Przejdź do zawartości

Anielka w mieście/Grom z jasnego nieba

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Janina Zawisza-Krasucka (opr.)
Tytuł Anielka w mieście
Podtytuł Powieść
Data wyd. 1934
Druk Drukarnia „Rekord”
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cała powieść
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


25. Grom z jasnego nieba.


W najweselszym nastroju szykowała Anielka swą zimową sukienkę, do której panna Chudzelewska darowała jej przecudowną, bardzo dopasowaną szarfę jedwabną. Kapelusz miała również nowomodny. Miech ludzie w Wielkiej Wsi przekonają się, że Anielka w mieście nie była znów taką nędzarką. Co powie rodzeństwo, jak ją zobaczy, co powiedzą sąsiedzi, gdy ją spotkają na ulicy? Już na samą myśl o tem, serce w piersi Anielki poczęło bić mocniej.
A Stasiek? Od owej niedzieli, kiedy byli w teatrze, prawie nic do niej nie mówił, tylko od czasu do czasu tak dziwnie na nią spoglądał. Żeby tak pani Bielawska o wszystkiem się dowiedziała! Nic jej z domu nie przywiozę, postanawiała Anielka, bo przecież ma coś złego na myśli, jeżeli chodzi o załatwienie sprawy z Irenką. Nie wiem tylko jaki ma zamiar. Co będzie? Stasiek i jego matka napewno mi w tem dopomogą. Pani Miszczakowej przywiozę spory woreczek suszonych owoców, placek pszenny, a może i struclę ze śliwkami.
Wszystkie świąteczne śpiżarniane zapasy matki ukazały się oczom wyobraźni Anielki i cieszyła się już zgóry myślą o powrocie swym do miasta.
Z pewnością nie uwierzyłaby, gdyby jej ktoś wówczas powiedział, że na święta Bożego Narodzenia wcale do domu nie pojedzie!
Nastało popołudnie przedwigilijne. Majster posłał jeszcze Staśka, aby coś na mieście załatwił, poczem chłopak udał się domu. Wszyscy już byli zebrani przy stole, nie wyłączając matki. Wyprasowana bielizna została odesłana i pani Miszczakowa jak nigdy, siedziała z założonemi rękami przy kolacyjnym stole.
— Jestem znowu strasznie zmęczona, — zwierzała się babci, — nie przeszkadzajcie sobie, ale położę się dzisiaj również wcześniej do łóżka.
Wstała, spojrzała na swą dzieciarnię dorastającą, potem dłużej spoczęła wzrokiem na twarzy Staśka i skierowała się do drzwi, podtrzymywana przez syna, który dostrzegł, że dzisiaj była wyjątkowo osłabiona. Gdy już leżała w łóżku, pogłaskała go pieszczotliwie po twarzy, prosząc, aby wrócił do kolacji i obiecując, że natychmiast zaśnie. Jutro z pewnością wszystko znowu będzie jak najlepiej.
Biedny, biedny Stasiek! Aż do brzasku następnego dnia klęczał przy łóżku matki, wypowiadając wciąż jakieś pieszczotliwe słowa, bo nie mógł uwierzyć, że nagle oddychać przestała, że nigdy się już nie zbudzi, że nie uśmiechnie się, gdyż śpi bardzo głęboko.
Wszystko dlań istnieć przestało, nic już nie dostrzegał dokoła, widział tylko uśpioną nazawsze matkę, której za życia, mimo nadludzkich wysiłków, nic pomóc nie mógł.
— Mateczko! Mateczko! — szlochał, załamując ręce.
Później dopiero dostrzegł swych braci i siostry, jak stali przy łóżku, zalewając się łzami, słyszał jęczenie babci, widział ludzi, których znal bardzo mało. I przyszło mu na myśl, że nikt nie powinien niepokoić matki we śnie, że to był grzech, że nie należało jej budzić z chwilą, gdy tak cudownie odpoczywała.
Podniósł się z klęczek i jako najstarszy z rodzeństwa, w zastępstwie matki, począł się troszczyć o wszystko. Przyszła później również Anielka, podała mu rękę i obydwoje poczęli płakać, a potem Anielka już w domu Miszczaków została.
