldę Crawley, wnieśli ją na rękach do pokoju i włożyli do łóżka. Rozesłano gońców w różne strony dla sprowadzenia lekarzy, po odbytem zaś konsyljum każdy z nich wziął kapelusz do ręki. Wówczas jakaś młoda osoba, zbliżyła się do grona Eskulapów i pomówiwszy z nimi poszła wykonywać ich rozkazy przy łóżku chorej. Była to towarzyszka podróży miss Crawley. Nikt nie potrafiłby dostrzedz ją w powozie, gdzie była przywalona grubą warstwą płaszczów z których jak widzieliśmy wydobyto ciotkę Matyldę wracającą z Crawley-la-Reine.
Czuły bratanek przyleciał na bystrym rumaku w największym niepokoju o szacowne zdrowie chorej. Zaraz na wstępie spotkał pannę służącą pochmurną i nieukontentowaną więcej niż zwykle. Dalej w jednym z pustych salonów miss Briggs błąkała się samotnie oddając się najwięcej rozpaczy. Bo gdzież jest istota któraby umiała zachować spokój duszy w podobnym wypadku? Miss Briggs, jako dawna rezydentka i powiernica, leciała by usiąść przy łożu boleści ukochanej osoby, której nieraz słodziła cierpienia, gdy w tem... o! zgrozo!... drzwi przed nią zamknęły się. Jakaś nieznajoma, przybyła z prowincji przygotowała teraz rumianek i lekarstwa tej biednej chorej i cierpiącej. — „Jakaś zupełnie obca osoba ta niegodziwa miss...“ Łkania gwałtowne stłumiły w tem miejscu głos niepocieszonej rezydentki ukrywającej swój nos czerwony w dużej chustce zwilżonej łzami.
Nowa towarzyszka panny Crawley weszła w tej chwili na palcach do salonu, podała drobną rączkę kapitanowi, który ją z pośpiechem uścisnął i rzuciwszy na stroskaną rezydentkę pogardliwe spojrzenie, skinęła na Rawdona, uprowadzając go do sali jadalnej gdzie nikogo nie było.
Rozmowa o stanie chorej zapewne, trwała około dziesięciu minut, poczem rozległ się odgłos dzwonka i Bowis marszałek domu, który jak się zdaje wysłuchał podedrzwiami całą rozmową, wszedł do sali. Kapitan wyszedł pokręcając wąsiki i dosiadł rączego wierzchowca śród zgrai uliczników, patrzących ciekawie na konia który grzebał niecierpliwie ziemię, a raczej warstwę słomy, pokrywającej ulicę pod oknami chorej.
Dzielny jeździec przesłał z konia kilka zręcznych ukłonów w stronę okna, w którem pokazała się główka młodej osoby, i znikł w oddaleniu.
Wieczorem nowoprzybyła zostawiwszy mistress Firkin, pannę służącą, przy chorej, zeszła do sali jadalnej i zajęła miejsce przy stole nakrytym na dwie osoby. Naprzeciw niej usiadła miss Briggs z oczami nabrzmiałemi od płaczu. Nerwy tej nieszczęśliwej tak były rozdrażnione, że kiedy jej towarzyszka dźwięcznym i słodkim głosem poprosiła o przysunięcie soli, miss Brigss zerwała się z miejsca, podała solniczkę i ubezwładniona prawie upadła na krzesło.
— Dobrze byłoby dać szklankę wina pannie Briggs, powiedziała nowoprzybyła do służącego.
Miss Briggs wychyliła machinalnie podaną sobie szklankę wina, westchnęła głęboko i zaczęła obracać na talerzu udko kurczęcia.
— Ja myślę że my się obejdziemy już bez usługi, nieprawdaż, miss Briggs? powiedziała taż sama pieszczotliwym głosem; a potem wracając mowę do służącego:
— Dziękujemy, mój panie Bowls, jak będzie nam czego potrzeba, to zadzwonimy.
Służący wyszedł, łając w kredensie jakiegoś mniejszego posługacza, a młoda osoba rzekła z szyderskim trochę uśmiechem do milczącej ciągle panny Briggs:
— Jakże to smutno widzieć panią w takim stanie.
— Moja kochana przyjaciółka chora... i nie chce e...e... mnie widzieć! mówiła miss Briggs zalewając się łzami.
— Ale niebezpieczeństwo już minęło, uspokój się pani, miss Crawley za wiele zjadła i nic więcej. O, teraz jest znacznie lepiej i wkrótce, pewna jestem, że przyjdzie do siebie. Nic dziwnego jeżeli po bańkach czuje się trochę osłabioną, ale siły zaczną wracać powoli. Uspokój się, kochana panno Briggs, napij się pani jeszcze trochę wina.
