Makbet (Shakespeare, tłum. Hołowiński, 1841)/Akt I

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor William Shakespeare
Tytuł Makbet
Pochodzenie Dzieła Williama Shakspeare Tom drugi
Wydawca T. Glücksberg
Data wyd. 1841
Druk T. Glücksberg
Miejsce wyd. Wilno
Tłumacz Ignacy Hołowiński
Tytuł orygin. The Tragedy of Macbeth
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tom drugi
Całe wydanie
Indeks stron
AKT I.

SCENA PIERWSZA.
(Pole. Błyskawica i grzmot.)
Wchodzą: trzy CZAROWNICE.
PIERWSZA. CZAROWNICA.

Kiedyż nowy zbór, siostrzyce,
W deszcze, w gromy, w błyskawice?

DRUGA CZAROWNICA.

Kiedy boju zgiełk ustanie,
Krzyk przegranéj i wygranéj.

TRZECIA CZAROWNICA.

Przed zachodem to się stanie.

PIERWSZA CZAROWNICA.

A gdzie meta?

DRUGA CZAROWNICA.

Tam w czahary:

TRZECIA CZAROWNICA.

Napotkamy tam Makbeta.

PIERWSZA CZAROWNICA.

Idę Maćku szary![1]

WSZYSTKIE TRZY.

Zwie ropucha: — wnet!...
Ładne jest szkaradne, a szkaradne ładne:[2]
Lećmy przez mgły bure, przez brunatną chmurę.

(znikają Czarownice.)
SCENA DRUGA.
(Pole przy Fores. Słychać bicie na trwogę i zgiełk walczących.)
Wchodzą: KRÓL DUNKAN, MALKOLM, DONALBAIN, LENOX z ORSZAKIEM i spotykają zakrwawionego Żołnierza.
DUNKAN.

Kto ten we krwi człowiek? widać z jego ran,
Ze najnowszy buntu może wiedzieć stan.

MALKOLM.

Żołnierz to waleczny, co wybawił mnie
W bitwie od niewoli. — Witaj mężny bracie!
Mów królowi jaki był rozruchu stan,
Kiedyś plac opuścił.

ŻOŁNIERZ.

Zbyt niepewny był;[3]
Jako dwaj pływacze, co próbują sił,
Darmo zgnieść się chcą z całą sztuką swoją.
Dziki zbir Makdonwald, godny buntu herszt,
Bo się zbrodnie w nim coraz mnożąc roją:
Od zachodnich wysp, wsparcia zebrać śmiał,
Kernów, Galloglasów zwiódł do naszych granic;[4]
Już przeklęty pogrom z woli szczęścia siał,
Szczęście druchną miał: ale wszystko na nic:
Bo waleczny Makbet, godzien tak się zwać,
Gardząc szczęściem wbrew, błyskawicą kordu,
Co się kurzył krwią ze strasznego mordu,
Jak kochanek Męztwa,
Trupem drogę siał, aż napotkał herszta:
Ni rzekł bywaj zdrów i nie ścisnął ręki:
Gdy go płatnął w brzuch, rozpruł aż do szczęki,
I na naszych murach głowę jego wbił.

DUNKAN.

O waleczny krewny! o dostojny mąż!

ŻOŁNIERZ.

Jak gdy słońca wschód niesie na poziomy
Zawieruchy szturm i straszliwe gromy;
Tak ze źródła skąd miała ciec szczęśliwość,
Nieszczęśliwość prysła. Zważ, o królu, zważ!
Gdy znagliła już zbrojna sprawiedliwość
Kernów skoczną czerń ufać w swoje stopy;
Wnet Norwegów Pan korzystając z pory
Niosąc jasną broń ze świéżymi chłopy,
Szturm przypuścił nowy.

DUNKAN.

Czy nieposzli wspak
Trwożni nowym ludem Makbet z Bankiem?

ŻOŁNIERZ.

Tak;
Jak od wróblów orły, od zająców lwy.
Jeśli prawdę rzec, byli jakby działa,
Co podwójnie z paszcz z ogniem zieją grzmoty;
Tak i oni
Sieką wrogów kark w straszne dwa brzeszczoty:
Czy się kąpać myślą w krwi pluszczących ran,
Czyli pamięć chcą drugiéj wznieść Golgoty?
Nie wiém: —
Ale słabnę z ran, co o pomoc krzyczą.

ŻOŁNIERZ.

Z mową rany twe, dobrze ci do twarzy,
Honor płynie z nich. — Wezwać wnet lekarzy.

Któż się zbliża tu?

(wychodzi żołnierz wspierany.)
MALKOLM.

Rosse Tan dostojny.

