Hamlet krolewicz dunski/Akt drugi

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor William Shakespeare
Tytuł Hamlet krolewicz dunski
Podtytuł Traiedya w 5. Aktach w Angielskim Języku
Rozdział Akt drugi
Data wyd. 1805
Miejsce wyd. Minkowce
Tłumacz Jan Nepomucen Kamiński
Tytuł orygin. The Tragedie of Hamlet, Prince of Denmarke
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Indeks stron
AKT DRUGI
(Pokóy Oldenholma w Pałacu.)

SCENA I.
LAERTES, OFELIA.
LAERTES.

Byway zdrowa sioſtro, a kiedv mi wiatry w podróży poſłużą, nie zapominay moiey pamiątki, i doniéś mi o ſobie.

OFELIA.

Jakże możeſz wątpić o tem?

LAERTES.

Co ſię zaś Hamleta i pieſzczot iego miłości tycze, miey ſobie zawſze na uwadze, że to ieſt igrzyſkiem mody, i zwyczaynem zburzeniem krwi młodocianego wieku.

OFELIA.

I nic więcey iak tylko to?

LAERTES.
Wiérzay mi kochana sioſtro, że nie więcéy. W młodości naſzey nie na ſamey tylko wielkości i siłach przybiéramy, ale i duſza nasza razem wzraſta, a iéy wewnętrzne ſprawności i obowiązki, rozdymaią ſię wraz z iey świątnicą. Może ón cię teraz ſzczerze kocha, z nayczyſtſzem przywiązaniem nie zepſutego potąd ſerca; ale pomniy, co, za przeſtwóc między tobą a koroną, która go czeka, pomniy, ze przy wysokości iego doſtoieńſtwa, wodze iego ſkłonności od iego urodzenia zawiſly, ón nie może sam dla ſiebie iak poſpolici ludzie obierać: ſpokoynośc i uſzczęśiiwienie pańſtwa wſpiera ſię na iego wyborze, dla tego musi się do głosu i życzeń ciała, którego ieſt głowa, zupełnie ſtóſować. Więc kiedy ci mówi, że cię kocha, powinnaś mu przez roſtropność ſamą tak daleko wierzvć, iak daleko ón w ſtoſunku fwego urodzenia, i przyſzłey godności wyrazy ſwoie uſkutecznić, a to ieſt nie więcéy, iak tylko do czego ón zezwolenie oyca pozyſkać może. Rozważ więc dobrze, iaki ſzczérb honorowi twemu zadać możeſz, ieśli na iego porywaiące pienia, twoiego zbyt łatwowiernego nadchylisz ucha, ſtrzeż ſię Ofelio! ſtrzeż się moia naydrożſza sioſtro! zapobież zawczasu ſkłonności, która w prawdzie niewinne ma pierwiaſtki, ale niebeſpieczne za ſobą na dal ſkutki wlecze; nie day się unosić byſtremu potokowi podchlebnych życzeń. Bądź przeto przezorną; w tem razie boiaźń naylepſzem ieſt beſpieczeńſtwem, młodość ukrywa ſama w ſobie nieprzyiaeiela, lubo żadnego zewnątrz nie widzi.
OFELIA.

Te twoie dobre napomnienia będą zawſze czuwaiącemi poſtrzegaczami ſerca moiego. Ale móy kochany bracie, pamiętay na to abyś nie był podobny nie którym moraliſtom, którzy innym wąſką i cierniową ścieżkę do cnoty Wſkazuią, gdy tem czaſem oni ſami na ſwoie właſne nauki bez pamiętni, opuściwſzy hamulce, po szerokim gościńcu buyney ſproſności na wyścigi pędzą.

SCENA II.
OLDENHOLM. DAWNIEYSI
LAERTES.

Z moiey ſtrony ſpokoyną bydź możeſz! — Ale otóż i naſz oyciec nadchodzi; tém lepiéy podwóyne błogoſławieńſtwo, podwóyną dobroczynność rodzi.

