Polska i święta wojna/IV

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Stanisław Przybyszewski
Tytuł Polska i święta wojna
Wydawca Wydawnictwo Księgarni Maryana Hasklera
Data wyd. 1916
Druk W. L. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Wiedeń
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


IV.

Pisze się teraz niezmiernie dużo i szeroko w Niemczech o polskich »Illuzyach«.
Zapewniająco, to znowu niechętnie, obietniczo lub zbywająco — w każdym razie coraz częściej figurują one polskie illuzye na szpaltach prasy niemieckiej! A przecież my żadnych nie mamy!
Przestroga, jakiej nawet przychylne Polakom pisma nie szczędzą — ono osławione »point de rêveries, messieurs!« wszystko jedno w jakiej formie nam się ją daje, zbyt nam jest zażyłą, byśmy jej znowu wysłuchiwać potrzebowali.
A więc rezygnacya, ostateczne złożenie broni, korne kajanie się przed niezłomnemi, nieugiętemi mocami tej śmiesznej »dziejowej konieczności?!«
O nie! tysiąckrotne nie!
Wielkiemu bohaterowi Kościuszce włożono w usta świętokradzki frazes: »finis Poloniae« — nigdyby się podobne zbrodnicze słowa nawet w obłąkanej rozpaczy przez krtań jego były przedarły — tym razem historyi fałszować nie można — pokrewny Kościuszce i równy mu — często już tu wspominany generał Piłsudski wydał 5-go sierpnia 1915 orędzie do legionów, które w swej wspaniałej prostocie i iście mocarnem poczuciu wielkości zadania, jakie wziął na swe barki, stanowi może najważniejszy i najkosztowniejszy dokument dziejów Polski w ostatnim lat dziesiątku.
Z okazyi rozpoczętej przed rokiem walki i z okazyi zdobycia Warszawy, pojawił się następujący dzienny rozkaz Brygadyera Piłsudskiego:
Żołnierze!
Rok temu z garścią małą ludzi źle wyposażonych rozpocząłem wojnę.
Cały świat stanął wtedy do boju. Nie chciałem pozwolić, by w czasie, gdy na żywem ciele naszej Ojczyzny miano wyrąbywać mieczami nowe granice państw i narodów, samych tylko Polaków przytem brakowało. Nie chciałem dopuścić, by na szalach losów, ważących się nad naszemi głowami, na szalach, na które miecze rzucono, zabrakło szabli polskiej!
Że szabla nasza była małą, że nie była godną wielkiego 20-milionowego narodu, nie nasza w tem wina. Nie stał za nami naród, nie mający odwagi spojrzeć olbrzymim wypadkom w oczy i oczekujący w biernej »neutralności« jakiejś dla siebie od kogoś »gwarancyi«.
Żołnierze! Poszliście za moim rozkazem bez wahania, bez chwili namysłu, czy los Wasz nie będzie podobnym do losu tylu poprzedzających nas pokoleń żołnierzy polskich. Poszliście, by stanąć w obronie jeśli już nie szczęścia Ojczyzny, to przynajmniej Jej honoru.
Rok minął. Wyrobił się z nas ten typ żołnierza, jakiego nie znała dotąd Polska. Nie brawura, nie błyskotka żołnierska stanowi najistotniejszą naszą cechę, lecz ten przedziwny spokój i równowaga w pracy bez względu na przeciwności, jakie nas spotykaj. Z młodego chłopaka w naszej atmosferze wyrabia się szybko spokojny, równy, stary żołnierz, przygotowany na długą i żmudną pracę, nie spalający się jak słoma w pierwszym dobrym ogniu.
Żołnierze i towarzysze broni! Rok ciężkiej pracy minął! Pracy tak ciężkiej, tylu obstawionej przeszkodami, że gdy się obejrzymy na nią, dziw bierze, że istniejemy, że dawno już rodzime bory nie szemrzą po nas swej pieśni żałobnej, po nas, po polskich żołnierzach z wielkiej wojny 1914-1915 roku.
I teraz po roku wojny, jak w początku, jesteśmy tylko awangardą wojenną Polski, a także Jej awangardą moralną z umiejętności zaryzykowania wszystkiem, gdy ryzyko jest konieczne.
Żołnierze! Dziś po roku wojny i pracy smutno mi, że powinszować Wam olbrzymich tryumfów nie mogę, lecz dumny jestem, że dzisiaj z większym spokojem, niż rok temu, mogę do Was, jak ongi zawołać: »Chłopcy! Naprzód! Na śmierć czy na życie, na zwycięstwo, czy na klęski — idźcie czynem wojennym budzić Polskę do zmartwychpowstania!«

