Szkice nocne/całość

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Władysław Tarnowski
Tytuł Szkice nocne
Pochodzenie Poezye Studenta Tom III
Wydawca F. A. Brockhaus
Data wyd. 1865
Miejsce wyd. Lipsk
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tom III
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
SZKICE NOCNE.

In der Kindheit frühen Tagen
Hört’ ich oft Engeln sagen,
Die des Himmels hehre Wonne
Tauschen mit der Erdensonne.
Dass, wo bang ein Herz in Sorgen
Schmachtet vor der Welt verborgen
Dass, wo still es will verbluten
Und vergehn in Thränenfluthen,
Dass, wo brünstig sein Gebet
Einzig um Erlösung fleht,
Da ein Engel niederschwebt,
Und es sanft gen Himmel heht…[1]
Richard Wagner’s 5 Gedichte.[2]


BIAŁA RÓŻA.
I.

Stary dworzec z modrzewiu — otoczon lipami,
Nad gankiem Częstochowska z dzieciątkiem Marya,
Dokoła mnóstwo kwiecia bujnie się rozwija,
Lipy szemrzą – zachodzi słońce za górami,
W ogródku trzmieli wielki modrzew już zgrzybiały,
Otoczon wianuszkiem krzaków białej róży,
U stóp modrzewia starzec drzymie posiwiały…
A na licach ma znaki przeszłej życia burzy —
Włos jego już gołębią popleśniał siwizną
Na czole groza — piękną przeorana blizną —
Przy nim anielskie dziewczę z tęsknotą na czole,
Ze smutkiem w modrem oku głębokiem jak morze.

Jej uśmiech tak uroczy jak wiosenne zorze,
Cudne jakąś boleścią spojrzenie sokole...
 Jej duszo młoda czystsza niż ta róża biała,
Której listki ze smutnym uśmiechem obrywa,
Alabaster jej czoła dziwnym ogniem pała,
Nitka niebieskich żyłek bladą skroń opływa —
Gdzieś daleko jej myśli odbiegły dziecinne,
Starzec się zbudził — lica jej już były inne...


II.

Dźwiękami poloneza grzmi świetlana sala —
Długim wieńcem się wiją pary kołujące,
Starce, matrony, dziewie postacie śmiejące,
Tłum młodzi, suną, płyną, jak wezbrana fala —
O! jakież żywe wieńca tego, barwy, kwiaty —
Białe wąsy, i bielsze drżą łona z warkoczy,
Kwiaty w rosie brylantów, w barwach tęczy szaty,
A wśród nich nad brylanty gwieżdżą dziewic oczy —
Siwy starzec rej wiedzie —
Klasnął w dłoń!... a koła
W dwie długie się gerlandy rozplotły u czoła...
W orszaku niewiast w bieli przesuwa dziewica,
Jak cichy anioł śmierci z tęsknotą u czoła,
Na jej skroni z róż wieniec, lecz jej lica
Bardziej smętne — anielskie bardziej od anioła...
Dłoń jej ujął młodzieniec, idą — śród par wiela —
Wzrok jego dziki tonie w jej omglonem oku.
On polonez szkieletów w ludzi czyta wzroku...
Spójrzeli raz na siebie — śród tłumu wesela
Raz pierwszy i ostatni — to za wieki całe!...
On znikł — a ona dłoniach targa róże białe...


III.

Wieczór — cisza wiosenna, niebo drży gwiazdami
Gdzieś w dali hymn słowiczy kona w kwiatów woni,
Ten sam modrzew otoczon białemi rożami,
Dzwon wieczorny rozbrzmiewa swe jęki po błoni...
To samo dziewczę u stóp modrzewia starego,

Boskie, jak miłość pierwsza, nieśmiertelna, bratnia,
U nóg jej młodzian smutny, spójrzenia orlego,
Znać idzie w świat daleki — to chwila ... ostatnia ...
Dokoła cisza — jęki dzwonu już skonały,
Nad niemi stare lipy swój pacierz szeptały!...
On klęcząc dłoń jej drżącą do swej piersi tulił,
Ona drugą we włosach na czole mu składa,
I wzrok jej cichym bólem duszę swą spowiada
Bólem, którym szał serca jego się rozczulił…
I łza jej na pochmurne upadła mu czoło,
A on drugą z jej oka pochwycił ustami
I dłoń jak do przysięgi wzniósł nad róż tych koło,
A dusze były ciche jak niebo z gwiazdami...
I jeszcze raz — ostatniem w nią spójrzał spójrzeniem,
Anioł wiosny swych skrzydeł otoczył ich cieniem!...


