Krótki życiorys o. Wacława Nowakowskiego, kapucyna (Edwarda z Sulgostowa)/Życie zakonne i działalność kapłańska w Krakowie

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Andrzej Janocha
Tytuł Krótki życiorys o. Wacława Nowakowskiego, kapucyna (Edwarda z Sulgostowa)
Rozdział Życie zakonne i działalność kapłańska w Krakowie.
Wydawca Wydawnictwo OO. Kapucynów
Data wyd. 1903
Druk Drukarnia „Czasu“
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Życie zakonne i działalność kapłańska w Krakowie.

„A ktoby czynił i nauczał, ten będzie
zwan wielkim w Królestwie niebieskiem“.
(Mat. V, 19).

O. Wacław Rawicz Nowakowski otrzymał święcenia kapłańskie z rąk ś. p. JEmineneyi Księcia Kardynała Dunajewskiego, dnia 1 lutego 1880 r. w 51 roku życia swojego. W długoletniej szkole praktycznego życia wśród krzyżów i cierpień wyćwiczony, przygotowany jak najlepiej na tę szczytną godność współpracownictwa z Chrystusem w dziele odkupienia i zbawienia dusz, zaraz od wyświęcenia ideą kapłaństwa na wskroś się przejął, czyniąc i nauczając według ducha Mistrza, Jezusa Chrystusa i swojego Zakonodawcy św. O. Franciszka. Obowiązki kapłańskie, podczas wyświęcenia przez ordynującego Księcia Biskupa podyktowane: Sacerdotem oportet offere, benedicere, praeesse, predicare et baptisare, wypełniał jak najświęciej. Bo też, chcąc skutecznie podołać posłannictwu tak idealnemu, spełniać za lud Ofiarę najświętszą, opowiadać słowo Boże w kazaniach i naukach, udzielać Świętych Sakramentówi Sakramentaliów, O. Wacław najpierw sam w głębokiej pokorze na wzór Matki Najśw. do Boga się zwracał, światłości wiekuistej, Ducha świętego o dary, łaski i wzmocnienie prosił.


Klasztor OO. Kapucynów w Krakowie.