OLDENHOLM.

Ty ieſzcze tutay Laertesie? daléy, daléy na okręt móy syna. Wiatr rozdyma iuż żagle, i czekaią na ciebie. Przyim ieſzcze raz moie błogoſławieńſtwo; (kładzie ſwoią rękę na głowę Laertesa) a tych kilka reguł życia, które do niego przyłączam, wraz głęboko w pamięć twoią. Nie użyczay myślom twoim ięzyka; a kiedy iuż od nieprawych podchwyconym zoftanieſz, ſtrzeż ſię ie przynaymniéy w czynności przeinaczać. Bądź dla każdego ſzczerogrzecznym, niezachodząc z nikiém w powſzedne obcowanie; ieśli pozyſkaſz doświadczonych przyjaciół, tedy przykuy ich nierozłącznie do twoiéy duſzy, ale nie wyſtawiay twoiéy przyiaźni na lada iaką, świéżo-wylęgłą i ieſzcze nieporoſłą znaiomość. Uchodź wſzelkiey ſposobności do roztérek; ale ieśli się iuż raz w nie zawikłaſz, tak się ſprawuy, aby twóy przeciwnik, nie mógł mieć nadziei bezkarnie cię obrażać. Dozwól twoiego ucha każdemu, ale mało komu uſt twoich; przyimuy każdego naganę, ale zatrzymay się ze zdaniom twoiém. Ubieray się tak koſztownie, iak zapłacić możeſz, ale nie z wytworną przysadą, bo ſtróy częſto znamienuie człowieka, a we Francyi zwykli się częſto ludzie maiacy ſtan i znaczenie na pierwſze zaraz weyrzenie tem ogłaſzać, że ſię guſtownie i przyzwoicie ubieraią. Ani nikomu, ani też ſam u nikogo nie pożyczay, bo pierwſzem niſzczemy częſto ſiebie ſamych: i ſwoich przyjaciół, a drugie poddrąża fundament dobrey goſpodarności. Nadewſzyſtko, bądź rzetelnym dla ſamego ſiebie; bo z tąd naſtępuie tak pewnie iak noc po dniu, równie nieomylna rzetelność dla każdego. A teraz byway zdrów móy synu! dałyby to nieba, aby moie błogoſlawienſtwo rozkrzewiło te nauki w umyśle twoim.

LAERTES.
Zegnam cię móy naydrożſzy oycze z nayſzczerſzem życzeniem, oby cię nam nieba w późne zachowały lata!
OLDENHOLM.

Czas nagli, idź, twoi służący oczekuią cię.

LAERTES.

Byway zdrowa Ofelio, pomniy na przeſtrogi moie.

OFELIA.

Są one zamknięte w pamięci moiéy, od którey klucz z sobą weźmiesz.

LAERTES.

Byway zdrowa, (odchodzi)

SCENA III.
OFELIA. OLDENHOLM.
OLDENHOLM.

Cóż ón to do ciebie mówił?

OFELIA.

Nieco, co się Królewica Hamleta tyczyło.

OLDENHOLM.
Dobrze, że mi napomniałaś! powiedziano mi, że ón z tobą od niejakiego czaſu, doſyć częſto ſam na ſam rozmawiał, i żeś go niewzbronnym przyſtępem, iako też i chętném przyjęciem udarowała. Jeżeli rzecz ta w ſamey iſtocie w tym zoſtaie ſkładzie, iak iuż pewne mam donieſienie, tedy muſzę ci powiedzieć, że podobne kroki nie ſą przyzwoite dla córki moiey, i dwoią ſię z iey honorem. Powiedz że mi, co ſię między wami święci? niech czyſtą prawdę uſlyſzę.
OFELIA.

Od niektórego czasu czynił mi Królewic rozmaite oświadczenia ſwóiey przychilności.

OLDENHOLM.

