Rycerze (Arystofanes, tłum. Konarski, 1881)/całość

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Arystofanes
Tytuł Rycerze
Podtytuł Komedya
Wydawca Wyd. Dzieł Tanich A. Wiślickiego
Data wyd. 1881
Druk Drukarnia Przeglądu Tygodniowego
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Franciszek Konarski
Tytuł orygin. Ἱππεῖς
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron
Artykuł w Wikipedii Artykuł w Wikipedii
ARYSTOFANES.

RYCERZE.
KOMEDYA.
Z oryginału wierszem przełożył, wstępem i objaśnieniami
opatrzył
Franciszek Konarski.
WARSZAWA
Wydawnictwo Dzieł Tanich A. Wiślickiego.

1881.
Дозволено Цензурою.
Варшава, 1 Апрѣля 1881 года.
w Drukarni Przeg. Tygodniowego, ulica Czysta № 2.






Komedya greckiego poety, którą niniejszem w polskim podajemy, przekładzie, jest komedyą polityczną, w całem znaczeniu tego wyrazu. Osoby w niej występujące, nie są to typy urodzone w głowie autora, lecz indywidualności wprost z teatru życia na deski sceny ateńskiej przeniesione z taką intuicyą, z tak naturalnem rozwinięciem konsekwencyi ich charakterów, że widz ówczesny nie mógł w nich żadną miarą nie poznać przywódzców polityki swojej. Treść sztuki, to zbiór alluzyj i przycinków do istniejących stosunków Aten, tendecya jej, to niejako program polityczny całego stronnictwa obywateli, wypowiedziany jambami poety. Przy takim zatem ustroju naszej komedyi, ze względu na treść jej i dążność związaną tak ściśle z biegiem współczesnych wypadków, niezbędną wydaje nam się rzeczą, choćby kilku słowy, naszkicować stan polityczny ówczesnych Aten.
Sztuka ta uwieńczona nagrodą, przedstawiona była na scenie ateńskiej w czasie poświęconej Dyonyzosowi uroczystości Lenajów, w lutym r. 424 przed Chr., za rządów archonta Straloklesa. Odpowiada ona treścią wypadkom mniej więcej, od roku 429 prz. Chr. aż do chwili przedstawienia ubiegłym, a zatem przebieg tychże i bliższe zaznajomienie się z tem pięcioleciem zajmie nas teraz.
W roku 429 przed Chr. dotknął ateńczyków jeden z najboleśniejszych może ciosów, jakich oni w czasach wojny peloponeskiej (r. 431—404) doznali, cios, którego zgubne skutki zbyt prędko okazać się miały, a ciosem tym była śmierć Peryklesa. Genialny ten wódz i mąż stanu, kierownik i doradzca ludu, uległ w tym roku zarazie, wydarty z łona przyjaciół i współobywateli, — a ze śmiercią jego ustała niejako opieka, której potrzebował wiecznie młody i lekkomyślny lud ateński. Trzy lata przed jego zgonem, wrzały już o życie lub śmierć krwawe zapasy ze Spartą, trzy lata udawało się Peryklesowi z największem zaparciem siebie, powstrzymywać lud zapalony chwilowemi powodzeniami od wypraw nie mających wydać owoców, od wybryków lekkomyślności i buty. Ateński mąż stanu poznał, jak potężną bronią w ręku ziomków jego jest flota, poznał nadto, że tylko wytrwałem a bacznem dążeniem do zatrzymania ówczesnych posiadłości Aten, może ojczyznę utrzymać przy dawnej potędze, dla tego też roztropny nie łaknie nowych zdobyczy, wzmacnia flotę, a mimo szemrań sangwinicznego ludu i obelg wrogów swoich, nie puszcza się na niepewne wyprawy. Teraz następuje zwrot polityki. Nie łatwo można było znaleźć męża, któryby godnie objął ster po Peryklesie, któryby równie genialnie i ostrożnie nawą Aten pokierować zdołał, wśród raf wewnętrznych zatargów i piętrzących się bałwanów walki zewnętrznej.
Występuje Eukrates, kupczący lnem i zgrzebiami, właściciel młyna, a zwany przez komedyopisarzy „Dzikiem” lub „Niedźwiedziem” z gminy Melite. Był to człowiek prostaczy i niedołężny, a wystąpił na widownię publiczną jakby po to tylko, aby zniknąwszy z niej wkrótce bez śladu, złożyć świadectwo swej nieudolności i ludowi przypomnieć, że męża, którego mu wydarła śmierć nieubłagana, nikt już godnie zastąpić nie zdoła. Zdolniejszy o wiele od Eukratesa Lizykles, handlarz owiec i bydła, nie długo cieszył się swym wpływem na bieg spraw państwa; już w rok po śmierci Peryklesa zginął na wyprawie w Karyi.
Postępowanie następców Peryklesa stanowi z działalnością jego przeciwieństwo jak najżywsze. On umiał wyższością umysłu, siłą woli i nieskazitelnością charakteru utrzymać w karbach niesforny lud ateński, on jeden mógł mu bolesną i gorzką prawdę bez trwogi w oczy rzucić, a choć lud ten rozjątrzony i dotknięty w owej dumie, opierał się a nawet go oskarżał i na kary skazywał, czynił to jakby dla tego tylko, aby wkrótce z tem większą uległością i uwielbieniem przed nim się korzyć i oddać się jego rozkazom. Pozornie lud rządził sam, lecz istotna władza była w ręku Peryklesa; nie był on tyranem, lecz prawym synem Aten i patryotą, który widząc, że lekkomyślność młodszej braci matkę o stratę ojcowizny przyprawić może, sam się jej zajął opieką. Jakże odmienny obraz w obecnej widzimy chwili! Arystydesowa prawość Peryklesa, bohaterskie się jego zaparcie — znikły, aby nigdy nie wrócić, a w miejscu ich rozwielmożniają się brudna chciwość i podła prywata. Teraźniejsi przywódcy ludu, stojąc od Perykiesa o tyle niżej, o ile niżej miernota od geniuszu stoi, muszą, chcąc się utrzymać przy władzy, sięgnąć po środki niegodziwe, muszą, chcąc ująć lud sobie, dogadzać jego dziecinnym zachciankom, lub palić mu kadzidła pochlebstwa.
Najwybitniejszą, z osobistości, które się w tym czasie potęgi znaczenia dobiły, postacią, która nam najdosadniej charakteryzuje czasy demagogii i dążenia demokracyi ateńskiej, jest bezwątpienia właściciel garbarni i handlarz skóry — Kleon, syn Kleajneta. Jeszcze za życia Peryklesa spotykamy imię tego przyszłego demagoga na kartach historyi Aten. W połączeniu z Dyopejtesem oskarżył on filozofa Anaksagorasa, jednego z najszczerszych przyjaciół Peryklesa, o bezbożność i stał się tym sposobem powodem ucieczki Anaksagorasa z Aten. Z wybuchem wojny peloponeskiej, nabiera imię Kleona większego rozgłosu. Perykles, jak wiemy, wierny raz obmyślonemu planowi, unikał najbardziej działania zaczepnego w obec nieprzyjaciół i starał się wszelkiemi sposobami powstrzymać od niego niecierpliwych i żądzą walki rozpłomienionych ziomków. Liczba niezadowolonych była z tego powodu wielka, a na ich czele stanął Kleon. Oczekiwał on tylko sposobności, aby się rzucić na Peryklesa, a ta nadarzyła mu się wkrótce. Perykles przedsięwziął wyprawę morską, która jednak w skutek ogólnego zniechęcenia i apatyi, z przyczyny zarazy spełzła na niczem; nie omieszkali skorzystać z tego polityczni jego nieprzyjaciele, a między nimi Kleon, wytoczyli mu proces i kazali znaczną sumą wynagrodzić koszta nieudałej wyprawy. Wkrótce atoli poczucie sprawiedliwości wzięło u ludu górę nad niechęcią, karę zniesiono a przeciwnicy i oskarżyciele Peryklesa zawstydzeni, zamilknąć musieli. Kleon znika na czas jakiś z areny politycznej Aten i dopiero w dwa lata po śmierci Peryklesa, r. 427 prz. Chr., widzimy go na widowni publicznej napowrót. Sprawa szła wtedy o wyspę Lesbos.
Mieszkańcy sprzymierzonej z Ateńczykami wyspy Lesbos, postanowili w r. 428 przejść do obozu wrogiego Atenom, do Sparty; jedyne tylko miasto Metymna pozostało wierne dawnym zobowiązaniom w obec Aten. Spartanie przyjęli Lesbijczyków z otwartemi rękami; wszelki nabytek w siłach wojennych był dla nich nader pożądany, a zwłaszcza, gdy tym nabytkiem była tak kwitnąca i potężna wyspa jak Lesbos: obiecali natychmiast wysłać flotę posiłkową nowym sprzymierzeńcom, aby im dopomódz w odstępstwie od Aten, a sobie zapewnić posiadanie wyspy. Lecz nadaremnie oczekiwali Lesbijczycy dnia każdego przybycia Spartan, napróżno wyglądali długo na zachód i południe, czy nie ujrzą zdaleka żagla spartańskiego, zwiastującego im chwilę ocalenia. Lakedejmończycy nie przybywali; dowódca wysłanej przez nich floty nie zbliżał się do wyspy z obawy przed Ateńczykami, — a w roku 427 leżało już upokorzone miasto Mitylene, tak się zwała stolica wyspy, u stóp zwycięzkiego wodza Aten, Pachesa. Wódz ten, zająwszy miasto, schwycił tysiąc przywódców buntu a członków najznakomitszych rodzin lesbijskich i odesłał ich do swojej ojczyzny, oddając ziomkom rozstrzygnięcie ich losu. W Atenach zwołano Zgromadzenie ludowe. Kleon występuje teraz, a zabierając pierwszy głos w tej sprawie, radzi ludowi, zapalonemu żądzą zemsty i upojonemu zwycięztwem, aby wydał wyrok, na podstawie którego nie tylko owych tysiąc Mityleńczyków znajdujących się w Menach, ale cała ludność męzka wyspy, wyjąwszy; miasto Metymna, miała być śmiercią ukarana, a kobiety w niewolę sprzedane. Mimo upominania rozważniejszych obywateli, mimo zaklęć obecnych wówczas w Atenach posłów z Lesbos, nie wahał się lud przyjąć tego wniosku Kleona. Wprowadzając uchwałę w życie wysłano natychmiast na morze okręt, który miał zawieść Pachesowi rozkaz spełnienia tego okrutnego wyroku. Wkrótce atoli, bo już w godzin kilka, nastąpiło opamiętanie i skrucha. Wrodzone Ateńczykom poczucie sprawiedliwości, szlachetność wrodzona, wykazywała jawnie, jak nieludzkim, barbarzyńskim byłby krok podobny; dla tego też chętnie spieszył każdy, gdy na drugi dzień znowu Zgromadzenie zwołano, aby sprawę lesbijską raz jeszcze wziąć pod rozwagę. Kleon występuje powtórnie i w mowie, której myśl przewodnią przekazał nam Tukidydes, dziejopisarz ówczesnych Aten, twierdzi bez ogródek, że wyrok na Lesbijczyków wydany jest sprawiedliwym a nawet niezbędnym, gdyż Ateny swych sprzymierzeńców jedynie ciężkim łańcuchem tyranii do siebie przykuć mogą i że jedynie bezwzględność i surowość bezlitośna w karbach posłuszeństwa i wierności utrzymać ich zdoła. Przeciw uchwale ludu z dnia poprzedniego i przeciw wnioskowi Kleona przemawiał Dyodotos a przy znajomem nam już usposobieniu ludu, nie trudne miał on zadanie. Wniosek Kleona upadł, wyrok wydany zniesiono. Natychmiast wysłano do Lesbos drugi statek, który przy sprzyjającej pogodzie i usilności hojnie przez posłów lesbijskich obdarzonych majtków, wczas jeszcze do celu podróży przybył, aby zbuntowanych sprzymierzeńców od śmierci, a Ateńczyków od hańby krwawego czynu ocalić.
Niepowodzenie doznane w sprawie wyspy Lesbos nie zraziło bynajmniej Kleona; owszem, z niezłamaną energią i siłą woli dąży on naprzód, a występując zawsze i wszędzie jako opiekun biednego tłumu, ujmując go sobie gwałtowną i przekonywającą wymową, dochodzi do coraz większego znaczenia i wpływu.
Przypatrzmy się teraz na chwilę wewnętrznym stosunkom państwa, poznajmy mężów, którzy w tym czasie obok Kleona na widownię występują i kierunków przeciwnych jego dążnościom są reprezentantami. W obozie przeciwnym, w stronnictwie arystokratycznem, najwięcej bezsprzecznie znaczenia posiadał bogaty Nikias, dzierżawca kopalni srebra w Laurion i niezliczonych właściciel majętności. Mąż ten jest typową postacią arystokraty konserwatysty: pobożny do przesady i zabobonności, radzi się co chwila bogów, którym codziennie własnoręcznie składał ofiary, nie przedsiębierze żadnego ważniejszego kroku bez zasiągnięcia rady u swego nadwornego wróżbity, bez zapytania wieszczb i wyroczni. Ludu i demokracyi obawia się on nad wszystko i nie chcąc ściągnąć na siebie zarzutu obojętności dla spraw ojczyzny, przesiaduje całemi dniami w miejscu obrad strategów, a nawet w domu swoim nie przyjmuje żadnych odwiedzin, będąc wrzekomo ciągle zajęty przemyśliwaniem nad dobrem ojczyzny. Obdarzony znakomitemi zdolnościami wojskowemi i dyplomatycznemi, jak tego chlubne złożył dowody na wyprawie sycylijskiej i zawarciem pokoju imię jego noszącego; nie miał przecież na tyle odwagi cywilnej, aby jawnie, słowem i czynem stanąć wobec Kleona w obronie swoich przekonań; musiał przeto przez bierność swą ustąpić czynnemu demagogowi. Ostrożność i trwożliwość posunięta do ostatecznych granic, brak energii i decyzyi, oto główne wady Nikiasa, które mu mimo nieskazitelnego i prawego charakteru, niepozwoliły nigdy zająć prawdziwie wybitnego stanowiska w państwie i stanowczego wpływu na bieg spraw jego wywierać.
Drugim nie współzawodnikiem Kleona, lecz mężem, który brał żywy udział w wypadkach rozwijających się w tym czasie i którego imię jest ściśle związane z historyą wojny peloponeskiej — był Demostenes, syn Alkistenesa. Charakter jego był wprost przeciwny usposobieniu Nikiasa. Nie wierzył w bogów i kpił sobie z wiary w nich, a całą wiarę i umiejętność pokładał jedynie w mieczu swym, który go tez prawie nigdy nie zawodził. Nie było zaiste wyprawy awanturniczej, nie było niebezpiecznego przedsięwzięcia, któregoby on się z zapałem nie podjął, — rzecby można pokoju a zimnej rozwagi i zastanowienia na równi nie cierpiąc. W r. 426 prz. Chr., przedsięwziął on, namówiony i wsparty przez mieszkańców miasta Naupaktos, wyprawę do Etolii, sądząc, że łatwo podbije ten kraj ze Spartą sprzymierzony; lecz zawiódł się niestety, gdyż w wąwozach etolskich poniósł tak dotkliwą klęskę, że cofnąwszy się ku Naupaktos, obawiał się do ojczyzny powracać. Wkrótce atoli zdołał się zemścić za doznaną przegranę, a odniósłszy pod Olpaj świetne zwycięztwo nad wojskiem ambracko peloponeskiem, nowe pozyskał wawrzyny. Z trzystu zdobytemi na wrogu zbrojami, które mu jako zwycięzkiemu dowódcy ofiarowano, powrócił do przejednanych tem Aten. Do spraw i zatargów politycznych w ojczyźnie nie mieszał się wcale, gdyż najpierw przeciwnicy jego mogli użyć w każdym razie klęski etolskiej jako skutecznej przeciwko niemu broni, a powtóre nie miał on do tego ani chęci, ani zdolności, gdyż dla niego pole walki i zapasów z wrogiem było jedynem polem popisu. Tak więc, gdy Perykles śmiercią swoją osierocił Ateny, gdy Nikias nie chciał, Demostenes nie mógł, Alkibiades zaś za młody był jeszcze, aby się mieszać w rząd spraw ojczystych, wszystkie okoliczności składały się przyjaźnie na to, aby Kleonowi utorować drogę do sławy, znaczenia i zaszczytów.
Wypadki z r. 425 prz. Chr. postawiły Kleona na szczycie potęgi. W lecie tego roku przypada jego wyprawa do Pylos, a skutek jej nadspodziewanie pomyślny, wszystkich jego nieprzyjaciół zmusił do milczenia, wielbicieli zaś szeregi nieskończenie powiększył. Kilka słów o tej wyprawie.
Na wiosnę r. 425 udało się Demostenesowi zająć z bardzo małą siłą Pylos, miejscowość leżącą na zachodzie Messenii. Spartanie usiłowali go ztarotąd wyprzeć, lecz Demostenes bronił się dzielnie, a gdy wkrótce posiłki nadeszły, otoczyli Ateńczycy na wysepce Sfakterya obok Pylos leżącej, czterystu dwudziesta Spartan, tak że ujść im ztamtąd było niepodobieństwem. Gdy wszelkie ich usiłowania wyswobodzenia się spełzły na ciczem, wysłano ze Sparty poselstwo do Aten z prośbą o pokój i wypuszczenie otoczonych. Lud jednak poduszczony przez Kleona zażądał w warunkach takich ustępstw od Sparty, że poselstwo wróciło nic nie zdziaławszy. Walka rozpoczęła się na nowo, lecz oblężenie przedłużało się w nieskończoność, a zima zagrażała. Niechęć wszystkich zwraca się teraz przeciwko Kleonowi, on jednak wymawia się od winy składając wszystko na niedołężność wodzów z pod Pylos i twierdząc, że gdyby tam sam sprawami pokierował, w kilkunastu dniach ujrzanoby oblężonych Spartan wśród murów miasta. Nie spodziewał się zaiste Kleon, że słowa nierozważnie i w zapale wypowiedziane, donośny wywołują skutek, — wpadł we własne sidła. Przyjaciele i nieprzyjaciele napierają nań teraz, aby czynem stwierdził, że powyższe zdanie nie jest tylko czczą przechwałką, jedni i drudzy nalegają, aby objął dowództwo i odpłynął do Pylos; zwolennicy jego czynią to w tem przekonaniu, że zdobędzie przez to nowe wawrzyny, wrogowie zaś nie mniej byli pewni, że o brzeg Sfakteryi strzaska się łódź powodzenia Kleona. Chcąc nie chcąc uległ Kleon; wyrusza na południe, lecz żąda, znając energią i zdolności strategiczne Demostenesa, aby go zamianowano współdowódcą wyprawy. Życzeniu temu uczyniono chętnie zadość. Los sprzyjał Kleonowi. Wkrótce udało się Ateńczykom zajęć oblężoną wyspę, dzięki nieustraszonej odwadze Demostenesa i pomocy Messeńczykow. Kleon dotrzymał słowa; po upływie dwudziestu zaledwie dni, zawinął do Pireju okręt wiozący stu dwudziestu najznakomitszych Spartan, jeńców ze Sfakteryi. Oznaki wdzięczności i uwielbienia ludu dla Kleona nie miały końca, na pamiątkę wyprawy tej wystawiono pomnik bogini zwycięztwa Nike, na Akropoli ateńskiej, Kleona samego zaszczycono ofiarowaniem jedzenia w Prytanejon na koszt państwa i proedryą t. j. pierwszem, poczesnem miejscem w teatrze i w czasie wszelkich uroczystości. O ile wzrosły znaczenie i wpływ naszego demagoga, o tyle stracił na powadze Nikias, który przed wyprawą Kleona do Pylos, zrzekł się był dowództwa na korzyść jego, a przez to największemu swemu przeciwnikowi, wawrzynami sławy sam skroń uwieńczył. Upadł on a z nim upadło stronnictwo pokojowe tak dalece, że Spartanie po klęsce na Sfakteryi doznanej, po trzykroć do Aten posłów z prośbą o pokój wysyłali, a ci po trzykroć żadnych rokowań do skutku doprowadzić nie mogli.

∗             ∗

Poznaliśmy w ten sposób w głównych zarysach, w konturze naszkicowaną działalność publiczną w przebiegu bliżej nas obchodzącego pięciolecia, trzech mężów: Kleona, Nikiasa i Demostenesa, mężów, którzy w naszej komedyi, a zwłaszcza pierwszy z nich, główną odgrywają rolę; poznaliśmy teren, na którym oni występowali i stosunki, w których się czynność ich rozwijała, — przypatrzmy się teraz pokrótce, jak nam ich Arystofanes w swoim utworze przedstawia i poznajmy nadto stosunek, w jakim pozostawał autor sam do Kleona.
Arystofanes był zwolennikiem pokoju i polityki umiarkowanej. Zdanie to wystarcza, jak sądzimy, aby we właściwem świetle przedstawić stosunek poety do dążności i zachcianek ludu i w ogóle jego przyprzywódców; autor nasz przeczuł, że żądna wojny, namiętna i zaborów łaknąca polityka Kleona, musi mimo chwilowych zwycięztw i powodzeń przyprawić w przyszłości ojczyznę o bolesne ciosy, musi na nią klęski sprowadzić, i on, który Peryklesa nawet za zbyt wojowniczego uważał, nie miałby Kleona z całej duszy nienawidzieć? Genialny komedyopisarz straszną miał broń w swoich rękach, broń szyderstwa i sarkazmu, nią więc postanowił upokorzyć wroga, nią go o zgubę przyprawić. To spowodowało napisanie Rycerzy. Nie mamy wcale zamiaru wdawać się w bliższą ocenę publicznej działalności Kleona i jego charakteru; trudne to zadanie a zdania uczonych podzielone w tym względzie, lecz to nam tylko nadmienić wypada, że nigdy i pod żadnym warunkiem nie powinniśmy identyfikować charakteru Kleona w komedyi, z Kleonem w życiu i polityce. Komedya, nie jest historyą, a komedyopisarz nie jest dziejopisem. Arystofanes postanowił dojść za pomocą Rycerzy nie do przedstawienia dziejowej prawdy, lecz do zmniejszenia wpływu Kleona na opinię publiczną, do zachwiania jego znaczenia, a dowcip i przesada miały mu wtem utorować drogę. Czyż mielibyśmy również idąc za Chmurami, inną komedyą naszego poety, Sokratesa, szlachetnego mistrza Platona, owego pierwszego męczennika nauki, uważać za oszusta i szalbierza, jakim go tam Arystofanes przedstawia, nie znając zasad przezeń głoszonych i stawiąc go na równi ze sofistami?
Kleon, występujący w komedyi naszej pod imieniem Niewolnika z Paflagonii, jest jako taki człowiekiem bez najmniejszej wartości moralnej, dbającym tylko o własny interes i zawsze na wszystko gotowym. Nie wzdryga się przed żadnemi środkami, które go tylko do celu doprowadzić mogą, a od przekupstwa aż do złodziejstwa zna wszystkie szczeble wiodące do podłości i zbrodni. Nikias i Demostenes, noszący w komedyi także ogólną nazwę Niewolników, nie mają i tu, podobnie jak w życiu publicznem, żadnego wobec Kleona znaczenia. Wszyscy trzej służą w domu zdziecinniałego starca Demosa t. j. ludu ateńskiego, a Paflagończyk-Kleon, który zupełnie panem owładnął, nie szczędzi im przy żadnej sposobności plag i razów. Niewolnik drugi t. j. Nikias zna sposoby uwolnienia się od gniotącej i nienawistnej przewagi przybłędy z Paflagonii, byłby w stanie podać środek do wydobycia się? tego matecznika kłopotów, lecz nuż licho zrządzi i Paflagończyk dowie się o tem! Ustępuje zatem zdając się na wolę bogów. Niewolnik pierwszy nie ma znowu chęci rozwagą i zastanowieniem dojść do upragnionego celu, nie myśli on sobie łamać głowy nad planami ocalenia, lecz czeka niecierpliwie chwili odwetu. Przy takim stanie rzeczy, należałoby na zawsze już postradać nadzieję lepszej przyszłości, gdyż Paflagończyk nie krępowany niczem, bez przeszkód dalej rządzić będzie; lecz poeta nie rozpacza jeszcze wspólnie z Nikiasem, nie trwoni bezczynnie czasu razem z Demostenesem, ale ogląda się za osobistością, któraby raz na zawsze upokorzyła i przydeptała znienawidzonego ciemięzcę. Będąc głębokim znawcą natury ludzkiej wiedział on, że człowieka podobnego jak Paflagończyk, w którego sercu podłość i występek tak bardzo się rozwielmożniły, nikt cnotliwy poprawić nie zdoła; wiedział, że jego własną tylko bronią pokonać będzie można, dla tego też wprowadza na scenę jako przeciwnika Kleona — Handlarza kiełbas, indywiduum łączące w sobie wszystko, co tylko u ludzi na pogardę zasługuje i piętno hańby na sobie dźwiga. Mąż ten wzrosły w najniższych warstwach ludu ateńskiego, był prawdziwie prototypem, meprzewyższonym wzorem, ideałem brudu i podłości. — Do osób występujących w komedyi, należy jeszcze Chór złożony z Rycerzy, od którego też utwór cały imię swe wiedzie. Nie należy myśleć jakoby Rycerzami tymi byli aktorowie tylko w ich roli występujący; Chór składał się z rzeczywistych Rycerzy t. j. członków niejako gwardyi miasta Aten, którzy podzielając polityczne przekonania Arystofanesa i wspólnie z nim Klaona nienawidząc, chętnie mu tę przysługę zrobili.
Niebawem rozpoczynają się zapasy między przeciwnikami, a Niewolnik pierwszy i Chór, przechylają się zaraz z samego początku stanowczo na stronę Kiełbaśnika, widząc w nim, jakby duchem proroczym, przyszłego zbawcę ojczyzny. Walka wre coraz zapalczywiej; Paflagończyk pobity na każdem polu języcznej szermierki, odwołuje się do widzów, do Rady pięciuset, a nawet do Demosa t. j. pana samego, lecz nadaremnie — musi uledz w końcu. Role ich mieniają się teraz; Kiełbaśuik odbiera od Paflagończyka insygnia jego godności, a on, gdy znać zbyt drażliwe jego nerwy tak dalece nie przeniosły tego bolesnego ciosu, że upadł zemdlony, musi przyszedłszy do siebie, zająć się rzemiosłem swego przeciwnika — roznosić po Atenach kiszki i kiełbasy. Każdy z dzisiejszych komedyopisarzy byłby bez wątpienia w niemałym kłopocie, coby mu teraz ze zacnym Kiełbaśnikiem robić wypadało; lecz Arystofanes nie krępowany więzami prawdopodobieństwa, wywinął się zręcznie z kolizyi, jak tego dowodzi ostatnia scena komedyi. W scenie tej widzimy ku niemałemu zdziwieniu, Demosa i Kiełbaśnika, zmienionych do niepoznania pod wpływem czarodziejskiej sztuki ostatniego. Dawny przeciwnik Paflagończyka stał się teraz ze zbrodniarza szlachetnym i ojczyznę miłującym patryotą; Demos zaś z głupkowatego i mrukliwego starca, energicznym, silnym i wspaniałym wojownikiem, synem Hellady, jakich ona miała podostatkiem za dni maratońskiej sławy. Tak więc celem komedyi całej było udowodnienie tego pewnika, że Kleon musi być znaczenia i wpływu pozbawiony, a gdy to nastąpi, zakwitnie, jakby za uderzeniem różczki czarodziejskiej, szczęście i chwała, na trwalszej ugruntowane podstawie.
Arystofanes, jak już wyżej wspomnieliśmy, otrzymał za niniejszą sztukę pierwszą nagrodę. Nie wiemy prawdziwie, co nam bardziej podziwiać wypada, czy nieustraszoną śmiałość poety, który tak jawnie wypowiada przekonania swoje, nie lękając się na szczycie sławy stojącego demagoga, a wypowiada jo mimo to, że on go już dwa lata przedtem za sztukę Babilończycy przed Radą pięciuset oskarżył, — czy też bezstronność i miłość piękna u ludu ateńskiego, który nie zważając na to, że uwielbiany przezeń Kleon jest tak ostro w komedyi tej sądzony, jedynie w imię tego piękna, przyznaje bez wahania autorowi palmę.

