Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T1.djvu/200

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
196

wyznać że nie można życzyć sobie lepszego miejsca; ale pan nadto jesteś łaskaw że w te szczegóły wchodzić raczysz?
Każde słowo Rebeki wymówione tonem wyższości i lekceważenia, draźniło miłość własną Jerzego, który już widocznie zimną krew tracić zaczynał.
— Jeżeli się nie mylę — rzekł porucznik z ironją — to pani niedawno zaczęłaś mieszkańcami City pogardzać.
— Masz pan zupełną słuszność. W przeszłym roku, kiedy drzwi pensji zaledwie się za mną zamknęły, zupełnie inaczej patrzyłam na wszystko co mnie otaczało. A dziś zobacz pan jak półtora roku doświadczenia zmieniło moje pojęcia i sąd o ludziach! Jakże mi pozostał pamiętny czas spędzony w wyższem towarzystwie, złożonem z ludzi dobrego urodzenia! Co zaś do tej poczciwej Amelji, jest to prawdziwa perła, zupełnie się z tem zgadzamy i zawsze będę ją witać z najżywszą radością. Otóż zdaje mi się że się humor pań ski cokolwiek poprawia, tem lepiej, nie masz jak ci poczciwi mieszkańcy City!... A pan Zos, cóż się dzieje z tym nieporównanym panem Józefem?
— Zdawało mi się przecie że ten nieporównany pan Józef dosyć się był pani w przeszłym roku podobał.
— Ah! jakże pan jesteś złośliwy! No to już powiem panu otwarcie: nie jesteś pan w błędzie dając mi tak zręcznie do zrozumienia że byłabym wyszła za niego gdyby mi był słowo powiedział tylko. Przyznaj pan jednak że nie bardzo wyschłam z tej miłości.