LENOX.

Pospiech w oczach jego. — Zwiastun dziwnych spraw
Tylko tak wygląda.

ROSSE.

Boże, Króla zbaw!

DUNKAN.

Skądżeś, Tanie mój?

ROSSE.

Z Tifu, wielki Królu,
Gdzie z obłoków drwią Norwedczyków znaki,
Drży lud na ich powiew.
Sam Norwegów król straszne miał orszaki,
Jeszcze wsparty był zdrajcą Tanem Kawdor,
Przeto zaczął nieść klęski i pogromy:
Aż kochanek wojny, krwawych bitw świadomy,
Stawiąc czoło wrogom i gromiącą dłoń,
Miecz na miecz rokoszan i broń na ich broń,
Dumę jego zgniótł: a tak, mówiąc krótko,
Nam zwycięztwo padło: —

DUNKAN.

O szczęśliwy los!

ROSSE.

Tak że Sweno król prosi o układy;
I nie dozwalamy jego trupów grześć,
Póki się nie zgodzi nam do skarbu wnieść
Sto tysięcy złotych na Kolumba wyspie.[5]

DUNKAN.

Mego serca spraw Kawdor już nie zdradzi,
Idź i kaź mu wnet uciąć łeb toporem,
A Makbeta wnet witać masz Kawdorem.

ROSSE.

Idę spełnić rozkaz.

DUNKAN.

Makbetowi zysk niesie jego strata.

(wychodzą.)
SCENA TRZECIA.
(Czahary.)
Wchodzą trzy CZAROWNICE.
PIERWSZA CZAROWNICA.

Gdzieś to się siostro bawiła?

DRUGA CZAROWNICA.

Nie rogaciznęm dusiła.

TRZECIA CZAROWNICA.

A ty siostro kędyś bvła?

PIERWSZA CZAROWNICA.

Żeglarzam żonę spotkała,
Kasztany w zanadrzu miała,
Patrzę, że je, mlaska, mlaska:
Rzekłam daj mi jeśli łaska:

Aż ona na to jak wrzaśnie,
Dla ciebie! ropucho! właśnie!
Mąż jéj popłynął na Tygrze okręcie
Az do Alepu; sitem po odmęcie
Tam popłynę obrażona,
W kształcie szczura bez ogona,[6]
Ja to zrobię, zrobię, zrobię.

DRUGA CZAROWNICA.

Dam wiatr tobie.[7]

PIERWSZA CZAROWNICA.

Wdzięcznam z téj usługi.

TRZECIA CZAROWNICA.

Dam wiatr drugi.

PIERWSZA CZAROWNICA.

Inne wiatry mam po sobie;
W każdym porcie powiewają,
Wszystkie miejsca dobrze znają,
Co są na żeglarskiej karcie.
Wyschnie jak siano, jak cień:[8]
Jego oczom w noc i dzień
Sen nie pozamyka powiek,
Będzie jak wyklęty człowiek:

Cierpiąc siedem noc i dziewięćkroć dziewięć,
Straci zdrowia moc, schudnie i zniszczeje;
Jeśli jego barkę w głębiach nie zanurzę,
To skołatam ją przez burzę.
Patrzaj, co mam.

DRUGA CZAROWNICA.

Pokaż mi, kochana.

PIERWSZA CZAROWNICA.

Oto palce mam rotmana,
Co utonął śród powodzi,
Gdy do domu wracał.

(słychać bębnienie.)
TRZECIA CZAROWNICA.

Bicie tarabana;
Makbet nadchodzi.

WSZYSTKIE TRZY RAZEM.

Ręka w rękę, siostry wróżki,
Świat obiegły nasze nóżki,
Tak się kręćmy w kolo, w koło;
Trzykroć tobie, trzykroć sobie,
Jeszcze trzykroć, dziewięć zrobię:
Dość! skończone czarów koło.[9]

(Wchodzi MAKBET i BANKO.)
MAKBET.

Brzydki tak i piękny, jeszcze nie był dzień,[10]

BANKO.

Ile stąd do Fores? —[11] Cóż to są za twory?
Straszna chudość ciał, dziwne ich ubiory;
Nie podobne nic do istnących w swiecie,
Chociaż na nim są: czyli wy żyjecie?
Czy jesteście czémś? Czy was pytać można?
Lecz mnie pojmujecie bo do zwiędłych ust
Zeschły palec śwój razem przykładacie;
Czy kobiéty wy? Ale brody macie.

MAKBET.

Gdy możecie, mówcie, czém jesteście wy?

PIERWSZA CZAROWNICA.

Witaj nam, Makbecie! Witaj Glamis Tan![12]

DRUGA CZAROWNICA.

