Przejdź do zawartości

Kapitał. Księga pierwsza (1926-33)/Dział siódmy. Proces nagromadzenia kapitału/Rozdział dwudziesty piąty

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Karl Marx
Tytuł Kapitał. Księga pierwsza
Podtytuł Krytyka ekonomji politycznej
Redaktor Jerzy Heryng, Mieczysław Kwiatkowski (red. tłum. pol.),
Friedrich Engels, Karl Kautsky (red. oryg.)
Wydawca Spółdzielnia Księgarska Książka,
Księgarnia i Wydawnictwo "Tom"
Data wyd. 1926-33
Druk M. Arct, Warszawa
Drukarnia „Monolit“, Warszawa
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Jerzy Heryng,
Mieczysław Kwiatkowski,
Henryk Gustaw Lauer,
Ludwik Selen
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Rozdział Dwudziesty Piąty.
NOWOŻYTNA TEORJA KOLONIZACJI

Ekonomja polityczna miesza zasadniczo dwie bardzo różne odmiany własności prywatnej, z których jedna oparta jest na własnej pracy wytwórcy, druga zaś na wyzysku cudzej pracy. Zapomina ona, że ta druga odmiana nietylko jest bezpośredniem przeciwieństwem pierwszej, ale również rośnie tylko na jej mogile.
W Europie Zachodniej, ojczyźnie ekonomji politycznej, proces nagromadzania pierwotnego“[1] jest mniej lub więcej dokonany. Ustrój kapitalistyczny bądź podporządkował tu sobie bezpośrednio całą produkcję krajową, bądź tam gdzie stosunki nie dojrzały jeszcze do tego stopnia, kontroluje, przynajmniej pośrednio, zanikające, lecz wciąż jeszcze istniejące obok niego warstwy społeczeństwa, należące do przestarzałego trybu produkcji. Do tego gotowego już świata kapitału ekonomista usiłuje zastosować pojęcia o prawie i własności świata przedkapitalistycznego, i czyni to z tem większą gorliwością i z tem większem namaszczeniem, im głośniej fakty krzyczą przeciw jego ideologji.
Inaczej w kolonjach[2]. Ustrój kapitalistyczny napotyka tam wszędzie na opór ze strony wytwórcy, który jako posiadacz warunków swej własnej pracy, sam siebie zbogaca swą pracą, zamiast zbogacać nią kapitalistę. Sprzeczność pomiędzy temi dwoma wręcz przeciwstawnemi sobie ustrojami ekonomicznemi ujawnia się tu w praktyce jako walka pomiędzy niemi. Tam, gdzie kapitalista czuje za sobą potęgę kraju macierzystego, stara się on przemocą usunąć z drogi tryb produkcji i posiadania, oparty na pracy własnej. Ten sam interes, który w kraju macierzystym skłania ekonomistę, jako poplecznika kapitału, do teoretycznego utożsamiania produkcji kapitalistycznej z jej własnem przeciwieństwem, ten sam interes na gruncie kolonjalnym każe mu „to make a clean breast of it“ [złożyć szczere zeznanie] i otwarcie głosić przeciwieństwo tych dwóch trybów produkcji. W tym celu wykazuje on, jak rozwój społecznej siły wytwórczej pracy, kooperacja, podział pracy, stosowanie maszyn na szerszą skalę i tak dalej — są niemożliwe bez wywłaszczenia robotników i bez odpowiadającego mu przekształcenia ich środków, produkcji w kapitał. W interesie tak zwanego bogactwa narodowego szuka on środków sztucznych dla wytworzenia nędzy ludu. Jego pancerz apologetyczny rozpada się tu na kawały, jak przegniłe próchno.