Aby przygotować się do czynienia dobrze bliźniemu bez szkody dla duszy własnej — bo często się zdarza, że pracując nad dobrem bliźniego, zapomina się o własnem zbawieniu — otóż, aby ciało nie wzięło góry nad duszą, umartwiał je ostrą pokutą, a w bliźnim widział tylko człowieka wewnętrznego. Żyjąc duchownie, szukał tylko duszy. Jako człowiek Boży kochał najbardziej to, co Bóg kocha, t. j. swoje obrazy; a że obrazem Bożym jest każda dusza, więc kochał duszę w każdym człowieku jak swoją własną, stał się duszą, dusz jemu w kierownictwo oddanych. W kierownictwie zaś i zetknięciu się z ludźmi, trzymał się zasady św. Augustyna: „Jaką jest miłość człowieka, takim jest on sam“. Kochasz ziemię? ziemią się staniesz! Kochasz-li Boga? O jakże wyrzeknę te słowa, Bogiem będziesz“. (S. Joan in Ep. I. Joan.).
Aby miłość zmysłowa nie wzięła przewagi nad duchowną, i żeby nie była mu przeszkodą w miłości dusz, zamykał oczy ciała, umartwiał uczucia serca, w otoczeniu widział tylko ducha, nie zwracając wcale uwagi na zewnętrzną stronę, bo ta, według św. Bonawentury, jest tylko powłoką wszelakiej nędzy. Myśl, jak piękną i drogą perłą jest dusza ludzka, była podnietą jego kapłańskiej gorliwości.
On, mąż Boży, dbały o chwałę Boską i zbawienie ludzi, gdy widział, że bliźni obraził Boga, że przez to dla podłych i pogardy godnych rzeczy sprofanował duszę, tę świątynię Ducha św. zbezcześcił te Oblubienicę Chrystusową, że stał się judaszem, zdrajcą, niewdzięcznikiem względem Boga i Matki Najświętszej, ubolewając, wzdychał i płakał i jak mógł ratował nieszczęśliwego. Ażeby zaś wynagrodzić Panu Bogu za wyrządzoną zniewagę, ostrą zadawał sobie pokutę. Podobnie jak Mardocheusz, odziany workiem pokutnym, wyszarzanym, grubym habitem, pod którym, miasto włosienicy, syberyjską, aresztancką nosił siermięgę, modląc się, płakał i wzdychał pod pałacem wielkiego Króla. W nocy od godziny 12-tej do 1-ej klęczał przed Przenajśw. Sakramentem i podczas, gdy inni ludzie spali, a może grzeszyli, on czuwał u drzwi Pańskich, żebrząc miłosierdzia dla grzeszących współbraci. Na widok szerzącego się zgorszenia wśród młodzieży, psutej przez liberalne kierownictwo, mawiał z ubolewaniem: „Dokąd oni przyszłych obrońców ojczyzny zaprowadzą? Chyba na całkowite zagładzenie i zatracenie nawet ducha ojczystego“. To też modlitwą, umartwieniem, ciągłym postem, pracą w zakonnej celi, w konfesyonale, na ambonie, w kościele i po domach wypraszał nawrócenie, napominał, zachęcał młodzież do moralności, słowem ratował dusze. Najmilszą jego materyą do medytacyi było rozważanie: Jak wiele dusz w tej chwili leci na zatracenie, jaka moc ludzi grzeszy i w grzechach umierając, ginie w niepokucie. Miliony ludzi pogardzają Bogiem, znieważają słowem, piórem i czynem Matkę Bożą. Więc dla wynagrodzenia tych zniewag modlił się, ofiarował Msze św., pisał broszury i rozrzucał darmo między lud i inteligencyę. Czynił naprzód sam dobrze, a potem nauczał, dlatego, można powiedzieć, stał się wielkim w Królestwie niebieskiem i tu na ziemi w Królestwie Polskiem.
Stał się wielkim i słynnym kaznodzieją, bo trzymając się ściśle Ewangelii świętej, kazał i nauczał według przepisu św. Franciszka Serafickiego „ku pożytkowi i zbudowaniu ludu, opowiadając im występki i cnoty, karę i chwałę“. (Reguła R. IX.).
O. Wacław głosił słowo Boże jasno i zrozumiale, bez przymieszki sztuczek oratorskich i sofizmatów ludzkich. Przygotowywał się bardzo pilnie do każdej nauki konferencyjnej lub kazania. Najpierw usilnie starał się o nabycie cnót, modlił się, studyował i rozmyślał Pismo święte, aby nabrał smaku rzeczy duchownych, wiedzy i języka Chrystusowego. Wygłaszał słowo Boże z ambon prawie wszystkich kościołów krakowskich po kilka razy. Trudno zliczyć dokładnie mowy jego. Dla zrozumienia ilości, podajemy tu sprawozdanie PP. Karmelitanek Bosych z Wesołej, gdzie O. Wacław przez 9 lat będąc spowiednikiem, wygłosił kazań i konferencyj od 250 do 300 (jak pisze Przeorysza, Matka Teresa). Nie było prawie uroczystości narodowej, podczas którejby O. Wacława z kazaniem nie zapraszano.
„Od szeregu lat nie było w naszem mieście uroczystości narodowej, nie było prawie nabożeństwa, święcącego jakąś rocznicę naszej historyi, abyśmy nie widzieli na kazalnicy wysokiej postaci, skromnego mnicha, z białą, jak śnieg, brodą, który głosił miłość Bożą, nawoływał do zgody i wspólnej pracy dla dobra ojczyzny, a zamiast miotać gromy potępienia na grzeszną ludzkość, miał dla niej zawsze dobrotliwe, łagodne słowo, litość i współczucie“. (Kuryer krakowski Nr. 8, 1903 roku).