Swoiéy przychilności? patrzayże! mówiſz w tym ſpoſobie iak gdybyś ieſzcze o takowych niebeſpiecznych rzeczach żadnego nie miała doświadczenia. A taż przychilność, albo iak ią tam nazywaſz, znayduie u ciebie wiarę?

OFELIA.

Sama niewiém, co mam o tém myśléć móy oycze.

OLDENHOLM.

Więc ia cię nauczę, myśl ſobie, że ieſteś nie rozſądne dziecię, żeś iego oświadczenia za gotowe pieniądze przyięła, gdy one wſzelako fałśzywą ſą monetą. Strzeż się podobnych oświadczeń, albo mi — chcąc się iuż tém błahem słowem wyrażać — oświadczyſz na reſzcie, że głupią ieſteś.

OFELIA.

Móy oycze, ón okazuie w prawdzie gwałtowną, miłość ku mnie, ale w nayprzyzwoitſzym ſpoſobie. —

OLDENHOLM.

W naynierozſądnieyſzym ſpoſobie, powinnabyś powiedzieć.....

OFELIA.
I potwiérdził ſwoie wyrazy przez święte i uroczyſte przysięgi.
OLDENHOLM.

Otóż sidła! wiem ia, iak to ſerce w przysięgi wybucha, kiedy krew płomienie zażegną. Moje dziecie, nie rozumiey iż ten gwałtowny zapał prawdziwym ieſt ogniem, równia się ón owym powietrznym światełkom, które w lecie pod czas chłodnego wieczora niegrzeiąc świecą, ale też tak nagle nikną, iak się i zrywaią. Od tąd bądź nieco oſtrożnieyſzą, i uſtanów więkſzą cenę na wizytę, którą odbieraſz, iak tylko ſam goły rozkaz, że się z tobą, mówić, żąda. Uważ to ſobie dobrze, rozkazuię ci; a teraz do twoiego pokoiu!

OFELIA.

Stanę się posłuſzną móy oycze. (odchodzą)

SCENA IV.
(Krużganki przed pałacem.)
HAMLET, GUSTAW, BERNFILD.
HAMLET.

Powietrze przeſzywa do żywego, mróz ieſt trzaſkący.

GUSTAW.

Wiatr ſtraſznie oſtry, taie do niewytrzymania.

HAMLET.

Któraż na zegarze?

GUSTAW.

Iak ſądzę, będzie dwunaſta bliſko.

BERNFILD
Iuż wybiła.
GUSTAW.

Ia nie słyſzałem. Wiec iuż się czas zbliża, o którym duch zwykł chodzić. (tu ſłycnać odgłos trąb, i kotłów w pałacu.) Cóż to ma znaczyć móy Królewicu?

HAMLET.

Król daie ucztę, i przedłuża bankiet, iak ſię zdaie, do późney nocy, a ile razy pełny puhar wina duſzkiem wypróżnia, tyle razy zaraz kotły i trąby ogłaſzaią zwycięſtwo, które Jego Krolewſka Mość na polu bachuſowem odniosia.

GUSTAW.

Czy to tak zwyczay każe?

HAMLET.

A iużci, ale podług moiego zdania, chociażem Duńczyk i z młodu do tego przyzwyczaiony, ieſt to zwyczay, który się z więkſzym zaſzczytem obala, iak zachowuie. Te wyuzdane rozpuſty i zbytki czynią nas na wſchód i zachód ohydnemi, i płodzą nam u innych narodów zarzut rodowitego nałogu.

SCENA V.
DUCH. DAWNIEYSI.
GUSTAW.

Otóż Królewicu patrzay.

HAMLET.