Wielką zasługą E. G. Wakefielda jest nie to, że odkrył on coś nowego o kolonjach[3], lecz to, że w kolonjach odkrył prawdę o stosunkach kapitalistycznych w kraju macierzystym. Podobnie jak w kraju macierzystym system protekcyjny w swem zaraniu[4] jest fabrykowaniem kapitalistów, tak samo teorja kolonizacji Wakefielda, którą Anglja przez czas długi próbowała przeprowadzać w drodze ustawodawczej, dążyła do fabrykowania robotników najemnych w kolonjach. To nazywa on „systematic colonisation“ [kolonizacją systematyczną].
Przedewszystkiem Wakefield odkrył w kolonjach, że nawet posiadanie pieniędzy, środków utrzymania, maszyn i innych środków produkcji nie czyni danego człowieka kapitalistą, jeżeli brak uzupełnienia — robotnika najemnego, czyli innego człowieka, który zmuszony jest dobrowolnie sprzedawać siebie samego. Odkrył więc, że kapitał nie jest rzeczą, lecz uskuteczniającym się zapomocą rzeczy stosunkiem społecznym między osobami[5]. Pan Peel, lamentuje on, zabrał ze sobą z Anglji do Swan River [Rzeka Łabędzia] w Nowej Holandji środki utrzymania i środki produkcji na ogólną sumę 50.000 funtów. Pan Peel był tak przezorny, że zabrał ze sobą również 3.000 osób z klasy robotniczej: mężczyzn, kobiety i dzieci. Lecz po przybyciu na miejsce, pan Peel pozostał „bez służącego, któryby mu łóżko posłał lub zaczerpnął wody ze strumienia“[6]. Nieszczęsny pan Peel o wszystkiem pomyślał, zapomniał tylko przywieźć angielskie stosunki produkcji nad Rzekę Łabędzią!
Dwie uwagi wstępne dla lepszego zrozumienia następnych odkryć Wakefielda. Wiemy już, że środki produkcji i środki utrzymania nie stanowią kapitału, gdy są własnością bezpośredniego wytwórcy, samego robotnika. Stają się kapitałem dopiero w warunkach, gdy służą zarazem jako środki wyzyskiwania i ujarzmiania robotnika. Ale w głowie ekonomisty ich dusza kapitalistyczna jest tak ściśle złączona z ich materjalną substancją, że bez względu na warunki chrzci je mianem kapitału, a więc nawet tam, gdzie stanowią jego bezpośrednie przeciwieństwo. Tak czyni Wakefield. Dalej: rozdrobnienie środków produkcji, stanowiących własność wielu robotników, nawzajem od siebie niezależnych i gospodarczo samodzielnych, nazywa on równym podziałem kapitału. Nasz ekonomista przypomina feodalnego prawnika, który nawet na czysto pieniężnych stosunkach naklejał swe feodalne etykiety prawne.
„Gdyby kapitał“, powiada Wakefield, „był podzielony pomiędzy wszystkich członków społeczeństwa na części równe, to niktby nie miał interesu nagromadzać więcej kapitału, niż sam własnoręcznie zdoła zastosować. Do pewnego stopnia tak się dzieje w nowych północno-amerykańskich kolonjach, gdzie namiętność własności ziemskiej nie pozwala na istnienie klasy robotników najemnych“[7].
A zatem, dopóki robotnik może sam dla siebie nagromadzać, a może on to czynić, dopóki jest właścicielem swych środków produkcji, dopóty jest niemożliwe nagromadzanie kapitalistyczne i kapitalistyczny tryb produkcji. Brak niezbędnej po temu klasy, t. j. klasy robotników najemnych. A jakżeż to w starej Europie dokonane zostało wywłaszczenie robotnika z warunków jego pracy, czyli jak stworzone zostały kapitał i praca najemna? Zapomocą Contrat Social [umowy społecznej] całkiem osobliwego rodzaju.
„Ludzkość... użyła prostego sposobu, aby rozpocząć nagromadzanie kapitału“, które oczywiście, poczynając od Adama, przyświecało ludzkości, jako jedyny i ostateczny cel jej istnienia: „podzieliła się ona na właścicieli kapitału i właścicieli pracy... podział ten był następstwem dobrowolnego porozumienia i połączenia“[8].
