Przemiany (Owidiusz)/L

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Owidiusz
Tytuł Przemiany
Pochodzenie Przemiany
Życie i poezja Owidjusza
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1933
Druk W. L. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Bruno Kiciński
Tytuł orygin. Metamorphoseon, Libri Quindecim
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
L. Pikus i Kanenta.

»Rok cały w kraju Cyrcy minął nam przyjemniej;
Wielem cudów tam widział i słyszałem nie mniej.
Ze czterech sług, czarami zajętych zwyczajnie,
Jedna mi to zdarzenie powierzyła tajnie:
Gdy się raz Uliks z Cyrką bawi przy puharze,
Ona mi biały posąg z marmuru pokaże;
Obwieszony wieńcami, piękny jak bogowie,
Młodzian stał na ołtarzu z dzięciołem na głowie.
A kiedym sługę spytał, jak się młodzian zowie,
Czemu czczony i czemu ma ptaka na głowie:
«Słuchaj — rzekła — jak możną jest nasza królowa,
Makareju, i bacznie zważaj na me słowa.
Pikus, plemię Saturna, król, w Auzonji władał;
Liczne stada rumaków wojennych posiadał.
Miał postać, jaką widzisz, a choć jest nadobny
W posągu, posąg trochę tylko był podobny.
Była równa urodzie i dusza młodzieńca;
Jeszcze czwartego w Elis nie mógł widzieć wieńca[1]
Kiedy się w nim latyńskie kochały Dryady,
Kochały go rzek licznych i jezior Najady:

Te co w Anjo, w Numiku, co kąpią się w Narze,
W Almonie i w Albuli i w chłodnym Farfarze
I w podgajnem jeziorze scytyjskiej Dyany[2]
Od tych wszystkich boginek był Pikus kochany.
Lecz on wzgardził wszystkiemi, bo jedna mu miła,
Ta, którą Janusowi Wenilja powiła.
Zaledwie też dziewica lat ślubnych dorosła,
Kochającego Pika nad wszystkich przeniosła.
Że wdzięk urody śpiewu krasiła ponętą,
Dlatego w okolicy zwano ją Kanentą.
Śpiew jej zwierza porusza, lasy i opoki,
Płoche wstrzymując ptastwo i bystre potoki.
Raz, kiedy słodkim głosem swe pieśni wywodzi,
Sam Pikus w trop odyńców na pola wychodzi;
W ręku miał rohatyny z hartownemi groty,
Na barkach płaszcz szkarłatny spinał mu guz złoty.
Jedzie w knieje, na dziarskim harcując rumaku.
W też knieje córa słońca[3] przyszła bez orszaku.
Gdy kwiatów na swych błoniach już znaleźć nie zdoła,
Idzie po żyznych wzgórzach nowe zbierać zioła;
A wtem, kiedy młodzieńca ujrzała zdumiona,
Nazbierane rośliny wypadły jej z łona.

Myśli, co ma uczynić; przystępu jej broni
Liczny orszak przyboczny i tłumny zgiełk koni.
»Nie ujdziesz, choćby ciebie wiatr porwał w tej chwili,
Chyba że mię już czarów umiejętność myli,
Że sama nie znam siebie, lub że z ziół moc znika«.
Rzekła i czczy w powietrzu stwarza obraz dzika;
Ten, ledwie się królowi pokaże i minie,
Każe mu Cyrce zaraz zaszyć się w gęstwinie,
Tam, gdzie bór najczarniejszy, gdzie koń dojść nie może.
Mniemanego odyńca król ściga po borze;
Ze zziajanego konia w daremnej nadziei
Zeskakuje i pieszo błąka się po kniei.
Cyrce zaczyna modły i zwodnicze czary,
Błaga nieznane bóstwa nieznanemi dary,
Których moc zdoła zgasić bladego księżyca,
A nawet i słoneczne może zaćmić lica.
Gdy tak z czarnoksięskiemi rozwodzi się śpiewy,
Zgęszcza się niebo, mgliste podnoszą wyziewy:
Orszak na oślep błądzi i król niema straży.
Wtem Cyrce z pośród cieniów wyniść się odważy.
»Na twe oczy, co — rzekła — dziś władną w mej duszy,
Zaklinam, niech miłości bogini cię wzruszy!
Tego, co świat przegląda, słońca zostań zięciem:
O, nie gardź, najpiękniejszy, mej ręki przyjęciem!«
— »Ktokolwiek jesteś — krzyknie młodzieniec z zapałem —
Ja twoim być nie mogę: innej przysięgałem,
Z inną chcę żyć do zgonu. U mnie bez ponęty
Jest każda inna miłość za życia Kanenty!«
Tytanka[4], gdy go próżno błagała goręcej,