IV.

Załośnie szumi jesień — tumanem roznosi
Chmury liści po drogach od drzew oderwane,
Nad rzekę, z skał sił w lasach czarny klasztor wznosi,
W nim brzmię dzwony chrapliwe — stare — z dział ulane —
W nim słychać chór niewieścich głosów, co wezbrany
Płynie przy lampach co dzień ku stwórcy wszechświata,
Tam w dni świętlane z chórem głosów brzmią organy,
I chór dziewcząt sierotek z kadzidłem się splata...
I grobowo w tych murach, każdy krok swe brzmienia
Potraja w korytarzy, załomach sklepienia —
Cicha cela klasztorna — ściany jej sklepione
Krzyż — i obraz Teresy świętej zawieszony,
W trupiej głowie światełko drga niedopalone,
A na oknie u kraty, białych róż wazony...
W tej celi głos niebieski, muzyki organów!...
Przy nich w zakonnych szatach niewiasta o! młoda,
Z pod rąk jej płyną tony jak jej źrenic woda
Czyste!... skrzydłem boleści tam do Pana panów...
Twarz jak marmur — spokojna — muzyki westchnieniem
Za Polskę duszy swojej modli się cierpieniem!...


V.

Zima wyje wilczemi wichrów odgłosami,
Konarami drzew szarpią burze rozszalałe,
W wichrach płyną odgłosy dzwonów rozdźwiękami
Oh! głosy dzikie, straszne, ponure, zbolałe...
Chór dziewic z gromnicami niesie na ramionach
Trumnę — w niej śni niewiasta, cicha uśmiechnięta
Ciało usnęło w kruczych klasztoru znamionach,
A dusza archanielska, przebolała, święta!...
Krzyż czarny trzyma lekko w swej uśpionej dłoni,
Wieniec cierni z róż białych, oplótł marmur skroni,
W dali — wzgórek tumanem śniegów zasypany,
Na nim posąg boleści ... ta postać młodziana!
Pierś się miota, wiatr szarpie mu płaszcza łachmany,
A uśmiech ust zaciętych, przerazi szatana...
On stoi — z góry patrzy na orszak, pogrzebu
Co się sunie, wiatr niesie śpiewem i światłami,
Sunie się, znika — dzwony wzbiły głos ku niebu
Świat przed wzrokiem mu piekła obleciał iskrami,
U nóg jego broń palna z pogardą rzucona
Za orszakiem jak skrzydła — wyciągnął ramiona...


VI.

Cichy — słoneczny ranek — cmętarz w szacie wiosny
Jak ogród otoczony murem ... tak spokojnie!...
Czasem tylko słowika zabrzmi głos żałośny,
Lub brzęk pszczoły nad falą mogił gdzieś przepada,
Chaos krzyków! Ten stoi — ten padł — ten upada,
A drzewa się schylają, w puch kwietniowy strojnie,
Jak panny młode!...
W kwiatach leżą trupie głowy
W których wygrzewa węże promień słońc majowy...
Kwiaty podnoszą główki z pod brylantów rosy,
Skowronek się w błękitów unosi niebiosy...
Mur namiętnie się bluszczem chwiejącym otoczył,
Jakby tylko co z niego Romeo zeskoczył...

Taka błogość spoczynek mogił opromienia,
Jak gdyby się umarli lękali wskrzeszenia...
W śródku cmętarza, gdzie się brzoza rozpłakała,
Czarny krzyż — pod krzyżem:
Kwitnie róża biała...


RÓŻANIEC.
(WIERSZ POŚWIĘCONY MATCE POLCE.)

Klęczała młoda Polka na Wawelu,
A przed Jadwigi Chrystusem klęczała,
Z różańcem w ręku za wielu i wielu,
Promiennem sercem jak lampą pałała...
Z różańcem w ręku, ze smutkiem u czoła
Zdała się raczej postacią anioła,
Co łzy tej ziemi perłami nawleka
I przed tron Boga niesie żal — człowieka!...
Tak tonąc myślą w przededniu przyszłości,
Patrząc w twarz czarną Ukrzyżowanego,
Zdała siłę widzieć Polskę z wysokości
I postać ludu na krzyż wzniesionego...
Perła po perle z różańca opada...
Różańcem Polko jest i twoje życie,
Z lat, dni i godzin jak z pereł się składa,
A gdy opadną ... człowiek w lepszym świecie —
Pierwszy dzisiątek —
To dziecię na łące,
Z okiem jak niebo i z duszą jak niebo,
Z kwiatka na kwiatek motyle goniące,
A czoło jasne, lśni pieszczót potrzebą...
Gerlandy kwiatów siano wiosny dłonią,
Nad nieruchome gerlandy
A aniołkowie z dzieciną się gonią,
By nie tęskniła o sierocej chwili...
W tem dzwon wieczorny zajęczał tak śpiewnie!
Dziecię stanęło, upuściło kwiatki,