Witaj nam, Makbecie! Witaj Kawdor Tan![13]

TRZECIA CZAROWNICA.

Witaj nam Makbecie! Witaj przyszły Królu!

BANKO.

Czego ciebie trwoży mile brzmiąca rzecz?
Ale w imie prawdy odpowiedzcież wreście,
Czyście mary czcze, lub czy tém jesteście

Czém się wydajecie? cny towarzysz mój
Nowém dostojeństwem został pozdrowiony
Z większą przepowiednią, z godnością korony,
Tak, ze w zachwyceniu. Coż mniemacie dać?
Gdy nasiona czasu wy możecie znać,
I rzec jaki zejdzie, lub nie zejdzie siew,
Mówcie, łask nie żebrzę, ni mię trwoży gniew.

PIERWSZA CZAROWNICA.

Witaj!

DRUGA CZAROWNICA.

Witaj!

TRZECIA CZAROWNICA.

Witaj!

PIERWSZA CZAROWNICA.

Mniejszy lecz i większy od Makbeta.

DRUGA CZAROWNICA.

Nie tak szczęsny lecz szczęśliwszy,

TRZECIA CZAROWNICA.

Ojciec królów królem sam nie bywszy.
Tak witajcie Makbet z Bankiem!

PIERWSZA CZAROWNICA.

Banko z Makbetem witajcie!

MAKBET.

Mówcy niedokładne, mówcie więcéj mnie!
Wiem ze jestem Głamis przez Synela śmierć,
Ale jakże Kawdor? Wszak Kawdoru pan
Dotąd jeszcze żywy i szczęśliwy Tan:
Tyle wierzę w przyszły mój króleski stan,
Ile temu wierzę, żem Kawdoru Tan.

Mówcie, skądże znacie dziwny przyszły czas?
Czemu w tych czaharach wstrzymałyście nas
Wieszczém pozdrowieniem? mówcie każę wam.

Znikają Czarownice.
BANKO.

Ziemia bęble ma, równie jak ma woda.
Te widziadła bęble, lecz prysnęly gdzie?

MAKBET.

Już się roztopiły ich postaci w mgle,
Jak w powietrzu dech. — Co za wielka szkoda!

BANKO.

Byłoż tak w istocie, jak się zdaje nam?
Lub czy każdy z nas jaki korzeń zjadł,
Przez co zdrowy rozum w odurzenie wpadł?[14]

MAKBET.

Twoje dzieci króle.

BANKO.

A ty będziesz król.

MAKBET.

I Kawdoru Tan; wszakże tak mówiły?

BANKO.

Co do słowa tak. Coż to za przybyły?

(Wchodzą ROSSE i ANGUS.)
ROSSĘ.

Najradośniej król powitał, Makbecie,
Zwycięstw twoich wieść. Gdy czyta widomie
Wielką sławę twą w rokoszan pogromie,

Czy się dziwie ma, czy twe wznieść pochwały,
Dotąd nie wie sam: milczy i zdumiały
Obracając wzrok na dnia tego koniec,
Gdzie Norwegów tłum, widzi ciebie tam
Nie trwoznego rzezią, co zdziałałeś sam
Siejąc w kolo śmierć. Biegł za gońcem goniec,
Jak za słowem słowo; wszyscy niosąc wieść
Twoich sławnych zwycięstw, co zbawiły kraj,
Kładli u stóp króla.

ANGUS.

My posłani dwaj,
By imieniem króla dzięki tobie nieść;
I do niego tylko wezwać, nie nagradzać.

ROSSE.

Jakby na zadatek większego honoru,
Dać ci kazał znać, żeś Tanem Kawdoru:
W téj godności witaj; dobrześ tego wart,
Ziemia Kawdor, twoja.

BANKO.

Prawdęż mówił czart?

MAKBET.

Żyje Kawdor Tan: Za cóz mnie stroicie
W pożyczane szaty?

ANGUS.

Ten, co Tanem był,
Żyje, lecz pod sąd dane jego życie,
Które pewno straci. Czy z Norwegiem knuł,
Czy wewnętrzny bunt posiłkował skrycie,
Czyli z obudwotna zgubę Państwa snuł?
Nie wiem: lecz wyznane przezeń kraju zdrady
Już go obaliły.

MAKBET.

Glamis, Kawdor Tan,
Większe pozostaje. — Dzięki wam za trud. —
Czy się nie spodziewasz królmi mieć twój ród,
Kiedy Tanem Kawdor te zrobiły mnie,
Które ci przyrzekły?

BANKO.

