Podróż króla Stanisława Augusta do Kaniowa/D. 14 Kwietnia

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Podróż króla Stanisława Augusta do Kaniowa
Podtytuł w r. 1787.
Wydawca Józef Zawadzki
Data wyd. 1860
Druk Józef Zawadzki
Miejsce wyd. Wilno
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

D. 14 Kwietnia.

«Wstając codzień o szóstéj, siódméj, a niektórzy o ósméj zrana, już wiedzieć możemy co w całym dniu będzie.. Monotonja zwyczajna pozwala w przebytym dniu jak w źwierciedle następnego przeglądać zabawy. Domyśli się więc czytelnik jak przeszedł dzień środowy; w tém jednak różniący się od minionych, że ciepły cały, był powodem N. Panu do użycia spaceru konnego, a naszéj Rzeczypospolitéj do biegania po górach i dołach po obiedzie.»
«Ten spacer dał nam dostatecznie poznać sytuacją Kaniowa mizernego miasteczka a raczéj wsi w jarze, jak zwyczajnie na Ukrainie sytuowanego; i przeto otoczonego górami, z których widok już na Kaniów, już na Dniepr i okoliczne miejsca najmilszym jest dla oka... Z pomiędzy panujących nad tém miejscem wyniosłości jest osobliwie jedna, koniec sam boku prawego jaru czyniąca, a pod sam Dniepr podchodząca, która dla formy okrągławéj i od lądu dalszego, dołem dosyć głębokim oddzielona była, jak tradycja głosi użytą dawniéj na wymurowanie na niéj staroświeckiéj twierdzy ziemią wyżłobionym. Dziś i śladu jéj nie widać. Kazał w koło niéj prawie ks. podskarbi dziedzic miejscowy zrobić ścieżkę na półtora łokcia szeroką, dla usposobienia wejścia na nią królowi JM., a ta doczesnie splantowana służyć może za piérwszy zasiew projektu obrócenia téj góry na pospolicie teraz używane w ogrodach angielskich ślimaki, z których kaniowski jeżeliby do skutku przyszedł, byłby może jednym z najznakomitszych, a nie wiele nań potrzebaby łożyć kosztu; gdy natura sama gotową do tego sposobność podaje. Na téj saméj górze myśli ks. podskarbi illuminacją zrobić, i całą budowę fajerwerku, na czas przypłynienia Imperatorowéj JMci.»
«Przez całą wieś aż do Dniepru, bujnym a krętym ruczajem płynie woda z obfitego źródła o ćwierć mili zaledwo poczynającego się, ta to rzeczka jar od niepamiętnych czasów uformowała, a spadek jéj jest tak znaczny, że od źródła do wpadu w Dniepr wzdłuż téj wsi dwanaście jest młynków, z których lubo każdy jest tylko na jedno koło, potrzebie jednak wszelkiéj zupełnie dostarczają. To miejsce zaś gdzie się źródło poczyna, nazywają Spa. Cudzoziemiec możeby tu Spaskiéj chciał szukać wody, lecz Ukraina tego nie zna, a swoją wodę dla tego Spaską nazywa, iż zdrową jest i zbawienną od słowa ruskiego Spas, Zbawiciel. Jak zaś ruczaj o którym mowa środkiem całéj wsi płynie, tak około niego różnie postawiane domy gospodarskie, okrywające z jednéj i drugiéj strony płaszczyznę pochylą, miłym są dla oczów widokiem osobliwie z góry o któréj się wyżéj namieniło, dla tego, że tu jak w Ukrainie całéj, domy gospodarskie glinką białą są wymazane, a ten kolor z farbą strzechy i ziemi, nadzwyczaj bawi oko. — »
«Poranek czwartkowy jeszcze pogodniejszy od środowego zwabił N. Pana, ażeby jak minionych obu dni trzeci raz użył konnéj jazdy, a ta dotyla użyteczna się stała, że rumatyzm na którego atak był się zaczął skarżyć król, transpiracją rozpędzonym został. W czasie téj jazdy przybili się do brzegu ks. Józef, oba książęta de Ligne młodzi i hr. Dillon, którzy o dziesiątéj zrana z Kijowa wypłynąwszy przez środę i całą noc wodną podróż odprawując, we 24 godzin w Kaniowie stanęli. Na szesnaście mil drogi a jeszcze z najpiérwszą wiosenną wodą, nadto żółwim krokiem podróż ta odprawioną była, a to doświadczenie uczy jak mały jest spadek dnieprowy między Kijowem a Kaniowem w proporcji Dźwiny, po któréj w równym czasu przeciągu można pewnie zaraz po lodach w pół godziny milę upływać.»
