Hamlet (Shakespeare, tłum. Ulrich, 1895)/Akt czwarty

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor William Shakespeare
Tytuł Hamlet
Rozdział Prolog
Pochodzenie Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare (Szekspira) w dwunastu tomach. Tom IV
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1895
Miejsce wyd. Kraków
Tłumacz Leon Ulrich
Tytuł orygin. The Tragedie of Hamlet, Prince of Denmarke
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
AKT CZWARTY.
SCENA I.
Sala w królewskim zamku.
(Wchodzą: Król, Królowa, Rozenkranc i Gildenstern).

Król.  Westchnienia twoje nie są bez przyczyny,
Muszę je wiedzieć, więc mi je wytłómacz.
Gdzie syn twój?
Królowa.  Cóżem nocy tej widziała!

(do Rozenkranca i Gildensterna)

Na krótką chwilę oddalcie się, proszę.

(Wychodzą: Rozenkranc i Gildenstern).

Król.  Mów, co? Gertiudo! Gdzie Hamlet? co robi?
Królowa.  Szalony jak wiatr, jak morze, gdy walczą,
Kto potężniejszy. Uniesiony szałem,
Gdy za obiciem jakiś szmer usłyszał,
Dobył oręża i szczur! szczur! wołając,
W swojem szalonem uniesieniu zabił
Dobrego starca, który się tam ukrył.
Król.  Jak czyn okrutny! Mnieby to spotkało
Na jego miejscu. Wolność jego, widzę,
Groźna dla wszystkich, dla ciebie jak dla mnie.
Jak wytłómaczyć ten krwawy uczynek?
Na nas to spadnie, których powinnością
Było pod pilną zdawna trzymać strażą,
Zdala od ludzi, młodego szaleńca.
Ale tak wielka była nasza miłość,
Żeśmy nie chcieli zrozumieć potrzeby;
Jak człowiek szpetną toczony chorobą,
Byle jej tylko światu nie wyjawić,
Wyssać jej życia pozwala ostatki.
Gdzie on?
Królowa.  Gdzieś chowa zabitego ciało.
Nawet w szaleństwie, jak kosztowne złoto
W rudzie podlejszych błyszczące metali,

Objawia czystość swoją i łzy leje
Nad tem, co zrobił.
Król.  O, droga Gertrudo!
Zaledwo słońce szczytu gór dosięże,
Musi odpłynąć; my, czyn ten występny,
Całą powagą naszą i rozumem,
Musim przed światem barwić i tłomaczyć.
Hej Gildensternie! (Wchodzą: Rozenkranc i Gildenstern).
Idźcie, przyjaciele,
A straż przybierzcie dla większej pewności.
Hamlet, w szaleństwie Poloniusa zabił,
I gdzieś go powlókł z matki swej komnaty.
Idźcie go szukać, mówcie z nim łagodnie;
Ponieście trupa do naszej kaplicy,
Tylko bez zwłoki! (Wychodzą: Rozenkranc i Gildenstern).
My, Gertrudo, idźmy,
Radę najmędrszych zwołajmy przyjaciół,
By im objawić i nasze zamiary,
I czyn niewczesny, a tak, może potwarz,
Której szept głuchy po świata przestrzeniach
Leci, jak kula zatruta do celu,
Nie zdoła dosiądź naszego imienia,
I śród powietrza utonie bez skutku.
Czas nagli, idźmy, o Gertrudo droga!
Mą duszą miota niepokój i trwoga! (Wychodzą).


SCENA II.
Inna sala w królewskim zamku.
(Wchodzi Hamlet).

Hamlet.  Bezpiecznie teraz schowany.
Roz. i Gild.  (za sceną). Hamlecie! książę Hamlecie!
Hamlet.  Co to za krzyki? Kto woła Hamleta? O, przychodzą.

(Wchodzą: Rozenkranc i Gildenstern).

Rozenkr.  Co zrobiłeś, książę, z ciałem zabitego?
Hamlet.  Pomięszałem je z prochem, którego jest krewnym.
Rozenkr.  Powiedz nam, gdzie jest, abyśmy je mogli zabrać i ponieść do kaplicy.
Hamlet.  Nie wierzcie temu.
Rozenkr.  Czemu, mości książę?
Hamlet.  Temu, że umiem zachować wasz sekret, a nie umiem zachować własnego. A do tego jeszcze być pytanym od gąbki! Jakąż ma jej dać odpowiedź syn królewski?
Rozenkr.  Czy mnie bierzesz za gąbkę, książę?
Hamlet.  Tak jest, panie, za gąbkę, która pije względy królewskie, jego nagrody i powagę. Zresztą, takiego rodzaju dworzanie, oddają w końcu królowi wielką usługę i trzyma ich, jak małpa orzechy, w kącie swojej szczęki: pierwsi do gęby, ostatni do połknięcia. Jeśli zapragnie tego, coście uzbierali, dość mu was ścisnąć, moje gąbki, a znowu będziecie suche.
Rozenkr.  Nie rozumiem cię, książę.
Hamlet.  Bardzo mnie to cieszy: na cierpkie słowa najlepsze głupie a twarde uszy.
Rozenkr.  Musisz powiedzieć nam, książę, gdzie jest ciało i udać się z nami do króla.
Hamlet.  Ciało jest z królem, lecz król nie jest z ciałem. Król, jest to rzecz.
Rozenkr.  Rzecz, książę?
Hamlet.  Żadna. Prowadź mnie do niego. Zagramy z lisem w chowanego. (Wychodzą).

