Strona:A. Kuprin - Straszna chwila.djvu/94

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Przy bramie siedział stróż nieruchomy, owinięty w kożuch. Zdecydowała się podejść do niego.
— Przepraszam, gdzie jest mieszkanie pana inżyniera Ałarina?
Stróż, nie podnosząc się z miejsca, odburknął coś niezrozumiałego.
Porszę mi powiedzieć, gdzie jest mieszkanie, inżyniera Ałarina!
Głos jej był tak stanowczy i zniecierpliwiony, że stróż obdarzył Zenę bardziej uważnem spojrzeniem, ale wrażenie osiągnięte nie należało widocznie do dodatnich, bo z kożucha dał się słyszeć chrapliwy głos:
— A czego chcesz od niego?
Zena zazwyczaj nieśmiała i nieumiejąca nigdy postępować stanowczo ze służbą, teraz jednali straciła panowanie nad sobą.
— Jak śmiesz tak mówić do mnie! To nie twoja rzecz!... Pytam się, to powinieneś odpowiedzieć.
Stróż uważał za stosowne obrazić się i warknął.
— Widzisz ją, jak się to stawia! Jakto nie moja rzecz? Dosyć takich jak ty włóczy się po kawalerach, a potem co? To łyżka zginęła, to zegarek... A kto za to odpowiada? Nie bój się, nie ty! Ślad za tobą dawno zastygł, a mnie się dostanie... Nie moja rzecz! Nie, siostro, ja po to tutaj siedzę...
Zena czemprędzej wyjęła portmonetkę i wysypała na rękę stróża wszystko, co w niej było.