W końcu wypada nam jeszcze przypomnieć, że z górą już dwadzieścia trzy wieki minęły od czasów Arystofanesowych, że pojęcia nasze co do przyzwoitości już przez tę okoliczność tak bardzo różnić się muszą od pojęć helleńskiego świata, że zatem i w komedyi tej napotkamy nie mało wyrażeń dziś ucho nasze razić mogących. Chcąc być wierni oryginałowi, nie mogliśmy w przekładzie nie nazywać rzeczy po imieniu, musieliśmy nie raz dosadniejszych użyć wyrażeń — lecz w każdym razie, odsłonimy przez to, zdaniem naszem, tylko nagość klasyczną, na którą patrzeć zwykliśmy bez sromu.

We Lwowie, w marcu 1879 r.

∗             ∗
Przy pisaniu przedmowy tej i załączonych do przekładu objaśnień posługiwaliśmy się następującemi dziełami:

G. Grote, „Geschichte Griechenlands” uebertragen von W. Meissner. Leipzig, 1853.
E. Curtius, „Griechische Geschichte. 3. Aufl. Berlin, 1869.
„Des Aristophanes Werke”. Uebersetzt von Joh. Gust. Droysen. 2. Aufl. Leipzig, 1871.
„Die Ritter des Aristophanes griechisch und deutsch mit kritischen und erklärenden Anmerkungen von W. Ribbeck. Berlin. 1867.
„Die Ritter des Aristophanes” erklaert von Theodor Kock. 2. Aufl. Berlin, 1867.
„Suidae Lexicon, graece et latine — recensuit et annotatione critica instruxit” Godofredus Bernhardy. Halis et Brunsvigae, 1853.
„Allgemeine Encyclopädie der Wissenschaften und Künste herausgegeben” von J. S. Ersch und J. G. Gruber. Leipzig, 1821.
J. Becker — „Charikles” ed. II.

Przekładu dokonaliśmy wprost z oryginału wydania T. Kock’a.






Osoby:
NIEWOLNIK PIERWSZY (DEMOSTENES).
NIEWOLNIK DRUGI (NIKIAS).
KIEŁBAŚNIK ZAWALIDROGA.
DEMOS.
PAFLAGOŃCZYK (KLEON).
CHÓR RYCERZY.


Rzecz odbywa się na rynku ateńskim przed domem Demosa.


Akt pierwszy.
SCENA I[1].
Obydwaj NIEWOLNICY wstępują równocześnie na scenę.
Niewolnik pierwszy.

Biada nam, biada! Niech Bóg1 ciężko skarze
Paflagończyka[2] i jego potwarze,
Co się wkręciwszy w domu tego mury,
Choć sam jest chłystkiem[3], dusi nas jak szczury!

Niewolnik drugi (oglądając się trwożliwie w koło).

O niech go skarze! A toć ten oszczerca
Z wszystkich nas pierwszy katuje bez serca!

Niewolnik pierwszy.

Cóż nieboraku? jakże ci się wiedzie?

Niewolnik drugi.

Jak ty, podobnie ja ugrzązłem w biedzie.

Niewolnik pierwszy.

Chodźże tu bratku, byśmy w smutnej chwili
Śpiewkę Olimpa[4] sobie zanucili.

Niewolnik pierwszy i drugi (płaczliwym głosem).

       10.[5] Biada nam, biada i jeszcze raz biada!

Niewolnik pierwszy.

A czyż to tylko biadać nam wypada?
Czy nam narzekać, nie radzić przystoi?

Niewolnik drugi.

Cóż w takim razie?

Niewolnik pierwszy.

Słucham rady twojej.

Niewolnik drugi.

Lecz ja pierwszeństwo przy tobie zostawiam,
Zwłaszcza też z tobą walki się obawiam.

Niewolnik pierwszy.

Słówka nie pisnę, Apollon mi świadkiem!

Niewolnik drugi.

Gdybyś me myśli powiedział przypadkiem?[6]

Niewolnik pierwszy.

Nuże! mów śmiało, wraz też i ja powiem!

Niewolnik drugi.

Kiedy bo widzisz, gęba mi ołowiem,
A nogi kłodą ze strachu się stały.
Może też mógłbym mój ten planik cały,

I mojej rady subtelną osnowę
Przystroić w suknię Eurypidesowę?[7]

Niewolnik pierwszy.

Oto przekupka![8] Wskaż więc jak przed panem
       20. Zdołalibyśmy wykręcić się sianem?

Niewolnik drugi.

Mów więc my-kaj-my, złączywszy to razem.

Niewolnik pierwszy.

Dobrze, my — kaj — my.

Niewolnik drugi.

A przed tym wyrazem
Połóż literkę u — wnet całość będzie.

Niewolnik pierwszy.

U —

Niewolnik drugi.

Ślicznie. Teraz zaś mając na względzie,
Jakto z kobietką pieszcząc się pospołu,
Truchtem zrazu jedziesz — oszczędzasz mozołu,
Aż wreszcie, chcąc chuci nakarmić do syta,
Dokładasz sił resztki i pędzisz z kopyta:
Tak też my-kaj-my, potem u rzecz zwolna,
Wnet niech twa mowa mej radzie powolna,
Lotem pogoni, ile wystarczy jej tchu![9]

Niewolnik pierwszy (mówi coraz prędzej).

Mykajmy, umykajmy, umykajmy, u...

Niewolnik drugi.

Widzisz jak pięknie?

Niewolnik pierwszy.

Lecz cóż w tym wypadku,
Gdyby nas kijem macano po zadku?

Niewolnik drugi.

Jakto?

Niewolnik pierwszy.

Bić będą, ztąd zaś wniosek wtóry,
Którego skutkiem odstawanie skóry.

Niewolnik drugi.

       30. Najbezpieczniejszą więc dla nas rachubą,
Gdzieś u stóp boskich chronić się przed zgubą.

Niewolnik pierwszy.

Co, co, u bogów? więc ty w bogów wierzysz?

Niewolnik drugi.

Wierzę.

Niewolnik pierwszy.

A czemże istnienie ich mierzysz?

Niewolnik drugi.

Bizunów, których nie szczędzą mi, miarą —
Cóż, czy ma wiara, nie jest słuszną wiarą?

Niewolnik pierwszy.

I nie bez racyi; lecz dla nas ratunek
Zkądinąd wyjdzie. Ten zaś nasz frasunek,
Jeśli mi na to dasz swe zezwolenie,
Jasno szanownej publice wymienię.

Niewolnik drugi.

Zgoda i na to; lecz proszę ją o to,
Żeby zechciała z przyjazną ochotą
Dać nam swój poklask, kiedy przez grę naszą
Usta jej kwiatem śmiechu się okraszą.

Niewolnik pierwszy.

Zaczynam zatem. Mamy otóż pana,
Raptusowego gbura, co od rana

Do ciemnej nocy jedynie groch żuje[10],
Demem zaś z Pnyksu[11] każdy go mianuje.
Obmierzły otóż ten nasz niedołęga,
A przytem głuchy — zwyczajnie ciemięga —
Kupił na nowiu[12] łotra, gryziskórę,
Paflagończyka, obwiesia, szewciurę.
Ten zaś poznawszy marudy narowy,
Po szewski rozum wnet poszedł do głowy,
I gdy mu łapy liże, durzy, mami,
I gdy go bawi skóry okrawkami[13],
Mówi: „Demosie, dość już tego będzie,
       50. Gdyś jednę sprawę załatwił w urzędzie[14];
Teraz się wykąp i nad wszystko, proszę,
Zjedz, wypij, ciułaj zarobione grosze![15]
Wnieść ci tu obiad?” — Lub znów gdy spostrzeże, —
Przez to zaś szturmem względy pana bierze —

Że ktoś przysmaki sposobi dla Demu,
Wnet mu wydziera — i sam niesie jemu.
Niedawno temu w lakońskiem korycie
Robiłem placek; aż ów zbójca skrycie
Z rąk mi go wyrwał, jako swój zostawił[16].
Żeby zaś który z nas pana zabawił,
Nie chce dopuścić, lecz wszystkich odgania;
A kiedy stary około śniadania,
On stoi przy nim i w wianku ze skóry[17]
       60. Pędzi retorów za dziesiąte góry[18];
I wtedy to mu zręcznie w ucho wkłada
Proroctw formułki[19] — a stary przepada!
Szewc więc z głuptasa korzysta szaleństwa
Z istnym artyzmem prawiąc bezeceństwa

Na niewolników, co pracują w domu,
Zmyśla oszczerstwa wierutne bez sromu,
Ztąd na nas baty; sam zaś w koło biega
I od każdego, który mu podlega,
Groźbą i prośbą, strachem naprzemiany
I żebranin? wyciąga kubany.
„Czy widzisz“ — rzecze, — „jak Hylasa biją?[20]
Moją to sprawką, moją, a nie czyją!
W ciemności dzisiaj powędrujesz kraje,
Jeśli mi nie dasz!” — Cóż? człek biedny daje.
A gdybym nie dał, dałżeby mi stary!
Przodem i tyłem kichając bez miary,
       70. Wnetbym wykichał ducha pod kijami! —
Do kogoż teraz, jakiemi drogami
Uciec ztąd mamy, twojem lubciu zdaniem?

Niewolnik drugi.

Tą drogą, którą zowiem umykaniem!

Niewolnik pierwszy.

Lecz Paflagona, czy ujdzie co oka?
Na wszystko ślepiem rzuca on z wysoka;
Gdy zaś krok zrobi — jedna noga długa
Leży gdzieś w Pylos, a wśród Pnyksu druga!
A w tej podróży pośladek spasiony,
Jakby miech jaki dmie na wszystkie strony!

Wszak w szponach jego wszystko pozostaje
Od Wysp Złodziejskich — aż w Kubanów kraje![21]

Niewolnik drugi.

       80. Jedyna zatem nadzieja jest — w grobie!

Niewolnik pierwszy.

Nie widzę innej; przeto o sposobie
Bohaterskiego załatwienia sprawy,
Pomyśl stanowczo!

Niewolnik drugi.

Jakby ten czyn krwawy,
Jakby z honorem wypadła śmierć nasza?
A możeby też krwi wołowej[22] czasza

W tem nam pomogła? śmierć Tamistoklesa[23]
Podoba mi się.

Niewolnik pierwszy.

Idź z tem precz do biesa!
Nie krwi mi byczej, lecz wina czystego
Przynieś tu puhar! — w cześć Boga Dobrego[24]
Gdy go wychylim, wnet znajdziem zbawienie!

Niewolnik drugi.

Widzisz go, wina! pali cię pragnienie?
Cóż pijaczyna pomoże swą gębą?

Niewolnik pierwszy.

Nie bredź! czyś bratku wodo-moczy-gębą?
       90. Zakuta pałko, jak umiesz w bezmyślności

Ujmować winu zbawiennych własności?!
Czyż jest gdzie w święcie cenniejszy dar nieba?
Wszak sam wiesz o tem, mówić ci nie trzeba,
Że kto mu służy, temu on nawzajem
Ten padół ziemski istnym czyni rajem,
Że mu grosz miły, rozliczne sukcesy,
Miłość przyjaciół, wygrane procesy
I pomyślności sypie bez rachuby.
A zatem prędko wina dawaj luby,
Bym ducha skropił, rady szukał w dzbanku,
A zatem wina, wina daj kochanku!

Niewolnik drugi.

Lecz w czem nam pomóc twe opilstwo może?

Niewolnik pierwszy.

W szczęściu — idź zatem, a ja się położę.

(Niewolnik drugi odchodzi, pierwszy zaś kładąc się na ziemi, mówi):

Kiedy zaś winkiem humor swój poprawię,
       100. Planów, planików wnet — legion wystawię!

Niewolnik drugi (wbiegając z dzbanem w ręku).

O to ci szczęście, że mnie na uczynku
Nie przychwycono, gdym siedział przy winku!

Niewolnik pierwszy.

O Paflagonie nie wiesz nic nowego?

Niewolnik drugi.

Placka przy ogniu ludu pieczonego[25]
Objadł się siła, więc brzuchem do góry,
Pod swoje cielsko rozłożywszy skóry,
Leży pijany a okrutnie stęka.

Niewolnik pierwszy.

Do dzieła teraz! niech mi twoja ręka
Czystego wina naleje, a szczerze!
Sprawię libacyą![26]

Niewolnik drugi (podając mu wino).

Oto masz — w ofierze
Łyknij je Bogu Łaskawemu w ręce.

Niewolnik pierwszy.

Łyk ten ja tobie, bóstwo wina, święcę![27] (pije, po chwili)
Twą to, nie moją, dobry duchu sprawą!

Niewolnik drugi.

Powiedz, zaklinam, co się święci?

Niewolnik pierwszy.

Żwawo!
Dopóki chrapie nasz Paflagon w domu,
Zwędzisz mu wieszczby zręcznie, pokryjomu —
       110. I tu je wniesiesz.

Niewolnik drugi.

Twej chęci dogodzę,
Lecz nuż mnie licho napotka na drodze?

(Odchodzi).
Niewolnik pierwszy.

Winka też teraz łyknąć sobie muszę,
Odwilżyć język i pokrzepić duszę[28].

(Pije).
Niewolnik drugi. (Wbiega niosąc wyrocznie).

Oto ci chrapiąc strasznym pierdzi głosem,
Gdym mu wyrocznie wykraść mógł przed nosem,
Których, jak oka strzegł własnego w głowie!

Niewolnik pierwszy.

Dzielnieś się spisał. Pokaż tu, co powie
Nam ten fascykuł? dolejżeż mi jeszcze!
Czytajmy teraz. (czytając, do siebie): O wy słowa wieszcze!
       120. Wina! daj czaszę, żebym gardło zalał!

Niewolnik drugi (dając mu czaszę).

Oto jest. — Cóż tam?

Niewolnik pierwszy (wypiwszy).

Żebyś drugą nalał.

Niewolnik drugi (podając mu czaszę).

„Byś drugą nalał”, — to wieszczby osnową?

Niewolnik pierwszy. (Do siebie).

Bakchisie![29]

Niewolnik drugi.

Cóż więc?

Niewolnik pierwszy.

Podaj czaszę nową!

Niewolnik drugi (podając mu czaszę).

W wieszczbie, jak widać, częsta o tem wzmianka,
Byś przyjacielu zaglądał do dzbanka.

Niewolnik pierwszy (do siebie).

Niecny krzykało! z tych więc proroctw boga
Płynęły twoja ostrożność i trwoga?

Niewolnik drugi.

Cóż tam?

Niewolnik pierwszy.

Wyraźnie prorokują, bogi,
Że nasz Paflagon wkrótce zadrze nogi!

Niewolnik drugi.

Jakto?

Niewolnik pierwszy.

Toć jasno mówią tu wyrocznie,
       130. Że handlarz kłaków[30] miastem rządzić pocznie.

Niewolnik drugi.

Jest jeden handlarz — mów, co dalej będzie?

Niewolnik pierwszy.

Handlarz baranów[31], wnet urząd posiędzie.

Niewolnik drugi.

Jest dwóch handlarzy — a cóż tego czeka?

Niewolnik pierwszy.

Rządzić, aż póki podlejszego człeka
Los nie nadarzy! wnet też potem skona.
Po nim handlarza skóry, Paflagona,
Zdziercy krzykacza o tubalnym głosie[32],
Nastąpią rządy.

Niewolnik drugi.

Więc w przyszłości losie
Tak zapisano, że ów handlarz bydła
W tego garbarza zbójcze wpadnie sidła?

Niewolnik pierwszy.

Tak — nie inaczej.

Niewolnik drugi.

Szczere zmiłowanie
Czuję nad biednym. Lecz wkrótce nie stanie
       140. Już tych handlarzy?

Niewolnik pierwszy.

O nie, los nam pośle
Jeszcze jednego, o dziwnem rzemiośle.

Niewolnik drugi.

Błagam cię, kto to?

Niewolnik pierwszy.

Powiedzieć ci, chęci
Nie mam.

Niewolnik drugi.

Na Boga!

Niewolnik pierwszy.

Otóż głowę skręci
Paflagonowi — handlarz kiełbas, bratku!

Niewolnik drugi.

Kiełbaśnik mówisz? o dziwny przypadku!
Lecz gdzież znajdziemy tego zbawiciela?

Niewolnik pierwszy.

Trzeba go szukać.

Niewolnik drugi.

Lecz patrz, przyjaciela
Bóstwa łaskawe wiodą nam do rynku.


SCENA II.
Ci sami; później KIEŁBAŚNIK ze swemi przyrządami i towarami, niesie także stragan, na którym kiełbasy sprzedaje.
Niewolnik pierwszy.

Mój Kiełbaśniku! o drogi kuzynku!
Pójdź tu szczęśliwcze! chodź tu, tu mój drogi!
Ciebie to zbawcą państwa czynią bogi:

Kiełbaśnik[33].

       150. Co tam się dzieje? Cóż odemnie chcecie?

Niewolnik pierwszy.

Zbliżże się do nas, byś usłyszał przecie,
Jak błogie ciebie oczekują czasy!

(Kiełbaśnik wstępuje na Logejon).
Niewolnik drugi (do Niewolnika pierwszego).

Idź przyjacielu, zabierz mu kiełbasy,
Wskaż mu wyrocznię, jak łaskawa ona,
Ja zaś szpiegować pójdę Paflagona.

(Odchodzi).


SCENA III.
NIEWOLNIK PIERWSZY, KIEŁBAŚNIK.
Niewolnik pierwszy.

Żwawo! na stronę odrzuć swe manatki,
Dla bóstw złóż dzięki i dla Ziemi matki.

Kiełbaśnik.

Cóż dalej będzie? Czym ci już dogodził?

Niewolnik pierwszy.

O ty szczęśliwcze, coś się w czepku rodził!
O ty wielmożny! ty, coś dzisiaj niczem
A jutro wszystkiem! słowem wojowniczem
Szczęsne Ateny powiedziesz do boju!

Kiełbaśnik.

       160. Pozwól mi bracie flaki prać w spokoju,
Kiszki sprzedawać.... Przecz tak ze mnie szydzisz?

Niewolnik pierwszy.

Kiszki o gapiu? (wskazuje na publiczność). Rzuć okiem, czy widzisz
Tego narodu szeregi ścieśnione?

Kiełbaśnik.

Widzę.

Niewolnik pierwszy.

Zaiste, wszystkie tobie one
Korzyć się będą, z nimi port, Pnyks, rynek...
W samej Prytanii[34] z gromadą dziewczynek
Pohulasz sobie, rajców upokorzysz,
Wodzów przydepcesz, kaganiec im włożysz!

Kiełbaśnik.

Ja to mam zrobić, mnie to wszystko czeka?

Niewolnik pierwszy.

Ciebie, zaiste wielkiego człowieka!
Lecz to nie wszystko; wstąp tu, z tego stoła,
       170. Powiedz, czy widzisz te wyspy do koła?

Kiełbaśnik (wstępując na swój stragan).

Widzę?

Niewolnik pierwszy.

Czy widzisz nawy i odnogi?

Kiełbaśnik.

Widzę.

Niewolnik pierwszy.

Więc szczęściem nie darzą cię bogi?
Tem okiem w Karyi[35] rzuć teraz równiny,
Lewe zaś skieruj w stronę Kartaginy.

Kiełbaśnik.

Czyż będę szczęśliw, gdy zeza zarobię?

Niewolnik pierwszy.

Ej bo, co mówisz! wszak te skarby tobie,
Jak to w wyroczni jasno zapisanem,

W łapy popadną, i wielkim też panem
Podług wyroczni, zostaniesz pewnikiem.

Kiełbaśnik.

Jakto? ja miałbym zostać dostojnikiem,
Com kiełbaśnego majster jest zawodu?

Niewolnik pierwszy.

       180. A właśnie przez to, żeś z prostego rodu,
Żeś gbur nie mały, i gębacz nie lada.

Kiełbaśnik.

Na niegodnego taki splendor spada!

Niewolnik pierwszy.

Przebóg! ty siebie niegodnym nazywasz?!
W takim więc razie przedemną ukrywasz
Swoje przymioty! A może do kata,
Ciebie co z naszą „bracią szlachtą” brata?[36]

Kiełbaśnik.

Ależ przeciwnie, dla Boga miłości,
Jam prostak z rodu, krwi mojej i kości!

Niewolnik pierwszy.

O dziecię szczęścia! o błogosławiony!
Jak szczodrześ ręką losu obdarzony.
By godnie zasiąść na przyszłym urzędzie!

Kiełbaśnik.

Lecz przyjacielu chciej to mieć na względzie,
Że ja nie grzeszę wcale wykształceniem,
Znam kunszt czytania i to — z natężeniem!

Niewolnik pierwszy.

I ta to nawet umiejętność jedna
       190. Zamiast korzyści szkodę tobie zjedna.
Wszak wiesz, by zostać naczelnikiem ludu,
Nie trza dziś więcej ni nauki trudu,
Ni charakteru o sercu podniosłem,
Dość, gdyś prostakiem, dość, gdyś bracie osłem!
Pilnie więc bacz na bogów objawienie.

Kiełbaśnik.

Jak więc opiewa tej wyroczni brzmienie?

Niewolnik pierwszy.

Treść jej, to istnie zagadka nam dana
Do rozwiązania — chytrze obmyślana! (Czyta).
„Wtedy, gdy sęp skórzany a krzywopazury ułowi,
Dziobem smoka głupiego, łykacza krwawej posoki,
Zczeznie Paflagończyków garbarska, zgniła polewka;
       200. Kiełbaśnikom zaś bogi użyczą wielkich zaszczytów
Pewnie, chyba że nadto kiszkami kupczyć przeniosą”.

Kiełbaśnik.

Powiedz, o ile jam jest w to wmieszany?

Niewolnik pierwszy.

Nasz Paflagończyk, to ów „sęp skórzany”.

Kiełbaśnik.

„Krzywopazury”, cóż to słowo znaczy?

Niewolnik pierwszy.

To słowo właśnie jasno nam tłomaczy,
Że on drapieżną ręką wszystko chwyta.

Kiełbaśnik.

A „smok” ów, po co?

Niewolnik pierwszy.

