Fizjologja małżeństwa/Rozmyślanie XVIII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Honoré de Balzac
Tytuł Fizjologja małżeństwa
Wydawca Biblioteka Boya
Data wyd. 1931
Druk Zakłady Wydawnicze M. Arct S. A.
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Tadeusz Boy-Żeleński
Tytuł orygin. Physiologie du mariage
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


ROZMYŚLANIE OSIEMNASTE
O REWOLUCJACH MAŁŻEŃSKICH

Wcześniej czy później nadchodzi chwila, w której ludy i kobiety, nawet najmniej rozwinięte, spostrzegają, że nadużyto ich naiwności. Wprawdzie zręczna polityka może podtrzymać złudzenie bardzo długo; ale ludzie byliby zbyt szczęśliwi, gdyby można ich było trwale oszukiwać: oszczędziłoby się w ten sposób wiele krwi w narodach i w małżeństwach.
Bądź co bądź, miejmy nadzieję, że środki obrony wskazane w poprzednich Rozmyślaniach, wystarczą pewnej ilości mężów, aby ich ocalić ze szponów Minotaura.
Och! przyznajcież doktorowi nauk małżeńskich, że niejeden skryty zamiar miłosny zginie pod ciosami higjeny, lub obumrze dzięki mądrej polityce małżeńskiej. Niewątpliwie (a jeśli to jest złudzenie, daje nam ono bodaj pociechę), tak, niewątpliwie uda się pokonać niejednego kochanka zapomocą środków osobistych; niejeden mąż potrafi nieprzeniknioną zasłoną okryć sprężyny swego machiawelizmu, i niejeden mężczyzna przeprowadzi swe postanowienie z lepszym skutkiem, niż ów starożytny filozof, który wykrzyknął: Nolo coranari!
Niestety, trzeba nam uznać jedną smutną prawdę. Przychodzi na despotyzm chwila, w której zaczyna się on czuć bezpieczny: chwila ta podobna jest godzinie poprzedzającej burzę, gdy cisza pozwala podróżnikowi, spoczywającemu na pożółkłej trawie, o milę słyszeć granie świerszcza. Pewnego ranka zatem, uczciwa kobieta, a z nią większość naszych żon, odkryje orlem spojrzeniem kunsztowne podstępy, które uczyniły z niej ofiarę piekielnej polityki mężowskiej. Wówczas, zbudzi się w niej wściekłość, że tak długo wytrwała w cnocie. W jakim wieku, którego dnia wybuchnie ta straszliwa rewolucja?... Ta chronologiczna kwestja zależy w zupełności od talentu męża, gdyż nie wszystkim dane jest jednako umiejętnie wprowadzać w życie przepisy naszej małżeńskiej Ewangelji.
— Trzeba bardzo licho kochać, wykrzyknie oszukana małżonka, aby być zdolnym do takich wyrachowań! Jakto! od pierwszego dnia wciąż mnie podejrzewał!... To potworne! kobieta nie zdobyłaby się na taki artyzm przewrotności i okrucieństwa!
Oto temat. Każdy mąż może sobie dośpiewać warjacje, zależne od charakteru młodej Eumenidy, z którą sprzągł swoje życie.
Kobieta w tem położeniu nie zdradza swego wzburzenia. Milczy i ukrywa się. Zemsta jej będzie tajemnicza. Dotychczas, od krytycznego przełomu, który, jak przyjęliśmy, nastąpił w małżeństwie na schyłku miodowego miesiąca, miałeś jedynie jej wahania do zwalczenia, gdy teraz musisz się bronić przeciw postanowieniu. Postanowiła się zemścić. Od tego dnia, twarz jej i serce będą dla ciebie z bronzu. Byłeś jej obojętny; stopniowo i nieznacznie staniesz się nieznośny. Wojna domowa wybuchnie dopiero w chwili, gdy jakieś zdarzenie, podobne kropli wody, która sprawia iż pełne naczynie się przeleje, zdarzenie którego doniosłość trudno określić, uczyni cię dla niej nienawistnym. Czas jednakże między dniem, w którym żona przeniknęła twe zabiegi, a ową nieszczęsną godziną, ostatnim kresem dobrych stosunków, jest dość długi, aby ci pozwolić na użycie środków obrony, które mamy zamiar przedstawić.
Dotąd mogłeś się posługiwać w obronie swego honoru jedynie władzą starannie ukrytą. Odtąd, kółka i sprężyny machin małżeńskich będą już działały otwarcie. Gdy poprzednio starałeś się zapobiec zbrodni, teraz musisz ją tępić i ścigać. Zacząłeś od rokowań pokojowych, wkońcu jednak musisz dosiąść konia z szablą w ręku, jak żandarm paryski. Będziesz harcował na swoim rumaku, wywijał szablą, hałasował co się zmieści, i spróbujesz rozpędzić zbiegowisko nie kalecząc nikogo.
