Poprostu człowiek/Od tłumacza (Miguel de Unamuno)

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Miguel de Unamuno
Tytuł Poprostu człowiek
Podtytuł Nowele
Wydawca Towarzystwo Wydawnicze „Rój”
Data wyd. 1928
Druk Zakłady drukarskie B-ci Wójcikiewicz
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Edward Boyé
Tytuł orygin. Tres noveles ejemplares y un prologo
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron



OD TŁUMACZA


Na pierwszych stronach swego największego arcydzieła „El sentimiento trajico de la vida” („Uczucie tragiczne życia”) Unamuno afirmuje w energiczny sposób „konkretnego i całkowitego człowieka”, „człowieka z krwi i ciała”, jako centralny punkt dyskusji. Wielki filozof z Salamanki oczywiście nie gardzi filozofią, można powiedzieć nawet, że nie istnieje taki system at filozoficzny, któregoby nie znał, jednakże poprzez filozofię, szuka filozofa, „człowieka z krwi i ciała”, który rozczłonkowywuje się w sylogizmach na papierze. Człowiek Kant, człowiek Spinoza — to dla Unamuna klucze do odnośnych systematów. Zamiast szukać źródła książek w książkach chronologicznie wcześniejszych, Unamuno szuka go w najbardziej sekretnych zakamarkach duszy autora. Zdaje sobie doskonale z tego sprawę, że analizując w ten sposób witalne źródła myślenia, niszczy swój obiektywizm, lub też, jak sam powiada, zmusza myśl do odrzucenia maski objektywizmu. Prawda dla niego — to zawszewalka — „agonia” — w greckim sensie tego słowa — wiecznie żywa w sercu człowieka. Unamuno, opanowany całkowicie tą ideą, stara się uwolnić człowieka od obsłonek i ozdób intelektualnych, przyzwyczajając go do kontemplowania własnego, nagiego „ja” w obliczu Boga. Oto posłannictwo, jakie Unamuno, z płomiennym przekonaniem, wniósł do życia hiszpańskiego na początku XX w. Było to posłannictwo uniwersalne, o charakterze religijnym, jednakże nie polityczne, ani nacjonalne. Właśnie dzięki swemu uniwersalizmowi i naciskowi, położonemu na jednostkę, w jej związkach z Bogiem — wywołało ono wielki wpływ na umysłowość Hiszpanów. W istocie rzeczy posłannictwo to było jednoznaczne z nowym sformułowaniem jedności chrześcijańskiej, w liberalnym i współczesnym środowisku, dowodząc afirmacji ultrahiszpańskich walorów, jeżeli już nie antagonistycznych w stosunku do Europy, to przynajmniej całkowicie niezależnych, dzięki swej oryginalności.
Unamuno był czystym Baskiem i dlatego też, jak każdy Bask dążył ku monodeizmowi, posiadając więcej darów siły, niż wdzięku. Formował się umysłowo w zupełnej samotności, zamknięty wśród murów swego ukochanego uniwersytetu w Salamance, na którym wykładał literatury klasyczne. Nie będąc nigdy nacjonalistą — w tym wypadku można mówić raczej o antynacjonalizmie był do głębi, do szpiku kości pisarzem narodowym.Jego silna natura wyrażała się zawsze z mocą.Jego niezależna i indywidualna osobowość przejawiała się w całej postaci i obliczu, w strukturze głowy, której każda kość zwracała na siebie uwagę, nie mówiąc już o magnetyzmie agresywnych ócz i o wyzywającej postawie, ożywiającej tę całość. W czasie swego pobytu w Madrycie, Unamuno ubierał się z wyszukaną niedbałością. „Biedny poszukiwacz Boga” zarówno zaniedbaniem stroju, jak i rzekomym ubóstwem stylu chciał odstraszyć od siebie wszystkich dobrze wychowanych półgłówków, dla których rzeczą decydującą przy zawarciu znajomości, jest t. zw. „pierwsze dobre wrażenie”.