Gdy zawierzysz zbyt,
Wtedy się pokusisz posiąść władzy szczyt,
Prócz Kawdoru Tana. Osobliwsza rzecz!
Często aby nas wplątać w nieszczęść sidła,
Mozę prawdę rzec piekła czerń obrzydła;
A gdy fraszką tak ufność ubespieczy,
W tenczas zdradza nas w najważniejszéj rzeczy. —
Krewni, jedno słowo. —

do ANGUSA i ROSSE.
MAKBET.

Parę prawd w ich mowie
Mam za Prolog szczęsny do wyniosłych scen,
Gdzie przedmiotem tron. — Dzięki wam, Panowie. —
Trudno złą, lub dobrą tę ich wróżbę zwać,
Gdy zła, jak zadatek szczęścia mogła dac,
Mówiąc prawdę zrazu? jestem Kawdor Tan.
Jeśli dobra, czemuż w tę pokusę wprawia,
Co podbiwszy mnie myśli mej przedstawia
Straszne tak obrazy, że się jeży włos,
I nadzwyczaj serce bije w moję pierś?
Większa trwoga z marzeń nad obecny strach;
Myśl ma, w której mord jeszcze przywidzeniem,
Tak okropnie wstrząsa mojej duszy stan,

Że w niej wszystkie władze tłumi przyszły plan,
Nie masz dla mnie nic, tylko to, co nie jest.[15]

BANKO.

Patrzcie, w jakże wielkiem zachwyceniu Tan.

MAKBET.

Chce mnie traf mieć królem? — Niech da berło traf.
Bez pomocy méj.

BANKO.

Nowe mu honory
Nie przystają tak, jak nowe ubiory,
Tylko przez użycie.

MAKBET.

Niechaj co chce będzie;
Przez najgorszy dzień przejdzie czas w swym pędzie.

BANKO.

Na rozkazy twe, Tanie cny, czekamy.

MAKBET.

O, darujcie mnie; — W mej szukałem głowie
Rzeczy zapomnianych. Ten wasz trud, Panowie,
Zapisany tam, kędy co dnia kartę
Przerzucając czytam. — Iść do króla czas —

do BANKA.

Myśl co się zdarzyło; potém więcéj myśl,
Rozważywszy to, otworzymy śmiele
Serca nasze wzajem.

BANKO.

Bardzo jestem rad.

MAKBET.

Teraz o tém dość. — Chodźcie, przyjaciele.


SCENA CZWARTA
(Fores. Pokój w pałacu.)
Trąbienie. Wchodzą DUNKAN, MALKOLM, DONALBAIN, LENOX, i USŁUGUJĄCY.
DUNKAN.

Nie wiesz czy stracony jest Kawdoru Tan,
Czy posiani na to, powrócili już?

MALKOLM.

Nie wrócili, Panie: lecz mówiłem z tym,
Co by1 przy straceniu: opowiadał mnie,
Że nadzwyczaj szczerze przyznał się do zdrad;
Żebrząc przebaczenia twego, królu mój;
I żałował bardzo popełnionych wad:
Śmierć w żywocie jego najpiękniejsza rzecz:
Umarł, jakby ten, co się uczył umrzéć,
Wszystko, co najdroższe, poodrzucał precz,
Jakby fraszek tłum.

DUNKAN.

Jestże sposób pewny
Z powierzchownych min ludzką duszę zbadać?
Wszakże w człeku tym zwykłem był pokładać
Całą ufność mą. — O dostojny krewny!

(Wchodzą MAKBET, BANKO, ROSSĘ i ANGUS).

Niewdzięczności grzech cięży na méj duszy:
Tak dalekoś wprzód zaszedł twą zasługą,
Że najprędszy lot uskrzydlonych nagród

Nie doścignie ciebie. Obyś zdziałał mniéj,
Toby mogła płata zrównać pracy twéj!
Pozostaje nam zrobić to wyznanie,
Że twój spłacić dług, cały świat nie w stanie.

MAKBET.

Wierność i usługa, obowiązek mój;
A w pełnieniu jego już nagrodę mam.
Królu, powinności przyjąć, udział twój;
Tronu bowiem są nasze powinności
Dziećmi i sługami; czyniąc jak należy,
Robią każdą rzecz godną twéj miłości
I szacunku twego.

DUNKAN.

Witaj mile nam.
Wszczepiać się zacząłem, odtąd tobie dam
Najpełniejszy wzrost. — O ślachetny Banku,
Nie mniéj zasług masz, nie mniéj będą głośne
Czyny twoje cne; ścisnę cię, kochanku,
Serce z sercem złóż.

BANKO.

Tam jeżeli wrosnę,
Żniwo, Panie, twe.

DUNKAN.

