Jak tańczyły śmierci na Kulowej dolinie

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Kazimierz
Przerwa-Tetmajer
Tytuł Jak tańczyły śmierci na Kulowej dolinie
Pochodzenie Na Skalnem Podhalu T. 2
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1904
Druk Wł. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
JAK TAŃCZYŁY ŚMIERCI
NA KULOWEJ DOLINIE


Było to w jesieni w same Matke Boskom, hej, rózańcowom; pogody i ciepło co cud! Wybroł sie w cas przed raniem, bo dopiéro piérsy ros kohut zapioł, Maciek Pokusa Pudras z Polon na odpust do Ludźmiérza. Idzie, prziseł nad Dutkowom w Zubsuchém na Kulowe doline i myśli se:
Jesce wcas! Tu témi wierchami w nocy otupno iść samemu, bo tu po tej dolinie straśnie ludzi strasy i momi, mógbyk jesce zabłądzić! Siedne kany na kwile, odpocne, i pocekom zakiel weźnie świtać; tu z tela, rzeke, mom casu dość zojść do Ludźmiérza. Hej!...
Niebyło tak ka dobrze sieść na ziemi, ale nieprec była przi drodze kaplica drewniano, poseł do niéj, wloz i siod, zakurzył fajke i siedzi a myśli:
Dobrzek zrobiéł, zek tu wlos: bo jak pudzie ku mnie wilk z przodku, to mom krzemień, krzesiwo, to bede krzesoł ogień we drzwiérzak, i nie pudzie — a ze zadku i z boków deski... Strasok tyz tu niepudzie, bo tu jest Bóg na krzizu, bedzie sie go boł. A jakby sie pchoł, to kie złapie krziz do gorzci, to bede waléł nim po łbie jak djabli — musi odeńść!
Siedzi tak, kurzi fajke a myśli; niedługo patrzi, od Cichego drógom idzie baba w bielutkiém prześcieradle odzioto do samej ziemie; idzie wprost ku kaplicy... Dobrze ze kie idzies, pomyśloł se, nie bedzie nos tak cliwo. Jakeś jesce jako niestaro, to przeńdzie piérwej. Prowda, nima miejsca w kaplicy, ale by my sie ta sulli hoć jakotako, hej... Patrzi: baba sie prziblizo, ale rośnie, coros, cym blizej kaplice, to więkso i bielso, i urosła telo, jak smrek. Pudras widzi, ze to nie baba, ba jakosi łuna, zhyciéł zawcasu ze ściany krziz i stanon ś nim gotowy do bitki, jakby sie pchała do kaplice; ale baba nie dosła, jeno na pośrodek doliny stanena i zawyskała, ji stoji...
O, niedługo idzie od Dzianisa drugo; za nim hnet przisła od Ratułowa i trzecio; porosły i té dwie znowa na tele jak i ta, uwitały sie, ubośkały, i dalej w koło jedna za drugą, tońcyć zbójeckiego z kosami, a pokrzikiwać »Chebe, cheb!!!« a śpiewać:

My siostry śmiercicki,
Bez matki rodzone:
Dusić noród lucki,
Przez Boga stworzone...
Hoba, hup!...

Pudras jaz zielenioł od strachu; niewiem, cy by był potrafiéł krzizem bić! Hej, jele ta niesły ku niemu, ino koło kaplice wkoło sie nosiéły do samego rania.
Kohuty u Kulów i na Dutkówce zacény pioć, na dodnia, te depiéro wtedej przestały i gwarzom:
Jo mom daleko iść, bo jaz na Sichłe, powiado jedna, tam musem jedno stare babsko przegnać bez bic!... Jele mi jej troche zol, bo mo troje dzieci: bedom płakać — a chłopa nimo.
To, to, to! — powiado drugo — Dyć sie na starość mogła nieprzespować!... Juści tys: ba! Kie chłopa nimo... Jo wcora w Ratułowie matke siedmiorga dzieci, zarzła: płakały; ale jo nic!... Przisiadłak babe i dusiéła... Niepomogło wiera nic. Swojek zrobiéła... A dziś idem w Polany, tys po babe; ale za tom nie bedzie płakoł nik, bo ino mo jednego syna zbójnike... hej!...
— Jo ta juz ino z temi brzidosiami chłopiskami muse sie babrać wse — powiado trzecio. — Dziś idem nieprec, bo ino tu do Słodyckow po jednego, ale tego muse obiesić, bo je straśnie twardy. Ale mom casu dość uporać sie ś nim, bo dopiéro po połedniu.
Ubośkały sie, bo tej za Siéchłe straśnie pilno było i posły dwie, a jedna została: przisła, zawiesiéła se kose na kaplicy, siadła na brzysku i gwarzi se sama do sobie:
E cos ta im!... Z babami to nima telej roboty... poharcy, poharcy i jus po niej, ale chłop! Tym fajcyskiem przejdziony cały — tén sie siepie...
Usiedziała na kwile, wziena kose i posła pomału ku Słodyckom, kie sie juz dobrze ozwidniéło, a Pudras za niemi kieniekie du domu, bo sie mu juz i odpustu odniekciało, tak go przejeny.
W drugi dzień słychno: w Polanak na Groniu umarła staro Janickula, za Siéchłem Budzowa Maryna, co dawno za chłopa po zbóju chodzała i w Małołące bacowała. Na drugi dzień na Butorowie na Gubałówce krzik, ze sie Jasiek z Olice od Słodycków na Półkówce u smreka obiesiéł.
No widzis!... — pomyśloł se Pudras — dobrze, ze o mnie w kaplicy niewiedziały. Ej, raty! raty!...



PRZYPISKI.

...otupno — straszno.
...za kiel — nim.
...tu z tela — ztąd.
...niebedzie nos cliwo — niebędzie nam markotno, smutno.
...sulli — tulnęli.
...telo — taka wielka.
...łuna — widmo, strach.
...ubośkały sie — ucałowały się.
...wse — zawsze.
...kohuty — koguty.
...kieniekie — kiedy nie kiedy; tu: chyłkiem.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Kazimierz Przerwa-Tetmajer.