Jednem słowem: masa ludzkości sama się wywłaszczyła ku chwale „nagromadzania kapitału“. Z tegoby wynikało, że ów instynkt fanatycznego samozaparcia powinienby popuścić sobie cugli zwłaszcza w kolonjach, boć tam tylko istnieją ludzie i warunki, mogące ściągnąć Contrat Social z krainy marzeń na padół rzeczywistości. Ależ pocóż w takim razie owa proponowana przez Wakefielda „kolonizacja systematyczna“, przeciwstawiana kolonizacji żywiołowej? Ależ: „jest rzeczą wątpliwą, czy w Północnych Stanach Unji amerykańskiej nawet dziesiąta część ludności należy do kategorji robotników najemnych... w Anglji... masa ludowa składa się głównie z robotników najemnych“[9].
W rzeczywistości ów pęd ludzkości pracującej ku samowywłaszczeniu dla chwały kapitału tak dalece nie istnieje, że według samego Wakefielda jedyną naturalną podstawą bogactwa kolonjalnego jest niewolnictwo. Jego kolonizacja systematyczna jest tylko środkiem „pis aller“ [od biedy], skoro już ma on do czynienia z ludźmi wolnymi, a nie niewolnikami. „Pierwsi osadnicy hiszpańscy w Santo Domingo nie sprowadzali robotników z Hiszpanji. Ale bez robotników (to znaczy bez niewolnictwa) kapitałby się zmarnował, a już conajmniej rozdrobniłby się na małe sumy, jakie każda jednostka własnoręcznie może zastosować. Tak się też stało w ostatniei kolonji, założonej przez Anglików, gdzie wielki kapitał, złożony z nasion, bydła i narzędzi, zmarnował się z powodu braku robotników najemnych, i gdzie żaden osadnik nie ma więcej kapitału, niż własnoręcznie może zastosować“[10].
Widzieliśmy już, że wywłaszczenie masy ludowej z ziemi stanowi podstawę kapitalistycznego trybu produkcji. Odwrotnie istota wolnej kolonji opiera się na tem, że ziemia w swej przeważającej większości jest jeszcze własnością ludu, dzięki czemu każdy osadnik może cząstkę jej uczynić swą prywatną własnością i swym indywidualnym środkiem produkcji, nie przeszkadzając pomimo to wcale następnemu osadnikowi postąpić tak samo[11]. W tem tkwi tajemnica nietylko rozkwitu kolonij, ale i toczącego je raka — ich oporu przeciwko wtargnięciu kapitału. „Gdzie ziemia jest bardzo tania i wszyscy ludzie są wolni, gdzie każdy może, gdy chce, otrzymać dla siebie samego kawałek ziemi, tam praca nietylko wypada bardzo drogo pod względem udziału robotnika w jego wytworze, lecz przedewszystkiem trudno dostać pracę zbiorową za jakąkolwiek cenę“[12].
Ponieważ w kolonjach nie istnieje jeszcze przedział pomiędzy robotnikiem a warunkami pracy i ich korzeniem, ziemią, albo też istnieje tylko sporadycznie, albo wreszcie w bardzo ograniczonym zakresie, a więc niema tam również oddzielenia rolnictwa od przemysłu, ani też ruiny wiejskiego przemysłu domowego, a przeto skąd mógłby się tam wziąć wewnętrzny rynek dla kapitału?
„Żadna część ludności amerykańskiej nie jest wyłącznie rolnicza, oprócz niewolników i ich posiadaczy, którzy łączą kapitał z pracą dla wielkich przedsięwzięć. Wolni Amerykanie, sami uprawiający ziemię, oddają się zarazem wielu innym zajęciom. Zazwyczaj sami sobie robią część sprzętów i narzędzi, których używają. Często sami stawiają sobie domy i sami zawożą na odległe targi wytwory swego przemysłu. Są przędzarzami i tkaczami, wyrabiają mydło i świece, sporządzają obuwie i odzież na własny użytek. W Ameryce uprawa roli stanowi częstokroć uboczne zajęcie kowala, młynarza lub kramarza“[13]. I gdzież wśród takich cudaków może się znaleźć miejsce dla kapitalisty z jego „wstrzemięźliwością“?
