Całe życie biedna/XV

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Całe życie biedna
Pochodzenie Szkice obyczajowe i historyczne
Wydawca Józef Zawadzki
Data powstania 1839
Data wyd. 1840
Druk Józef Zawadzki
Miejsce wyd. Wilno
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
XV.

Bałabanowicz z Sędzią uważali zdaleka postępy Ordęgi i łatwo dowiedzieli się od niego o miłości Anny. Cieszył się tém Bałabanowicz, ale jeszcze nie przewidywał na czém się skończyć miało. Sędzia, który lepiéj znał P. Mateusza, pojmował że bez porwania Anny i namówienia jéj na rozwód, na niczém się to skończy. Że mąż dowiedziawszy się o wszystkiém, ściśléj ją trzymać zacznie, gorzéj jeszcze męczyć będzie, ale sam nigdy nawet myśli rozwodu nie przypuści. Wiedział także, iż Podkomorzyna w przypadku gorszącéj jakiéj awantury, gotowa była siostrzenicę wydziedziczyć, a Pan Mateusz dość dał dowodów zręczności, że się po nim spodziewać można było wyłudzenia w takim razie zapisów na jego osobę. Podkomorzyna codzień starsza i słabsza, dawała z sobą czynić co tylko chciał P. Mateusz, wszyscy słudzy jak pana go słuchali, bo byli przez niego ujęci. Trudno więc było bardzo zemścić na nim.
Sędzia jednak naradziwszy się z płodnym w wybiegi Bałabanowiczem, postanowił jechać do Podkomorzynéj z gotowemi zapisy na imie siostrzenicy poczynionemi, wymódz podpisanie ich, uprzedzić Podkomorzynę o uciemiężeniu jakiego doznawała Anna od męża, prosić aby P. Mateusza nie przyjmowała więcéj, i oznajmić, że zmuszona do stanowczego kroku, Anna postanowiła zamknąć się tymczasowo w klasztorze a prosić o rozwód. To wszystko czynił Sędzia bez wiedzy Anny, pewien będąc, że gdy tym sposobem wszystko przygotuje, Ordęga łatwo ją namówi do ucieczki, pokazując sposób uwolnienia się od męża i zezwolenie na to Ciotki. Ponieważ zaś lękał się Sędzia, aby powód jego odwiedzin w Złotéj-Woli, i jego projekta, nie doszły wprzód Mateusza, nim Anna skłonioną zostanie do ucieczki, udał się naprzód do Ordęgi, uprzedzić go i kazać mu mieć się na pogotowiu tegoż dnia, którego on pojedzie do Złotéj-Woli.
Poźno już było, gdy do wioski naszego bohatera czwałem nadjechał Sędzia; ciesząc się na widok świateł w oknach, że Teodora jeszcze czuwającego zastanie. Ludzie jednak spali już i ledwie się do domu dostukał. Sam pan wybiegł w szlafroku, mycce z xiążką w ręku i przywitał Sędziego w sieniach, z podziwieniem.
— Coż cię tu tak poźno do mnie sprowadza? spytał.
— Twój własny interess, odpowiedział przybyły wtaczając się do pokoju, w którym wielki ogień palił się na kominie. Na stole paliła się świeca, porozrzucane były papiery, listy, poschłe kwiaty, medaljony i t. d. Na ścianach angielskie ryciny Pawła i Wirginij wisiały, a po za ramy pozatykane sterczały listy jeszcze, bukiety, wieńce nieśmiertelniczek i różne pamiątki. Kilka wazonów kwiatów zieleniały na oknach, w kącie połyskiwała szpada uwinięta krepą, nad którą nieco daléj rycerskie trofeum opylone wisiało. Maleńki zegar bronzowy, wyobrażający miłość w ułańskim szako, z szablą i ładownicą, pokazywał dziesiątą.
Sędzia padł znużony na kanapę.
— Każ mi dać szklankę wody, zawołał, wytchnę i zaraz ci powiem z czém do ciebie przyjechałem.
Pan Teodor pośpieszył z rozkazem i niespokojny stanął przed Sędzią, który rękawem pot z czoła ocierał.
— No, rzekł Sędzia, chceszli mieć Annę?
— Dziwne, na Boga pytanie! odezwał się Ordęga, możnaż tego nie żądać, dałbym życie!