SCENA III.
Inna sala zamkowa.
(Wchodzą: Król i Orszak)

Król.  Posłałem za nim i po martwe zwłoki.
Jak niebezpieczna człeka tego wolność!
A muszę jednak zwolnić praw surowość;
Namiętnie motłoch kocha go szalony,
Który ócz rady, nie rozumu słucha,
Bierze na wagę karę winowajcy,
Nie jego winę. By wszystkim dogodzić,
Ten nagły odjazd musi mieć pozory
Długiej rozwagi: rozpaczliwych środków

Na rozpaczliwą trzeba użyć słabość,

(Wchodzi Rozenkranc).

Lub nie ma rady. Jaką wieść przynosisz?
Rozenkr.  Ani podobna było się dopytać,
Gdzie złożył ciało.
Król.  A on sam gdzie teraz?
Rozenkr.  Pod strażą, królu, czeka na rozkazy.
Król.  Niech się więc stawi.
Rozenkr.  Hola, Gildensternie!

(Wchodzą: Hamlet i Gildenstern).

Król.  Hamlecie, gdzie jest Polonius?
Hamlet.  Na wieczerzy.
Król.  Na wieczerzy? gdzie?
Hamlet.  Nie tam gdzie on je, ale gdzie jego jedzą. Właśnie teraz zasiadła do niego rada politycznych robaków. Bo widzisz, królu, robak, to istny cesarz na łakocie. My tuczymy wszystkie inne stworzenia, żeby się tuczyć, a tuczymy się sami dla robaków. Tłusty król i chudy żebrak, to tylko dwa różne półmiski, dwa dania do jednego stołu; i na tem koniec.
Król.  Niestety! niestety!
Hamlet.  Rybak może rybę ułowić robakiem, który jadł króla i zjeść rybę, która zjadła tego robaka.
Król.  Co chcesz przez to powiedzieć?
Hamlet.  Nic, tylko ci wytłomaczyć, jak król może wędrować przez kiszki żebraka.
Król.  Gdzie Polonius?
Hamlet.  W niebie; poślij tam po niego; a jeśli go tam nie znajdzie twój posłaniec, poszukaj go sam gdzieindziej. Ale to pewna, że jeśli go przed miesiącem nie znajdziesz, dowąchasz się go na schodach, prowadzących do galeryi.
Król  (do Służby). Idźcie go tam szukać.
Hamlet.  Będzie na was czekał. (Wychodzi kilku Służących).

Król.  Dla bezpieczeństwa twojego, Hamlecie,
Które nam drogie, jak jest nam bolesny
Twój czyn, bez zwłoki musisz się oddalić.
Idź się przyrządzić; okręt już pod żaglem,

Wiatr jest pomyślny i orszak gotowy
Do twej podróży do Anglii.
Hamlet.  Do Anglii?
Król.  Tak jest, Hamlecie.
Hamlet.  Dobrze.
Król.  Takbyś mówił,
Gdybyś znał moje myśli i zamiary.

Hamlet.  Widzę Cherubina, który je widzi. — Więc dalej! do Anglii! Bądź zdrowa, droga matko!
Król.  A twój przywiązany do ciebie ojciec, Hamlecie?
Hamlet.  Moja matko! Ojciec i matka, to mąż i żona, a mąż i żona, to jedno ciało, więc: moja matko! Dalej! do Anglii! (Wychodzi).

Król.  Za nim, co prędzej, i przyśpieszcie odjazd!
Tej nocy musi odpłynąć do Anglii;
Wszystkie papiery sprawy dotyczące
Są już gotowe, opieczętowane,
Więc proszę, śpieszcie! (Wychodzą: Rozenkr. i Gildenst.).
A ty, królu Anglii,
Jeśli ma przyjaźń ma u ciebie wagę,
Jaką ci radzi wielkość mej potęgi,
Jeżeli cięcia duńskiego oręża
Żywe są jeszcze, jeszcze krwią czerwona,
Jeżeli przestrach do hołdu cię zmusił,
Nie przyjmiesz zimno mojego poselstwa,
Które naglącym domaga się listem
Śmierci Hamleta. Zrób tak, królu Anglii,
Bo jak gorączka on krew moją pali,
A ty lekarzem moim, ty być musisz!
Póki on żyje, w żadnym zdarzeń wątku
Radości mojej nie będzie początku. (Wychodzi).


SCENA IV.
Równina w Danii.
(Wchodzi Fortinbras, na czele Armii, w pochodzie).

Fortinbr.  Idź, mój rotmistrzu, pozdrów w mem imieniu
Monarchę Danii, powiedz, że Fortinbras,

Ufny w poprzednio daną obietnicę,
Prosi o wolny dla swej armii przechód.
Wiesz, gdzie mnie znajdziesz. A gdyby przypadkiem
Król pragnął swoją objawić mi wolę,
Pośpieszę złożyć hołd mu osobisty.
To twe poselstwo.
Rotmistrz.  Gorliwie je spełnię.
Fortinbr.  Idź, a Bóg z tobą! (Wychodzą: Fortinbras i Armia).

(Wchodzą: Hamlet, Rozenkranc, Gildenstern i inni).

