Na oślep (Kuprin)/XII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Na oślep |
Pochodzenie | Straszna chwila |
Wydawca | Zakłady Graficzne „Drukarnia Bankowa“ |
Data wyd. | 1932 |
Druk | Zakł. Graf. „Drukarnia Bankowa“ |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Страшная минута |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst Cały zbiór |
Indeks stron |
Zena wyszła na ulicę. Wszystkie poprzednie zdarzania tak silnie podziałały na nią, że szła jak we śnie, przyciskając do piersi paczkę z pieniędzmi. Zupełnie nie wiedziała, gidzie idzie i szłaby tak bez końca, gdyby nie zaczepił jej sankarz.
— Panienko! Pojedziemy za pół rubelka!
Dopiero teraz Zena pomyślała, że każda chwila jest droga. Wsiadła do sanek i zawołała:
— Do przystani! tylko jak najprędzej!... dostaniecie na piwo!
„Wańka“ zaczął siarczyście okładać biczyskiem szkapę.
Trwożne myśli obiegły znów Zenę i jak wichrem kręciły się w głowie.
— Boże, żeby tylko nie było zapóźno... A jeżeli... wejdzie i zobaczy na łóżku Ałarina... skurczonego, z zakrwawionem czołem... A może przez dumę odrzuci jej pomóc i krew jego wiecznem, niezmytem piętnem legnie na jej duszy... Ale nie, nie! Powie mu, jak jest jej drogi i bliski... znajdzie słowa, którym nie będzie mógł się oprzeć... „Miejcie wiarę w gorczyczne ziarno...“ Boże, co będzie jeżeli spóźni się?...
— Popędźcie konia, proszę — wołała ciągle na sankarza, który razem ze szkapą dokładał wszelkich starań, dziwiąc się tylko, że tak niecierpliwą ma pasażerkę. Stanęli wreszcie przed wielkim gmachem zarządu portowego.
Zena pośpiesznie wyskoczyła, wsunęła rubla do ręki sankarzowi i stanęła niepewnie na chodniku. Nie wiedziała dokąd skierować się.
Przy bramie siedział stróż nieruchomy, owinięty w kożuch. Zdecydowała się podejść do niego.
— Przepraszam, gdzie jest mieszkanie pana inżyniera Ałarina?
Stróż, nie podnosząc się z miejsca, odburknął coś niezrozumiałego.
— Proszę mi powiedzieć, gdzie jest mieszkanie, inżyniera Ałarina!
Głos jej był tak stanowczy i zniecierpliwiony, że stróż obdarzył Zenę bardziej uważnem spojrzeniem, ale wrażenie osiągnięte nie należało widocznie do dodatnich, bo z kożucha dał się słyszeć chrapliwy głos:
— A czego chcesz od niego?
Zena zazwyczaj nieśmiała i nieumiejąca nigdy postępować stanowczo ze służbą, teraz jednali straciła panowanie nad sobą.
— Jak śmiesz tak mówić do mnie! To nie twoja rzecz!... Pytam się, to powinieneś odpowiedzieć.
Stróż uważał za stosowne obrazić się i warknął.
— Widzisz ją, jak się to stawia! Jakto nie moja rzecz? Dosyć takich jak ty włóczy się po kawalerach, a potem co? To łyżka zginęła, to zegarek... A kto za to odpowiada? Nie bój się, nie ty! Ślad za tobą dawno zastygł, a mnie się dostanie... Nie moja rzecz! Nie, siostro, ja po to tutaj siedzę...
Zena czemprędzej wyjęła portmonetkę i wysypała na rękę stróża wszystko, co w niej było.
— Weźcie to — rzekła, pragnąc przerwać potok jego wymowy — ale proszę mi pokazać mieszkanie inżyniera Ałarina.
— Tak, to co innego — odparł, mięknąc odrazu srogi dozorca porządku. — Niech panienka idzie ciągle prosto i skręci w poprzeczną uliczkę. Siódmy domek po lewej ręce i tam jest jego mieszkanie. Domek należy do maszynisty statku, a on to jest pan Ałarin, tam mieszka. Na drzwiach jest tabliczka z nazwiskiem. Zobaczy panienka sama.
Zena, drżąc ze wzruszenia, zwróciła się we wskazanym kierunku. Bała się spóźnić. Zdawało się jej, że wówczas cała odpowiedzialność spadnie na nią w tej potwornej sprawie, którą ona obawiała się nazwać właściwą nazwą. Doszła wreszcie do ostatniego niepozornego domku. Oto drzwi... Czy jest tabliczka z nazwiskiem? Tak jest ciemno, że o dwa kroki nic nie widać.
Wyciągnęła rękę, namacała żelazną tabliczkę i rączkę dzwonka i powiedziała do siebie:
— A więc to tutaj...
Nie można było ociągać się. Zena raz po raz pociągnęła za rączkę dzwonka. Usłyszała za drzwiami pośpieszne szuranie pantofli i starczy głos, przerywany suchym kaszlem:
— Kto tam?
— Muszę natychmiast zobaczyć się z panem Ałarinem — zawołała zniecierpliwiona. — Proszę otworzyć, nie mogę stać na mrozie.
Usłyszała szczęk odsuwanej zasuwki. Drzwi otworzyły się. Przed Zeną stała w nocnej koszuli i pantoflach na bosych nogach, stara, ale rzeźka jeszcze kobieta, niezwykle chuda z palącą się świecą w ręku. Z pod czerwonej chustki spadały na ramiona rzadkie zielonkawo siwe kosmyki.
— A po co to pani o tej porze do pana Ałarina?— mruknęła niechętnie stara, oglądając podejrzliwie od stóp do głów Zenę. Ciekawość ta przepełniła już miarę cierpliwości dziewczyny.
— A co to panią obchodzi? — zawołała z gniewem. — Gdybym nie miała pilnego interesu, nie przyjechałabym o tej porze!
Stara z niedowierzaniem, niechętnie pokręciła głową.
— Proszę — rzekła, wzdychając ciężko i wskazała niskie obite derą drzwi. — Proszę wejść. On jeszcze nie śpi.
Żerna, nie namyślając się ani chwili, szybko otworzyła drzwi.