— Możesz ją mieć i taniéj! Chodzi tylko o to, aby jutro wieczorem ją wykraść!
— To najmniejsza, ale cóż będzie daléj? spytał niespokojnie Ordęga.
— Ja to wszystko obmyśliłem, gotując się na długi wykład, rzekł Sędzia. Ten łotr Mateusz czyha tylko na jéj majątek, dla niego się ożenił, dla niego żyje, wyglądając śmierci Podkomorzynéj. Ona jest męczennicą w domu, najnieszczęśliwszą kobiétą. Wiedząc o waszéj miłości panie Teodorze, postanowiłem wam dopomodz. Jutro jadę do Podkomorzynéj z zapisami na imie siestrzenicy w kieszeni, z zapisami tém bardziéj nieodwołanemi, że je ułożyć kazałem formą obligów, na summę przechodzącą wartość całego majątku Podkomorzynéj. Wystawię jéj los Anny, postępowanie Mateusza z nią, jéj nieszczęście, wymogę zapisy i oznajmię, ze Anna będzie się domagać rozwodu, a tym czasem przeniesie się do klasztoru. Chodzi o to, żeby gdy ja wymogę zapisy, gdy uprzedzę Podkomorzynę, P. Mateusz nie dowiedział się o tém, aż gdy żony nie będzie już w domu, inaczéj pilnowałby iéj, gotówby ją zamknąć, wywieść gdzie, dopuścić się jakiéj zbrodni. Jestto bowiem łotr jakiego rzadko pod słońcem, którego nic nie wstrzyma, nic nie zastanowi, gdy mu chodzi o jego interes. Jutro w nocy potrzeba, żebyś miał gotowe konie, powóz, ludzi, broń na przypadek i oczekiwał mojego oznajmienia niedaleko Brzozówki. Jak tylko dam ci znać, że zapisy podpisane, że Podkomorzyna uprzedzona, potrzeba porwać Annę, bodajby przebojem, czujesz do tego odwagę?
— Ja! zawołał Ordęga śmiejąc się — ja! a czegożbym już wart był, gdybym tego niepotrafił uczynić!
To mówiąc poskoczył i uściskał Sędziego, porwał za szpadę i krzyknął.
— Choćby mi przyszło paść samemu, albo jego zabić!
— Lecz, rzekł Sędzia, czy Anna da się wykraść? czy da się przekonać? Może będzie się lękać, a nie wiedząc o dalszych projektach, nauczona bać się męża, nieodważy się na ten krok.
— Anna, rzekł Ordęga, nie może nie żądać rozwodu, gdy jéj tylko zezwolenie Ciotki i promyk nadziei pokażem, nieochybnie zezwoli!
— To warto zastanowienia, mówił Sędzia, często kobiéty płaczą i narzekają na swoje życie, a gdy przyjdzie uczynić krok stanowczy, nie odważą się nań?
— Ja jéj dodam odwagi! Wreście nie jest to jedno z tych drobnych nieszczęść, na jakie się pospolicie uskarżają kobiéty, choć je bardzo dobrze znoszą, los Anny jest nie do wytrzymania. Trzeba było tego Anioła, żeby zniósł to piekło!
— Jestże podobieństwo dostania się do domu, znaszże ty jego wewnętrzne rozporządzenie? Można ją porwać, nienarobiwszy hałasu i wrzawy? Czy nie trzebaby ją uprzedzić?
— Gdyby to było podobném, bardzoby dobrze było uprzedzić ją przez kogo, lecz z drugiéj strony, żeby mąż nie powziął jakich podejrzeń! W takim razie byłoby po wszystkiém, i chybabyśmy ją dostali formalném oblężeniem. Najlepiéj jednak cicho, bez wrzawy, tak aby osób niepoznano, porwanie dopełnić.
Ja na wszelki przypadek do niepoznania się zamaskuję: bo moja przytomność mogłaby szkodzić sławie Anny, tego niepokalanego Anioła. Rozporządzenie domu znam dostatecznie, bom u P. Mateusza bywał przed jego weselem. Żona zajmuje teraz pokój z szklannemi drzwiami od ogrodu, ten przytyka do bawialnego w którym nikt nie sypia, z jednéj, z drugiéj strony do sieni prowadzących do kancellarij Mateusza, za którą dopiero jest jego sypialny. Słudzy śpią w sieniach wielkich od dziedzińca, służące na drugiej stronie domu; ogród nie jest bardzo srodze oparkaniony, a fórtkę wybić łatwo jedném uderzeniem nogi. Chodzi tylko o to, żeby Anna na pierwsze ukazanie się ludzi nie narobiła krzyku, i najlepiéjby ją uprzedzić. Listu jednak straszno pisać, straszniéj posyłać, a ustnie ktoby się podjął tego poselstwa?