Tu prawda odkryta.
Kiszki są. długie, długie też i smoki,
Obojga „krwawej łykacze posoki”,
„Smok” ma więc wkrótce nad „skórzanym sępem”
       210. Odnieść zwycięstwo, „chyba“, że podstępem
Da się uwikłać — to jedno jest gdyby.

Kiełbaśnik.

To „chyba“ jednak nie czyni mi chyby[37],
Wyroczni bowiem schlebiają mi słowa.
Lecz ludem rządzić, czy zdoła ma głowa?

Niewolnik pierwszy.

Fraszka! rób dalej to, co teraz robisz;
Sprawy tak mieszaj, jak kiszki sposobisz
Mięsa przeróżne mieszając bez braku —
Dowcipem kuchty osłodź je dla smaku[38].
By rządzić, wszystkie posiadasz przymioty:
Masz kram, głos straszny, pochodzisz z hołoty;
Wszystko do rządów potrzebne jest w tobie,
       220. A wieszczba z Pytyą zgadzają się obie[39].
Spraw więc obiatę dla gapiów patrona[40],
Uwieńcz skroń swoję[41], kpa zaś Paflagona
Turbuj wet za wet!

Kiełbaśnik.

Lecz pomocna ręka
Wesprzeż mnie przy tem? możny go się lęka,
Biednych zaś wszystkich on za czuper bierze.

Niewolnik pierwszy.

W tysiąca liczbie zacni są Rycerze,
Wrodzy zaś jemu; oni do tej sprawy
Rękę przyłożą. Obywatel prawy,
I z widzów każdy chętnie dopomoże,
Po nich — ja wesprę, wesprze ramię boże!
Porzuć więc trwogę, bowiem Paflagona
       230. Twarz nawet w masce nieuwydatniona,
Gdyż przed nim stchórzył nam każdy z malarzy,
I żaden w masce nie przedstawił twarzy[42].
Pozna go jednak publiczność życzliwa...

Kiełbaśnik (przerażony).

Gwałtu! przepadłem! Paflagon przybywa!


SCENA IV.
Ci sami. PAFLAGOŃCZYK.
Paflagończyk (wbiega na scenę).

Do trzystu dyabłów! nie puszczę wam płazem,
Że już od dawna spiskujecie razem
Przeciw Demowi!

(Wskazuje na kubek leżący na ziemi).

A! z Chalkidy[43] czara?!
A więc z Chalkidą konszachty? O, wara!
Czekajcie, gardłem oba przypłacicie!
Czekajcie draby! ja wam skrócę życie!

(Kiełbaśnik chce uciekać).
Niewolnik pierwszy.

       240. Hej! czego zmykasz Kiełbaśniku prawy?
Nie czekasz? wspólnej nie opuszczaj sprawy!

(Zwrócony ku scenie woła).

Na pomoc o Rycerze, teraz czas! Symonie!
Panajtyn[44]! w prawej skrzydła nie staniecież stronie?

(Do Kiełbaśnika).

Idą, wróć więc, do zemsty zwróć teraz swe kroki!
Już są blizko, jak pyłu wskazują obłoki,
Teraz go napędź, mścij się, goń nań do ataku!


SCENA V.
Ci sami. CHÓR.
Chór 1.[45]

Bij, wal zbója, potwarcę rycerskiego znaku!
Mytnika, łapigrosza, bezdenną kałużę,
I łotra, łotra, tysiąc to razy powtórzę,
       250. Gdyż tysiąc razy na dzień złożył dowód tego.
Nuże! pędź, grzmoć, bij łotra, piecz go do żywego,
Wszak my z tobą! puść fimfę, zakadź mu pod nosem,
Gdy zaś będziesz nacierał, ryknij strasznym głosem,
Lecz strzeż się, by ci nie zmykł — zna on bowiem drogi,
Gdzie Eukrat[46], w grys dał nurka, za pas wziąwszy nogi!

Paflagończyk (do publiczności).

Ratujcie o Heliaści, mężowie czcigodni,
W chwytaniu trzech oboli braciszkowie zgodni!

Ratujcie, wszak was karmię, wam ku pożytkowi
Złe, czy dobre — drę gardło! Wżdy ci tu spiskowi
Kropiąc mnie kijem, na śmierć zakropią bez trudu!

Chór 2.

Słusznie, bo przed podziałem kradniesz dobra ludu,
Bo swych podwładnych dusisz, macasz na wsze strony
       260. Jak gdyby figi owoc — ścigły, czy zielony,
Czy jeszcze nie dojrzały[47]. Gdy zaś w ich szeregu
Zawąchasz ciurę, gapia, — z Chersonezu[48] brzegu
Za łeb go ściągniesz, porwiesz, podrzucisz nim w górę,
O ziem trzepniesz, kark skręcisz, połkniesz jak miksturę!
Żaden z cnych ziomków szpiegom twym się nie wysunie,
Zwłaszcza cichy jak jagnię — lecz o złotem runie.

Paflagończyk (do Chóru).

Wy to na mnie szczujecie, który, bracia mili,
Chciałem radzić ludowi, by wam wystawili

Pomnik w mieście, należny wam dla męztwa cudów,
Wszak to właśnie jest źródłem mych batów, mych trudów!

Chór. (Paflagończyk stara się wymknąć, Chór zastępuje mu drogę z jednej i drugiej strony).

Czy widzisz franta, łgarza? Jakiemi drogami
       270. Chce nas podejść ten lizuń — lecz gra nie z frycami!
Tu nań wnet spadną razy, gdy ma tam wygraną,
Gdy zaś tu nas zwycięży, tam mu capkiem staną!

Paflagończyk.

O ludu, bądź mi świadkiem! o miasta świętości!
Jakich to pysk szakali szarpie mi wnętrzności!

Chór.

Ty tak wrzeszczysz, co wrzaskiem miasta dzierżysz rząd?

Paflagończyk.

Wnet tym to wrzaskiem ciebie wyforuję ztąd!

Chór (wskazując na Kiełbaśnika).

Lecz gdy jego przegadasz, zawołam ci „hura”!
Zwalczy on cię bezwstydem, przy nas będzie góra[49].

Paflagończyk (wskazuje na Kiełbaśnika).

Męża więc wam wskazuję, co nie bez kozery,
Przemycał świńskie zupki[50] na wrogów tryery.

Kiełbaśnik (wskazuje na Paflagończyka).

       280. Oto mąż, co brzuch próżny niósł do Prytanei,
Wynosił zaś tak pełny — jakby przy nadziei!

Niewolnik pierwszy.

Toć on przemycał brzuchem chleb, ryby, przysmaki[51]
Sam Perykles się nie śmiał zdobyć na czyn taki!

Paflagończyk.

Ziemię gryść będziecie obydwa za chwilę!

Kiełbaśnik.

Na złość wrzeszczeć będę, co w mej będzie sile!

Paflagończyk.

Lecz ja ciebie wrzeszcząc, dziś przekrzyczeć muszę!

Kiełbaśnik.

Przekraczę cię kruku, choć wykraczesz duszę!

Paflagończyk.

Gdy zostaniesz wodzem oplwam sławę twoję!

Kiełbaśnik.

Jak psu parszywemu skórę ci wyłoję!

Paflagończyk.

       290. Te głupie przechwałki wybiję ci z głowy!

Kiełbaśnik.

Krzyżować twe drogi, ja zawsze gotowy!

Paflagończyk.

Możesz śmiało spojrzeć w oczu mych źrenice?

Kiełbaśnik.

Wszak jam także niegdyś zamiatał ulice![52]

Paflagończyk.

Podrę cię w kawały, gdy nie zamkniesz gęby!

Kiełbaśnik.

Gdy nie stulisz pyska, napluję ci w zęby!

Paflagończyk.

Jam złodziej, lecz twoja ztąd sława nie wzrosła![53]

Kiełbaśnik.

Widzi Hermes[54], patron złodziei rzemiosła,
I ja kradnę, złapią — wyklnę się na nieba.

Paflagończyk.

Więc chcesz tym sposobem pozbawić mnie chleba?!
       300. O, przed Prytanami[55] święcie cię oskarżę,
Żeś dziesięciu z kiełbas nie niósł bogom w darze![56]

Chór.
(Strofa 1.)
Trutniu, podły ryczywole,
Twych to brudów zmora
Wala gmachy, kala role,
Pełna ich komora!
Sądy, akta, gnojku, żuku,
       310. Miasto łajnem gnoisz;
Uszy Aten puchną z huku,
Gardło gdy nastroisz!

Pośród Pnyksu skał, ty na ludzkie dzieci,
Byś kubany brał, swe zastawiasz sieci![57]

Paflagończyk.

Wiem, kto mi buty szyje, niszczy podstępami!

Kiełbaśnik.

Tybyś nie umiał skóry naciągać zębami?
Chyba ja na kiełbaśnem nie znam się zajęciu?!
Wszak ty skórę ściągnąwszy zdechłemu bydlęciu,

Zręcznie podcinasz, by się wydawała grubą,
I zaraz ją sprzedajesz z podstępną rachubą;
A gdy ci się da złapać biedny wieśniak jaki,
Kupi, ledwie dzień nosi a z chodaków[58] — flaki!

Niewolnik pierwszy.

I na mnie on raz tego dopuścił się grzechu,
       320. A sąsiedzi, znajomi, pękali ze śmiechu;
Gdyż zaledwie do Pergaz[59] zajść zdołałem w drodze —
Noga w bucie pływała, but jeździł na nodze!

Chór.
(Strofa 2.)

A czyś ty nie snuł zaraz od początku.
Mówców patronki, bezczelności wątku?
Prym wiodąc w państwie nie byłżeś gotowy
Naszych związkowych doić jakby krowy? —
Syn Hippodama[60] zbeczał się ztąd na nic —
Lecz w tem się zjawia, o szczęście bez granic!

Frant, co zna lepiej, jak ty, frantów sztukę,
       330. Zdusi cię, zdławi — dał ci już naukę,
Jaki łotr, warchoł, jaki z niego złodziej,
Jak po frantowsku z mańki się zachodzi.

(Do Kiełbaśnika).

Ty, coś wzrósł gdzie ci, co rządzą w tym czasie,
Wskaż, że dziś skromność psu na buty zda się.

Kiełbaśnik (wskazuje na Paflagończyka).

Słuchajcie, o tym, co zacz, opowiem wam gaszku.

Paflagończyk.

Czy mi znów mówić nie dasz?

Kiełbaśnik.

Powoli mój ptaszku,
Wszak i jam we frantostwie jest ptaszek nie lada!

Chór.

Nie ustąpi — więc rzecz mu, żeś frant z ojca, dziada.

Paflagończyk.

Nie dasz mi mówić?

Kiełbaśnik.

Nigdy!

Paflagończyk.

Musisz, jak Bóg miły!

Kiełbaśnik.

Więc kto ma pierwszy mówić, będą stanowiły
Nowe zapasy!

Paflagończyk.

       340. Przebóg! ja pęknę ze złości!

Kiełbaśnik.

Nie pozwolę —

Chór.

Dla Boga, dla Boga miłości,
Pozwól, pozwól, niech w milion części się rozskoczy!

Paflagończyk.

Zkąd ci kundlu ta śmiałość, mnie tak szczekać w oczy?[61]

Kiełbaśnik.

Bom mówca i wymową potrafię dosadzić!

Paflagończyk.

Widzisz mi mowcę? Jąwszy procesy prowadzić
Wnetbyś, jak z świńskich flaków nawarzył bigosu![62]
Wiesz? twój bzik adwokacki z głupców płynie losu —
Boś nim raz wygrał jakiś procesik parszywy[63],

Wpierw sam z sobą po drogach wiodłeś spory, zwady,
Pił wodę dla natchnienia[64], kuł w nocy pół żywy,
Prób odbywał tysiące, wynudził sąsiady —
       350. A myślisz, żeś jest mowcą. O ty torbo sieczki!

Kiełbaśnik.

A z jakiej też to asan popijając beczki[65],
Sam, samiutki Ateny zahukać zdołali?

Paflagończyk.

A któż ze mną na równej godzien stanąć szali,
Gdy zjem ryby smażonej, winka łyknę potem,
I na wodzów z pod Pylos rzucać pocznę błotem?

Kiełbaśnik.

Ja świniarz, więc pakuję w siebie świńskie nóżki,
Flaczki z wołu, niemyty napiję się juszki,
Potem — za łeb retorów, za łeb Nikiasza!

Niewolnik pierwszy (do Kiełbaśnika).

W ogóle mi do gustu trafia chętka wasza,
To mnie tylko nie cieszy w całym waści planie,
       360. Że sam chcesz jeść swe juszki, — mnie nie prosisz na nie.

Paflagończyk.

Choćbyś się okuniami karmić chciał Miletu,
Milezeńczykom przecież nie zgarbujesz grzbietu[66].

Kiełbaśnik.

Lecz się objem świniny, w pacht wezmę kopalnie[67].

Paflagończyk.

Wpadłszy do Rady, rajców zbesztam generalnie.

Kiełbaśnik.

Ja ć jak z wieprza kiełbasy naszpikuję zadek!

Paflagończyk.

Słuchaj, a ja cię porwę za tłusty pośladek,
Łbem walnę o ziem, za drzwi wyrzucę na zgubę!

Niewolnik pierwszy.

Lecz nim jego wyrzucisz, zrób wpierw ze mną próbę![68]

Paflagończyk.

Dudku! okuję cię w kajdanki!

Kiełbaśnik.

Żeś tchórz, wezwę-ć w sądu szranki!

Paflagończyk.

Garbarz skórę twą wyprawi!

Kiełbaśnik.

       370. Z twojej — sakwy złodziej sprawi!

Paflagończyk.

Na gwóźdź skórę wbiję tobie!

Kiełbaśnik.

Z twego mięsa bigos zrobię!

Paflagończyk.

Rzęsy z oczu ci wyskubię!

Kiełbaśnik.

Łotrze, gardło ci wydziobię!

Niewolnik pierwszy.

Ślicznie! więc za kuchtów wzorem,
W pysk mu wjedziem z drewnem sporem,
Język wyrwiem, by oczyma
Ujrzeć swemi, czy też nie ma, —
Choćby wrzeszcząc kręcił zadkiem —
       380. Węgrów wieprzak ten przypadkiem!

Chór.
(Antystrofa 1.)[69]
Więc są nad ogniowe spieki
Potężniejsze żary:
Dawnych mów jest brud daleki,
By z tym iść do pary.
Jednak sprawa jak Bóg miły,
Nie źle mi się kleci;
Pędź go, ścigaj z całej siły,
Wszak on siedzi w sieci!

Gdy się rzucisz już, by mu złoić skórę,
       390. Poznasz, że on tchórz, znam jego naturę!

Kiełbaśnik.

Wszak, jakto w życiu całem tego łotra bywa,
Stwierdził, że w cudzem zbożu dla się robi żniwa.
Bo i teraz tych mężów[70], co sprowadził zdala,
Sprzedać zamierza, męczy, przykował do pala.

Paflagończyk.

Wcale się was nie boję, gdy Rada przy życiu,
Aktor zaś, co gra Dema gapi się w ukryciu.

Chór.
(Antystrofa 2.)

O, barwy jego miedzianego czoła,
I bezczelności nic zmienić nie zdoła!
Jeśli mu sprzyjam, to niech idzie za tem,
       400. Bym został w łożu Kratyna[71] piernatem,
Morsyma[72] Chórów uczył się w dodatku!
Obyś, coś siedząc na przekupstwa kwiatku,
Zawsze jak pszczoła wszystkich żądłem ścigał,
Miód ssany łatwo i łatwo wyrzygał!
Wtedybym tylko tę nucił piosenkę:
„Hej wina, winka, dajcież szczęściu rękę!”[73]
Nawet syn Jula, choć jest kutwa wielka[74],
Huknie, jak sądzę: „Górą Bach, butelka!”

Paflagończyk.

Gdybyś mnie, na Pozejda, zwalczył w bezczelności,
       410. Nie przyszedłbym na wieców ofiary[75] ze złości!

Kiełbaśnik (patetycznie).

Na to, co mi od pieluch w papę wymierzono, —
Bił zaś kto chciał, więc liczba poważna jest pono —
Na owe kije na mym połamane grzbiecie,
Klnę się, że ciebie zwalczę. Nie daremnie przecie,
Jedząc ochłapy, wzrosłem na tęgiego kmotra!

Paflagończyk.

Ochłapy, jak pies jedząc? więc śmiesz łotrze z łotra
Ty, któryś na współ z psami zajadał otręby,
Gryść się ze mną, co od psów silniejsze mam zęby?[76]

Kiełbaśnik.

Gdym był dzieckiem, do figlów, to ci była głowa!
Kuchtów z mańki zażyłem te rzekłszy raz słowa:
Chłopcy! patrzcie, jaskółka, wiosny objawienie![77]
       420. Ci się gapią — ja z rynki zwędził im pieczenię.

Chór.

O ty słodka pieczeni! To mi koncept walny!
Tyś już we wiośnie życia złodziej był genialny![78]

Kiełbaśnik.

O, sprytnie kradłem! — wreszcie nie uda się gratka,
Wyprę się skrywszy pieczeń w okolicach zadka.
Widząc to rzekł raz pewien mąż stanu szanowny:
„Musi raz ludem rządzić ten chłopiec cudowny!”

Niewolnik pierwszy.

I zgadł — a wniosek wywiódł snać ztąd bezwątpienia,
Żeś kradł, łgał, choć na zadku leżała pieczenia!

Paflagończyk.

Zginiesz ty, z tobą zginą wybryki zbrodnicze!
       430. Wpadnę na cię jak orkan, jak burza zaryczę,
Wstrząsnę morza głębiny, ziemi sprawię zgubę!

Kiełbaśnik.

Wtedy — wezmę pod pachę swe kiełbasy lube,
Wiatrów się oddam względom i na wód topieli
Szczęśliw odpłynę życząc — by cię dyabli wzięli!

Niewolnik pierwszy (do Kiełbaśnika).

O, choćby ścieków stróżem będę na twej nawie!

Paflagończyk.

Skradłeś ludowi wiele talentów, — w tej sprawie
Bekniesz mi bratku święcie!

Niewolnik pierwszy.

Baczność! Spuścić żagle![79]
Z wschodu, czy od Sykofant[80] zawył wicher nagle.

Kiełbaśnik.

Tyś wziął dziesięć talentów z Potydyi[81] — rzecz znana!

Paflagończyk.

Co?! (po cichu) Będziesz milczał? dam ci talencik kubana.

Niewolnik pierwszy.

       440. Tak, aż mu pachnie, wziąłby. — Hej spuścić tam liny!
Orkan już nie szaleje, spokojne głębiny.

Paflagończyk.

Cztery skargi zrobię-ć święcie,
Za talentów stu świśnięcie!

Kiełbaśnik.

Ja dwadzieścia, żeś zbieg znany,
Tysiąc, więcej, za kubany!

Paflagończyk.

Ciebie spłodzili zbrodniarze,
Lżący Ateny ołtarze![82]

Kiełbaśnik.

Dziad twój służąc był fagasem —

Paflagończyk.

Czyim? powiedz!

Kiełbaśnik.

Za Hippiasem
Byłej panny Pocięglówny.[83]

Paflagończyk.

Cap jest z waści!

Kiełbaśnik.

       450. Waść cap równy!

Niewolnik pierwszy.

Wal jak w bęben!

(Kiełbaśnik uderza Paflagończyka).
Paflagończyk.

Draby! franty!
Gwałtu! biją rebelanty!

Chór.

Wal mój miły,
Z całej siły!
Kiełbasami
Z flakami
Bij po brzuchu, po żywocie,
Podły żywot skarż w niecnocie!
Ty zacna bryło mięsa o sercu podniosłem,
Miastu, ziomkom się jawisz ocalenia posłem!
Jakżeś zręcznie w dyskusyi przetrzepał mu kości!
       460. Jakbym cię uczcił, wielbił, w miarę mej radości?

Paflagończyk.

Klnę się Demetrą, że w tem zajściu całem,
Sprawy sklejenie dobrze zawąchałem!
Znam klajster, karuk, które ją spoiły!

Kiełbaśnik.

Znam sprawki z Argos, jak mi Bóg jest miły!
Rzekłbyś — Argos[84] kaptuje; zaś pod zdartą
Maską zobaczysz, że frymarczy z Spartą!

Chór (do Kiełbaśnika).

Przebóg! stolarzy obce ci szwargoty?[85]

Kiełbaśnik.

Znam w szwejsowaniu także cel roboty:
On więźniów[86] sprawę na kowadle kował!

Chór.

       470. Ślicznie! ty zakuj, kiedy on klajstrował!

Kiełbaśnik.

Owi zaś ztamtąd w takt mu kują młotem, —
O, ty nie zdziałasz ni srebrem, ni złotem,
Ani też na kark śląc mi swoich swachów,
Bym ziomkom podłych nie odkrył konszachów!

Paflagończyk.

Ja zaś, jak stoję, polecę do Rady,
I obraz waszej przedstawię jej zdrady:

I przeciw państwu po nocy sejmiki,
I jakie Persów, Medów sojuszniki[87],
Zobowiązania wy im poczynili,
       480. I że z Beocyą[88] serki wy warzyli!

Kiełbaśnik.

Jak więc w Beocyi ser się teraz płaci?

Paflagończyk.

Gdy-ć nie uśmiercę, niech mnie porwą kaci!

(Wybiega).

SCENA VI.
KIEŁBAŚNIK. NIEWOLNIK PIERWSZY. CHÓR.
Chór.

Czy masz spryt, męztwo, pokaż nam co żywo!
Stwierdź, czy historya ta była prawdziwą,
Żeś ukrył pieczeń w zadka okolicy.
Pędź, co tchu stanie do radnej świetlicy,
Gdyż on tam wpadłszy, ilu nas tu było,
Obrzuci błotem, wrzeszcząc całą siłą!

Kiełbaśnik.

O, idę zaraz! lecz wpierw niech tu złożę
Swoje przybory, kiełbasy i noże.

Niewolnik pierwszy (podając mu tłustość).

       490. Weź, dobrze natrzyj ciało swe tą maścią[89]
Byś się wyśliznął przed obelg napaścią.

Kiełbaśnik.

Tak, słusznie mówisz, tyś jest mistrz w zapasie!

Niewolnik pierwszy (podając mu czosnek).

Teraz to połknij!

Kiełbaśnik.

Na cóż to mi zda się?

Niewolnik pierwszy.

By cię kochanku do walki — aż piekło![90]
Nuż spiesz się!

Kiełbaśnik.

O połknę!

Niewolnik pierwszy.

Z zemstą zaciekłą
Pomnij gryść, szczypać, porwij go za czuby,
Brodę mu wyrwij — i tu powróć luby!

(Kiełbaśnik i Niewolnik pierwszy odchodzą w przeciwne strony).
Koniec aktu pierwszego.


Parabaza pierwsza[91].
Chór.

Idź w szczęściu — w myśl mi dokonaj tam sprawy;
       500. Oby cię chronił Zeus, co wieców bogiem,
I obyś ztamtąd zwycięzcą nad wrogiem
Wrócił, wieńcami tu okryty sławy!

(do publiczności)

Wy zaś, których bawił śpiew
Już rozlicznych Muz, cnych dziew,
Zróbcie z swej uwagi dar
Dla mych anapestów[92] miar.

Przodownik Chóru.

Gdyby skłonić chciał nas który z dawnych komedyo pisarzy,
Byśmy jemu tu w teatrze Chór głosili Parabazy,
Snadnie tego by nie zyskał — dziś wieszcz godny takiej chwały[93],
       510. Gdyż tych, co my, on nie cierpi, prawdę w oczy tnie im śmiały,
Gdyż Tyfona[94] paszczy, wichrom, stawi czoło swe bez trwogi.
On nam otóż opowiadał, że z was wielu jego progi
Przestąpiło, i że wieszcza badać mieli ze zdziwieniem,
Czemu dawno już nie prosił o Chór pod własnem imieniem[95].