Unamuno wymagał od swych czytelników walki i ze swej strony czynił wiele, aby walka ta była jaknajuciążliwsza. Dopiero nauczywszy się na pamięć wszystkich karkołomnych sofizmatów logicznych i kokieterii naopak, przejdziemy drogą ironii sokratycznej ku wzgórzom Attyki, leżącej tak blisko rodzinnych gór baskijskich, jak sztuka Platona, zbogacona dwudziestoczterowiekowym dorobkiem trudu i cierpienia ludzkiego, leży blisko sztuki profesora literatur klasycznych na uniwersytecie w Salamance — Don Miguela de Unamuno.
W książce „Oberman” Senancoura znalazł Unamuno pewnego dnia ścisłe sformułowanie swego „Tragicznego uczucia życia”: „L’homme est périssable; il se peut, mais périssons en resistant, et si le néant nous est reservé, faisons ou moins que ça ne soit pas une justice”.
Oto etyczna zasada trudnego życia! Kontynuacją tej zasady stała się dobra nowina kichotyzmu, którą propagował Unamuno, począwszy od 1905 roku w swym komentarzu lirycznym do filozofii narodowej w „Żywocie Don Kichota i Sanczo Pansy”, oraz w wspaniałym szkicu „Grobowiec Don Kichota”. Była to moralność męczennika i apostoła, która niejednokrotnie, dzięki fatalizmowi, wyglądała na moralność faryzeusza. Tylko śmierć mogła jej zapewnić autentyczność.
Literatura hiszpańska jest w dziele Unamuna, jakby moralną ekspozycją Hiszpanii. Interpretując dzieło, obnażamy losy tego nieszczęśliwego narodu. Unamuno to Hiszpan, który się formował na przełęczy dwóch wieków, to ucieleśniona sprzeczność. Wydaje się, że broni tego, co zwalcza, że potrzebuje antagonisty, aby móc afirmować samego siebie. Jednakże sprzeczności te, wówczas gdy rzeczywiście występują na jaw, nie dotykają prawie nigdy esencji i istoty myśli Unamuna. Jeżeli w stosunku do Hiszpanii postawa jego jest sprzeczna, to trzeba dodać, że wyraża ona zarazem istotę dramatu hiszpańskiego, dramatu Unamuna, który, wiodąc walkę z obrońcami pewnej określonej tradycji, toczy ją jednocześnie z samym sobą. Tak zwany w Hiszpanii tradycjonalizm był poniekąd kainizmem. Prześladowało się heretyka nie dlatego, że jego doktryny zagrażały zbawieniu dusz jego braci, lecz przeto, że miał jakieś doktryny i że nie zasłaniał się tym powiedzeniem: „nie pytaj się mnie, który jestem ignorantem”.
Na gruncie śmiertelnego, hiszpańskiego marazmu kiełkowała kainowa nienawiść i zazdrość. Najgorsza, moralna i intelektualna nienawiść zażegła stosy Inkwizycji, aby potem rzucać pociski na miasta i wsie, w czasie wojny domowej. Nienawiść, siejąca grozę, zrodziła strach przed wszystkim, co jest prawdziwą wolnością i siłą. Ona to nadała życiu hiszpańskiemu straszliwą monotonię, wszczepiła umysłowościom lęk przed przemyśleniem czegoś do końca, przed ostatnią konsekwencją; ona to sprowadziła na Hiszpanię największe katastrofy. Dlatego też Unamuno chciał rozpocząć reformę od głębin chorej duszy hiszpańskiej, tam gdzie zapuściło korzenie największe zło. Na nic się nie zdadzą reformy inne, na nic, choćby najgwałtowniejsze polityczne i społeczne rewolucje, jeżeli Hiszpania nie przejdzie przez proces „metarytmu”, jeżeli nie zmieni całkowicie rytmu tych elementów organicznych które ją tworzą („La juventud intelectual espaniola”). Ubiegło więcej niż czterdzieści lat od napisania tych słów w książce „En torno al casticimo”. Czterdzieści lat „stawania się narodu w jestestwie swoim”, czyli erupcji problematów hiszpańskich w literaturze półwyspu. Przy końcu tego długiego łańcucha czasu — okresu bezpłodnego w polityce, a zarazem tak literacko urodzajnego, Hiszpanie, już w przeddzień wojny domowej 1936 roku znaleźli się na tym samym miejscu, co Unamuno w roku klęski na Kubie (1898), która miała nadać nazwę całemu jego pokoleniu „odrodzicieli” (regeneradores). Wówczas rewolucja była tylko groźbą. Skończyło się na literaturze, na wspaniałej literaturze, która miała rzucić hasło „Trzeba zabić na głucho grobowiec Cyda i wziąć się do Syzyfowych prac.”