Hamlet.  Czyje to są wojska?
Rotmistrz.  Norwegskie, panie.
Hamlet.  Objaśnij mnie jeszcze,
Dokąd zmierzają?
Rotmistrz.  W pewną stronę Polski.
Hamlet.  Kto je prowadzi?
Rotmistrz.  Fortinbras, synowiec
Króla Norwegii, schylonego wiekiem.
Hamlet.  Czy pragnie wkroczyć w samo Polski serce,
Czy tylko napaść ziemie pograniczne?
Rotmistrz.  By wyznać prawdę, a nic nie dodawać,
Idziemy podbić małą szmatę kraju,
Której jedyną ceną jest jej imię.
Za pięć dukatów nie wziąłbym dzierżawy,
Boby nie więcej dostał jej posiadacz,
Gdyby ją sprzedał na zupełną własność.
Hamlet.  Toć pewno Polak nie będzie jej bronił.
Rotmistrz.  I owszem, panie, przysłał już załogę.
Hamlet.  Dusz dwa tysiące, dwadzieścia tysięcy
Bitych dukatów jeszcze nie wystarczy,
Aby załatwić sprawę o tę słomkę.
To wrzód pokoju i dobrego bytu,
Który wewnętrznie pęka, a na zewnątrz
Niema poszlaki, czemu umarł chory.
Dziękuję pięknie.
Rotmistrz.  Bóg z tobą, mój panie! (wychodzi).
Rozenkr.  Czas się nam, książę, w dalszą puścić drogę.
Hamlet.  Idźcie, za chwilę pośpieszę za wami.

(Wychodzą: Rozenkranc, Gildenstern i inni).

Jak wszystkie świadczą przeciw mnie wypadki,
Leniwej zemście dodają ostrogi!
Bo czemże człowiek, który za cel życia,
Za pierwsze dobro, jedzenie i spanie
Wybrał nikczemnie? bydlę i nic więcej.
Pewno Bóg, który dał nam szczytny rozum,
Widzący przeszłość, przyszłość zgadujący,
O nie, nie na to wlał w nas bóstwa cząstkę,
Aby nieczynna pleśniała w nas tylko.
Czy zwierzęcego sprawą zapomnienia,
Czyli wypadkiem lękliwych skrupułów,
Rozważających nazbyt czynów skutki —
Rozwaga, która w ćwiartki pokrajana,
Jedną mądrości ma część, trzy tchórzostwa —
Nie wiem dlaczego żyję? by powtarzać:
„To zrobić trzeba“, kiedy mam do czynu
Słuszne powody, wolę, siłę, środki?
Jak ziemia wielki przykład mnie podnieca,
Te wojsk zastępy groźne i potężne,
Wiedzione wolą słabego młodzieńca.
Duch jego, boską natchnięty ambicyą,
Z nieprzewidzianych śmieje się wypadków,
Naraża wszystko, co jest w nim śmiertelne
Na niebezpieczne fortuny hazardy,
Żeby skorupy jaja panem zostać!
Prawdziwa bowiem wielkość nie tem stoi,
By się nie ruszać bez wielkich powodów,
Lecz w słomce znaleźć wielkiej kłótni powód,
Skoro jest honor na szwank wystawiony.
Czemże więc jestem, gdy krew mą i rozum
Zabity ojciec a skalana matka
Do czynu budzą, a ja śpię spokojnie?
Na wstyd mój widzę i upokorzenie,
Jak na śmierć idzie dwadzieścia tysięcy;
Jak dla czczej sławy i dla przywidzenia,
Jakby do łoża, śpieszą się do grobu,
Walczą o ziemi kawałek, na którym
Walczących tłumy zmieścić się nie mogą,

Który za mały, by za grób mógł służyć
Wszystkim poległym! Bądźcież od tej chwili,
O myśli moje, mordu i krwi chciwe,
Albo w nicości zgińcie pogardzane! (Wychodzi).


SCENA V.
Elsinor. Sala w zamku.
(Wchodzą: Królowa, Horacyo).

Królowa.  Nie chcę z nią mówić.
Horacyo.  Prawda, jest natrętna
I obłąkana; stan jej wart litości.
Królowa.  Czego chce?
Horacyo.  Ciągle o swym prawi ojcu.
Mówi, że świat ten pełny jest oszustwa;
Głęboko wzdycha i bije się w piersi;
O lada słomkę gniewem się unosi,
A w tem, co mówi, ledwo jest pół sensu.
Niczem jej słowa, a przecie, ich nieład
Słuchacza zmusza myśleć mimo woli,
Gonić za sensem i wiązać wyrazy,
Aby z nich jakie wydobyć znaczenie.
Wnosząc z jej spojrzeń, rąk i głowy ruchów,
Jest w niej myśl jakaś, obłędna, niepewna,
Ale bolesna.
Królowa.  Muszę więc z nią mówić,
Lub niebezpieczne zdolna przypuszczenia
Rozbudzić w ludziach do złego pochopnych.
Niech wejdzie. (Wychodzi Horacyo).
To stan bolesny duszy grzesznych ludzi:
Myśl wielkich nieszczęść lada fraszka budzi,
Bo tak jest pełny podejrzeń grzech blady,
Że sam się zdradza, lękając się zdrady.

(Wchodzi Horacyo z Ofelią).

Ofelia.  Gdzie piękna Danii królowa?
Królowa.  Ofelio!