— Ale dlaczego ona nie chce mnie widzie...e...eć? jęczała miss Briggs. Oh! Matyldo, Matyldo! jakże gorzko odpłacasz dwudziesto-cztero letnie poświęcenie biednej Arabelli.
— Uspokój się biedna Arabello, nie ma tu czego oddawać się takiej rozpaczy, jeżeli chora znajduje że ja lepiej trochę ją pilnuję w chorobie. Niech mi panna Arabella wierzy ja chętnie ustąpiłabym jej swego miejsca; nie jest to tak przyjemnie jak się zdaje, być całą noc na nogach.
— Przez tyle lat otaczałam ją najczulszemi staraniami — rzekła Arabella — a teraz...
— A teraz jej się zdaje że kto inny lepiej ją dogląda. Każdy prawie chory ma swoje kaprysy; trudno się im sprzeciwiać. Niech tylko miss Crawley wyzdrowieje, to ja natychmiast stąd wyjadę.
— O! nie, nigdy! nigdy! — zawołała Arabella, wciskając połowę nosa wewnątrz flakonu z orzeźwiającemi solami.
— Co pani chcesz przez to powiedzieć? Czy to że chora nigdy nie wyzdrowieje, czy też że ja nigdy nie wyjadę? Zaręczam pani że za parę tygodni najdalej chora przyjdzie do siebie, a ja będę mogła powrócić do moich uczennic w Crawley-la-Reine i pielęgnować ich matkę daleko więcej cierpiącą, aniżeli nasza ukochana miss Matylda Crawley. Nie masz pani czego być niespokojną, moja dobra miss Briggs, jestem biedna dziewczyna, bez opieki, bez przyjaciół, i nie mam wcale zamiaru wyrugowania kogokolwiek z łask panny Matyldy. Wierz mi pani że w tydzień po moim wyjeździe miss Crawley nie pomyśli nawet o mnie, gdy przeciwnie przywiązanie, jakie ta zacna osoba ma dla pani, jest dziełem wielu lat i musi koniecznie być trwałem. Nalej mi pani trochę wina, kochana miss Briggs i bądźmy zawsze w zgodzie! O! pani wiesz jak ja jestem opuszczoną i jak potrzebuję życzliwej przyjaciółki!
Miss Briggs była prawie bez żółci, a była tkliwego serca; podała rękę w milczeniu swej towarzyszce, ale nie mogła uśmierzyć głębokiego żalu do ukochanej Matyldy, która zdawała się zapominać zupełnie o biednej Arabelli. Po skończonym objedzie Miss Rebeka Sharp (gdyż była to ona) wróciła do pokoju chorej, wyprawiszy ztamtąd bardzo grzecznie nieszczęśliwą Firkin.
Tłumiąc gniew i zazdrość w sercu, mistress Firkin zeszła na pierwsze piętro. Brzęk filiżanki i łyżeczki które z pokoju chorej wynosiła, sprowadził pannę Briggs ku drzwiom wiodącym na schody.
— No i cóż? Co tam się robi, moja kochana Firkin? — spytała nadchodzącą służącę.
— Coraz gorzej, miss Briggs — odpowiedziała Firkin smutnie kiwając głową.
— Czy nic jej się nie polepsza?
— Kiedy trudno się dowiedzieć; raz jeden tylko przemówiła do mnie, a kiedym się jej zapytała czy jaką ulgę czuje, odpowiedziała mi: — Milcz, stul gębę! — Oh! miss Briggs, nigdym nic podobnego przewidzieć nie mogła!
— Co to jest za jedna miss Sharp? Jak ci się zdaje, moja poczciwa Firkin? Kiedym się wesoło z przyjaciółmi bawiła w święto Bożego Narodzenia w domu wielebnego Lionel’a Delemarre i jego zacnej żony, ani mi przez myśl nie przeszło że zastanę tu jakąś obcą osobę obok tej drogiej Matyldy, którą od tylu lat całem sercem ukochałam. Ah! to okropne!
Miss Briggs, jak to można było zauważyć, miała nastrój ducha przeważnie sentymentalny. Przed kilku laty wylała tę czułostkowość w małym zbiorku poezji pod tytułem: „Pienia słowicze,“ które ogłosiła drukiem, zebrawszy przedtem pewną liczbę prenumeratorów.
— Otóż ja powiadam że ta dziewczyna zupełnie im głowy pozawracała! — mówiła Firkin — Sir Pitt chciałby ją także zatrzymać, ale nie może nic siostrze odmówić. Mistress Bute, tak jak i wszyscy, żyć bez niej nie może. Pan Kapitan kocha ją szalenie, a jego brat nie posiada się z zazdrości. Od czasu jak miss Crawley zachorowała, nikogo oprócz niej znieść przy sobie nie może. Niechże mi kto teraz wytłómaczy co to jest, bo już ja nic tego nie rozumiem. Chyba że ich wszystkich oczarowała i nic więcej.