Potęgi niebieſkie brońcie nas! — Dobry lub potępiony duchu, niebieską wonią, albo piekielnemi wyziewami ozioniony, w dobroczynnym lub ſzkodliwym zamiarze przybyły, tu poſtać którą się powlekaſz, tak mi ieſt ſzanowną, że z tobą mówić, muſzę. Hamletem, Królem, oycem cię nazwę, O! chciey mi odpowiadać, nie zoſtaw mię w niepewności, któraby mię z życia wyzuła. Powiedz, dlaczego twoie poświęcone zwłoki łamią grobowe zapory? cóż to ma oznaczać? że ty, nieżywy trup, zupełnie uzbroiony, nocne ciſze ſtrachem napełniaſz, i naſzą iſtotę tak okropnym ſpoſobem przerażaſz myślami, które, się aż za obręby naſzey natury wymykaią? (Duch daie ſkinienie Hamletowi)

GUSTAW.

Daie znak Królewicu, ażebyś ſzedł za nięm, iak gdyby ci ſam na ſam co powiedzieć miało

BERNFILD.

Uważay Królewicu, iak cię miło na odległe mieyſce wabi, ale na Boga! niechciey iść za niem.

GUSTAW (zatrzymuiąc Hamleta.)

Nie, to bydź nie może.

HAMLET.

Ponieważ tu ze mną mówić nie chce, więc póydę za niem.

GUSTAW.

Nie czyń tego nayłaſkawſzy Królewicu

HAMLET.

Dla cżegoż nie? cżegoż mam się lękać? ia o moie życie tyle, co o iednę ſżpilkę ſtoię, a cóż może moiey dufzy uczynić, która równie iak i one ſamo ieſt nieśmiertelną iſtotą — znowu na mnie kiwa, precz odemnie! — póydę za niém.

GUSTAW.

A gdyby cię Królewicu na ſzczyt iakiéy skały zaprowadziło, a potem przybrawſzy iaką ſtraſzną poſtać pomieſzało zmyſły twoie, i w tém zamęcie w przepaść cię wtrąciło? —

HAMLET.

Jeſzcze mię ciągle wzywać nie przeſtaie. Jdź tylko przodem. Póydę za tobą.

BERNFILD.

My cię nie puściemy Królewicu!

HAMLET.

Precz odemnie z waſzemi rękami.

BERNFILD.

Racz nas Królewicu poſłuchać, nie idź za niem.

HAMLET.

Moie przeznaczenie woła na mnie, głos iego wypręża silnie naymnieyſzą żyłkę moiego ciała, na kſztałt lwa Nemeyſkiego. Znowu woła. Uſtąpcie odemnie! (wyrywa ſię im rozgniéwany:) Na Boga! (dobywa ſzpady} ſtraſżydło z tego zrobię kto mię zatrzymać zechce. — Na ftronę powiadam wam! — idź! idę za tobą! (Duch ſte pomyka, Hamlet idzie za niém.)


SCENA VI.
GUSTAW. BERNFILD.
GUSTAW.

Wyobrażenie iego tak ieſt zagrzane, że ſam nie ieſt wiadomy czynności ſwoiéy

BEENFILD.

Jdzmy za nim, w takim zdarzeniu byłoby to przeciw naſzey powinności rozkazy iego wypełniać

GUSTAW.

Co też się ieſzcze z tego na koniec zawiąże?

BERNFILD.

Zapewne się iakowaś niegodziwość w Duńſkim pańſtwie ukrywa

GUSTAW.

Nieba raczą to na dobre wykierować.

BERNFILD.

Daley! idźmy za niem (odchodzą)

SCENA VII.
Cmętarz dokoła murem otoczony, pośrodku ſtoi ſtatua zmarłego Króla; po ſtronach grobowce.
HAMLET.
Dokąd że mię chceſz prowadzić? — gaday ia nie póydę daléy.
DUCH.

Poſłuchay mię.

HAMLET

Słucham.

DUCH.

Już się przybliża godzina w którey znowu powrócić muſzę w siarczyſte płomienie.

HAMLET

Zal mi cię biédny duchu.

DUCH.

Nie żałuy mię, ale pilnie ſłuchay co ci wyiawię.

HAMLET

Mów powinnością moią ieſt ſluchać.....

DUCH

Pomścić ſię tego, co uſłyſzéſz.