Nam więc kazał to wyjaśnić, Do tej zwłoki wieszcza skłania
Nie bezmyślność, lecz jak twierdzi, płynie ona z przekonania,
Że z autorstwem dziś komedyi łączą się najcięższe znoje:
Każdy do niej się umizga, — ona skąpi względy swoje.
Wie on nadto, że dziś u nas zmienne jak wiatr są fawory,
Że nasz lud swych ulubieńców w późnym wieku zdradzać skory.
       520. Zna on Magna[96] los, cierpienia, gdy mu włosy pobielały,
Magna, który za swe Chóry mnóstwo miał tryumfów chwały.
Co wprowadzał wam na scenę ptasząt śpiewy, cyter dźwięki,
Chóry Lidów, chrząszczów Chóry, ba i nawet żabie jęki,

Przecież was nie zadowolił, bo gdy nadszedł wiek zgrzybiały,
Gdy mu brakło już dowcipu — wszystkie ławy nań świstały!
Pomni autor też Kratyna[97], co na sławy wartkiej fali
Płynął jak po niwach strumień, a wyrwawszy gdzieś w oddali
W wir porywał swoich wrogów, jakby klony, dęby ścięte.
Wszak przy ucztach tylkoś słyszał: „Hej kubanów bóstwo święte!”
       530. „Hej misternych mistrze pieśni!”[98] Tak to on przekwitał w sławie!
Dziś was wcale to nie boli, że on błaznem, głupcem prawie,
Że mu z lutni już wypadły perły, że w niej zmarły tony,
Że mu nawet lutnia pęka.... Starzec błądzi opuszczony,

W zwiędłym wieńcu, tak jak Konnas[99], i z pragnienia ginie stary,
On, co godny dla swej sławy pić w Prytanii win puhary,
I nie marnieć, lecz w teatrze siedzieć przy Dyonyzosie[100].
Jakież znowu Krates[101] znosił fochy wasze, muchy w nosie,
On, co za pieniądze małe gościł zawsze was tak szczerze,
I z ust czystych, niezepsutych niósł dowcipy wam w ofierze;
       540 On się jeden przecież ostał, bądź wśród świstów, bądź wśród brawa.
Tych się otóż bojąc następstw — wieszcz nasz z takiem zdaniem stawa,

Że wpierw trzeba być wioślarzem, nim twej pieczy ster poruczą,
Potem zostać podsterniczym, badać wichry, walczyć z tuczą,
Wreszcie można wieść swój statek. Że więc pomny tej nauki,
Bez rozwagi na toń morza dziś nie puszcza swojej sztuki,
Wy go oklasków burzą witajcie bez miary i tam
W wesołej Lenajów godzinie,
By wieszcz w myśl zdziaławszy wam
Wesół także odszedł sam,
       550. O lśniącej z radości łysinie. —

Chór.
(Strofa.)

O rycerski Pozejdonie!
Ty, którego ucho chwyta
Mile srebrny dźwięk kopyta,
I co rżące lubisz konie —
Ty, któremu barwnodzióbe,
Lotne nawy trójwiosłowe,
Chłopiąt turniej, gry wozowe,
Buta, szwanki ich są lube,
Zstąp tu do Chóru, w trójząb uzbrojony,
       560. Władco delfinów, panie Suniona,
Synu Kronosa, w Gerajstos[102] czczony,
Ty, coś najdroższy sercu Formiona[103],

Ty, co cię wielbi za opieki trud
Najwięcej z bogów, Ateńczyków lud!

Przodownik Chóru.

Wielbić chcę ojców naszych, którzy bezwątpienia
Godni byli ojczyzny, godni uwielbienia;
Którzy w walkach na lądzie, i wśród mórz głębizny,
Zawsze nam wrogów bili na chwałę ojczyzny!
Nikt z nich ujrzawszy wroga nigdy go nie liczył:
       570. Im duch Nieustraszenia w walce przewodniczył;
A choć tylko w zapasów upadł który szranku,
Wnet kurz strzepnął ze siebie, wypierał się szwanku,
I walka wrzała dalej. Wówczas to wódz prawy
Nie żebrał Kleajneta[104] o prytańskie strawy —
Dziś, gdy ich, poczesnego miejsca[105] niema wiecznie,
Walczyć już nie chce. My więc ślubujem walecznie
Bez żołdu, bronić miasta, ojców naszych wiary,
W zamian żądając od was tej tylko ofiary:
Skoro już pokój miły, wczas ześlą niebiosy,
       580. Nie zazdrośćcie, gdy modnie ufryzujem włosy!

Chór.
(Antystrofa.)

Matko miasta, o Pallado!
Ty, co dzierżysz rządy swemi

Kraj najświętszy z krajów ziemi,
I co mądrą wiedziesz radą
Lud, co innych przodownikiem
W wieszczów ogniu, w walk zwycięstwie —
Przybądź z tą, co jest mi w męztwie,
W bitwach, walkach pomocnikiem,
Z Nike[106] spieszącą za Chóru śpiewami
       590. I wrogom ze mną stawiącą czoło!
Z nią się w tej chwili zjaw pomiędzy nami,
Bacz nam, co Chóru tworzymy koło,
Jeżeli kiedy, to dziś pośród szrank,
Łaskawie zesłać za zwycięztwo dank!

Przodownik Chóru.

Sławić chcę, co o koniach wiem godnego sławy;
A warte one tego, gdyż liczne wyprawy,
Przygód i walk bez miary przebyły już z nami.
Lecz nie tak się zachwycam na lądzie czynami
Ich, ile tem, że mężnie wskoczyły na statki,
       600. Wziąwszy naczyń, prowiantu na wojny wypadki,
Potem schwyciwszy wiosła, jakby ludźmi były
Pruły morze wołając: „Wio! wio! szpaku miły!
Raźniej robić! cóż poczniem? Żwawiej! żwawiej, kmotrze!”
Przybyły do Koryntu[107]; wnet wiekiem najmłodsze

Grzebią łoża kopytem, ścielą w nie czapraki,
Jedzą nie konicz z Medyi[108], lecz korynckie raki,
A siła ich na brzegu, i w morzu chwytały,
Tak, że mówi Teoros[109], one wrzeszczeć miały:
„Gwałtu o Pozejdonie! kraby żadną drogą
       610. „Ujść na lądzie ni morzu — Rycerzom nie mogą!”






Akt drugi.
SCENA I.
CHÓR, KIEŁBAŚNIK.
Chór.

O najdzielniejszy, mnie nad wszystkich drogi,
Jakież, odszedłszy, zrodziłeś mi trwogi!
Teraz się jawiąc między nami cały, —
Mów, jak przeszedłeś przez walki opały?

Kiełbaśnik.

Cóż wam innego powiem w rezultacie,
Jak, że Pogromcę Rady we mnie macie?

Chór.
(Strofa.)

O warto nam witać okrzykiem wesele!
Ty, co pięknie mówisz, lecz piękniej o wiele
Tam działałeś, chciej dokładnie
Rzec nam wszystko. Jabym snadnie,
       620. Jak mi mówi serce moje,
Przeszedł dróg najdłuższych znoje,

By cię słyszeć. Więc na wzgląd
Biorąc to, racz bracie miły
Mówić śmiało, by się ztąd
I nasze serca cieszyły!

Kiełbaśnik.

Warto bo też zaiste i posłuchać o tem!
Ztąd więc za jego śladem puściłem się lotem,
Patrzę — a on już w Radzie słowa, jakby gromy
Ciska, łżąc, co się wlazło; łgarstwa, jak skał złomy
Miota na was Rycerzy, klnąc się, że wy zdrajcy!
Gdy takie oskarżenia usłyszeli Rajcy,
Patrzą wszyscy z podełba, na każdego czole
       630. Gniew widać — znać już zeszły te kłamstwa kąkole.
Gdym więc spostrzegł, że on im wnet mózgi zamroczy,
Że im bzdurstwami gotów pozamydlać oczy,
Jak nie huknę do siebie: „Hej Demony sprośne!
Chochliki! hej wy Duchy Tromtadracyi głośne,
I ty święta Ulico, co wśród ciebie wzrosłem,
Bądźcie mi bezczelności, sprośnej mowy posłem,
Zmieńcie mi język w żądło!” — Gdy tak duch mój woła,
Zagrzmiał w głos po prawicy jakiś tam pierdoła[110].
Dobra to, myślę, wróżba! dzięki bogom za nią!
       640. Wnet walnąwszy wyparłem swoją starą panią
Bramę do Rady, wpadłem, z całej siły wrzasłem:
„Świetna Rado, jam przybiegł z dobrych wieści hasłem,

I pierwszy wam chcę zwieścić szczęścia ogrom wielki,
Że tu nigdy tak tanie nie były sardelki[111],
Od czasu, jak we wojny wpadliśmy pazury!”
Zaraz z ich czoła gniewu rozpierzchły się chmury,
A za wieść dobrą dla mnie wieniec uchwalili.
Ja im znów planik tajny podałem w tej chwili:
„By, chcąc bez liku za grosz kupować sardelki,
       650. Od zdunów zakupili garnków zapas wszelki”[112].
Znów się gapią z podziwu, głośno klaszczą w dłonie.
Wszystko to podejrzenia budzi w Paflagonie,
A wiedząc, w czem to Rada ma upodobanie,
Rzekł tak: „Obywatele! ja miałbym to zdanie,
Że, gdy nam wieści szczęścia zsyłają dziś nieba,
Setką wołów ofiarnych uczcić bogów trzeba”. —
Na to znów cała Rada słodkie minki stroi;
Jam zwąchał, że mi bydło to plany me gnoi,
Więc go dwustu wołami w własne pchnąłem sidła
       660. I wniosłem: „Artemidzie, opiekunce bydła,
Z kóz tysiąca już jutro sprawić ślubowanie,
Jeśli za obol setkę sardeli dostanie”.
Teraz znów na mnie oczy swe zwróciła Rada!
On gdy to ujrzał, zgłupiały jakieś brednie gada...

Wtem hajduki, Prytani porwali go w dyby,
Radni zaś z ław powstali kłócąc się o ryby.
On ich błagał, by chwilkę poczekali małą,
Mówiąc: „Czekajcież, byście poznali rzecz całą
Posła ze Sparty, który przybył o układy”.
       670. Na to jak jednem gardłem wrzaśli wszyscy z Rady:
„Teraz w sprawie pokoju, kiedy o bałwanie
Zawąchali, że u nas sardelki są tanie?!
Nam nie trzeba układów, niech wre wojna dalej!”
Potem Prytanom sessyą zamknąć rozkazali,
I poszli przeskakując wszędzie przez baryery.
Jam zmykł chyłkiem, by wszystkie kolendry, imbiery
Zakupić, gdzie na targu był ich zapas jaki,
I darmo do sardelek dać im te przysmaki,
Gdy im tychże zabraknie. Wdzięczni mi też byli,
       680. Chwalili, uwielbiali, po rękach nosili,
Tak że za grosz imbieru, za troszkę korzeni,
Przychodzę wszystkich Rajców trzymając w kieszeni!

Chór.
(Antystrofa.)

Tyś zdziałał, co zdziałać może szczęścia dziecię!
Tak frant ów innego franta spotkał w świecie,
Który w podstępy i kruczki,
W słodkie słówka, podłe sztuczki,
Jest o wiele silniej zbrojny!
Lecz myśl, byś ciąg dalszy wojny
Popchnął znów na szczęścia szlak.
Dawno zaś masz przekonanie,
Że Rycerzy wierny znak,
       690. Przy twym boku w walce stanie!

SCENA II.
Ci sami. PAFLAGOŃCZYK.
Kiełbaśnik.

Ot, Paflagona już tu widać z blizka,
Toczy się bałwan, ryczy, wre i pryska!
Brr... jakby połknąć mnie ta bestya chciała!

Paflagończyk.

Tli we mnie z łotrostw choć iskierka mała,
A ciebie tutaj nie położę trupem —
To niech się stanę wszystkich nieszczęść łupem!

Kiełbaśnik.

Groźby grzmią mi gdzieś, ja kpię z twego krzyku!
Utnę hołubca, wrzasnę: kukuryku!

Paflagończyk.

Nie, na Demetrę, jeśli z tego świata
Ciebie nie wyżrę, niech zczeznę do kata!

Kiełbaśnik.

       700. Wyźresz me cielsko? ja wypiję twoje,
Choć po tym trunku miałbym pęknąć w dwoje!

Paflagończyk.

Klnę-ć „miejscem przedniem“ za Pylos, ja-ć zdławię!

Kiełbaśnik.

Patrz! „przednie miejsce“! Obym cię na ławie
Zadniej, nie przedniej, mógł widzieć w teatrze!

Paflagończyk.

W dyby mi pójdziesz, jak w to niebo patrzę!

Kiełbaśnik.

O! raptus! Czembyś zakąsił te krzyki?
Czem ci w gust trafić? może dukaciki?....

Paflagończyk.

Pazurem z brzucha wydrapię ci flaki!

Kiełbaśnik.

Ja ci wydrapię z Prytanii przysmaki!

Paflagończyk.

       710. Przed lud cię porwę, byś tam uległ karze!

Kiełbaśnik.

I ja cię porwę, a bardziej spotwarzę!

Paflagończyk.

Lecz lud cię, łotrze, słuchać się nie skusi,
Jak zaś ja zagram, tak on tańczyć musi!

Kiełbaśnik.

Zbyt śmiało myślisz, że lud wpadł w twą łapkę!

Paflagończyk.

Wpadł, bo wiem jaką w gębę pchać mu papkę![113]

Kiełbaśnik.

Ty tak lud karmisz, jak mamka dziecinę:
Przeżuwasz w gębie, dasz mu odrobinę,
Sam — trzykroć większe pożerasz kawały!

Paflagończyk.

Na Zeusa! spryt mój działa, że lud cały
       720. Skurczą, rozciąga się wciąż mnie powolny.

Kiełbaśnik.

O, mój zadeczek też do tego zdolny!

Paflagończyk.

Ależ kochanku, nie myśl, żeś mi w Radzie
Końca dojechał. Chodź przed lud!

Kiełbaśnik.

W zawadzie
Nic nam nie stoi; planowi naszemu
Nic nie przeszkadza, — a więc pójdź do Demu!

(Kołatają silnie do drzwi Demosa).
Paflagończyk.

Demie! wyjdź do nas!

Kiełbaśnik.

Wyjdź do nas tateczku!
Błagam na Zeusa!

Paflagończyk.

O słodki Demeczku,
Wyjdź, ujrzyj, jak tu każdy mną pomiata!


SCENA III.
Ci sami. DEMOS jako zgrzybiały starzec.
Demos.

Co to za wrzaski?! Pójdziecie do kata?!
Wszak wy mi święte połamali wianki! —[114]
       730. Kto-ć Paflagonie, wystawia na szwanki?

Paflagończyk.

Przez cię mnie biją, że aż trzeszczy skóra.
Ci tam smarkacze i ta kreatura!

Demos.

Jakto?

Paflagończyk.

Bo Demie, w mojem sercu gości
Dla ciebie zapał, uczucie miłości!

Demos (do Kiełbaśnika).

Co zacz, tyś bratku?

Kiełbaśnik.

Twój wielbiciel stary,
A jego rywal; mam święte zamiary
Tobie czemś służyć, a podobne chęci
Mają też inni, zacni konkurenci,
Lecz nie możemy przezeń dojść do celu.
Ty jak pieszczoszek — chłopiec, przyjacielu,
Nie puszczasz do się zacnych mężów grona,
Lecz się na pastwę sam rzucasz w ramiona
Bądź to lampiarza, a bądź to szewciury,
       740. Łatacza butów, bądź handlarza skóry[115].

Paflagończyk.

Ja to wciąż jestem na usługach Demu.

Kiełbaśnik.

A to jak, powiedz?

Paflagończyk.

Ty się dziwisz temu?
Wszak gdy pod Pylos stchórzyli strategi,
Ruszyłem — Spartan przywiodłem szeregi.

Kiełbaśnik.

Jam bąki zbijał — inny warzył jadło,
Gdy zwarzył, z pieca garnek mu się skradło!

Paflagończyk.

Demie, wiec zwołaj! nie zwlecz ani trocha,
Byś się przekonał, kto cię bardziej kocha,
Sądź, byś go potem darzył swymi względy.

Kiełbaśnik.

Sądź, lecz nie w Pnyksie — zresztą skorym wszędy!

Demos.

       750. Na innem miejscu nie siadłbym do Rady:
Nuż w Pnyks, jak ojców uczą nas przykłady!

Kiełbaśnik (do siebie).

Oj źle! przepadłem! oddaj Bogu ducha!
Bo stary w domu sprytna sobie jucha,
Lecz gdy usiądzie tam, gdzie Pnyksu góra,
Gębę rozdziawił — istna z niego rura![116]

Chór (do Kiełbaśnika).
(Strofa).

O, do tej walki wszystkie podnieść musisz żagle,
I mieć umysł czelny, trafne argumenta,
Byś nim o ziem grzmotnął, bo to sztuka kręta
Niemożebność w możebność przekręci ci nagle!

       760. To więc mając na względzie, zarycz mu orkanem,
Gromem pluń mu w oczy, ale pilnuj bacznie,
Abyś wpierw, nim na cię on nacierać zacznie,
Mając łódkę w odwodzie, żgał go w bok taranem!


SCENA IV.
PNYKS. DEMOS siedzi na ławie kamiennej. KIEŁBAŚNIK. PAFLAGOŃCZYK. CHÓR.
Paflagończyk.

Jestem obok Lizykla, Salabakchi, Kinny[117],
Z wszystkich dla cię mój Demie, najbardziej uczynny,
To błagam, niech Atena, święta miasta pani,
Da mi za nie, jak dotąd, smaczny wikt w Prytanii!
Gdym ci wrogi, nie walczę za cię po wsze czasy,
Niech skąpię, niech mnie potną, niech drą ze mnie pasy!

Kiełbaśnik.

Demie, gdy cię nie kocham, nie wielbię z zachwytem,
       770. Dam się zsiec na kapustę i usmarzyć przy tem.

Gdy i temu nie wierzysz, niech mnie zaraz jeszcze
Trą na lemieszkę z serem[118], niech mi jądra w kleszcze
Schwycą, — do Keramejku[119] wleką mnie po ziemi!

Paflagończyk.

Demie, kto-ć jak ja kocha między dziećmi twemi,
Com jeszcze Rajcą będąc do państwowej kasy
Niezliczone słał dzięgi — z tych drąc żywcem pasy,
Owych dławiąc z kretesem, tych biorąc na pytki,
O jednostki nie dbając, byś ty miał pożytki?!

Kiełbaśnik.

Nie ma w tem sztuki Demie, ja to samo zrobię,
Wydrę komuś chleb z gęby a zastawię tobie!
Chcę cię najpierw przekonać, że ten przeniewierca
Nie kocha cię prawdziwie, nie sprzyja ci z serca,
       780. Jak tylko, by przy twoim ogniu piekł kasztany.
Wszak mu to ani w głowie, że ty mój kochany, —
Ty, co pod Maratonem za całość ojczyzny
Z Medem bijąc się dzielnie odbierałeś blizny,
I odniósłszy zwycięztwo dał nam treść do blagi —
Twardo siedzisz na skale, nie zwraca uwagi

Tak na to, jak ja, com ci wyszył poduszeczkę,
I tu przyniósł; nuż Demciu, podnieś się troszeczkę,

(Demos się podnosi, Kiełbaśnik kładzie na ławie poduszkę)

Teraz usiądź międziutko, by się nie zdusiła
Ta, co pod Salaminą także z tobą była!

Demos (wzruszony).

Człowieku, ktoś ty? Możeś z rodu Harmodyusza?[120]
Czyn twój wskróś patryotyczny, do łez mnie porusza?

Paflagończyk.

Za tak drobne przysługi, kochasz go tak prędko!

Kiełbaśnik.

Tyś go na lichszą nętę chwytał jakby wędką!

Paflagończyk.

       790. Gdy cię kto kochał bardziej, bronił w każdej sprawie
Szczerzej niżli ja Demie, głowę w zakład stawię!

Kiełbaśnik.

Jakże bo ty go kochasz? widzisz ósme lato,
Że beczki, wieże, nory dla niego są chatą[121],

A ty go dusisz, skubiesz nie czując boleści.
Wszak gdy niósł Archeptolem[122] pokojowe wieści,
Tyś go gnał, — a gdy posłów z pokojem tu mamy,
W zadek nogą ich kopiesz, pędzisz precz za bramy!

Paflagończyk.

Chcę bowiem, by lud dzierżył w całej Grecyi rządy;
Mam zaś wieszczbę, że płaca za przysięgłe sądy,
W Arkadyi[123] nieść mu kiedyś — pięć oboli będzie!
By tylko wytrwać zechciał, jabym w każdym względzie
Jego tu pieścił, karmił i z najszczerszej woli
       800. Zawsze mu zkądś wykręcę dochód trzech oboli!

Kiełbaśnik.

Nie na rządy w Arkadyi robisz teraz plany!
Sam chcesz raczej drzeć miasta, brać od nich kubany,
A Dem łotrostw nie widzi wśród wojennej burzy,
Mizdrzy ci się, bo musi, na twym żołdzie służy.
Lecz gdy raz na wieś wróci, pozna pokój miły,
Gdy sobie kaszy podje, odświeży swe siły,
Gdy znów oliwki przyjdą na porządek dzienny,
Pozna, co mu za rozkosz skradł twój żołd wojenny.

Wtedy na ciebie z dziką, chłopską siłą wpadnie
I piękne da ci wotum! Tyś to odgadł snadnie,
Więc go zwodzisz, o sobie pleciesz w wieszczbach dziwa.

Paflagończyk.

       810. Nie zgroza-ż to, że twoja ta mowa zelżywa
Mnie tu czerni przed Demem, com więcej o wiele
Od Temistokla miasta niósł dobra w udziele?

Kiełbaśnik.

„Słuchaj, usłysz te brednie święty Argos grodzie!”[124]
Ty z Temistoklem w jednym myślisz iść zawodzie?
On zastał miasto w dziurach, zostawił w dostatku,
Dał na wety po uczcie Pirej mu w dodatku,
I ryb dawnych nie biorąc zastawił mu świeże![125]
Ciebie z nas przedmieszczuchów zrobić chętka bierze,
Tyś nam świat zamurował, wieszczbisz opętany,

A z nim się równać myślisz? On został wygnany,
Ty zaś dniś — bułkę sobie ocierasz brud z ręki![126]

Paflagończyk.

Demie, czyż to tu słuchać nie są straszne męki
       820. Za mą miłość dla ciebie?

Demos.

Przestań, nie pleć bredni!
Tyś mnie milczkiem tumanił przez czas niepośledni!

Kiełbaśnik.

O, ten łotr z gruntu przepotężny panie,
Najwięcej łotrostw wypłatał ci w świecie!
Gdy urzędnicy zdają sprawozdanie[127]
A ty się zdrzemiesz, najpiękniejsze kwiecie
Kubanów zrywa, chwyta ludu mienie,
Obu rękoma napycha kieszenie!

Paflagończyk.

Poczekaj, pójdziesz przed sądy, najświęcej,
Żeś ukradł owych trzydzieści tysięcy!

Kiełbaśnik.

       830. Po co te bzdurstwa, po co te szmermele?
A tyś dla Demu łotr nad łotry przecie!
Chybabym nie żył dłużej na tym świecie,
Gdy cię przed sądy nie wezwę, że wiele,
O, wiele więcej niźli min czterdzieści,
Twój z Mitylene kuban[128] w sobie mieści!

Chór.
(Antystrofa).

Mężu, co całą ludzkość ratujesz dziś z toni,
Zajrzę twej gębusi, bo gdy go przegadasz,
Wnet masz prym w Helladzie, sam ojczyzny władasz,
Władasz sprzymierzeńcami dzierżąc trójząb[129] w dłoni,
       840. Nim zaś wszystko wzburzając, napchasz kabzę silnie!
Tego tu zaś ptaszka, uchwyć krzepko w szpony,
Wszak on ci już wskazał swoje słabe strony,
Masz tęgie plecy, więc go zwalczysz nieomylnie!

Paflagończyk.

Nie mili, na Pozejda, sprawa w łeb nie wzięła;
Ja bowiem tak wielkiego dokonałem dzieła,
Że gęby zamknę wrogom wszystkim bez wyjątku,
Póki wiem o tarcz z Pylos choć najmniejszym szczątku!

Kiełbaśnik.

Sza! nic nie mów o tarczach — wszak to słabe strony!
Boś ty nie był powinien chytrością natchniony
Nigdy na to zezwolić, gdy lud kochasz szczerze,
By te z rękojeściami wieszano puklerze![130]
       850. To tylko podstęp Demie, abyś, gdy go może
Batem pociągnąć zechcesz, nie miał sił nieboże!
Wiesz, jaką on w terminie ma ciżbę garbarzy,
Obok są chaty miodu i sera handlarzy,
A z nim na równej linii staw tę całą zgraję —
Gdy więc go zjeździć zechcesz, zagrać z nim w nahaje[131],
W nocy spadnie hałastra, z ścian tarcze zabierze,
Tam wejść wzbroni, gdzie stoją ze zbożem spichlerze!

Demos.

Tak, z rękojeścią wiszą! o nieszczęsny losie!
Łotrze! o jakżeś długo jeździł mi po nosie!

Paflagończyk.

       860. Boski Demie, twe ucho niech bredni nie słucha!
Nie myśl znaleźć odemnie wierniejszego druha,
Com sam spiski przytłumił, com buntów poszlaki
Odkrył i zaraz wrzaskiem dał ci o tem znaki[132].

Kiełbaśnik.

Tyś wykapany rybak, co łowi węgorze:
Gdy fale ciche, biedak nic złapać nie może.
Lecz gdy wody zamąci od góry do dołu,
Pysznie łowi — i ty z nim czynisz to pospołu,
Wichrzysz w państwie i łowisz w mętnej wodzie ryby
Jeszcze to mi wyjaśnij; tak go kochasz niby,
A dałżeś mu, skórami wiodąc handel taki,
       870. Choć raz kawał podeszwy, by mógł mieć chodaki?

Demos.

Nie, przenigdy, na Boga!

Kiełbaśnik (do Demosa).

Wiesz już, jaką miarą
Jego mierzyć należy. Ja zaś — całą parą
Butów ci będę służył, którem kupił tobie.

(Daje mu buty).
Demos (wzruszony).

Z tych, co znam, tyś najlepszy jest Demu osobie,
Najżyczliwszy ojczyznie i nagniotkom ludu!

Paflagończyk.