Rebeka przepędziła całą noc przy łóżku chorej. Po kilku dniach miss Crawley miała już siłę wstać z łóżka i podziwiać talent Rebeki naśladującej doskonale głęboką boleść panny Briggs, jej łkania tłumione, mowę płaczliwą, chowanie nosa w chustkę, a to wszystko tak naturalnie, że Rebeka musiała na prośbę rekonwalescentki kilka razy powtarzać przedstawienie. Lekarze, przywykli widzieć miss Crawley miotaną strasznie obawą śmierci, nie mogli wyjść z podziwienia znajdując chorę wesołą i w najlepszym humorze.
Kapitan Rawdon Crawley przyjeżdżał codziennie zasięgać od Rebeki szczegółowych wiadomości o stanie zdrowia ukochanej ciotki, której siły tak szybko się wzmagały, że miss Briggs mogła nareszcie być przypuszczoną do oglądania oblicza najdroższej przyjaciółki. Chwila tak uroczysta dla miss Briggs, tak pełna rzewnych wzruszeń po tylu silnych wstrząśnieniach, nie da się piórem opisać. Czułym czytelniczkom łatwiej będzie tę tkliwą scenę sercem odgadnąć.
Widok panny Briggs rozweselał niemało jej protektorkę, dzięki Rebece, naśladującej trafnie wszystkie ruchy dawnej rezydentki. Miss Sharp umiała ją odwzorować w karykaturze z taką zręcznością i powagą, że miss Crawley była w zachwyceniu ile razy Rebeka wykrzywiała się po za plecami biednej miss Briggs.
Przyczyny choroby miss Matyldy i jej nagłego wyjazdu z domu brata nie są tak poetycznej natury, żebyśmy mogli je wyłuszczać swobodnie w powieści przeznaczonej dla czytelników i czytelniczek brzydzących się realizmem. Jakżeżbo można dać do zrozumienia kobiecie wyższego świata że miss Crawley za nadto jadła i piła, i że choroba, którą panna Matylda uporczywie przypisywała wilgoci, pochodziła jedynie z niewstrzemięźliwości jaką ta dama okazała na widok morskiego raka z podlewą. Boleści były tak gwałtowne, że Matylda o mało nie poszła na piwo do ojca Abrahama, według wyrażenia czułego brata. Cała rodzina była w gorączkowem oczekiwaniu testamentu. Rawdon widział się już w posiadaniu czterdziestu tysięcy fnt. przy rozpoczęciu karnawału. Starszy jego brat posłał ciotce wszystkie swoje religijne broszury dla przygotowania jej do opuszczenia pięknego domu w Park-Lane i do przejścia z tego bazaru próżnych bawidełek w świat lepszy, wolny od cierpień i boleści. Szczęściem lekarz wezwany z Southampton pokonał niebezpiecznego raka i wzmocnił chorą o tyle, że była w stanie wrócić do Londynu.
Baronnet nie mógł ukryć złego humoru, sprowadzonego pomyślną interwencją lekarza.
Podczas kiedy z plebanji posyłano gońców jednego za drugim żeby się dowiedzieć o stanie zdrowia siostry, lady Crawley, niebezpieczniejszą zagrożona chorobą, była od wszystkich zupełnie zaniedbaną. Nikt nawet do jej pokoju nie wchodził, a sir Pitt nie sprzeciwiał się wprowadzeniu do niej lekarza dla tego tylko że mu nie potrzeba było płacić za wizytę, bo go dla miss Crawley wezwano. Lekarz pokiwał głową i wyznał swoje obawy baronetowi; ale sir Pitt mężnie przyjął tę wiadomość.
Choroba Matyldy przeciwnie zajmowała wszystkich bez wyjątku. Rawdon przechodził ciągle podedrzwiami chorej, sir Pitt wybiegał na korytarz jak tylko posłyszał kroki kapitana. Zdawałoby się że ojciec z synem nie dowierzają sobie i szpiegują się wzajemnie, gdy tymczasem była to zapewne szlachetna emulacja w pielęgnowaniu chorej.
Równie godnem uwielbienia było poświęcenie Rebeki: z niewyczerpaną cierpliwością znosiła czuwanie nocne, zły humor chorej i ciągłe jej obawy śmierci. Miss Crawley krzyczała po całych godzinach, takim była przejęta strachem na samą myśl o przyszłem życiu, o którem nigdy nie pomyślała, kiedy była zdrową. Smutny to zaiste obraz kobiety światowej egoistki, bez serca, nie lubiącej nikogo, złożonej chorobą i dręczonej strachem. Nie odwracajcie się jednak, łaskawe czytelniczki, od tego widoku! Cóż lepiej nad to może okazać, że przed nadejściem starości potrzeba się... kochać!