Ofelia  (śpiewa). A jakże poznam tego kochanka
Jeśli go spotkam na drodze?
Muszlę na swoim ma kapeluszu,
Kij w ręku, sandał na nodze.
Królowa.  Ach, droga pani, co piosnka ta znaczy?
Ofelia.  Tak mówisz? Ale słuchaj tylko, proszę.
(Śpiewa). Umarł, odszedł, droga pani,
Ach, umarł mój drogi!
A gdzie głowa, trawa rośnie,
Kamień jest, gdzie nogi.
Królowa.  Ale, Ofelio —
Ofelia.  Słuchaj tylko, proszę.
(Śpiewa). Prześcieradło jak śnieg białe. (Wchodzi Król).
W kwiaty haftowane,
Lecz miłości łez w mogile
Strugą nie polane.
Król.  Jak się masz, piękna pani?

Ofelia.  Dobrze, Bóg ci zapłać! Powiadają, że sowa była piekarza córką[1]. O panie, wiemy, czem jesteśmy, ale nie wiemy, czem możemy zostać. Niech Bóg zasiądzie do twojego stołu!
Król.  Myśl o ojcu zamąciła jej głowę.
Ofelia.  Proszę cię, nie mówmy o tem, ale jeśli cię zapytają, co to znaczy, odpowiedz:

(Śpiewa). Jutro święto Walentyna,[2]
A ja przed świtu godziną.
Dziewica, w twem oknie stanę,
By twą zostać Walentyną.
On wstał rano, drzwi otworzył,
I świąteczne przywdział szaty;

Weszła, ale już dziewicą
Z jego nie wyszła komnaty.

Król.  Piękna Ofelio —
Ofelia.  Możesz mi wierzyć, zresztą bez przysiąg skończę piosneczkę:

(Śpiewa). Ha, na boże miłosierdzie,
Jaka krzywda! wstyd bez miary!
Każdy młokos na to gotów,
Za co wiecznej godny kary.

Święte śluby przysięgałeś,
Nim uszczknąłeś moją różę.
A on odpowiada:
Nie złamałbym, na to słońce!
Gdybyś nie przyszła w me łoże.

Król.  Jak dawno w tym jest stanie?
Ofelia.  Mam nadzieję, że wszystko skończy się dobrze. Trzeba nam cierpliwości. Nie mogę jednak od łez się wstrzymać, gdy pomyślę, że go złożą w zimnej ziemi. Brat mój o wszystkiem się dowie, a więc dziękuję wam za waszą dobrą radę. Niech powóz mój zajedzie. Dobranoc, moje panie, dobranoc, drogie panie, dobranoc, dobranoc! (Wychodzi).

Król.  Idź za nią, proszę, i miej ją na oku!

(Wychodzi Horacyo).

O, to trucizna głębokiego żalu:
Wszystko to z śmierci ojca jej wyrosło.
Ach, patrz, Gertrudo, gdy smutek nadbiega
Nie sam się jawi, jak szpieg, lecz pułkami!
Naprzód jej ojciec zabity, a potem
Twój syn wygnany, gdy sam gwałtownością
Sprawiedliwego sprawcą jest wygnania;

Lud zamącony, zaczyna po mieście
Niezdrowe myśli głośno przebąkiwać,
Z powodu dziwnej Poloniusa śmierci;
My też niemądrze kazaliśmy ciało
Ukradkiem w naszej pogrzebać kaplicy;
Biedna Ofelia utraciła rozum,
Który odjęty przemienia człowieka
W obraz lub bydlę; na wszystkiego domiar,
A niebezpieczne jak wszystko to razem,
Jej brat tajemnie z Francyi tu powrócił,
W chmurach zamknięty swym się karmi smutkiem,
Gdy podszepników zjadliwe języki
Sączą mu w ucho zatrute powieści
O zgonie ojca; a choć bez dowodów,
Nic ich nie wstrzyma, by z ucha do ucha
Potwarcze siały po mieście szemrania.
Droga Gertrudo, jak mordercze działo,
Wszystko to na mnie śmiercią zewsząd miota!

(Wrzawa za sceną).

Królowa.  Co krzyk ten znaczy? (Wchodzi Pan).
Król.  Gdzie moi Szwajcarzy?
Niech drzwi obsadzą! Powiedz, co się stało?
Pan.  Ratuj się, królu, bo ocean w gniewie
Nie groźniej płaskie wybrzeża połyka,
Jak młody Laert, na powstania falach,
Przybocznej straży obala zastępy;
Krzykliwy motłoch królem go rozgłasza.
Jakby się teraz świat rodził dopiero,
Jakby przeszłości, zwyczajów nie było,
Uświęcających wszelką ziemską władzę,
Wrzeszczą: „Laertes niechaj królem będzie!“
Na głos ten, czapki, ręce i języki
Pochwalny oklask do chmur wysyłają:
„Laertes królem, naszym królem będzie!“
Królowa.  Jak ujadają na fałszywym tropie!
Wskopec gonicie, fałszywe psy duńskie!
Król.  Drzwi wysadzili!

(Wrzawa za sceną. Wchodzi Laertes, za nim tłum Duńczyków).