Czucia me radośne
Dzisiaj są wezbrane, chcą się same zlać
W cichych smutku łzach. — Dzieci, krewni, Tany,
I najpierwsi po nich, oto macie znać
Ze nasz Malkolm syn, jest następcą nam,
Xieciem Kumberlandu odtąd jego zwać:[16]

I nie tylko wdzieje nowy honor sam,
Lecz dostojeństw znaki błysną nakształt gwiazd
Na tych co są godni. — Do Inwerness wjazd[17]
Chcę uczynię dziś, przeto ci, Makbecie,
We wdzięczności mej więcej się zadłużę.

MAKBET.

Pokój dla mnie trud, jeśli ci nie służę:
Sam zostanę posłem, aby żonie nieść
O przybyciu króla pożądaną wieść;
Wnet odjeżdżam, panie.

DUNKAN.

Godny Kawdor mój!

MAKBET (do siebie).

Xiąże Kumberlandu! — Ot zawady krok!
Muszę na nim upaść, albo przebyć w skok,
Ro na drodze leży. Gwiazdy skryjcie blask!
Niech méj czarnéj żądzy nie przenika brzask.
Oko nie widź ręki, ni jéj działać broń,
Bać się będziesz widzieć to co zrobi dłoń.

(wychodzi).
DUNKAN.

Prawda, godny Banku; posiadł sławy szczyt:
Niesłychanie mężny; jegom pochwał syt;
To jest dla mnie uczta. — Spieszyć za nim czas,

Wprzód poleciał szybko, by ugościć nas:
Niezrównany krewny.

SCENA PIĄTA
(Inverness. Pokój w zamku Makbeta).
Wchodzi LADY MAKBET czytając list.
LADY MAKBET.

„Spotkały mię w tym dniu pomyślności; przekonałem się niezbitemi dowodami, że większą od śmiertelników mają wiadomość rzeczy. Kiedym pałał żądzą pytania więcéj, zmieniły się w powietrze i znikły. Stałem jeszcze w podziwieniu, gdy przybyli posłowie od króla i pozdrowili mię Tanem Kawdoru: którą godnością wprzódy siostry wieszczki mnie powitały, a przenosząc się do następnych czasów rzekły: Witaj przyszły królu! Osądziłem za dobre donieść ci o tem, uczestniczko mojego losu, abyś nie straciła należnego ci wesela przez niewiadomość o przyrzeczonej tobie wielkości. Włóż to w serce twoje, i bądź zdrowa.”

Jesteś Glamis, Kawdor, będziesz pewno król: —
Jednak twa natura mocno trwoży mnie;
Tyś ludzkości mlekiem przepełniony zbyt,
Byś szedł bliższą drogą; chciałbyś osiąść szczyt;
Nici dumy brak; chciałbyś, lecz godziwie.
Czego wzniosie chcesz, chcesz i świątobliwie:
Nie chcesz chytrym być, a chcesz z krzywdą władać:
To co chcesz, Glamisie, taki wznosi głos,
Musisz zrobić to, aby to posiadać;

Lecz się więcéj boisz puścić na ten krok,
Niźli dopiąć żądasz przyrzeczony los.
Pospiesz, w twoje ucho mój przeleję duch;
Mowy mojej moc wnet oczyścić zdoła
Drogę z wszelkich tam, do złotego koła,
Które przeznaczenie i ta czarów moc
Zgotowały już dla twojego czoła. —

(Wchodzi sługa).

Co tam?

SŁUGA.

Król dziś będzie.

LADY MAKBET.

Czy ci zmysłów brak?
Czyż twój pan nie z królem? Gdyby było tak,
Pewnoby mnie zaraz uwiadomił pan.

SŁUGA.

Tak, lecz prawdę mówię; w drodze jeszcze Tan:
Jeden z mych kamratów wprzód przyleciał w czwał;
Ledwie ma tchu tyle, aby sprawę zdał
Z posłannictwa swego.

LADY MAKBET.

O nim pieczę miéć.
Wielkie rzeczy doniosł. (Sługa wychodzi.)
Nawet ochrzypł kruk
Kracząc straszny wchód króla w nasze progi.
Chodźcie duchy wlać w moje myśl mord srogi,
Rozepłcijcie mnie, precz płeć białogłowy;
Napełnijcie mnie od stóp aż do głowy
Dziwnem okrucieństwem! zgęśćcie moją krew,
I zgryzoty wszelkie odpędzajcie precz,

Bo Natury z Żalem czułe nawiedziny
Krwawy cel zachwieją albo cofną wstecz!
Chodźcie w piérś kobiéty, zróbcie z mleka żółć,
Chodźcie duchy złe, posługacze mordu,
Kędykolwiwk wy w niewidzialnéj mocy
Chcecie zrobić źle! Chodźże ciemna nocy,
Całun z najczarniejszych dymów piekła włóź,
By zadanej rany sam nie widział nóż;
By nie mogło niebo ciemnych przejrzeć chmur
I zawołać, Stój!