Bladość cery i wyraz zmęczenia w oczach, czyniły Rebekę więcej interesującą; biały strój ranny, skromny ale zawsze świeży, podnosił jeszcze jej wdzięki. Tak przynajmniej myślał Rawdon, którego serce już było zranione. Mistress Bute spostrzegła to już od dawna i często prześladowała kapitana jego słabością dla pięknych oczu Rebeki.
— Otóż ja ci powiadam — mówiła do Rawdona — że Rebeka Sharp wejdzie do naszej rodziny.
— Jakim że to sposobem? — odrzekł śmiejąc się kapitan — czy nie będzie moją bratową albo kuzynką? bo i Franciszek nie jest nieczuły na wdzięki niewieście.
— O nie, wcale nie. Wy mężczyźni jesteście ślepi, i nic przed sobą nie widzicie. Czy chcesz wiedzieć co nastąpi w razie śmierci lady Crawley? Miss Sharp zostanie waszą macochą.
Kapitan nie przeczył bynajmniej; znał on dobrze usposobienia baroneta, którego słabość dla miss Sharp była dosyć widoczna.
Znajdując się raz sam na sam z Rebeką, kapitan zaczął żartować, z właściwem sobie dowcipem, z sentymentów, jakiemi Rebeka natchnęła baroneta. Miss Sharp podniosła dumnie głowę, zmierzyła go pogardliwie i rzekła:
— No i cóż? a gdyby nawet klęczał u nóg moich? Mam już tyle znajomości świata i ludzi, że potrafię ocenić każdego według osobistej wartości? Zresztą czegoż mam się obawiać? Czyż dałam komukolwiek prawo sądzenia mnie jako niezdolną do obrony własnego honoru?
— Ale... bo... kiedy... pani wiesz...
— Może pan wiesz o jakiej czarnej intrydze? — rzekła Rebeka z oburzeniem.
— Oh! ah! uchowaj Boże.
— Więc pan nie przypuszczasz, żebym mogła mieć uczucie osobistej godności, dla tego że jestem sama jedna na świecie, bez żadnej opieki, bez przyjaciół i nakoniec dla tego, że nie mam majątku? Jakkolwiek zajmuję skromne stanowisko nauczycielki, nie należy przeto sądzić, żebym miała mniej taktu, mniej szlachetnych uczuć i żebym była niższą urodzeniem od najpierwszych baronów i hrabiów całej tej okolicy. Nie zapominaj pan że pochodzę z Montmorencych, którzy świetnością rodu nie ustępują przynajmniej Crawlejom!
Te słowa były wymówione z prawdziwie królewską dumą.
— Nie, nie! — mówiła dalej z wzrastającym zapałem potrafią znieść ubóstwo, ale nigdy niesławę; przeniosę zapomnienie, ale nigdy obelgę, zwłaszcza, jeżeli ta obelga pochodzi... od pana!
Tu głos Rebeki osłabł widocznie i strumienia łez obficie się polały.
— Na miłość Boga, miss Sharp... ah niech mnie d..j... wezmą... Rebeka... na honor, dałbym tysiąc funtów... czekaj pani... pozwól...
Ale Rebeka już go nie słyszała, i pobiegła towarzyszyć na przechadzce miss Crawley, bo to było jeszcze przed jej chorobą. Przy obiedzie miss Sharp weselsza niż zwykle, zdawała się nie uważać na spojrzenia błagalne i mrugania niezgrabne kapitana, który tracił głowę z miłości.
Gdyby sir Pitt nie obawiał się utracić spadek po siostrze, nigdyby nie pozwolił na wyjazd Rebeki. Brak sekretarza dawał mu się czuć tak dalece, że odważył się napisać do siostry, przekładając stratę, jaką ponosiły jego córki pozbawione tak długo guwernantki i jej pieczołowitych starań. Ale wszystkie te argumenta pozostały bez skutku; miss Crawley ani chciała słyszeć o wyjeździe Rebeki. Miss Briggs była już na drugim planie; nie wymówiono dotąd jej miejsca, które stawało się widocznie sinekurą, ale rola jej zupełnie się zmieniła i była prawie zbyteczną. Dawna rezydentka dzieliła odtąd swój czas pomiędzy zachmurzoną mistress Firkin i ociężałym pudlem. Miss Crawley miała zwyczaj wspólny wielu bogatym w posługiwaniu się tymi, których uważała za niższych od siebie. Przyjmowała od nich wszystkie usługi, jakie tylko dały się wyzyskać, ale nie myślała o nich zgoła od chwili kiedy przestali jej być potrzebni. Wdzięczność jest po większej części ludziom bogatym nieznaną; według nich, nic się im słuszniej nie należy jak wszelkie możliwe usługi od tych, którzy zmuszeni na życie pracować.
