Pieśni niewolnika/XVI

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Svatopluk Čech
Tytuł Pieśni niewolnika
Wydawca Skład Główny w Księgarni Jagiellońskiej
Data wyd. 1929
Druk Drukarnia Związkowa
Miejsce wyd. Kraków
Tłumacz Maciej Szukiewicz
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
XVI.

Dla drugich „wolność“ bywa pustem słowem
A „świt swobody“ martwo brzmi i czczo,
Lecz nasze dusze z każdym dzionkiem nowym
Jak świętem hasłem treścią słów tych drżą.
Wzrok ją płomieńmi widzi wypisaną,
Ucho wciąż słyszy ją jak wieczny dzwon,
Pierwszem westchnieniem naszem jest co rano,
Ostatnią w wieczór prośbą serc i łon.

Gdy oko nasze błądzi po mórz łęgu,
Co tchem swym włos nam rozwichrza na skroni —
Kiedy zabłyśnie gdzieś na widnokręgu
Grzywa rumaka, co bez uzdy goni —
Gdy dumny orzeł w błękity się wzbije
I na przestworach skrzydła swe rozprości,
Wtedy nam ręce prężą się i szyje,
A drżące usta szepcą: o, Wolności!...

Wolności! tyś jest jak ta baśń daleka,
Co z dali czasów tęskne dusze pieści,

Jak utajone w pamięci człowieka
Głuche o raju utraconym wieści.
Przeto zjarzmiona rzesza ledwo wierzy,
Żeś ty coś więcej, niżli skazki cud,
Że nie do pustych legend to należy,
Iż nie tak dawno wolnym był nasz lud.

Gdy dziad wnukowi czytał z kronik księgi,
Tyś się nad dzieckiem gięła jak rusałka
Strojna w klechd śpiewne djademy i wstęgi;
Gdy dorósł — byłaś bożyszczem dla śmiałka,
Jak wzrok kochanki blask twój przed nim migał,
Twój mu zapałem pierś wydymał zew,
Dla ciebie oręż w swych marzeniach dźwigał,
Dla ciebie w snach swych serdeczną lał krew.

Mężowi byłaś w noc czarnego jeństwa
Marą świetlaną, niedosiężną dlań!
Tajemną druhną walki i męczeństwa,
Słońcem złocącem tęsknot jego tkań.
Jak obiecana ziemia wciąż przyzywasz
Siwiznę starców, co cię w kaźni śnią,
Ostatnim jeszcze jasnym blaskiem spływasz
Na twarz, co zgonu już zachodzi mgłą.

Choć dzień dzisiejszy w imię twoje kłamie,
A miano twoje pustym dźwiękiem warg,
Choć cię, Wolności! byle oszust w kramie
Co dnia szalbierczo wywiesza na targ, —
Choć cię obłudnie na sztandar zatknęli
Nędzni turkucie prawdziwej swobody,
Co — ledwo sami szyje z jarzm wyjęli —
Zawzięcie inne ciemiężą narody:

My cię wżdy nosim w piersiach nieskażoną!
Nas pełną twoją wartość cenić uczą
Razy, któremi cześć w nas spotwarzono
I ręce, co nasz dobytek rozwłóczą.
Ile chłost na nas spada i katuszy
I ile cierni, co skroń do krwi bodą,
Za każdym stajesz ty przed okiem duszy,
Po każdym usta szepcą: oh, swobodo!...

Wolności! co dnia o zmierzchu i świcie,
Zwidują nam się twe tęczowe skrzydła,
Twój wdzięk czujemy nawet w łzach i w zgrzycie
Szczęk, co wiek zgórą szarpią swe wędzidła.
Gdy wróg nas depce butem najezdniczym,
A chamstwo jego brodzi w naszej krwi,
Usta wciąż milczą pod katowskim biczem,
Lecz w sercu gromów burzą: WOLNOŚĆ! grzmi.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Svatopluk Čech i tłumacza: Maciej Szukiewicz.