Krótki życiorys o. Wacława Nowakowskiego, kapucyna (Edwarda z Sulgostowa)/Życie zakonne w Sędziszowie po powrocie ze Syberyi

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Andrzej Janocha
Tytuł Krótki życiorys o. Wacława Nowakowskiego, kapucyna (Edwarda z Sulgostowa)
Rozdział Życie zakonne w Sędziszowie po powrocie ze Syberyi.
Wydawca Wydawnictwo OO. Kapucynów
Data wyd. 1903
Druk Drukarnia „Czasu“
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Życie zakonne w Sędziszowie po powrocie ze Syberyi.

O. Wacław po odcierpieniu ośmiu lat w Irkucku, Ussolu i Tunce ciężkich robót na Syberyi, cztery lata na internacyi w Wołogdzie (w Ustiugu), trzy lata na emigracyi i tułactwie, przyjęty w r. 1878 do prowincyi OO. Kapucynów w Galicyi za prowincyalstwa O. Józefa Krzysikiewicza, przybył ze Lwowa do klasztoru w Sędziszowie. Tu przez O. Leona Dolińskiego, gwardyana, obleczony w habit, według uchwały OO. Definitorów, rozpoczął w życiu swojem zakonnem już po raz trzeci nowicyat, czyli rok próby. Podczas nowicyatu, oprócz wypełniania ćwiczeń duchownych zakonnych, uczył się Teologii, przygotowywał się do uroczystej profesyi czyli ślubów, i do święceń kapłańskich. Poznałem go tu w r. 1878, gdy po ukończeniu Teologii przybyłem ze Lwowa na wakacyę do naszego klasztoru w Sędziszowie. Zastałem go w celi nowicyackiej przy maleńkiem stoliczku nad książką, zamyślonego, z fajeczką o króciutkim cybuszku, tak obtłuczoną i wyszczerbaną, iż zaledwie kilka piorek tytoniu zwykłego cztero-centowego pomieścić i utrzymać mogła. Po serdecznem, jakbyśmy się już kilka lat znali, przywitaniu, gdy o tem i owem rozpoczęliśmy pogawędkę, widząc, że fajeczka mu często gaśnie, zagadnąłem — pytając:
— Czemu to Ojciec Drogi nie ma większej i lepszej fajki? Lepsze od tej na śmiecisko wyrzucają!
Droższej i milszej nad tę skorupkę nie znalazłbym na całym świecie, rzekł Wacław. Jestto droga pamiątka ze Syberyi. Gdy sobie ją zapalę i pykam, puszczając dymne kółeczka, przypominają mi się wszystkie syberyjskie dole i niedole. Ona mię rozwesela i uzdrawia, z niej rozpocząłem w ciężkiej chorobie melancholijnej palenie, jako lekarstwo.
Późniejszemi czasy pytałem się w Krakowie, czy ma jeszcze tę fajeczkę, odpowiedział, że gdzieś się zatraciła.
Jako najdroższą drugą pamiątkę z więzienia z roku 1863, przechował do dziś dnia już bardzo, prawie w strzępki podartą aresztancką, szarą, wełnianą siermięgę. W nią w uroczystości narodowe i w ważniejsze rocznice ubierał się i nosił jako włósiennice pod habitem na gołem ciele; w powszednie zaś dni, aby się całkiem nie zniszczyła, zdejmował, w stare resztki habitu lub płaszcza okręcał, kładł pod głowę zamiast poduszeczki i na niej spał, a nieraz całe noce, leżąco czytając historyę polską lub święte ascetyczne księgi do pracy literackiej lub do kazań się przygotowywał. Na tej też siermiędze w chorobie leżąc, życie zakończył.
W Nowicyacie, lżejszym już teraz, niż w Lubartowie, przykładem swoim był wielką pomoca O. Magistrowi, Stanisławowi w prowadzeniu młodziutkich nowicyuszów. On był ich jakby Vice-magistrem, ucząc ich zwyczajów zakonnych, z pierwszych najostrzejszych czasów zaczerpniętych. Zanim co opowiedział i nauczył, sam czynem to wprzód na sobie pokazując, wykonał. Nowicyusze w czasie rekreacyi lgnęli do niego i prosili, aby im nieco z życia Syberyjskiego opowiadał. Na to on:
