Indyjski dywan/7

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Kurt Matull, Matthias Blank
Tytuł Indyjski dywan
Wydawca Wydawnictwo „Republika”, Sp. z o.o.
Data wyd. 24.2.1938
Druk drukarnia własna, Łódź
Miejsce wyd. Łódź
Tłumacz Anonimowy
Tytuł orygin. Tytuł cyklu:
Lord Lister, genannt Raffles, der grosse Unbekannte
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Indyjski dywan.

Raffles uśmiechnął się z zadowolenia, gdy taksówka unosząca starego notariusza zniknęła za zakrętem ulicy.
— Doskonale — rzekł do siebie, odrzuciwszy niedopałek papierosa. — Jak to uprzejmie z jego strony, że pozostawił mi swobodę działania. Zmarzłbym na kość w tę niepogodę.
Raffles bowiem szpiegował Jeffriesa. Tajemniczy Nieznajomy bez wahania wszedł do domu notariusza, zatrzymał się przez chwilę, nadsłuchując, czy nikogo nie ma w mieszkaniu.
Wyjął z kieszeni dziwacznej formy klucz, zapalił elektryczną latarkę. Przez parę chwil przyglądał się uważnie otworowi zamka, po czym delikatnie wprowadził klucz do dziurki. Jeden niewielki obrót dłoni i drzwi otworzyły się po cichu. Raffles wszedł do luksusowo urządzonego przedpokoju. Tajemniczy Nieznajomy zamknął za sobą starannie drzwi i rozpoczął uważny przegląd mieszkania. Gwizdnął przeciągle z podziwu: siedem pokojów, składających się na mieszkanie notariusza, urządzone były wspaniale i ze smakiem. W salonie w stylu rococo królował doskonalej marki fortepian, nakryty bezcenną jedwabną chustką. Pokój sypialny nie ustępował innym. Stało w nim wielkie łóżko w stylu Ludwika XIV. Drewniane ciężkie nogi tego łoża przedstawiały kopię kariatyd Jeana Goujon, znajdujących się w muzeum Luwru. Na stolikach z tej samej epoki stały drogocenne sewrskie wazy z XVIII wieku i porcelana chińska. W gabinecie, do którego wszedł Raffles, całą podłogę przykrywał gruby indyjski dywan, na którym wspaniale odcinały się surowe ciężkie meble. Na tylnej ścianie znajdowała się imponująca biblioteka, mieszcząca szeregi książek i rzadkich manuskryptów. Prawie połowę pokoju zajmowało wielkie biurko, bogato rzeźbione. Spoczywało ono na specjalnym dywanie z puszystej wełny. Jeden kąt gabinetu zajmowała duża kasa żelazna, stanowiąca ostry kontrast z elegancją pozostałych mebli. Lister zapalił przenośną elektryczną lampę i przystanął na chwilę. Nagle dał się słyszeć dzwonek telefonu: głęboka bruzda zarysowała się na jego czole. Co należało robić? W ciągu sekundy lord zdał sobie sprawę z całej sytuacji. Wzruszył ramionami, po czym odezwał się ochrypłym głosem.
— Hallo... Kto mówi?
— Czy to pan, sir Jeffries? — dał się słyszeć dźwięczny kobiecy głos.
— Tak jest, madame — odparł zimno Lister.
— Czy to naprawdę pan? — zapytał ten sam głos z odcieniem niecierpliwości.
— Ależ oczywista — odparł sucho. — Zaledwie minutę temu wróciłem do domu.
— Ach, tak, w takim razie rozumiem... dzwoniłam niedawno do pańskiego biura, gdzie nikt mi nie odpowiedział. Musiał pan prawdopodobnie dopiero co wyjść.
— Pani przypuszczenia są słuszne. Znajdowałem się właśnie w drodze do domu. Czym mogę pani służyć? A przede wszystkim z kim mam przyjemność rozmawiać?
— Tu Mabel Dennis. Czy mogę z panem zobaczyć się natychmiast?
Prawa ręka lorda Listera zacisnęła się nieznacznie. Nieokreślony uśmieszek pojawił się na jego wargach.