Goście pomnożyli towarzystwo obiadowe zwyczajne, a po kawie cicha i piękna pogoda skusiła N. Pana mimo zwyczaju wyjść na przechadzkę dla oglądania statku, w którym ks. Józef z cudzoziemcami przypłynął. Tu znowu widok góry i towarzystwa na niéj zebranego zachęcił do wstąpienia na nią z całą kompanją dla przypatrzenia się tańcom mołodyc, to jest kobiét kozackich.
Podczas wieczerzy szczególniejszą rzecz opowiadał hr. Dillon z relacji posła francuzkiego u dworu Petersburskiego hr. de Segur, że kurjer, który z ratyfikacją traktatu handlowego Moskwy z Francją miał być wysłany z Wersalu, zatrzymany został na miejscu trudnością zebrania naprędce 20.000 czerw. złotych. w Paryżu! Dziwna rzecz z podwójnej przyczyny! i że król francuzki szukał długo dostania takiéj kwoty, która dla niego wielką-by być powinna fraszką, i że przez kurjera na tyle niebezpieczeństw w podróży exponowanego chciano posyłać pieniądze, gdy pół ćwiartką papieru w wexlu, toż samo dopełnioném być mogło.
Piątkowy ranek zimny był i wietrzny, aby się jednak nieodzwyczaić od konia, N. Pan wraz z gośćmi swojemi jeździł na spacer «a ja, dodaje pisarz nasz, smutnie tylko rozpamiętywałem, żem pobłądził nie wysławszy mojego konia, z temi królewskiemi, które dwóma tygodniami przed przybyciem N. Pana stanęły w Kaniowie.» Na obiad przybył z Kijowa ks. Michał Lubomirski generał-major oznajmując królowi, że Polacy i cudzoziemcy prawie wszyscy pożegnawszy Cesarzowę jedni wprost do domów, drudzy do Kaniowa rozjechali się. Po obiedzie przyszedł kress z Warszawy, a około piątej zebrał się dwór prawie wszystek w kwaterze p. Szydłowskiego star. Mielnickiego, na lekki poncz wedle przepisu doktora Beklera zrobiony, dla strawienia skuteczniejszego nadto wybornéj, a przeto zdrowiu szkodzić mogącéj kuchni p. Tremo. Chcąc zaś rzeczony starosta i pistoletów i własnej zręczności dać dowód, dwa razy do papieru jak talar bity wielkiego a końcem nogi przytrzymanego, kulą strzelając przez oba razy weń tak dobrze trafił, że podziwienie wszystkich spektatorów obudził. Podziwienie wszakże w piérwszym momencie miało za cel zręczność jego, ale tuż zaraz następowało zastanowienie się nad tém, że z zimną krwią lecz mniéj potrzebnie exponował siebie.«
Przed wieczerzą czytano gazety, a zaraz po kolacji rozeszli się wszyscy.
Nazajutrz przyszła do kwater rozsypanych wiadomość, że nocą przybyli marszałkowstwo Koronni, a o godzinie dziewiątéj zrana ks. Józef z cudzoziemcami, starostą Mielnickim i innemi pojechali konno o milę kozacką od Kaniowa do wsi Stepańce dla przypatrzenia się ewolucjom szwadronu jednego z półku królewskich ułanów pod komendą pułkownika Koeniga będącego, a starszeństwem i naczelnictwem ks. podskarbiego, w którego dywizji półk się ten mieścił. Powróciwszy około piérwszéj, wszyscy zupełnie i z szwadronu i z przejażdżki byli radzi »osobliwie ks. Józef, dodaje Plater, duszą i sercem żołnierz, nie mógł się odchwalić roztropności i prędkiego pojęcia w dopełnieniu tych nawet ewolucij, które im na próbę tylko z musztry austrjackiej pokazał. — »
Na pokojach opowiadał marszałek o wielce popsutych drogach z Kijowa do Wasylkowa, i o przygodach swéj podróży, zagrzęźnieniu kuchni, niewygodnym noclegu i t. p. Po obiedzie przybył p. Reytan pisarz ziemski Nowogródzki, który się również uskarżał na drogę a około siódméj ks. Janusz Sanguszko strażnik Koronny, za późno już przywlókł się, by się mógł prezentować. Przy wieczerzy król był przytomny, a wstającym od niéj oznajmiono przyjazd pp. Wałujewa i Sołtykowa szambellanów i Bibikowa kamerjunkra cesarzowéj. Nazajutrz naznaczono im audjencją, i opatrzono kwatery i wieczerzę.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.