Nie zgroza to? nie pomnisz moich zasług trudu,
Para zaś lichych kapciów za serce cię chwyta?!
Jam sprzątnął samcołożnych, z ksiąg wykreślił Grytta![133]

Kiełbaśnik.

Czyż to nie zgroza słuchać twego pierdolenia,
Żeś sprzątnął samcołożnych? Tyś to bezwątpienia
       880. Zrobił, zajrząc, by który — mówcą nie był może!
Widzisz zaś, jak staruszek w srogiej zimy porze
Marznie nie mając płaszcza, a tyś swego pana
Nie uznał godnym nawet lichego kaftana?!
O, ja nie taki, zaraz dam mu go w prezencie!

(Daje Demowi kaftan).
Demos.

Tak szczerych chęci nie miał Temistokles święcie!
A wszakże i Pireus był sztuczką nie lada,
Przy nim jednak twój pomysł zgoła nie upada!

Paflagończyk.

Co za lizuństwem walczysz tu ze mną o lepsze!

Kiełbaśnik.

Podobnie jak przy winku, gdy mnie na dwór zeprze,
Chwytam czyje bądź kapcie[134], tak i twej taktyki
Używam, jakby twoje to były trzewiki!

Paflagończyk.

       890. Gdy idzie o pochlebstwa, twój spryt mnie nie zmoże!
Ja nań bowiem to wdziewam. (Wkłada na Dema płaszcz)
Teraz kwicz nieboże!

Demos (zrywa się z ławy i rzuca płaszcz).

Uf! pfe! pfe! co za fetor! pójdziesz z tem do kata?!
Wszak na sto kroków skórą bije w nos ta szmata!

Kiełbaśnik.

Chce cię smrodem udusić, dał ci płaszcz w tym celu!
Już i wpierw dybał na cię; wszak wiesz przyjacielu,
Że czarcie łajno[135] u nas tak dziś spadło w cenie?

Demos.

Wiem.

Kiełbaśnik.

On w tym spadku nagłym ukrył to dążenie,
Byście je kupowali, jedli, by się w sądów sali,
Pierdząc z tego, sędziowie na śmierć zasmradzali!

Demos.

Tak też mąż jeden z Gnoisk[136] mówił i mnie przecie!

Kiełbaśnik.

       900. Czyż wreszcie z tego smrodu nie pożółkniejecie?

Demos.

Ten więc śmierdziel wymyślił tę smrodliwą sprawę!

Paflagończyk.

Obwiesiu! jakiem świństwem paskudzisz mi sławę!

Kiełbaśnik.

Sam Bóg mi każe zaćmić twojej buty blaski!

Paflagończyk.

Nie zaćmisz! bo ślubuję, że ci za nic, z łaski.
Porcyjkę honoraryum dam zawsze Demeczku!

Kiełbaśnik.

Ja ci Demciu, dam balsam w ślicznem pudełeczku,
Byś nim sobie smarował czyraki na nodze!

Paflagończyk (odtrąca go na bok).

Wyrwę ci siwe włoski, do cna cię odmłodzę!

Kiełbaśnik (odtrąca go na bok).

Na, masz chwostek zajęczy, oczka otrzyj starcze!

Paflagończyk (odtrąca go na bok).

       910. W głowę mą wytrzesz nosek, gdy ci się zasmarcze!

Kiełbaśnik (odtrąca go na bok).

O nie, w moję!

Paflagończyk (odtrąca go na bok).

O nie, w moję!

(do Kiełbaśnika).

O, ja kabzę twą wydoję!

Tryerarebą[137] cię ogłoszę,
Dam ci pudło starej nawy,
Ty wyszastasz swoje grosze
I nie skończysz jej naprawy!
A postaram się w dodatku
Zgniły maszt dać na tym statku!

Kiełbaśnik.

Jak łotr kipi! — Rzuć te wrzaski,
       920. Boś już wykipienia blizko!
Hej tam! wziąć z pod pieca trzaski!
Puste groźby zczerpnąć łyżką!

Paflagończyk.

Straszne za to weźmiesz cięgi,
Gdy cię przyprę podatkami!
Boć twe imię wpiszę w księgi,
Gdzie bogacze stoją sami!

Kiełbaśnik.

Ja cię groźbą już nie straszę,
Tylko tak ci życzę szczerze:

       930. Szczupak smaży się na blasze,
Ciebie zaś ochota bierze
W sprawie pójść Milezeńczyków[138]
Rzucić także kilka słówek,
Byś, gdy los nie spiecze szyków,
Choć talencik wziął łapówek.
Więc ci pilno z tego względu,
Że chcesz napchać brzuch i w porze
Zdążyć jeszcze do urzędu.
Oby wtedy, zanim zmoże
Dojeść gęba twa przysmaku,
Ktoś cię naglił tak zawzięcie,
Byś ty siedząc przy szczupaku,
A wciąż myśląc o talencie,
Pchał, pchał w gębę wciąż łapczywy,
       940. Zdławił się — i padł nie żywy!

Chór.

Brawo! na Zeusa, Demetrę i Feba!

Demos.

I mojem zdaniem uważać go trzeba
Za patryotę, jakiego od dawna
Nie zna oboli korporacya sławna![139]
Ty Paflagonie miłości swej słowy
Żółć we mnie wzburzasz! Mój sygnet herbowy[140]
Zwróć, gdyż nie będziesz mym plenipotentem!

Paflagończyk (oddaje pierścień).

Masz — lecz zaręczam tobie słowem świętem,
Że gdy pozbawisz mnie plenipotencyi,
       950. Wnet mię łotr większy zkądś do ciebie wkręci!

Demos (oglądając pierścień).

Nie, być nie może. żeby pierścień taki
Był moim! Wszak tu inne godła, znaki....
Czyż nie dowidzę?

Kiełbaśnik.

Pokaż. (Demos daje mu pierścień). Herb Asana?

Demos.

Bułka na oślim smalcu wypiekana[141].

Kiełbaśnik.

Tego tu niema.

Demos.

Nie ma bułki? ale?

Kiełbaśnik.

Sęp dziób rozdziawił i kracze na skale[142].

Demos.

Zgroza!

Kiełbaśnik.

Cóż zatem?

Demos.

Precz z tą duszą podłą!
On Kleonyma[143] nie me nosił godło!
Weź pierścień ten, z nim weź i panowanie.

Paflagończyk.

       960. Nie jeszcze, nie wpierw, zaklinam cię panie,
Nie wpierw, aż poznasz mych wieszczb święte głosy!

Kiełbaśnik.

I moich również!

Paflagończyk.

Wyrwież on ci włosy,
Gdy go usłuchasz!

Kiełbaśnik.

Gdy zaś on cię wzruszy,
Pewnie cię z skóry obłupi po uszy![144]

Paflagończyk.

Me wieszczby twierdzą, że w wonnym róż wianku,
Światem owładniesz kiedyś mój kochanku!

Kiełbaśnik.

Moje zaś mówią, że ty, o mój panie,
Z wieńcem na skroni, na złotym rydwanie,
W świetnie wyszyte przybrany szkarłaty —
Smikitę z gachem wezwiesz w sądów kraty![145]

Chór.

       970. Bież zatem, wnieś je, by na własne uszy
On treść ich słyszał.

Demos.

Słusznie, (do Paflagończyka) i waść ruszy
Przynieść tu swoje.

Paflagończyk.

W mig, w chwili przychodzę!

Kiełbaśnik.

W mig, klnę się Zeusem, nic nie stoi w drodze!

(Paflagończyk i Kiełbaśnik wybiegają).
Chór.

Słodko słońca blask zaświeci
Wszystkiej tu obecnej braci,
Naszym dzieciom, dzieciom dzieci.
Gdy Kleona porwę kaci!
Wiem ja, jego to stronnicy,
Stare zrzędy i tetryki,
Na sądowej targowicy[146]
       980. Takie wyprawiali krzyki:

„Gdy wzniesionym on nie będzie
Nad ojczyznę naszę wszystkę,
Ważne stracim w nim narzędzie:
Stracim tłuczek i kopystkę!”[147]
Lecz mnie głównie w nim porywa
Szewsko-artystyczna żyła,
Bo mi takie prawi dziwa
Młódź, co do szkół z nim chodziła:
„Zrazu jął się on z zapałem
Podług szkoły grać Cyganów,
       990. I na sztuki polu całem
Nie chciał uznać innych panów.
Wreszcie mistrz o chmurnem czole,
Nagnał do stu dyabłów bratka,
Boć, nie pojął nic w tej szkole,
Krom — cyganić jakby z płatka!”[148]


SCENA V.
DEMOS. CHÓR. PAFLAGOŃCZYK I KIEŁBAŚNIK wchodzą obładowani zwojami pism.
Paflagończyk.

Patrz! patrz! oglądaj! a nie wszystko jeszcze!

Kiełbaśnik.

Gwałtu! popuszczam! a nie wszystko jeszcze!

Demos.

Cóż to?

Paflagończyk.

Wieszczby!

Demos.

To?!

Paflagończyk.

Dziwnem to ci zda się?
       1000. Widzi Zeus, skrzynię całą mam w zapasie!

Kiełbaśnik.

Ja mam strych pełny i dwie oficyny![149]

Demos.

Mów, zkąd pochodzą tych wieszczb pergaminy?

Paflagończyk.

Me od Bakchisa.

Demos (do Kiełbaśnika).

Któż twe wydał zatem?

Kiełbaśnik.

Grlanis[150] co starszym jest Bakchisa bratem.

Demos.

O kimże mówią?

Paflagończyk.

O Pylos, o tobie,
O mnie, Atenach, — całym ziemskim globie!

Demos.

A twoje?

Kiełbaśnik.

O tem, czego Ateńczycy,
Lub Sparta dozna, i o soczewicy,

O świeżych pstrągach, o tych, co złe miary
Na zboże mają, o mnie, tobie, stary....

(do Paflagończyka).

       1010. No ukąś że się teraz gdzieś — i kwita!

Demos.

Żwawo więc każdy niech swe wieszczby czyta!
A owe także, które mnie dotyczą,
I duszę moję wciąż poją słodyczą,
Jakto: „W chmur szlaki wzlecę orłem śmiało!”[151]

Paflagończyk.

A zatem słuchaj — zwróć uwagę całą!

(Rozwija jednę z wyroczni i czyta):

„Poznaj o Erechtejdo[152], bieg wieszczby, którą-ć Apollo
Wieści z bezdennych czeluści, z pomocą złotych trójnogów.
Mieć ci poleca on pieczę o ostrozębnego brytana,
Co się ujada za ciebie i warczy, i szczerzy wciąż zęby
By ci przysporzyć grosiwa. On zginie, gdy go opuścisz,
       1020. Hurma go bowiem kawek otacza i kracze złowrogo!”

Demos.

Ja nie pojmuję nic a nic na Zeusa!
Cóż łączy kawki, psa i Erechteusa?

Paflagończyk.

Jam jest psem owym, ja za ciebie warczę,
Mnie strzedz, psa tego, Feb ci każe starcze!

Kiełbaśnik.

Nie tak brzmi wróżba, bo to psie nasienie
Nadżarło wieszczby, jak żre kaszę twoję;
O psie tym u mnie znajdziesz wyjaśnienie.

Demos.

Czytaj — lecz ja się wpierw w kumień uzbroję,
Bo nuż psia wieszczba schwyci w ząbki swoje?!

Kiełbaśnik (czyta):

       1030. „Strzeż się o Erechtejdo, Kerbera[153] psa ludokupcy,
Który to chwostem merdając na ciebie czyha, gdy śniadasz,
Wszystkie ci kąski wyjada, jeżeli gdzie się zagapisz,
Milczkiem do kuchni ci wpada i w nocy, z psim apetytem,
Rynki i miski zlizuje i wyspy z przed nosa ci zmiata!”

Demos.

O na Pozejda, stokroć lepszyś Glanie!

Paflagończyk.

Wpierw słuchaj, potem wydaj wyrok panie!

(Czyta):

Jest białogłowa, co lwiątko porodzi w świętych Atenach;
Lew ten potykać się będzie z komarów[154] gromadą za lud nasz,
Jakby za własne szczenięta: a ty go chronić masz Demie,
       1040. Mur wystawiwszy drewniany[155] i baszty z twardego żelaza!
Wiesz co to znaczy?

Demos.

Ni w ząb, na Apolla!

Paflagończyk.

Że ty mnie strzedz masz — jasna bóstwa wola,
Boć jam jest owym zwierzem lwiej natury!

Demos.

A jakżeś skrywał dotąd swe pazury?

Kiełbaśnik.

O, a to tai ze swych wieszczb osnowy,
Co znaczy mur ów z drzewa i spiżowy,
Którym ci Loxias[156] jego chronić każe.

Demos.

Cóż bóg chce przez to?

Kiełbaśnik.

Jego, plemię wraże,
Zakuć ci zleca w pięciodziurne dyby!

Demos.

       1050. Wieszczba ta, sądzę, ziści się bez chyby!

Paflagończyk.

Nie wierz panie, bo w uszy nikczemne wrony ci kraczą,
Tylko z duszy umiłuj sokoła pomny w swem sercu,
Że ci z Lakedajmonu spętane przywiódł kruczęta[157].

Kiełbaśnik.

Panie, zaiste Paflagon, jak bela skuty to zrobił!
O Kekropido[158] niezdarny, przecz masz to za czyn bohaterski?
Brzemię i baba udźwignie, jeżeli chłop na nią wylezie,
Przecież się walczyć nie puszcza, bo z strachu wnetby puszczała![159]

Paflagończyk.

Pomnij mój panie o wróżbie, co mówi o „Pylos przed Pylos”:
„Pylos przed Pylos stoi” —

Demos.

A cóż to jest „Pylos przed Pylos”?[160]

Kiełbaśnik.

       1060. Bzdurstwem ci uszy piłuje a skradł nam wanny[161] tymczasem!

Demos.

A więc niemytym być mi dziś wypadnie?

Kiełbaśnik.

A nie inaczej, gdy łotr wanny skradnie.
Lecz oto wróżba — o żegludze wieści,
Ty Demie, pilnie przysłuchuj się treści.

Demos.

Słucham; — ot czytaj jaka rada na to,
Bym się uporał dla majtków z zapłatą?

Kiełbaśnik (czyta):

„Strzeż się synu Ajgeja[162], mykity, by cię nie szczwanił,
Lisa, sobaki zarazem, co wiatry w polu przegania!”
Wiesz kto to taki mój panie?

Demos.

Filostrat, mykito — sobaka.

Kiełbaśnik.

       1070. Nie o nim mowa, lecz o tym, co nawy
Wciąż chciałby zbroić na zbójcze wyprawy[163].
Nie dać naw więcej — bóstwa jest rozkazem!

Demos.

Cóż nawy łączy z psem — mykitą razem?

Kiełbaśnik.

Co łączy pytasz? toć punkt wspólny taki,
Że statki chyże, chyże i sobaki!

Demos.

Cóż znowu lisa stawi z psami w parze?

Kiełbaśnik.

Przez lisy, wojsko Bóg rozumieć każe,
Obojga bowiem kradną winne grona.

Demos.

Niech i tak będzie; lecz niewyjaśniona,
Zkąd dla tych lisów brać na żołd grosiwo?

Kiełbaśnik.

Trzy dni nie miną, dam je, jako żywo!
       1080. Wieszczby Letoidesa[164] wysłuchaj jeszcze boć zleca,
Zwędzipalców[165] się chronić, oszwabić one cię pragną.

Demos.

Jakich Zwędzipalców?

Kiełbaśnik.

O jego rękach tu mowa,
Wszystko to bowiem, co spotka, z kretesem zwędza dla siebie.

Paflagończyk.

Łże aż się kurzy, bo Fojbos przez Zwędzipalce rozumie
Łap Dyopejta[166] palczyska, koszlawe, jakbyś je zwędził;
Mam ja atoli proroctwo o tobie, jak w piórka porośniesz,
Orłem się staniesz i królem nad całym będziesz wszechświatem.

Kiełbaśnik.

Ja mam nie tylko nad światem, lecz także nad morzem Czerwonem,
Jak w Ekbatanie[167] zasiędziesz ciasteczka jedząc do sądów! —

Paflagończyk.

       1090. Miał ci ja sen niedawno, a we śniem widział boginią,
Jak z koneweczki na lud nasz zlewała i szczęście i zdrowie!

Kiełbaśnik.

Zeusem się świadczę w niebiesiech i jam też widział boginią,
Jak z Akropoli schodziła ze sową po swej prawicy,
Potem na twoję główkę zlewała z konchy złocistej
Strugę boskiej ambrozyi, na niego — juchę z cebuli!

Demos (uradowany).

Hop! dziś! dziś!
O nad Glanisa nie masz mędrszej głowy!
Jam mu się oddać w tej chwili gotowy,
By starca kształcił, wziął go w swoje ręce.

Paflagończyk.

       1100. Wstrzymaj się, błagam; czekaj, aż wykręcę
Chleba i zboża zapas ci nie mały.

Demos.

O zbożu nie mów! darłbym cię w kawały!
Boś ty z Tufanem[168] kradł mnie czas nie krótki!

Paflagończyk.

Ej, ja przyniosę chleb świeży, smaczniutki!

Kiełbaśnik.

Ja zaś placuszki wniosę dla Demusia,
Rybki smażone — niech żyje gębusia!

Demos.

A więc do dzieła! spieszcie mi się dzieci!
A kto z was lepiej pana dziś uraczy,
Dem dłoniom tego ster Pnyksu poleci!

Paflagończyk.

       1110. Ja biegnę pierwszy!

Kiełbaśnik.

O ja, nie inaczej!
(Wybiegają).

Chór.

Piękna-ć Demie, władza dana
Gdy cię każdy człek na ziemi
Czci i wielbi jako pana,
Korzy się przed stopy twemi.
A tyś jednak tak powolny,
Tak ci łatwo zmydlić oczy!
Lada lizuń zwieść się zdolny,
Gdy pochlebstwem cię otoczy.
Gdyś zasłyszał gdzieś retora,
Już się gapisz dobrodzieju,
       1120. Rozum — zczezł już jak kamfora!

Demos.

Nie masz w waszym łbie oleju,
Gdy mnie za fafułę macie.
O, jam z głupia frantem bracie!
I tak passyą mam w tym krzyku,
Wrzeszczeć wciąż, jak dziecko: Cyci!
Chcę zaś, by jak wieprz w karmniku,
Spasł się tem, co gdzie uchwyci
Jeden z stróżów mych czeredy.
Gdy się zaś odpasie z biedy,

Gdy się już utuczy pięknie —
       1130. Schwycę, zgniotę — brzuch mu pęknie!

Chór.

Otożbyś się spisał dzielnie,
Byś miał sprytu dość, ochoty,
I jak mówisz, zręcznie, czelnie,
Spełnił słowa co do joty!
Gdybyś tak ustawił szyki,
Żeby ich na Pnyksu skałach
Tuczyć jak ofiarne byki;
Gdy zaś będziesz sam w opałach,
Weźmiesz najtłustszego z trzody,
       1140. Zarzniesz, zjesz — mieć będziesz gody!

Demos.

Lecz wy sami osądzicie,
Że ich zwieść to sprawa krótka,
Choć tak trąbią o swym sprycie,
Chociaż mają mnie za dudka.
I tak, zmrużam niby oczy,
A wciąż czyham, czy kto kradnie;
Potem, gdy łotr w sieć mą wskoczy,
Wpadnę, złapię franta snadnie,
Przed sąd porwę, aż łotr, wyga,
       1150. Swych kradzieży nie wyrzyga!


SCENA VI.
CHÓR. DEMOS. KIEŁBAŚNIK i PAFLAGOŃCZYK wchodzą z koszami pełnemi rozmaitych przysmaków.
Paflagończyk.

Rozpłyń się smołą!

Kiełbaśnik.

A ty mazi strugą!

Paflagończyk.

Demie! ja gotów czekam długo, długo,
Boć chcę niech tobie w czemś me serce służy.

Kiełbaśnik.

Ty długo, długo; a ja dłużej, dłużej
Sto, tysiąc razy i krocie tysięcy!

Demos.

A jam was czekał, i kląłem wam więcej
Niż milion razy, miliardy, tryliony!

Kiełbaśnik.

Wiesz, co masz czynić?

Demos.

Przez cię pouczony
Dowiem się o tem.

Kiełbaśnik.

Pozwól, współzawodem
Służyć ci będziem w zapaśniczym biegu.

Demos.

       1160. Niech i tak będzie — stańcież do szeregu!

Kiełbaśnik i Paflagończyk
(stając w tyle sceny koło koszów).

Już!

Demos.

A więc gońcie!

Kiełbaśnik (odpycha Paflagończyka).

O, nie pójdziesz przodem!
(borykają się ze sobą).

Demos.

Przebóg! bądź stanę dziś na szczęścia szczycie,
Bądź mnie me gachy zaduszą w zachwycie!

Paflagończyk.

Widzisz, ja pierwszy krzesełko ci stawię!

Kiełbaśnik.

Lecz nie masz stołu — z tym ja wpierw się jawię!

(Demos siada za stołem).
Paflagończyk.

Oto masz tutaj hreczane kluseczki,
Z święconej w Pylos zgotowane hreczki.

Kiełbaśnik.

Oto łyżeczka — sama ją bogini
Żłobiła rączką swą z kości słoniowej![169]

Demos (oglądając łyżkę).

       1170. Wielkie gdzieś palce masz cudotwórczyni!

Paflagończyk.

Ot zaciereczka na juszce grochowej,
Smaczna aż lubo — co za barwa miła!
Ją Pylos-burcza Atena miesiła!

Kiełbaśnik (trzyma nad głową Dema misę kaszy).

Widocznieś w łaskach u bogini naszej,
Gdy ci nad głową trzyma misę kaszy.

Demos.

Jakto, ojczyzna byłaż-by dziś cała,
Gdyby nam ona kaszy nie trzymała?

Paflagończyk.

Rybkę ci zsyła Zgrozosiejna Pani!

Kiełbaśnik.

Córeczka Zeusa zsyła ci znów w dani,
Smaczniutkie mięso wprost wzięte z rosołu,
Tłuste kiszeczki, świeże flaczki z wołu!

Demos.

       1180. Pięknie, że pomna Peplosu[170] ofiary.

Paflagończyk.

Meduzogłowa[171] zjeść ci każe stary
Te oto chyżki[172], gdyż chodzi jej o to,
Byś panie, chyżo mógł pomykać z flotą.

Kiełbaśnik (daje mu ryby).

Weź i to także.

Demos.

Jakież znów zadanie
Te ryby mają?

Kiełbaśnik.

To są liny[173] panie,
Które ci zsyła bóstwa afekt szczery,
Byś z nich miał liny na swoje tryery:
Jawnie na sercu leży mu dziś flota. (Podaje mu wino).
Ot winko z wodą — specyały! pysznota!

Demos (pije).

Boże! jak słodkie! ani czuć w niem wody!

Kiełbaśnik.

Tritogeneja[174] gniotła nań jagody.

Paflagończyk.

       1190. Ot placka z serem masz kawał nie mały.

Kiełbaśnik.

Co kawał placka? Masz tu placek cały!

Paflagończyk.

Lecz jak ja, dasz mu ty pieczeń z zająca?[175]

Kiełbaśnik (zmieszany).

Zkąd ją tu wyrwać? o chwilo piekąca!
Hej sprycie pomyśl o jakimś wykręcie!

Paflagończyk (pokazując mu zająca).

Widzisz chuchraku?

Kiełbaśnik.

To mi gdzieś grzmi, w pięcie!
Bo oto właśnie nadchodzą —

Paflagończyk.

Kto taki?

Kiełbaśnik.

Posłowie niosą we workach srebrniaki.

Paflagończyk (podbiega na środek sceny).

Gdzie? gdzie?

Kiełbaśnik (bierze zająca z kosza Paflagończyka).

A zasię! puścisz mi tych gości?! —
Demciu! szaraka dźwigam Jegomości!

Paflagończyk.

       1200. Gwałtu! jak podle skradłeś mi szaraka!

Kiełbaśnik.

Sprawa z pod Pylos kubek w kubek taka!

Demos (ucieszony).

Powiedz, zaklinam, zkąd plan tej kradzieży?

Kiełbaśnik (wyniośle).

Plan do bogini, czyn do mnie należy!

Paflagończyk.

Jam go tak gonił! tak go upiekł ładnie!

Demos.

Precz! Kto go podał, temu dank przypadnie!

Paflagończyk.

O, mej czelności już gwiazda przyćmiona!

Kiełbaśnik.

Przecz nie rozsądzisz Demie, która strona
Wierniejsza twojej, twego brzucha sprawie?

Demos.

Ależ na jakiej sądzić mam podstawie,
       1210. By wyrok mądrym nazwała publika?

Kiełbaśnik.

Ja ci dam radę: idź, głębie koszyka
Mego i jego przeszukaj dokładnie,
A wierz mi, mądry wyrok z ust twych padnie!

Demos (wskazując na kosz Kiełbaśnika).

Cóż tam jest zatem?

Kiełbaśnik (otwiera swój kosz).

Pustki i nic więcej,
Wszystkom dał tobie w miłośni dziecięcej!

Demos.

Sam kosz twój nawet dobry patryota!

Kiełbaśnik.

Idź, zbadaj teraz, co ów ma niecnota.
Widzisz?