Największy urok produkcji kapitalistycznej polega na tem, że nietylko odtwarza ona wciąż robotnika najemnego, jako robotnika najemnego, ale również — proporcjonalnie do nagromadzania kapitału — wytwarza wciąż względny nadmiar robotników najemnych. W ten sposób prawo popytu i podaży utrzymane jest we właściwych ramach, wahania płac zawarte są w granicach, odpowiadających potrzebom kapitalistycznego wyzysku, i wreszcie zagwarantowana jest tak niezbędna zależność społeczna robotnika od kapitalisty. U siebie w domu, w swym kraju macierzystym, ekonomista może sobie przedstawiać kłamliwie ten stosunek bezwzględnej zależności, jako swobodną umowę między nabywcą i sprzedawcą, między dwoma niezależnymi posiadaczami towarów: między posiadaczem towaru „kapitał“ i posiadaczem towaru „praca“. Ale w kolonjach piękna ta ułuda pryska. Absolutna liczba ludności wzrasta tu o wiele szybciej, aniżeli w kraju macierzystym, gdyż wielu robotników przychodzi tu na świat jako ludzie dorośli, a jednak na rynku pracy jest stały niedobór. Prawo popytu i podaży pracy załamuje się. Z jednej strony stary świat wciąż dorzuca kapitału, spragnionego wyzysku, łaknącego „wstrzemięźliwości“. Z drugiej zaś strony regularna reprodukcja robotników najemnych, jako robotników najemnych, napotyka na bardzo niemiłe i poczęści nieprzezwyciężone przeszkody. A cóż dopiero mówić o wytwarzaniu nadliczbowych robotników najemnych w stosunku do nagromadzania kapitału! Dzisiejszy najemnik staje się nazajutrz niezależnym, samodzielnie gospodarującym chłopem albo rzemieślnikiem. Znika z rynku pracy — ale nie poto, by się znaleźć w domu roboczym. To nieustające przekształcanie robotników najemnych w wytwórców niezależnych, pracujących dla siebie, zamiast pracować dla kapitału, zbogacających siebie zamiast zbogacać pana kapitalistę, ze swej strony oddziaływa bardzo szkodliwie na rynek pracy. Nietylko stopień wyzysku robotnika najemnego pozostaje nieprzystojnie niski. Ponadto robotnik wraz ze stosunkiem zależności traci również poczucie zależności od wstrzemięźliwego kapitalisty. Stąd biorą początek wszystkie te smutne zjawiska, które nasz E. G. Wakefield opisuje tak poczciwie, tak wymownie i tak wzruszająco.
Podaż pracy najemnej nie jest, utyskuje Wakefield, ani ciągła, ani regularna, ani dostateczna. Przeciwnie, „jest ona stale nietylko zbyt mała, lecz również niepewna“[14]. „Choć wytwór do podziału między robotnika a kapitalistę jest bardzo znaczny, lecz robotnik zabiera zeń część tak wielką, iż sam się przedzierzga niebawem w kapitalistę... Natomiast niewielu zdoła, nawet przy niezwykle długiem życiu, nagromadzić wielkie masy bogactwa“[15]. Robotnicy bezwzględnie nie pozwalają kapitaliście powstrzymać się od opłacania większej części ich pracy. I nawet gdy kapitalista jest tak obrotny, że wraz z własnym kapitałem sprowadza sobie z Europy własnych robotników najemnych, nic mu to nie pomaga. „Niebawem przestają oni być robotnikami najemnymi, gdyż wnet stają się niezależnymi chłopami, albo zgoła konkurentami swych dawnych majstrów, na samym rynku pracy najemnej“[16]. Cóż za zgroza! Zacny kapitalista sam, za swe własne grosiwo sprowadził sobie z Europy swych własnych konkurentów z krwi i kości! Świat się kończy! Nic dziwnego więc, że Wakefield utyskuje na brak stosunku zależności i poczucia zależności u robotników kolonjalnych. „Z powodu wysokich płac“, powiada jego uczeń Merivale, „istnieje w kolonjach namiętne pragnienie pracy tańszej i uleglejszej, pragnienie klasy, której kapitalista mógłby dyktować warunki, zamiast żeby ona mu je dyktowała... W krajach starej cywilizacji robotnik, acz wolny, mocą prawa przyrody zależy od kapitalisty, w kolonjach zależność tę trzeba stwarzać środkami sztucznemi“[17].
