Sen (Pudłowski, 1898)

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Melchior Pudłowski
Tytuł Sen
Podtytuł Na dzień urodzenia jednej panny
Pochodzenie Fraszek Księga Piérwsza
Redaktor Teodor Wierzbowski
Wydawca Biblioteka Zapomnianych Poetów i Prozaików Polskich
Data wyd. 1898
Druk K. Kowalewski
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
SEN
Na dzień urodzenia jednej panny.

Jeszcze było nic nie znać, aby dzienna zorza
Wychodzić miała na świat z głębokiego morza,
Kiedy musae do łoża coś mego posłały,
A same przededrzwiami tuż też zbliża stały.
Dziwuję się, co ma być; jedno że wdzięcznego        5
Coś mi się zda, coś serce czuje wesołego.
Imę się przypatrować, bych rychlej obaczył
I snu-m już tam zaniechał, zgoła-m go przebaczył.
Wnet ujżrzę, ano stoi znak dnia szczęśliwego,
Któregoś się rodziła, mnie ze wszech milszego,        10
A same trzykroć wdzięcznie rękoma klasnęły,
I winszować zarazem tak w te słowa jęły.

Niechaj smętne nie będą na niebie obłoki,
Niechaj nie zna niepogód dziś ten świat szeroki,
Lecz Febus niech warkocze swe piękne rozpuści,        15
A promieniów wesołych słonecznych popuści.
Niechaj deszcz z nieba na nas gwałtowny nie leje,
Jowisz raczej niechaj się wespół z nami śmieje,
Śnieg się niechaj zatrzyma w swym zimnym obłoku,
Jeden tylko taki dzień do całego roku.        20
Wy się wiatry hamujcie, dziś wiać nie potrzeba,
Już nam Jowisz pożyczy połowicę nieba.
Eole, ty tam z wichry pod ziemię się schowaj,
Na inszy się czas raczej nam z nimi zachowaj.
Miluchnym sobie płyńcie szumem wody,        25
Niech was nie przykrywają zimne śliskie lody.
Neptunie, nie burz morza: bezpiecznie okręty
Niech po nim płyną w ten dzień osobliwie święty,
Którego się tak piękna dziewka urodziła,
Ziemia nizka niegodna nigdy takiej była.        30
Tezeusz przy Helenie gardła nie położył
Bez pochyby, żeby je dla tej był rad złożył.
Lecz cóż o ludziech mówiem, gdy sami bogowie
Służyli by dziś radzi takiej białejgłowie,

By się im jako z ludźmi porównać godziło:        35
I bogom niepomału zawżdy piękne miło.
Jakoż dziw, iże jej tak ziemi pożyczyli,
Chyba żeby się o nie sami nie zgodzili.
Zazdrości dosyć wszędzie, a zwłaszcza w tej mierze:
Piękniejszą każdy podle boku swego bierze.        40
O niechaj że się długo już tam swarzą o nię,
A tu nie posyłają pierwej do nas po nie,
Aż Kumeą sybillę przejdzie laty swemi:
Toż tam niech potym siedzi w liczbie między niemi.
A tu, póki jej nogi depcą sprośne błoto,        45
Przed któremi nie stoi nizacz szczere złoto,
Niechaj zawżdy swe sprawy odprawia szczęśliwie,
Niechaj frasunku nie zna, niech po myśli żywie.
Niechaj ta twarz nadobna już tak zawżdy będzie,
A cera po niej także jednostajna wszędzie.        50

To tak muzy dnia tego wdzięcznie winszowały,
To z twego urodzenia tak się radowały.
Tak piękność wysławiały słodziuchnemi słowy,
A ja, bym wszytko słyszał, nakładałem głowy.
Cichuchno było zatym, a mnie miłość piecze,        55
Czekam, jeśli też ku mnie która z nich co rzecze.
Potym do mnie taką rzecz spólnie uczyniły;
Dzień też w ten czas nadchodził, a gwiazdy się kryły.