(Demos przeszukuje kosz Paflagona).
Demos.

Kosz mnóstwo łakoci zawiera!
O, placków górę schował ten przechera,
       1220. A mnie dał tyćko — ot jakby na kpinki!

Kiełbaśnik.

Zdawna już takie są jego uczynki!
Jeśli coś złapał, dał ci kąsek mały,
Część większą — jego szpony porywały!

Demos.

Więc mnieś kradł, zwodził nędzny Paflagonie,
A jam cię darzył, wieńcem zdobił skronie?!

Paflagończyk.

Kradłem, chcąc państwu pomódz dziełem takiem!

Demos.

Łotrze, zrzuć wieniec, bym tym świętym znakiem
Jego skroń ubrał.

Kiełbaśnik.

Zrzuć-że leniu, żwawiej!

Paflagończyk.

O nie, bo Pytyi mam wieszczbę, co prawi
       1230. Komu jedynie mam dać za wygranę.

Kiełbaśnik.

Toć tam zbyt jasno me imię nazwane.

Paflagończyk.

Wpierw cię wybadam — chcę dowodu na to,
Czy się w czem zgadza wieszczba z twą facyatą.
I tak ci najpierw zadam to pytanie,
W jakiej to szkole wziąłeś wychowanie?

Kiełbaśnik.

Ot — w świńskim chlewie, kułakiem kształcony.

Paflagończyk (przerażony).

Co?! (na stronie). Ta mi wieszczba w serce wpija szpony!
Niech będzie!
Czegoś się uczył w zapaśnictwa szkole?

Kiełbaśnik.

Kraść, krzywoprzysiądz, być o brudnem czole.

Paflagończyk (na stronie).

Febie! Apollo, wielki boże słońca!
       1200. Twoich zamiarów, któż dopatrzy końca? Głośno). —
Mężem, kunszt jaki schwyciłeś do ręki?

Kiełbaśnik.

Kiszkim sprzedawał i gwałcił panienki.

Paflagończyk (na stronie).

Przepadłem! Straszny wypadków obrocie!
Nie, jeszcze we mnie skra nadziei wzrasta! (Głośno).
To jeszcze powiedz: czyś w rynku w istocie
Kiszki sprzedawał, czy też w bramach ciasta?[176]

Kiełbaśnik.

W bramach, gdzie ryby sprzedają wędzone.

Paflagończyk (z rozpaczą).

Przebóg! więc słowa mej wróżby spełnione!

(Upada nieprzytomny — po chwili).

Precz mnie ztąd weźcie, com igraszką doli!

(Zdejmuje wieniec).

       1250. Bądź zdrów wianuszku! żegnam cię! o boli
Serce mnie srodze! włoży cię nieboże
Złodziej nie większy, lecz szczęśliwszy może!

(Paflagończyka usuwają ze sceny za pomocą maszyneryi).
Kiełbaśnik.

Helleński Zeusie, tobie cześć i dzięki!

Chór.

Żyj nam rycerzu! lecz pomnij, z mej ręki
Porosłeś w pierze; krótko, węzłowato:
Zrób mnie jak Fana[177], swym pisarzem za to!

Demos.

Jakże cię zowią?

Kiełbaśnik.

Jam już od kołyski
Tłukł się po drogach, bił i sam brał w pyski,
Imię więc moje jest — Zawalidroga!

Demos.

Zawalidrogo! Paflagona, wroga,
Łasce niełasce twej zdaję na wieki —
       1260. I sam się twojej dopraszam opieki.

Kiełbaśnik.

Demie, o, ja cię tak czcić będę błogo,
Tak cię obsłużę, że z ludzkiego rodu,
Sam wnet to wyznasz, nie znałeś nikogo,
Ktoby był szczerszym dla Gapowic[178] grodu!

(Kiełbaśnik wyprowadza Dema).





Parabaza druga.
Chór.
(Strofa.)

Cóż szczytniejszego może być pod słońcem,
Jak ze zaczęciem sztuki i z jej końcem
Uwielbiać dzielnych Rycerzy?
Tylko mi wara! szydzić z Lizystrata,
Albo z Tumanta[179], co błądzi wśród świata
Bez chaty, ognia, odzieży!
       1270. On bo, o, święte imię Apollona,
Schnie wciąż z pragnienia i wciąż z głodu kona,
I ciągle płacze i płacze,

Kołczan twój w Pyto[180], rosząc łzami swemi,
Abyś mu boże dopomógł na ziemi
Bez pracy znaleźć kołacze!

Przodownik Chóru.

Szydem smagać urwipołciów, o, niechęci to nie wzbudzi;
Owszem, rzecz to chwały godna, podług zdania mądrych ludzi.
Gdyby otóż wam był znany człowiek godny szyderstw wielu,
Pewnie jabym tu nie czynił wzmianki o swym przyjacielu.
Lecz któż nie zna Arygnota[181], kto ma zdrowe klepki w głowie,
Kto wie, że dwa a dwa cztery[182], któż go nie zna cni widzowie?

       1280. Ma ci otóż on braciszka — lecz nie co do przekonania —
Aryfrades jest nim łotrzyk, łotrem jest zaś — z powołania!
Nie jest jednak tylko łotrem (boćbym i nie spostrzegł tego),
Nie jest nawet arcyłotrem — odkrył całkiem coś nowego!
I tak usta jego kala brudnych chuci jad, posoka,
Bo w bordelach juchę z dziewek chłepce chciwie, że aż cmoka,
Aż mu z brody jucha kapie, czyści wciąż kominki dziewek,
Został gachem Ojonicha[183] — rznie w takt Polimnesta[184] śpiewek!
Gdyby otóż takim człekiem ktoś nie gardził z serca, z duszy,
Przebóg! z jednej czaszy z nami winka nigdy nie wysuszy!

Chór.
(Antystrofa.)

       1290. O jakże często, gdy noc przyjdzie głucha,
Gubię się w myślach i natężam ducha,
Niech szuka, bada i szpera,

Myślę i myślę, by raz odkryć przecie,
Zkąd Kleonymos na tym bożym świecie
Tak się okrutnie obżera!
Mówią, bogaczów objadać on skory —
Ci go wykurzyć nie mogąc z komory
Tak błagać mają pospołu:
„Na klęczkach panie, klniemy cię, na bogi,
Opuść czemprędzej spichrzów naszych progi,
Przynajmniej — nie zjedz nam stołu!”

Przodownik Chóru.

       1300. Raz się miały na naradę zebrać nawy trójwiosłowe,
A z nich jedna, wiekiem starsza, taką im palnęła mowę:
„Czy wy wiecie cne dziewice co tam w mieście słychać ninie?
Otóż mówią, że naw setki żąda przeciw Kartaginie,
Mruk i zrzęda, plaga państwa, Hyperbolos[185], człeczę sprośne!”
Wszystkie nawy wnet przyznały, że to straszne i nieznośne. —
Inna znowu, co na sobie chłopa nie dźwigała jeszcze,
Tak im rzekła: „O przenigdy ja nie wpadnę w jego kleszcze!

Gdy być musi, czerw mnie stoczy, a tu dotrwam dni mych kresu!
Ty tak samo, o Naufanto Nausonówno![186] — daj go biesu!
Widzi niebo, jakem z tarcic i z sośniny tęgo zbita,
       1310. Pójdą za nim Ateńczycy — a więc także z nimi kwita!
Płyńmy, wnoszę, do Tezejon[187], tam usiędziem przy świątyni,
Lub gdzie indziej u stóp boskich, niech Bóg z nami sprawę czyni!
Lecz z ojczyzny kpić kochanej nie pomożem — nie, psubrata!
Gdy zaś płynąć chce koniecznie, niech kark skręci, daj go katu!
Lecz pudelek na swe lampy niech użyje zamiast batu!”


Koniec aktu drugiego.


Akt trzeci.
SCENA I.
CHÓR. ZAWALIDROGA.
Zawalidroga.

Milczeć mi bracia kornie, wstrzymać pęd języka,
Puścić w trąbę pieniactwo, zamknąć trybunały,
Które gród nasz tak cieszą — a cała publika
Niech na wieść szczęścia wznosi dziękczynne chorały!

Chór.

O zbawcze światło Aten! wysp obrońco, Panie!
       1320. Cóż to za wieści szczęścia, byśmy wdzięczni za nie
Gród nasz poili wonią dziękczynnej ofiary?

Zawalidroga.

Dema jam odgotował i przez moje czary
Cnym go, dzielnym wam czynię z ciury i niezdary!

Chór.

O cudotwórco, gdzież on ma siedzibę swoją?

Zawalidroga.

Wśród starych Aten, które fiołków wieńce stroją.

Chór.

Jakby go ujrzeć? jakiż? w jakie strojny szaty?

Zawalidroga.

Taki, z jakim Arystyd, Miltyades przed laty
Wspólnie biesiadowali![188] Ujrzycie go sami —
Ot już drzwi otwierane dzwonią wrzeciądzami.


SCENA II.
Ci sami; później DEMOS, ustrojony w szaty z czasów maratońskich.
Zawalidroga.

Stary gród Aten[189], cudny, godny uwielbienia,
Gdzie Dem mieszka, witajcie hymnem uniesienia!

Chór.

Boska, święta stolico fiołkami zasiana,
       1330. Wskaż nam naszego, państwa, Grecyi całej pana!

Zawalidroga.

O już go widać! patrzcie! zdobny ojców strojem,
Włos mu cykada[190] zdobi, a namaszczon myrrą,
Sądem nie cuchnie więcej, lecz pachnie pokojem!

Chór.

Żyj nam królu Hellady! (do Zawalidrogi). O, ja radość szczerą
Czuję z tobą pospołu! Czyn twój mężu prawy,
Godny ojczyzny, godny Maratonu sławy!

Demos.

Zawalidrogo! chodź tu luby synu!
Wzniosłego iście dokonałeś czynu,
Żeś wrócił młodość, udzielił mi krasy.

Zawalidroga.

Nie pomnisz widać, niedawnemi czasy
Kim ty to byłeś, coś robił nieboże,
Bobyś mnie nazwał samym bogiem może!

Demos.

Cóż więc czyniłem, powiedz mi uprzejmie?

Zawalidroga.

       1340. Gdyby ci najpierw rzekł był ktoś tam w sejmie:
„Kocham cię Demie, wielbię cię mój święty,

Jeden dbam o cię, o dobro twej skóry” —
Tybyś, gdy takiej użyłby przynęty,
Wnet się indyczył, capkiem stał do góry!

Demos.

Ja?

Zawalidroga.

On, gdyć odrwił — dał nurka do dziury!

Demos.

Co mówisz?
Tak czynił, jażbym nie spostrzegł swawoli?

Zawalidroga.

Uszy zaś twoje na kształt parasoli
Zwijał, rozkręcał, naciągał do woli.

Demos.

Byłżem tak głupi mimo siwą głowę?

Zawalidroga.

       1350. Gdyby dwaj mówcy byli mieli mowę,
A jeden radził wznieść ci statki nowe,
Drugi dla sędziów zachować te grosze —
Ów drugi pewnie zyskałby twe względy.

(Demos schyla się i zakrywa twarz).

Czemuś przycupnął? wyprostuj się proszę.

Demos.

O, twarz mi pali wstyd za dawne błędy!

Zawalidroga.

Nie twą to winą, nie martw się więc zgoła;
Ci winni, co cię zwodzili bez czoła.

Powiedz to jeszcze; przypuśćmy, że powie
Tak jakiś rzecznik chytry, z fałszem w oku:
„Na zawsze chleb wasz stracicie sędziowie,
       1360. Jeśli nie będzie „winny” stać w wyroku!”
Cóż? powiedz, jakie czekają go kary?

Demos.

Za łeb go porwę, pchnę nim w czarne jary,
Do szyi zaś mu przywiązan zostanie
Hyperbol, żeby razem tam skonali!

Zawalidroga.

O to ci mądre, tu rozsądne zdanie!
A zresztą jakże rządzić myślisz dalej?

Demos.

Najpierw dam majtkom żołd cały, nietknięty,
Skuro do portu zawiną okręty.

Zawalidroga.

Toż się ucieszą! wszak świecą zadkami!

Demos.

Dalej od branki nikt się nie wymami,
Przez plecy, wpływy, nie wykręci mi się,
       1370. Lecz tak jak pierwej, pozostanie w spisie!

Zawalidroga.

Oj, gorzko wtedy Kleonym[191] zapłacze!

Demos.

W Radzie zaś milczeć będą mi smarkacze[192].

Zawalidroga.

Gdzież Klejsten, Straton[193] wtedy palnie mowę?

Demos.

Mam ci na myśli ja tu bębny owe,
Co po golarniach[194] siedząc w nocy, we dnie,
Tak rozprawiają, takie plotą brednie:
„O Fajaks szermierz! korzystał z nauki!
Pysznie dowodzi, on mistrz wniosków sztuki!
Trafnych ci przysłów nasypie bez liku,
Jasny, dobitny, przejmuje do szpiku,
       1380. Zachwyca pałki wrzaskliwego tłumu!”

Zawalidroga.

Szczutkiem w nos nie dasz im lekcyi rozumu?

Demos.

Nie, bo plan inny strzelił mi do głowy:
Zmuszę ich zrzec się rzecznictwa, wymowy, —
Za to pójść mogą gdzieś sobie na łowy!

Zawalidroga (daje Demowi krzesło z poręczami).

Z warunkiem, że w tym planie wytrwasz święcie,
Daję ci Demie to krzesło w prezencie.
Masz tataj także jurnego chłopaka,
By ci je nosił; przyjdzie-ć chętka taka,
Za krzesło — jego możesz użyć śmiało!

Demos.

Szczęśliw ja, z dawną zmartwychwstaję chwałą!

Zawalidroga.

Wtedy tak powiesz, gdy-ć złożę w ofierze
Trzydziestoletni pokój i przymierze!

(Zwraca się w głąb sceny i woła):

Bóstwa pokoju wstąpcież mi w te progi!

(Piękne dziewice, jako uosobienie pokoju wstępują na scenę).
Demos.

       1390. O święty Zeusie! jak cudne! na bogi!
Możnaby z niemi choć z trzydzieści latek
Pobaraszkować, rwać miłości kwiatek?
Zkąd ty je wziąłeś?

Zawalidroga.

Paflagon, psie plemię,
Nie strzegłże, byś ich nie dostał mój Demie?
Dziś ci je daję — na wiejskie rozkosze
Pójdziesz wraz z niemi.

Demos.

Paflagona, proszę,
Sprawcę wszystkiego, cóż czeka w zapłacie?

Zawalidroga.

Mój kunszt kiełbaśny i nic więcej bracie!
Przy bramach miasta będzie sam jedynie
Kiszki sprzedawał, w psiem mięsie, oślinie
Będzie się babrał, a gdy się upije
       1400. Z dziewkami wchodzić będzie w kłótnie, chryje,
Z łazienek wreszcie pić będzie mydliny!

Demos.

Ślicznieś obmyślił — stosownie do winy,
Żeby z dziewkami darł koty w zawody.
Ja-ć proszę za to na prytańskie gody,
Poczestne miejsce, gdzie łotr siedział wprzódy.
Chodź — (daje mu płaszcz) ten płaszcz pyszny weź za swoje trudy.

(Zwraca się w głąb sceny).

Kpa tamtego do kiełbas napędzić mi który,
W oczach naszych Związkowych, z których zdzierał skóry!

(Wszyscy wychodzą przy odgłosie pieśni Chóru).


Koniec.