— Ależ oczywiście — odparł bez wahania. — Doskonale się składa, że dzisiejszego wieczora nie wychodzę z domu. Może więc pani dysponować moim czasem. Jeśli nie jest pani zbyt daleko, zrobiłaby mi pani największą przyjemność, odwiedzając mnie w mym mieszkaniu. Będziemy sami i nikt nie będzie mógł słyszeć tego, co ma mi pani do zakomunikowania. Czy może pani przyjść natychmiast? Sądzę, że byłoby to najlepsze. Gdzie się pani teraz znajduje?
— W odległości dwuch minut drogi, na Irish Street. Wsiadam w taksówkę i jadę wprost do pana. Chciałabym prosić pana o bardzo ważne dla mnie rzeczy...
Lord Lister usiadł w fotelu i zapalił papierosa. Szczęśliwy przypadek ułatwił mu zetknięcie się z Mabel Dennis, której sprawą zajmował się od kilku dni. Nie wiedział jeszcze, jaki obrót przyjmie ta rozmowa. Nie miał czasu na opracowanie z góry planu. Zdał się więc na swą dobrą gwiazdę, która już tyle razy w życiu pomogła mu w trudnych sytuacjach. Zbliżył się do zwierciadła, obejrzał uważnie naturalnej wielkości portret Jeffriesa, wiszący na ścianie i błyskawicznie począł upodabniać się do notariusza. Kilku pociągnięciami ołówka zmienił zupełnie wyraz twarzy. W ciemnościach, jakie panowały w pokoju, oświetlonym jedną stojącą lampą, podobieństwo to było dostateczne. W minutę po tym rozległ się dźwięk dzwonka. Raffles całym szacunkiem wprowadził ją do swego gabinetu i poprosił, aby zajęła miejsce w fotelu stojącym dość daleko od biurka. Sam zaś usiadł za biurkiem i zapalił papierosa. Proces palenia pozwalał mu na lepsze ukrycie swej twarzy, której dolną część zasłaniał nieustannie rękę.
Gdyby lady Mabel nie była tak wzruszona, zawahałaby się prawdopodobnie czy gentleman, aczkolwiek uderzająco podobny do Jeffriesa, jest nim w rzeczywistości. Biedna dziewczyna w ciągu ostatnich kilku dni żyła w takim napięciu, że nie zwracała uwagi na podobne sprawy. Lord Lister obserwował ją w milczeniu. Wzruszył go wyraz szlachetności i powagi, malującej się na obliczu dziewczyny. Mogła mieć najwyżej dwadzieścia pięć łat, choć koło jej oczu i ust malowały się cienie, zdradzające ciężką walkę z życiem.
— Proszę mi wybaczyć moją późną wizytę — rzekła, podnosząc głowę zdecydowanym ruchem. — Od wczoraj nie mam żadnych wiadomości ani o panu, ani o mym służącym. Chciałabym wiedzieć, czy może mi pan udzielić dokładnych wskazówek, jak mam się teraz zachować? Nie ośmieliłabym się pana trudzić, gdybym nie uważała, że w podobnej sytuacji należy działać z jak największą szybkością. Chodzi o sprawę, w której najmniejszy ślad może posiadać doniosłe znaczenie.
Spoglądała na swego rozmówcę z takim wyrazem, jak gdyby od niego oczekiwała zbawiennych wyjaśnień.
Lord Lister zastanowił się. Zrozumiał, że lady Mabel była już uprzednio u notariusza, który — obiecał jej swą pomoc. Jeffries, sam złodziej i bandyta, obiecał pomoc tej nieszczęśliwej dziewczynie. Myśl ta wywołała na jego ustach uśmiech i ubawiła go przez chwilę.
Ażeby zyskać na czasie zapalił papierosa i począł chodzić po gabinecie wielkimi krokami. Po paru minutach usiadł zinów na fotelu i rzekł:
— Jestem w dalszym ciągu tego samego zdania, co uprzednio. Należy działać jak najszybciej, ale z daleko idącą ostrożnością. Jeśli się nie mylę, niedługo będę w możności uzyskać dla pani całkowite odszkodowanie.
Lord chciał w ten sposób zbadać teren, nie angażując się zbytnio. Sądził, że młoda dziewczyna wypowie się bliżej, sprecyzuje swoją prośbę i powtórzy swą poprzednią rozmowę z notariuszem.
