Pan Karol/XI
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Pan Karol |
Podtytuł | Powieść fantastyczna |
Wydawca | Adam Zawadzki |
Data wyd. | 1840 |
Druk | Józef Zawadzki |
Miejsce wyd. | Wilno |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Słowo gracza nazajutrz po
nieszczęśliwym wieczorze.
— Ot i Pan Pucętek (tak mówiła Panna Hermenegilda), zagramy w marjasza do puli. Bratuleńku! Prezentuję Panu Pucętkowi Dobrodziejowi, mojego niby stryjecznego brata Pana Karola Heciakowskiego, który, nawiasem mówiąc, kocha się we mnie jak fixat. A to Pan Pucętek Hippolit Wierzgajło ze Żmudzi. Tameśmy się jeszcze poznali.
— Mam honor, ściskam stopeczki Pańskie, odezwał się gość, figura sucha, długa, z nosem zatabaczonym i czérwonym, gadająca powolnie, nosowy i kłaniający się co chwila. Mam honor, powtórzył, prezentować się, jestem uniżonym służeczką, Podsędek Hippolit Wierzgajło ze Żmudzi, do usług jego. Polecam się łaskawym względom i protekcij na przypadek.
— Nawzajem, rzekł Pan Karol, polecam się przyjaźni i pamięci.
— Proszę u mnie bez żadnéj cyremonij i bez ambicij; postaw kij Panie Pucętku, czapkę połóż, a daj niuch tobaki. Choć to Pannie nie przystoi, mówią, ale czasem od kataru.
— Tak! Wielmożna Pani! od kataru, najniższy sługa, upadam do nóg, prawdziwa bernardynka. Jeżeli łaska, a Pan Dobrodziéj? do usług jego.
— Ja nigdy nie zażywam tabaki!
— Da! bo to widzisz Jegomość taki skonfundowany, że się zakochał we mnie, cha! cha! I ofiaruje mi majątek swój, a ma pół milljona!
— Ps! najniższy sługa! upadam do nóg JW. Pana! do usług! Pan ma pół miljona; a to ja nieźmiernie niższy rywal, pójdę widocznie z kwitkiem.
— Da cóż, żartujesz, porzuć, da fi! Czy to już te pieniądze za serce ciągną? Ot i on naprzykład, to i dobry zdaje się i co. No, a dalbóg, ni razy się nie przyśnił nawet. Tak jakoś téj syncypatij nie ma.
— Tak, o tak, sympatja, poprawił Podsędek, najniższy sługa, sympatja gra rolę wielką w miłości, naczelnika i prawie Jaśnie Wielmożnego i jakoby kawalera wielu orderów. To mówiąc ujrzał pod nogami psa Amur, a jako baczny konkurent, skłonił mu się (bo się kłaniał i kucharce w sieniach), i temi go powitał słowy:
— A Amur! najniższy sługa, upadam do nóg, jak się wać masz?
— Da zdrów! a ty Panie Karolu, czego się tak krzywisz? Amur zdrów, tylko jakoś smutny, musi być na dészcz czy co, jadł dziś rezedę z okna, to nie darmo.
— Tak, to na dészcz, pewno na dészcz, ja to czuję z winném uszanowaniem dla dészczu, że —
— A, bo i mój Burek do merum ferum się skradał, to i to może na dészcz. Czegoż wzdychasz Karolu? Da dalbóg niepojęty człowiek, ani jemu wybić z głowy téj miłości; siadajże Pucętku, co tam słychać?
— Najniższy sługa, nic Mościa Ździko; Asindźka nie uważa, że zacny jéj kuzyn, cóś, niejako, jak gdyby był w złym umorze?
— Mój taki zwykły humor, rzekł Karol kwaśno i dumnie, ledwie mogąc pokryć wewnętrzne nieukontentowanie.
— Zwykły, otoż i niezwykły, odezwała się Panna Hermenegilda z uśmiechem figlarnym i pełnym zaufania w sobie. Jak ja dam rękę do pocałowania to się i rozweseli. No, no, chodź już, chodź, co robić, pocałuj, a rozwesel się!
Na tak czułą odezwę pośpieszył, choć w sercu pękał od złości Karol i ucałował, a raczéj poślinił końce podanych mu paluszków, wyglądające zpod brudnéj duńskiéj rękawiczki, usiłując natychmiast przybrać wesołość, w chęci i nadziei przypodobania się twardéj Pannie Hermenegildzie.
— No, cicho, sza, fi! Czy nie zagramy w marjasza do puli, Pucętku?
— By nie drogo, najniższy sługa, upadam do nóg, będę służył Asindźce.
— Da cóż? Na ubóstwo po groszu, albo tak dla zbawienia duszy, to na zdrowaśki, jak chcecie.
— Najniższy sługa. Pani Dobrodziejka jak rozkażesz, posłuszny jestem. Jednak jak najpokorniéj ośmielam się uczynić tu uwagę, że dla zbawienia duszy, albo za dusze w czyscu zostające, a z nikąd ratunku nic mające, lepiejby na zdrowaśki.
— Da! to już jak chcecie!
— Ale ja nigdy nie grywam w marjasza! rzekł Pan Karol zmarszczony.
— No, to cóżeż? To ja z Panem Pucętkiem będę grać, a ty sobie; ja tobie dam drugą talją, tam żołędnego tuza brakuje, Amur go pogryzł, bo był w kaszę padł, a na miejscu jego stara szóstka; to może sobie pociągniesz kabałę?
— Nie umiem żadnéj kabały. Ja tak posiedzę, nie znudzę się patrząc na ciebie, siostruniu, dodał ciszéj.
— No, no, no, daj no pokój komplementom. A jeśliby ci się znudziło, to albo sobie pójdziesz, albo może każesz Amurkowi posłużyć, albo popatrzysz na niewinną parę kanarków kochających się czule. No, Panie Pucętku, starsza daje! na zdrowaśki.