Jakież są, zdaniem Wakefielda, następstwa tego upośledzenia kolonij? „Nawracająca ku barbarzyństwu dążność do rozproszenia“ wytwórców i bogactwa narodowego[18]. Rozdrobnienie środków produkcji pomiędzy niezliczonych właścicieli gospodarczo samodzielnych burzy wraz z centralizacją kapitałów wszelką podstawę pracy zrzeszonej. Wszelkie przedsięwzięcie na dłuższą metę, obliczone na lata i wymagające znacznego nakładu kapitału stałego, natrafia przy wykonaniu na trudności. W Europie kapitał nie zwleka ani chwili, gdyż klasa robotnicza stanowi jego żywy przydatek, zawsze w nadmiernej ilości, zawsze rozporządzalny. Ale w krajach kolonjalnych!
Wakefield opowiada anegdotę nadzwyczaj bolesną. Rozmawiał on z kilkoma kapitalistami z Kanady i ze Stanu Nowy York, gdzie przytem fale imigracji często się zatrzymują i zostawiają osad w postaci „nadliczbowych“ robotników. „Nasz kapitał“, wzdycha jedna z osób tego melodramatu, „nasz kapitał był już gotowy dla wielu przedsięwzięć, których wykonanie wymaga znacznego przeciągu czasu. Czyż mogliśmy jednak przystępować do tych przedsięwzięć z robotnikami, o których wiedzieliśmy, że niebawem odwróciliby się do nas tyłem? Gdybyśmy mogli byli liczyć na stałą pracę takich imigrantów, chętniebyśmy ich zaangażowali, i to po wysokiej cenie. A nawet, wiedząc napewno, że ich stracimy, bylibyśmy ich zaangażowali, gdybyśmy mieli zapewnioną dalszą podaż pracy, wystarczającą na nasze potrzeby“[19].
Gdy już Wakefield z pychą przeciwstawił angielskie rolnictwo kapitalistyczne i jego „zrzeszoną“ pracę amerykańskiej rozproszonej gospodarce chłopskiej, wymyka mu się coś niecoś i o odwrotnej stronie medalu. Przedstawia on masy ludowe amerykańskie jako zamożne, niezależne, przedsiębiorcze i dość oświecone, podczas gdy „angielski robotnik rolny jest nędznym obszarpańcem (a miserable wretch), jest pauprem... W którymże to kraju, oprócz Ameryki Północnej i niektórych nowych kolonij, place walnych najmitów wiejskich przekraczają choć trochę niezbędne środki utrzymania robotnika?... Bezwątpienia w Anglji konie robocze, ponieważ są cennym dobytkiem, lepiej są odżywiane, aniżeli rolnik angielski“[20]. Lecz never mind [cóż to szkodzi?], bogactwo narodowe jest już z przyrodzenia równoznaczne z nędzą ludu.
