Strona:Janina Zawisza-Krasucka - Anielka w mieście.pdf/189

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wszystkie świąteczne śpiżarniane zapasy matki ukazały się oczom wyobraźni Anielki i cieszyła się już zgóry myślą o powrocie swym do miasta.
Z pewnością nie uwierzyłaby, gdyby jej ktoś wówczas powiedział, że na święta Bożego Narodzenia wcale do domu nie pojedzie!
Nastało popołudnie przedwigilijne. Majster posłał jeszcze Staśka, aby coś na mieście załatwił, poczem chłopak udał się domu. Wszyscy już byli zebrani przy stole, nie wyłączając matki. Wyprasowana bielizna została odesłana i pani Miszczakowa jak nigdy, siedziała z założonemi rękami przy kolacyjnym stole.
— Jestem znowu strasznie zmęczona, — zwierzała się babci, — nie przeszkadzajcie sobie, ale położę się dzisiaj również wcześniej do łóżka.
Wstała, spojrzała na swą dzieciarnię dorastającą, potem dłużej spoczęła wzrokiem na twarzy Staśka i skierowała się do drzwi, podtrzymywana przez syna, który dostrzegł, że dzisiaj była wyjątkowo osłabiona. Gdy już leżała w łóżku, pogłaskała go pieszczotliwie po twarzy, prosząc, aby wrócił do kolacji i obiecując, że natychmiast zaśnie. Jutro z pewnością wszystko znowu będzie jak najlepiej.
Biedny, biedny Stasiek! Aż do brzasku następnego dnia klęczał przy łóżku matki, wypowiadając wciąż jakieś pieszczotliwe słowa, bo nie mógł uwierzyć, że nagle oddychać przestała, że nigdy się już nie zbudzi, że nie uśmiechnie się, gdyż śpi bardzo głęboko.
Wszystko dlań istnieć przestało, nic już nie