Już miesiąc swoje rogi puszcza za obłoki,
Już odprawił tej nocy wszytki swoje skoki,        60
Już się gwiazdy przededniem barzo umykają,
A po jednej nieznacznie zdaleka znikają.
Dzień znaczy piękna zorza, słońce już wnet wznidzie,
Które tam do twych okien dosyć jaśnie przydzie:
Ale ty, nie czekając ognistego słońca,        65
Wstań a posłuchaj nas, co-ć powiemy do końca.

Piękna była Medea, Jazonowa żona,
Także, jako słychamy, Aryadna ona,
Co z Tezeuszem w okręt wsiadła budowany,
I w gładkości też Ero nie miała przygany:        70

Do niej Leander płynąc przez głębokie morze
Zginął, gdy światło zgasło tam u niej w komorze.
O Helenie to wiemy, była burda dwoja:
Znał to mężny Tezeusz i bogata Troja.
Uniósł ją był Tezeusz tylko dla gładkości,        75
Lecz ją zaś musiał wrócić nie bez swej lekkości.
A potym zasię Parys, i ten jej przypłacił
Gardłem swym i ojcowskim, i ojczyznę stracił.
Wenus zasię, ta wszytki zgoła celowała
Gładkością i urodę przed inszemi miała.        80
Tę sobie upodobał Jowisz, on bóg z nieba,
Dla tej co Mars ucierpiał, mówić nie potrzeba.
Bez pochyby każda z tych osobliwa była,
Lecz słuchaj, jaka się dziś panna urodziła.
Taka zgoła, iżeby wszytki sztychowała,        85
By je była pod on czas na świecie zastała,
Co na swoję urodę nazbyt więc kazały,
Nie wątpię, żeby były skromniej wżdy stąpały.

Marsie, jeśli masz rozum, z nieba wysokiego
Zstąp trochę a na patrz się człowieka wdzięcznego.        90
Za złe-ć Wenus nie będzie (możesz wierzyć) miała,
Bo jej gładkość, urodę już sama przyznała.
Ale się sam ostrzegaj, by twe krwawe zbroje,
Gdy się na nie zapatrzą pilno oczy twoje,
Z ręku twych nie wypadły wnet zaraz szkaradzie,        95
Chocia é ona nie myśli o złości, o zdradzie.
Lecz miłość dwie pochodni w oczu jej zapali,
Któremi boga wnetże kiedy chce podpali.
Nie pomogłyćby łuki, strzały i sajdaki,
Karaceny i zbroje, żelazne szyszaki,        100
Bechtery i pancerze, i lśniące przyłbice:
Wywróci miłość wnetże każdego na nice.
Musiałby się w moc podać tak pięknej osobie,
Zuchwalstwo nie pomogło pewnieby nic tobie.
By była między trzema wtenczas czwarta stała,        105
Kiedy o jabłko był spór, pewnieby je miała.
We wszytkich członkach wdzięczność, mogę rzec, osobna,
Urodą tylko sama sobie jest podobna,

Bo takiej żadna insza nie ma, ani miała:
Próżnoby się i Juno na nas gniewać chciała.        110