Miss Crawley znała dobrze tę zasadę, że nic się nie robi darmo a wszystko dla interesu. Tym sposobem poświęcenie Rebeki było dla niej bardzo podejrzanem, ale dała jej pomimo to parę starych sukien i szal znoszony, bo Rebeka była użyteczną a towarzystwo jej dosyć zabawne. Nie dosyć na tem, miss Crawley układała świetne projekta dla zapewnienia przyszłości Rebece; obiecywała wydać ją za aptekarza Clomb. W najgorszym razie, myślała odesłać Rebekę do Crawley-la-Reine, gdyby nie miała co z nią zrobić, kiedy się rozpoczną recepcje wielkiego świata.
Jak tylko miss Crawley mogła już wyjeżdżać, Rebeka która jej zawsze towarzyszyła, skorzystała razu jednego z tej sposobności żeby skierować przechadzkę w okolicę Russel Square, i otrzymała pozwolenie widzenia się z Amelją. Należy tu nadmienić, że węzły przyjaźni łączące te dwie młode dziewczynki znacznie były osłabły. Amelja zawsze była, jak wiemy, sercem i myślą przy tym którego kochała, a miss Sharp była sobą i swojemi widokami całkiem zajęta. Nic zatem dziwnego że i korespondencja pomiędzy dwiema przyjaciółkami szła trochę koszlawo. Dwie dziewczynki rzuciły się sobie w objęcia z zapałem młodym osobom właściwym. Rebeka odegrała doskonale swoją rolę, nie szczędząc głośnych i teatralnych prawie objawów czułości. Amelja zarumieniła się lekko, uścisnęła swoją przyjaciółkę, ale sztuka udawania tak jej była obcą, że w powitaniu wydała się Rebece chłodniejszą niż zwykle.
Pierwsze widzenie się trwało dosyć krótko. Miss Crawley czekała na Rebekę nie wysiadając z powozu. Ludzie w galonowej liberji, patrzyli na siebie zdziwieni że się w takiem miejscu znajdują. Amelja zeszła na dół bo miss Sharp, chciała ją zaprezentować swojej protektorce, która była zachwycona wdziękiem i powierzchownością młodej osoby.
— Moja kochana Sharp, ta twoja przyjaciółka jest bardzo miłe i ujmujące stworzenie — mówiła w drodze miss Crawley — jaki głos przyjemny, jaki układ przyzwoity! Muszę ją kiedy do Park Lane zaprosić.
Przy objedzie, kiedy miss Crawley mówiła Rawdonowi z wielkiemi pochwałami o Amelji Sedley, Rebeka pospieszyła dodać, że Amelja jest od dawna narzeczoną Osborna.
— Osborne — powtórzył Rawdon jakby przypominając coś sobie — on jeśli się nie mylę, służy w *** pułku?
— Kapitan nazywa się Dobbin — dorzuciła Rebeka.
— Wysoka i niezgrabna pałka — powiedział Rawdon — ah! znam go doskonale. Co do Osborna, ten jest bardzo przystojny, z czarnemi pięknemi wąsikami.
— Powiedz pan raczej z wąsami, bo te są olbrzymie; z tąd zepewne i duma panna Osborna rośnie w tym samym stosunku — rzekła Rebeka.
Rawdon Crawley wybuchnął głośnym śmiechem. Posłuszny naleganiom pań żeby im odkrył przyczynę swej wesołości, kapitan tak się odezwał:
— Osborne ma to błogie przekonanie, że umie grać w bilard, przegrał mi raz dwieście funtów sterlingów, ale pomimo to nie stracił pretensji do gry. Byłby się zgrał wtenczas do koszuli, gdyby nie ten przeklęty Dobbin który go uprowadził gwałtem prawie.
— Rawdonie, Rawdonie, nie przedstawiaj siebie gorszym niż jesteś — rzekła miss Crawley śmiejąc się szczerze.
— A taką ma słabość dla ludzi dobrego urodzenia — mówił dalej Rawdon — że Tarquin i Deuccase wyciągają od niego tyle pieniędzy ile sami chcą. Wyprawia im sute objady na które oni zapraszają bez ceremonji całe swoje towarzystwo. Zaręczam, że Osborne oddałby wszystko byleby go tylko widzieli z książętami i baronami.
— Jakże ty jesteś złośliwy, Rawdonie! — wołała ciotka.
— Ojciec Osborna jest jednym z najbogatszych kupców; nic mu się zatem nie stanie, jeżeli synek da się czasem ograć. Co do mnie, nie tracę nadziei, że się z nim jeszcze na zielonem polu zejdziemy. Ha, ha, ha! Trzebaby go tu wprowadzić — dodał po chwili, jak gdyby wpadł na jakiś pomysł szczęśliwy.
— Czy można go przyjąć w domu? Jakże on w towarzystwie wygląda? — spytała ciotka.