Jak tedy wyleczyć antykapitalistycznego raka, toczącego kolonje? Gdyby kto chciał za jednym zamachem odebrać ludowi całą ziemię i przekształcić ją we własność prywatną, to zniszczyłby wprawdzie korzenie zła, ale też — i kolonje. Sztuka cała polega na tem, aby dwie sroki złapać za ogony. Trzeba mianowicie, aby rząd nadał dziewiczej ziemi cenę sztuczną i niezależną od prawa popytu i podaży, cenę, która sprawi, że imigrant dłużej popracuje jako najemnik, zanim zarobi sobie na kupno gruntu[21], czyli zanim przekształci się w niezależnego chłopa. Parcele ziemi winny być sprzedawane po takiej cenie, któraby nabycie ich czyniła prawie niedostępnem dla robotnika najemnego, z drugiej zaś strony fundusz, płynący ze sprzedaży tych ziem, a zatem fundusz pieniężny, wyciśnięty z płacy roboczej zapomocą podeptania świętego prawa popytu i podaży, ma być w miarę swego wzrostu, obracany przez rząd na sprowadzanie z Europy do kolonij biedaków i zaopatrywanie w ten sposób rynku pracy najemnej dla pana kapitalisty. Pod tym warunkiem tout sera pour le mieux dans le meilleur de mondes possibles [wszystko pójdzie jak najlepiej na tym najlepszym ze światów].
Na tem polega wielka tajemnica „kolonizacji systematycznej”. „Plan ten zapewnia“, triumfująco woła Wakefield, „stałą i regularną podaż pracy. Albowiem po pierwsze, skoro żaden robotnik nie może nabyć ziemi, zanim nie popracuje za pieniądze, to wszyscy robotnicy imigranci, pracując łącznie za płacę, wytwarzaliby dla swego przedsiębiorcy kapitał, pozwalający mu zastosować większą ilość pracy. Powtóre, każdy, ktoby pracę najemną zawiesił na kołku i stał się właścicielem gruntu, właśnie przez to kupno ziemi dostarczyłby funduszu dla sprowadzenia do kolonji świeżej pracy“[22].
Cena gruntu, wyznaczana przez państwo, musi oczywiście być „dostateczna“ (sufficient price), to znaczy tak wysoka, „aby nie dopuścić, by robotnicy mogli stawać się niezależnymi chłopami, dopóki nie zjawią się inni, gotowi zająć ich miejsca na rynku pracy najemnej“[23]. Ta „dostateczna cena ziemi“ jest tylko eufemistycznym [pięknie brzmiącym] opisem okupu, który robotnik opłaca kapitaliście, aby mu pozwolił opuścić rynek pracy i wrócić na wieś. Musi on najpierw stworzyć dla pana kapitalisty „kapitał“, aby ten pan mógł wyzyskiwać większą liczbę robotników, a następnie musi dać za siebie na rynku pracy „zastępcę“, którego rząd jego kosztem wyśle z za morza jego dawnemu panu kapitaliście.
Jest rzeczą wysoce charakterystyczną, że rząd angielski przez lata całe posługiwał się ową metodą „nagromadzania pierwotnego“, przepisaną mu przez pana Wakefielda, dla stosowania specjalnie w kolonjach. Doprowadziło to oczywiście do równie haniebnego krachu, jak ustawa Peela o bankach. Prąd wychodztwa jął poprostu omijać angielskie kolonje, skierowując się do Stanów Zjednoczonych. Tymczasem postęp produkcji kapitalistycznej w Europie wraz z rosnącym uciskiem rządowym uczyniły zbyteczną receptę Wakefielda. Z jednej strony olbrzymi i nieustanny potok ludzki, rok rocznie pędzony do Ameryki pozostawia stały osad na wschodzie Stanów Zjednoczonych, gdyż fala wychodztwa europejskiego szybciej wyrzuca ludzi na tamtejszy rynek pracy, aniżeli druga fala wychodźcza zdoła unieść ich na Zachód. Z drugiej strony amerykańska wojna domowa pozostawiła po sobie olbrzymi dług państwa i idący za tem ucisk podatkowy, powstanie najpodlejszej arystokracji finansowej, darowiznę lwiej części ziem państwowych spółkom spekulantów, eksploatującym koleje, kopalnie i t. d., jednem słowem — jaknajszybszą koncentrację kapitałów. Wielka republika przestała więc być ziemią obiecaną dla robotników-wychodźców. Produkcja kapitalistyczna posuwa się tam krokami olbrzyma, choć spadek płac i stopień zależności robotnika najemnego dalekie są jeszcze od zepchnięcia na normalny poziom europejski.
