Epizody z dziejów Małopolski w XIX stuleciu/II

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Białynia Chołodecki
Tytuł Epizody z dziejów Małopolski w XIX stuleciu
Wydawca Józef Białynia Chołodecki
Data wyd. 1920
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


II.
Pan asesor Bobiatyński.
(Z najtajniejszych — g. g. g. — aktów Gubernium lwowskiego.)


Zgniótłszy w zarodku ruch partyzantów z pod komendy pułkownika Józefa Zaliwskiego, nie zadowolił się rząd rosyjski wyrokami śmierci, wykonanemi na 26 pojmanych dowódcach oddziałów i ich podkomendnych, nie zadowolił się zeznaniami, wymuszonemi przy pomocy tortur na tychże ludziach, lecz usiłował zajrzeć do głębi tajników śledztwa karnego, jakie toczyło się przeciw Zaliwskiemu i wspólnikom we Lwowie. Potężny zastęp więźniów w lwowskim kryminale, protokoły spisywane z nimi pod wpływem udręczeń, w niepoczytalnym nieraz nawet stanie, rokowały obfity plon do wyszukiwania i odkrywania nici tajnych sprzysiężeń także pod zaborem rosyjskim. Zresztą chciał rząd rosyjski wejrzeć w postępowanie władz austrjackich, w szczerość ich wobec interesów Rosji, w ducha i usposobienie społeczeństwa polskiego w Galicji, w końcu wywrzeć nacisk na tok spraw w śledztwie karnem. Pod koniec r. 1833 zaproponował car Mikołaj cesarzowi Franciszkowi wysłanie w interesie obu państw do Lwowa komisarza rosyjskiego, a gdy arcyksiąże Ferdynand d' Este, jako gubernator Galicji, zgodził się na propozycję[1] zjechał niebawem do Lwowa z Warszawy kolegialny asesor, radca I. Bobiatyński i rozpoczął swe urzędowanie. Warunkiem było, aby delegat Rosji przebywał we Lwowie zupełnie incognito, a to w interesie nietylko spokoju i bezpieczeństwa publicznego, ale także i w interesie bezpieczeństwa jego własnej osoby. Salwując niewinnych poddanych obcego mocarstwa rozporządził przytem cesarz Franciszek, iżby nie dozwalano Bobiatyńskiemu wglądu w te akta karne, które mogą kompromitować bezpodstawnie obywateli państwa rosyjskiego[2].
Przyjechawszy do Lwowa, złożywszy oficjalne wizyty i swą legitymację w gubernium, najął Bobiatyński w charakterze skromnego przybysza pomieszkanie z usługą za cenę miesięczną 5 dukatów, umówił się z mleczarką o dostawę nabiału i cicho bez zwracania na siebie uwagi, nie udzielając się nikomu, nieznany nikomu, zabrał raźnie do pełnienia poruczonej mu misji.
W tym celu porozumiewał się ustawicznie z gubernialnym prezydentem, baronem Franciszkiem Kriegem von Hochfelden i z kierownikiem procesu poltycznego radcą kryminalnym Maurycym Wittmannem, tłumaczył rosyjskie pisma na polski język[3], wglądał w akta śledcze, zbierał wyciągi i wypisy, staczał walkę gdy spostrzegł, iż jakąś część aktów śledczych zachowano w tajemnicy, a ponadto śledził, szpiegował mieszkańców Lwowa, zwłaszcza zaś wychodźców z pod zaboru rosyjskiego, i marzył o uznaniu, awansie, zaszczytach i orderach państw zaprzyjaźnionych. Br. Krieg cenił w Bobiatyńskim nietylko „sługę i delegata zaprzyjaźnionego mocarstwa“, ale także — jak się w jednym z listów wyraził — „szczerze wiernego swemu rządowi urzędnika“, obdarzał go więc od pierwszej chwili poznania uczuciem sympatji, uważał za swego osobistego przyjaciela.
Taki stan rzeczy trwał do końca r. 1834.