Dzisiaj nie można już mówi o takiej rewolucji. Kainizm hiszpański sprowadził na ziemię półwyspu katastrofę bez precedensów w historii. Nic prócz nienawiści nie przejdzie zeń do literatury, również zatopionej we krwi. Czyż zresztą może stać się inaczej?
Współczesny Kain, Joaquin Manegro, czytając poemat Byrona, pisze w swym pamiętniku: „Czy po mojej śmierci, moja dusza będzie istniała? I czy moją duszą będzie właśnie moja nienawiść? Inaczej być chyba nie może! Taka nienawiść — to wyraz istoty wiecznej. Istota doczesna nie mogłaby tak nienawidzieć, jak ja nienawidziłem.” W tych słowach Kaina, zatroskanego o zagrobowe losy swej namiętności, odzwierciedla się unamunowska pasja głodu pełnego życia i woli przetrwania. Z pragnienia nieśmiertelności w „Uczuciu tragicznym życia” rodzi się jednak nie nienawiść, lecz miłość, która wiedzie nas ku tworzeniu Boga, powiedziawszy jaśniej: nadawania świadomości wszechświatom.
Było wiele takich momentów, w których mogła zachwiać się wiara w Unamuna, gdyż wydawał się on raczej tym, co marzy o doskonałości, niż samym wzorem. Wierzył, że on właśnie był Hiszpanią i dlatego też nie bał się błądzić, nie chcąc zdawać nikomu z tego sprawy. Był trybunałem i ludem w jednej osobie. Jednakże los chciał, aby wielki poeta rozwinął ostatnie sceny swej roli na najbardziej ponurej widowni, jaka kiedykolwiek stała się udziałem Hiszpanii, aby zderzył się z krwawymi komediantami patriotyzmu, w trakcie tragikomicznego incydentu na Uniwersytecie w Salamance, gdy wygłosiwszy mowę rektorską, usłyszał w odpowiedzi okrzyk generała Milian Astray’a: „Śmierć Inteligencji” (Muerte a inteligencia”). Jakiej wartości nabierają obecnie słynne szkice „O kryzycie patriotyzmu” oraz owe słowa Sanczy de Aizpeitia, zwrócone do Don Kichota i tak zawsze uczuciowo cenne dla Unamuna: „Ja, ja nie miałbym być rycerzem?“
Wówczas w Salamance cała jego istność moralna sprzęgła się po raz ostatni, w definitywny sposób z etycznym imperatywem. Unamuno wstąpił w fazę „agonii”, którą poprzednie jego dzieła pozwalają wyobrazić sobie ze wszystkimi szczegółami. Należy ją w sobie przeżyć, aby uświadomić sobie potrzebę tego „metarytmu” w życiu Hiszpanii, zanim przyszłe pokolenia, skrzepiwszy swego ducha, dzięki majestatycznemu wzorowi Unamuna, nie będą miały już potrzeby powracać do tego dramatu, którego jedynym możliwym rozwiązaniem była już tylko jego śmierć.

∗             ∗

„Episodios nacionales” Benito Perez Galdosa formowały w literaturze hiszpańskiej, na przełęczy dziewiętnastego i dwudziestego wieku, świadomość zbiorowości. „Nowele Wzorowe”, „Mgła”, „Miłość i pedagogia” czy Abel Sanchez Unamuna formują świadomość tylko własnego „ja” — „el propio ser”. Galdos, pisząc olbrzymią „Komedię ludzką” miał przed oczyma, jako wzory, Hiszpanów swego czasu. W dziełach swych pozostawił nam ludzi, których psychologię zrozumie każdy Europejczyk, od Wołgi po Manzanares.