— Oczywiście, panie notariuszu — odparła z błyskiem radości w oczach. — O ile sobie przypominam, wspominał pan o prywatnych detektywach, z którymi jest pan w kontakcie. Zapewniał mnie pan, że z ich pomocą uda mi się odzyskać dwadzieścia tysięcy funtów, wykradzionych mi przez mego japońskiego służącego...
Lord Lister w lot zrozumiał sytuację. Spoglądając obojętnie na swe paznokcie, rzekł:
— Drogie dziecko! Poczyniłem już wszelkie potrzebne kroki od czasu naszej ostatniej rozmowy. Nic chcę bawić się w proroctwa, mam jednak nadzieję, że jeszcze dziś wieczorem odzyska pani pieniądze, utracone z winy ohydnego łotra.
Lady Mabel zadrżała.
— O... sir Jeffries... Wdzięczność moja nie miałaby granic! Zna pan przecież mą nader trudną sytuację.
Wstała i wiedziona odruchem wdzięczności, zbliżyła się do swego dobroczyńcy. Nagle zatrzymała się, jak skamieniała. Nawet lord Lister, zachowujący zimną krew we wszystkich sytuacjach, swego życia, drgnął nieznacznie i spojrzał w kierunku drzwi wejściowych.
Drzwi te byty otwarte. Stał w nich jakiś człowiek z wyciągniętym ramieniem. W słabym świetle lampy, ocienionej zielonym abażurem, połyskiwała słabo lufa rewolweru, skierowanego w stronę lorda. W człowieku tym Tajemniczy Nieznajomy poznał bez trudu właściciela mieszkania.
Zapanowało ciężkie, pełne grozy milczenie.
Lady Mabel miała uczucie, że jakieś niewyraźne widmo ściska ją za szyję. Nie wiedziała zupełnie, co miała sądzić o dziwnej sytuacji, w jakiej się znalazła. Katastrofa wisiała w powietrzu. Lord Lister, nie ruszając się z fotela obojętnie spoglądał w stronę drzwi. Obydwaj mężczyźni mierzyli się wzrokiem. Na ustach Rafflesa igrał niedostrzegalny uśmieszek, podczas gdy twarz Jeffriesa wykrzywiła się grymasem wściekłości. Przez pewien czas notariusz stał nieruchomo, zbierając siły.
— Nie myliłem się więc — szepnął.
Zrobił kilka kroków i stanął na swym wspaniałym indyjskim dywanie, którego miękkość kontrastowała silnie z surowością mebli. Dywan ten wypełniał całą przestrzeń pomiędzy ciężkim biurkiem a drzwiami.
— Poznaję cię, ptaszku — syknął, zgrzytając zębami. — Od czterdziestu ośmiu godzin depczesz mi po piętach. To ty prawdopodobnie złożyłeś mi wizytę, przebrany za agenta od asekuracji. To ty zbierasz o mnie informacje u dozorców. Ty szpiegujesz mnie na każdym kroku! Widzisz, że wiem o wszystkim. Brak mi tylko twego nazwiska.
Lord Lister uśmiechnął się i pochylił lekko głowę, jak gdyby witając w ten sposób notariusza:
— Moje nazwisko, panie notariuszu Jeffries, nie jest panu prawdopodobnie obce. Nazywam się Raffles!
Notariusz podskoczył i uczynił ruch taki, jak gdyby miał zamiar rzucić się do ucieczki. Mimo to nie zmienił kierunku rewolwerowej lufy. Świadomość, że Raffles jest w jego władzy, dodała mu siły.
— Raffles... — powtórzył — Raffles! A więc to pan, postrach Scotland Yardu, szpieguję mnie od dwuch dni?... Jest to zaszczyt dla mnie. Oto Raffles interesuje się mymi sprawami i moją skromną osobą!
— Oo... — odparł Tajemniczy Nieznajomy. — Interesuję się panem tylko do pewnego stopnia... Postanowiłem zwrócić tej oto młodej damie kosztowności, które wykradł pan niegodnie jej japońskiemu służącemu.
— To kłamstwo! — zawył notariusz.
Nie zauważył, że w ten sposób z oskarżyciela staje się oskarżonym.
Lord Lister rzucił mu pełne pogardy spojrzenie.