Laertes.  Gdzie jest król? Panowie,
Zostańcie w sieniach!
Duńczycy.  Nie, pójdziemy z tobą!
Laertes.  Raczcie nas samych zostawić!
Duńczycy.  Słuchamy. (Wychodzą)
Laertes.  Dziękuję z serca; drzwi tylko pilnujcie. —
Nikczemny królu, o, oddaj mi ojca!
Królowa.  Tylko spokojnie, dobry Laertesie!
Laertes.  Każda krwi kropla, która jest spokojna,
Rogalem ojca, mnie głosi bękartem,
Niepokalane, czyste matki czoło
Piętnuje szpetnym znakiem wszeteczeństwa!
Król.  Co chcesz, Laertes? Dla jakich powodów
Taką olbrzymią twój bunt przybrał postać
Puść go, Gertrudo, nie lękaj się o mnie!
Osoby króla taka strzeże boskość,
Że zdrada wielkie może plany tworzyć,
Ale nie może wykonać ich cząstki.
Powiedz, Laertes, co cię tak zapala?
Puść go, Gertrudo! Odpowiedz, Laertes!
Laertes.  Gdzie jest mój ojciec?
Król.  Umarł.
Królowa.  Nie z rąk jego.
Król.  Pozwól, niech pyta o wszystko.
Laertes.  Jak umarł?
Nie dam się łudzić; do piekła przysięga!
Poddańcza wiaro, do czarnego dyabła!
Do dna otchłani, sumienie, religio!
Drwię z potępienia, bo do tego przyszło,
Że nie dbam ani o świat ten, ni przyszły;
Niechaj się dzieje co chce, mniejsza o to,
Byłem mógł pomścić śmierć mojego ojca!
Król.  Kto ci pomoże?
Laertes.  Własna moja wola,
Nie wola świata; co do moich środków,
Potrafię mało zamienić na wiele.
Król.  Dobry Laertes, jeśli twą jest żądzą
O śmierci ojca prawdy się dowiedzieć,

Czy i to cząstkę twej stanowi zemsty
Mieszać ryczałtem wroga z przyjaciółmi,
Tych, co wygrali, z tymi, którzy tracą
Na jego śmierci?
Laertes.  Tylko nieprzyjaciół.
Król.  Czy chcesz ich poznać?
Laertes.  Dla jego przyjaciół
Otwieram moje ramiona, gotowy
Krwią ich mą własną karmić jak pelikan.
Król.  Zaczynasz mówić jak syn nieodrodny,
A prawy szlachcic. Ze jestem niewinny,
Że śmierć twojego ojca opłakuję,
Ta prawda równie twój umysł przeniknie
Jak blask dnia oko.
Duńczycy  (za sceną).Wpuśćcie ją do sali!
Laertes.  A to co znowu? Co krzyki te znaczą?

(Wchodzi Ofelia fantastycznie ubrana w słomę i kwiaty).

Mój mózg wysuszcie, wy ognie palące!
Łzy siedmkroć słone, wypalcie z mych oczu
Siłę i czucie! Ha, twoje szaleństwo
Spłacą mi drogo, tak, że zemsty szala
Przechyli wagę! O różo majowa,
Droga dziewico, siostro ma, Ofelio!
Jak to, toż rozum kwitnącej dziewicy
Równie śmiertelny, jak starca jest życie?
Jakże subtelna miłości natura,
Skoro istności swej cząstkę najdroższy
Posyła w darze za drogim kochanym!
Ofelia.  Nieśli go w trumnie z odkrytem czołem,
Drogie me, drogie kochanie!
Łez deszcze ciekły nad jego dołem —
Bądź zdrów, mój gołąbeczku!
Laertes.  Gdybyś przytomna błagała o zemstę,
Mniejbyś głęboko poruszyła serce!

Ofelia.  Trzeba żebyś zaśpiewał: A kiedy go pochowali, Nad mogiłą zapłakali. Co to za doskonała piosenka do kołowrotka! To niewierny sługa, który wykradł pana swojego córkę.
Laertes.  To nic silniejsze nad wszelką wymowę!
Ofelia.  Masz tu rozmaryn,[3] to na pamiątkę; proszę cię, drogi, pamiętaj! a tu masz niezabudki na niezabud.
Laertes.  Rozum w szaleństwie! Myśli i pamiątki połączone z ich godłami.
Ofelia.  Jest tu dla ciebie koper i cencelia i ruta; tu dla ciebie, a tu i dla mnie trochę, tylko dla ciebie nie to będzie znaczyć, co dla mnie. Masz tu i stokrótkę; chciałabym dać ci także kilka fiołków, tylko że wszystkie ze śmiercią ojca uwiędły. Powiadają, że dobry miał koniec.

Bo mój szczygiełek, to moja radość —
Laertes.  Smutek, namiętność, piekło nawet samo
Przemienia w urok i piękność im daje.
Ofelia.  Ach, czy nigdy już nie wróci?
Ach, czy nigdy już nie wróci?
Nie, nigdy, bo w grobie
Snem wiecznym śpi sobie,
Nie, nigdy nie wróci!

Miał srebro na brodzie,
Konopie na głowie;
Gdzie poszedł, kto powie?
Żal już nie pomoże;
Nad duszą zmiłuj się Boże!

I nad każdą chrześcijańską duszą, prosimy cię Panie! Bóg z wami! (Wychodzi).
Laertes.  Czy widzisz to, o Boże?