J. Pilsudski.
Ożarów, 5. sierpnia 1915.
Pod Lubartowem.

Nie chodziło Piłsudskiemu o piękne słowa, ani o misterną, retoryczną stylizacyę — w tych słowach o kamiennej mocy wypowiedziała się dusza Polska w swej najgłębszej myśli i harcie nieugiętej, spiżowej potęgi, dusza Polski, w Piłsudskim i jego legionach ucieleśniona.
Czyż można choć na chwilę wątpić w świętość i szczerość tych słów, które, zda się jeszcze śwież krwi serca, z pod którego zostały wyrwane, ociekaj? Któż z nich wysłyszeć zdolen jakieś chełpliwe illuzye? — przecież raczej wieje od nich ciężki. samotny smutek, ale smutek silnych, tukiem lwów wykarmionych.nieprawdaż, Wy bracia pancerni w świętym boju o najświętsze dobro?!
Nasze illuzye?
To przecież chyba nie illuzye, jeżeli Polacy ośmielaj się święcie w to wierzyć, że wierność ich równą wiernością odpłaconą zostanie, jeżeli żyj tem przeświadczeniem, że naród. w którym poczucie sprawiedliwości i zdolność ocenienia moralnej wartości innego narodu tak głęboko wkorzenione, jak może w żadnym innym, jest zdolen objąć ogrom ofiar i poświęceń i zaparcia się siebie, czego Polska w tej wojnie aż nadto widoczne złożyła dowody — me tylko objąć, ale zrozumieć, i z pokorą, godną tylko najsilniejszych, ocenić i wzajem się odpłacić.
Czyżby za śmiałe miało być to przeświadczenie, że i Niemcy wyciągają ku Polakom rozbrajającą, przyjacielską rękę, ci sami Niemcy, którzy dziś są dumni z sojuszu z Turcyą, jedynym narodem — »et haec meminisse iuvabit« — który po dziś dzień nie uznaje podziału Polski, mimo, że Polska, jako przedmurze Zachodu, nie jedną wojnę na śmierć i życie z nią toczyła.
A gdyby to wszystko miało być tylko illuzyą, jakżeż się jej wyzbyć, gdy się czyta słowa, przez najpotężniejszego geniusza Niemiec, wcielenie duszy niemieckiej, Wolfganga Goethê, które wypowiedział do Eckermanna:
»Es giebt eine Stufe, wo man ein Glück oder ein Weh seines Nachbarvolkes empfindet, als wäre es dem eigenen begegnet. Diese Kulturstufe war meiner Natur gemäss!«
I na tym stopniu kultury stał naród niemiecki 1831 roku — miałbyż teraz wstecz się cofnąć i o tem zapomnieć?
Chyba przenigdy.
Więc to jedno nie jest naszą illuzyą!
Straszliwa powaga Śmierci rozpostarła swoje skrzydła ponad wijącym się w krwawych męczarniach Narodem, który umrzeć nie chce, i któremu nie danem jest umrzeć, mimo, że go tylokrotnie żywcem pogrześć chciano — jeden tylko promień światła i nadziei przedziera się przez jego czarną noc, którego jego Dziś od jego Jutra odgranicza:
Wiara, że wierność wiernością odpłaconą zostanie.
To wszystkie nasze polskie illuzye!

—————



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Stanisław Przybyszewski.