Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Całe życie biedna.djvu/200

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
186

Najlepiéj jednak cicho, bez wrzawy, tak aby osób niepoznano, porwanie dopełnić.
Ja na wszelki przypadek do niepoznania się zamaskuję: bo moja przytomność mogłaby szkodzić sławie Anny, tego niepokalanego Anioła. Rozporządzenie domu znam dostatecznie, bom u P. Mateusza bywał przed jego weselem. Żona zajmuje teraz pokój z szklannemi drzwiami od ogrodu, ten przytyka do bawialnego w którym nikt nie sypia, z jednéj, z drugiéj strony do sieni prowadzących do kancellarij Mateusza, za którą dopiero jest jego sypialny. Słudzy śpią w sieniach wielkich od dziedzińca, służące na drugiej stronie domu; ogród nie jest bardzo srodze oparkaniony, a fórtkę wybić łatwo jedném uderzeniem nogi. Chodzi tylko o to, żeby Anna na pierwsze ukazanie się ludzi nie narobiła krzyku, i najlepiéjby ją uprzedzić. Listu jednak straszno pisać, straszniéj posyłać, a ustnie ktoby się podjął tego poselstwa?
— Ja! odpowiedział Sędzia po namyśle. Będę u niego z rana i tém bardziej go oślepię na to co ma być wieczór w Złotej Woli! Wprawdzie jesteśmy na zimno, a raczéj jak najgorzéj, lecz ja jestem obrażony, pojadę niby dla pro-