  1. W podziale na akty i sceny poszliśmy za wzmiankowanem wyżej dziełem J. G. Droysen’a.
  2. Grecy nazywali zwykle niewolników imieniem narodu, do którego należeli; Paflagończyk zatem oznacza niewolnika pochodzącego z Paflagonii w Azyi Mniejszej. Arystofanes nadał to imię Kleonowi z tego powodu, że Paflagończycy uchodzili obok niewolników frygijskich za najgorszych, a nadto ukrył on w niem przycinek dla ogłuszającej i namiętnej wymowy tego demagoga; słowo παφλάζω bowiem znaczy: ryczeć, szumieć — Paflagon więc Krzykała.
  3. Kleon był o tyle chłystkiem (w oryginale γεώνητοσ, nowo zakupiony), że był dorobkiewiczem, homo novus; piastując najwyższe urzędy w państwie, nie mógł się poszczycić ani sławą przodków, ani starożytnością rodu.
  4. Mowa tu o Olimposie Młodszym, który obok poprzednika swego, Olimposa Starszego, rozszerzył w Grecyi kult auletyki, t. j. gry na flecie, z Frygii pochodzącej. Muzyka ta szalona i namiętna stała w przeciwieństwie do łagodnej, melodyjnej gry na cytrze, dotąd w Grecyi rozpowszechnionej.
  5. Liczby na marginesie umieszczone oznaczają ilość wierszy w oryginale.
  6. Bojaźliwy Nikias ma radę skuteczną, zna środek, któryby go z towarzyszem wybawił na zawsze z tego niemiłego położenia, lecz obawiając się odpowiedzialności, nie chce go wręcz podać; żąda więc, żeby mu Demostenes z ust wyjął niejako te słowa, które on ma na myśli.
  7. Słowa te dyktuje Nikiasowi znowu zbyteczna ostrożność; lękając się złych skutków swego planu, chce myśl właściwą, rdzeń jej, pokryć frazeologię, na wzór Eurypidesa, o którą widać, obwinia Arystofanes tego tragika.
  8. Dosłownie: „nie strzebul, (od trzebula, trybula); nie praw sposobem Eurypidesa, ponieważ jego matka sprzedawała trzebule”. Dr. Z. Węclewski: Słown. greck.-pols. — Jest to druga alluzya do patetycznej częstokroć i przesadnej dykcyi Eurypidesa, a zarazem i do pochodzenia jego, matka jego bowiem Klejto była straganiarką, przekupką jarzyny. Przełożyliśmy to zdanie słowami: „Oto przekupka”, ponieważ przekupki w ogóle słyną z gadatliwości.
  9. Kto zna ustęp powyższy w oryginale, usprawiedliwi chętnie tłomacza, że wybrał drogę przekładu mniej dosłownego, lecz i mniej rażącego ucho i smak czytelnika dzisiejszych czasów.
  10. Ulubionym pokarmem ludu ateńskiego i w ogóle Hellenów, był bób i groch. W słowach tych zawiera się zarazem alluzya do wyboru urzędników w Atenach, który uskuteczniali Tesmoteci za pomocą, ziarn bobu.
  11. Jest to uosobienie ludu ateńskiego; Demos bowiem oznacza lud, gminę, Pnylts zaś był miejscem Zgromadzeń ludowych w Atenach.
  12. Targi na niewolników odbywały się zwykle z początkiem każdego miesiąca.
  13. λογρίοις ἄκροισι — bajanie, paplanie. Schol.
  14. W Atenach rozstrzygał sprawy sądowe lud sam, reprezentowany przez 6,000 tak zwanych Heliastów (przysięgłych), którzy podzieleni na grupy, zmieniali się w pełnieniu tego obywatelskiego obowiązku.
  15. Na mocy postanowienia Peryklesa otrzymywał każdy Heliasta jeden obol (6 — 8 ct. a. w.) dziennie; Kleon podwyższył tę sumę na trzy obole (τριώβολος), chcąc przez to lud sobie zjednać. Nie trudno się domyśleć, że Heliaści nie bardzo się spieszyli z załatwianiem spraw, gdyż im dłużej sądy trwały, tem wiecej było widoków na trzy obole.
  16. Demostenes ma tu na myśli zwycięstwo, które pod Pylos odniósł, a które Kleon, współdowódca jego, ludowi ateńskiemu miał przedstawić jako własną zasługę. Patrz przedm.
  17. Mówcy ateńscy występowali publicznie w wianku myrtowym na głowie; Kleon ma jako garbarz, rzecz jasna — wianek skórzany.
  18. Kleon nie pozwala retorom zakłócać spokoju Demosowi; czyni zaś to tem gorliwiej, że mowy ich zawierać musiały wiele dla niego samego nieprzyjemnych rzeczy.
  19. W owym czasie krążyło między ludem mnóstwo wyroczni, tyczących się losów kraju i wybitnych osobistości.
  20. Hylas, jeden z niewolników, socius doloris Nikiasa i Demostenesa. Być może, że Arystofanes ukrył pod tem imieniem jakąś osobistość, znaną wówczas powszechnie w Atenach.
  21. ἐν Αἰτωλοῖς. — ἐν Κλοπιδῶν. Pierwsze wskazuje na chciwość Paflagończyka (αἰτέω prosić, żebrać), drugie zaś jest dowcipnem przekręceniem słowa Κρωπίδαι, imienia mieszkańców attyckiego demosu Κρωπιά lub Κρωπειά i jest alluzyą do długich palców Kleona, (κλέπτω kradnę). W przekładzie niepodobieństwem było tekstu się trzymać dosłownie, chodziło więc tylko o uwydatnienie myśli autora, ubrawszy ją, w szatę słów innych. Tłomacząc: „Od Wysp. Złodz.”, i t. d., chcieliśmy wskazać, że Kleonowi od brania kubanów do zwykłego złodziejstwa, żaden sposób przywłaszczania sobie cudzej własności nie był nieznajomym. Przez „Kub. kraje” rozumieć należy kraje leżące na wyspie Kuba. Słowa te są w ustach starożytnego Greka bezwątpienia anachronizmem, lecz należy ie bardziej przenośnie pojmować i nie uważać ściśle za imiona własne pewnych, dziś nam znanych miejscowości.
  22. Rozpowszechnione było w starożytności mniemanie, że ciepła krew wołu jest zabijającą trucizną.
  23. O śmierci Temistoklesa krążyły między Grekami rozmaite wieści. Tukidydes twierdzi, że on umarł naturalną śmiercią, wspomina atoli także o podaniu, podług którego miał się otruć, wypiwszy podczas ofiary puhar krwi wołowej.
  24. Gdy się uczta właściwa u Greków skończyła, wynoszono stoły z resztkami potraw, oczyszczano podłogę i podawano uczestnikom biesiady wodę do umycia rąk, wieńce na głowę i t. p., oprócz tego otrzymywał każdy nieco nierozpuszczonego wina, które wychylał następnie na cześć άγαθοῦ δαίμονος, Boga Dobrego, Łaskawego, lub za zdrowie obecnych, ὑγιείας, — potem dopiero podawano wino rozcieńczone wodą. Wiadomo, że Grecy pili tylko wino mieszane z wodą, (do 3 części wody dolewano 1 lub 2 części wina); pić wino czyste, a nawet mieszane po równej części (ἴσον ἴσῳ) uważano za nieprzystojne dla Greka.
  25. δηημιοπρατ᾽ ἐπίπαστα; ἐπίπ był to rodzaj placków, nadzwyczaj lubionych przez Greków, robiono je zaś z ciasta szczególnym sposobem do tego przyprawionego, a posypywano solą i korzeniami. Placki te jedzono dla zaostrzenia apetytu i pobudzenia pragnienia. Δημιοπρατα nazywano dobra prywatne, sprzedane na rzecz skarbu państwa, a należące do obywateli skazanych na utratę czci, (ἀτιμία), na śmierć, lub też na sprzedaż w niewolę. Denuncyantowi lub oskarżycielowi tego, na kogo podobna kara spadła, dostawała się w udziale czasem nawet ⅓ część wartości dóbr skonfiskowanych. Nikias posądza Kleona, że on się objadł placka kupionego za pieniądze płynące do jego kieszeni właśnie z takich konfiskat.
  26. Libacyą (σπονδή), nazywano ofiarę, którą pijący składał bóstwu wylewając na ziemię kilka kropel napoju.
  27. Πραμμνίου — bóstwo wina pramnijskiego. Wino Pramnios było to mocne, czerwone wino, pochodzące z góry Pramnos na wysjiie Ikaros. W późniejszych czasach nazywano każde mocne, czerwone wino pramnijskiem.
  28. Wielu wydawców uważa ten wiersz za nieautentyczny, jako powtarzający zdanie, już wyżej przez Demostenesa wypowiedziane.
  29. Bakchis z Beocyi, sławny wieszczek, w czasach wojen perskich. Podczas wojny peloponeskiej rozsiewali oszuści i demagogowie mnóstwo wieszczb pod jego imieniem, zachęcając niemi lud do ciągłej walki ze Spartą, a odwodząc go od pokoju.
  30. Handlarzem tym jest Eukrates, patrz przedm.
  31. Mowa tu o Lizyklesie, następcy Eukratesa.
  32. Κυκλοβόρου φωνὴν ἔχων: „mający głos Kikloboru” rwącego i szumiącego strumyka w Attyce; głos Kleona zatem był ogłuszający, jak szum górskiego strumienia.
  33. Niewolnicy znajdują się na tak zwanem Logejon, t. j. wzniesionej części sceny; Kiełbaśnik wchodzi na część jej niżej położoną, leżącą w równej wysokości z Orchestrą. Obie części połączały wschody.
  34. Prytanią a właściwie Prytanejon zwał się ratusz w każdem mieście greckiem. W miejscu tem było ognisko miasta, tam ugaszczano posłów obcych mocarstw, tam wreszcie byli na koszt państwa żywieni mężowie, którzy się zasłużyli ojczyznie. Demostenes sądzi, że dla Kiełbaśnika za małym byłoby zaszczytem samo tylko jedzenie w Prytanejon, dla tego też czyni mu nadzieję na większe jeszcze przyjemności, których tam będzie mógł używać.
  35. Karya leżała w południowo-zachodniej części Azyi Mniejszej. Ponieważ Karya i Kartagina leżą w wręcz przeciwnej stronie stosunkowo do Aten, jest następujące pytanie Kiełbaśnika całkiem usprawiedliwione.
  36. Demostenesa przeraża ta myśl, że Kiełbaśnik wie może o tem, iż do sprawowania rządów w Atenach, trzeba było wówczas najnikczemniejszy posiadać charakter, być koniecznie podłego rodu, i że on, nie poczuwając się do tego, niegodnym się mieni. W takim razie musiałby Demostenes postradać wszelką nadzieję pozbycia się Paflagończyka.
  37. αἴϰα μἠ ϑαλφϑῇ λόγοις, τὰ μὲν λόγια αἰϰάλλει με „αἴϰα” u Attyków nigdy nie używane, powtarza Demostenes z przeczytanej wyroczni. Ztąd też pochodzi gra wyrazów w odpowiedzi Kiełbaśnika, który nieznane sobie słowo α ἴϰα łączy z αἰϰάλλειν. Tę grę wyrazów starał się tłomacz naśladować w przekładzie za pomocą słowa „chyba“ ras jako spójnika, drugi raz rzeczownie użytego.
  38. Idąc za Kock’iem opuściliśmy w przekładzie 215 wiersz oryginału jako nieautentyczny.
  39. Kock wyjaśnia te słowa w ten sposób, że część wieszczb znajdujących się w ręku Demostenesa pochodziła od wieszczka Bakchisa, część zaś, a mianowicie koniec, od Apollona — względnie Pytyi.
  40. Κοαλέμῳ dosłownie: bogu gapiowi.
  41. Grecy uwieńczali głowę przy każdej ofierze.
  42. W teatrze greckim występowali aktorowie w maskach na scenę. Dziwnemi bezwątpienia wydać nam się muszą te słowa Demostenesa, który niemi usuwa wszelką illuzyą, wszelkie złudzenie. Nawiasowo dodać wypada, że Kleona tak się obawiano, iż żaden z aktorów nie chciał się podjąć roli Paflagończyka, a Arystofanes, jak głosi tradycya, sam w niej wystąpić widział się zmuszonym.
  43. Już pierwsze wystąpienie Kleona na scenę charakteryzuje najlepiej gwałtowne jego usposobienie. — Mówi on o półwyspie Chalkidijskim, na południu Macedonii leżącym, na którym ateńczycy mieli posiadłości. Brazydas, wódz spartański odebrał im je roku 424.
  44. Symon i Panajtyos byli hipparchami, t. j. dowódcami Rycerzy.
  45. Chór występuje podzielony na dwa pół-chóry‘ z których (podług Droysen’a) jeden składał się ze starszych, drugi z młodszych Rycerzy. Idąc w ślad za wzmiankowanym autorem nazywamy pół-chór starszych „Chórem 1”; pół-chór zaś młodszych „Chórem 2”. W każdym razie jest to tylko przypuszczenie, gdyż stanowczego nic się nie da orzec w tej kwestyi.
  46. Przypominamy, że Eukrates obok handlu zgrzebi także młyn posiadał. W zdaniu powyższem zawiera się alluzya do nader krótkiego czasu, w ktérym demagog ten wywierał wpływ jakiś na sprawy ojczyste.
  47. Podobnie, jak przed zerwaniem owocu z drzewa, staramy się za pomocą dotykania przekonać, czy jest on dojrzały, czy też nie, „maca” i Kleon tych urzędników, którzy po skończonem urzędowaniu są obowiązani zdawać z niego sprawę; czyni to zaś, aby się przekonać, czy postrachem oskarżenia, choćby fałszywego, nie da się coś od nich wyłudzić.
  48. Chersonezos zwał się półwysep, rozciągający się na południe od Tracyi, między morzem imię tego kraju noszącem, a między Hellespontem. Zwano go także Chersonezem trackim; jest to dzisiejszy półwysep Dardanelski. Ponieważ uchodził on w starożytności za nadzwyczaj zamożny, ściąga z niego Kleon tem chętniej ofiary swojej chciwości.
  49. ἡμέτερος ὁ πυραμοῦς: my otrzymamy placek pszeniczny”. — Kto podczas pijatyki nocnej najdłużej placu dotrzymał, dostawał w nagrodę placek z pszenicy i miodu.
  50. ζομεύματα, — wyraz ten zbliżony jest brzmieniem do słowa ὑποζώματα, oznaczającego pewien rodzaj lin okrętowych. Paflagończyk zarzuca w ten sposób pośrednio Kiełbaśnikowi przemycanie owych lin na tryery (trójwiosłowce) wrogów.
  51. Potrawy podawane w Prytanejon były pierwiastkowo, podług postanowienia Solona, nader proste i skromne. Za czasów Arystofanesa, jak to ze słów Niewolnika pierwszego wnioskować można, pozwalano sobie na zbytki w jedzeniu. — Kleon zarzucił Kiełbaśnikowi przemycanie „świńskich zupek” na okręty wrogów, on zaś i Demostenes, oddając mu piękne za nadobne, posądzają go w sposób wcale oryginalny o przemycanie potraw z Prytanejon.
  52. ὲν ἀγορᾷ ϰἀγὼ τέϑραμμαι, dosłownie: i ja wychowałem się na ulicy. Kiełbaśnik sądzi, że może całkiem śmiało spojrzeć w oczy przeciwnikowi, gdyż obu ich wychowała ulica.
  53. Kleon zaszedł w bezczelności tak daleko, że się całkiem otwarcie przyznaje do praktyk złodziejskich, sądząc, że przeciwnik jego nie jest z niemi obznajomiony. Lecz niestety, jaki go zawód oczekuje!
  54. Hermes był patronem handlu i przemysłu w ogóle, a złodziejskiego przemysłu w szczególności.
  55. Rada pięciuset podzielona była na 10 komitetów, a w skład każdego z nich wchodziło 50 radnych; członkowie tych komitetów zwali się Prytanami. Prytanowie zmieniali się w urzędowaniu co 35 lub 36 dni i zajmowali się administracyą państwa, kierowali pod przewodnictwem prezesa swego Zgromadzeniem ludu i rozstrzygali sprawy sądowe mniejszej wagi.
  56. Dosłownie podług tekstu: „Oskarżę cię, że masz święte kiełbasy bogów, za które jeszcze dziesięciny nie zapłaciłeś”.
  57. ϑυννοσϰοπεῖς τοὺς φόρους: „czatujesz na daniny, jakby na tuńczyki”. Tuńczyki (thunni) nadciągały we wielkiej ilości ku brzegom greckim i wtedy chwytano je masami. Ryby te lubią wygrzewać się na słońcu, dla tego też pływają zawsze na powierzchni morza, i już zdaleka widzieć je można. Korzystali z tego greccy rybacy i wznosili w czasie połowu wysokie rusztowania, zkąd śledzono ich ruchy i miejsce pobytu; czynność ta zwała się ϑυννοσϰοπεῖν. Kleon śledzi również pilnie jak owi rybacy, lecz potem zastawia swe sieci nie na tuńczyki, ale na podatki i daniny wszelkiego rodzaju.
  58. Grecy nosili „bądź to sandały za pomocą rzemyków do nogi przywiązywane, bądź też obuwie całą stopę pokrywające. Między temi dwiema głównemi postaciami obuwia były jeszcze rozmaite formy przejściowe.
  59. Pergazy, gmina niedaleko Aten położona, należąca do fili (mniej więcej dzisiejszy powiat) Erechteϊs.
  60. Archeptolemos, syn Hippodama sławnego filozofa, budowniczego kilku miast greckich, był zwolennikiem oligarchii, a zaciętym wrogiem demokracyi i demagogów. Tryumfy przeto i powodzenie Kleona nie były pewnie powodem jego radości.
  61. Worauf denn pochst du, dass du mir entgegen wagst zu schnalzen? Droysen.
  62. Zdanie to tak opiewa w dosłownem tłomaczeniu: „Schwyciwszy sprawę jakąś, któraby ci w ręce popadła, piękniebyś niedogotowaną porwał w kawałki i pomieszał bez ładu!” W słowach tych zawiera się alluzya do profesyi Kielbaśnika.
  63. διϰίδιον εἶπας εὖ ϰατὰ ξένου μετοίϰου: „wygrałeś procesik z cudzoziemcem jakimś”. Cudzoziemcy przebywający w Atenach pozostawali pod opieką rządu, a każdy z nich miał patrona (προστάτης), który go zastępował w obec prawa. Patron taki nie bardzo się pewnie troszczył o wygranę narzuconego mu pupila, dla tego też wygranie procesu z cudzoziemcem, nie wymagało wielkich zdolności oratorskich i znajomości prawa.
  64. Picie wody uważano za odpowiednie przygotowanie do studyów, które wymagały pracy i wytrwałości.
  65. Paflagończyk zarzucał Kiełbaśnikowi, że on chcąc się swą wymową popisać, aż do picia wody uciekać się musiał; Kiełbaśnik zaś zapytuje go, jakiego to trunku on używał, nim mu się udało tak państwem owładnąć.
  66. Wierność Milezeńczyków, którzy później od Aten odpadli, była już wówczes Ateńczykom podejrzaną, że zaś w okolicy tego miasta chwytano najlepsze okunie, sądzi Kleon, iż Kiełbaśnik potrafi snadnie zajadać wyborne owe ryby z pod Miletu, lecz, że z Milezeńczykami samymi, byłaby sprawa nieco trudniejsza.
  67. Kiełbaśnik nie myśli, objąwszy rządy państwa, zajmować się wiele polityką — on się naje porządnie i zapewni sobie piękne dochody na zyskownej dzierżawie kopalni.
  68. Bei Herakles, eh’ den du schleppst, schaff’ mich nur erst zuvor ’naus! Droysen
  69. Każdej strofie, czyli zwrotce pieśni chórowej, w dramacie greckim, odpowiadała pod względem rytmicznym równa jej zupełnie antystrofa. Symetryą tę staraliśmy się ile możności zachować w przekładzie.
  70. Dosłownie: „te kłosy” i t. d.; przełożyliśmy to w ten sposób ze względu na następujące ἐν ξύλῳ δήσας, „przywiązał do pala”, co o kłosach powiedziane, zdanie całe uczyniłoby nie jasnem. Mowa tu o przywiezionych ze Sfakteryi jeńcach spartańskich.
  71. Kratynos, komedyopisarz współczesny Arystofanesowi, lubiał zbyt często zaglądać do kieliszka, a że nadto z powodu sędziwego wieku nie był, jak twierdzi Droysen, panem swych zamków, wszystko składało się na to, że zostać podściółką (ϰώδιον) w jego łożu, nie było rzeczą wcale pożądaną.
  72. Morsymos był lichym tragikiem ze szkoły Ajschyla, uczenie się więc „Chórów” w jego tragedyach nie należało także do największych przyjemności.
  73. Πῖνε πῖν᾿ ἐπι συμφοραῖς, jest to początek jednej z pieśni Symonidesa.
  74. W przekładzie poszliśmy nie za lekcyą Kock’a πυῤρ ῾οπίπης t j. „polujący na złotowłosych chłopców”, lecz za lekcyą πυροπίρης, co ma oznaczać „starego kutwę, liweranta pszenicy do Prytanejon”. Nie wiemy bliżej kto był ten Julos; imię to nawet nie jest greckiego pochodzenia.
  75. Zgromadzenie ludu rozpoczynało się ofiarą na cześć Zeusa, boga wieców (Ζεὺς ἀγοραῖος).
  76. μαχεῖ σὺ ϰυνοϰεφάλλῳ „będziesz walczył ze mną, który mam psią głowę?”
  77. Grecy oczekiwali zawsze z niemniejszą od nas niecierpliwością, zjawienia się wiosny i ptaków ją zwiastujących; jaskółka uchodziła i u nich za pierwszą jej posłanniczkę. Znane im było również przysłowie, że jedna jaskółka nie zwiastuje wiosny, μ ία γὰρ χεελιδὼν ἔαρ οὐ ποιεῖ.
  78. W miejscu tem mogliśmy oddać tylko myśl poety, nie trzymając się obrazu zawartego w tekście. Grecy sporządzali z pokrzywy bardzo zdrową i przez smakoszów poszukiwaną sałatę: niezbędnym atoli warunkiem dobroci jej było to, ażeby pokrzywę do niej zerwać przedtem jeszcze, nim pączki wypuściła — przed nadejściem wiosny, przed zjawieniem się jaskółek, (πρὸ χελιδόνων). Chór mówi otóż do Kiełbaśnika, że jak inni przed pojawieniem się wiosny owę sałatę jedzą, tak on już w samem zaraniu życia, na wiosnę jego niejako, niepospolite okazał zdolności do złodziejstwa.
  79. Demostenes, który pierwej okazał gotowość do pełnienia najniższej nawet służby na okręcie Kiełbaśnika, wyobraża sobie teraz, że się już na nim znajduje i daje stosowne rozporządzenia, gdy Paflagończyk burzę wzniecić się stara.
  80. Sykofantami zwano ludzi robiących z fałszywych oskarżeń istne rzemiosło dla wyłudzania pieniędzy od współobywateli. Od imienia ich utworzył Demostenes na prędce nazwę miejscowości.
  81. Potydaja, ulegająca Ateńczykom osada koryncka, zbuntowała się, lecz została w r. 430 znowu do uległości zmuszoną.
  82. „Zbrodniarzami lżącymi Ateny ołtarze” byli przodkowie sławnego wówczas i znakomitego rodu Alkmsonidów, który wydał takich mężów jsk Klejstenes, Perykles, Alkibiades. Alkmeonida Megakles wymordował na czele rozwścieklonego ludu, w sposób świętokradzki, bo po świątyniach i u stóp ołtarzy stronników Kilona, który w r. 612 chciał tyranią w Atenach zaprowadzić. Za ten krok nierozważny odpokutował cały ród Alkmeonidów wygnaniem z kraju, a Solon musiał świątobliwego kapłana Epimenidesa aż z Krety sprowadzać, aby zmył winę z miasta i bogów przebłagał. Długo pamiętali Grecy o tej zbrodni Alkmeonidów, a Spartanie żądali jeszcze przed samym wybuchem wojny peloponeskiej, ażeby Ateńczycy Alkmeonidę t. j. Peryklesa z miasta wypędzili.
  83. Kiełbaśnik zarzuca Kleonowi, odpłacając mu się wzajemnie, że on pochodzi z rodziny, której członek jeden był pachołkiem u żony tyrana Hippiasa, syna
    Pejzystratosa. Zona Hippiasa nazywała się Myrsine, lecz Kiełbaśnik chce za jednym zachodem, podwójnie dopiec Paflagończykowi i przekręca imię jej na Byrsine, który to wyraz pozostaje w łączności ze słowem βορσα (skóra). Tak więc przodkowie Pafłagończyka nie tylko że przed dawnemi czasy byli w służbie tyranów, lecz już wtedy mieli do czynienia ze skórą i pocięglem.
  84. Na całym Peloponezie zachowywali się jedynie mieszkańcy Argolidy neutralnie w czasie wojny peloponeskiej. Pod pozorem ujęcia ich dla Ateńczyków przebywał Kleon czas jakiś na Peloponezie, lecz potajemnie, jak mu to Kiełbaśnik zarzuca, układał się w tym czasie ze Spartą o wykupienie jeńców ze Sfakteryi.
  85. Kleon przemawia do Kiełbaśnika używając wyrazów z terminologii stolarskiej — Kiełbaśnik nie użył jednak, mówiąc do niego, ani jednego stolarskiego wyrazu. Zauważył to Chór i obawia się, aby ulubieniec jego nie uległ choćby na tem polu Kleonowi, i to jest przyczyną powyższego pytania Chóru. Kiełbaśnik nie odpowiada na nie, lecz używa w dalszej rozmowie z Kleonem terminologii — kowalskiej.
  86. Kiełbaśnik mówi o tylekroć już wzmiankowanych jeńcach ze Sfakteryi.
  87. W zimie r. 425/4 schwytała flota ateńska Artafernesa, posła króla perskiego Artakserksesa, jadącego do Brazydasa, wodza spartańskiego, z poleceniami od swego króla. Z papierów przejętych u Artafernesa przekonano się, że król nie zawarł jeszcze przymierza ze Spartą, gdyż nie wiedział o co właściwie jej chodzi, i że żądał od Spartan wysłania nowego poselstwa do Persyi, dla bliższego porozumienia się w tej mierze. Ateńczycy chcieli ubiedz wrogów i pozyskać dla siebie „wielkiego króla”, wysłali zatem z Artafernesem swoich posłów do niego, lecz nim oni do Efezu przybyć zdołali, umarł Artakserkses. Trudno odgadnąć, w jakich stosunkach mógł, podług Kleona, pozostawać Kiełbaśnik z posłem perskim i z Persami w ogóle.
  88. Tukidydes wspomina pod datą nieco późniejszą o układach, które się toczyły między Atenami a demokracyą beoeką, której chodziło o wypędzenie arystokratów. Nieszczęśliwa dla Ateńczyków bitwa pod Delion r. 424 (w jesieni) była owocem tych układów.
  89. Zapaśnicy nacierali przed walką całe ciało tłutością dla nadania mu siły i gibkości.
  90. Niewolnik pierwszy daje Kiełbaśnikowi przed walką czosnek do połknięcia, aby mu tenże dodał ognia i siły; podobnie karmiono czosnkiem koguty, które miały wchodzić w zapasy ze sobą. Walki kogucie były Grekom znane i należały do nader ulubionych ich rozrywek.
  91. Parabaza, nieznana zupełnie dzisiejszej komedyi, stanowi intermezzo, przerwę w akcyi, wręcz przeciwną, pojęciu sztuki dramatycznej. Gdy się ekspozycya komedyi skończyła i akcya jej dostatecznie uzasadnioną została, urywał się dyalog, a Chór biorący w nim dotychczas żywy udział, zstępował ze sceny na niżej położoną Orchestrę i wygłaszał Parabazę (πρὸς τὸ ϑέατρον παραβῆναι). Z chwilą tą niknęła na czas pewien wszelka illuzya, Chór bowiem me występował w Parabazie w roli, którą odgrywał w komedyi, lecz służył teraz za pośrednika między autorem a publicznością, wygłaszał jego zapatrywania polityczne, udzielał w imieniu autora pochwał lub nagany, kpił z wrogów jego, uwielbiał przyjaciół — zasyłał wreszcie modły do bogów, prosząc o zwycięstwo dla przedstawianej sztuki. Parabaza zastępująca mniej więcej dzisiejsze przerwy między aktami, powtarzała się najczęściej dwa razy w jednej komedyi.
  92. W oryginale jest pierwsza część Parabazy napisana w metrum anapestycznem ( ‿ ‿ ˗ ′ ).
  93. Słowa te potwierdzają przypuszczenie, że w komedyi niniejszej stanowili Chór istotni Rycerze ateńscy. Por. przedm.
  94. Mytologiczny przedstawiciel wściekłych orkanów, potwór o stu smoczych głowach; nie jest nim oczywiście nikt inny, jak gwałtowny i namiętny Kleon.
  95. Komedyopisarz chcący przedstawić swą sztukę, udawał się do archonta (jednego z dziewięciu najwyższych urzędników), a ten wskazywał mu obywatela, na którego przypadała właśnie kelej t. zw. choregii, to jest obowiązek dostarczenia dla sztuki mającej się zjawić na scenie Chóru, wyćwiczonego już w roli i zaopatrzonego w kostyumy kosztem jego własnym. Choregia była obowiązkiem publicznym, od którego nie mógł się uchylić żaden z zamożniejszych obywateli. Pierwszą sztuką, z którą Arystofanes wstąpił w zapaśne szranki pod własnem imieniem, byli właśnie Rycerze.
  96. Mapnes Ikaryjczyk był jednym z najzdolniejszych poprzedników Arystofanesa; utwory jego zjednały mu 11 razy palmę zwycięzką. Z następnych słów Chóru okazuje się, że nie szczędził on wysiłku fantazyi, aby tylko rozweselić kapryśną publiczność. Z komedyi jego nie doszła żadna naszych czasów.
