Rymond/Akt II
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Rymond |
Rozdział | Akt II |
Pochodzenie | Dzieła Aleksandra Fredry tom VI |
Wydawca | Gebethner i Wolff |
Data wyd. | 1880 |
Druk | Wł. L. Anczyc i Spółka |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst Cały tom VI |
Indeks stron |
Zwycięztwo, zwycięztwo pogoni,
Zwycięztwo litewskiéj broni,
Zwycięztwo Bogowie nam dali,
Ofiary Krywejto zapali.
Zwycięztwo, zwycięztwo nam,
Bóstwa Litwy, chwała wam!
Ponura Marlana skrzydłami
Zmiatała najezdców setkami,
Pękały pancerze, szyszaki,
Pomostem zaległy Krzyżaki.
Zwycięztwo, zwycięztwo nam!
Bóstwa Litwy, chwała wam!
Prawnukom mogiła tam powie:
Tak bili, tak bili Ojcowie;
Najezdcom przestrogę uczyni,
Tak biją, tak biją Litwini.
Zwycięztwo, zwycięztwo nam,
Bóstwa Litwy, chwała wam!
Litwy synowie, Ojczyzny obrońce!
Miecz boży zgraje najezdców rozprasza,
Wolnych nas żegna zachodzące słońce,
Wolna już znowu, wolna ziemia nasza.
Złóżcie pancerze,
Złóżcie broń zwycięzką,
Ręczą za pokój krzyżowi rycerze
Krwawą swoją klęską.
(do Kriwejty) A ty, mój Ojcze przystąp do ołtarzy,
Niech święty ogień Bogom się rozżarzy,
Złożymy modły i ziół czystych wonie
Przy odwiecznym tronie.
Ni wonne zioła, ni pasieki zbiory,
Ni drób’ śnieżno-pióry
Możemy dziś składać w darze
Na święte ołtarze.
Perkuna krwawa opieka
Godniejszéj obiaty czeka.
Jeden z wodzów w jeńców gronie,
Którego los wskaże,
Jak stanął do wojny
Na koniu i zbrojny,
Świętym ogniem spłonie.
O zgrozo! kiedyż dojdziesz końca?
Kiedy zgaśnie światło słońca.
Ta cześć Niebu...
Święta, niewzruszona,
Ze światem poczęta,
Ze światem tylko skona.
Zwyczaj okrutny.
W pradziadów zwyczaju
Moc twoja, moc nasza i całego kraju.
Otóż właśnie jeńców prowadzą w te strony;
Niech jeden losem będzie oznaczony,
I niech jutro spłonie z pierwszym łyskiem słońca,
Jak wróg naszych Bogów i Krzyża obrońca.
Przebóg! co widzę! Witenes w ich rzędzie.
Odszczepieniec wiary, ten ofiarą będzie.
Pierwszy raz w życiu doznaję dziś trwogi,
Lecz wszystkom z tobą podzielić gotowy.
Zawiódł niestety, zawiódł mnie los srogi,
Szukałem śmierci, znalazłem okowy.
Wszechwładną ręką wskazują go Bogi,
Nie minie zemsta odszczepieńca głowy.
Księcia towarzysz i przyjaciel drogi
Dźwiga niewoli haniebne okowy.
Wkrótce wybierze i objawi los
Między jeńcami, Perkuna wrogami,
Który ma wstąpić na ofiarny stos.
Wybierze między Perkuna wrogami,
Który ma wstąpić na ofiarny stos.
Zmiłuj się Boże, zmiłuj się nad nami,
Daj nam znieść siły ten okropny los.
Choćbym miał walczyć z samemi Bogami,
Zwrócę od ciebie ten morderczy cios.
Może się dowié i powié ze łzami,
Kochając wstąpił na ofiarny stos.
Nie, nigdy serce moje nie dozwoli,
Aby syn Litwy w jeńców stawał rzędzie.
Nie walczył z nami i nie jest w niewoli,
Zdejmcie okowy, niechaj wolny będzie.
Wstrzymaj się Panie w zuchwałym zapędzie
I czekaj kornie znaku boskiéj woli.
Zdejmcie okowy.
Ach dla mojéj doli
O Książe drogi niech sporu nie będzie.
Nie, nigdy serce moje nie dozwoli,
Wolny, wolny będzie.
Czekaj cierpliwie znaku boskiéj woli,
Może wolny będzie.
O nie chciéj zmieniać mojéj smutnéj doli,
Śmierć jéj końcem będzie.
Wiedźcie do miasta wszystkich jeńców razem,
Witena zaś pod Trójnata rozkazem
W zamkowe mury odprowadzą straże,
Uczynić co każę!
Twój Książe, Ojcze, pogromca tych wrogów,
Co w dzisiejszéj dobie
Nieśli zniszczenie w ten przybytek Bogów,
Grozili hańbą Ojczyznie i tobie,
Nie rozkazuje, ale błaga ciebie
Użycz pomocy w tej ciężkiéj potrzebie.
