Strona:PL Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Na Skalnem Podhalu T. 2.djvu/211

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

telo, jak smrek. Pudras widzi, ze to nie baba, ba jakosi łuna, zhyciéł zawcasu ze ściany krziz i stanon ś nim gotowy do bitki, jakby sie pchała do kaplice; ale baba nie dosła, jeno na pośrodek doliny stanena i zawyskała, ji stoji...
O, niedługo idzie od Dzianisa drugo; za nim hnet przisła od Ratułowa i trzecio; porosły i té dwie znowa na tele jak i ta, uwitały sie, ubośkały, i dalej w koło jedna za drugą, tońcyć zbójeckiego z kosami, a pokrzikiwać »Chebe, cheb!!!« a śpiewać:

My siostry śmiercicki,
Bez matki rodzone:
Dusić noród lucki,
Przez Boga stworzone...
Hoba, hup!...

Pudras jaz zielenioł od strachu; niewiem, cy by był potrafiéł krzizem bić! Hej, jele ta niesły ku niemu, ino koło