(Wchodzi MAKBET).

Glamis, Kawdor Tan!
Większy od tych dwóch przyszłem pozdrowieniem
Twoje pismo mnie wzniosło za granice
Ciemnej obecności: i już przyszłe dnie
Widzę w tej godzinie.

MAKBET.

O najdroższa mnie!
Dziś przybędzie król.

LADY MAKBET.

Kiedyż stąd wyjedzie?

MAKBET.

Jutro, — jak ma myśl.

LADY MAKBET.

O, nie ujrzy nigdy
Tego jutra słońce! Twoje, Tanie, lice,
Jakby xięga, w któréj dziwne tajemnice
Każdy może czytac: — Chcesz oszukać czas,
Miéj twarz wedle czasu; powitanie miéj
W oczach, rękach, ustach: pozor taki wdziéj,
Jak niewinny kwiatek, lecz bądź pod nim wąż.

Gość nasz musi byc dobrze usłużony:
Teraz na mnie zdaj wielkie dzieło nocy;
Potem każdy dzień, każda przyszła noc,
Będą niosły rząd i króleską moc.

MAKBET.

Jeszcze pomówimy.

LADY MAKBET.

Nie mień twarzy tak,
Zmieniać bowiem lice zawsze trwogi znak:
Zostaw resztę mnie.

(wychodzą).
SCENA SZÓSTA.
(Tamże. Przed Zamkiem oboje).
Słudzy MAKBETA z pochodniami.
Wchodzą DUNKAN, MALKOLM, DONALBAIN, BANKO, LENOX, MAKDUFF, ROSSE, ANGUS i Usługujący.
DUNKAN.

Zamek piękny ten w piękném położeniu,
I powietrze słodkie samo się zaleca,
Aby niém oddychać.

BANKO.

Jerzyk letni gość,
Ten mieszkaniec świątyń, już dowodzi dość
Byciem swém, ze niebo mile tu oddycha:
Słupy i arkady, cały gzymsów szlak,
Każdy zdatny kątek pozalepiał ptak
Swém wiszącem łóżkiem i na płód kolebką:

Uważałem kędy ten się gnieździ ptak
Jest powietrze miłe.

(Wchodzi LADY MAKBET).
DUNKAN.

Patrzcie! Gospodyni!
Często ktoś z miłości nam niepokój czyni,
Jednak jak za miłość musim wdzięczni być.
Uczę Panią dziś jak upraszać Boga,
By nagrodził nam, za jéj niepokoje,
I jak wdzięczność miec za kłopoty swoje.

LADY MAKBET.

Choćby każdy punkt wszelkich naszych usług
W dwoje wzięty był i znów jeszcze w dwoje,
Rzeczby była mdła, jedna i uboga,
Aby z témi wieść honorami boje,
Które wysypałeś na dom, panie, nasz:
Na godności dawne noweś złożył w stos,
Za to bogomolców w sługach twoich masz.

DUNKAN.

Kędyż Kawdor Tan? W ślad pędziłem za nim,
Chcąc do Pani jego przewodnikiem być:
Ale dobrze gnał; miłość jak ostrogę
Mając, prędzej mógł od nas skończyc drogę:
Zacna Gospodyni! tu nocowac chcę.

LADY MAKBET.

Panie, nasze mienie są to rzeczy twe,
Z czego na twój rozkaz możem sprawę zdać
I twą wrócić własność.

DUNKAN.

Proszę rękę dać,
Wiedź do Gospodarza; miły nam twój mąż

I nań zlewać łaski nie przestaniem wciąż. —
Z pozwoleniem twém, piękna gospodynio.

(bierze za rękę LADY MAKBET i wychodzą).
SCENA SIÓDMA.
(Tamże. Pokój w Zamku).
Oboje i pochodnie. Przechodzą przez scenę Krajczy i rozmaici słudzy z pułmiskami i innemi rzeczami. Potém wchodzi MAKBET.
MAKBET.