Twoją powagą osłoń przyjaciela,
Niechaj z drugiemi losu nie podziela.
Miejmy nadzieję, los go może minie.
A jeśli sięgnie, jeśli Witen zginie
Na zgrozę świata i moje zhańbienie?
Wyroku Bogów, nie mogę, nie zmienię.
Skarbami memi z tobą się podzielę...
Weź wszystkie... słuchaj...
Słuchałem za wiele.
A niech zatém na twą głowę
Przyszłych nieszczęść spadnie brzemię,
Bo pierwéj tę dąbrowę,
Tę z trupów zbitą ziemię,
To zbrodni dzikie pole
Krwią całe zaleję,
Nim losu koleje
Wam zwierzyć dozwolę.
(Chce odejść.)
Stój zuchwały.
W téj dąbrowie świętym szumie
Stu pokoleń żyje cień,
Serce tylko słyszeć umie
Głos co wieki wlały weń.
Głos poległych z ręki wrogów
Za swą wiarę, za swój kraj.
Głos potężny Litwy Bogów
Przez ten święty woła gaj:
Szanuj synu, szanuj słowo,
Co w kolebce z matki mową
Owionęło twoję skroń.
Szanuj słowo gdzie treść stara,
W niém zalega ludów wiara,
Wiara ludów święta broń.
Uderz synu korném czołem,
Zwróć się Litwie, jeszcze czas,
Tron, korona, są popiołem,
Wieczny ogień tylko w nas.
Krzyżaki! Krzyżaki! biada nam biada!
Nie ma tu mojéj matki?
Gdzież moja dziecina?
Nieszczęsna godzina!
Cicho! cicho dziatki,
To nasza, nasza gromada
Wraca zdobyczą okryta.
Patrzcie — zdaleka nas wita.
Nasza! to nasza gromada.
Witajcie waleczne męże!
Witajcie w rodzinném kole.
Złóżcie zbroje i oręże,
Wieńce otrą znój na czole;
Wieńce z kwiatów uplecione,
Za zwycięstwo, za obronę.
Ach nie wieńce uplecione
Za zwycięztwo, za obronę,
Ale radość żony, matki,
Uśmiech dzieci, widok chatki
Dla strudzonych jest ochłodą,
Dla zwycięzców jest nagrodą.
Łado, piękna Łado,
Miłości ty Pani,
Bądź nam dziś radą
A zniesiem ci w dani:
Kwiatów zawoje,
Ziół wonie czyste,
Miody złociste
I mléka zdroje,
Łado piękna Lado,
Bądź nam dziś radą.
Cicho!
Cicho!
Hela, Hela!
Hela!
Twarz groźna.
Oko ogniem strzela.
Co Hela powié,
Niech słowo po słowie
Na serca wam spada,
Ale biada, biada!
Biada!
Dzisiaj jeńców dwieście
Czeka nocy w mieście,
Jutro pod żelazem
Wszyscy padną razem.
Razem.
Ciała ogniem spłoną,
Wichry w popiół wioną.
Wieść Krzyżackich strat
Poniosą w świat.
Świat!
Ależ objaty co się Bogom chowa,
Gdyby uszła jedna głowa...
Słońce zgaśnie, grom zaświeci,
Wichry świsną, góry prysną,
A z czarnych nor
Wściekły na was padnie mór.
Mór!
Co Hela powiada
Pamiętajcie — albo biada.
Biada! (Hela odchodzi.)
Teraz daléj, wszyscy żwawo,
Daléj żwawo w lewo w prawo
Ze wsi do wsi — z lasu w las,
Zrobim miastu długi pas.
Pas do kółka
Jak ze sieci,
Że jaskółka
Nie przeleci.
Kogo zoczysz
W bok się skłoń,
A jak zboczysz
Klaśnij w dłoń.
To znak będzie
Wszystkim nam,
Aby w pędzie
Biegnąć tam,
Tam gdzie znak.
Tak, tak, tak,
Tam gdzie znak.
Jak cień błądzę jak głaz staję,
To się chwalę to się łaję,
Nie wiem co się ze mną dzieje,
I chcę śmierci i truchleję.
Nieba jasne, ziemię w kwiecie
Odbijają czyste zdroje...
W mojém sercu, w moim świecie
Tylko smutek, niepokoje.
Śmiercią dla mnie jego zmiana,
Bo za miłość wzgardę rzucił;
Lecz niech będę zapomniana,
Byle z tarczą z boju wrócił.
Święty Boże! Boże mocny,
Święty a nieśmiertelny
Zmiłuj się nad nami.
Witen tu jest. Witen żyje!
O mój dobry Boże,
Radość zabić może...
Radość mnie zabije.