Bezwstydne, tak dobitnie napiętnowane przez samego Wakefielda rozdarowanie przez rząd angielski dziewiczych gruntów kolonjalnych, zwłaszcza w Australji[24], arystokratom i kapitalistom, wraz z potokiem ludzkim, przyciąganym przez kopalnie złota, i wraz z konkurencją dowozu towarów angielskich, odczuwaną nawet przez najdrobniejszego rzemieślnika miejscowego, wytworzyło dostateczny „nadmiar względny ludności robotniczej“. To też prawie każdy parowiec pocztowy przynosi hiobowe wieści o przepełnieniu australijskiego rynku pracy („glut of the Australian Labourmarket), a gdzieniegdzie kwitnie tam prostytucja, niczem w Hay Market w Londynie.
Nie chodzi nam tu jednak o położenie kolonij. Zajmuje nas tu jedynie tajemnica, odkryta w Nowym Świecie, a rozgłośnie proklamowana przez ekonomistów Starego Świata: kapitalistyczny tryb produkcji i nagromadzania, a więc również i prywatna własność kapitalistyczna, wymagają zniszczenia prywatnej własności, opartej na własnej pracy, to znaczy wymagają wywłaszczenia robotnika.









  1. „W wyd. franc. następują wyrazy: „to znaczy wywłaszczania robotników“ — Tł.
  2. Mowa o istotnych kolonjach, czyli o gruncie dziewiczym, kolonizowanym przez wolnych osadników. Stany Zjednoczone są wciąż jeszcze, w sensie ekonomicznym, kolonją Europy. Zresztą można tu zaliczyć i te stare kraje plantatorskie, gdzie zniesienie niewolnictwa dokonało całkowitego przewrotu w stosunkach.
  3. Nieliczne u Wakefielda rzuty światła na istotę samych kolonij były już w całości wygłaszane przez Mirabeau ojca, fizjokratę, a jeszcze o wiele wcześniej przez ekonomistów angielskich.
  4. Później system ten staje się czasową koniecznością międzynarodowej walki konkurencyjnej. Zresztą jakiekolwiek są jego motywy, następstwa pozostają te same.
  5. „Murzyn jest Murzynem. Dopiero w określonych stosunkach staje się niewolnikiem. Maszyna do przędzenia bawełny jest maszyną przędzalniczą. Dopiero w określonych stosunkach staje się kapitałem. W oderwaniu od tych stosunków nie jest ona kapitałem, równie dobrze jak złoto samo przez się nie jest pieniądzem, lub cukier ceną cukru... Kapitał jest społecznym stosunkiem produkcji. Jest historycznym stosunkiem produkcji“ (Karl Marx: „Lohnarbeit und Kapital“ w „Neue Rheinische Zeitung“ Nr. 266 z 7 kwietnia 1849 r. Nowe wydanie niemieckie: Berlin 1907 r., str. 24, 25, przekład polski, Warszawa 1920, str. 14.)
  6. E. G. Wakefield: „England and America. London 1833“, tom II, str. 33.
  7. Tamże, tom I. str. 17, 18.
  8. Tamże, str. 18.
  9. Tamże, str. 42, 43, 44.
  10. Tamże, tom II, str. 5.
  11. „Ażeby ziemia mogła zostać terenem kolonizacji, musi nietylko być nieuprawna, lecz ponadto musi stanowić własność publiczną, która może być zamieniana we własność prywatną“. (Tamże, tom II, str. 125).