— Ja! odpowiedział Sędzia po namyśle. Będę u niego z rana i tém bardziej go oślepię na to co ma być wieczór w Złotej Woli! Wprawdzie jesteśmy na zimno, a raczéj jak najgorzéj, lecz ja jestem obrażony, pojadę niby dla proponowania ugody, i znajdę chwilkę jaką do pomówienia z Anną. Tak nawet lepiéj będzie. Jeśli ona się zgodzi, jadę ztamtąd do Ciotki, a z zapisami w kieszeni powracam tu przed nocą.
— Jakże ci odwdzięczę, przyjacielu, opatrzności ty moja! wołał Ordęga klękając przed nim. Mimowolnie przypomniał sobie Sędzia, że temi prawie słowy przemawiał do niego niegdyś Mateusz i westchnął, myśląc — Wszyscyż to tak jak on płacą!
Ordęga porwał się po chwilce i jakby go myśl nowa uderzyła, rzekł.
— A dadząż jéj rozwód?
— Radziłem się o to prawników, rzekł Sędzia, mamy za sobą wiele rzeczy. Nie wiem tylko czy Anna skromna i łagodna zechce, jakby powinna, wszystko coby mogła, zarzucać mężowi. Jednakże, wyszperałem ja zarzut przeciw ważności ślubu, pokrewieństwo bardzo dalekie wprawdzie między małżonkami, a najwięcéj rachuję na przyjaciół i pieniądze.
— A jeśli mąż nie zezwoli na rozwód?
— To podobno nie jest koniecznym warunkiem. Zresztą potrafim go do tego przymusić. Obca jedna okoliczność może nam pomódz do tego. Wiesz historją mojego obligu danego P. Mateuszowi? Znalazłem jego kwit, ale ukrywam go i dopiero gdy exystencij kwitu zaprzeczy P. Mateusz, ja z nim przyjdę i ze świadkami. Tym sposobem spodziewam się wymódz na nim rozwód, umarzając tę sprawę i nie rozpościerając jéj więcéj. Pokazując go podłym przywłaszczycielem, jakim jest w oczach całego świata, zabiłbym go ostatecznie na opinij, o którą on nieco więcéj dbać zaczyna, bo postępując w lata, zaczyna nabierać ambicij i ma ochotę piąć się do urzędów.
Długo jeszcze Sędzia naradzał się z Ordęgą, który zapalony myślą oswobodzenia Anny, połechtany nadzieją posiadania jéj, żwawo i śmiało zabierał się do porwania. Całą noc trwały tajemnicze przygotowania, rozesłani ludzie z końmi rozstawnemi po traktach, przysposobione powozy, przeliczone pieniądze, obmyślone wygody dla podróżnéj, narządzona broń na przypadek. Bałabanowicz, ciesząc się tą zemstą, ofiarował swoje konie, przysłał przez Sędziego potrzebne pieniądze, postarał się pasportów dla Anny i Teodora. Po długiéj naradzie postanowiono, aby jeśli się uda wykraść ją bez wrzawy, wszystko tak ułożyć, jakby ona sama uciekała z domu. Ordęga powierzywszy doprowadzenie jéj do miasta najbliższego Bałabanowiczowi, miał powrócić do domu i udawać całkiem obcego téj sprawie. Tę ostrożność doradzała mu myśl o sławie Anny, mogącéj szwankować na wykradzeniu przez młodego człowieka, w którym łatwo każdy zalotnikaby poznał.
Gdy wszystko obmyślono, Sędzia spokojnie układł się na kanapie i kazawszy się zbudzić bardzo rano, aby miał czas odbyć wizytę w Brzozówce i stanowczą czynność w Złotéj Woli, zasnął snem sprawiedliwych, a raczéj zmęczonych.
Pan Teodor ani mógł przyłożyć głowy do poduszek, tak go jutrzejsze zajmowały wypadki.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.