— Mniej więcej jak wszyscy — odpowiedział Rawdon. — Dlaczegożby go nie zaprosić kiedy z tą jego... jakże się ona nazywa... z tą piękną narzeczoną? Miss Sharp, wszakże pani wiesz jego adres? muszę mu posłać zaproszenie, zobaczymy czy równie doskonale gra w pikieta jak w bilard.
W kilka dni potem Osborne odebrał nieforemne i koszlawe pismo Rawdona z zaproszeniem do Park.Lane w imieniu miss Crawley. Rebeka posłała bilecik podobnej treści Amelji, uszczęśliwionej nadzieją spotkania Jerzego i przepędzenia z nim kilku godzin. Rebeka przybrała ton protekcyjny względem swojej przyjaciółki poddającej się temu z wrodzoną jej słodyczą i dobrocią. Miss Crawley, coraz więcej zachwycona Amelją, mówiła o niej w jej przytomności z taką swobodą, jak się mówi o lalce lub o malowidle. Pochwały te jakiemi osoby wysoko położone zwykły obdarzać maluczkich, zaczęły ciężyć trochę Amelji. Nie dziwmy się zatem, że miss Briggs wydała się Amelji najsympatyczniejszą z trzech przedstawicieli płci pięknej w Park Lane.
Jerzy przyjechał do Park Lane wielkim familijnym powozem Osbornów. Siostry jego, mocno nieukontentowane że nie były w liczbie zaproszonych, przerzucały pilnie karty herbarza, zbierając troskliwie wszystkie szczegóły, odnoszące się do historji rodziny Crawlejów i Binkie; aljanse familijne, tablice genealogiczne były przez cały wieczór z największą uwagą rozbierane.
Rawdon Crawley przyjął bardzo grzecznie Osborna; wychwalał jego zręczną grę w bilard i oświadczył, że gotów jest dać mu sposobność odwetowania doznanej porażki. Na nieszczęście miss Crawley nie chciała słyszeć o żadnej grze w swoim domu i młody porucznik mógł tego wieczora odjechać z nienaruszonym woreczkiem, ku wielkiemu udręczeniu Rawdona. Stanęło jednak na tem, że nasi wojskowi mieli nazajutrz obiadować razem i przepędzić wieczór w wesołem towarzystwie.
— Ma się rozumieć, jeżeli pan nie masz zamiaru wzdychać jutro u nóg pięknej miss Sedley — dodał Rawdon, kontent ze swego dowcipu.
— Ale, ale... cóż porabia mała Sharp? — przerwał Osborne. — To dobra dziewczyna. Czy w Crawley-la-Reine są z niej zadowoleni? Miss Sedley obdarzyła ją w przeszłym roku szczególniejszemi względami.
W tej chwili drzwi się otworzyły i panie weszły do salonu. Rawdon przedstawił ciotce swego gościa, który po kilku konwencjonalnych frazesach zwrócił się ku Rebece dla odnowienia dawnej znajomości. Wzrok kapitana zdradzał jakiś niepokój, ale przyjęcie lodowate, jakiego doznał porucznik, nieusprawiedliwiało żadnej obawy.
— Jak się ma panna Sharp? — powiedział Jerzy, wyciągając łaskawie lewą rękę. Rebeka podała mu piąty palec i skłoniła lekko głowę jakby od niechcenia.
Osborne zakłopotany pogardliwem spojrzeniem Rebeki, nie dostrzegł złośliwego uśmiechu kapitana i po krótkim namyśle zdecydował się przyjąć podany sobie mały palec.
Nie wiedząc od czego zacząć rozmowę, Osborne zapytał Rebeki czy jest zadowolona ze swego miejsca?
— Z mego miejsca? — powtórzyła sucho Rebeka. — Prawdziwie jesteś pan bardzo łaskaw że raczysz o tem myśleć. Zapewne że to jest dosyć dobre miejsce, płaca dostateczna; ale miss Wirt musi brać więcej jeżeli się godzi na zostawanie z siostrami pana. A jakże się mają te panie? Chociaż mogłabym się od tego pytania uwolnić.
— Co pani zechcesz powiedzieć? — zapytał zdziwiony porucznik.
— To co mówię zdaje mi się bardzo jest naturalnem. Siostry pana nigdy do mnie ani słowa nie przemówiły, nie zaprosiły mnie ani razu do siebie podczas mego pobytu u Amelji. Mogę zatem żyć bardzo spokojnie, nie troszcząc się zbytecznie o stan ich zdrowia. Ale czyż biedne guwernantki warte są żeby je lepiej traktowano?
— Rozumiem, rozumiem — wyjąknął Osborne błagającym głosem.
