Przemiany (Owidiusz)/XLIX

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Owidiusz
Tytuł Przemiany
Pochodzenie Przemiany
Życie i poezja Owidjusza
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1933
Druk W. L. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Bruno Kiciński
Tytuł orygin. Metamorphoseon, Libri Quindecim
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
XLIX. Przygody dwóch towarzyszy Uliksesa.

Z Kum płynie Enej, święty spełniwszy obrządek,[1]
Na jeszcze nie nazwany od mamki[2] przylądek.

Tam osiadł i Makarej, trudy uprzykrzywszy,
Doznanego Uliksa towarzysz szczęśliwszy.
Tu on zostawionego na Etny ostrowiu
Spotkał Achemenida niespodzianie w zdrowiu,
I w orszaku Eneja; więc zdumion zawołał:
»Jakiż bóg czy przypadek ocalić cię zdołał?
Skądże widzę Greczyna na trojańskiej łodzi?
Dokąd, Achemenido, wasza nawa godzi?«
Wtem już nie we zwierzęcej kosmatej łupieży,
Już swój i już nie w kolcem zapiętej odzieży,[3]
Rzekł, spytany: »Niech wpadnę w twe łapy, Cyklopie,
I w twoją dziką paszczę, co krew ludzką żłopie,
Jeśli mi dom mój droższy lub Itaka nasza,
Lub jeśli ojca więcej czczę, niż Eneasza!
A lubo mu poświęcę i siły i prace,
Jednak długu wdzięczności nigdy nie wypłacę;
Bo mogęż być niewdzięcznym, mając w nim obrońcę?
Że mówię, że oddycham, że patrzę na słońce,
Jemum winien, żem nie wpadł w Cyklopowe szczęki.
Dziś, choćbym życie stracił, straciłbym bez męki
I znalazłbym grób w ziemi, nie w wnętrzu olbrzyma.
Ach, cóż się ze mną działo, gdy śmierć przed oczyma,
Gdym was widział na morzu! Chcę wołać, lecz trwoga
Wstrzymała mię, bym na się nie obrócił wroga.
Krzyk Uliksa i na was obfitym był w szkody:
Widziałem, jak część góry staczał olbrzym w wody

I jak silnem ramieniem, jakby z skorpiona[4],
Leciała jedna skała za drugą rzucona.
Drżąc, by od skał lub fali okręt nie zaginął,
Zapomniałem z przestrachu, żem na nim nie płynął.
Zaledwie wyście pierzchli przed śmiercią i męką,
On, wściekły, obiegł Etnę, drzewa macał ręką.
Ślepy leciał ku brzegom, wznosząc krzyk straszliwy
I dłoń krwawą, tak w gniewie przeklinał Achiwy:
»O, niech mi kiedykolwiek błogi los przyniesie
Lub ciebie lub którego z twoich, Uliksesie:
Wnętrze jego i członki rozszarpię na części,
A gdy drgające ciało w zębach mi zachrzęści,
Gdy spiekłe moje gardło odwilży posoka,
Nie żal mi wtedy będzie spalonego oka«.
To i więcej powiadał; ja pobladłem z trwogi,
Patrząc na straszną postać, na wzrok jego srogi,
Na członki pokrwawione, na okrąg bezoki
I na brodę nasiąkłą od ludzkiej posoki.
Już i śmierć niewątpliwą przed oczyma miałem,
Lecz sama śmierć nieszczęściem byłaby mi małem;
Bladłem przed większem jeszcze: już, już mi się zdało,
Że mię chwyta, że w brzuch swój wpycha moje ciało.
Ów obraz, pełen grozy, sercem mojem miotał,
Pomnąc, jak on dwóch naszych o ziemię druzgotał,
Jak lew nad nimi leżąc, targał ich wnętrzności,
Szarpał ciało i chciwie szpik wysysał z kości,
Jak wpół żywe ich członki do żołądka tłoczył.
Stałem, zimny, a przestrach oczy mi zamroczył,

Gdy on, jeden za drugim pożerając kawał,
Niestrawiony wpół z winem napowrót oddawał.
Takiego się nieszczęsny spodziewałem losu;
Kryłem się, najmniejszego bojąc się odgłosu,
I lękałem się śmierci i śmierci pragnąłem.
Głód spędzałem ziołami i żołędźmi społem,
Sam, nędzny, bez nadziei i na śmierć skazany.
Wtem w dali ujrzę okręt, dawno niewidziany:
Biegnę nad brzeg, znakami przyzywan zdaleka,
Rozrzewniam; tak łódź Trojan ocaliła Greka.
Teraz mi twoje wzajem opowiedz przygody
I wodza i tych, co się puścili na wody«.
On na to: »Syn Hippota, władca Tuskiej głębi,[5]
Eol, który w więzieniach harde wiatry gnębi,
Dał je, zawarte w worach, królowi Itaki.
Znakomitą był łaską podarunek taki,
Bo nasz okręt szczęśliwie przez dziewięć dni płynął
I już bliski ojczyzny, byłby tam zawinął:
Wtem towarzysze nasi, łakomi na zbiory,
Myśląc, że złoto znajdą, rozwiązali wory.
Zaraz wywarte wiatry, prąc w żagiel rozdęty,
Napowrót w port Eola zagnały okręty.
Stąd aż przed Lestrygonów stanęliśmy grodem,
Gdzie władał Antyfates, sławny Lama rodem.
W gronie dwóch towarzyszy do niego przybywszy,
Zaledwie z jednym uciec zdołałem, szczęśliwszy;
Zbrodnicze usta króla swą krwią zbroczył trzeci.
Za uciekającymi Antyfates leci,