Jupiter, jeśli z nieba tę to pannę widzisz,
Nie wątpię, że za zonę swoję się tak wstydzisz.
Patrz, jako ją nadobnie natura stworzyła,
Że wszytkę prawie gładkość przy niej zostawiła.
Włosy kiedy rozpuści, już promienie swoje        115
Słońce skryje, bo cudniejsze, panno, włosy twoje,
A chocia też głowę swą nimi więc otoczy,
Patrząc, jako jej cudnie, aż ostrzeją oczy.
Jako kształtowne k temu i wyniosłe czoło,
Zewsząd ona wdzięczności ma dosyć wokoło.        120
Gwiazdy nie są tak cudne, co więc świecą w nocy,
Jako jej te ogniste i przyjemne ocy.
Temi ona zwojuje męża nawiętszego,
Temi ona zwojuje człeka namędrszego.
Herkules i Achilles, i drudzy mężowie        125
Zacni, co świat borzyli, wielci hetmanowie
Musieliby hołdować tak pięknej osobie...
Bo co jeszcze drugiego ma ku swej ozdobie:
Nieprzyprawna rumianość gdy się ukazuje;
Przez jej wdzięczne jagody, kogoż nie zhołduje?        130
Jako lilią właśnie gdy różą przeplecie,
Taka jej twarz ucieszna i jedna na świecie.
Paznogieć u subtelnej też ręki rumiany
I nodze nie pomyślaj najdować przygany.
Piersi śniegu sromotę patrz jako zadają,        135
Nad śnieg bielszą daleko płeć na sobie mają.
Aby wszytko wyliczać i dniaby nie stało,
Tak jej dostatecznie jest we wszem piękne ciało.
Stateczna i przystojna powaga gdy chodzi,
Równie jako Dyana, że dziw oczu rodzi.        140
Chocia szatę kosztowną, choć grubą oblecze,
Wdzięczność za nią cichuchno tuż się wszędy wlecze;
W ubierzech rozmaitych nie każdej przystoi,
Lecz ta, w jakim jest kolwiek, za Wenusa stoi.
Inne tedy się suknią barzo ozdobiają,        145
A od tej zasię szaty ozdoby dostają.


Chocia stoi, choć siedzi i cokolwiek czyni,
Wdzięczność przy niej, jakoby skarb zamkniony w skrzyni.
Jeśli co pocznie mówić, wdzięczność wielka w mowie
I baczenia dostaje przy słowiech tej głowie.        150
Ta tego sama godna, by się jej kłaniali
Wszyscy, co się na cudnych kiedy ludziach znali;
Ta godna, aby szczęście w ręku swoich miała;
Ta godna, by fortuną zawżdy kierowała;
Tej by samej na wiosnę łąki kwitnąć miały;        155
Tej samej żąćby miano, kiedy kłos dostały;
Tej samej ku jesieni do gumna gromadzić;
O tej samej na zimę także pilno radzić;
Godna ona wiele breł złota węgierskiego,
Godna pereł indyjskich, srebra chędogiego;        160
Godna jest ścian jedwabiem kosztownie obitych,
Godna pałaców miedzią lśniącą też przykrytych,
I bez frasunku aby wszytko k myśli miała,
A kłopotu żadnego aby nie uznała.

Wstań rychlej, spać się w ten dzień bo długo nie godzi,        165
Wesele ze dniem zaraz dziś wielkie przychodzi.
Biała płeć i mężczyzna i ktokolwiek żywie,
Ale ty przed inszemi owszem osobliwie.
Pieśni wesołe wszyscy wesoło śpiewajcie,
I w świegotliwe struny też na lutni grajcie.        170
A nabożne kadzidła niechaj zapalają,
Wonne zioła co łąki arabskie nam dają...
Wieńców także potrzeba-ć wiele nagotować,
Któremi przydzie wdzięcznie tamże podarować
Boga domu onego, w którym się rodziła,        175
Trzeba będzie dla boga kwiatków wonnych siła.
Ty wstań, a my odejdziem tam ku jej komorze,
Noc już w ziemię wstąpiła, świecą dzienne zorze.
Ja wstanę, a komora wkoło zemną chodzi,
A rozum prawie znacznie odemnie odchodzi        180
Od ognia, który we mnie muzy rozpaliły,
Gdy o twoich przymiotach tak wiele, mówiły.
Poglądam to tam, to sam, stoję by w odmęcie,
Jestem w cięższym daleko niż w żelaznym pęcie.

Głowa barzo niewolna, serce rozpalone,        185
Członki insze już prawie napoły zmorzone.
Chcę przemówić, lecz język namniej nie chce służyć;
Nie dziw, gdy serce chore, trudno go więc użyć.