Gdy się robiąc uda, tobym prędko chciał
Zamiar mój wykonać; gdyby zdołał mord
Sprawie dobre skutki; gdyby ostry kord
Zapuszczony w krew, szczęście złowić miał;
Gdyby wszystko kończył cios na tym padole;
Lecz na ławie téj w obecności szkole, —
Mijam bowiem przyszłość, — nie ujdziemy plag;
Bo się krwawych nauk ucząc, które wnet
Jak się wyuczymy nam zadają raz:
Sprawiedliwość wciąż do ust naszych chyli
Kielich, gdzieśmy jad sami zaprawili.
Tu podwójna ufność trzyma nad nim straż:
Naprzód jestem jego krewny i poddany,
Wzgląd podwójny każe nie przelewać krwi;
Potém, jak gospodarz, jam obowiązany
Przed mordercą jego zaryglować drzwi,
Nie iśc z nożem sam. Zwłaszcza, że ten Dunkan,
Tak ma słodki rząd, świetne tak przymioty;
Że jak Aniołowie, wszystkie jego cnoty

Wznoszą nakształt trąby za nim silny głos,
Aby ten przeklęty wstrzymać mordu cios;
Jeszcze litość, jakby nagie niewiniątko
Nowo narodzone, które niesie wichr,
Lub jak Cherub pędząc z niebieskiego sklepu,
Wiatrem, tym rumakiem powietrznego stepu,
Gdy uderzy strasznym czynem ludzki wzrok,
W łzach utonie wiatr. —[18] Nie mam żadnych ostrog,
Coby silnie bodły mojej woli bok,
Tylko jedna duma przez swój ciągły skok
Mój popędza plan. — Cóż tam?? Cóż nowego?

(wchodzi LADY MAKBET.)
LADY MAKBET.

Tylko co wieczerzał: za coś od nas znikł?

MAKBET.

Czy się o mnie pytał?

LADY MAKBET.

Takjest, nie wiesz nic?

MAKBET.

Ej, nic chciejmy iść daléj w taką sprawę,
Tylko com odebrał dowód jego łask,
I u ludu mam piękną złotą sławę,
Którą chcę dziś nosie, gdy jéj nowy blask,
Ni tak prędko rzucać.

LADY MAKBET.

Byłaż twa nadzieja
Pjana, gdyś ją wdział? Spałaż do tej pory?
Czy się budzi teraz, by tak drżąca, blada,
Oglądała cel pierwéj upragniony?

Odtąd wiem jak cenie miłość twą wypada.
Nie śmiesz zostać tém w czynach, czém w żądaniu?
Chciałbyś mieć, co sądzisz za ozdobę życia,
I żyć jako tchórz nawet w twojém zdaniu;
Chciałbym słowo twe w nie śmiem ma przeszkodę,
Jak kot pragniesz ryb, a iść nie chcesz w wodę?

MAKBET.

Dajże pokój, śmiem, co przystoi człeku,
A kto więcéj śmie, taki nie jest człekiem.

LADY MAKBET.

Jakiż zwierz cię zmusił cel twój odkryć mnie?
Wtedy byłeś mężem, gdyś to czynie śmiał;
A chcąc większym zostać, wtedyś razem chciał
Zostać więcéj mężem. Miejsce, ani czas
Niesprzyjały ci, tyś je tworzyć chciał:
Dziś traf wszystko złożył, porę tobie dał,
A ty puszczasz z rąk. Jam karmiła dziatki,
Znam dla niemowlątka czułą miłość matki:
Leczbym i w tej chwili, gdy się do mnie śmieje,
Z jego dziąsł bezzębnych mogła wyrwać pierś,
Mózgiem spluskać głaz, gdybym to przysięgła,
Tak jak ty przysiągłeś.

MAKBET.

Jeśli chybim, —

LADY MAKBET.

Chybim!
Tylko twą odwagę osadź w mocny plac,
A nie chybim nigdy. Kiedy Dunkan we śnie,
(Bo podróży trud naprowadził wcześnie
Sen na niego ciężki) Szambelanów dwóch

Tak ugoszczę dobrze, tak dam wina im,
Że ta straż rozumu, pamięć, będzie dym,
I że głowy ich na alembik zmienię.
Gdy zwierzęcy sen całkiem byt pochłonie
Ich natury ludzkiéj, jakby byli w zgonie,
Cóż przeszkodzi tobie spełnić wolę twoję,
Gdy bez straży Dunkan? Czyż na te opoje
Nie możemy rzucić całéj naszéj winy
Za ten straszny mord?

MAKBET.

Rodź mi tylko syny!
Z twej hartownéj duszy nic się nie dobędzie,
Oprócz męzkiej płci. Każdyż mniemać będzie,
Kiedy krwią zbroczymy tych dwóch króla sług,
I ich do tej rzeczy użyjemy broni,
Że sprawcami oni?

LADY MAKBET.

Któż śmie wnieść inaczéj,
Gdy wzniesiemy jęk smutku i rospaczy,
Na tę jego śmierć?