W duszy dzieciątka tak tęskno, tak rzewnie,
Dziecię stanęło — nad mogiłą matki...
Opadła perła...
To drugi dziesiątek —
To już dziewica z mgła tęsknoty w oku,
W sercu dziecinnej wesołości szczątek,
Świeci jak gwiazdka we wspomnień obłoku...
Kształt jej tak wiotki, powiewny, uroczy,
Jakby odlecieć już chciała od ziemi —
W błękit błękitne utopiła oczy,
I wije wianek z dębowej łąk zieleni —
A myśl jej w rzewnym zadumaniu tonie
Czyje tym wieńcem uwieńczyć jej skronie?...
Opadła perła...
Już dziesiątek trzeci,
W ciemnej komnacie kołyska dziecinna,
Nad nią jak gwiazda oko matki świeci,
W szatach żałoby, niewiasta już inna...
Choć znać na czole straty i boleści,
Choć włos niedługo przyprószy siwizna,
Spokojny uśmiech żałoby niewieściej
I cicho boli każda wielka blizna...
Znać, że swe życie macierzyńskim tchnieniem,
W przyszłą pierś dziecka leje w głos natchnienia,
Znać, że choć wielkiem boleje cierpieniem,
Ona jest większą od swego cierpienia...
Opadła perła...
To dziesiątek nowy —
Dni płyną chyżo jak fala wezbrana,
Już nad jej czołem wieje śnieg zimowy
Chociaż źrenica, w młody blask świetlana —
U nóg jej ukląkł młodzian z szablą w dłoni,
Twarz męzką ukrył w macierzyńskie łono,
Ona mu ręce złożyła na skroni
I błogosławi — boleścią zwalczoną...
Zerwał się, spojrzał raz — jeszcze raz drugi,
Znikł, padła — jako drzewo suchej grusze,
Zimowe wiatry wieją w tuman długi,

A aniołowie niosą białą duszę...
Opadła perła...
Pękłaż nitka cała?
Czy się tak perły w słońcu rozsypały?
Nie! Bo różaniec w dłoniach swych trzymała,
Lecz to z jej źrenic perły się staczały...
W tem zabrzmiał Zygmunt, ona obie dłonie
Na pierś złożyła — oto Polski zbroja!...
I znikła patrząc na Chrystusa skronie —
Odwróć ten kielich!... lecz bądź wola twoja!...
W sercu jej cicho — święto — jak w kościele —
Gdzie hymnem śpiewa naród skajdaniony,
O! weź do nieba — boleści aniele
Różaniec życia — czynem odmówiony!...
Gdyby Ci Polko, coś tyle — cierpiała,
Bóg dodał jeszcze męczeństw szereg długi,
Piekło dla Polski tu byś znieść zdołała
A nawet — nawet rodzić się raz drugi — —
Poszła — i strzelił promień od sklepienia
I łzy te zebrał, co pod krzyżem drżały,
A na Wawelu znów świętość milczenia
Jakby w posągach dzieje skamieniały...


STARY CMĘTARZ W NOCY.
PODŁUG OBRAZU MŁODEGO MALARZA.
(DO S. T.)

Tak niemo — dziko — na starym cmętarzu,
Jak na natury północnym ołtarzu —
Cicho i cicho — w północy milczeniu
Mgieł puchy rozdarł księżyc uroczyście,
Jak arcykapłan szatę w oburzeniu
I niemo płynie w głębi czarne chmury...
Na drzewach liście w szmeru dreszcz powiały
W dzikie grzeszłości wspomnienia chorały,
W dali się zaśmiał ptak nocy ponury...