Król.  Laertes, muszę smutkiem się twym dzielić,
Jeśli mnie nie chcesz praw moich pozbawić.
Idź teraz, wybierz najmędrszych przyjaciół,
Niech wysłuchają i niech nas rozsądzą.
Jeśli poznają, że jawnie lub skrycie
W sprawie tej miała ręka moja udział,

Moje królestwo, koronę i życie,
Wszystko ci daję w zadośćuczynieniu;
W przeciwnym razie bądź tylko cierpliwy,
A będziem spoinie obmyślać sposoby,
Jak zaspokoić duszy twej pragnienie.
Laertes.  Niech i tak będzie. Śmierci jego rodzaj,
Ubogi pogrzeb, bez miecza i herbów,
Bez uroczystej, należnej mu pompy,
Zdają się wzywać mnie potężnym głosem,
Bym rzecz tę zgłębił.
Król.  Nie ja stawię opór.
Gdzie będzie wina, niech tam spadnie topór.
A teraz, proszę, chodź ze mną, Laertes. (Wychodzą).


SCENA VI.
Inna zamkowa sala.
(Wchodzą: Horacyo i Sługa)

Horacyo.  Kto o mnie pyta?
Sługa.  Kilku majtków, panie,
Mówią, że mają listy.
Horacyo.  Niechże wejdą.

(Wychodzi Sługa).

Ani pojmuję, skąd to pozdrowienie
Może przychodzić; chyba od Hamleta.

(Wchodzą Majtkowie).

1 Majtek.  Bóg ci błogosław, panie!
Horacyo.  Niech pobłogosławi i tobie!
1 Majtek.  Jeśli taka jego święta wola. Mam tu list do ciebie panie. Pisał go poseł wyprawiony stąd do Anglii, jeśli imię twoje jest Horacyo, jak mi powiadano.
Horacyo  (czyta). „Horacyo, skoro przebiegniesz moje pismo, wyrób oddawcom posłuchanie u króla, bo mają listy i do niego. Ledwo byliśmy dwa dni na morzu, okręt korsarski, silnie zbrojny, puścił się za nami w pogoń. Widząc, że żaglem brał nad nami górę, musieliśmy z potrzeby wezwać odwagę na pomoc. Gdy przyszło do bitwy, skoczyłem pierwszy na nieprzyjacielski pokład, właśnie gdy korsarze odepchnęli się od naszego statku, tak więc sam jeden zostałem ich jeńcem. Postąpili sobie ze mną jak złodzieje miłosierni, ale wiedzieli, co robią; powinnością jest moją usługę usługą zapłacić. Dołóż starania, aby król list mój odebrał, a sam przybywaj do mnie śpiesznie, jakbyś przed śmiercią uciekał. Szepnę ci w ucho słowo, na które oniemiejesz, choć będzie za lekkie na kaliber swojej treści. Ci poczciwcy poprowadzą cię, gdzie jestem. Rozenkranc i Gildenstern płyną dalej do Anglii: mam ci niemało o nich powiedzieć. Bądź zdrów! Ten, o którym wiesz, że jest twoim, Hamlet“.

Idźmy; ułatwię wam oddanie listów;
Spieszcie się tylko, byście mnie bez zwłoki
Do tego wiedli, który wam je wręczył. (Wychodzą).


SCENA VII.
Inna sala zamkowa.
(Wchodzą: Król i Laertes).

Król.  Teraz sumienie twoje własne musi
Przypieczętować me uniewinnienie,
Jak przyjaciela w twe mnie serce wciągnąć,
Gdyś się dowiedział, że i na me życie
Czyhał zabójca twojego rodzica.
Laertes.  Tak się wydaje. Lecz powiedz mi, proszę,
Dlaczegoś z całą prawa surowością
Nie ścigał, królu, czynów tak występnych,
Jak to radziło twoje bezpieczeństwo
I twoja mądrość?
Król.  Dwa miałem powody,
W twych oczach błahe może, ważne dla mnie.
Królowa matka życiem jego żyje,
Ja — zwij to cnotą moją albo klątwą —
Tak ją z mem życiem i duszą związałem,
Że, jak w swej tylko sferze krąży gwiazda,

Ja w niej oddycham. A drugim powodem,
Który publiczną skargę mi odradził,
Jest jego miłość powszechna u ludu;
W niej utopione wszystkie jego wady,
Jak w źródle, które drzewo zmienia w kamień,
W relikwie jego zmieniłyby więzy.
Tak więc, me strzały, na ten wiatr za lekkie,
Do łuku mego wróciłyby znowu,
Zamiast do celu, do któregom mierzył.
Laertes.  Tak więc straciłem szlachetnego ojca,
A w rozpaczliwym stanie siostra moja,
Która, jeżeli uwielbiać się godzi,
Co już minęło, swymi przymiotami
Świat mogła cały wyzywać bez trwogi.
Ale się pomszczę!
Król.  Możesz spać spokojnie.
Nie myśl, żem z miękiej ulepiony gliny,
I że pozwolę, jakby dla zabawy,
Niebezpieczeństwu targać się za brodę.
Coś więcej o tem usłyszysz niebawem.
Kochałem ojca twego, sam się kocham,
Tak więc, przypuszczam, wyobrazisz sobie —

(Wchodzi Posłaniec).

Co za nowiny?
Posłaniec.  Listy od Hamleta,
Ten do królowej, ten do ciebie, królu.
Król.  List od Hamleta! A kto go tu przyniósł?

Posłaniec.  Jacyś majtkowie, jak mi powiadano, bo sam ich nie widziałem. Listy dane mi były przez Klaudya, który je odebrał.