Hiszpanie Galdosa są tak uniwersalni, jak Hiszpanie Cervantesa, Hiszpanie Unamuna tak indywidualni, jak on sam. Na krosnach ich duchowego życia przesuwają się te same czarnoiczerwone pasma: przeznaczenie, śmierć i miłość.
Anhel Guerra, Fortunato i Jacinta, Pepet czy Maxi Galdosa, należący stanowo do jakiejś klasy społecznej, lub etnograficznie do pewnej prowincji, rzuceni są na tło obyczajowego życia Hiszpanii; Raquel i Berta, Don Juan lub Aleksander Gomez Unamuna są jedynie emanacją arcy-hiszpańskiej, a zarazem jakże arcy-europejskiej duszy swego twórcy. Te personifikacje namiętności sprowadzają się zasadniczo do dwóch indywidualnych pasyj Unamuna: głodu pełnego życia i pragnienia nieśmiertelności. Urzędowi krytycy „chorujący na chorobę lenistwa umysłowego”, z tej „encarnación de su propio ser”, chcieli wyprowadzić błędny wniosek, że protagoniści powieści i nowel, jako tezy i symbole, sztucznie uczłowieczone, wogóle istnieć nie mogą. „Symbol może się jednak stać człowiekiem, a koncepcja prawdziwą osobą” — odpowiada krytykom Unamuno. „Wierzę w tragedię dwumianu Newtona, myślę także, że hiperbola chciałaby dosięgnąć swej asymptoty. Geometra, któryby odczuł to zrozpaczone pragnienie, mógłby przedstawić hiperbolę, jako istotę bardzo tragiczną.” A dalej: „Zaręczam ci czytelniku, że jeżeli Gustaw Flaubert czuł, jak mówią, symptomaty otrucia, gdy pisał „panią Bovary” — to ja czułem, że umieram, gdy August Perez jęczał przede mną na 287 stronie mego romansu „Mgła”: „Ależ ja chcę żyć, jak chcę żyć, Don Miguelu!”, lub gdy mój Aleksander Gomez miał pociągnąć za cyngiel rewolweru.
Powiedzą: „Dlatego, że August Perez — to ty! Po stokroć nie! Wszystkie postacie moich powieści wydobyłem z własnej mojej duszy, z mojej wewnętrznej rzeczywistości, którą zaludnia cały tłum ludzi. Lecz przecież oni nie są mną! Któż ja jestem? Któż jest ten, który się podpisuje, jako Miguel de Unamuno? Jeden z moich protagonistów, jeden z typów, stworzonych przeze mnie?
A ów „ja” ostateczny, „ja” transcedentalny, „ja” najwyższy? Tylko Bóg może odpowiedzieć na to pytanie!
„Mgła” i „Trzy nowele wzorowe” są wysiłkiem, zmierzającym ku oswobodzeniu powieści z formułek konwencjonalno-tradycyjnych, ku zidentyfikowaniu powieści z życiem. Stendhalowskie zwierciadło sztuki zostało tu zastąpione przez życie samo. Destrukcyjny zamiar autora (rozkład powieści, jako rodzaju literackiego) ujawnił się już w tytule. Swoją książkę nazwał Unamuno nie nowela (powieść) lecz „nivola” (słowo w języku hiszpańskim nie istniejące).
Poeta Malherbe, gdy mu Racan zarzucał pewne usterki w wersyfikacji, odpowiedział ze spokojem „Eh bien, monsieur, si ce n’est un sonnet, c’est une sonette”. Unamuno dla mistyfikacji użył terminu „nivola”, a krytycy trzymający się kurczowo kategorii artystycznych, uwierzyli święcie, że autor jest odkrywcą rodzaju literackiego „nivoleria”.