HAMLET

Co?

DUCH

Ja ieſtem duch oyca twoiego, wſkazany przez pewny czas błąkać ſię po nocy; a przez dzień w łańcuchach okuty, męczyć ſię w płomieniach tak długo, aż grzechy moiego doczeſnego życia zgładzone zoſtaną. Gdyby mi zakazaném nie było, odkryć tayniki moiego więzienia, opowiedziałbym ci takie okropności, że na moie naymniéyſze ſłowko ſkonałaby twa duſza, krew twoia ścięłaby ſię iak lód w żyłach, twoie oczy wyſkoczyłyby iak gwiazdy z ich siedliſk okrężnych, twoie gęſte rozpoſtarłyby się kędziory, a każdy poiedyńczy włoſek powſtałby do góry na kſztałt kolców zżymaiącego się iéża. Ale ta wiecżności taiemnica nie ieſt dla ucha ze krwi i ciała — ſluchay! o ſtuchay! ſtuchay uważnie! ieśliś kiedy twoiego oyca kochał....

HAMLET.

O nieba!

DUCH.

Tedy pomściy się iego haniebnego i nad wyraz nienaturalnego zabóyſtwa.

HAMLET.

Zabóyſtwa?

DUCH.

Zabóyſtwa! każde zabóyſtwo ieſt ſzkaradne i haniebne, ale to ieſt więcey iak ſzkaradńe, nie naturalne i nie do wierzenia.

HAMLET.

Wymień mi co żywo ſprawcę, ażebym na wyścigi z myślą ſamą, ku zemście pośpieſzył.

DUCH.

Teraz ieſteś takim, iakim cię mieć chcę; musiałbyś też bydź bezczułym, abyś się na to nie obruſzył, Słuchay tedy Hamlecie, udano iakoby mię iadowita gadzina ſpiącego w moim ogrodzie ukąſiła. Tą zmyſloną przyczyną śmierci moiey, oſzukano całą Danie. ale wiédz otém ſzlachetny młodzieńcze! ta iadowita gadzina, która twego oyca zabiła, noſi teraz iego koronę.

HAMLET

O, moia przeczuwaiąca duſzo! móy ſtryi?

DUCH

Tak ieſt, ten niegodziwy kazirodny potwór uwiódł wdziękiem ſwoiego dowcipu, i zdradzieckiemi podarunkami, ſerce moiey tak na pozor cnorliwey królowy. O Hamlecie, co za odłączenie! odemnie, którego miłość w nie ſplamioney powadze nieuſtannie ſlubom inafżeńfkun towarzyſzyła, przeyść do iednego niegodziwca: którego przyrodzone dary z moiemi nawet porówniania nie miały! — Ale ftóy! — zdaie mi ſię żem iuż poczuł zaranne powietrze. — Muſzę krótko kończyć. Leżałem w chłodniku moiego ogroda, i ſpałem prózen troſkow, gdy wtem twóy ſtryi podkradł ſię z cicha, z flaszeczką pełną trucizny, i wiał mi ią w ucho, ta tak raźno fkutkowala, żem we śnie, przez rękę brata, za razem życia, korony, i moiey królowy pozbawion, wśród moich grzechów bez przygotowania ſię, bez pośrednictwa modlitw, wſzyſtkiemi moiemi grzechami obarczony przed ſtraſzny sąd wieczności podany zoſtał.

HAMLET.
O okropnie! ſzkaradnie!
DUCH.