W pierwszych dniach stycznia roku następnego zauważył Bobiatyński zmianę w swym fizycznym stanie, przeczuł zbliżającą się niemoc. Przerażony nietylko o własne zdrowie i życie, ale i o los zdobyczy całorocznych trudów i zabiegów, zwierzył się z swego spostrzeżenia br. Kriegowi i oddał mu do przechowania, papiery, zapiski, notatki i dokumenta, jakich sporą ilość miał nagromadzoną w pomieszkaniu. Niebawem, gdyż już w dniu 18 stycznia r. 1835 nastąpiła katastrofa; silne uderzenie krwi do głowy, objawy zapalenia mózgu, zwiastuny pomięszania zmysłów. Majacząc w gorączce zdradził asesor swą obawę, swój tajony przedtem strach przed szpiegowaną przez niego ludnością, przed wychodźcami, a wyrzuty sumienia zajęły wyraźnie miejsce wśród zjawisk zamąconego umysłu. Plótł więc bez przerwy o planowanych na niego zamachach, o sztyletach, o truciźnie i czynił zeznania, wynurzenia, spowiedź, z której nie trudno było otoczeniu domyśleć się, kim on właściwie jest, w jakim celu przyjechał i co we Lwowie działa.
Strapiony br. Krieg wysłał w ciągu 24 godzin tajną relację[4] o wypadku do namiestnika Królestwa, księcia warszawskiego Jana Paskiewicza, z nadmienieniem, że wszelkie obawy atentatów na Bobiatyńskiego są wykluczone, zwłaszcza, że dotąd kilku zaledwie i to nader zaufanym osobom znanym był cel pobytu kolegialnego asesora.
Usiłując wyrwać majaczącego w gorączce z rąk obcych ludzi, nakłaniano go, aby zgodził się na przewiezienie do powszechnego szpitala, gdzie otrzyma osobny pokój, wszelkie wygody, opiekę zaufanych osób, co główna zaś, pierwszorzędnych powag naukowych miasta i kraju. Wszelkie wysiłki Kriega rozbijały się atoli o upor chorego, który bronił się zawzięcie przeciw zabieraniu go z jego prywatnego mieszkania, mniemał bowiem, iż jest tutaj bardziej salwowanym przeciw atentatom, aniżeli w publicznym szpitalu. Nie chcąc stosowaniem przymusowych środków wywoływać senzacji w mieście i pogarszać stan zdrowia chorego, odłożono na razie sprawę, aż do dogodniejszej chwili. Pacjent uspokoił się był wprawdzie po pierwszym ataku, uległ atoli rychło jeszcze silniejszemu szałowi, wyskakiwał z łóżka, wybiegał z pomieszkania ku górnym ubikacjom, tak iż tylko nieprzerwana opieka, i energia nadzoru chroniły go przed katastrofą.
Odstawiono nareszcie Bobiatyńskiego wieczorem dnia 24 stycznia do szpitala, gdzie zapowiedziała prognoza lekarska długą a ciężką chorobą.
W chwili poczytalności przyznał się asesor przed odwiedzającym go Kriegem, iż brak mu środków materjalnych. W mieszkaniu znaleziono zaledwie kilka „cwancygierów“, a tu wyczekiwały pokrycia czynsz najmu, należytość mleczarki, honorarja lekarskie, rachunki apteki i koszta szpitalne. Pokrył, co było pilniejsze, Krieg z własnych funduszów i zażądał od Paskiewicza przysłania odpowiedniejszej kwoty na potrzeby chorego, „kwoty tem wydatniejszej, iż Bobiatyński będzie musiał z chwilą polepszenia zdrowia opuścić granice kraju“, gdzie powstało już ogólne oburzenie na machinacje obu zaprzyjaźnionych rządów.
Nadzieja poprawy stanu zdrowia znikała tymczasem z dnia na dzień wobec wzmagającej się manii prześladowczej. Chory począł podejrzywać najwierniejszego nawet swego przyjaciela, Kriega, i przyjął z nieufnością kolegialnego sekretarza Duszyńskiego, gdy tenże zjechał z Warszawy do Lwowa 17 lutego r. 1835 za paszportem, otrzymanym w charakterze kupca, i przywiózł z sobą znaczną sumę pieniędzy.