— Oczywista — odparł ze spokojem. — Jest pan tak tchórzliwy, jak wszyscy przestępcy. Pańskie kłamstwo jednak nie zdoła mnie przekonać. Wiem, gdzie ukrywa się Japończyk. Wiem również, że w tej kasie żelaznej — dodał wskazując na stojącą w kącie gabinetu kasę — znajdują się klejnoty lady Mabel. Zamierzam właśnie otworzyć ją i wyjąć z niej kosztowności.
Twarz Jeffriesa poczerwieniała ze złości.
— Nie otworzy jej pan — zawołał — w ciągu pięciu minut nie będzie pan żył.
Lord Lister wzruszył ramionami I wyciągnął się w fotelu.
— A więc, Raffles — ciągnął dalej notariusz — proszę pamiętać o tym, co powiedziałem. W ciągu pięciu minut zostanie pan zabity. Przed tym jednak proszę podpisać oświadczenie, że wtargnął pan w sposób przestępczy do mego mieszkania, że groził mi pan kradzieżą i że miałem prawo pana zabić w swej własnej obronie.
Zaśmiał się ponuro.
— Pozwolę sobie zauważyć, że pańska ostatnia wola będzie miała za sobą całą moc prawa, ponieważ jest pan w domu notariusza. Jeśli będzie pan miał ochotę, zgodzę się położyć pod pańskim testamentem moją pieczęć i nazwisko.
Zamilkł, oczekując odpowiedzi. Raffles po raz wtóry wzruszyli obojętnie ramionami. We fraku i w lśniących lakierkach siedział wygodnie rozparty w fotelu, nie spuszczając jednak wzroku z palca Jeffriesa, spoczywającego na cynglu.
Mabel, blada ze strachu, w milczeniu przyglądała się tej scenie.
— Czy słyszał pan, co powiedziałem? — zawołał notariusz.
— Oczywista, sir Jeffries — odparł Lister, pochylając z elegancją głowę. — Słyszałem wszystko. Nie rozumiem jednak, co skłania pana do zabicia mnie, jeśli nie grożę panu niczym i jeżeli pana nie atakuję?
W głosie lorda dźwięczała nuta nonszalancji i obojętności.
— Pan mi nie groził? — powtórzył notariusz zaskoczony. — Sam pan mi powiedział, że jest pan Rafflesem. Sławnym Rafflesem, poszukiwanym przez policję całego świata! Ponieważ wiem, że na moje wezwanie nie uda się pan ze mną na policję, mam prawo pana zabić. Jestem pewien, że na wieść o pańskiej śmierci społeczeństwo angielskie odetchnie z ulgą.
— Mówiąc prawdę — odparł Raffles uprzejmie — obawia się pan, że w razie przybycia policji, zażądam otwarcia kasy, w której znajduje się mienie zagrabione przez pana biedakom. Ostatnie pańskie oszustwo to jest wyłudzenie od miss Mabel jej kosztowności. Jeśliby posiadał pan choć odrobinę odwagi, powinien pan popełnić natychmiast samobójstwo...
Notariusz zaśmiał się triumfująco.
— Skończmy tę rozmowę — rzekł. — Nie mam zamiaru dyskutować z człowiekiem pańskiego pokroju. Takich należy niszczyć w miarę możności.
— W miarę możności, zgoda — rzekł lord Lister, puszczając kłęby dymu.
Notariusz, nie spuszczając ręki z wyciągniętym rewolwerem posunął się o krok naprzód.
— Za trzy minuty dochodzi godzina ósma — rzekł, spojrzawszy na ścienny zegar. — Punktualnie o godzinie ósmej będę miał zaszczyt wpakować panu kulę w łeb. Radzę skorzystać z pozostałego czasu i spisać na papierze oświadczenie, którego od pana żądam.
Lady Mabel zrobiła ruch, jak gdyby chciała wstać. Notariusz natychmiast skierował rewolwer w jej stronę. Biedna kobieta przerażona opadła na fotel, drżąc jak małe dziecko.
— Chętnie, drogi panie — odparł lord Lister — jestem panu zobowiązany za udzielenie mi tej ostatniej możliwości. Chcę panu zrobić tę przyjemność ponieważ tak mi się podoba, a nie dlatego, że pan tego ode mnie żąda. Proszę sobie zapamiętać tę różnicę...