Czarna kapliczka we mgłach otulona
Wznosi się wdowio — jak grobów matrona
Z martwych wskrzeszona!
W koło kapliczki brzozy pochylone
Cichym się szmerem modlą po mogiłach,
Westchną — znów cisza — sen w natury siłach
Zawisł po nad groby dawno opuszczone...
Tu niegdyś ludzie swych drogich grzebali —
Tu łkały matki — synowie płakali,
Albo z kochanka pochylonej głowy
Włosem, wiatr igrał, swawolny, majowy...
Tu starce drogę kończyli żywota
I ztąd niemowląt jasnowłosa, złota,
Motyloskrzydła, gerlanda powiała,
Jak świętojańskie robaczki, w niebiosy,
Których światełko w tych ciemnościach pała
I cicho spada na zroszone wrzosy...
A dzikie wierzby, brzozom rozełkane,
Prawią powieści perłami płakane,
Których szmer czasem przeraża człowieka,
Od których trwożny niedoperz ucieka,
A kret ciekawy słucha, ziemię ryje,
Aż pazur sowy przydławi mu szyję...
I tak się warkocz brzóz cichych rozpieścił,
Jak gdyby anioł skrzydłem zaszeleścił...
O! taka cisza — że w niej serce zdoła
Dosłyszeć w dali głos swego anioła...
I tęskne ucho z harmonią natury
Zlać się — jak z lutnią trzymaną u góry...
A pod kapliczką leśny zdrój szeleści
I niezabudki potrąca w przebiegu,
Po głazach grobów mrucząc, fala pieści
Promień księżyca, co w nim gra u brzegu...
Czarne na niebie tłumą się obłoki,
Z nich nagle księżyc w trzy promienie strzelił,
Wiara! nadzieja! miłość — świat głęboki
Blaskiem się jego w chwili rozweselił...

Rzewniej zdrój szemrze ... milej drzewa szumią,
Jak gdy pociechy westchnienia przytłumią...
Brąz schylonego w oddali posagu
Błyszczy wśród krzyżów jak światła kolumna,
Topola szepcze w północy przeciągu,
W dali coś świeci... to spróchniała trumna...
I taka święta spokojność na niebie,
I taka błogość wśród grobów jaśnieje...
Że w duchu dawne budzą się nadzieje —
I chociaż czarny z niemi promienieje,
Jak orzeł krzyknie: Weźcie mnie do siebie!...
Ludzie odbiegli — dawno z swemi łzami!
A zdrój, co myje tej kapliczki stopy,
W biegu swym szumi błędnej ducha stopy,
W biegu swym szumi po kamykach grając:
«Świat jest cmętarzem błędnej ducha stopy,
«Kto tam umiera, tu wraca konając
«Po nowe życie — i skrzydła tęczowe —
«Dotąd znał tylko arcydzieł połowę...
«Niechaj po grobach spojrzy w zamyśleniu —
«Kamień na myśli — a myśl na kamieniu!...»
O! płyń, płyń falo! I my pójdziem z tobą
Tam znaleźć, cośmy przeczuli żałobą,
Słońce zachodzi, by wstać w nową dzielność,
I duch ludzkości — to jest nieśmiertelność!...
A wtem z ciemności powstał duch zwątpienia,
Wielki jak nicość — straszniejszy niż szatan —
Ze wszystkich Furyi żmijami poswatan,
Począł iść na mnie z śmiechem znicestwienia...
Czoło miał z miedzi... i wzrok który pali...
Jak ci co Polski podział podpisali...
Krzyżam się ciała uchwycił połową —
I w dal rzuciłem za nim — trupią głową —
Która przepadła w kwiatach...
I majową
Rosą gorące przeżegnałem czoło —
A raptem jasno stało się w około,
Promień księżyca znowu ku mnie strzela,
I spada na mnie — jak łza przyjaciela,

Któregom kochał władzami wszystkiemi —
Ale którego — niemiałem — na ziemi...


ODŁAM[3] Z CAŁOŚCI.

Póki zapałem wre pierś młodziana,
Póki do lotu tęskni duch młody —
O! to stanowcza chwila, świt rana!
Chwila do pracy, ofiar — swobody!...
I najczarniejszy jest pośród ludzi,
Kto ten młodzieńczy zapał ostudzi!

Bo kiedy zawrze ta iskra boska,
W żar pryskająca z duszy powieków,
To piorunowa maże się zgłoska
Co była ziarnem twórczości wieków...
Zostaje szkielet z źrenicą ciemną,
Przed okiem czarno — w myśli bezdenno. —

Lecz obraz iście straszniejszy tego,
Co tę rdzeń bóztwa depcze w młodzieży,
On jest parodyą ducha czarnego,
Niech mu pociecha serce odbieży!...
Nikt mu w skonaniu nie przymknie powiek,
I każdy plunie: To marny człowiek!