Zadaniem Duszyńskiego było przewieść Bobiatyńskiego wraz z papierami do Werszawy[5]. Papiery znajdowały się pod pieczęcią Bobiatyńskiego w rękach Kriega, inne rzeczy chorego zaś były złożone częściowo w szpitalu, częściowo w policji, częściowo zaszyte w siennik i opieczętowane w skrzyni. Wyrównawszy zaległości w łącznej sumie 47 dukatów i ukończywszy przygotowania do podróży uwiadomił Duszyński chorego o zamiarze zabrania go z sobą do kraju, natrafił atoli znowu na tak stanowczy i gwałtowny opór, iż musiał odstąpić od projektu. Wyczekiwał więc przez dwa miesiące polepszenia zdrowia Bobiatyńskiego, wyczekiwał stosowniej chwili, do rozpoczęcia z nim podróży, kompletował tymczasem zapiski, notaty i akta, ostatecznie wyjechał w dniu 24 kwietnia 1835 sam, bez kolegi, ze Lwowa, wioząc księciu warszawskiemu niepomyślną relację o losie „wiernego sługi rządu“.
Pomięszanie zmysłów potęgowało się w dalszym ciągu słabości, mania prześladowcza, przemieniła się w manię wielkości. Bobiatyński plótł o olbrzymich skarbach, jakie posiada, mienił się być potężnym władcą Królestwa, z drugiej strony zaś bronił się przeciw kuracji, odpychał każde lekarstwo, tak, iż znikła zupełnie nadzieja wyleczenia go z umysłowej niemocy. Zarząd szpitala dostarczał jak najlepszego wiktu, a do nadzoru nawiedzonego szałem pacjenta dwóch przeznaczył ludzi.
Z początkiem listopada 1835 otrzymał Krieg rachunki półrocznych należytości szpitalnych i bez namysłu pospieszył z mocy swego stanowiska zarządzić wydatną redukcję policzonych opłat. W pierwszym rzędzie skreślił w wykazie honorarjum drugiego dozorcy, następnie koszta z tytułu „lepszego wiktu“, zarazem nakazał zarządowi szpitala z góry, trzymać się przy składaniu dalszych rachunków, powyższych wskazówek.
Zdając Paskiewiczowi sprawę o poczynionych zarządzeniach, nadmienił Krieg iż z nadejściem zimnej pory roku wypadałoby przewieźć Bobiatyńskiego do zakładu obłąkanych w Warszawie, i wydelegować w tym celu, urzędnika jako kierownika podróży, lekarza i dwoch „silnych“ dozorców, dodał jednak zarazem, że przewiezienie to mogłoby odbyć się jedynie przy zastosowaniu środków gwałtownych i nie bez obawy o pogorszenie stanu zdrowia asesora, Bobiatyński bowiem nie daje się nakłonić nawet do tego, aby wyjść z pokoju i wsiąść do powozu.
Jest to ostatnia relacja, dotycząca „pana kolegialnego asesora“, jaką znaleźliśmy w prezydjalnych aktach lwowskiego gubernium. Wypływa z niej dowodnie, iż pobyt Bobiatyńskiego w stolicy Galicji wiele dostarczył rządowi rosyjskiemu ofiar, wielu Polakom ciężką zgotował dolę.
Nadzieje uznania, awansu, zaszczytów i orderów zstąpiły razem z Bobiatyńskim do grobu...
Pokorną zaprawdę służkę znachodziła zawsze Rosja w naddunajskiej stolicy!





  1. Akt gubernialny L. 1383/g. g. g. z 5 grudnia 1833.
  2. Reskrypt apelacji L. 72/pr. z 12 marca 1884.
  3. Akt L. 517/ggg z r. 1834.
  4. Pismo L. 63/ggg z 19 s ycznia 1835.
  5. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – Warszawy.