Jak pisarze helleńscy, Unamuno jest jednocześnie filozofem i artystą. Nie ma poezji bez filozofii, nie ma filozofii bez poezji. „Totidem est poetari, atque philosophari” — mówi Spinoza.
Ale — podczas gdy filozofia transcedentalna w uporządkowanym świecie zjawisk widziała realizację zadania wyższego — Unamuno przesuwa akcent wartościujący na płynność substancji i w tym już odzwierciadla się ideologia filozofii, orjentującej się biologicznie. Myśl Unamuna nie zastyga w surowych, niezmiennych ramach jakichś systematów filozoficznych; nieznany jest jej także konflikt, płynący ze zderzenia się obudzonej świadomości z chęcią do statycznego ujęcia życia. Filozofię autora „Mgły” możnaby nazwać wiecznym komentowaniem myśli i czynów człowieka, ciągle nowych czynów i ciągle nowych myśli, pod coraz to nowym kątem widzenia. We „Mgle” realizuje się nietzscheańska sentencja „prawda dnia dzisiejszego jest kłamstwem jutra” i dylemat, znany bohaterom d’Annunzia: „O rinnovarsi o morire”. W miarę postępu akcji autor zmusza protagonistów do odrzucania jednych prawd przejściowych i afirmowania przejściowych prawd innych.
„Mówią, że zmieniam idee jak koszule? To doskonale! Dowodzi bowiem, że mam trochę koszul na zmianę. Większość ludzi chodzi zupełnie nago, lub też nosi wiecznie to samo ubranie, dopóki nie spadnie z nich ono podarte na strzępy... Inteligencja stworzona jest dla życia, a nie życie dla inteligencji...”
Człowiek Unamuna, jak i człowiek Pirandella musi stawać nieustannie oko w oko z życiem płynnym, nieuchwytnym, irracjonalnym; pod naporem chaosu istnienia pękają mu jego prowizoria, przypadkowości i duchowe, zaktualizowane formy.
Przy tej konfrontacji z chaosem — w konstrukcji powieściowej nie może istnieć symetria i porządek — pracę koordynowania i klasyfikowania pozostawia autor czytelnikom. Lecz owa chaotyczność tyczy się tylko akcji. Myśl Unamuna pod maską groteskowości i ironii sokratycznej, rozwija się od początku do końca logicznie i harmonijnie. Jaskrawe światło świadomości przedziera raz wraz tę mgłę psychiczną, wśród której błądzą ślepi bohaterowie, a na którą zzewnątrz umie spojrzeć tylko pies, Orfeusz, wypowiadający orację imieniem autora.
Nowele i powieści dzieją się w świecie ducha. Punkty styczności ze światem zewnętrznym sprowadzono do minimum. Nawet ulica, ten zwykły rząd domów i sklepów, jest dla Unamuna warsztatem tkackim, na który m przechodnie tkają pasma nienawiści, gniewu i zazdrości, czy miłości („Mgła”).
Fragmentaryczna akcja, polegająca na konflikcie dusz, rozprasza się i rozprzęga co chwila. Prawdopodobnie rozprzęgłyby się także psychiki bohaterów, gdyby ich nie trzymała w ryzach namiętność. Ta namiętność a ich życie to jedno. Dlatego też Aleksandra Gomez („Poprostu człowiek”) moglibyśmy nazwać personifikacją zdobyczej woli męskiej, nieugiętej nawet w walce ze śmiercią, Karolonę i Raquel („Dwie matki”), personifikacją barbarzyńskiego głodu macierzyństwa, a Joaquina Manegro („Abel Sanchez”) — wcieleniem nienawiści.
Jakaż jest rzeczywistość istotna, rzeczywistość nieśmiertelna tych ludzi i ich twórcy, Unamuna?
„Człowiek, którego na sposób Kanta, możnaby nazwać neumenicznym, ten człowiek idealny, ten imperatyw kategoryczny winien żyć w świecie fenomenologicznym, czyli w świecie pozorów.