— Tak się zwykle dzieje w niektórych domach przynajmniej — mówiła dalej Rebeka — bo tam gdzie jestem teraz, to zupełnie jest inaczej. Nie ma tam wprawdzie tyle złota jak u bogaczów City, ale za to jestem w rodzinie należącej do najdawniejszej szlachty w kraju. Sir Pitt jest, jak panu może wiadomo, synem człowieka, który nie chciał zostać razem, a z tem wszystkiem jestem tam jak najlepiej uważana. Czuję się w obowiązku wyznać że nie można życzyć sobie lepszego miejsca; ale pan nadto jesteś łaskaw że w te szczegóły wchodzić raczysz?
Każde słowo Rebeki wymówione tonem wyższości i lekceważenia, draźniło miłość własną Jerzego, który już widocznie zimną krew tracić zaczynał.
— Jeżeli się nie mylę — rzekł porucznik z ironją — to pani niedawno zaczęłaś mieszkańcami City pogardzać.
— Masz pan zupełną słuszność. W przeszłym roku, kiedy drzwi pensji zaledwie się za mną zamknęły, zupełnie inaczej patrzyłam na wszystko co mnie otaczało. A dziś zobacz pan jak półtora roku doświadczenia zmieniło moje pojęcia i sąd o ludziach! Jakże mi pozostał pamiętny czas spędzony w wyższem towarzystwie, złożonem z ludzi dobrego urodzenia! Co zaś do tej poczciwej Amelji, jest to prawdziwa perła, zupełnie się z tem zgadzamy i zawsze będę ją witać z najżywszą radością. Otóż zdaje mi się że się humor pański cokolwiek poprawia, tem lepiej, nie masz jak ci poczciwi mieszkańcy City!... A pan Zos, cóż się dzieje z tym nieporównanym panem Józefem?
— Zdawało mi się przecie że ten nieporównany pan Józef dosyć się był pani w przeszłym roku podobał.
— Ah! jakże pan jesteś złośliwy! No to już powiem panu otwarcie: nie jesteś pan w błędzie dając mi tak zręcznie do zrozumienia że byłabym wyszła za niego gdyby mi był słowo powiedział tylko. Przyznaj pan jednak że nie bardzo wyschłam z tej miłości.
Podczas gdy porucznik uśmiechał się złośliwie w milczeniu, Rebeka tak dalej mówiła:
— Ah! jakie by to było szczęście dla mnie mieć pana za szwagra, nie prawdaż? Jak sobie pomyślę że ja, ja zostałabym bratową pana Jerzego Osborna, syna pana John Osborna, wnuka pana... Jak się nazywał pański dziadunio, panie Osborne? Tylko nie gniewaj się pan, bardzo proszę. Przecież pan temu nic nie winieneś, że musisz mieć dziadunia. Zresztą, zgadzam się z panem że wyszłabym bez wielkiego wstrętu za pana Józefa Sedley. Bo cóż, naprawdę, lepszego mogło się trafić biednej dziewczynie bez żadnego majątku i bez rodziców? Teraz jesteś pan w posiadaniu mojej tajemnicy i zważywszy dobrze wszystko, należałoby panu powinszować dobrego smaku i wysokiej grzeczności, jakiej pan dałeś dowody przypominając mi tę okoliczność. Mówimy tu o biednym panu Józefie — dodała Rebeka zwracając się do Amelji — jakże mu się powodzi?
Osborne nie mógł ukryć swego zmieszania, rozgniewany i upokorzony, lękając się być narażonym na śmieszność w oczach Amelji, odszedł co prędzej w przeciwną stronę i nie miał więcej ochoty mierzyć się z takim jak Rebeka przeciwnikiem.
Następnego dnia kapitan Crawley i porucznik Osborne przepędzili wieczór razem, jak to było między nimi ułożone, z tym dodatkiem tylko że Osborne kupił starego konia Rawdona i że Rawdon wygrał ze dwadzieścia gwinei u Osborna. Ten ostatni nie zaniedbał przestrzedz towarzysza, że Rebeka jest zręczną kokietką i podstępną intrygantką. Kapitan podziękował Jerzemu dosyć serdecznie, a we dwadzieścia cztery godzin potem Rebeka o wszystkiem wiedziała.
Jerzy ze swej strony wyznał przed Amelją że ostrzegł poczciwego Rawdona żeby ten miał się na baczności przed tak niebezpieczną jak miss Sharp intrygantką.
— Przed kim? — spytała Amelja z przerażeniem.
— Przed tą guwernantką, a twoją dawniejszą przyjaciółką od serca.
— Oh! Jerzy! cóżeś ty zrobił? — zawołała Amelja.
Podczas gdy się to działo, starszy brat Rawdona odmawiał modlitwy przy łożu konającej lady Crawley. Sir Pitt wyjechał dla swoich interesów do Londynu, i tam już dowiedziawszy się o śmierci żony, kazał wywiesić na bramie czarne sukno z herbami. Biedna Róża, córka kramarza, herbów nie miała; ale ten przyrząd żałobny został jeszcze od śmierci pierwszej żony baroneta, więc uważano za stosowne wywiesić go przy ulicy Gryat-Gaun Street. Wszak aniołki na tarczy herbowej z dywizą resurgam u dołu mogły służyć wszystkim nieboszczykom.