Głosił słowo Boże od ołtarzy, z okazyi udzielanych Św. Sakramentów lub Sakramentaliów.
Kazał piórem, pisząc o cnotach i pobożności dawnych Polaków, zachęcając młodszą generacyą do naśladowania ich w szlachetnych czynach. Pisał o występkach i szkaradzie zdrajców Boga, Kościoła, ojczyzny i narodu, wytykając judaszów, przedstawiał brzydotę grzechów, brał w obronę słabszych, uciśnionych włościan i klasy rzemieślniczej robotników, a krzywdzicielom nie darował, dopóki w czwórnasób nie wynagrodzili wyrządzonej krzywdy. W dziełkach napisanych wieje z każdego wyrazu duch prawdziwie religijny, patryotyczny, duch miłości ojczyzny. Obrońca i krzewiciel języka ojczystego, surowo karcił przy spowiedzi matki Polki, jeżeli one dzieci swoje uczyły obcych języków, a w polskiem, w literaturze narodowej je zaniedbywały. Były wypadki, iż takim matkom odmawiał rozgrzeszenia. Udzielał też rekolekcyj niemal co roku, swoim zakonnym współbraciom. Ile razy było potrzeba, przygotowywał kleryków i braci do profesyi lub święceń kapłańskich. W Zakonie, na kapitule był zamianowany dożywotnim Ojcem duchownym dla całej prowincyi i Magistrem młodszych zakonników. Dawał rekolekcye kapłanom w dyecezyi Przemyskiej i Lwowskiej, nie mówiąc już nic o zgromadzeniach zakonnych żeńskich, w których był zawsze pożądany i często proszony.
Kazał swoją własną osobą, świątobliwością żywota, przykładem, potwierdzał naukę, którą ogłaszał na wzór św. Franciszka, przechodząc poważnie, skupiony, zakapturzony ulicami miasta Krakowa lub Lwowa (dokąd w celach literackich często wyjeżdżał). O tym sposobie kazania wspaniałą postawą zakonną, dają świadectwo wszystkie nasze dzienniki, rozpoczynając pośmiertne o nim wspomnienie.
Czas Nr. 6 z dnia 9 stycznia 1903 r. pisze: Znany przez całą ludzkość, kochany i szanowany powszechnie, budził O. Wacław już swą postacią, wyniosłą i męską. a jednak pełną jakiejś świątobliwości duchownej, wrażenie prawdziwego sługi Chrystusowego, dla którego miłość ku ludziom była pierwszym i głównym obowiązkiem. Ta miłość „czynna“ była też gwiazdą przewodnią jego życia twardego, bogatego w ból i łzy.... Cześć pamięci szlachetnego człowieka, niestrudzonego pracownika, gorącego patryoty i kapłana wedle myśli Bożej.
Nowa Reforma Nr. 7 1903 r. Uboga cela klasztorna. Na twardem łożu w habit kapucyński ubrane, spoczęły zwłoki jej mieszkańca. Postać duża, o rysach twarzy, których się nie zapomina..., gdy się je raz widziało, na habit spływa siwa broda. Oczy, które tyle widziały i tyle mówiły, a żywym blaskiem zdradzały inteligencyę i niepowszechne porywy — zamknięte na wieki, aż do zmartwychwstania.... Przestało bić jego serce. A było to jedno z najszlachetniejszych serc polskich, serce które tylko dla Boga i ojczyzny biło i dla niej gotowe było największe przenieść katusze. Bo był to jeden z tych patryotów ostatniej doby powstańczej, którzy nieprzejednani byli wobec porozbiorowego stanu rzeczy, nie znali i znać nie chcieli ścieżek ugodowych, a społeczeństwo i ludzkość dzielili na Polaków i wrogów... Jako kaznodzieja pisarz, był nieubłaganym dla tych, co niespełniali swoich obowiązków wobec ojczyzny. Miał prawo ostrym być sędzią, bo dyktował sobie samemu obowiązki najcięższe i spełniał je bez zastrzeżeń... On od żadnych dla ojczyzny usług się nie usuwał. Wreszcie Nowa Reforma dnia 10 stycznia 1903 r. Nr. 7 kończy: „Zasłużona cześć całego społeczeństwa polskiego towarzyszyć będzie pamięci tego patryoty i zacnego kapłana polskiego“.
Biesiada Literacka Nr. 3 dnia 16 stycznia w Warszawie pisze: „Żywo mam w pamięci tę wyniosłą o siwej, długiej brodzie, czcigodną postać O. Wacława Nowakowskiego, który częstym gościem bywał w Bibliotece Jagiellońskiej. Siadywaliśmy przy jednym stole w starym jagiellońskim przybytku, stąd znajomość, rozmowy, rady w pracach literackich i błogosławieństwo na dalszą drogę... Kreślę więc wspomnienie opromienione aureolą bogobojności, poświęcenia i wielkiej miłości, jaką promieniał ś. p. O. Wacław ku temu, co czyste, prawe, nie poziome“. (Podpisano): Mieczysław Offmański.