Jeżeli więc aby kropla krwi moiéy w żyłach twoich płynie, tedy nie ciérp tego dłużwy, nie dopuſzczay Danii Królewſkie łoże tak ſromotnie hańbić. Ale chociażbyś nayſurowiey tey ſzkaradney mścił się ſprawy, nie chciey iednak twoią duſzę żadną krwawą myślą; przeciw twoiey matce mazać, zoſtaw ią na wolę niebios i robaka, który ſię nad iey ſercem paſtwi. — Byway zdrów! robak ogniſty oznaymia iuż zbliżaiący ſię poranek, byway zdrów! Byway zdrów! — byway zdrów! — Synu! pamiętay o mnie! (niknie w ziemie)

SCENA VIII.
HAMLET. (ſam)

O; wy niezliczone orſzaki niebieſkie, o ziemio, i co ieſzcze więcey — mamże także i piekło wezwać? trzymay się ſerce moie, a wy nerwy nie kurczcie się nagle, ale dzwigniycie mię do góry. Pamiętać o tobie? o biedny nieſżczęśliwy duchu, dopóki tylko pamięć w téy ſkorupie ſwoie siedliſko mieć będzie, dopóty ia ciebie nigdy nic zapomnę, — Pamiętać o tobie? tak ieſt, wſzyſtko z tablicy moiéy pamięci wymażę, wſzyſtkie te powſzechne, te błahe przypomnienia, wſzyſtko com w książkach czytał, wfzyſtkie inne wyobrażenia, myśli i wrażenia, które młodość i uwagi na niéy wyryły, wſzyſtko to do ſzczętu wygluzuię, ſam tylko twóy rozkaz zaimie całą przeſtrzeń moiego muzgu, Poprzysięgam to na niebo! — o ſzkaradna niewiaſto, o złoczyńco złoczyńco, uśmiéchaiący się, przeklęty złoczyńco, gdzież ieſt móy pugilares? — muſzę to ſobie zanotować: — możeſz ſię uśmiechać, raz po raz uśmiechać, a wſże lako ſżkaradnym bydź złoczyńcą. (piſze) tak ſtryiu, ieſleś tu zapiſany! a teraz moie haſło?... mam go: byway zdrów, byway zdrów Synu! pamiętay o mnie!

SCENA X.
HAMLET GUSTAW BERNFILD (za ſceną)
GUSTAW.

Nałaſkawſzy panie!

BERNFILD

Królewicu Hamlecie

GUSTAW (spoſtrzega Hamleta)

Ha! otoż ieſt, — coż tam nayłaſkawſzy panie dowiedziałeś ſię czego?

HAMLET

O! dziwnych rzeczy!

GUSTAW

Racz nam ie nayłaſkawſzy panie odkryć.

HAMLET.
Nie, nie mogę, wybyście to roznieſli.
GUSTAW

Ja ręczę za fiebie

BERNFILD

Ja toż samo nayłaſkawſzy panie

HAMLET

Powiedźcież mi tedy, mogłożby to przyiść komu na myſl..... ale będziecież milczeli?

GUSTAW I BERNFILD

Będziem nayłaſkawſzy panie, daiemy ci naſze ſłowo w zakład.

HAMLET

Więc powiadam wam, że w całey Danii nie ma ani iednego złoczyńcy — któryby nie był naygłówniéyſżym łotrem.

GUSTAW.

Nayłaſkawſzy panie, dla powiedzenia nam téy prawdy niepotrzebnie się duch wywlókł z pomroki grobowéy, bo to iuż powſzechna wiadomość.

HAMLET

Zaiſte, ſłuſznie mówiſz. Teraz sądziłbym bez dalſzych korowodów za rzecz roztropną, ażebyśmy się z ſobą pożegnawſzy, rozſtali, wy idźcie, dokąd was zatrudnienia i zamiary waſze wzywaią, albowiem każdy człowiek musi mieć iakowe ſwoie zatrudnienia i zamiary — ia zaś z moiey ſtrony póydę się modiić.

GUSTAW

To ieſt iakaś dziwna i oſobliwa mowa nayłaſkawſzy panie.

HAMLET
Bardzo mi żal że cię ona obraża, prawdziwie z ſerca żałuie tego.
GUSTAW.