(Ocierając łzy.) Ja się śmieję, ja nie płaczę,
Wkrótce go zobaczę.
On do mnie powróci,
Ramieniem obrzuci,
Do serca przyciśnie,
Łza w oku zabłyśnie.
Czysta, droga łza,
Bo i szczęście łezkę ma. (Odchodzi.)
Mogęż być pewny, że los dobrze padnie?
Kula Witena pozostanie na dnie.
Krywejto przyrzekł, lecz skarby po bracie...
Wszystkie mieć będzie... powtórz mu Trójnacie.
Na tych kulach równéj miary
Nazwiska Wodzów wyryte,
Z kogo Bogi chcą ofiary
Los objawi sądy skryte.
Na tych kulach równéj miary
Nazwiska Wodzów wyryte,
Lecz nie wskaże los ofiary,
Los powiodą środki skryte.
W tych wyrokach nie mam wiary,
Nazwiska nasze wyryte,
Lecz nie wskaże los ofiary,
Los powiodą środki skryte.
Chrześciańskich wodzów nazwiska,
Dziś dziękczynne nasze dary
Na dno tajemniczéj czary
Ręka moja Bogom ciska.
Konrad de Turvill.
Raz!
Otto de Stemheim.
Dwa!
Witenes.
Trzy!
Z trzech oznaczy los,
Kogo czeka stos.
Uderzcie, uderzcie czołem
Wielkim Bogom na podziękę;
Święty ogień w siebie wziąłem,
On powiedzie moją rękę.
Bogom Litwy...
Cześć!
Braciom naszym...
Mir!
Wybranemu...
Śmierć!
Już, już wyrzekł los
Kogo czeka stos.
Sam nie wiem czemu truchleję,
Serce stygnie i goreje.
Jestem skutku zapewniony,
Jednak nie śmiem tknąć zasłony.
Nie wiem co się ze mną dzieje,
Serce stygnie i goreje,
Na sam widok téj zasłony
Zemsty pragnę nie obrony.
Znikły wszelkie nadzieje,
Z trwogi blednie i truchleje,
Już nie znajdzie dlań obrony,
Nie śmie nawet tknąć zasłony.
Cicho, Cicho! Książe czyta,
Czyjaż nazwa tam wyryta.
Witenes!
Witenes!
Zdrada
Piekielna, piekielna zdrada,
Ale biada, biada wam.
Bluźni, bluźni, biada nam.
Bluźni, bluźni, biada nam.
Waszych zbrodni nie ma miary
I nie będzie waszéj męki,
Nie ujdziecie srogiéj kary,
Kary z własnéj mojéj ręki.
O mój Książe zmień zamiary,
Nie powiększaj mojéj męki,
Wojny z braćmi, strasznéj kary
Nie wypuszczaj z twojéj ręki.
Za głos nieba, wzywa kary,
Kary pełnéj srogiéj męki
W imię Bogów, świętéj wiary,
Weźcie oręż z jego ręki.
O mój Książe! o mój Panie!
Błagam cię krwawemi łzami,
Zlituj się, zlituj nad nami;
Wstrzymaj wyrok twym rozkazem.
Witenes wolnym zostanie
Albo ja z nim zginę razem.
Jedno serce dał nam Bóg.
Kochasz, robisz mi wyznanie,
Wrzące twéj miłości łzami,
Błagasz litości nad wami
Niepomna, że tym wyrazem
Moje serce lodem stanie
I że zemsta musi razem
Niewdzięczności spłacić dług.
Próżne Zofjo twe błaganie
Ujęty twojemi łzami,
Choćby litość miał nad nami
Nic nie zdoła swym rozkazem.
Jedną pociechą się stanie,
Że oboje zginiem razem.
Wiernych sobie przyjmie Bóg.
Niespodziane to wyznanie
Zazdrością go złączy z nami,
Serce pogodzi z Bogami
Świętokradzkim już rozkazem
Woli Nieba wbrew nie stanie.
A z Ofiarą spłonie razem
Naszéj wiary straszny wróg.
Zdrajco kochałeś tajemnie?!
W całéj mojéj duszy sile.
Jesteś kochany wzajemnie?!
Bóg dozwolił szczęścia tyle.
To jest właśnie twoją zbrodnią,
Wyrok na się dałeś sam.
Palcie ofiarną pochodnię,
Oddaję go Bogi wam.
Ach za serca idź przewodnią,
Jego dobroć, cnotę znam.
Nie kaź duszy straszną zbrodnią,
Ja ci życie, rękę dam.
To zostanie twoją zbrodnią,
Wyrok na się dałeś sam.
Palcie ofiarną pochodnią,
Nie zniweczysz szczęścia nam.
Poznał, poznał swoją zbrodnię,
Walczyć z Niebem nie chce sam.
Jutro zapalim pochodnię
Na Ofiarę Bogi wam.