Kuryer Krakowski z dnia 10 stycznia 1903 r. Nr. 8 pisze: „Kto w Krakowie nie znał O. Wacława, kto, raz zobaczył tę postać wysoką, spowitą w brazowy habit kapucyński z twarzą pogodną, okraszoną łagodnym uśmiechem, nie zapamiętał jej już na zawsze, kto zapoznawszy się z nim, choćby chwilowo, przelotnie tylko, nie nabrałby dla niego głębokiego szacunku, poważania, jakiem nigdy nie obdarza się pierwszego lepszego człowieka“?
Skutki z jego kazań były widoczne, bo słuchacze dobrze wiedzieli, że on to, co mówi, najpierw sam praktykuje i że jako kaznodzieja wiedzie życie nieskazitelne, uświęca pokutą najpierw siebie, a następnie drugich, że posiada znajomość Pisma św., historyi Kościoła i literatury narodu polskiego, że pełni sumiennie z uległością posłuszeństwu obowiązki stanu zakonnego i kapłańskiego, że miłuje nadewszystko prace i nie traci chwileczki czasu na karygodnem próżnowaniu[1].
Materye do kazań brał najczęściej z Ewangelii św. zwłaszcza z ośmiu błogosławieństw. Zalecał pokutę, zdanie się na wolę Bożą, dodawał ducha do znoszenia krzyżów codziennych, wołając: Estote parati „Nie odwlekajcie nawrócenia: biada światu dla zgorszenia“: uczył modlitwy, słuchania z pobożnością Mszy św. W tym celu napisał i wydał dwie małe książeczki: „Modlitwy podczas Mszy św. wesołej i Modlitwy podczas Mszy św. żałobnej“. W tych książeczkach oryginalnie napisanych uwydatnia się wewnętrzna jego pobożność, zjednoczenie z Bogiem, słowem, to lament duszy pokutującej i nawracającej się do Boga. Te dwie książeczki O. Wacława, jeden z profesorów uniwersytetu w Krakowie, przy sposobności wykładów o filozofii Platona, „O kierunkach naszych idealnych zasad postępowania“, zachwalał młodzieży akademickiej mówiąc, że „są jedynemi podręcznikami do myślnej modlitwy w czasie Mszy św.“.
O. Wacław nauczał w konfesyonale jako spowiednik, nietylko w języku polskim, ale nadto we francuskim i włoskim. Ojciec duchowny, powszechnie z dobrego kierownictwa znany, kierownik osobliwie studentów i akademików, był od nich umiłowany i nazywany Ojcem miłosiernym i słodkim. I rzeczywiście był takim nieraz do przesady. Trzymał się on zasady Pana Jezusa jako dobrego Pasterza, który z pobłażaniem spoglądał na niedoskonałości i słabości ludzkie. Nigdy nie doznał grzesznik od niego pogardy, bo z nieskończoną łaskawością wszystkich do pokuty przyjmował. Pokojem niewymownym nacechowane było każde jego słowo. Podczas wyznawania grzechów ciężkich, nieraz i zbrodni, (bo do niego, jako do papieskiego czyli apostolskiego spowiednika, z dalekich stron przyjeżdżali penitenci z rezerwowanemi grzechami). On, że tak powiem, pieścił się z penitentem, dodając mu odwagi. Przytaczał przykłady niłosierdzia Bożego z życia Pana Jezusa i Wszystkich Świętych, duszę penitenta przyrównywał do drogiej perły w błocie zwalanej, a gdy ją znalazł, oczyścił i Bogu oddał, cieszył się. jak niewiasta ewangeliczna. Jako najlepszy Ojciec płakał razem z marnotrawnym grzesznikiem, duszą zaś jego, jak owieczką z paszczy wilkowi wydartą, pokaleczoną, z przestrachu omdlałą troskliwie się zajmował, aby ją ożywić i tętno serca do lepszego nadal chodzenia drogą pobożności pobudzić. Wlewał balsam ożywczego słowa zachęty i współczucia, a przy końcu spowiedzi, pocieszając mówił: „Ile i jak ciężkie najmilszy N. N. masz grzechy. niech ci je Pan Bóg przebaczy, Najśw. Marya Panna, Matka miłosierdzia za tobą do Boga się wstawi, a święty twój Anioł-Stróż nadal od grzechów cię uchroni i po lepszej, świątobliwszej, pokutnej drodze do nieba zaprowadzi. Za zbawienną pokutę zadawał tak drobne ćwiczenia pobożne lub modlitwy, że penitenci rozrzewniając się i uznając wielką swoją winę, sami o większą pokutę prosili i nawracali się, „miłosierdziem i dobrocią Ojca słodkiego“. Penitent grzesznik przychodził nieraz tak przestraszony, że drżał z początku przy konfesyonale i nie mógł ust otworzyć z bojaźni i wstydu, usłyszawszy jednak słodkie słowa zachęty do ufności w miłosierdzie Boże, ośmielał się, sumienie swoje jak najskrupulatniej O. Wacławowi otwierał i wyspowiadawszy się z całego życia, wracał uszczęśliwiony do domu. To też zawsze wiele miał penitentów i penitentek z wyższej inteligencyi (on n. p. dysponował na śmierć Józefa Szujskiego i Borkowskiego, adw.), a i studenci bez liku chodzili za nim jak baranki, gdzie tylko się im pokazał.