— „Po Nowicyacie wam opowiem, teraz mówmy o Regule i świętych zwyczajach zakonnych“.
Miło też było posłuchać jego obrazowych i dowcipnych opowiadań z życia zakonnego. Chociaż Ojcowie przełożeni dla wieku i styranego zdrowia, uwalniali go od długiego klęczenia w chórze i mówienia codziennej kulpy w refektarzu klęcząco, przed obiadem. On, mimo to nigdy z dyspensy nie korzystając, ćwiczenia pokutne wypełniał i wobec młodzieży ćwiczył się w pokorze i umartwieniu. Nigdy mięsa, ryb i jaj nie jedząc, zawsze za pozwoleniem przełożonych pościł. W Nowicyacie najczęściej dostawał kulpę za miłosierdzie i dobre uczynki. Sam widziałem i słyszałem to. Dwa razy w tygodniu we wtorki i czwartki, Nowicyusze z O. Magistrem lub zastępcą wychodzili na przechadzkę, od czego i stary Wacław nie uchylał się, szedł razem z młodzieżą, czasami zastępując O. Magistra. Szli najczęściej za miasto w pola i gaje, gdzie wiejskie pastuszęta pilnowały bydełka. Wacław widać zawsze miał na pamięci ukochanego Maciusia, towarzysza z więzienia Lubelskiego, bo nad wszelki wyraz lubił pastuszków wiejskich, do nich się zbliżał, czule rozmawiał i czemś obdarowywał. A że nic nie miał, więc też i dawać nie mógł. Raz idąc z nim podczas dżdżystej pory, przy drodze napotkaliśmy ubogą dziewczynę, trzymającą na powrózku krówkę, skubiącą trawkę w przydrożnej fosie, O. Wacław rozrzewnił się, mówiąc:
— Biedactwo od zimna i mokra trzęsie się, pastereczka bez chusteczki, główka moknie, będzie boleć.
Podszedł wyjął siwą chustkę zwyczajną z rękawa i obwiązał jej główkę, mówiąc:
— Masz, dziecko, za to, że dobrze umiesz paciorek.
Uszliśmy parę stajan, znowu napotkał pasterza w poszarpanym słomianym kapeluszu, trzęsącego się od zimnej słoty. Wacław zdjął piuskę z głowy, założył na głowę chłopczykowi, pogłaskał go, kazał być dobrym i pobożnym, sam nakrył głowę kapturem i przyszedł do Klasztoru bez chusteczki i piuski. Zgłosił się oskarżyć O. Magistrowi, że tak zrobił i już miał kulpę gotową. Otóż za takie wybryki najwięcej i najczęściej był upominany. Cnoty, o które co dzień się modlił, cichość, czystość, wstrzemiężliwość i pobożność, a przedewszystkiem tkliwość i dobroć serca, to perły drogie, zdobiące jego szlachetną duszę, to gwiazdki na pochmurnem tle jego żywota, to światełka miłe niebiańskiej aureoli, otaczającej jego postać wspaniałą, ujmującą, od wszystkich kochaną. Do tej jego postaci przykładem cnót świecącej, w przechodzie ciemnego świata wszyscy lgnęli przed wyświęceniem, a cóż dopiero po wyświęceniu na Kapłana, do spowiednika i Ojca duchownego.
O. Wacław był wyrozumiałym na słabości i ułomności drugich, nie gorszył się, chociaż mógł karcić, o ile można było, delikatnością napominał.
W Klasztorze w nienależące do niego sprawy nigdy się nie mięszał. Miał zwyczaj często powtarzać przysłowie ruskie:

„Moja chata na kraju,
Ja niczoho ne znaju“.

Po odbytym nowicyacie, złożył uroczyste śluby zakonne dnia 28 stycznia 1880 r. w Sędziszowie. Następnie posłano go na mieszkanie do Krakowa.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Andrzej Janocha.