Tak jak autor musiał znaleźć jakiś łącznik, zapomocą którego przeszedł od środków tajnych do jawnych, tak samo trzeba, aby mąż umiał usprawiedliwić tę dość gwałtowną zmianę; w małżeństwie, jak w literaturze, cała sztuka polega na zręczności wiązań. Jest to dla ciebie kwestja pierwszorzędnego znaczenia. W jak strasznem położeniu postawiłbyś się teraz, gdyby w tej chwili, może najkrytyczniejszej w całem pożyciu, żona miała powód uskarżać się na ciebie!...
Trzeba zatem znaleźć sposób, któryby ci pozwolił usprawiedliwić skrytą tyranję poprzedniej polityki; któryby przygotował umysł żony na ostrość środków do jakich masz się uciec; sposób, przez którybyś się nie poniżył, lecz przeciwnie zyskał w jej oczach; sposób, któryby cię uczynił godnym przebaczenia, a nawet wrócił ci nieco uroku, jakim działałeś na żonę przed ślubem...
— Ale w jakim arsenale politycznym znaleźć taki środek?... Czyż on istnieje?...
Owszem.
Ale jakąż zręczność, jaki takt, jaki talent aktorski musi posiadać mąż, aby rozwinąć mimiczne bogactwa skarbu, który zamierzamy mu odsłonić. Aby dobrze odegrać namiętność, której ogień ma z ciebie uczynić nowego człowieka, musisz się zdobyć na głębię Talmy...
Namiętnością tą — ZAZDROŚĆ.
— Mój mąż jest zazdrosny. Był nim już od samego początku... Ukrywał przedemną to uczucie przez wyrafinowaną delikatność. Zatem kocha mnie jeszcze?... Będę więc mogła robić z nim co zechcę!...
Oto odkrycia, na które żona powinna wpadać kolejno, w miarę rozwoju paradnej komedji, którą grasz ku własnej uciesze; a człowiek mający światową wprawę musiałby być bardzo niezdarny, gdyby nie potrafił przekonać kobiety o tem, co jej pochlebia.
Z jakąż doskonałą hipokryzją winieneś kierować wszystkiemi szczegółami w ten sposób, aby obudzić w żonie ciekawość, zająć ją nowem studjum, zmusić do wędrówek po labiryncie twoich myśli!
Wy, niezrównani aktorzy, czy odgadujecie owe dyplomatyczne milczenia, chytre gesty, tajemnicze słowa, dwuznaczne spojrzenia, które, pewnego wieczora, rozpłomienią żonę chęcią wydarcia sekretu trawiącej was namiętności?
Och, śmiać się pokryjomu tocząc oczami tygrysa; nie kłamać, a przecież nie mówić prawdy; zawładnąć kapryśnym umysłem kobiety i wpoić w nią przekonanie, iż jesteś w jej rękach, w chwili właśnie gdy masz ją ścisnąć w żelazne obręcze!... Och, ta komedja bez publiczności, grana z serca do serca, w której każde z was oklaskuje z góry swój sukces!...
Ona-to cię przekona, że jesteś zazdrosny, ona udowodni ci że cię zna lepiej niż ty sam siebie, wykaże ci bezcelowość twoich podstępów, wyzwie cię może do walki. Tryumfuje w upojeniu wyższości, jaką, w swojem mniemaniu, posiada nad tobą; zyskujesz w jej oczach, gdyż znajduje twoje postępowanie zupełnie naturalnem. Tylko — jej zdaniem — nieufność twoja jest zbyteczna: gdyby miała ochotę cię zdradzić, któż mógłby jej przeszkodzić?...
Następnie, pewnego wieczora, uniesie cię namiętność: pod błahym pretekstem, zrobisz scenę, w której wyrwie ci się w gniewie sekret ostateczności, do jakich zdolny jesteś się posunąć. I oto obwieszczenie nowego kodeksu.
Nie obawiaj się zbytnio, że żona się pogniewa. Zazdrość twoja jest jej potrzebna. Sama będzie się starała wywołać twą surowość. Po pierwsze, szuka w niej usprawiedliwienia dla siebie; prócz tego, granie przed światem ofiary daje jej ogromne korzyści: czyż nie będzie zbierała rozkosznych objawów współczucia? A wreszcie, ukuje z twej zazdrości broń przeciw tobie samemu, w nadziei, iż pomoże jej kiedyś zwabić cię w pułapkę.
Zawczasu dostrzega wyraźnie tysiąc nowych rozkoszy w swoich przyszłych zdradach; wyobraźnia jej uśmiecha się radośnie na widok zapór któremi ją otaczasz: czyż nie będzie trzeba ich przeskakiwać?