Po zgonie O. Wacława, długoletni jego penitenci (Mikołaj hr. Rey), przybyli do Przełożonych klasztoru z prośbą o pozwolenie wystawienia O. Wacławowi pomnika jego podobizny, z brązu na marmurowej płycie nad konfesyonałem, w którym 23 lat spowiadał, a czynią to w dowód wdzięczności.

O. Wacław, jako katecheta, uczył w klasztorze PP. Prezentek przy kościele św. Jana, dalej w prywatnych pensyonatach p. Górskiej i t. d. Udzielał lekcyj religii, historyi i literatury polskiej uczniom i uczennicom z rodzin hr. Tarnowskich, Dzieduszyckich, Komorowskich, Reyów, Szeptyckich, Hallerów i wielu innych. Osobliwie zaś miłowany był przez młodych książąt Czartoryskich z Sieniawy, Adama i Witołda. Do końca życia zaszczytnie przez nich, w ubogiej celce, odwiedzany i zasiłkami na wydawnictwo dziełek wspierany, powtarzał: „Niech im Pan Bóg daje za to zdrowie i błogosławieństwo“. Zyskiwał sobie serca wszystkich uczniów i nigdy niezatartą u nich pamięć za wpojoną im pobożność i miłość ojczyzny. Nawet innowiercy lgnęli do niego i swoim przyjacielem go nazywali, z czego O. Wacław korzystając, znaczną ich liczbę Kościołowi pozyskał, kilku żydów i żydówek ochrzcił. Jeszcze na tydzień przed ciężką swoją słabością, jednę panienkę, ewangeliczkę nawrócił i do pierwszej Komunii św. przysposobił. Prawdziwy to był mąż Boży. Cześć jego pamięci!

separator poziomy





  1. O. Wacław bardzo często jeździł do klasztoru OO. Karmelitów bosych do Czernej, gdzie mieszkał O. Rafał Kalinowski, i tam podczas uroczystości odpustowych mówił kazania. Również na Święta Wielkanocne przez jakie lat dziesiątek zwykł był jeździć do Tenczynka, gdzie spowiadał i głosił słowo Boże, miłe zostawiając tam wspomnienie.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Andrzej Janocha.