Wiadomość o śmierci lady Crawley nie sprawiła wielkiego wrażenia w domu miss Matyldy Crawley.
— Wypadnie mi na później odłożyć wieczór, który chciałam dać w tym tygodniu — powiedziała miss Crawley — ja myślę — dodała po chwili — że mój brat nie będzie się spieszył z wyborem nowej dla siebie towarzyszki.
— Tym razem Pitt byłby zawzięcie zły — dodał Rawdon śmiejąc się.
Rebeka milcząca, jakby najżywiej dotknięta tym smutnym wypadkiem, opuściła salon przed wyjściem Rawdona; ale ślepy traf zrządził że właśnie w chwili, kiedy kapitan miał wracać do siebie, Rebeka spotkała go na dole i długo jeszcze z nim rozmawiała.
Nazajutrz rano, kiedy miss Crawley czytała spokojnie jakiś romans francuski, Rebeka stojąc przy oknie zawołała nagle:
— Sir Pitt!
W tej chwili rozległ się silny głos dzwonka.
— Moja kochana Sharp, ja nie mogę, ja nie chcę go widzieć. Każ powiedzieć że mnie nie ma w domu, albo zejdź sama i powiedz że jestem cierpiącą i nikogo nie przyjmuję. Nadto czuję się wzruszoną żebym mogła widzieć mego brata w tak bolesnej chwili.
To powiedziawszy miss Crawley znowu czytać zaczęła.
Sir Pitt zamierzał już wchodzić na pierwsze piętro, gdy Rebeka wstrzymała go mówiąc że miss Crawley mocno chora przyjąć go nie może.
— Tem lepiej — odpowiedział — wejdź pani do salonu, to się rozmówimy.
— Miss Becky — mówił baronet kładąc na stole czarne rękawiczki i kapelusz krepą okryty — pani jesteś mi koniecznie potrzebną w Crawley-la-Reine.
— Mam nadzieję wrócić prędko — odpowiedziała cichym głosem Rebeka. — Jak tylko miss Crawley będzie się czuła lepiej... to natychmiast pospieszę... do moich kochanych uczennic.
— Od trzech miesięcy słyszę toż samo — odrzekł sir Pitt — ale pani zawsze pomimo tego zostajesz przy mojej siostrze, która gdy jej fantazja przyjdzie, porzuci panią tak jak się pozbywa starych trzewików kiedy już na nic przydać się nie mogą. Powtarzam pani raz jeszcze że jesteś mi koniecznie potrzebną. Jadę teraz na pogrzeb mojej żony; chcesz pani jechać ze mną czy nie?
— Nie śmiem... doprawdy... nie zdaje mi się żeby to było dobrze... Nie wiem czy wypada żebym sama jedna z panem jechała.
Rebeka zdawała się gwałtownie wzruszona.
— Ale powiadam pani — zawołał sir Pitt stukając pięścią o stół — że się bez pani obejść nie mogę w żaden sposób. Wszystko w nieładzie, rachunki moje najokropniej zagmatwane; w domu nie ma najmniejszego porządku, nic nie jest na swojem miejscu. Nie wiem nawet coby to było gdybyś pani dłużej tu zostać miała. Wracaj, kochana Becky, wracaj.
— Wracać — powtórzyła Rebeka — ale w jakiejże roli?
— W roli lady Crawley, jeżeli pani sobie życzysz — odparł baronet potrząsając swoim żałobnym kapeluszem. Wracaj pani i zostań moją żoną; zasługujesz pani na to bez wątpienia. Co tam urodzenie! Pani masz więcej rozumu w palcu aniżeli wszystkie żony lordów i baronów w głowach. Zgadzasz się pani, tak lub nie?
— Oh! sir Pitt!
— Namyśl się, Becky — mówił dalej sir Pitt — ja jestem stary, ale pełen sił jeszcze. Mam najmniej dwadzieścia lat przed sobą; będziesz zupełnie szczęśliwą, na niczem ci zbywać nie będzie nic ci nie potrafię odmówić, pieniędzy ile zechcesz będziesz mogła wydawać: na wypadek śmierci zostawię ci dożywocie prawnie zapewnione. No, czy jeszcze się pani wahasz?
To mówiąc baronet upadł do nóg Rebeki.
Natura obdarzyła Rebekę, jak to już nieraz widzieliśmy, dobrym zasobem zimnej krwi i rozwagi; ale w tym wypadku straciła ona zwykłą przytomność umysłu i łzy tym razem prawdziwie obficie się polały.
— Ah! sir Pitt — rzekła nakoniec — jestem już... niestety!... mężatka!




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: William Makepeace Thackeray i tłumacza: Brunon Dobrowolski.