LAMENTACYA.
(NA ŚMIERĆ A. P.)
«Sunt lacrimae rerum...»[4]

O popłyń pieśni — cicho jak łzy płyną,
O popłyń pieśni!...
Niechaj podobni sobie razem giną
Duchem rówieśni!...

O popłyń pieśni — nucona latami,
I zgiń nieznana
Jak strumyk skryty miedzy szuwarami
Z źródła spłakana...
Przepadnij!... Bo się niepomieścisz w słowie —
Gdy w piersi wspomnień zaciężą ołowie...
Niech niemą duszę — rozszarpią orłowie
I potem każden czarną owian chmurą
Niech Bogu część jej zaniesie ponurą!...
O siostro wszystkich biednych! Po boleści
Odpocznij szczęsna z gwiazdami na skroni,
Jak męczennicy z jasną palmą w dłoni
I módl się pieśnią aniele niewieści!...
Módl się za Polską u wieczności proga,
I jak różaniec łzy jej rzuć przed Boga!...
Z radości pierwej płaczę — niż z żałoby,
Że już niecierpisz!... lecz z śpiewającemi,
Serce oddałaś lampą pałającą,
Przed tron niebieski jak gwiazdę jarzącą,
Nieskamieniałe mimo doli Nioby!
Które nic z ziemi niemiało na ziemi!
Jam serce jedno wielkie, czułe — stracił,
Alem się szczęściem twojemu weselił,
Sen twój anielski pieśń mą rozanielił,
Twemi różami swą arfę zbogacił.
Niech tylko czasem w godzinach boleści
Twe skrzydło cicho nademną szeleści —
O! jam był dzieckiem! Może nie rozumiał
Dość bolów twoich — alem je czcić umiał!...
Niech czasem duch twój, z daleka promienny
Nad snem tu moim, kiedy będę senny
Jak ptak wędrowny zawiśnie nademną:
A dobre myśli znowu będą zemną.
Spadnij łzo cicha!... w tej północnej ciszy
Każdego serca bicie — On! Tam słyszy...





  1. Przypis własny Wikiźródeł Mathilde Wesendonck „Fünf Gedichte”, pierwsza z pieśni w tym zbiorze, pt. „Der Engel”, czyli „Anioł”:
    W dzieciństwa wczesnych dniach

    Słuchałem często [o] aniołach [w] podaniach,

    One wspaniałą rozkoszą nieba

    Gdy nie stanie ziemi słońca.



    Tu, gdzie strwożone serce w trosce

    Schnące, przed światem skryte

    Które, gdzieś cicho wykrwawić się chce

    I [by] minęły łez powodzie [złe],



    Tu, gdzie żarliwy [przez] swe pacierze

    Tylko o wybawienie żebrze,

    Tu anioł szybuje do dołu,

    I tego łagodnie niesie ku niebu…



    Tak, wzniesie też i mnie anioł z dołu,

    I na świetlistym [swym] pierzu

    Powiedzie, daleko [od] każdego bólu,

    Mego ducha tedy ku niebu.

    Władysław Tarnowski zacytował pierwsze 3 z 4 zwrotek wiersza „Anioł”, czyniąc zapowiedź co ma zamiar opisywać w tym rozdziale. Innego, pięknego przekładu wiersza anioł dokonał Jarosław Iwaszkiewicz.
  2. Przypis własny Wikiźródeł Autorką tego zbioru 5 wierszy, w tym i tego pt. „Der Engel”, czyli „Anioł”, jest Mathilde Wesendonck, a wiersz powstał w końcu listopada 1857, natomiast Richard Wagner napisał do tego wiersza muzykę 30 listopada 1857, reszta wierszy z tego zbioru powstała na przełomie 1857 i 1858 roku, były to w kolejności: wspomniany już 1. „Der Engel”, 2. „Stehe still!”, 3. „Im Treibhaus (Studie zu Tristan und Isolde)”, 4. „Schmerzen”, 5. „Träume (Studie zu Tristan und Isolde)”. Wydawcą zbioru pieśni był C. F. Peters.
  3. Fragment.
  4. Przypis własny Wikiźródeł Są rzeczy rzewne...





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Władysław Tarnowski.