Musi też śnić o życiu, które jest snem. Z antogonizmów tych ludzi realnych powstają tragedie, komedie, powieści i nowele. Lecz rzeczywistość jest rzeczywistością wewnętrzną. Czy rozumiecie Zygmunta i Don Kichota, którzy śnili o życiu? Rzeczywistością w życiu Don Kichota nie były wiatraki, lecz olbrzymy. Wiatraki to pozory. Olbrzymi byli neumeniczni i substancjalni. Sen jest rzeczywistością, twórczością, życiem, także i wiara, jako źródło rzeczywistości jest życiem. Wierzyć — to tworzyć, tworzyć — to żyć (Prolog).
Widzimy, że punkt oparcia przesunął się wyraźnie w sferę wewnętrznej rzeczywistości tworzenia. Dzięki tej twórczej rzeczywistości, Unamuno przy pomocy „El licenciado de Vidrio” Cervantesa stwarza od nowa samego siebie, lub też we „Mgle” staje się pretekstem, potrzebnym na to, aby historia Augusta Perez, historia innych typów, jako też jego własna historia mogły się pojawić na świecie.

∗             ∗
„La palabra este producto social se ha hecho para mentir”. „Słowo, jak każdy wytwór życia społecznego jest kłamstwem”. Człowiek, gdy mówi, kłamie, gdy zaś mówi sam ze sobą, t.zn. myśli, wiedząc o tym, że myśli, kłamie samemu sobie. „ Ihr müsst nicht durch Widerspruch vervirren. Sobald man spricht, beginnt man schon zu irren” — powiedział Schopenhauer. Słowo, jako ekspresja naszego świata wewnętrznego, nie istnieje, tak jak nie istnieje prawda w słowach. Poza impulsami i instynktami życia fizjologicznego, wszystko jest kłamstwem i zmyśleniem. Nawet myśl jest pojęciem mitologicznym, ponieważ zastanawiamy się nie tyle nad rzeczami, ile nad słowami. Nie ma myśli, któraby była zdolna uwolnić od despotyzmu słowa. Każda nasza idea, złączona jest organicznie z językiem, którym mówimy, z indywidualną zbiorową historią naszego kraju. Dlatego też rewolucja języka jest najtrudniejszą i najistotniejszą rewolucją — bez niej zrewolucjonizowanie naszych myśli i idei będzie tylko pozorne („La riforma del castellano”).
Zgodnie z tą maksymą, pastwą zimnej i sarkastycznej krytyki Unamuna pada przede wszystkim działalność filologiczna człowieka, ciemiężąca despotycznie życie naszego ducha.

Destrukcyjny styl, który się rodzi z tej walki z filologią, ma pewne pokrewieństwa ze stylem futurystów. „On doit disposer les substantifs au hasard de leur naissance” — głosił Marinetti, miażdżąc przymiotnik i przysłówek i tworząc łańcuchy analogij. „On doit disposer les mots aux evénements de la vie de mes protagonistes” — powiedziałby Unamuno. A jeśli w działaniu takich protagonistów, jak August Perez z „Mgły” lub Juan z „Dwóch matek” trudno jest doszukać się linii ich charakteru i logicznego związku z ich życiem duchowym — to i słowo, jako ekspresja tego chaosu, musi być także chaotyczne i nieskoordynowane. Zrezygnowawszy ze słowa „idealnie nagiego”, stojącego w związku z wyrażaną ideą, stosuje Unamuno w swych dziełach niesłychaną ekonomię środków artystycznych, według maksymy: mówić jak najmniej, a wyobrażać jak najwięcej. Dlatego też, zamiast właściwych zdań, mamy raczej ich szkielety, zamiast słów — rzuty myśli lub wybuchy pasji. Estetyka autora „Mgły” nie jest ogrodem pięknych, sztucznie wyhodowanych kwiatów, lecz sadem owocobrania — przeciwnie cechuje ją jakby pogarda dla ornamentyki stylistycznej i tradycyjnego porządku słowa.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Miguel de Unamuno i tłumacza: Edward Boyé.