Dni mijały za dniami, niby sen; wszystko, wydawało się snem, chociaż poza mieszkaniem Miszczaków, niemal w każdym domu święcono Boże Narodzenie. Śnieg leżał na dachach, na ulicach było biało, jak zwykle o tej porze roku. Poco żałobne ubranie? Powiedzcie, że to nieprawda, błagał Stasiek spojrzeniem każdego napotkanego na ulicy żebraka i pragnął się śmiać i być wesołym, bo przecież matka czeka nań w domu, a w kącie izby stoi choinka, jarząca się niezliczoną ilością zapalonych świeczek...
Coraz bardziej pogrążał się smutny i śmiertelnie blady Stasiek w swojej nieludzkiej rozpaczy. Czy istnieje na świecie człowiek, któryby mu mógł wrócić matkę? Gdzie należy jej szukać?
Czy Stasiek wogóle zwrócił uwagę na to, że Anielka nie pojechała na święta do domu, że stale była przy nim, że starała mu się pomóc we wszystkiem? Chwilami spoglądał na nią jakimś oddalonym wzrokiem, jakby znajdowała się gdzieś bardzo daleko, jakby nigdy nie miał do niej dotrzeć.
A przecież wszyscy podczas tych dni szli własnemi drogami, wszyscy własnemi sprawami się zajmowali.
Gdy podjechał karawan, który miał przewieźć matkę Staśka na miejsce wiecznego spoczynku, babcia nie przeżyła tej chwili i również zamknęła oczy nazawsze. Czyż nie lepiej, że więcej już miała się nie zbudzić? Czyż na świecie po śmierci córki byłoby jej dobrze?
Przybrano babcię kwiatami i ułożono na tym samym katafalku, na którym przedtem spoczywały zwłoki matki Staśka. Zdaleka i zbliska przychodzili dzieci i dorośli, pragnąc oddać staruszce ostatnią posługę. A matka Staśka pojechała na czarnym karawanie, odprowadzona przez ludzi, którzy tak dobrze znali ją, którym sama niegdyś wnosiła w dniach troski promień słońca do domu. Wszyscy głośno mówili o jej szlachetności, wszyscy cicho płakali, a przygodni przechodnie dziwili się i zapytywali jedni drugich, czyj to był pogrzeb.
Wreszcie złożono trumnę do mogiły, ludzie rozeszli się i na cmentarzu zapanowała cisza. Tylko na chwilę pozostał tam jeszcze Stasiek, a przy jego boku pozostała Anielka. Oczami pełnemi łez spojrzał Stasiek po raz pierwszy przytomniej na swą towarzyszkę.
— Nie wiem, jak wrócę teraz do domu, — rzekł złamanym głosem.
— Chodź jednak, Stasiu, zostanę u was i będę wam prowadziła gospodarstwo, jak będziecie chcieli — wyszeptała Anielka. — Nauczę się prasować i będę tak, jak matka twoja przyjmowała bieliznę do prasowania.
Wówczas Stasiek podniósł głowę, przyjrzał się Anielce uważniej i dopiero w tej chwili zdał sobie sprawę, że Anielka na święta nie pojechała do domu. Chwycił ją za rękę.
— Dziękuję ci, — rzekł i zapłakał znowu, a w sercu jego w tej chwili zajaśniał płomień, który mu dodał siły do powrotu do dawnego, smutnego życia.
Anielka tylko na Sylwestra i na Nowy Rok pojechała do Nowej Wsi. Nie przepasała swej sukni ową piękną jedwabną szarfą, a na głowę, zamiast nowomodnego kapelusza, włożyła stary kapelusik aksamitny. Gdy pani Bielawska kazała jej zabrać z sobą Irenkę, bo podobno matka Anielki wynalazła dla małej jakiś dobry przytułek, Anielka nie miała już siły bronić się, nie miała odwagi wszczynać dyskusji z panią Bielawską.
Czy ten kanał był zawsze taki wąski, a ten strumyk taki brudny? Rodzinna wioska wydała się naprzód Anielce tak obca, jakby nie była tu od wielu, wielu lat. Romka w Wielkiej Wsi także nie było, a Stefek uczył się rzemiosła w Wiatrowie. Milusia chodziła na lekcje szycia i bardzo późno przychodziła do domu, Amelka zaś uczyła się prasować.
— I mnieby się to przydało, — wzdychała Anielka, — u pani Bielawskiej niewiele się zdołam nauczyć.