  97. Wspomniany już wyżej Kratynos, syn Kallimedesa (żył 519—422 r.), był bezsprzecznie największym komedyopisarzem greckim obok Arystofanesa. On to stworzył pierwszy ze starej komedyi greckiej komedyą polityczną, a w sztukach jego łączył się niezrównany dowcip z tak nieustraszoną śmiałością, że nawet Peryklesowi nic płazem nie puszczał. Jako starzec 96-cio letni otrzymał nagrodę za komedyą Pytine (Flaszka) — a do jej napisania miały go skłonić sarkastyczne przycinki Arystofanesa w guście powyższych.
  98. Początek dwóch Chórów z komedyi Kratynosa.
  99. Sławny, niegdyś na igrzyskach olimpijskich uwieńczony kitarzysta, nauczyciel muzyki Sokratesa, popadł w starości tak dalece w zapomnienie, że nędza jego przeszła w przysłowie.
  100. Rozumieć tu należy posąg Dyonyzosa, umieszczony w teatrze; miejsce obok niego było najbardziej zaszczytne a zarazem i najwygodniejsze.
  101. Krates, Ateńczyk, uważany bywa przez Arystotelesa za właściwego twórcę komedyi, jako dzieła sztuki. Pierwsze zawiązki komedyi greckiej przedstawiały mieszaninę luźnych scen bez związku i celu. Krates nadał pierwszy w sztukach swych (wspominają o 9) akcyi większą jednolitość, łączył sceny pojedyncze wspólną myślą przewodnią. Komedya jego nie była jeszcze polityczną, lecz bardziej obyczajową, społeczną.
  102. Sunion i Gerajstos przylądki, na których znajdowały się świątynie Pozejdona.
  103. Formion, syn Azopiosa, znakomity admirał ateński w czasie wojny peloponeskiej.
  104. O Kleajnecie tym nie wiemy nic zgoła; ze słów powyższych okazuje się, że od głosu jego zawisłem było otrzymanie jedzenia w Prytanejon.
  105. „Poczesnem miejscem” (προεδρία), wyszczególniano w czasie uroczystych zgromadzeń znakomitych mężów, przedewszystkiem wodzów, a nadto i sieroty pozostałe po poległych w wojnie , zasłużonych obywatelach.
  106. Bogini zwycięztwa, towarzyszka Pallady Ateny, opiekunki Aten.
  107. Mowa tu o wyprawie do Koryntu, którą na czele 2,000 ciężko zbrojnych i 200 Rycerzy przedsięwziął był Nikias, nie długo przed odegraniem naszej komedyi. W potyczce, którą stoczono, przechylili szalę zwycięztwa na stronę Ateńczyków jedynie Rycerze — ztąd też ich radość obecna; Chór przypisuje atoli całą zasługę koniom, chcąc w ten sposób uniknąć samochwalstwa.
  108. Lucerna medyjska uchodziła za najlepszy pokarm dla koni.
  109. Prawdopodobnie jeden z Rycerzy biorących udział w wyprawie Nikiasa.
  110. Grzmot z prawej strony uważano za pomyślną wróżbę.
  111. Sardelki, rodzaj małych śledzi (apua), były ulubioną potrawą Ateńczyków, jasną jest więc rzeczą, że wiadomość o zniżeniu się ich ceny była dla zgromadzonej Rady nowiną nader pożądaną.
  112. Dowcip nieszczególny. Kiełbaśnik radzi zgromadzonym zakupić wszystkie garnki, aby następnie
    nikt inny, oprócz nich samych, nie mógł kupować sardelek, nie mając ich w czem przechować. Wywołany tam brak popytu, wpłynąłby jeszcze bardziej tego przysmaku.
  113. Porównanie ludu z niemowlęciem, a demagogów i retorów z mamką, która dziecko papką tumani, napotykamy często i u innych pisarzów.
  114. „Święte wianki” — εἰρεσιώνη; w czasie uroczystości Pyanepsyj, odbywających się w miesiącu Pyanepsyon, (pod koniec października, a początek listopada), niesiono wśród uroczystych śpiewów do świątyni Apollona gałązkę oliwną, owiniętą białą wełną a obwieszoną figami, ciastkami, flaszeczkami napełnionemi oliwą, winem, miodem, i t. p. i składano ją tamże w ofierze Apollonowi, błagając go o opiekę nad trzodami, o urodzajność ziemi i obfitość płodów. Po ukończeniu procesyi, zawieszał każdy z uczestników gałązkę taką na drzwiach domu swego, i pozostawała tam ona aż do następnego roku. O tym to wianku wspomina Demos.
  115. Lampiarzem owym a raczej handlarzem lamp był osławiony demagog Hyperbolos; ostatni dwaj specyaliści to Kleon i Lizykles, który obok handlu bydłem i rzeźni posiadał też fabrykę dratw, a więc z szewcami pozostawał choć w dalekiem pokrewieństwie.
  116. „Bardzo głęboki dowcip, doświadczeniem stwierdzony. Rozumne pojmowanie położenia w domu, w kółku ciaśniejszem, stoi często tuż obok epidemicznego głupstwa, szerzonego przez terrorystów opinii. W domu Ateńczyk miał rozum: tracił go na Pnyksie.” Szujski.
  117. Dwie gwiazdki na horyzoncie ateńskiego półświatka. Arystofanes każe więc Kleonowi mierzyć zasługi swoje około dobra publicznego miarą zasług owych dam szanownych.
  118. μυττωτος, „jakaś potrawa na kształt lemieszki czyli famuły”. Z. Węcl. „Sł. Gr.-pols.“
  119. W ten sposób wleczono i strącano do przepaści (τὸ βάραϑρον) za miastem leżącej złoczyńców na śmierć skazanych. Kiełbaśnik nie życzy sobie wszakże być strąconym do przepaści onej, lecz pragnie złożyć kości swe w Keramejkosie, najpiękniejszem przedmieściu Aten, gdzie grzebano najznakomitszych obywateli, najdzielniejszych wodzów.
  120. Harmodios i Aristogejton uwolnili Ateny od tyranii Hipparcha i Hippigsa, Pizystratydów. Pamięć ich czcili wdzięczni Ateńczycy do najpóźniejszych czasów.
  121. W pierwszych dziesięciu latach wojny peloponeskiej, wpadali Lakedajmonowie corocznie do Attyki i pustoszyli okolicę Aten. Mieszkańcy uciekali z resztkami mienia w mury stolicy, chroniąc się tam dla braku mieszkań po rozmaitych zakątkach. Przeludnienie to i nędza sprawiły, że się w tych czasach zaraza tak wściekle w Atenach srożyła
  122. Poseł spartański, ofiarujący Ateńczykom pokój prawdopodobnie podczas oblężenia Sfakteryi, albo też wkrótce po niem.
  123. Arkadya w Peloponezie.
  124. Wiersz ten wzięty jest z Telefosa Eurypidesowego, przedstawionego jeszcze 438 r., z której to sztuki, naszpikowanej bezbarwny dyalektyką, kpił Arystofanes prawie w każdej ze swych komedyj.
  125. Temistokles, właściwy założyciel potęgi i wielkości Aten, obwarował port ateński Pirej i nadał przez to ojczyznie swej wpływ i znaczenie pierwszorzędnej potęgi morskiej. Mimo to spotkał go później los prawie wszystkich zasłużonych mężów w Atenach — skazano go na wygnanie i ogłoszono zdrajcą ojczyzny. Na zasługi Temistoklesa zapatruje się Kiełbaśnik z praktycznego punktu widzenia: Ateńczycy winni mu przedewszystkiem za to być wdzięczni, że ułatwił im przez wybudowanie Pireju łowienie ryb, ulubionego ich przysmaku.
  126. Starożytni nie znali ani serwet ani obrusów, przy jedzeniu zaś ocierali sobie palce kawałkami chleba. Buta Kleona sięga tak daleko, że nie czyni on tego jak inni, lecz ociera sobie ręce bułką, a raczej dosłownie „plackiem Achillesowym”, upieczonym ze szczególnego rodzaju jęczmienia (᾽Αχιλλεία ϰριϑη), noszącego nazwę bohatera Iliady. Placek ten podawano jako przysmak w Prytanejon.
  127. Każdy urzędnik, sprawujący urząd publiczny dłużej niż dni 30 musiał z chwilą złożenia tegoż zdawać sprawę (εὐϑύναι) z postępowania swego. Kleon korzysta więc, zdaniem Kiełbaśnika, z podobnych sposobności i bierze za swą protekcyą nie małe łapowe od tych, którzy nie bardzo mieli czyste sumienie, przystępując do sprawozdania z urzędowych czynności.
  128. Trudno w istocie posądzić kogoś o większą nikczemność. Kiełbaśnik zarzuca Kleonowi, że on wziął od Mityleńczyków 40 min kubana, a później doradzał Ateńczykom, ażeby ich wymordowano. Por. wstęp. Mina około 60 złp.
  129. Państwa sprzymierzone z Ateńczykami, były przeważnie potęgami morskiemi, dla tego to będzie niemi władał Kiełbaśnik „dzierżąc trójząb w dłoni”, jak Pozejdon, bóg morza.
  130. Tarcze zdobyte na nieprzyjaciołach wieszano w świątyni Ateny, pozbawiano je atoli rękojeści, ponieważ wszystkie dary podobne (ἀναϑήματα), czyniono niezdatnymi do użytku. Kleon nie zważał, widać, na ten zwyczaj, ofiarując bogini tarcze w Pylos zdobyte, ztąd też zarzut Kiełbaśnika.
  131. βλέψειας ὀστραϰίνδα: „zabawić się w skorupki”. Gra ta polegała na rzucaniu skorupek, opatrzonych jedną stroną białą, drugą czarną. Demos zaś może nabrać ochoty zabawić się z Kleonem w skorupki w ten sposób, że go tak zwanym sądem skorupkowym (ὀστραϰισσμός) skaże na wygnanie, jak to uczynił z Arystejdesem, Temistoklesem i wielu innymi.
  132. Nie wiemy zgoła, jakich to buntów i spisków odkryciem przechwala się Kleon.
  133. Pederastyą karano w Atenach pozbawieniem praw obywatelskich i wszelkiego udziału w życiu publicznem. Przekonanego o niej, jak w tym wypadku nieznanego nam zresztą Gryttosa, wykreślano ze spisu obywateli.
  134. Ateńczyk zaproszony na ucztę ubierał na nogi delikatne, białe ciżemki (βλαῦται), przymocowywane rzemykami do kostki, powyżej stopy. Nie wchodził on w nich jednak do sali biesiadnej, lecz zostawiał je w przedpokoju; trzewików tych nazbierała się tam nieraz moc wielka, stosownie do ilości uczestników biesiady; jasnem jest więc zupełnie, że gość zmuszony przytoczonymi przez Kiełbaśnika powodami wyjść na świeże powietrze, nie miał czasu wyszukiwać swych trzewików, lecz chwytał co prędzej te, które mu się nawinęły pod rękę.
  135. Czarcie łajno (σίλφιον), thapsia gummifera, znajdowało w Atenach wielkie zastosowanie w sztuce kucharskiej, jako przyprawa potraw i w medycynie, jako środek lekarski. U osób nieprzyzwyczajonych do spożywania tego specyału, wywoływało ono skutakie właśnie, jakie w bujnej wyobraźni Kiełbaśnika zagrażają sędziom ateńskim. — Trudno dociec, jaki związek zachodzi między szlachetną tą rośliną a Kleonem. Uczony Casaubonus przypuszcza, że Kleon przyczynił się do spadku ceny czarciego łajna przez ożywienie stosunków handlowych z osadą Kyrene w Afryce, która je w największej ilości i w najlepszym gatunku dostarczała Atenom.
  136. W oryginale „mąż Koprejos (ἀνὴρ ΚΚόπρρειος). Kopros zwało się jedno z przedmieść ateńskich, a nadto oznacza ten wyraz: „mierzwa, gnój”. Łatwo pojąć, że nikt nie mógł dać Demosowi lepszych informacyj co do skutków czarciego łajna, jak obywatel jakiś z tej gminy, którą już nazwa sama spokrewniła z tymiż skutkami. Wyraz „Gnoiska”, jako dość powszechna nazwa miejscowości w Polsce, odpowiada może nie źle obu pojęciom zawartym w słowie Kopros. Droysen tłomaczy: „Meister Mister”, Ribbeck: „Mistkerl”.
  137. Tryerarchą zwał się obywatel, na którego państwo włożyło obowiązek urządzenia i utrzymywania na wojennej stopie jednego okrętu (tryery). Tryerarchów wybierali zawsze wodzowie z grona najpojętniejszych, a od wyboru takiego starali się mniej patryotyczni obywatele uwolnić rozmaitemi sposobami, bo pociągał on znaczne koszta za sobą. Wzajemne denuncyacye obywateli co do wielkości posiadanego majątku, grały w tej sprawie ważną rolę ztąd też grozi i Kleon Kiełbaśnikowi tryerarchią.
  138. O Milezeńczykach była już powyżej wzmianka.
  139. Ironiczna nazwa Ateńczyków, dla oboli, które pobierali jako sędziowie przysięgli.
  140. Nie każda dama grecka lubiła się zajmować gospodarstwem; i owszem, bardzo często miała ona zaufanego klucznika (ταμίας), lub klucznicę (ταμία), pod których dozorem znajdowały się wszystkie zapasy, spiżarnie i całe gospodarstwo. Powiernik taki miał w rękach swych klucze od tych skarbów, albo też sygnet pana domu, gdyż dla większego bezpieczeństwa zapieczętowywano częstokroć komory. Paflagończyk, cieszący się dotychczas z pomiędzy wszystkich największem zaufaniem Demosa, był takim klucznikiem w jego domu.
  141. Dosłownie: „placek (ϑρῖον) z mąki pszennej, tłustości wołowej, jaj, i t. p. przysmaków, smażony w miodzie na liściu figowym”. Niepodobna było dosłownie przełożyć tego wiersza dla dwuznaczności wyrazów w nim przychodzących: δῆμος oznacza lud, a z akcentem na ostatniej (δημός) tłustość; βόειος znaczy wołowy i głupkowaty zarazem. Myśl wiersza tego zawiera w ogóle alluzyą do głupkowatości Demosa, a staraliśmy się ją uwydatnić zastępując w przekładzie wołowy smalec — oślim.
    Es war ein schön vollkeulig Schwein mit
    Blumen drauf.
    Droysen.
  142. Obraz Kleona, piorunującego z mównicy.
  143. Kleonymos jest to grecki Sir John Falstaff; opasły olbrzymi, niekształtny sykofanta, żarłoczny jak sęp, lubieżnik i krzywoprzysięzca, a przytem hołysz bez szeląga, ztąd też liże się wszystkim bogatym i możnym. Najczęściej atoli kpią sobie z niego z powodu niesłychanego tchórzostwa — w bitwie rzuca pierwszy tarczę, uciekając bez pamięci a zrobiłby wszystko z siebie, aby się tylko z listy hoplitów (ciężkozbrojnych) wykreślić. Takim przedstawia go Arystofanes w kilku swoich komedyach. Kock.
  144. Idąc za przykładem innych tłomaczów, nie przełożyliśmy dosłownie ostatnich konceptów obu zacnych zapaśników — gdyż Arystofanes przesolił w nich trochę.
  145. Polegając na początku szumnych obietnic Kiełbaśnika możnaby przypuszczać, że potężny i strojny Demos cały świat zawezwie do walki, gdy tym czasem użyje on wpływu i powagi swej na to, aby się procesować ze Smikitosem i to o.... Kiełbaśnik znał widać dobrze gust i zamiłowanie pana swojego. O Smikitosie owym wspominają współczesne napisy jako o jednym z tych, którzy, jak mówi Ribbeck, muliebria patiebantur i byli skutkiem tego εὐρύπρωϰτοι; najlepszym zaś dowodem skłonności jego i rzemiosła, jest żeńska końcówka jego imienia.
  146. W rynku ateńskim było miejsce, na którem wystawiano na widok publiczny spis spraw, które miały być rozstrzygnięte w pojedynczych sądach; miejsce to zwało się sądową targowicą, bazarem sądowym (δεῖγμα τῶν διϰῶν), analogicznie do nazwy miejsca w Pireju, gdzie wystawiano na widok publiczny próbki towarów. Słowa te możnaby też pojmować przenośnie w tem znaczeniu, że przed gmachem sądowym, albo też w jego wnętrzu, jest niejako targowica, a towarem poszukiwanym na niej są — głosy przysięgłych.
  147. Arystofanes sprowadza zajęcie Kleona do funkcyi tłuczka i kopystki — Kleon więc tłukł wszystko
    w państwie i mieszał bezładnie.
  148. Ostatnie dwie zwrotki były prawdziwą koroną cierniową dla tłomacza — dowcip cały polega w nich na grze wyrazów. Chór opiewa, że kleon zaczął się uczyć muzyki podług doryckiej szkoły (Δωριστί), która odznaczała się siłą i powagą tonów, nauczył się jednak grać Δωροδοϰηστί, t. j. złodziejskim, kubaniarskim sposobem. W przekładzie można było oryginał naśladować tylko; utyżliśmy słów „Cyganie i cyganić”, gdyż naród ten, jeśli ich tak nazwać się godzi, odznacza się w istocie szczególnym talentem do muzyki, a nawet, rzecby można, ma w niej osobną swoję szkołę, lecz z drugiej strony odznacza się on także smutną sławą szczególnego pociągu do złodziejstwa — cyganienia. Przekład kuleje, wiemy o tem, lecz niech nam wolno będzie zapytać z Droysen’em: Liebe Herren, wer macht es besser? Seeger w niemieckim przekładzie swym użył zręcznie w tem miejscu słów: Dorisch i Louisdorisch.
  149. Przypomina mi to Fredry Ciotunię: „A na strychu z listami beczka i kuferek!” Szujski.
  150. Kiełbaśnik wymyślił sobie na prędce imię Glanisa; nazywa go zaś starszym bratem Bakchisa, chcąc zaraz z początku wskazać, że jako starszy, rozumniejszy od niego być musi.
  151. Temi słowy zaczynała się najpopularniejsza wieszczba Bakchisa.
  152. Erechtejdami zwali się Ateńczycy od Erechteusa, prastarego, mytycznego króla Attyki. Styl tej wyroczni i następnych jest zawiły, bombastyczny, jak w ogóle wieszczb i proroctw wszystkich.
  153. Kerberos, potworne psisko, stróż podziemia. Ludokupcą, duszokradcą (ἀνδραποδιστής), nazywa Arystofanes Kleona z powodu okrutnego postępowania jego w obec sprzymierzeńców, jak n.p. Mityleńczyków.
  154. Komarami tymi są natrętni, dokuczliwi retorowie.
  155. Słowa te przypominają sławną owę wyrocznię Apollona delfickiego, który kazał się Ateńczykom schronić za mur drewniany przed najezdniczemi hordami Kserksesa (na wiosnę 480 r.). Nikt nie pojął znaczenia tych słów, tylko jedyny Temistokles wyłożył je ziomkom w ten sposób, iż bóg żąda, żeby Ateńczycy szukali ocalenia na okrętach. Usłuchano rady Temistoklesa; wszyscy zdatni do broni przenieśli się na flotę, a owocem tego było świetne zwycięztwo salamińskie.
  156. Przydomek Apollona, nadany od ciemnych, niezrozumiałych wyroczni.
  157. Sokołem owym jest Kleon, a spętane kruczęta — o jeńcy ze Sefakteryi.
  158. Kekropidą nazywa się lud ateński od Kekropsa, mytycznego herosa. Niezdatność, lekkomyślność, łatwowierność Ateńczyków była przedmiotem szydu prawie każdego z komedyo pisarzów. Mówiono, ze Ateńczyk ma więcej szczęścia jak rozumu.
  159. Gdy Achilles poległ pod Troją zabity przez Parysa, wybuchł między Achajami zażarty spór o to, któremu z bohaterów ma się dostać w udziele zbroja jego, jako zaszczytna nagroda za męztwo — współubiegali się zaś o nią Odysseus i Ajas Telamonios. Rozjemcy sporu nie mogli się długo przechylić na stronę żadnego ze współzawodników, — tak że postanowiono wreszcie poznać w tym względzie opinią wrogów t. j. Trojan. Szczęście sprzyjało szpiegom wysłanym na zwiady; bo oto podsłuchano dwie panny trojańskie, sprzeczające się na murach Troi w sprawie zaprzątającej umysły Achajów. Pierwsza z nich przyznawała wyższość Ajasowi, polegając na tem, że z narażeniem życia własnego uniósł z pola walki ciało zabitego Achillesa, druga zaś odpowiedziała jej na to pięknem porównaniem, przytoczonem powyżej przez Arystofanesa:
    ϰαί ϰε γυνὴ φέροι ἄχϑος, ἐπεί ϰεν ἀνὴρ ἀναϑείη.
    ἀλλ᾿ οὐϰ ἃν μαχέσαιτο· χέσαιτο γὰρ, εἰ μαχέσαιτο.
    Zbroja Achillesa dostała się więc Odysseusowi — ambitny Ajas przypłacił przegranę pomieszaniem zmysłów.
  160. Aż do znudzenia i ckliwości każe się Arystofanes popisywać Kleonowi zwycięztwem pod Pylos odniesionem, chcąc go w ten sposób ośmieszyć i zachwiać znaczenie jego, ugruntowane przeważnie na owem zwycięstwie. Na Pelopenezie były aż trzy miasta tego imienia.
  161. Kleon rozprawiając ciągle o Pylos, naprowadził Kiełbaśnika na koncept o wannach, bo brzmienie obu tych wyrazów jest bardzo podobne; wanna zwie się πύελος.
  162. Ajgeus, król ateński z czasów zamierzchłej starożytności.
  163. Jeśli zabrakło pieniędzy w skarbcu państwa, wysyłali Ateńczycy kilka statków dla ściągnięcia kontrybucyi z sąsiednich wysp i państewek. Wyprawy podobne powtarzały się kilkakrotnie w czasie wojny peloponeskiej, a nie trudno się domyśleć, jak one dla Aten usposabiały łupionych sprzymierzeńców.
  164. Letoides-Apollon, syn Letony (Lantany).
  165. W oryginale zaleca Kiełbaśnik Demosowi strzedz się miejscowości Kyllene, położonej w Arkadyi. Imienia tego użył Arystofanes tylko dla gry wyrazów, ϰυλλός bowiem mówiono o ręce próżnej, wydrążonej, żądnej napełnienia, pragnącej coś ukraść czyli zwędzić.
  166. Dyopejtes z koszlawą ręką, fanatyk i osławiony wieszczek, a przytem poplecznik Nikiasa, ztąd też wróg Kleona.
  167. Ekbatana, stolica Medyi, leżała podług wyobrażeń Greka między górami złota i była dla niego co najmniej rajem na ziemi.
  168. Osobistość nieznana bliżej; scholiasta nazywa go poplecznikiem i nadwornym pochlebcą Kleona. Był on prawdopodobnie urzędnikiem czynnym przy rozdzielaniu zboża między ludność Aten.
  169. Mowa tu o arcydziele Fejdyasa, kolosalnym, bo 26 łokci wysokim posągu partenońskiej Ateny; na prawicy jej spoczywała statua bogini Nike, cztery łokcie wysoka. Odpowiednich rozmiarów do kształtów bogini musiała też być i łyżeczkią z chleba, ofiarowana przez Kiełbaśnika Demosowi, a żłobiona jej ręką; ztąd też wniosek Demosa we wierszu następnym.
  170. W czasie uroczystości Panatenajskich, obchodzonych co cztery lata z nadzwyczajną świetnością, jako narodowe święto Greków, niesiono w uroczystym pochodzie do posągu Ateny, opiekunki miasta, płaszcz, tak znany Peplos, utkany z bardzo kosztownej materyi i ozdobiony mistycznemi wyszywaniami, przedstawiającemi wypadki z dziejów mytologii greckiej.
  171. Meduza, jedna z trzech Gorgon, potworna istota niewieścia o wzroku tak strasznym, że ludzie przed nim kamienieli z trwogi. Głowa jej znajdowała się na hełmie; podług innych, na tarczy Ateny.
  172. Grecy jadali placek, który się zwał ἐλατήρ t. j. poganiacz. Kiełbaśnik radzi otóż Demosowi uraczyć się owym poganiaczem, aby mógł potem żywo poganiać flotą. Ponieważ my jednak, niestety, żadnych poganiaczów nie jadamy, należało go zastąpić innym jakimś przysmakiem. Chcąc zatrzymać grę wyrazów, wybraliśmy, a do wyboru nie wiele pozostawało — chyżki, czyli studzeniec, galeretę na zimno.
  173. W oryginale ofiaruje Kiełbaśnik panu swemu trzewa, ἔντερον, w tym celu, aby one mu posłużyły jako materyał potrzebny do tramów i wręgów okrętowych ἐντερόνεια. Trzewa owe zastąpiliśmy rybami, linami, aby w ten sposób nie oddalić się zbyt od myśli autora i gry wyrazów nie przenosić na inne pole, jak okręty.
  174. Przydomek Ateny od jeziora Tritonis w Libyi, albo też od rzeki Triton w Beocyi, gdzie obok Aten i Tessalii był najstarszy kult tej bogini. Przekład dosłowny tego wiersza, bardzo skomplikowanego w oryginale, opiewa: „Sama Tritogeneja przygotowa-a miesza ninę z 3 części wody a 2 wina”.
  175. Pieczeń z zająca uchodziła w Atenach za tak wielki przysmak, że Arystofanes nie mówi w Osach: żyć w szczęściu, lecz żyć wśród pieczonych zajęcy. Dar taki był tem milszy dla Demosa, że były wtedy czasy wojny, a więc głodu i niedostatku.
  176. Szczwany Paflagończyk sformułował ostatnie pytanie rozmyślnie w ten sposób, że Kiełbaśnik myśleć może, iż on się obawia, czy Kiełbaśnik nie prowadzi w rynku handelku swojego. Sztuczka ta nie doprowadziła atoli do celu, bo Kiełbaśnik, nie bity w ciemię, przyznaje się do prawdy i — zwycięża!
  177. Komentatorowie nazywają Fanosa przyjacielem Kleona, sekretarzem jego przybocznym.
  178. τῇ Κεχηναίων πόλει, t. j. Aten.
  179. Obaj wygłodzeni, pasożyci i pieczeniarze; o pierwszym z nich mówi Arystofanes w Acharneńczykach, (w. 855), że w jednym miesiącu jest on wystawiony na pastwę głodu dłużej, niż przez dni trzydzieści. Nędzna postać i chudość drugiego znów weszły prawie w przysłowie, tak że komedyopisarz Hermippos opowiada w jednej ze swych komedyj, że woły ofiarowane Dyonyzosowi, były jeszcze chudsze aniżeli — Tumantis.
  180. Pyto czyli Delfoj, miejscowość we Fokidzie, gdzie była najsławniejsza świątynia i wyrocznia Appolona; bóg ten uzbrojony był strzałami, które nosił w srebrnym kołczanie.
  181. Arygnotos był znakomitym i powszechnie znanym i lubionym kitarzystą. Poeta usprawiedliwia się, że czyni w tem miejscu wzmiankę o nim, a czyni to, jak sam twierdzi, dla tego tylko, aby na szyd wystawić niecne postępowanie brata jego, Aryfradesa. Niektórzy upatrują odcień ironii w tej pochwale dla Arygnota; trudno się domyśleć, coby mogło było Arystofanesa do niej spowodować.
  182. Dla uniknienia niejasności w przekładzie, nie przetłomaczyliśmy tego miejsca dosłownie; w oryginale stoi bowiem: „Kto wie, co jest białe, a co — „᾽ορϑιος νόμος”, t. j. pewna ogólnie znana, a nawet oklepana nuta Terpandra.
  183. Osobistość nieznana bliżej; w każdym razie nie odznaczająca się szczególną moralnością.
  184. Autor pieśni w guście Ojonicha i Aryfradesa, którzy, jak widać, sposobem życia ilustrowali je najlepiej.
  185. Hyperbolos, jak już o tem wzmianka była, handlarz lamp, zebrał wielki majątek na handlu swym, a znaczenia i wpływu w państwie dorobił się przebiegłą zręcznością, okazaną w kilku procesach. Umarł na wygnaniu.
  186. Nazwa okrętu, urobiona na wzór imienia kobiety.
  187. Świątynia Teseusa i Eumenid była miejscem schronienia i przytułkiem uciśnionych, a zwłaszcza niewolników, szukających opieki przed surowością panów.
  188. W Prytanejon.
  189. Dekoracye odgrywały tak małę rolę w teatrze greckim, że i w tem miejscu nie zjawiły się na scenie, jakby to można przypuszczać, żadne kulisy, przedstawiające Ateny przed dawnemi, szczęśliwszemi czasy. Z domu swego wychodzi Demos odmłodzony i ubrany charakterystycznie, a to samo wystarczyło już widzom, aby się przenieść myślą w minione lata.
  190. W dawniejszych czasach nosili Ateńczycy włosy zwinięte w wałek i spięte złotą śpilką, kształtu cykady. Cykada była nadto symbolem starożytności i przeszłości.
  191. Dosłownie: „to ugryzło Kleonyma w rękojeść jego tarczy” — dla tego że będąc tchórzem wykręcał się od służby wojskowej, a raz zmuszony wziąć udział w bitwie, uciekł z pola walki, porzuciwszy tarczę.
  192. Gołowąsy, niedoświadczeni kandydaci na mężów stanu.
  193. Dwaj rozwioźli panicze z rodów arystokratycznych, posądzeni, jak cała ówczesna arystokracya, o zbrodnicze, tajemne konszachty ze Spartą.
  194. Golarnie, a raczej handle perfumeryj, były miejscem, gdzie sobie dawał rendez-vous cały modny świat epuzerów Ateńskich. Tam to rozprawiają oni o sporcie, o przygodach miłośnych i t. p., lecz najmilszym przedmiotem ich pogadanek, była wymowa jednego z „towarzystwa”, Fajaksa, syna Erazystratosa. Zawikłał on się był wówczas w proces, w którym mógł głową nałożyć, lecz wyszedł z niego jako tako, dzięki swej wymowie.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Arystofanes i tłumacza: Franciszek Konarski.