Król  (do Sługi). Zostaw nas. (Wychodzi Posłaniec).
Słuchaj, Laertes, co pisze.

(Czyta): „Wielki i potężny monarcho, donoszę ci, że nagi rzucony byłem na brzegi twojego królestwa. Jutro będę prosił o pozwolenie stawienia się przed obliczem W. K. Mości, a wtedy, wybłagawszy sobie poprzednio przebaczenie, opowiem powody mojego nagłego a dziwnego powrotu. Hamlet“.

Co się to znaczy? Czy wszyscy wrócili,
Lub czy to wszystko żartem i zmyśleniem?
Laertes.  Znasz jego rękę?
Król.  To pismo Hamleta.
„Nagi“, a czytam w dopisku „sam jeden“.
I cóż mi radzisz?
Laertes.  Jestem odurzony;
Ale niech przyjdzie; chore moje serce
Myśl ta ogrzewa, że dożyję chwili,
W której mu będę w oczy mógł powiedzieć:
To ty zrobiłeś!
Król.  Gdy tak jest, Laertes,
A niepodobna, by inaczej było,
Czy chcesz mej rady słuchać?
Laertes.  Chętnie, królu,
Byłeś mnie tylko nie wiódł do pokoju.
Król.  Pokoju z samym sobą. Jeśli wrócił,
Jeśli stanowczo wyrzekł się podróży,
W myślach już moich dojrzewa dlań próba,
Co go powiedzie do koniecznej zguby;
Śmierć ta podmuchu zarzutów nie zbudzi,
Sama ją matka jego wytłomaczy,
Przypadkiem nazwie.
Laertes.  Więc kieruj mną, królu,
A twoim radom tem chętniej się poddam,
Jeżeli będę rad tych wykonawcą.
Król.  Będzie, jak pragniesz. W twej nieobecności,
Nieraz wielbiono talent twój przed księciem,
W którym, jak mówią, niema ci równego.
Wszystkie twe cnoty tyle w nim zazdrości
Nie obudziły, co jeden ten przymiot,
Chociaż ostatni z rzędu, mojem zdaniem.
Laertes.  Cóż to za talent, królu?
Król.  Tylko wstęga
U kapelusza młodości, a jednak
Potrzebna także; bo równo przystoi
Młodości suknia lekka i niedbała,
Jak ciemna szata i futro staremu,

Dając mu zdrowie, godność i powagę.
Dwa jest miesiące, jak na dwór mój przybył
Normandzki rycerz. Sam kiedyś służyłem
Przeciw Francuzom, i wiem z doświadczenia,
Dzielni to jeźdźcy; ale ten kawaler
Jakieś miał czary, on przyrósł do siodła,
Tak opanował dzielnego rumaka,
Że zdawał jedno się z nim tworzyć ciało,
Wszystkie też harce, o których marzyłem,
Nie dościgały tego, co on robił.
Laertes.  Normandczyk?
Król.  Tak jest, Normandczyk.
Laertes.  Przysięgam,
To Lamond.
Król.  Zgadłeś.
Laertes.  Znam go doskonale;
Prawda, to klejnot i perła swej ziemi.
Król.  On więc nam prawił z wielkiem uniesieniem
O twej zręczności, o głębokiej sztuce
W twojej szermierce, zwłaszcza na rapiry,
A w końcu dodał: cudny byłby widok,
Gdyby się znalazł równy mu zapaśnik,
Albowiem wszyscy ziemi mej fechtmistrze
Nie mieli oka, ruchu ni zastawu,
Gdy z nim szli w harce. Powieść ta zatruła
Taką zazdrością Hamletowe serce.
Ze celem wszystkich próśb jego i życzeń
Twój tu był powrót, by się z tobą zmierzyć.
Więc korzystając z tego —
Laertes.  W jaki sposób?
Król.  Laertes, czy ci ojciec twój był drogi?
Lub czyś jest tylko obrazem boleści,
Twarzą bez serca?
Laertes.  Dlaczego się pytasz?
Król.  Nie żebym wątpił o twojej miłości,
Lecz wiem, że miłość przez czas jest poczęta,
I że widziałem, jak z pochodem czasu
Ogień miłości świecił coraz bledziej;

Bo w samem sercu płomienia miłości
Jest rodzaj knota, co go wyczerpuje.
Zresztą, czas wątli wszelką doskonałość,
I doskonałość wszelka, gdy zbyteczna,
Umiera z tego, co ma w sobie nadto.
Co chcemy zrobić, zróbmy kiedy chcemy,
Bo chęć się zmienia i ma odwłok tyle,
I tyle omdleń, ile jest języków,
Rąk i przypadków, a wtedy, powinność
Jest jak westchnienie, które boleść rodzi,
Przynosząc ulgę. Lecz wróćmy do rzeczy.
Hamlet powraca; coś gotowy zrobić,
Abyś uczynkiem, nie słowami dowiódł,
Że jesteś synem ojca swego godnym?
Laertes.  Własną mą ręką w kościele go zabić.
Król.  Prawda, świątyni dla zbrodniarzy niema,
Jak niema żadnej dla zemsty zapory.
Lecz chcesz mnie słuchać? Zostań w twej komnacie.
Hamlet się dowie, że jesteś z powrotem;
Znajdziemy ludzi, którzy pochwałami
Podwoją barwę twej doskonałości,
Jaką ci powieść Francuza już dała.
Skończy się na tem, że ułożym próbę,
Na wasze głowy stawimy zakłady.
On, przez szlachetność, obcy podejrzeniom,
Żadnej baczności nie da na rapiry;
Łatwo ci będzie wybrać z ostrzem floret,
A mądrem pchnięciem z lichwą mu zapłacisz
Za twego ojca.
Laertes.  Zgadzam się na wszystko,
A dla pewności rapir mój zatruję.
Maść u kuglarza niedawno kupiłem
Takiej potęgi, że nóż nią potarty,
Byle zadrasnął, kroplę krwi wytoczył,
Wszystkie, najrzadsze nawet kataplazmy,
Z kosztownych soków ziół całego świata,
Nie uratują od śmierci rannego.
Maścią tą natrę ostrze mojej broni,