Swych zbiera, miota skały i sosny ku wodzie
I zatapia nam mężów i zanurza łodzie;
Okręt tylko, co z nami i z Uliksem płynął,
Powszechnego nieszczęścia ucieczką ominął.
Nakoniec po niezmiernej towarzyszy stracie
Stajem na wyspie, którą tam przed sobą macie.
Synu wdzięków bogini, z Trojan najcnotliwszy!
Nie będąc ci już wrogiem, bój z tobą skończywszy,
Przestrzegam cię: z daleka mijaj Cyrcy brzegi!
Stanąwszy na niej z wodzem i z mymi kolegi,
Jeszcze od Antyfata nie zbywszy postrachu,
Iść do nieznajomego nie śmieliśmy gmachu.
Los nas wybrał: Polita, mnie i Eurylocha
Z Elpenorem, co w winie zbytecznie się kocha.
I z ośmnastu innymi do Cyrcy wysłani,
Ledwie stajem w przedsionkach pałacu tej pani,
Wtem biegnące naprzeciw lwy, wilki, niedźwiedzie
Trwożą nas; lecz nic złego nie było w czeredzie:
Ran nie niosły i owszem, merdając ogonem,
Zdawały nam się łasić sercem ucieszonem
I szły z nami na zamku progi marmurowe,
Skąd nas sługi przed swoją przywiodły królowę.
Tam na wspaniałym tronie dumna Cyrce włada
W świetnej szacie, po której płaszcz złocisty spada.
Tam nimfy i Nerejdy nie tem są zajęte,
By szarpać runa wełny lub snuć nici kręte,
Ale trudnią się roślin i kwiatów wyborem,
Zmieszanych w koszach, różnych składem i kolorem.
Cyrce ich dzieło kończy; sama zna dokładnie,
Na jaką każde ziele korzyść jej przypadnie,

Jaki złączone z drugiem użytek dać zdoła,
I waży rozdzielone i zawija zioła.
Zaledwie nas przybyłych powita bogini,
Twarz rozchmurza i zadość prośbom naszym czyni.
Natychmiast do napoju z jęczmiennego słodu
Dodaje sera, wina i starego miodu
I soki, co słodkością tęgość płynu sycą;
Sama puhar zdradziecką podała prawicą.
Ledwie, wyschli z pragnienia, spełniliśmy czasze
I bogini swą różdżką tknęła głowy nasze,
— Wstyd mówić, co opowiem — mowa nam ustała
I szorstka szczeć zaczęła wyrastać nam z ciała;
Zamiast słów kwiczem tylko, twarz ku ziemi kryjem
I usta nam się długim zakończają ryjem;
Szyja nabrzmiała sadłem, czem puhar trzymałem,
Tem ja odtąd po ziemi ślady nakreślałem.
Mało tego: jeszcze mię czarodziejska dziewa
Razem z towarzyszami zagnała do chlewa.
Jednego Eurylocha nie zmieniły czary,
Bo on jeden od siebie odepchnął puhary.
Gdyby nie on, musiałbym dotąd kwiczeć w trzodzie,
Boby Uliks, nie wiedząc, nie pomógł w przygodzie.
Dawca miru, Merkury dał mu kwiat od siebie,
Biały z czarnym korzeniem, moli zwany w niebie.
Nim bezpieczny i ufny w niebiana przestrogi,
Śmiało mądry Ulikses wstąpił w Cyrcy progi;
Zdradziecki puhar z różdżką odrzuciwszy razem,
Czarodziejkę dobytym przestraszył żelazem.
Stąd zgoda, stąd ślub poszedł; w posagu od żony
Zwrot jego towarzyszy był mu przyrzeczony.
Cyrce na nas z ziół lepszych leje soki zdrowe

I prętem odwróconym uderza nas w głowę,
Słowami od rzeczonych przemawia sprzecznemi,
Jej słowa czarownicze podnoszą nas z ziemi:
Opada z nas szczecina, znikają kopyta.
Wraca z barkami ramię i ręka odkryta.
Ściskamy płaczącego wodza, płacząc sami
I przemawiamy naprzód wdzięczności słowami«.





  1. T. j. złożywszy bogom ofiarę;
  2. Mamka Eneasza, Kajeta, która tu umarła, dała nazwę przylądkowi Caieta.
  3. Tak dziko wyglądał odjechany Achemenida, gdy go Trojanie wzięli na okręt.
  4. Skorpion — machina wojenna, rzucająca wielkie głazy na nieprzyjaciela.
  5. »Tuska głąb« — morze Tyreńskie; Etruskowie nazywali się Tuskami lub Tyrenami.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Owidiusz i tłumacza: Bruno Kiciński.