Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 4.djvu/119

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   109   —

Bo w samem sercu płomienia miłości
Jest rodzaj knota, co go wyczerpuje.
Zresztą, czas wątli wszelką doskonałość,
I doskonałość wszelka, gdy zbyteczna,
Umiera z tego, co ma w sobie nadto.
Co chcemy zrobić, zróbmy kiedy chcemy,
Bo chęć się zmienia i ma odwłok tyle,
I tyle omdleń, ile jest języków,
Rąk i przypadków, a wtedy, powinność
Jest jak westchnienie, które boleść rodzi,
Przynosząc ulgę. Lecz wróćmy do rzeczy.
Hamlet powraca; coś gotowy zrobić,
Abyś uczynkiem, nie słowami dowiódł,
Że jesteś synem ojca swego godnym?
Laertes.  Własną mą ręką w kościele go zabić.
Król.  Prawda, świątyni dla zbrodniarzy niema,
Jak niema żadnej dla zemsty zapory.
Lecz chcesz mnie słuchać? Zostań w twej komnacie.
Hamlet się dowie, że jesteś z powrotem;
Znajdziemy ludzi, którzy pochwałami
Podwoją barwę twej doskonałości,
Jaką ci powieść Francuza już dała.
Skończy się na tem, że ułożym próbę,
Na wasze głowy stawimy zakłady.
On, przez szlachetność, obcy podejrzeniom,
Żadnej baczności nie da na rapiry;
Łatwo ci będzie wybrać z ostrzem floret,
A mądrem pchnięciem z lichwą mu zapłacisz
Za twego ojca.
Laertes.  Zgadzam się na wszystko,
A dla pewności rapir mój zatruję.
Maść u kuglarza niedawno kupiłem
Takiej potęgi, że nóż nią potarty,
Byle zadrasnął, kroplę krwi wytoczył,
Wszystkie, najrzadsze nawet kataplazmy,
Z kosztownych soków ziół całego świata,
Nie uratują od śmierci rannego.
Maścią tą natrę ostrze mojej broni,