Położę się zaś potym; słońce dobrze weszło,
A mnie też już płomienia troszeczkę odeszło.        190
Pocznę sobie rozbierać te przymioty twoje,
Pocznę dopiero znowu wszytki myśli swoje
Obracać ku twym służbom, nakoniec swobodę
Tobie swoję już oddać; wżdy-ć kiedy pogodę
Taką mi Bóg da, iż ty wspomnisz jednak na mię,        195
Mając w ręku nie lada wiary mojej znamię.
Lecz wolność, przez której świat nie stoi za jaje,
Wolność lepsza nad złoto, ta dobrą myśl daje,
W tej, by siadł człek o chlebie a o zimnej wodzie,
Smakuje wszytko rado w nadobnej swobodzie.        200
Nastawiaj zaś półmisków, jakich chcesz, w niewoli,
Patrząc na nie, aż głowa człowieka zaboli.
W tej nic mię nie ucieszą ściany marmurowe,
Ani serca przydadzą i skrzynie fladrowe.
Coż chcesz więcej odemnie za znaku miłości,        205
Mojej wiary i statku, mojej uprzejmości?
Dałem wszytkę swobodę, dałem myśli swoje,
Dałem serce, nakoniec przednie skarby moje.
Bych miał i złote góry, mnieby wżdy ważyło
Więcej nad złoto, zdrowie każdemu z nas miło.        210
A gdym ci to już oddał, com miał nadroższego,
I doniósł z chęcią wielką do serca twojego,
Słuszniebyś na tę pomnieć mą powolność miała,
Której-eś już po części na oko doznała.

Ale cóż za głos znowu jakiś wdzięczny słyszę?        215
Ucha do drzwi nałożę, trochę się uciszę.
Wierę muzy, a ta ich k tobie mowa była,
Jedno nie wiem, jeśliś ty w ten czas ocuciła.

Piękna panno, której my równia nie najdujem,
Piękna panno, której to śmiele przypisujem,        220

Żeś swą piękną urodą wszytki celowała,
Co ich jedno ta ziemia kiedy przechowała.
Wstań! dziś dzień, któregoś się ty urodziła;
Rzecz niesłuszna, abyś weń myśli smętnej była.
A napierwej modlitwy odpraw swe w kościele,        225
Możesz krótko, wszak nie dba nie Bóg o słów wiele.
Sen z swoich oczu omyj, jedno żeby czystą
Z rzeki ciekącej wodą, k temu przeźrzoczystą.
Potym swe miłe włosy nadobnie zczosawszy,
(Bo nie przystoi chodzić tak się roztarchawszy)        230
Spleć, głowę nimi otocz kształtownie wokoło,
Wysmukni sobie potym twe wyniosłe czoło.
A szatę oblecz nową: inak się nie godzi,
Wesoły to dzień ma być, co się weń człek rodzi.
Wieniec piękny na głowę też przystoi włożyć,        235
Kadzidło na ołtarzu też masz dziś położyć
I z wosku świecę, aby dzień cały gorzała,
Niechajby tak do jutra na ołtarzu stała.
Stół dziś ma być obfity, siedzieć w nocy trzeba,
Nalewać wina szczodrze, aż się gwiazdy z nieba        240
Rozbieżą, i muzyki niechaj będzie dosyć,
Do tańca się dziś dziewki niech nie dadzą prosić.
Wdzięczna biesiada niechaj sny miękkie hamuje,
Wszak się zaś potym tego snadno powetuje.
Piękna panno, złej myśli dziś być się nie godzi,        245
Wesoły dzień to być ma, co się weń człek rodzi.

Odeszły muzy zatym: a miłość została
W sercu mym i już będzie w nim wiecznie mieszkała.

Koniec Snu.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autorów: Melchior Pudłowski, Teodor Wierzbowski.