  12. Tamże, tom I, str. 247.
  13. Tamże, str. 21, 22.
  14. Tamże, tom II, str. 116.
  15. Tamże, tom I, str. 131.
  16. Tamże, tom II, str. 5.
  17. Merivale: „Lectures on colonization and colonies. London 1841 tom II, str. 235—314 passim. Nawet łagodny, wolnohandlowy ekonomista wulgarny, Molinari, powiada: „W kolonjach, gdzie zniesiono niewolnictwo, a nie zastąpiono pracy przymusowej odpowiednią ilością pracy wolnej, dało się zauważyć zjawisko przeciwne temu, które dzień w dzień rozgrywa się przed naszemi oczyma. Widzieliśmy, jak prości robotnicy ze swej strony wyzyskują przedsiębiorców przemysłowych, jak domagają się od nich płac, nie pozostających w żadnym stosunku do słusznego udziału, jaki przypadałby im w wytworze. Plantatorzy, nie będąc w stanie osiągnąć za swój cukier takiej ceny, któraby mogła pokryć zwyżkę płac, zmuszeni byli zwyżkę tę pokrywać najpierw ze swych zysków, potem z samych kapitałów. Mnóstwo plantatorów zostało w ten sposób wręcz zrujnowanych, inni zaś pozamykali swe warsztaty, aby uniknąć zagrażającej ruiny... Bezwątpienia, niechaj giną raczej nagromadzone kapitały, niżby ginąć miały pokolenia ludzkie, (Co za wspaniałomyślność, zacny panie Molinari!) ale czyż nie byłoby najlepiej, gdyby nie ginęły ani jedne ani drugie?“ (Molinari: „Etudes économiques, Paris 1846“, str. 51, 52). Panie Molinari, Panie Molinari! Cóż się stanie z tem Dziesięciorgiem Przykazań, z tym Pięcioksięgiem Mojżesza, z prawem popytu i podaży, skoro w Europie „entrepreneur“ [przedsiębiorca] robotnikowi, a w Indjach Zachodnich robotnik „entrepreneurowi“ będzie mógł obcinać jego „part légitime“ [słuszną cześć]? I cóż to wreszcie, jeśli łaska, za „part légitime“, której w Europie kapitalista robotnikowi, wedle pańskiego świadectwa, nie dopłaca? Bardzo korci pana Molinari‘ego, aby tam, w kolonjach, gdzie robotnicy są takimi „prostakami“, że „wyzyskują“ kapitalistów, nadać policyjnemi środkami właściwy bieg automatycznie zazwyczaj działającemu prawu popytu i podaży.
  18. Wakefield, „England and America, London 1833“, tom II, str. 52.
  19. Tamże, str. 191, 192.
  20. Tamże, tom I, str. 47, 246.
  21. „Twierdzicie, że dzięki przywłaszczeniu ziemi i kapitałów człowiek, mający jeno swą parę rąk, znajduje zajęcie i ma zeń dochód... wręcz — odwrotnie, dzięki indywidualnemu przywłaszczeniu ziemi znajdują się tacy, którzy nie mają nic prócz swych rąk... Gdy umieścicie człowieka w próżni, to pozbawiacie go powietrza. Tak właśnie czynicie, zagarniając ziemię... Umieszczacie go w próżni majątkowej, by mógł żyć jedynie zdany na waszą wolę“. (Colins: „L‘économie politique, source des révolutions et des utopies, pretendues socialistes. Paris 1857“, Tom III, str. 268—271, passim).
  22. Wakefield: „England and America. London 1833“, tom II, str. 192.
  23. Tamże, str. 45.
  24. Zaledwie Australja stała się swym własnym ustawodawcą, natychmiast wydała oczywiście ustawy, przychylne dla osadników, ale roztrwonienie gruntów, już dokonane przez Anglję, stoi na zawadzie. „Pierwszym i głównym celem, ku któremu zmierza nowa ustawa ziemska z r. 1862, jest uprzystępnienie ludowi osadnictwa“ („The land law of Victoria by the hon. O. G. Duffy, minister of public lands. London 1862“).





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Karl Marx i tłumacza: Jerzy Heryng.