— To już mi wszystko jedno... Niech się pan śpieszy.
— All right — rzekł Raffles.
Ani jeden musiku! nie drgnął w jego twarzy. Wyciągnął z kieszeni swojej kamizelki pęk kluczy, z których odłączył mały złoty ołówek.
— Proszę pisać piórem — rzekł Jeffries sucho.
— O nie, mój panie — odparł Raffles. — Poza tym proszę przemawiać do mnie innym tonem. Nie znoszę atramentu. Mój ołówek jest ołówkiem kopiowym.
— Pisz pan, jak pan chce, byle prędzej.
Raffles wstał i przysunął swój fotel do biurka. Miało się wrażenie, że przygotowuje się do wygód niniejszego pisania. Notariusz, nie spuszczając zeń wzroku, stał z rewolwerem, gotowym do strzału w środku dywanu, podziwianego przez Rafflesa.
Z ust lorda Listera padł okrzyk zniecierpliwienia: przez nieuwagę lord upuścił swój złoty ołówek na ziemię.
— Do diabła...
Lord Lister pochylił się szybko, aby go podnieść. Błyskawicznym ruchem schwycił koniec dywana, pociągnął go ku sobie z całych sił i padł sam na kolana.
Notariusz nie spostrzegł tego manewru. Ponieważ dywan usunął mu się z pod nóg, stracił równowagę i upadł w tył, zdążywszy jednak nacisnąć cyngiel rewolweru. Huknął strzał i wspaniała waza chińska, stojąca za Rafflesem, rozpadła się w kawałki.
Wszystko to było dziełem kilku sekund. Raffles skoczył na Jeffriesa, wyrwał mu rewolwer i kopnął go w drugi koniec pokoju. Następnie ścisnąwszy kolanami piersi człowieka, chwycił koniec dywana i owinął nim notariusza tak ciasno jak naleśnik. Następnie zerwał sznur telefoniczny i związał zręcznie swego przeciwnika. Do ust wpakował mu zwiniętą chustkę do nosa.
Lady Mabel przez kilka minut nie mogła przyjść do siebie ze wzruszenia. Przerażonym wzrokiem spoglądała na bezkształtną, zawiniętą w dywan masę, po czym przeniosła wzrok na zwycięzcę, nonszalancko opartego o biurko i palącego papierosa. Tajemniczy Nieznajomy uśmiechnął się przyjaźnie do dziewczyny.
— Droga Mabel, niech się pani uspokoi, przecież ta kiełbasa — rzekł, wskazując na skrępowanego notariusza — nie może nikomu szkodzić.
Lord Lister posadził dziewczynę w fotelu, a sam zbliżył się do notariusza. Jeffries odzyskał już przytomność i, skręcając się, począł napróżno usiłować wydostać się z więzów.
Lister przysunął fotel do swej ofiary.
— Drogi panie — rzekł — i znów powiedział pan kłamstwo. Ósma godzina minęła, a ja jeszcze żyję. Jeśli pozwoli pan sobie udzielić dobrej rady, niech pan nie próbuje nawet uwolnić się z więzów. Stracony trud! Założę się z panem o sto funtów przeciwko workowi zgniłych gruszek, że zdołam jednym ruchem ręki otworzyć pańską kasę. W tej kasie, drogi przyjacielu, znajdują się niezawodnie kosztowności lady Mabel. Przypuszcza pan prawdopodobnie, mój przyjacielu, że w wieczorowym ubraniu nie zdołam wykonać tak ciężkiej pracy? Jest pan w błędzie! Nigdy nie rzucam słów na wiatr. Niech pan uważa.
Z kieszeni futra, które położył starannie obok siebie na fotelu, wyciągnął niewielkie pudło z czarnej skóry. Z pudełka tego wyjął wytrych o dziwacznej formie.
— Widzisz — rzekł. — Oto zaklęty klucz, który otwiera mi drogę do wszystkich skarbów.
Nachylił się i obejrzał uważnie kasę.
— Mój drogi notariuszu — rzekł pogardliwie. — Powinien pan iść bardziej z prądem czasu. Jest to kasa żelazna z roku 1902. To śmieszne! Uważam nawet za poniżenie mojej godności otwieranie takiego grzmota. Zrobię to jedynie ze względu na miss Mabel.
