Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Całe życie biedna.djvu/197

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
183

wytchnę i zaraz ci powiem z czém do ciebie przyjechałem.
Pan Teodor pośpieszył z rozkazem i niespokojny stanął przed Sędzią, który rękawem pot z czoła ocierał.
— No, rzekł Sędzia, chceszli mieć Annę?
— Dziwne, na Boga pytanie! odezwał się Ordęga, możnaż tego nie żądać, dałbym życie!
— Możesz ją mieć i taniéj! Chodzi tylko o to, aby jutro wieczorem ją wykraść!
— To najmniejsza, ale cóż będzie daléj? spytał niespokojnie Ordęga.
— Ja to wszystko obmyśliłem, gotując się na długi wykład, rzekł Sędzia. Ten łotr Mateusz czyha tylko na jéj majątek, dla niego się ożenił, dla niego żyje, wyglądając śmierci Podkomorzynéj. Ona jest męczennicą w domu, najnieszczęśliwszą kobiétą. Wiedząc o waszéj miłości panie Teodorze, postanowiłem wam dopomodz. Jutro jadę do Podkomorzynéj z zapisami na imie siestrzenicy w kieszeni, z zapisami tém bardziéj nieodwołanemi, że je ułożyć kazałem formą obligów, na summę przechodzącą wartość całego majątku Podkomorzynéj. Wystawię jéj los Anny, postępowanie Mateusza