Kobiety posiadają w wyższym od nas stopniu sztukę analizowania dwu uczuć ludzkich, które stanowią ich broń przeciwko nam lub których same padają ofiarą. Mają instynkt miłości, gdyż miłość to całe ich życie, i zazdrości, gdyż to jest prawie jedyny środek ich panowania. U nich, zazdrość jest uczuciem prawdziwem, jest zrodzona z instynktu samozachowawczego; mieści w sobie alternatywę życia lub śmierci. Ale u mężczyzny, namiętność ta, prawie niepodobna do określenia, jest zawsze niedorzecznością, o ile mężczyzna nie posługuje się nią jako środkiem.
Być zazdrosnym o kobietę, której miłości się nie posiada, jestto dziwnie nielogiczne. Albo kobieta kocha, albo nie: w którejkolwiek z tych ewentualności, zazdrość jest u mężczyzny uczuciem zbytecznem; niepodobna jej umotywować, podobnie jak lęku; toteż zazdrość jest może tylko lękiem w miłości. Ale to nie znaczy wątpić o kobiecie, lecz wątpić o sobie samym.
Być zazdrosnym, to razem szczyt egoizmu, niepokój miłości własnej i podrażnienie fałszywej próżności. Kobiety zadziwiająco troskliwie podtrzymują to śmieszne uczucie, ponieważ zawdzięczają mu swoje kaszmiry, stroje, brylanty, i ponieważ dla nich jest ono ciepłomierzem ich potęgi. Toteż, o ile nie udałbyś zaślepionego zazdrością, żona miałaby się przed tobą na baczności; jedna bowiem tylko istnieje zasadzka przed którą nie będzie się strzegła, mianowicie ta, którą zastawi sobie sama. Dlatego, kobieta da się z łatwością wywieść w pole mężowi, który będzie dość zręczny, aby, prędzej czy później, nieuniknionej rewolucji małżeńskiej nadać ten umiejętny kierunek, wskazany przed chwilą.
Przeniesiesz zatem na swoje małżeństwo owo szczególne zjawisko, którego istnienia dowodzą nam linje ledwo nie styczne w geometrji. Żona dążyć będzie nieustannie do zminotauryzowania cię, nie mogąc nigdy dosięgnąć celu. Podobna owym węzłom, które ściągają się najmocniej wówczas gdy się silimy je rozwiązać, będzie pracowała w interesie twej władzy, myśląc że pracuje dla swej niepodległości.
Najwyższym stopniem zręcznej gry u panującego jest wpoić w lud przekonanie, iż bije się za swoją sprawę, gdy w istocie pozwala się zabijać w obronie tronu.
Ale wielu mężów dopatrzy się zasadniczej trudności w wykonaniu tego planu. Jeżeli sztuka udawania jest u kobiet tak głęboką, po jakich znakach odgadnąć chwilę, w której żona odkryje sprężyny długiej mistyfikacji?
Po pierwsze, Rozmyślanie o Rewizji celnej i Teorja łóżka rozwinęły wiele sposobów przeniknięcia kobiety; zresztą nie kusimy się w tej książce o wyczerpanie wszystkich zasobów ludzkiego ducha. Oto dowód: W dniu Saturnaljów, Rzymianie dowiadywali się, w dziesięć minut, o swoich niewolnikach więcej, niżby mogli dostrzec przez cały rok! Powinieneś umieć stworzyć, od czasu do czasu, takie Saturnalja w swojem małżeństwie, i naśladować Gesslera, który, spostrzegłszy jak Wilhelm Tell strącił jabłko z głowy syna, musiał pomyśleć:
— Oto człowiek, którego trzeba się pozbyć, bo gdyby mnie chciał zabić, nie chybiłby z pewnością.
Pojmujesz zatem, iż, gdyby ona miała ochotę pić wino Roussillon, jeść filety baranie, wychodzić sama o każdej porze, i czytać Encyklopedję, będziesz ją do tego zachęcał najusilniej. Natychmiast, widząc iż postępujesz w sposób wręcz odwrotny do poprzednich zasad, żona nabierze nieufności względem własnych zachceń. Będzie się doszukiwała jakiegoś urojonego zamiaru w tej zmianie polityki; cząstka wolności, której jej użyczysz, będzie ją niepokoiła w sposób nie pozwalający z niej korzystać. Co do nieszczęść, które zmiana ta mogłaby pociągnąć, to już sprawa przyszłości. W każdej rewolucji, pierwszą zasadą jest kierować złem któremu nie można zapobiec, i ściągać piorun zapomocą gromochronu, aby go odprowadzić do studni.
Wreszcie, zbliża się ostatni akt.
Kochanek, który, od chwili gdy najlżejsza z pierwszych oznak wystąpiła u twojej żony, aż do wybuchu rewolucji małżeńskiej unosił się w powietrzu, bądź jako rzeczywista postać, bądź jako twór wyobraźni, KOCHANEK, przywołany jej skinieniem, zjawia się, mówiąc: „Oto jestem“.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Honoré de Balzac i tłumacza: Tadeusz Boy-Żeleński.