Włożył wytrych do zamka.
— Mam nadzieję, że widzisz dobrze, Jeffries. A teraz uwaga. Przekręcam wytrych najpierw na prawo, następnie naciskam i drzwi się otwierają...
Lister otworzył ciężkie żelazne drzwi kasy i ukłonili się, jak to czyni aktor na scenie przed publicznością. Notariusz pożerał go oczyma.
— A teraz — ciągnął nieubłaganie lord Lister — otwieram następne drzwi, które bronią się równie słabo, jak i pierwsze... Mam już przed sobą tylko szereg szufladek, w których znajduje się ułożony porządnie cały pański majątek...
Mabel Dennis zaciekawiona zbliżyła się do Rafflesa. Poczęła żywić zaufanie do tego człowieka, który z zadziwiającą łatwością otwierał kasy ogniotrwałe, nie tracąc przy tym godności prawdziwego arystokraty.
— Moje kamienie! — zawołała nagle.
Na jednej z pólek kasy stało podłużne pudełko z czarnej laki, ozdobione japońskim rysunkiem.
— Przedmiot przestępstwa znajduje się już w naszych rękach — rzekł Raffles, oddając młodej dziewczynie kasetkę.
Mabel otworzyła ją z trwogą: kamienie leżały, w niej w takim samym porządku, jak były przesłane. Nie brakowało ani jednego.
— Śpiesz się, moje dziecko — rzekł Raffles, kładąc jej dłoń na ramieniu. — Nie powinna pani ani chwili dłużej pozostawać w tym domu. Odprowadzę panią do wyjścia.
Zarzucili futro, włożył na głowę cylinder i wraz z dziewczyną zeszedł ze schodów.
Na ulicy wyciągnął do niej rękę i ukłonił się głęboko.
— Dowidzenia, miss Mabel. Chcę dać pani jedną dobrą radę na przyszłość: Niech pani nie sprzedaje tych klejnotów. Jeśli jest pani w potrzebie, niech pani sprzeda coś innego. W każdym razie ze sprzedażą kosztowności należy poczekać jeszcze parę dni. Prawdopodobnie w krótkim czasie stanie się coś, co umożliwi pani wyjście z tej przykrej sytuacji. Proszę nie żywić na mniejszych obaw... Wkrótce dam pani znać o sobie.
Młoda dziewczyna uścisnęła serdecznie wyciągniętą ku niej dłoń.
— Och — szepnęła wzruszona. — Jakże kłamliwe są wieści, rozpowszechniane na pański temat! Nie zapomnę o panu nigdy w życiu. Być może, że uda mi się jeszcze kiedyś w przyszłości okazać panu mą wdzięczność. Jeślibym kiedykolwiek w życiu mogła panu być pomocną, proszę mi wierzyć, że zrobię wszystko, co będzie w mojej mocy.
Lord Lister spojrzał na dziewczynę badawczym wzrokiem.
— Być może, że wkrótce przypomnę się pani — rzekł, całując jej rękę.
Gdy taksówka, unosząca miss Dennis, zniknęła za zakrętem. Raffles szepnął do siebie.
— Mabel Dennis... Co za szkoda, że...
Wrócił z powrotem do mieszkania notariusza.
— Jeffries — rzekł do postaci owiązanej dywanem — teraz zdejmę z ciebie twój indyjski dywan. Ostrzegam, że drzwi są zamknięte i że nikt nas nie usłyszy. Bez słowa wykonasz wszystkie me rozkazy. Za najmniejszym podejrzanym ruchem zabiję cię bez skrupułów. Zrozumiałeś?
Poprawił w ręce swój browning. Podniósł rewolwer notariusza, wyrzucił z niego kule i cisnął pod krzesło. Następnie odwiązał sznur telefoniczny, którym skrępowany był notariusz.
Jeffries oswobodzony wyprostował się, nie mówiąc słowa. Twarz jego była śmiertelnie blada a z kącików ust sączyła się wąska struga krwi.
— A teraz — rzekł Raffles — proszę usiąść sobie na fotelu.
Notariusz usłuchał rozkazu. W jednej chwili Raffles znalazł się za nim i przywiązał go mocno do fotela.