»Że mną gardzisz, Kanenty nie obaczysz więcej!
Poznasz — rzekła — co może wzgardzona kochanka
I wzgardzona kobieta, do tego Tytanka!«
Dwakroć na wschód, na zachód zwraca się dwa razy
Trzykroć różdżką zakręca, trzy rzecze wyrazy.
On ucieka; zdumiony, że tak szybko biega,
Skrzydła, na ciele cudem wyrosłe, spostrzega.
Gniewny, widząc się ptakiem, tnie dziobem w dąb stary
I rany w rozłożyste zadaje konary.
Od szkarłatnego płaszcza skrzydło barwę bierze,
Gdzie go spinał guz złoty, złote rośnie pierze;
Żółto-złocisty pierścień wkoło szyi błyska
I nic z dawnego Pika niema prócz nazwiska[5].
Tymczasem towarzysze śledzą wszędzie Pika,
A gdy znaleźć nie mogą, Cyrce ich spotyka.
Już bowiem rozrzedziła gęstej ćmy pomroki,
Każąc wiatru i słońcu rozpędzić obłoki.
Żądają króla zwrotu, o zbrodnię ją winią
I śmią dobytym mieczem zatrważać boginią.
Cyrce zlewa ich sokiem o straszliwej mocy,
Wzywa Ereb i Zamęt, wzywa bogów nocy
I czarodziejskiem wyciem Hekatę zaklina.
O cuda nad cudami: wstrząsła się dolina,
Las zadrżał, zżółkły drzewa, a na bliską trawę
Jakgdyby z rosą krople wystąpiły krwawe;
Słychać stukoty głazów i psów głośne wycia
I szpetne czarne żmije wypełzły z ukrycia,
A lekkie po powietrzu ulatując cienie,
Wlewały w towarzyszy strach i przerażenie.

Gdy się jeszcze tym cudom przyglądają z wstrętem,
Cyrce ich jadowitym uderzyła prętem,
Za którego dotknięciem każdy kształt swój traci
I w lot w różnego zwierza zjawia się postaci.
Już Feb sięgał, zachodząc, tarteskiego brzega[6],
A Kanenta małżonka jeszcze nie postrzega:
Daremnie go wygląda i sercem i okiem.
Rozbiegają się słudzy po lesie szerokiem,
Rozbiega się lud wszystek. Rozpaczą przejęta,
Nie dosyć, że się łzami zalewa Kanenta,
Że szarpie z żalu włosy, tracąc już nadzieję,
Lecz zwiedza w obłąkaniu i pola i knieje.
Sześć nocy, sześć dni całych bezsennie strawiła;
Gdzie ją niosła miłości niewstrzymana siła,
Biegła bez pożywienia przez góry i gaje.
Smutkiem, drogą zwątlona, aż nad Tybrem staje.
Tam się, biedna, na zimnej, położywszy skale,
Ze łzami zaprawione bólem śpiewa żale.
Tak łabędź cienkim głosem pieśń grobową nuci,
Gdy już z żalem przeczuwa, że życie porzuci.
Wkrótce jej młode ciało płynną postać bierze,
Roztapia się w powietrzu i niknie w eterze.
Dotąd pamiątka miejsca przeżyła w podaniu
I w danem przez Kameny Kanenty nazwaniu[7].





  1. T. j. jeszcze nie dożył czwartej olimpiady (20-u lat).
  2. »Scytyjska Dyana« — W gaju pod Arycją była czczona Dyana; kapłan jej, niewolnik, zdobywał sobie tę godność, zabijając swego poprzednika w pojedynku. Ten okrutny obyczaj nasunął porównanie tej Dyany z Dyaną taurycką, wymagającej krwawych ofiar i był zapewne źródłem podania, że Orestes z Ifigenją uwiózł także święty wizerunek Dyany i złożył go w gaju pod Arycją nad jeziorem lacus Nemorensis.
  3. Cyrce.
  4. »Tytanka« — córka Tytana, słońca (Heliosa).
  5. Picus — (po łac.) dzięcioł.
  6. »tarteski brzeg« — hiszpański (od fenickiego miasta Tartessus na zachodnim brzegu Hiszpanji).
  7. Pod Rzymem, za bramą kapeńską (porta Capena) był gaj, w którym czczono Kameny, prorokujące boginie śpiewu; w gaju tryskało źródło czystej i zdrowej wody, którego nimfami opiekuńczemi były również Kameny.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Owidiusz i tłumacza: Bruno Kiciński.