Móy Królewicu wſżak tu nie ieſt mowa o urazie

HAMLET

O przyſięgam ci na niebo! tu ieſt mowa o urazie, o wielkiey i ciężkiey urazie, wierzay mi. Co ſię zaś tego tutay ziawienia tyczé..... ieſt to poczciwy duch, to wam powiedzieć mogę ale ciekawość waſzą, wiedzieć co się miedzy nami wydarzyło, pokonaycie w ſobie ile możnośći waſzęy. A teraz moi dobrzy przyiaciele iesli przyiaciołmi ieſtesmy, dozwólcie mi iedney ubogiey proźby.

GUSTAW.

Wczemże ci mamy służyć nayłaſkawſzy panie?

HAMLET.

Niepowiadaycie nikomu nic a nic o tem, cościę tey nocy widzieli.

GUSTAW i BERNFlLD.

Przyrzekamy

HAMLET.

To nie doſyć, muſiécie mi przysiądz.

GUSTAW.

Na moia wierność nayłaſkńwſzy panie, ia nic niepowiem.

BERNFILD.

Ja także na móy honor.

HAMLET.
Przyſięgniycie mi na móy oręż (dobywa ſzpady)
BERNFILD

Wſzakżeśmy iuż przyſięgłi nayłaſkawſzy panie

HAMLET.

Frzyſięgniycie mi uroczyście! — na móy oręż

ECHO DUCHA (pod ziemią)

Przyſięgniycie!

HAMLET.

Ha! czy ty ieſzcze tutay? — pódźcie, pódźeie! wſzak ſłyſzycie, co ten tu pod ziemią mówi — przyſięgniycie.

GUSTAW

Ale cóż takiego nayłaſkawſzy panie?

HAMLET.

Ze nigdy o tym coście widzieli, mówić ni© będziecie! Przyſięgniycie na móy oręż.

ECHO DUCHA

Przyſięgniycie!

HAMLET

Czy, ty tu i wſzeęzie? wyſzukaymy ſobie inne mieyſce. Pódźcie tu moie panowie, dotkniycie się waſzemi rękami moiego oręża, i przysięgniycie nigdy nie mówić o tem, coście tu ſłyſzeli

GUSTAW.

Na Boga! to ieſt rzecz oſobliwa i nad poięcié

HAMLET

Dla tego nie chciéy o niéy ſzpérać moy dobrv Guſtawie, znayduie się więcéy rzeczy w niebie i na ziemi, o których ſię naſzey filozofii ani przysni nawet. Ale podźcie przyſięgniycie mi, że nigdy — chociażby od tąd zachowanie moie, rzadkiém, dziwnem i rozumowi przeciwnem ſię okazało — iak może na przyſzłość koniecznie udawać mi wypadnie — że wy; gdy mię na ten czas uyrzycie, nigdy przez iakowąś, potaiemną zawieſzczą mowę, iako to tak, tak.... my wiemy co wiemy ...albo, ba gdybysmy tylko chcieli, tobysmy mogli.... i tém podobne wyrazy nie dacie poznać, że więcéy o mnie iak drudzy wiecie, na to przyſięgniycie mi, iak ſobie w naywiękſzey potrzebie pomocy nieba życzycie. Przyſięgniycie.

DUCH

Przyſiegniycie!

GUSTAW, i BERNFILD.

Przyſięgamy! (kładą ręce na oręż Hamleta)

HAMLET.

Uſpokoy ſię nieſzczęsliwy duchu, teraz polecam ſię wam iako przyiaciel ſwoim przyiaciołom. A co tak biedny człowiek, iak Hamlet na okazanie wam ſwoiey miłości i przyiaźni, uczynić zdoła; tego on za pomocą nieba nie zaniedba. Podźmy, ale proſzę was miéycie zawſze palec na uſtach — Czas ſię ze ſwoich karbow wyfrunął. O nieſzczęſny przypadku: że ia ſię na to urodzić muſiałem, ażebym go znowu na ſwoie miéyſce wciſnął. (odchodzą)

KONIEC AKTU DRUGlEGO.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: William Shakespeare i tłumacza: Jan Nepomucen Kamiński.