MAKBET.

Jużem gotów, całą
Duszę natężyłem na ten straszny czyn.
Chodź, niech piękny pozor chwilę oszukiwa,
Serc fałszywych myśl kryje twarz fałszywa.

(wychodzą).





    rozruchu: ta plaga pieklą na nic więcéj nieprzydatna, jak na szubienicę.“ Boswell.

  1. Kot ją wzywa, faworyt i zwykły towarzysz; bo wedle zabobonu, czarownice zawsze mają przy sobie złego ducha, który im służy w postaci kota lub kozła i t.d. Ropucha coś także niedobrego przedstawia.
  2. W tych słowach treść całej sztuki: t.j. ze piękne i ślachetne w człowieku przez pobłażanie dzikim i rozhukanym namiętnościom, staje się szkaradnem, a szkaradne, kiedy z niem się zbrodniarz oswoi, staje się mu ładnem.
  3. To opowiadanie żołnierza jest niby przegrywek do całej strasznéj sztuki. Ciężko ranny i rozogniony jeszcze bitwą, przemawia jak w gorączce, tasuje obrazy na obrazy i coraz we wrzącéj wyobraźni tak się wysila, że musi kończyć omdleniem. Tieck.
  4. W dziele Barnaby Riche mamy następującą wiadomość o Kernach i Galloglasach. „Galloglas idzie za konnym, uzbrojony pospolicie przyłbicą, pancerzem i Galloglaską siekierą. W polu nie sprosta konnicy i nie obroni się przed piką; jednak Irlandczycy wielce go ważą. Kerne w Irlandyi są wyrzutkiem i najgorszą szumowiną tego kraju, rodzaj podły i niegodny życia: bawią się rozbojem i łupieżą biednych wieśniaków, których często zmuszają do kupowania im chleba, kiedy go ci biedni dla siebie i dzieci nie mają; gotowi biedź do każdego buntu i
  5. Nazywała się dawniéj Saint Colmes Inch, a teraz Inchcomb. (cal. Kolumba). Malutka wysepka, leząca niedaleko od Edymburga, z pięknem opactwem poświęconem S. Kolumbowi; dlatego od Kamedenów zowie się Inch Colm, albo też wyspą S. Kolumba.
  6. Sądzono w owym czasie, ze widmy przybierając postaci zwierząt, zawsze były bez ogona, a to z téj przyczyny, jak rozumują starzy pisarze, że czarownice zmieniając ręce i nogi na łapy, nie mają w swem ciele nic odpowiednego do przemienienia na ogon. Steevens.
  7. Pospólstwo sądziło, że wróżki mogą przedawać wiatr.
  8. Mniemano, że można to zrobić za pomocą woskowej figury podobnej do tej osoby, co chcą wysuszyć i topiąc powoli woskową postać, niszczą tez powoli i zdrowie osoby. Steevens.
  9. (a) Z odwróconą twarzą kręciły się po trzy razy dla każdej, nalewo, na prawo i znowu na lewo; tym sposobem miejsce zaczarowane było i kto wszedł w to koło, zostawał pod wpływem czarów; stąd Makbet wstąpiwszy w to koło, odszedł prawne od siebie i napełnił się dumą i myślą mordu: Banko stojący za kołem zachował spokojność i nie należał do żadnéj zbrodni.
  10. Brzydki dla mgły i deszczu i wiatrów, a piękny dla zwycięstwa.
  11. Wtedy Król mieszkał w Fores nie daleko od Inverness.
  12. Thane Glamisu było dziedzictwem familii Makbeta i dotąd jeczcze ten zamek stoi, w którym mieszkał Hrabia Strathmore.
  13. Dr. Johnson w swojej podróży po Szkocyi donosi, że jeszcze widział ruiny zamku Kawdor, czy Galder-Castle.
  14. Alluzia do korzenia Szaleju, któremu podobną własność przypisywano.
  15. Nie zwracam ani uwagi ani pojęcia na rzeczy, które posiadam, tylkom zatopiony w tem, czego nie mam.
  16. Tron Szkocki z początku nie był dziedziczny. Kiedy następca tronu za życia Króla był ogłoszony, wówczas przybierał tytuł Xięcia Kumberlandu, które to Xięstwo Szkocia miała prawem lenném od Anglii.
  17. Królowie Szkoccy co roku odwiedzali swoich Tanów. Zamek Inwerness należący do Makbeta, widział jeszcze Dr. Johnson w swéj podróży.
  18. t. j. tak rzęsiste popłyną łzy, że jak deszcz przerwą wiatr.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: William Shakespeare i tłumacza: Ignacy Hołowiński.