Ale matka nawet słyszeć o tem nie chciała. Zaczęła mówić o całkiem innych rzeczach, później zaś przyszli goście sylwestrowi i ustawiono na stole szklanki.
Gdzie teraz był Stasiek? Anielce łzy nabiegły do oczu, pośpiesznie wstała i wyszła z izby. Goście skonstatowali, że ogromnie się zmieniła, że stała się o wiele spokojniejsza, niż była przedtem. Tak, ona sama nie wie co się z nią dzieje, myślała matka, ale w domu w żadnym wypadku zostać nie może.
Następnego ranka Anielka odwiedziła Wojtka w oborze Styków. Siedział pod krową i doił ją. Czy szczęśliwie wrócił do domu po jarmarku Św. Marcina? zapytywała Anielka. Wówczas Wojtek spojrzał na nią zdziwiony i zamyślił się.
— Z jarmarku Św. Marcina? Tak... tak.
A czy chciałby jeszcze raz pojechać do miasta? Na to Wojtek potrząsnął przecząco głową.
— Poco? Taki jeden raz wystarczy. Wystarczy mi w zupełności na całe życie.
I zaśmiał się tym dawnym, dobrotliwym Wojtkowym śmiechem, który Anielce przypomniał znowu wszystkie dawne drogie sercu przygody w rodzinnej wiosce.
Po odwiedzinach u Wojtka poczęła iść wąską polną miedzą w stronę rzeki, tą samą, którą dawniej tak często chodziła i nagle na jedną chwilę stała się znowu tą dawną małą Anielką, biegającą po łąkach i polach boso.
Chciałabym właściwie przekonać się, jak się człowiek czuje, gdy jest dorosły, przebiegło jej przez myśl, ale właściwie do dawnego dzieciństwa wracać bym nie pragnęła. Spojrzała w pewnej chwili na swą suknię, która prawie sięgała ziemi, przygładziła ręką włosy, związane na karku w mały greczek i zatopiła się niewiadomo dlaczego w bolesnych rozmyślaniach. Odczuła tęsknotę, może za minionem dzieciństwem, a może za matką Staśka, która jej na wszystkie pytania tak mile umiała odpowiedzieć, może także za Staśkiem, za człowiekiem, któremu mówiła o wszystkiem i który ją tak dobrze rozumiał...
Pojęła wreszcie, że jej dom rodzinny nie znajdował się teraz w Wielkiej Wsi, lecz tam, gdzie była komuś potrzebna, gdzie mogła coś uczynić dla drugich.
Skierowała się w stronę cmentarza, pozdrowiła mogiły babci i Magdzi, poczem po powrocie do do domu udała się wraz z matką i Irenką do chaty, w której Irenka miała pozostać na stałe.
Pozostawiając dziecko u sąsiadów, odczuwała Anielka dotkliwy ból w sercu. Co będzie robić u Bielawskich bez Irenki? Na miłość boską, jak to wogóle będzie? Ale potem wróciła znowu do tej apatji, która jej nie odstępowała w ciągu ostatnich dni i sprawiała, że Anielka widziała i odczuwała wszystko tylko połowicznie.
Irenka przez chwilę żegnała ją, powiewając chusteczką, potem zaś w podskokach wróciła do obory, do figlarnych kóz i owiec, i do rozbawionych dzieci, Elżuni i Henia, którzy odtąd mieli być towarzyszami jej zabaw. Przecież Aniela przyjedzie kiedyś do niej, a zresztą na miejscu w Wielkiej Wsi mieszkała pani Lipkowa. Jak pięknie i wesoło było na wsi!
Tak się więc stało, że Anielka opuszczona i samotna wracała z odwiedzin w swej rodzinnej wiosce, a gdy buchająca parą lokomotywa zbliżać się poczęła do miasta, Anielka odczuła jeszcze większy ciężar na sercu, jakby upadły na nie te wszystkie ołowiane chmury, wiszące na niebie, jakby przytłaczały jej ramiona i tamowały oddech. Jedynym jasnym promieniem w tej pustce mrocznej był Stasiek.
Coby mogła uczynić dla niego i dla jego rodzeństwa? Gdyby go w mieście nie było, z pewnością nie śpieszyłabym się tak od matki, przemknęło Anielce przez myśl i znowu srebrzyste Izy ukazały się w jej oczach.
Ale dokąd właściwie chciała się udać? Gdzie była jej ojczyzna? Gdzie był jej dom?



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Janina Zawisza-Krasucka.