A umrze, choćby i najlżej draśnięty.
Król.  Musimy dobrze sprawę tę rozstrząsnąć,
Okoliczności i czas wziąć na wagę,
Bo gdyby jaki spotkać miał nas zawód,
Przez naszą winę plan nasz na jaw wyszedł,
Byłoby lepiej wcale nie zaczynać.
Inny więc środek musim mieć w odwodzie,
Który posłuży, gdy pierwszy zawiedzie.
Czekaj — zobaczmy — znalazłem. Śród harców,
Kiedy o pchnięcia wasze pójdziem w zakład,
Długi fechtunek pragnienie wywoła —
Nacieraj przeto z całą gwałtownością —
Hamlet pić zechce — będzie w pogotowiu
Kielich zaprawny, jedna jego kropla,
Gdyby przypadkiem rapir go nie drasnął,
Odpowie naszym życzeniom. Lecz słuchaj!

(Wchodzi Królowa).

Droga królowo, jaką wieść przynosisz?
Królowa.  Nieszczęście w tropy idzie za nieszczęściem.
Laertes, twoja siostra utonęła.
Laertes.  Ha! Utonęła? Gdzie?
Królowa.  W strumienia wodach
Wierzba swym sinym przygląda się liściom;
Tam poszła, z dziwnym wiankiem na swej głowie,
Uwitym z jaskrów, stokroci i pokrzyw,
I kwiatów którym rozpustni pasterze
Nadają zwykle nieprzystojne miano,[4]
Lecz które zimne zwą nasze dziewice
Umarłych palcem. Gdy chciała swój wianek
Na splotach wierzby pochylonej złożyć,
Zazdrosna gałąź prysła pod jej nogą
I z wiankiem w strumień płaczący upadła.
Suknia po falach potoku rozlana,
Jakby Syrenę na chwilę uniosła;
Ona, jak swego nieświadoma losu,
Lub jak stworzona do tego żywiołu,

Wciąż starych pieśni nuciła urywki;
Lecz wkrótce odzież, przeciążona wodą,
Z wdzięcznej harmonii, do błotnistej śmierci
Powlokła twoją nieszczęśliwą siostrę.
Laertes.  I utonęła! Przebóg!
Królowa.  Utonęła.
Laertes.  Biedna Ofelio, zbyt wiele masz wody,
Łzy więc me wstrzymam, ale się natura
Praw swych domaga, niech wstyd co chce mówi:
Ale ze łzami niewiasta wypłynie.
Żegnam cię, królu. W moich czuję piersiach
Ogniste słowa, któreby wybuchły,
Tylko szalona ta gasi je boleść. (Wychodzi).
Król.  O idźmy za nim. Jak mi ciężko było
Wściekłości jego uspokoić szały!
Ta wieść na nowo może je rozbudzić,
Idźmy więc za nim bez zwłoki, Gertrudo.

(Wychodzą).




  1. Ma to być aluzya do legendy, dziś jeszcze obiegającej w Gloucester-shire. Jednego razu wszedł Chrystus do sklepu piekarza w godzinę pieczywa i prosił o chleb. Piekarka wzięła natychmiast kawał ciasta i wsadziła do pieca, ale ją córka łajała, mówiąc, że kawał był za wielki i zmniejszyła go trzy ćwierci. Ciasto jednak rosło w piecu i zmieniło się w ogromny bochenek. Na ten widok wykrzyknęła córka: hu! hu! hu! a krzyk ten był powodem, że Chrystus zmienił ją w sowę za karę jej skąpstwa.
  2. W dzień świętego Walentyna, 14 lutego, było zwyczajem w niektórych
    hrabstwach Anglii, że dziewczyny brały za kochanka pierwszego młodzieńca, którego spotkały rano. W innych znowu hrabstwach dziewczyny wkładały do urny karteczki z nazwiskami młodych ludzi; każda wyciągała karteczkę, a zapisany na niej młodzieniec był jej Walentynom, a ona jego Walentyną. Zwyczaj ten zmienił się dzisiaj. Obecnie 14 lutego, dziewczynom chłopcy, a chłopcom dziewczyny posyłają miłosne listy bezimienne. Na nieszczęście, oświadczenia te są teraz drukowane, a więc straciły całą poezyę.
  3. W języku kwiatów rozmaryn jest symbolem pamięci, koper pochlebstwa, cencelia inaczej orlik (aquilegia) niewiary, ruta smutku i żalu. Stokrótka jest kwiatem oszukanej dziewczyny.
  4. Terticulum Morionis, teraz Orchis morio mas, storczyk.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: William Shakespeare i tłumacza: Leon Ulrich.