— Przykro mi, że muszę sprawić panu jeszcze i tę przykrość. Nie potrwa to jednak długo, ponieważ mam zaledwie pół godziny czasu. Jesteś skończonym łotrem i bandytą, Jeffries. Role się zmieniły: teraz ja przeprowadzę rewizję twojej kasy.
Jeffries nie wytrzymał. Potok przekleństw wydarł mu się z ust. Raffles podniósł spokojnie broń:
— Milicz i nie ruszaj się — rzekł. — Boisz się chyba śmierci, kanalio! Nie mam czasu na tracenie próżnych słów...
Lord zbliżył się do kasy i wyciągnął z niej paczkę banknotów. Przeliczył je starannie i włożył do kieszeni swego futra.
— Rozumiesz chyba dobrze, Jeffries, że nie będę cię zanudzał żądaniem honorarium. Pokazałem ci w jaki sposób otwiera się kasy żelazne i jak owija się człowieka jego własnym dywanem. Za tę lekcję żądam wynagrodzenia. Oceniam stracony czas na sześćdziesiąt tysięcy funtów. Jest to dokładnie tyle, ile tutaj znalazłem.
Jeffries drgnął i poruszył się niespokojnie na krześle.
Raffles przejrzał raz jeszcze kasę, wyjął z niej jakieś księgi i widząc, że nie ma w niej więcej nic ciekawego, zamknął ją z powrotem. Położył obok siebie na biurku dokumenty i wziął się do ich studiowania.
— Jesteś najgorszego gatunku kanalią — rzekł po chwili. — Z książek twych wynika, że trudnisz się zawodowo lichwą i że doprowadzasz do ruiny twe ofiary. Przypadkiem natknąłem się na nazwisko pewnej pani, którą wyzułeś z jej ojcowizny, Przed paru dniami opowiadała mi o tym, nie chcąc wymienić nazwiska. Jestem szczęśliwy, że przypadek pozwolił mi wpaść na twój trop.
— Co to pana obchodzi? — zawołał notariusz. — Od kiedyż to włamywacze bawią się w kaznodziejów?
— Jesteś w błędzie, Jeffries... Zadaniem moim jest tropienie łotrów, którzy pod płaszczykiem uczciwości dopuszczają się krzyczących nadużyć. Trzeba przyznać, że jesteś jednym z zręczniejszych i niebezpieczniejszych szubrawców, jakich udało mi się spotkać w życiu.
— Każę cię aresztować jeszcze dzisiejszej nocy!
Raffles zaśmiał się:
— Nie udało się to zręczniejszym od ciebie... Kończmy tę rozmowę. Sam rozumiesz, że nie mogę ci poświęcić więcej czasu. Przyrzekłeś zastosować się do mych rozkazów: oto paczka zobowiązań twych dłużników. Wrzuć je własnoręcznie do ognia!
Notariusz zawahał się w pierwszej chwili, lecz potem wziął posłusznie papiery z rąk Rafflesa i wrzucił je do ognia, płonącego żywo na kominku.
— 130.000 funtów szterlingów... — powtarzał mechanicznie, gdy krwawe języki ognia lizały dokumenty...
Spojrzał na lorda Listera, który siedział nieruchomo z rewolwerem w ręce.
Tajemniczy Nieznajomy zapalił papierosa i rzekł:
— Mam wrażenie, że wyrządziłem ci prawdziwą przysługę, Jeffries. Teraz wszyscy dłużnicy będą cię błogosławić, zamiast przeklinać, jak to miało miejsce dotychczas. Zamiast pijawki, wysysającej krew, zyskasz sobie opinię litościwego człowieka. Czas pomyśleć o zbawieniu duszy.... A teraz zdaje mi się, że zakończyliśmy wszystkie interesy. Żegnam cię, ponieważ dziś jeszcze mam ważne posiedzenie, na którym muszę być obecny. Na pożegnanie chciałbym sobie wziąć od ciebie jakąś pamiątkę.
Rozejrzał się po pokoju:
— Podoba mi się twój dywan indyjski... W moim gabinecie będzie wyglądał daleko lepiej niż w twoim.... Wezmę go sobie... Moje auto stoi na dole.... Przypuszczam, że zaniesiesz mi sam ten skromny podarek do mego wozu?
