Strona:PL Lord Lister -16- Indyjski dywan.pdf/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Być może, że wkrótce przypomnę się pani — rzekł, całując jej rękę.
Gdy taksówka, unosząca miss Denniss, zniknęła za zakrętem. Raffles szepnął do siebie.
— Mabel Dennis... Co za szkoda, że...
Wrócił z powrotem do mieszkania notariusza.
— Jeffries — rzekł do postaci owiązanej dywanem — teraz zdejmę z ciebie twój indyjski dywan. Ostrzegam, że drzwi są zamknięte i że nikt nas nie usłyszy. Bez słowa wykonasz wszystkie me rozkazy. Za najmniejszym podejrzanym ruchem zabiję cię bez skrupułów. Zrozumiałeś?
Poprawił w ręce swój browning. Podniósł rewolwer notariusza, wyrzucił z niego kule i cisnął pod krzesło. Następnie odwiązał sznur telefoniczny, którym skrępowany był notariusz.
Jeffries oswobodzony wyprostował się, nie mówiąc słowa. Twarz jego była śmiertelnie blada a z kącików ust sączyła się wąska struga krwi.
— A teraz — rzekł Raffles — proszę usiąść sobie na fotelu.
Notariusz usłuchał rozkazu. W jednej chwili Raffles znalazł się za nim i przywiązał go mocno do fotela.
— Przykro mi, że muszę sprawić panu jeszcze i tę przykrość. Nie potrwa to jednak długo, ponieważ mam zaledwie pół godziny czasu. Jesteś skończonym łotrem i bandytą, Jeffries. Role się zmieniły: teraz ja przeprowadzę rewizję twojej kasy.
Jeffries nie wytrzymał. Potok przekleństw wydarł mu się z ust. Raffles podniósł spokojnie broń:
— Milicz i nie ruszaj się — rzekł. — Boisz się chyba śmierci, kanalio! Nie mam czasu na tracenie próżnych słów...
Lord zbliżył się do kasy i wyciągnął z niej paczkę banknotów. Przeliczył je starannie i włożył do kieszeni swego futra.
— Rozumiesz chyba dobrze, Jeffries, że nie będę cię zanudzał żądaniem honorarium. Pokazałem ci w jaki sposób otwiera się kasy żelazne i jak owija się człowieka jego własnym dywanem. Za tę lekcję żądam wynagrodzenia. Oceniam stracony czas na sześćdziesiąt tysięcy funtów. Jest to dokładnie tyle, ile tutaj znalazłem.
Jeffries drgnął i poruszył się niespokojnie na krześle.
Raffles przejrzał raz jeszcze kasę, wyjął z niej jakieś księgi i widząc, że nie ma w niej więcej nic ciekawego, zamknął ją z powrotem. Położył obok siebie na biurku dokumenty i wziął się do ich studiowania.
— Jesteś najgorszego gatunku kanalią — rzekł po chwili. — Z książek twych wynika, że trudnisz się zawodowo lichwą i że doprowadzasz do ruiny twe ofiary. Przypadkiem natknąłem się na nazwisko pewnej pani, którą wyzułeś z jej ojcowizny, Przed paru dniami opowiadała mi o tym, nie chcąc wymienić nazwiska. Jestem szczęśliwy, że przypadek pozwolił mi wpaść na twój trop.
— Co to pana obchodzi? — zawołał notariusz. — Od kiedyż to włamywacze bawią się w kaznodziejów?
— Jesteś w błędzie, Jeffries... Zadaniem moim jest tropienie łotrów, którzy pod płaszczykiem uczciwości dopuszczają się krzyczących nadużyć. Trzeba przyznać, że jesteś jednym z zręczniejszych i niebezpieczniejszych szubrawców, jakich udało mi się spotkać w życiu.
— Każę cię aresztować jeszcze dzisiejszej nocy!
Raffles zaśmiał się:
— Nie udało się to zręczniejszym od ciebie... Kończmy tę rozmowę. Sam rozumiesz, że nie mogę ci poświęcić więcej czasu. Przyrzekłeś zastosować się do mych rozkazów: oto paczka zobowiązań twych dłużników. Wrzuć je własnoręcznie do ognia!
Notariusz zawahał się w pierwszej chwili, lecz potem wziął posłusznie papiery z rąk Rafflesa i wrzucił je do ognia, płonącego żywo na kominku.
— 130.000 funtów szterlingów... — powtarzał mechanicznie, gdy krwawe języki ognia lizały dokumenty...
Spojrzał na lorda Listera, który siedział nieruchomo z rewolwerem w ręce.
Tajemniczy Nieznajomy zapalił papierosa i rzekł:
— Mam wrażenie, że wyrządziłem ci prawdziwą przysługę, Jeffries. Teraz wszyscy dłużnicy będą cię błogosławić, zamiast przeklinać, jak to miało miejsce dotychczas. Zamiast pijawki, wysysającej krew, zyskasz sobie opinię litościwego człowieka. Czas pomyśleć o zbawieniu duszy.... A teraz zdaje mi się, że zakończyliśmy wszystkie interesy. Żegnam cię, ponieważ dziś jeszcze mam ważne posiedzenie, na którym muszę być obecny. Na pożegnanie chciałbym sobie wziąć od ciebie jakąś pamiątkę.
Rozejrzał się po pokoju:
— Podoba mi się twój dywan indyjski... W moim gabinecie będzie wyglądał daleko lepiej niż w twoim.... Wezmę go sobie... Moje auto stoi na dole.... Przypuszczam, że zaniesiesz mi sam ten skromny podarek do mego wozu?
Wyciągnął rewolwer, nie spuszczając z Jeffriesa swego palącego wzroku
— Bez zbytecznych gestów i ruchów, Jeffries — dodał, spoglądając na notariusza. — Gdybyś usiłował szepnąć zbyteczne słówko na ulicy, czeka cię śmierć. Wiesz, że ja nie puszczam słów na wiatr. Jeśli nie usłuchasz, zawiadomię policję o twych sprawkach. Inspektor Baxter zna mnie dobrze i uwierzy każdemu memu słowu. A teraz naprzód!
Notariusz zrezygnowany i apatyczny bez słowa złożył dywan i wyniósł go na ulicę. Tuż przy jego domu czekało auto. Szofer — którym był oczywiście Charley Brand — począł się już niepokoić: stał tam od pół godziny i nie wiedział, co miał myśleć o niepunktualności Rafflesa. Notariusz, czując na swych plecach lufę rewolweru, położył w milczeniu dywan obok szofera... Lord Lister szybkim ruchem otworzył drzwi auta i wskoczył do środka... Auto ruszyło w tej samej chwili... Jeffries pozostał sam, spoglądając z nienawiścią w kierunku, gdzie znikł Tajemniczy Nieznajomy.

Nazajutrz rano Raffles siedział wraz z swym sekretarzem, Charlym Brandem, przy porannej kawie. Lord Lister opowiedział mu krótkich słowach wypadki poprzedniej nocy.
— Doskonale — zaśmiał się Charly. — Nie pomyślałeś tylko o jednym: uniemożliwiłeś miss