Wyciągnął rewolwer, nie spuszczając z Jeffriesa swego palącego wzroku.
— Bez zbytecznych gestów i ruchów, Jeffries — dodał, spoglądając na notariusza. — Gdybyś usiłował szepnąć zbyteczne słówko na ulicy, czeka cię śmierć. Wiesz, że ja nie puszczam słów na wiatr. Jeśli nie usłuchasz, zawiadomię policję o twych sprawkach. Inspektor Baxter zna mnie dobrze i uwierzy każdemu memu słowu. A teraz naprzód!
Notariusz zrezygnowany i apatyczny bez słowa złożył dywan i wyniósł go na ulicę. Tuż przy jego domu czekało auto. Szofer — którym był oczywiście Charley Brand — począł się już niepokoić: stał tam od pół godziny i nie wiedział, co miał myśleć o niepunktualności Rafflesa. Notariusz, czując na swych plecach lufę rewolweru, położył w milczeniu dywan obok szofera... Lord Lister szybkim ruchem otworzył drzwi auta i wskoczył do środka... Auto ruszyło w tej samej chwili... Jeffries pozostał sam, spoglądając z nienawiścią w kierunku, gdzie znikł Tajemniczy Nieznajomy.

Nazajutrz rano Raffles siedział wraz z swym sekretarzem, Charlym Brandem, przy porannej kawie. Lord Lister opowiedział mu krótkich słowach wypadki poprzedniej nocy.
— Doskonale — zaśmiał się Charly. — Nie pomyślałeś tylko o jednym: uniemożliwiłeś miss Mabel sprzedaż diamentów. O ile wiem, potrzeba jej nagwalt pieniędzy...
— Niech cię o to głowa nie boli — odparł Lord Lister. — Pomyślałem o wszystkim. Zawołaj Fushimę — rzekł do starego lokaja, który krzątał się, usługując przy stole...
Do pokoju wszedł Japończyk zmieniony nie do poznania w swej nowej liberii...
— Słuchaj, Fushimo — rzekł lord Lister. — Musisz powrócić do swej pani....
— Ależ sir — szepnął Japończyk przerażony. — Ja tam nie mogę wracać... Powiedziałem przecież panu dlaczego....
— Nie bój się... Załatwiłem wszystko tak, abyś nie miał najmniejszych trudności... Chyba, że nie chcesz wrócić do swej dawnej pani?
— O, nie — zaprzeczył gorąco Japończyk. — Pani moja wyjeżdża do Egiptu i nie będzie dłużej potrzebowała mych usług... Ja mam pozostać w Londynie... Marzę tylko o tym, aby zechciał mnie pan zatrzymać w swojej służbie, sir...
— Chętnie, — odparł lord Lister, który przyzwyczaił się do miłego chłopca. — Musisz jednak wrócić raz jeszcze do swej pani, dla wykonania pewnego polecenia...
—......?
— Zaniesiesz 20,000 funtów, które miałeś otrzymać od notariusza Jeffriesa, wzamian za klejnoty. — Lord Lister spokojnym ruchem wyciągnął z kieszeni paczkę banknotów. — Oto one.... Odebrałem je wczoraj osobiście od kochanego notariusza. W paczce tej znajduje się ponadto list ode mnie. Po oddaniu pieniędzy będziesz mógł wrócić do mnie.
Japończyk schował pieniądze do kieszeni swej nowej liberii i spojrzał na swego nowego pana z podziwem i szacunkiem. Zrozumiał odrazu w jaki sposób Lister odzyskał zagrabione pieniądze.
— Spiesz się — rzucił krótko lord.
Japończyk zniknął za drzwiami.
— Obawiam się, że miss Mabel nie przyjmie tych pieniędzy — rzekł Charly po jego wyjściu.
— Nie bój się o to — odparł lord z uśmiechem.
W myślach odtwarzał sobie scenę pożegnania i wyraz wdzięczności, malujący się w oczach dziewczyny....
Obydwaj mężczyźni w oczekiwaniu na powrót Fushimy zapalili wonne, egipskie papierosy.

Koniec.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autorów: Matthias Blank, Kurt Matull i tłumacza: anonimowy.